Forum konie »

Co mnie wkurza w jeździectwie?

Ciekawy temat poboczny, jak definiujecie konie pewne / niepewne? zajmuję, że zajeżdżaniem i w momencie kiedy już wsiadam na konia - traktuję go jako pewnego, niepewne mają więcej pracy z ziemi, aż staną się pewne. Ale z drugiej strony czy jakikolwiek koń może być w 100% bezpieczny? 😅
faith, współczuję bardzo i życzę szybkiego powrotu do zdrowia! Twój wpis daje do myślenia, jak już jeżdżę to na bardzo grzecznym i bezpiecznym koniu i ostatnio zdałam sobie sprawę że trochę zapominam, że to jednak duże zwierzątko jest, które może coś odwalić... Chyba też się zainteresuje kamizelką
epk, nie wiem jak duży biust masz ale i ja i koleżanka mamy czym oddychać (chociaż wiadomo, że w staniku sportowym wszystko trochę spłaszczone) i mamy Komperdell level 2. Jest wyprofilowana pod kobietę i wszystko mi się mieści 😁
Equigrav, Dwa rodzaje pewnosci:

1) pod względem testowania i wyrazania niezadowolenia ze musi pracowac. Bo jedno to jest ze można na konia wsiąść I podrozowac, a drugie to zeby kon zaakceptowal pomoce. Czasami z podrozowaniem problemu nie ma a z akceptacja pomocy jest ostry cyrk.

2) Reakcja na dziwne sytuacje, ktora daje się kontrolowac - czy jak z lasku przy placu wybiegnie sarenka albo wyleci bazant to kon tylko odskoczy czy walnie rodeo przez cala szeokosc placu? Czy jest szansa opanowac splocha po naglym podmuchu wiatru na hali (mamy namiot). Do tej pewnosci dochodza dość dlugo, jak w domu sa juz pewne to czas na pierwsze wyjazdowe treningi i tam zabawe od poczatku, znowu z zerowym zaufaniem na poczatku I lonża przed wsiadaniem oraz dostepnym pomocnikiem, ktory wprowadzi na plac, przeprowadzi przy straszaku itp.

Tez nie wsiadam na konie, które np boją sie szelestu czy szybkiego ruchu nad glowa, to ogarniam z ziemi. Tak samo bezwgledna reakcje na pomoce popedzajace i głos (kopanie w bat na lonży jest bardzo nie ok np., tak samo brak reakcji na prr).
Pacisx, no żeby wcisnąć w tą kamizelkę swój biust to musiałabym mieć 180cm wzrostu 😉
epk, ok, nie było tematu. A taki np Swing p24 Flex? Bo on chyba się skupia tylko na ochronie pleców. Albo kamizelki nadmuchiwane?
Pacisx, nadmuchiwanej na bank nie chcę - znając mnie 2 razy w tygodniu musiałabym nabój wymieniać przez własną nieuwagę. Zobaczę tą drugą - dzięki.
faith, Bardzo, bardzo współczuję! Trzymam kciuki za rekonwalescencję!
Wiesz, nie musisz jeździć. To nie jest żaden nakaz, rozkaz i nie wiadomo co.
Dbaj o siebie, a co będzie później, to się zobaczy. Będzisz "czuła", że chcesz wsiąść, to wsiądziesz, a nie to nie. Bez presji. Trzymaj się!
Pacisx, potwierdzam, widziałam je na kobietach z większym biustem, sama nosiłam i wszystko się mieści 😉

Equigrav, po pierwsze pytanie jak pewny, dla kogo?
Ogólnie za „pewniaka” uznałabym profesora, konia na którego bez strachu wsadzę dziecko.
Jednak kiedy to ja wsiadam mam nieco inne pojęcie - bylebym mogła powstrzymać konia przed zapierniczaniem bez celu, koń który nie włącza nagle trybu „zero kontroli”, bo zobaczył listek, kopytny który jest do opanowania w większości sytuacji. Nawet jeśli czasem się odpala, nie podobają mu się niektóre przeszkody, nie chce podjechać do straszków albo jest wesoły w terenie - jeśli przez 3/4 czasu mam kontrolę, będzie to dla mnie „pewniak”. Jeśli jego odpały są do opanowania, tak w skrócie. A jeśli byle co sprawi, że lata i ja latam z nim, to już mi słowo „pewniak” przez gardło nie przejdzie 😉
Dziękuję wszystkim za dobre słowo 💗
Faith. Dzięki za ten wpis. Mam 20 lat doświadczenia, ostatnio jak mi koń odwalił mały numer to mój mąż mówi, że był pewien że spadnę i jak ja to robię że tyle lat nie spadam z konia. A po Twoim wpisie pewność siebie opadła :P Nie mam już lat 20 więc trzeba się zastanowić nad bezpieczeństwem.
nokia6002, też zawsze powtarzałam że mnie ciężko wywalić z siodła, a wystarczyło raz i prosto do szpitala.

I o ile fizycznie dochodzę do siebie, o tyle psychika mi wysiadła, o czym nie zdawałam sobie sprawy dopóki nie pojechałam do stajni. Poszłam sprzątać padoki i miałam problem, że konie podchodzą za blisko - bo nagle sobie zdałam sprawę, że im nie ufam, mają kopyta, ważą pół tony i byle pierdoła może mnie zmieść z planszy, a kolejny uraz mózgu w niedługim czasie od poprzedniego może mieć już naprawdę fatalne konsekwencje.
I żeby to sobie od razu przepracować, to przy sprowadzaniu koni na kolację wzięłam tego, z którym chwilowo są problemy 🙃 i pierwszy raz się bałam. A przecież znam je od narodzin, leżeliśmy sobie razem w sianku, nigdy mi nic nie zrobiły.
Nie wiem jak będzie jak wrócę w siodło. Tego się naprawdę boję. Już przed upadkiem miałam ograniczone zaufanie, tzn. z tyłu głowy miałam świadomość, że siedzę na wrażliwcu, któremu wcale dużo nie trzeba żeby zamienił się w katapultę.

Co ciekawe, jak miałam 16 lat i koń mnie wysłał kopniakiem w gips na dominującej ręce, to nie miałam najmniejszego problemu z zaufaniem.
Jednak człowiek jak starszy to gorzej przeżywa takie sytuacje.
Pewnego pięknego dnia spadłam z konia. Spłoszył się i mnie katapultował. Niby nie był to pierwszy upadek (w sumie chyba szósty), ale pierwszy tak strasznie bolesny. Narobiłam hałasu i zamieszania na cały plac. Na szczęście ktoś zaraz podbiegł do mnie. Najpierw poleżałam, potem delikatnie usiadłam, aż w końcu wstałam i jakoś się ogarnęłam, ale trauma została. Po wypadku jeździłam na lonży, bo się bałam nawet zagalopować. Teraz jest już okej, ale potrzebowałam czasu. Psychika ucierpiała bardziej niż ciało. W zasadzie to przyłapałam się na tym, że już nawet za dzieciaka się mniej bałam niż po upadku. Dobrze, że to było przed moim zwiedzaniem oddziału ortopedii/chirurgii dziecięcej/SORów itd. (tym razem po drugiej stronie, na szczęście nie jako pacjent), bo widząc w tym samym czasie tyle wypadków z udziałem koni (i nie tylko) to bym w życiu chyba do siebie nie doszła.
Ja się połamałam na 6 jeździe w życiu, miałam iść galopować (stare dzieje, twarda szkoła itd). Spadłam z kucyka, w miękki piach, ot zleciałam. Poszła mi szyjka kości ramiennej. Niestety później też miałam trochę bolesnych upadków, nikt nie dbał o to by mi jakoś pomóc tylko były teksty czego się boisz i po co wsiadasz na te konie. Traumę mam na zawsze, panicznie boję się spadać, nie wsiądę na konie które wiem że brykają.
Czasem to na prawdę niewiele trzeba. Mam swoje pewne konie, serio bezpieczne, nie płochliwe, obyte ze wszystkim, no tir może za dupą przejechać i uchem nie ruszą. W kwietniu mój własny koń, na moim własnym, świeżo wyrównanym placu najzwyczajniej w świecie się ze mną na plecach spektakularnie wyrżnął 🤷Galopował sobie fajnie, luźniutki, okrągły na długiej wodzy, wyszliśmy z zakrętu na prostą i z tej radości chyba, że mu się fajnie biegnie, nogi mu się poplątały i podwozie zwinęło 😅 Potłukłam się tylko, skręciłam ponownie wielokrotnie już skręconą kostkę, ale poza tym nic, a i tak przez parę następnych jazd był w głowie niepokój taki i asekuracyjne siedzenie.
zembria, ech teraz jak to napisałaś to przypomnialam sobie, że ja ostatnio jak spadłam to właśnie z najgrzeczniejszego konia na świecie. Potknął się, bo na hali było trochę twardo i sturlalam się z niego na nogi. Nic mi się nie stało, po 30 sekundach siedziałam dalej i galopowalismy jakby nigdy nic, ale jakaś obawa i nieufność do galopu na tej hali mi zostały. I przypomniałaś mi to, bo w niedzielę miałam trening na hali właśnie i jak rozgrzewałam konia to zdalam sobie sprawę że choć minęło już kilka miesięcy i koń jest inny, to dalej mam obawe czy się w galopie nie potknie. Ogólnie nie mam jakiegoś strachu przed brykaniem czy ploszeniem (choć pewnie dlatego że konie na których jeżdzdzilam to profesory pełną gębą) ale właśnie przed potknięciem i gleba razem z koniem. Masakra
Jak czytam to co piszecie, to zastanawiam się, co jest ze mną nie tak, bo najwyraźniej nie mam genu strachu. Inna sprawa, że nigdy mi się nic poważnego nie stało, ale jako dzieciak leżałam na pewno więcej niż 50 razy. Miewałam "treningi" że spadałam z konia 5-7 razy w ciągu jednej jazdy. Chyba jestem odczulona. W dorosłym życiu spadam rzadko i bezurazowo (odpukać w niemalowane).

W niedzielę koleżanka zaliczyła spektakularną glebę przez uszy bo koń pierdoła potknął się na prostej drodze. Wsiadła, skończyła trening, następnego dnia wyprowadziła 20 koni na wybieg, rozdała siano, pojeździła taczką z gównem itd. Po południu dotarła na prześwietlenia i konsultacje z neurologiem i ortopedą- uszkodzone 7 kręgów, poprzemieszczane krążki międzykręgowe. Bezwzględne L4 na 6 tyg. i informacja, że ma farta, bo mogło być dużo gorzej. Także ten...
No dopóki nie odlezalam swojego w szpitalu to też się nie bałam 😉
I też spadałam wielokrotnie, nie da się nie spadać jak się jeździ większe pół życia, ale no, nigdy nie było konsekwencji,co najwyżej coś tam potłuczone...
rudziczek, Jako dzieciak miałam to samo. Spadałam non stop, jeździłam na takiej kobyłce (konik polski), co mnie zrzucała celowo przy każdej próbie galopu, każdej 😂 Leżałam po kilka razy na każdej jeździe, uparcie wsiadałam i próbowałam dalej. W końcu nieco urosłam, miałam ciut więcej siły i dałam radę ją przytrzymać. Ona mnie ściągała wodzami i poprawiała zadem. Raz wystarczył, potem to był najcudowniejszy mój konik z dzieciństwa 😁 Potem też leciałam regularnie, teraz nawet tydzień równo po tej wywrotce poleciałam, z własnej głupoty 😉 I tu nie miałam żadnego oporu potem, a po tej wywrotce tak. Przypuszczam, że dlatego, że tu nie było jak tego powstrzymać, wysiedzieć czy coś, takie zdarzenie poza moją kontrolą i chyba to w głowie siedziało, że nie jestem w stanie temu zapobiec.
Ja dostałam bana na jeżdżenie bez kamizelki po tym, jak moja mama wyrżnęła w galopie w terenie, paskudnie to wyglądało, na szczęście wtedy tylko się strachu najadłyśmy. Puślisko jej wyskoczyło z zamka, nikt nie wie jak i dlaczego, a lecieliśmy dzidą w półsiadzie przez pola, więc gleba była dosyć niespodziewana. Potłukła się, wstrząśnienie mózgu, ale wszystko na szczęście całe. Jechałam za nią, z mojej perspektywy upadek wyglądał tak, że myślałam że skręciła sobie kark i mam po matce. Wiadomo, kamizelka nie chroni przed urazami szyi, ale zawsze jest tym czymś dodatkowym, jestem pewna że nie raz uratowała mi żebra. Kiedyś kobyła zatrzymała mi się z galopu na wprost płotu, nie wiem, czy coś zobaczyła, czy jaki był powód, ale jak fiknęłam salto w powietrzu i wpadłam na metalowe rury, to super-pancerna i super-niewygodna kamizelka USG lvl 3 mi się wgniotła. Płot też się wygiął. Poza krwiakiem - żebra całe. Od tej pory zdarzyło mi się kosić przeszkody, stojaki, spadać w dziwny sposób i tfu tfu odpukać nic mi się nie stało.
Za to mama spadła w tej samej kamizelce, z najspokojniejszego konia w stajni, bo śnieg zjechał z dachu hali. Spadła tak dziwnie i niefortunnie, odbijając się od ściany, że uderzyła o ziemię biodrem -kość krzyżowa pęknięta w 2 miejscach. Ale i tak myślę, że jakby była bez kamizelki, to byłoby gorzej, bo jeszcze byłby uraz pleców od uderzenia w ścianę. Tak, wyglądam w tym jak ludzik Michelin, tak, jest gorąco, ale nie mam jaj jeździć bez. Znam przynajmniej 5 osób które przy głupim, "niegroźnym" upadku na placu uszkodziły kręgosłup. Dużo nie trzeba.
A i podejrzewam że przez ostatnie 10 lat pojawiło się więcej wygodniejszych rozwiązań niż moja zbroja, więc zdecydowanie polecam zatroszczyć się o swoje kości.
rudziczek, - jak pizgnęłam o ziemię tak, że przez ponad minute nie czułam nóg i w głowie przeleciało "no to fajnie było chodzić", to gen strachu mi się aktywował 😉 i owszem, odzyskałam czucie, wsiadłam, dokończyłam skoki, dopiero na drugi dzień odkryłam pęknięte żebra. Nigdy już nie odzyskałam tej swobody i pewności w skoku czy wsiadając na konie ogólnie.
Nie ma dla mnie gorszej rzeczy niż myśl o paraliżu i byciu zależnym od innych. Już bym wolała zlecieć tak, żebym się nie obudziła.
To ja kiedyś, jako nastolatka, w zimowym terenie pizgnęłam o zmarzniętą glebę, całe powietrze z płuc mi wycisnęło i nie mogłam złapać oddechu, tułów sztywny kompletnie. Koń mi się poślizgnął, wyratował się, a ja poleciałam. Plot twist - moja mama jechała ze mną, nawet z konia nie zsiadła tylko podjechała do mnie walczącej o oddech, nachyliła się i powiedziała „żyjesz?” 😂
Ja też byłam odważna (głupia?) jako dziecko, potem mi się płat czołowy wykształcił w pełni i zaczęłam płacić sama za swoją opieke medyczną i ubezpieczenie - to mi przeszło 😉
Dla mnie młode konie to na dzień dobry kamizelka bo chyba każdy nawet najgrzeczniejszy może zaskoczyć. Tereny/skoki/obecność stałych twardych elementów - też raczej kamizelka na tak. A no i koniom-lampionom to nigdy nie ufam tak do końca. Ogółem co do koni starszych - użycie kamizelki wzrastające proporcjonalne do częstotliwości fakapów. Mówię to jako osoba bez kamizelki XD ale zaraz się to zmieni tylko muszę się pomierzyć dobrze i trzymać kciuki że faktycznie taka przewiewna i flexi.

W jeździectwie - tfu tfu - okrutna jest rutyna, przyzwyczajenie i nadmierne zaufanie. Jak pracowałam jeszcze w temacie to nie zlicze ile durnych wypadków kończących się na szpitalu było z tymi grzecznymi końmi. Np. kolegę (były kawalerzysta, chłopisko 2m wzrostu) znokautował kucyk... 130cm. I to tak do nieprzytomności. Do dziś nie wiadomo co tam się zadziało, na szczęście reakcja była szybka, bo akurat miał komuś coś pomóc i go szybko znaleźliśmy. Sama też zresztą złamałam rękę podczas rutynowej czynnosci, też z takim kochaniutkim konikiem. Najgorsze upadki miałam z koni z których bym się nie spodziewała tak koncertowo dupnąć. I wtedy to może mnie jeszcze tak nie bolało bo odpowiedzialnosci ma się niewiele w wieku bliższym 20tki. Ja też się śmieje że jak wykształcił mi się płat czołowy to już rozsądniejsza się nagle zrobiłam w temacie xD
Galopował sobie fajnie, luźniutki, okrągły na długiej wodzy, wyszliśmy z zakrętu na prostą i z tej radości chyba, że mu się fajnie biegnie, nogi mu się poplątały i podwozie zwinęło 😅

zembria, mój koń często przy takim luźnym galopie się potyka, że ląduję na szyi, bo jest właśnie luźny i miękki jak roztopione masło, a myślami jest daaaaleko i nagle nogi się plączą. Dlatego bardzo rzadko tak galopuje. Może być mocno w dole, szyja luźna, ale kontakt lekki musi być. I moja czujność 😉
faith, trzymaj sie, życze zdrówka!

i ja zaliczam się do grona jeżdżących w sumie tylko na własnym koniu lub dobrze mi znanych (samo kupno i sprawdzanie, czy mój przyszły koń nie wywinie jakiegoś numeru to już była ze mnie chodząca galareta) choć ostatnio po ponad 10 latach zaczęłam znów wsiadac na czyjeś.. 🙃
Ponad 10 lat temu w pracy zaliczyłam 2 spektakularne upadki (w tym jeden na drodze, ot koniczek poniósł i stracił sterowność) i mimo, że jeżdżę to z tyłu głowy jednak mam ten strach, żeby znowu sie tak nie wyglebić..
Meise, bo w tym luznym galopie one sie na przod uwalaja jak sie ich nie pilnuje. Mialam kiedys konia, który jak mi opadl na przód to sie potykal w przejsciach galop- step. Raz dosłownie upadl przodami i paszcza na ziemie a tyly wsunal pod siebie - do pozycji psa lezacego na bruchu. Nie spadłam ale juz bylam na szyi blisko uszu i musiałam zlezc bo nie mogl wstac.

Druga akcje ze trzeba bylo zejsc bo matol sie unieruchomil mialam jak mi kon wskoczyl przodami na plot na placu i stal tam jak przyglup. Tez schodzilam, dzwonilam do meza I sciagalismy dwa kopytka naraz bo jedno to zaraz by byla kontuzja. To swoja droga byla akcja prawdopodbna jak jeden na milion - nagla utrata kontroli ni z tego ni z owego i dzida przed siebie w panice. Potem sie okazalo, ze mleczny zab wypadl ale nie wypadl calkiem z paszczy tylko zablokowal sie miedzy zebami a policzkiem. Przy skrecaniu musialam go przemiescic wedzidlem i go po prostu zabolalo.
faith, łomatulu bidaku. Zdrówka bardzo!!!

Swoją ścieżką... ja też wyrosłam z bycia bohaterem i wsiadania na wszystko. Nawet w kasku jeżdżę, co - wstyd się przyznać - wcale nie jest takie oczywiste... i rzeczywiście od jakiegoś czasu - tylko na swoim koniu... znamy się 20 lat, więc wiem kiedy warto zamienić jazdę na lonżę 😉
Meise, bo w tym luznym galopie one sie na przod uwalaja jak sie ich nie pilnuje. Mialam kiedys konia, który jak mi opadl na przód to sie potykal w przejsciach galop- step. Raz dosłownie upadl przodami i paszcza na ziemie a tyly wsunal pod siebie - do pozycji psa lezacego na bruchu. Nie spadłam ale juz bylam na szyi blisko uszu i musiałam zlezc bo nie mogl wstac.
karolina_, o to to! Dokładnie. Uwali się gad na przód i patataja jak ta łazęga. To się musi w końcu skończyć potknięciem. Albo trzeba dupska im mocno pilnować, albo dodatkowo jeszcze trzymać lekki kontakt.
Mój koń jak po wiekach wsiadłam na cordeo to miał problem z zagalopowaniem, bo nie mógł odnaleźć pozycji ciała i równowagi... Chyba za dużo robię i myślę za niego w trakcie jazdy 😉 (ale potem się już ogarnął).
_Gaga dzięki Gosia 🙂 pozdrów Kazia!
A ktoś ma pomysł na kamizelkę w którą zmieści się duży biust? Bo ja wszystkie, które oglądam w necie to wg wymiarów dużo brakuje.
epk, ja ci przywiozę nowe regulowane za jakiś czas i sobie poprzymierzasz WSZYSTKIE w sklepie. Wsyztskie modele i nowe modele z regulacją.

Myślę, że zrobię taki kamizelkowy tour po moich wszystkich sklepach - normalnie "rozpiszę" trasę i dam tu znac, gdzie i kiedy będzie taka możliwość.

Faith bardzo bardzo współczuję i z całego serca życzę szybkiego powrotu do pełnej sprawności.
Żebar długoa, ale żebra mają dużo kolagenu w sobie i się pięknie zrastają, tak, że potem "śladu nie ma" nawet na rtg.
Płuca trudniej - ale też. Rób ćwiczenia izometryczne tego co amsz zdrowe. jak ja miałam "noge na przeczepach" to dużo czytałam w temaacie (stare ruskie badania) i oni ro bili eksperymenty i studentm unieruchomiali daną cześc ciała i dzieliliich an dwoe grupy- jedna robiła nic, druga cwiczyła te nieunieruchomione części ciała. okaząło się, że cżłowiek jest symetryczny bardziej niż sądzimy. I tak, grupa cwicząca miała mnijsze zaniki mięsniowe w unieruchominych kończynacj. czyli praca "lewej nogI' nie pozwala umierać "prawej nodze", prac dołu- trzyma w zdrowi górę.

Mi to bardzo pomoglo, bo ja miałam powiedziane, że po 8 latach będę misała mieć endoprotezę... a tu mineło poand 20 i nadal funkcjonuję bez.




Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się