Powiedzcie mi, - skoro jeden, dwa, pięć batów nie robi na koniu żadnego wrażenia - co da czterdzieści? Ten koń z niezmąconym spokojem się sobie cofa i macha nóżką. To nie są lekkie baty, a on ma je głęboko gdzieś. Jaki ma sens dalsze nawalanie go, skoro to zwyczajnie NIE DZIAŁA?
Na wstępie uwaga (ważna) - to co napiszę to nie jest moja opinia ani moje stanowisko w tej sprawie. Spotkałam się z taką szkołą, akurat również od znanego nazwiska i osoby uznanej w środowisku, że jak koń nie reaguje na łydkę, wzmacniamy batem. Jak na bat (lub łydkę) reaguje oddaniem, najczęściej właśnie kopaniem jedną nogą czy całym zadem (z dwóch nóg), to dajemy bat tak długo, aż koń przestanie odpowiadać w tej sposób. Argumentacja była taka, że jak koń "postawi na swoim", czyli zaprzestaniemy używania pomocy bez prawidłowej odpowiedzi (tu też ważne, prawidłowej nie w sensie że koń odpowie nie całkiem dobrze ale generalnie w dobrym kierunku, tylko że będzie to odpowiedź typu "mam cię zupełnie gdzieś" ) to później będzie już tylko gorzej i te złe odpowiedzi będą coraz bardziej dla jeźdźca niebezpieczne. To co widać na filmie wygląda mi właśnie na tą szkołę, bo baty nie wyglądają na lanie konia pod wpływem niekontrolowanego napływu emocji, a na powtarzanie za każdym razem, jak koń odpowiada źle.
Gillian, no, y, ale kopnąć pudełko a lać zwierzę to co innego. Dokładnie.
Żeby nie było złudzeń co do mojej wypowiedzi - ja tego nie popieram. Nie znamy kontekstu, ale ja nie chcę go znać żeby usprawiedliwić zachowanie tylko raczej potwierdzić/zdementować swoje podejrzenia. Odnoszę wrażenie że świecie sportu i kasy ludzie oczekują że np. kupiony drogi utalentowany koń to gwarancja sukcesu. Że kupujesz młodego konia i on ma wg. jakiejś określonej drabinki odnosić sukces. Bo przecież był drogi i wszyscy mówili że prospekt grand prix. I jak coś nie działa to musi być szybki fiks bo reputacja, bo to, bo tamto, nie ma czasu na pierdzielenie się z koniem. A to, jakby nie było, jest żywa istota a nie samochód. Zaznaczam że NIE WIEM czy tak tu jest, po prostu prostuje swoją wcześniejszą wypowiedź po co mi kontekst.
Też nie do końca rozumiem dlaczego koń poleciał prosto na wycieczkę do rzeźni a nie pierw do doświadczonego jeźdźca do rozwiązywania problemów. No niech pierwszy ktoś rzuci kamieniem kto sobie nie radził i nie szukał pomocy u jakiegoś pana magika. Z opisu oskarżonego nie słychać coś żeby osoba która konia kupiła, jeździła i na mięso wysłała to jakiś pro, bo jakoś wspomniał o poziomie jeźdźca gdzie koń ostatecznie trafił, a przy opisie właściciela użył tylko słownictwa które wskazuje że to mała i grzeczna kobieta która nie skrzywdzilaby muchy
Zgadzam się z tym co napisała lhp. To może być "presja do odpuszczenia", czyli puki koń cofa i podkopuje nogą, puty klapsujemy. Nagroda, czyli w tym wypadku brak presji w postaci bata, nastąpi jak koń odpuści. Nie jestem przekonana, czy to w tym przypadku i w takiej formie najlepsza możliwa metoda, ale wygląda na celowe działanie, a nie wyładowywanie frustracji.
donkeyboy Pańcie, które bardzo kosiają swoje koniki, tak że mocniejszego klapsa ani ostrogi nie użyją, potrafią w skrajnych przypadkach właśnie tak zatkać konia. Tak się dzieje np. jak koń jest ambitny i wrażliwy, ale grzeczny, a pańcia sztywna jak kołek i ze strachem do ruchy naprzód. Ostatecznie koń zaczyna reagować różnie wyrażonym buntem na pomoce wysyłające go w przód- bo pańcia na grzbiecie nie daje jasnych sygnałów czego chce (czy w przód, czy jednak nie w przód), za to jest mega niewygodnym plecakiem, który do tego wisi na wodzy. I absolutnie to, że pańcia by konisiowi nieba przychyliła i nigdy na konisia ręki nie podniesie nie ma ty żadnego znaczenia, bo ostatecznie koń cierpi. Cierpi bo: 1. bolą go plecy, 2. jest sfrustrowany bo chce zadowolić jeźdźca, ale nie wie o ch... mu chodzi, 3. staje się coraz mniej przepuszczalny, coraz trudniejszy do jazdy i ma szanse skończyć w rzeźni.
Ja jestem gotowa postawić 5zł (tak bardzo jestem pewna😉 ), że to konik właśnie od takiej pańci.
To co napisała Ihp ma sens. Też znam tą teorię, a nawet byłam świadkiem wprowadzania jej w życie. Czy pomogło? W końcu tak, ale chyba każdy oprócz trenera miał pewien niedosyt / niesmak / poczucie, że dałoby się to załatwić inaczej.
Mój koń ma narów cofania jak czegoś naprawdę się boi - najczęściej bo się zraził w przeszłości. Żaden bat nie wyśle go wtedy do przodu, oczywiście nogami też oddaje, jak już uważa, że ta Grażyna na górze (czyt. ja) jest tak durna, że nie rozumie co on łopatologicznie do mnie mówi (czyli, że jest to straszne, albo nie da się tego zrobić, a babsztyl dalej nie rozumie i postanawia użyć bata).
Ostatnio przejeżdżałam mostki w terenie na wstecznym.
Natomiast pisałam tutaj o kwestii bankietu, która dla mnie była nie do przepracowania. Bankiet drewniany, mała powierzchnia platformy, łatwo się spierniczyć w brzydki sposób jak koń na górze zacznie cudować - mały margines błędu. Koń skakał to setki razy, aż raz (akurat w ręku) się zawahał i poślizgnęły się zady na zeskoku. Lekko. Ale to wystarczyło. Problem narastał, aż skończyło się na tym, że do bankietu nie mogłam ani podjechać, ani podejść. Wsteczny i oddawanie na bat... Tak zawzięte, tak uparte. Odpuściłam na rok. W tym roku postanowiłam spróbować ponownie. Trochę niestandardowo. Pasłam konia dookoła bankietu. Znalazłam konie, które w ręku na ten bankiet wchodziły i prosiłam, żeby wykonywały ćwiczenie na oczach mojego szoguna. Szogun widząc to odblokował jakąś klepkę. Zaczął podchodzić do bankietu, włazić przodami na trap... bla bla bla... do meritum, od kilku tygodni pokonujemy przeszkodę bez ŻADNEGO problemu i zawahania 🙂
Oczywiście zaraz pojawią się głosy, że szportowcy nie mają czasu na takie pierniczenie. Tyle, że odczarowanie tego bankietu z pomocą dwóch koni zajęło... dwie sesyjki. Czyli dwa dni.
Meise tylko tutaj nic nie wskazuje na to, że mamy do czynienia z koniem, który się boi, tylko z koniem który się buntuje na sygnał wysyłający do przodu. Abstrahując od tego, co do tego doprowadziło (bo zazwyczaj to po prostu wina kiepskiego warsztatu jeźdźca lub/i trenera) to zupełnie inna sytuacja. Każdego konia da się „zatkać”, jeśli odpowiednio długo będzie się z nim „źle” pracować. Potem trzeba go jakoś „odetkać” i na to są różne sposoby. Jedne są milsze, inne mniej. Jedne są bardziej, inne mniej skuteczne.
Uważam, że to nie fair, ferować wyroki o klasie i metodach treningowych czy ogarnięciu emocjonalnym na podstawie jednego, wyrwanego z kontekstu filmu.
No ja uważam, że nie znamy oczywiście całości historii i ba - ta sama historia może być przedstawiona przez różne strony w kompletnie inny sposób, bo każdy ma jednak własny punkt widzenia (mówię tu akurat o stronach zaangażowanych w sytuację tego konia).
Niemniej jednak znam uczucie bezradności, gdy koń nie reaguje i znam to uczucie, kiedy się ulewa. Mi się to zdarza raz na kilka mcy, raz na pół roku... Niestety. I potrafię użyć bata z taką siłą, że zostanie pręga. I nigdy to nie przyniosło w wypadku mojego konia ŻADNEGO pozytywnego efektu. Więc musiała moja tępa głowa w końcu dojść do wniosku, że mój koń jest typem, który przy takiej presji po prostu się zabetonuje i powie nie. Już mniejsza o to czy faktycznie się bał, czy tylko był lekko zrażony i zwyczajnie zawzięty/zacięty. Nie wiemy też, dlaczego koń z filmu nie szedł w przód. Czy to było od razu po dosiadnięciu, czy np w połowie jazdy gdy jeździec zaczynał wymagać konkretnej rzeczy. Możemy sobie dywagować.
NADAL jeżeli trzeci bat nie działa, to nie zadziała już i 50-ty. Widziałam tego typu sytuacje na żywo, wiem też jak reagował mój koń i po prostu to jest zajebiście bez sensu. I pewnym momencie to już jest KATING. I podlega prawu i powinno podlegać ostracyzmowi. Takie jest moje osobiste zdanie.
Tyle głosów „taki dobry jeździec wie co robi” a ja mam bardziej poczucie - jeździec na tym poziomie powinien wiedzieć, że ta metoda tu i teraz nic nie da. Sorry, to nie jest kilka batów. To jest nawalanie bat za batem. I nie obchodzi mnie, jaki miał pomysł ani jaka była sytuacja.
Serio, niektóre filmy pokazują wszystko. To nie jest nagłe, niechcący, a tego konia żaden bat nie wypchnie do przodu - i tym samym niczego nie nauczy. Nie wiem jakie katowanie konia musielibyście zobaczyć, żeby nie usprawiedliwiać jeźdzca. Tutaj na rv wszystko da się usprawiedliwić jak widać 🙃
Pytanie czy tu w ogóle zostały wzięte pod uwagę kwestie zdrowotne, bólowe etc, czy poprostu zostało założone, że koń się buntuje i jest chamem do przerobienia na kabanosy 🙂
rudziczek, no, specjalnie wspomniałam o tym jak ja opisano bo mam podobne podejrzenia 😉
Pati2012, miałabym nadzieję że tak. I bywa też tak że ktoś wyda dziesiątki tysięcy na diagnostykę i leczenie, koń nadal nie, przychodzi np. taki Michael Peace (pan magik, ma tego typu wideo na fb) i po sesji czy kilku koń działa.
Powiedzcie mi, - skoro jeden, dwa, pięć batów nie robi na koniu żadnego wrażenia - co da czterdzieści? Ten koń z niezmąconym spokojem się sobie cofa i macha nóżką. To nie są lekkie baty, a on ma je głęboko gdzieś. Jaki ma sens dalsze nawalanie go, skoro to zwyczajnie NIE DZIAŁA?
Nevermind, to jest diagnoza, a rozwiązanie problemu zajmuje xxx czasu. Jak rozumiem tu problem zostal rozwiazany a kon działa. I mysle ze nie rozwiazali go lejac tego konia na oslep.
karolina_, wiemy tylko to co podobno stało z tym koniem, tj. podobno się ogarnął. Jeśli się ogarnął, to na pewno nie przez nawalanie batem. Mogę się założyć, że musieli cofnąć się w treningu i podejść do niego jak do żywego, czującego stworzenia. Zwłaszcza jeśli było tak jak napisała Fokusowa:Ta babka w ogóle napisała, że „gdyby wiedziała, że to było nagrywane - zsiadłaby z konia, bo i tak nic to nie dawało” 🤡
…czyli jak widać faktycznie lanie grało ogromną rolę w postępach 🙃
Już nie mówiąc o tym że na filmie gość dosłownie nawala konia batem, a połowa osób tutaj uważa że to w sumie spoko, bo koń w ostatecznym rozrachunku działa 😀
Nevermind, nie wiem czy my sie rozumiemy.
1) konie mają tendencje do napierania na nacisk. Jest uwarunkowana ewolucyjnie - napieranie na atakujacego drapieżnika powoduje mniejsze szkody I większe szanse na przeżycie niż szarpanie sie.
2) napieranie na nacisk nie jest cecha idaca w parze z jezdnoscia. Raczej staramy sie to wyplenic w hodowli.
3) w zwiazku z 1 I 2 nie ma duzo koni wyhodowanych do sportu, które beda robić to co ten - napierac "do skutku" w trybie walki o życie z zerowym połączeniem nogi-mozg. Czyli mozna przezyc x lat i przerobic x koni i nigdy nie trafic na takiego, ktorego zadna ilość batow nie ruszy. Większość rusza, jak nie pierwszy to piaty. Zeby sie dowiedzieć, ze tego nie ruszy to najpierw musisz spróbować.
4) ten kon chyba robil cos jeszcze poza cofaniem, co sie nie nagralo (wspinal sie?) Bo inaczej sa szybsze i prostsze sposoby na wymuszenie ruchu do przodu niż nie 3 czy 5 a 50 nieskutecznych batów, mysle ze wkkwista z doświadczeniem x lat je zna na pamięć
Punkt 5) nikt nie wie, co działo się przed i po nagraniu. Jak dobrze wiemy przyciąć filmik żadna sztuka, można edytorem w telefonie tak, żeby wyglądał jak najgorzej.
Jak komuś zależy na dobru konia to reaguje, nie po kilku latach jak się pokłóci z pracodawcą. To nie jest reagowanie w imię dobra konia, to jest zemsta w imię zrobienia gnoju człowiekowi.
Nie wiem czy można było to zrobić lepiej, bo w sumie tam mało widać, konia nie znam, może faktycznie należała mu się droga na kabanosy, a może typ siedzący na nim jest wstrętny. Niemniej dla mnie te nagrania po kilku latach i wyrwane z kontekstu to jest tylko kręcenie gównoburzy. Gorzej, że obrywają tym wszyscy jeźdźcy, nawet Ci mili dla koników...
To nie jest reagowanie w imię dobra konia, to jest zemsta w imię zrobienia gnoju człowiekowi.
Prawda, ale, jak znam życie - żaden luzak który nie ma alternatywnej kariery nie upubliczni takiego wideo na już. Znaczy się, można i nawet trzeba tylko jestem pewna że imię i nazwisko takiej osoby się rozniesie bardzo szybko i efektywnie nie znajdzie pracy, bo nikt nie zatrudni shitstirrera NAWET jeśli nic złego się koniom nie dzieje. No wyobraźcie sobie, macie swoją stajnie, wolny boks i o pensjonat dzwoni ta babka z DressageHub - bierzecie ja? Bo ja nie xD nie chce żeby taka osoba się kręciła
I tak, wkurza mnie niemiłosiernie że dzięki takim akcjom chyba już niedługo jazda konna to właśnie będzie uważana za znęcanie się i równa np. nie wiem, kopiowaniu uszu u psów.
... Spotkałam się z taką szkołą, akurat również od znanego nazwiska i osoby uznanej w środowisku, że jak koń nie reaguje na łydkę, wzmacniamy batem. Jak na bat (lub łydkę) reaguje oddaniem, najczęściej właśnie kopaniem jedną nogą czy całym zadem (z dwóch nóg), to dajemy bat tak długo, aż koń przestanie odpowiadać w tej sposób. lhp, tylko, że to w ogóle nie ma mijsca na tym filmie, ponieważ koń dostaje baty również gdy nic nie robi (nie dlatego, że nie reaguje an lydkę) tylko dlatego, ze stoi i już nie wie co i jak, oraz dlatego, że od dana sygnału łydją do zadziałania bata jest za dużo czasu (bo bat leci z góry, podniesiony) i tam pomiędzy "brak odpowiedzi konia" a "sygnał bata" zdązy się cała czasoprzestrzen zagiąć i kilka epok wiktoriańskich przelecieć w głowie przeciętnego konia, który jest ziwerzęciem 'szybkoreagującym".
To jets to, co my wiecznie na szkoleniach ludizm tłuamczymy. Idea 1. Łydka, 2. bat to pięknie rbzmi, ale realnie ruch ręki i dotyk bata przez to, ze człowiek w porónaniu z koniem to jest nurologiczną rozsypką jest tylko ideą, więc należy w głowie przykłądać łydkę i bat równoczesnie... i tak bat dosięgnie konia chwilę później. N atyle chwilę aby pdczytać go jako konsekwencję niereagowania na łydkę.
nawet to, że mucha przeleciała albo wiatr zawiał pomiędzy podstawową komendą (łydka) a jakimkolwiek jej wzmocnieniem ma znaczenie - kolosalne znaczenie, bo konie myślą LINIWO. I jak na tą linię- łancuch reakcji wchodzi jakikolwiek bodziec- to koniec. Nasz przekaz się rozsypał.
Wkurza mnie mój pech w tym roku, wkurza mnie ryzyko i urazowość tego sportu i wkurza mnie że niestety już nie mam 17 lat i nie dochodzę do siebie tak szybko jak kiedyś...
Bardzo pechowo lupnelam w glebę z młodego...
Jak myśleliście że przecięte ścięgno kciuka wyczerpało mój limit pecha na ten rok - no to kurde nie 😉
Ponad tydzień w szpitalu, 6 zlamanych żeber, odma oplucnej z drenażem, podejrzenie pęknięcia wątroby i takie tam atrakcje...
Na szczęście już od tygodnia jestem w domu i powoli, powoooooli dochodzę do siebie.
Uważajcie na siebie, noście kamizelki, nawet jak macie naście czy dziesiat lat doświadczenia...
Kontuzje bolą w ciul 🙂 i serio można się przestraszyć...
Faith. Dzięki za ten wpis. Mam 20 lat doświadczenia, ostatnio jak mi koń odwalił mały numer to mój mąż mówi, że był pewien że spadnę i jak ja to robię że tyle lat nie spadam z konia. A po Twoim wpisie pewność siebie opadła :P Nie mam już lat 20 więc trzeba się zastanowić nad bezpieczeństwem.
faith, bardzo współczuję. Wpadłaś w stojaki/słup/betonowy krawężnik placu? Mnie kamizelka w takiej sytuacji uratowała (level 3), na zajazdki zakladam az nie sa te konie takie pewniejsze. Jak długie perspektywy na powrot do funkcjonowania?
karolina_ 'tylko' na ubity gliniasty plac 🙂 no sam zrost kości to 2-3 miesiące, może być dłużej, bo zebra ruchome... Zobaczymy. zembria gorąco popieram pomysł...
Ja serio nie wiem co i jak się stało, to był moment, mrugnięcie okiem.
I że się przestraszyłam to mówię serio serio, nie wiem tak naprawdę kiedy się odważe wsiąść znów, obawiam się że nie w tym roku...i raczej na nic młodego...
Jak wyjechałam z tomografu to wszyscy dookoła mieli takie miny, że nigdy nie zapomnę. Nie mówiąc o przerażonym spojrzeniu mojego partnera, który mnie zawiózł na SOR...
No lekko zmienia się perspektywa.
faith, strach nigdy nie jest dobrym towarzyszem w jezdziectwie a im dłuższą przerwa tym moze byc wiekszy, bo sie odzwyczajasz. Moze warto pożyczyć cos grzecznego na poczatek powrotu w siodło. Osobiscie po swoich wizytach na ortopedii robilam inaczej, wsiadalam jak najszybciej (w sensie parę dni po wyjsciu ze szpitala) na dobrze ujezdzonego konia, na placu i z pomoca do wsiadania i zsiadania. Ale to byly inne urazy, nie zebra/narzady wewnętrzne.
Ale szok że takie szkody po uderzeniu tylko o ziemie. Musiało byc bardzo solidne rodeo, zeby z taka siła walnac. Koniki...
Albo po prostu pech 🙂
Nie wiem czy nie wpadłam na stołek szczerze mówiąc albo pod kopyta, za szybko to się działo żebym ogarnęła.
Nie wiem też czy wrócę do jeździectwa w ogóle, na razie daje sobie czas.
Po odmie to nie ma mowy o jakimkolwiek wysiłku przez 2-3 miesiące tak czy smak, koń pójdzie w trening a ja mam czas ma zastanowienie.
Ale póki co jestem na nie.
faith, trzymam kciuki za cokolwiek zdecydujesz. Ciężkie wypadki to jest zawsze trudny temat. Nie byłabyś pierwsza, ktora zrezygnowała albo zmieniła dyscyplinę na ujezdzenie po czymś takim. Życzę powrotu do zdrowia!
PS. Mi jak już lecę na glebę (albo myślę ze lece ale potem udaje sie uratowac) to sie włącza zwolnione tempo w mózgu. Najdłuższe sekundy w życiu 🤣, dlatego nie umiem się odniesc do "za szybko się działo"
faith, życzę szybkiego powrotu do zdrowia 🙂 miałam kiedyś wypadek przy zajeżdżaniu, przy wsiadaniu. Sam upadek nie był jakiś spektakularny, nie zdążyłam przerzucić nogi, koń był szybszy w pójściu na bok 😉 ale skończył się dość poważnym urazem kręgosłupa (złamaniem, choć stabilnym, więc oczywiście mogło być gorzej). Do jeżdżenia wróciłam, zajęło mi to pewnie blisko rok, nie pamiętam już dokładnie bo to było około 12 lat temu. Lekko wrócić nie było, po czymś takim w głowie siedzi potężna blokada. Cały czas jeżdżę, ale na niepewnego konia nie wsiądę. To znaczy wiadomo, wszystko się może zdarzyć, ale żadnych niepewnych młodziaków i tego typu atrakcji. Po wypadku długo jeździłam w kamizelce (w kasku jeżdżę od zawsze), teraz na jazdę po placu po płaskim na moim wiernym ogrze nie zakładam, za to w tereny czy na jakieś nawet nieduże skoki już tak.
faith, współczuje bardzo i trzymam kciuki za szybki powrót do zdrowia!
Ja po najcięższym moim wypadku (gdzie byłam w szpitalu długo...) przekroczyłam próg jakiejkolwiek stajni po... prawie 4 latach.
A pierwsza moja jazda po tym czasie była na klaczce huculskiej o imieniu Fasolka (-:
(a potem w tym samym roku postanowiłam sobie kupić 4-letniego ogierka młp 😅😉
Z mojego własnego konia spadam w dość regularnych odstępach czasu. Ostatnio w zeszłym roku na głowę, gdzie aż kask powgniatało (teraz się nie przyznam do tego, że... albo inaczej, może w końcu się zbiorę na kupno nowego...). Po tej glebie miałam sporo oporów przed taką jazdą jaką preferuje w terenie. No ale minęło. Pomógł czas i jeżdżenie non stop.
Czas leczy traumy. Ja wróciłam do jeździectwa po koszmarze, którzy przeżyłam, aż się sama sobie dziwię.
Ale też poziom zaufania do mojego konia to już jakiś inny level. Do obcych się nawet nie zbliżam.