Forum konie »

Kupno konia

Nie wierzę w to co czytam. Na forum końskim taki defetyzm, wylew żalu i niezrealizowanych ambicji związanych z kupnem konia 🤦
Dziewczyna podchodzi do sprawy odpowiedzialnie, ma poparcie i wsparcie taty. Nie jest w tym sama. Przewidziała wiele spraw - kwestię czasu, pieniędzy, pensjonatu, wsparcia trenerek itd. Jest mnóstwo dzieciaków, którym rodzice kupują konia i dają radę. Czasem jest to kwestia szczęścia/pecha, ale generalnie gdyby posiadanie konia było takim kosmicznym problemem to nikt by ich prywatnie nie miał. A tymczasem jest ich coraz więcej.

rudamazonka, mam podobne rozterki jak ty. Jestem amatorem rekreantem, jeździłam trochę jako dziecko, trochę jako nastolatka. Teraz jestem już dojrzałą kobietą. Mam zaplecze finansowe, radzę sobie z końmi, poradzę sobie ze znalezieniem miejsca i wsparcia. Do niedawna myślałam, że nigdy w życiu konia, bo to straszna odpowiedzialność i zjadacz czasu. Ale moje dzieci są już przed progiem dorosłości, mam coraz więcej czasu dla siebie, a jazda konna na rekreacyjnych koniach zaczyna mnie męczyć i czasem przynosi więcej frustracji niż satysfakcji. Zastanawiam się tylko czy moje umiejętności są wystarczające, żeby tego konia ogarnąć, nawet z pomocą trenerów.
I z jednej strony widzę wokół siebie osoby z mniejszymi umiejętnościami niż moje, które konia ogarniają, a z drugiej widzę też takie, których konie stoją, bo brakuje czasu lub chęci lub umiejętności żeby na nich jeździć.
Mądrze radzi Matrix, żebyś zastanowiła się co będzie za kilka lat. Dzisiaj masz czas, ale czy planujesz studia, pracę, rodzinę? Czy jesteś gotowa na sprzedaż konia jeśli się okaże, że z jakichś powodów za kilka lat nie będziesz mogła się nim zajmować? I jeśli widzisz w swoich planach życiowych miejsce dla konia, a do tego masz wsparcie w bliskich i trenerów to czemu nie? Czasem w życiu trzeba pogodzić się z rozsądkiem, a czasem trzeba iść na głosem serca. Powodzenia!
rudamazonka, - powiem tak, wszystko zależy jak duże zaplecze finansowe macie. Jeśli rodzice będą w stanie utrzymać Ciebie i konia również na studiach, to bierz śmiało. Jeśli musisz się liczyć z szybkim ogarnięciem się do pracy to przemyśl 3x 😉 bo ja miałam szybko pracę i samodzielność, ale trochę nie miałam życia i nigdy nie miałam tego luzu co koledzy ze studiów pracując co najwyżej na zachcianki, a nie rachunki. Mi się musiało śpieszyć do pracy, pierwszej, kolejnej, nie mogłam ani chwili pobyć bezrobotna. I tak, trochę gdzieś mam wrażenie, że mi ta młodość przeciekła przez palce.
To jest inaczej, jak Cię na luzie stać na tego konika, treningi, zawody i ewentualny fakap, a inaczej się to odbiera, jak do problemów z koniem i czasem dochodzą te finansowe, wiecznie jest coś kosztem czegoś.
Niby można sprzedać - ale nie zawsze jest łatwo.
Pamiętaj też, że własny koń to trochę uwiązanie i zmiana stylu życia. W stajni będziesz większość dni tygodnia, jak chcesz wakacje to trzeba mu ogarnąć opiekę, jak sobie coś zrobi, to nie ma, że Ci się nie chce - jedziesz się opiekować, czasem z glutem z nosa po pas.
rudamazonka, jak masz możliwość to spełniaj marzenia.
EMS, to nie wylewanie żalu i defetyzm. Tylko rzeczywistość. Dziewczyna wydaje się być dobrze przygotowana. Ja też byłam, a jednak z perspektywy czasu, wiem, że koń nie był najlepszą decyzją. Skoro rudaamazonka pyta o zdanie to pokażmy jej, jak różne osoby to widzą, a nie tylko „spełniaj marzenia”. Ok, spełniaj, ale miej świadomość, że może nie być kolorowo. Że może warto chwilę się wstrzymać, szczególnie, że podejrzewam, że zaraz liceum/studia itp. To nie powinna być pochopna decyzja.
I im więcej ludzi przedstawi swoje zdanie, swoje doświadczenia - tym szersze aspekty do przemyślenia w celu świadomej decyzji. Ot co. Nie można tylko narzekać, ale nie można też tylko patatajać jednorożcem po tęczy i wmawiać, że to wyłącznie na tym polega 😉
P.s. nie dla wszystkich koń jest „towarem sprzedawalnym”. Niektórzy się na tyle przywiązują, że nie sprzedadzą konia, dopóki ich życie do tego absolutnie nie zmusi. Więc nie zawsze „najwyżej się sprzeda” działa.
EMS, sama nie masz konia, to serio nie wiesz jakie to jest uwiązanie i zjadacz czasu oraz pieniędzy.
Pierwszego konia kupiłam jak mnie było stać, czyli 2 lata po studiach i żałuje do dziś.
Wogóle żałuje ,że zaczęłam jeździć kiedykolwiek, bo nie umiem tego niczym zastąpić, choć próbowałam.
Więc: „ i piękno i straszno”.

Jak ktoś nie ma auta to myślę,że trudno mieć konia.
Co jeśli się okaże,że penjsonat ten koło domu nie będzie taki super „ od środka” , a odpowiedni będzie 45 minuit drogi?
Co jeśli będzie trzeba pojechać do konia 2 razy dziennie , bo leki albo kontuzja?
Czy rodzice w zimie będą chcieli stać 1,5 h aż skończy się jeździć ?
Nie mam prawka, mam szofera 😂 ale prawda jest taka, że wcześniej mieszkałam w mniejszym mieście i po prostu miałam dojazd komunikacją, a jak szofer pociągnął temat przeprowadzki to ma pecha i wozi moje upośledzone dupsko 😜 ale tak, to jest upierdliwie.

Choć nie tak jak czas, uwiazanie i finanse. Nie umiem sprzedać swojego konia, bo kocham tego kucyka i uratował mi psychę, jest też niezbyt handlowy 😅 Natomiast obecnie znowu mam okres, gdzie poświęcam mu w mojej opinii za mało czasu i mnie to gryzie. Niby nic mu nie jest, ale ja się nie czuję dobrze, a z drugiej strony - doba ma 24h, a ja też potrzebuje zadbać o siebie czasem.

Dodatkowo to, jak kosmicznie urosły koszty utrzymania nie jest dla mnie łatwym tematem do dźwignięcia i czuje się też tym zmęczona. Mogłabym odkładać i mieć już dawno swoje mieszkanie, ale cisnę się na wynajmie, bo mam konia 🤐 Roczny koszt to jakieś 30k lekką ręką. Bez zawodów, bez treningów. Kontuzja kosztowała mnie pi razy oko 20k w rachunkach wet. Siodła szukałam z rok? nie było mnie stać na szytą nówkę, więc kosztowało to dużo czasu i nerwów. "Kaszelek" w zimie zeżarł 1000zł, ot tak, pyk i ni ma.
Dlatego dla mnie dużo rozbija się o ekonomię. Inaczej jest płacić 1000zl za kaszelek i no trochę ojć, ale nie rozwala to budżetu na dany miesiąc, a inaczej po tym jeść suchy chleb z najtańszym pasztetem. Inaczej jak na czas wyjazdu można na luzie zapłacić trenerowi za opiekę i jazdy, a inaczej jak się konia opycha jakoś po znajomych za uśmiech i magnes z wakacji. Inaczej jak się jedzie na zawody z uśmiechem i na luzie, a inaczej jak człowiek musi z czegoś rezygnować na ich koszt, albo nie jedzie wcale, bo go zwyczajnie nie stać.
Ja uważam że każdy ma trochę inną sytuację. Ale warto pomyśleć co się chce robić za 5-10 lat. Personalnie kupno konia odkładałam na dobry moment w życiu, w zasadzie budowałam je pod to żeby kiedys mieć. Ale też nie ominie faktu że okrutnie zazdrościłam i nadal uważam że jestem w dupie za osobami które rozwijają się od młodych lat. Człowiek w młodszym wieku ma więcej czasu, więcej energii i mniej zobowiązań. Sama cierpię na chroniczny brak czasu - siedzę i piszę ten post jedząc kolację o północy, po powrocie ze stajni i wiedząc że mam jeszcze przysiąść na chwilę do roboty bo coś tam. Jakby mi ktoś fundował konia i utrzymanie to hohoho to bym już miała takowego pewnie na studiach gdzie się obijalam z nudów bo w zasadzie na uczelni pełnych dni było może z 3 a jestem z tych ludzi którzy z nosem w książkach nie siedzieli bez potrzeby.

Zawsze polecę dzierżawę albo pracę w stajni jako dry-run, chociażby żeby się od kogoś nauczyć podstaw posiadania konia - bo ze szkółki nie idzie się nauczyć moim zdaniem. Jak ktoś chce iść w sport to bez własnego konia w pewnym momencie nie da się iść dalej i tyle. Nikt mnie nie przekona że jest inaczej.
Jak tak Was czytam i obserwuje jakie budzety i oczekiwania maja kupujacy to niestety wydaje mi sie, ze w ostatnich kilku latach pula osob, które maja dyspozycyjny budżet na konia (albo kilka) i potem swobodne jego utrzymanie stoi w miejscu - te osoby juz ogólnie maja konie i następnych nie szukają, a nowych nie przybywa. W efekcie jest rynek bardzo tanich koni i bardzo drogich. W przedziale 10-30 tys euro, wcześniej w zasięgu klasy średniej, jest obecnie mega zastój.
A ja tam doradzam zakup i spełnienie marzeń. Z moich obserwacji ludzie, którzy zawsze marzyli o koniu nigdy nie żałowali jego zakupu. Za to często pójścia w konie żałują osoby, które marzyły o sporcie, ale niewiele w nim osiągnęły i frustracja je zaczęła zjadać. Mówię tu o mi znanych koniarzach, żeby nie było.

Nie wiem czy kiedykolwiek pożałuję zakupu konia. Póki co zleciało już 5,5 roku z nim i z dnia na dzień moja radość z posiadania go narasta. Koszty utrzymania i treningów są straszne, ale jak ktoś ma fundusze to warto. Po prostu 🙂
Ja też uważam, że warto. Jeśli tylko finansowo czujecie że to nie problem, to moim zdaniem spełniaj marzenia. Ja bardzo marzyłam o własnym koniu jako nastolatka, nadal o tym marzę a jestem już po 30 😀 jednego konia miałam, finansowo sobie nie poradziłam i sprzedałam. To była cenna lekcja, więc teraz buduje sobie życie i kapitał tak, żeby sobie w końcu dziecięce marzenie spełnić bez problemu 🙂
karolina_, - ja kilka lat temu myślałam nad drugim i cieszę się, że zrezygnowałam. Nie dałabym rady z tym jak bardzo do góry szarpnęły koszty w krótkim czasie.
Od dziecka marzyłam o koniu. Rodziców nie było stać. Spełniłam to marzenie mając 30lat. Koń dał mi wiele radości, nauczył wiele pokory gdy doszło do kontuzji. To była moja odskocznia od pracy, moja terapia, mój czas wolny w naturze, mój odpoczynek psychiczny, moja przyjaciółka. Było i pięknie, i też bywało ciężko. Czasem miałam dość. Ale marzenie spełniłam. I tęsknię za tym moim koniem. Mimo, że bywało frustrująco. Wcześniej jeździłam na różnych koniach i wydawało mi się że mam pojęcie i miałam, ale nie to które ma posiadacz konia.
Jak są fundusze to polecam spełniać marzenia. Konia zawsze można sprzedać, albo dać w dzierżawę. Znam wiele przypadków gdzie dzieci rezygnują z koni ogólnie i to też jest ok. Nie trzeba trzymać konia do końca jego dni. Warto spełniać marzenia. Przy koniach warto też zabezpieczyć budżet x3 i mieć kogoś rozsądnego kto poprowadzi, pomoże i doradzi w różnych sytuacjach.
Jak to teraz mówią, są rzeczy które warto robić i są rzeczy które się opłaca. I warto spełniać marzenia, nawet jeśli się nie opłacają.
Ja zawsze marzyłam o własnym, ale jednocześnie o pracy z końmi. Po paru latach pełnoetatowej pracy przy koniach, swojego aktualnie mieć nie chcę. I nie dlatego, że mam ich dosyć, czy mi by się nie chciało po pracy jeszcze swojego ruszać. Chciałoby, bo ja najchętniej ze stajni bym nie wychodziła, więc to nie byłby problem. Kwestia jest właśnie opieki i finansów. Wygodnie mi jeździć i zajmować się czyimiś, w razie większych problemów, to nie ja odpowiadam finansowo. Mogę zgłosić każdą pierdołę bez rozmyślania, czy to już czas na weta, czy nie. Mogę zasugerować zmianę paszy, suplementów czy czegokolwiek bez liczenia, czy mnie będzie stać. Minusem jest to, że traktuje wszystkie jak swoje a potem są sprzedawane lub zmienia się pracę i trzeba się z tym pogodzić. Ale dla mnie na ten moment praca z końmi to był idealny kompromis pomiędzy marzeniem o swoim a jednak kontaktem z nimi na większą skalę niż jeździectwo w rekreacji.
EMS, sama nie masz konia, to serio nie wiesz jakie to jest uwiązanie i zjadacz czasu oraz pieniędzy.
Pierwszego konia kupiłam jak mnie było stać, czyli 2 lata po studiach i żałuje do dziś.
Wogóle żałuje ,że zaczęłam jeździć kiedykolwiek, bo nie umiem tego niczym zastąpić, choć próbowałam.
Więc: „ i piękno i straszno”.

Jak ktoś nie ma auta to myślę,że trudno mieć konia.
Co jeśli się okaże,że penjsonat ten koło domu nie będzie taki super „ od środka” , a odpowiedni będzie 45 minuit drogi?
Co jeśli będzie trzeba pojechać do konia 2 razy dziennie , bo leki albo kontuzja?
Czy rodzice w zimie będą chcieli stać 1,5 h aż skończy się jeździć ?

Perlica, amen, też sobie nie raz myślę o ile byłoby łatwiej jakbym nigdy nie zaczęła jeździć!! No ale tak jak mówisz, teraz się już nie da inaczej
Syndrom sztokholmski 😂
Ale ja się przez łzy śmieję, bo sama też nie potrafię już inaczej/bez koni.
Pierwszego konia kupiłam dawno temu, w okresie gdy wszystko było tanie szczególnie w kontekście moich ówczesnych zarobków. Ale ten konkretny koń był źle wybrany i kupiony za wcześnie - gdybym wtedy miała opcję dzierżawy byłoby to sporo mądrzejsze. Ale nigdy nie żałowałam zakupu żadnego z koni ani tego, że w ogóle w jeździectwo weszłam. Każdego konia kupowałam po to, żeby go mieć - móc z nim spędzać czas. Jakieś tam zawody wyszły z jednym z koni i były fantastyczną sprawą ale nie celem samym w sobie. Były okresy, że byłam bez pracy i było mega ciężko - ale dalej nigdy nie żałowałam. Kiedy zabrakło mojego konia życia - wytrzymałam pół roku i kupiłam kolejnego. No nie umiem bez tego żyć. Tylko ja faktycznie nie jestem sportowcem - trenuję, staram się rozwijać ale zawody nie są moim priorytetem i raczej nie będą. Cieszą mnie nowe rzeczy, które udaje się wypracować z moim koniem - jeśli uda się pokazać to na zawodach to spoko, jeśli nie to świat się nie zawali. Jesienią mieliśmy kontuzję i zmienił się sposób funkcjonowania z koniem na dłuższy czas -uznałam, że w tym czasie zrobi się coś innego i faktycznie tak się stało. Nie czuję się też specjalnie uwiązana - w każdej stajni miałam co najmniej kilka osób, które mogłam w momencie wyjazdu czy jakiejś awarii poprosić o pomoc. Nawet jak był problem z wsadzaniem kogoś na mojego konia (był okres, że był mocno nie przyjemny pod siodłem) to był lonżowany. Jak przychodzi do wakacyjnego wyjazdu to o wiele większy problem mam z psami i kotem niż z koniem.
Ja się przyznam, że mam ostatnio jeździeckiego doła. Mam najfajniejszego kucyka świata, ale wiek i kontuzja zrobiła swoje, więc raczej bujamy się bez celu. No i szczerze to tak sobie chce mi się wsiadać, jak nie mam celu to mnie to jakoś nie bawi, nie mam motywacji. Jeszcze może jakbym miała fajny teren, a jest mocno taki se, za dużo krzaków dla mnie 😜 tęsknię za szerokimi drogami z lubuskiego. No i pół roku przyjeżdżam po ciemku, więc zostaje jednak hala. Po nastu latach nie czuję potrzeby być w stajni częściej niż 2/3x w tygodniu, w zasadzie jeżdżę tam dla konia, nie dla siebie i jestem cholernie szczęśliwa oddając go komuś do jazdy 2x w tygodniu.
To nie jest koń, którego da się puścić na łąkę co mocno utrudnia sprawę. Znaczy no, nie umarłby, ale byłby mocno nieszczęśliwy, nie wyobrażam sobie mieć jego samopoczucie w dupie po tylu latach.
Męczy mnie zostawianie połowy wypłaty na konia. Nie umiem z niego zrezygnować, to mój koń życia, ale boli mnie to, że przez konia bujam się na wynajmie i praktycznie nie mam szans na własne mieszkanie. Odłożenie na wklad własny jest bardzo trudne.
Dodatkowo szczerze mówiąc obecnie lepiej się bawię na siłowni. Widzę efekty, jest jakiś rozwój, zajmuje mi to znacznie mniej czasu niż wizyta na stajni, zostaje wieczorem czas, który mogę spędzić z partnerem.
Mam swojego konia odkąd byłam w gimnazjum, ja w sumie nie do końca wiem jak się funkcjonuje bez. Jak był w klinice to mi go brakowało, fakt.
Pewnie byłoby lepiej, gdybym miała lepszą pracę czy jakieś zaplecze w postaci spadku, mieszkania po babci czy support rodziny. Niestety na nic takiego nie mogę liczyć i trochę jestem gdzieś chyba zgorzkniała i zmęczona wyrzeczeniami. Dlatego imo sytuacja finansowa jest na prawdę istotna w posiadaniu konia, to na prawdę wiele zmienia.
Z drugiej strony gdyby nie koń, to nie miałabym takiego ciśnienia na rozwój 😅 I może tak samo na nic nie byłoby mnie stać. Tylko minus koń.
keirashara, piona, mam podobnie. Mam swojego ukochanego konika od prawie 15 lat, utrzymuję go samodzielnie niemal od 18stki i nie chcę myśleć co mogłabym mieć za poniesione koszty jego życia 😅
z drugiej strony jest członkiem rodziny jak pies i kot, więc nie wyobrażam sobie życia bez niego...
i jak wiele osób pisze - nie wiem czy zdecyduję się na kolejnego, bo "drugiego takiego nie znajdę" 😉
Ja jestem mamą 13latki, której 6miesiecy temu kupiliśmy konia. Wcześniej jeździła na szkółce, była też krótka dzierżawa. Marzyła o koniu bardzo i postanowiliśmy to spełnić. Pensjonat mamy 45min od domu ale dojezdzamy 4x w tygodniu, na weekendy często córka zostaje tam na nockę. Nie żałowałam zakupu ani minuty jak widzę jej spełnienie i radość. A przede wszystkim uważam że to cudowny sposób na przetrwanie trudnego nastoletniego czasu, serio wolę żeby siedziała w stajni niż nagrywała durne tiktoki jak większość osób w jej klasie.
Oczywiście koń to skarbonka bez dna, jest to niezaprzeczalne. Uważam, że jak kogoś stać to bardzo warto. Córka jest bardzo odpowiedzialna, zawsze na pierwszym miejscu jest koń. Co będzie dalej- nie wiem ale na ten moment jesteśmy bardzo zadowoleni. Oprócz finansowych kosztów wymaga to od nas ogromu poświęcenia głównie czasowego, czekania czasami godzinami w stajni zimą ???? Ale wiem, że ma to na nią tylko i wyłącznie dobry wpływ.
Pati2012, - u mnie nawet nie jest to "drugiego takiego nie znajdę". To jest bardziej świadomość, że ja chcę mieć życie poza stajnią, nie bardzo mogę liczyć na kogoś oprócz siebie - znaczy partner pomaga, ale ja nie chcę na nim "wisieć" finansowo, no skręca mnie na tą myśl. Gdzieś moje priorytety po drodze się zmieniły.
Myślę, że kolejny jeśli będzie, to jako dzierżawa 🙂 żeby wsiadać sobie te 2x w tygodniu, ale bez ciężaru posiadania konia. Nie wiem tylko czy dam radę, jak będą rzeczy "nie po mojemu" XD
Chyba, że wygram w totka, to może wtedy tak 😂 albo choć uda się dozbierać do jakiegoś własnego m2 i nie będę czuła takiego, że kuuuurka, bez konia to 2/3 lata i na luzie byłby ten wkład, nie musiałabym się martwić, nie byłoby kupki na "kolka, noga, kij wie co".
keirashara, Mam dokładnie tak samo. prócz tego, że mój koń był dla mnie najlepszy i wydaje się być niezastąpiony, to mam ochotę poznać innych ludzi i mieć więcej czasu dla siebie, a nie codziennie po 3h po pracy siedzieć w stajni. W lecie jest fajnie, bo dzień jest długi i pogoda ładna, ale zimą to ciemno, zimno i hala pełna innych osób. Nie mówiąc, że kasy idzie na to od cholery, nawet jak nie idzie się w sport. Ale marzenie spełnione jest? jest 🙂 Teraz mam okazję przyjeżdżać do konia koleżanki, choć pech chciał, że tylko (albo aż) spacerujemy bo jest jakiś nieteges i czeka na weta. Ale zupełnie nie mam serca do tego konia, może zabrzmi to ozięble ale zupełnie nie mam do niego emocji tak jak miałam do swojego i jak coś mu dolega to przecież ma właściciela więc ja się nad tym nawet nie zastanawiam za bardzo.
Oj dziewczyny- akademia dla 'starych dup bez wikszych ambicji" by się przydała dla takich jak my, i zeby nie miliony monet.
Marolene, i to jest naprawdę super, to co napisałaś.

keirashara, zmartwie cię, ale jak się miało swojego konia to na 90% dzierżawa nie będzie cię urządzać :P ale rozumiem twoje rozterki. Ja podejście do konia nr. 2 robię teraz, kiedy już mam dobrą pracę, kupiony dom, wyszalałam się towarzysko i mam stabilne życie. Cieszę się, że mi w sumie z tym koniem nr. 1 nie wyszło, bo nie wiem czy z koniem w pakiecie byłabym w stanie to wszystko zrobić. I mam teraz też inny mindset. Już wiem, że żaden koń nie jest do końca życia i jestem w stanie ułożyc sobie priorytety z tym związane.
A ja tam się kieruje zasadą z filmu "Chłopaki nie płaczą" i słowami Laski (-:


Ja też dosyć późno mogłam sobie pozwolić na konia, bo musiałam sama na niego zarobić, więc miałam 29 lat. Zdążyłam się wyszaleć, naimprezować i napoznawać ludzi, a także popodróżować bliżej i dalej.
Więc po zasmakowaniu tego wszystkiego wiem już, że najbardziej mnie teraz cieszy jeżdżenie do stajni 😀 Jak jadę sobie na moim koniu po łąkach i lasach, to czuję się jakbym wygrała życie. Nic mi w życiu więcej nie potrzeba. Z robotą urządziłam się tak, że mogę sobie pracować wieczorem, albo w nocy, więc całą zimę i inne pory roku jeżdżę do konia w dzień i bumeluję w stajni ile się da. No i jestem też we właściwej stajni otoczona właściwymi ludźmi. Kocham to miejsce i czuję się w nim jak w drugim domu. Z każdym mam dobrą lub świetną relację, więc spełniam się też towarzysko.
No i sporo przebywam z nastolatkami, dzięki temu czuję się na dużo mniej niż mam 😁
Ollala, - trochę tak dzierżawiłam jak mój miał popsutą nóżkę i w sumie było spoko 🙂 Mój też jest dzierżawiony od lat w sumie. Myślę, że to kwestia zgodnego mindsetu i podejścia.
Na pewno nie chcę już w stajni być codziennie czy większość tygodnia. Nie umiem też jeździć w kółko bez celu, więc jednak ten koń musiałby chodzić jeszcze pod kimś. Jak wsiadam to muszę coś z tym koniem zrobić, poćwiczyć, mnie jazda dla jazdy nie kręci. Wolę nie wsiadać wcale 🤷
kotbury, - poproszę 😂 poszłabym bardzo na układ, że wsiadam sobie 2x w tygodniu na ogarniętego konika, na treningi. Mogę go potem pomiziać za uszkiem, umyć kopytka i ogólnie zagrać dobrą ciocię.
mindgame, - no właśnie ja bym się chciala nie zastanawiać. Chyba jestem zmęczona tym stresem 😅 chciałabym móc być bardziej oziębła.
Miałam taki bardzo mocny punkt zwrotny w swoim życiu z dwa lata temu, gdzie siedziałam na imprezie do rana i miałam takie "kurcze, dlaczego ja już tak nie robię". Uświadomiłam sobie, jak bardzo brakowało mi w życiu spontaniczności. Ludzi i rozmów z nimi, takich dyskusji o wszystkim i o niczym. Zaczęłam robić jakieś nowe rzeczy i dają mi satysfakcję. Zaczęłam dbać o siebie. Doszłam też do punktu, gdzie chciałabym jednak mieć swoje mieszkanie/domek.

Dlatego - IMO finanse są po prostu w cholere ważne. Jakby mnie ten koszt konia tak nie ruszał, nie był to kosztem czegoś to zupełnie inaczej.
keirashara, no właśnie ta jazda na cudzym koniu po własnym który był "idealny" w swojej nie idealności dla mnie w ogóle mnie nie cieszy. Wkurzam się, że jest taki leniwy i gruby i bez charakteru i mam w myślach, że to mnie powinni płacić, że w ogóle na niego wsiadam, a nie odwrotnie. Po prostu to nie ta sama przyjemność co na swoim. Gdyby nie to, że jestem w DE sama, jest ładna pogoda i mam dużo czasu, to nawet na te spacery z nim nie chciałoby mi się chodzić. No ale jest lato, ładna pogoda to mam chociaż powód żeby wyjść z domu i się przewietrzyć po pracy. Swój koń to jest swój. W mojej kobyle podobało mi się, że była inteligentna, elektryczna, ale i bezpieczna i łagodna i była cała moja. A obcy koń to obcy koń. Ogólnie lubię zwierzaki, ale to nie to samo, gdy ma się swojego. Może i zdrowiej, bo człowiek się mniej stresuje.
Może Wy macie za mało tych koni po prostu? 😅 Jak sie ma x to juz czlowiek tak nie płacze nad każdą spuchnięta nóżka. System wygląda wtedy mniej więcej tak:
- czy urywa noge/ biega na trzech? Jeśli tak, to czy jest jakas wielka rana do szycia (wet na cito)?
- Jesli nie ma rany to czy coś sie gdzies wbiło w kopyto bądź reaguje na czulki (kowal w najblizszym mozliwym terminie + but).
-Jeśli zadne z powyzszych, wet na cito z RTG.
- Jeśli nie urywa nogi to czy przejdzie samo za parę dni (bylo minelo i zapominamy). Jeśli nie przejdzie to wet ale nie na cito.

Jakbym miała sie stresować za każdym razem jak sie mlodziez pokopala, pozdzierala futerko po wejściu w krzaki na padoku, czy koń mi wyszedł kulawy ze stajni to bym chyba w psychiatryku wylądowała przy tylu ogonach. Glownie obserwuje ich poczynania i czekam az im przejdzie, chyba ze naprawde odwala cos ciekawego - ale ostatni taki ortopedyczny przypadek do panikowania (podejrzenie zlamania, na szczescie tylko poobijanie) mialam 3 lata temu.
karolina_, twoje podejście jest super 🙂 tylko jak mówimy o spełnianiu marzeń w postaci zakupu tego pierwszego ukochanego konia to nie da się do niego podchodzić na takim bezemocjonalnym luzie 😉
karolina_, albo za mało kontuzji🙂 (zart of course)

Ja przy mojej ostaniej kontuzji to już nie wydzwniałam do veta nawet tylko mu pisałam, żeby mi napisał kiedy pi razy drzwi będzie to ogolę nogę bo mnie denerwuje na fakturze usługa golenia za 60pln🙂
Ale wdrażanie tego konia z powrotem pod siodło to mi się ciągnełao jak flaki z olejem i rzygać mi się chciało jak miałam wsiadać, bo to jest tak frustrujące, jak enty z kolei raz zaczynasz to samo i nuda bo realnie to tylko kłusikiem dookoła placu i nara.


karolina_, - nie płaczę nad pierdołami, ale też jak go bolą plecy, czy wiem, że coś mu sprawi dyskomfort to nie wyobrażam sobie mieć tego w dupie i może przejdzie, albo się przyzwyczai 😅 Muszę też mieć tą kupkę na akcje klinika, bo ja w przeciwieństwie tego co się pisze w innym wątku nie wyobrażam sobie nie zapłacić rachunku wet 🤷
Wolę sprawdzić nogę/plecy jak mam wątpliwości, bo już nie raz były to celne obserwacje, a na sprawnym koniu jeździ się jakby przyjemniej.
mindgame, - no mi się całkiem spoko pracowało z tym dzierżawionym, mimo, że był typowym Cornetem i styki w mózgu czasami trzeszczały xD Tak, na swoim czuje się najlepiej, ale wiem też, że były konie, które jeździło mi się bardzo przyjemnie. Jak i również, że mój był mało przyjemny na starcie i dużo to kwestia wychowania.
U mnie to serio chyba jest: hajs i pragnienie skupienia się trochę na sobie. Tyle 🙂 lubię móc iść na pedicure, lubię wsiadać w pociąg i widywać się z znajomymi, lubię mieć czas dla swojego partnera. Nie chce już, żeby moje życie definiował koń.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się