donkeyboy, w Polsce mieszkanie pracownicze jest traktowane jako przychod ze stosunku pracy i opodatkowane na bazie rynkowej ceny podobnych wynajmow. Jak pracodawca wynajmuje to mieszkanie a nie jest jego (bo np dzierzawi osrodek) to bedzie jeszcze ozusowane. Nie wiem czy to taki super deal dla pracownika. Tez rozumiem pracodawców, ktorzy nie chcą dawać mieszkania (sami sie mocno zastanawiamy czy sie w to pchac), za dużo jest historii ze ktos zrobil totalny syf i demolke i zniknął po tygodniu.
Co do tego ile treningow itp, to pewnie szczegóły u źródła. Oferty, z którymi ja sie spotkałam w UK obejmowały 3+ treningi w tygodniu.
Iskra de Baleron, ja miałam to szczęście,że od mycia okien i czyszczenia koni miałam innych amatorów 🤣😂 bo ja byłam lekka i od razu po kilku miesiącach jazdy pojechalam wyścig,więc miałam fory 😎 donkeyboy, Serio ja nadal nie rozumiem, nie odpowiada ci oferta to z niej nie korzystaj.
To nie jest oferta dla każdego,to oferta dla studenta, gdzie rodzice się ucieszą że dzieciak zamiast wciągać wyda na konia, nie będzie się lampił w telefon tylko pójdzie na trening , a rodzice zamaist 5 koła na utrzymanie koła wydadzą tylko 2 tysie.
I taniej i zdrowiej.
karolina_, z punktu pracodawcy owszem ale IMO pracownik nie bedzie na to patrzył że cos tam sie dopodatkuje 😀 Zwykle tez chodzi o pokoj a nie cale mieszkanie, to raczej nie sa kwoty rzedu tysięcy. Nie wiem tez czy ta suma tego dodatkowego podatku za pokoj przebije sam koszt dojazdów do stajni dajmy na to z 20km?
Co do rujnowania - a oczywiście, wiadomo, różni sa ludzie, ale to jak z każdym wynajmem czy użyczeniem niestety. U nas bywali syfiarze i bywały naloty właściciela stajni, niektórzy naprawde potrafili syfic i ja sie skutecznie wyleczyłam z dzielenia mieszkania ze zbyt młodymi osobami. Porownać to do akademika pierwezego roku to obraza akademika 🤣
Perlica ja w ogole nie jestem zainteresowana. Porownuje to tylko do standardow jakie znam i rozumiem oburzenie osob ktore pracują z końmi. Nic dziwnego ze luzaków czy pasjonatow chcacych pracować z końmi jest coraz mniej po prostu.
donkeyboy, imho to zależy, trzeba sobie policzyc dla danego mieszkania, bo z drugiej strony bez mieszkania od pracodawcy uzyskania przychodu sa wyższe przy pracy poza miejscem zamieszkania. Tzn tak jest przy umowie o prace, wiec tej oferty raczej nie dotyczy.
Perlica tylko ze teraz (jak widac po wypowiedziach) malo kto che wchodzić w podobne układy. Tez jeździłam konie za darmo po szkole jako nastolatka, za to ze miałam treningi. Obecnie by to chyba nie przeszło ani ze strony pracodawcy ani pracownika - raz kwestie ubezpieczenia, dwa nawet osoby na poziomie ledwo srebrnej odznaki chca dziś kase za wsiadanie. Dlatego wolę znalezc kogos kto faktycznie ogarnia, normalnie dac zlecenie, odprowadzić zus i nie martwić sie co zrobie jak spadnie. Na pewno przez to duzo trudniej osobom bez kasy lub konskich rodziców zaczac cos wiecej jezdzic, ale przynajmniej mam konie dobrze przygotowane i spokojna glowe w razie jakiegos wypadku.
Ja też jestem jeszcze z pokolenia które robiło wszystko w stajni co się dało, żeby móc pojeździć, bo rodzice na konie kasy nie dawali.
Oferty o której mowa nie czytałam, ale z tego co piszecie to oferta niezła dla takich osób o jakich piszą Perlica czy jabooshko.
Czyli zakładamy hipotetyczna sytuację: jest sobie młody człowiek u progu dorosłości, rodzice płacą jeszcze za wszystko (za konia i treningi również) znajduje młody człowiek taką ofertę i się cieszy, bo będzie to jakiś pierwszy krok do samodzielnego utrzymania, czyli rodzice już na utrzymanie konia i treningi pieniędzy dawać nie muszą. Rodzice też się zapewne ucieszą.
A to, że nie będzie to praca na długo, to raczej wiadomo.
Skończy taki młody człowiek szkołę, to sobie ogarnie normalną pracę i się usamodzielni całkiem (jak będzie mieć na to ochotę i ciśnienie że strony rodziców 😉😉😉😉.
To ja abstrahujac od ogloszenia, a pozostając przy rynku pracy luzaków...
Nie można oczekiwać że będą doswiadczeni luzacy na rynku pracy jak można ich zastąpić nieskończoną ilością wolontariuszy, stażystów, wpisz dowolne. Jest po prostu taniej a to jest biznes. Jak człowiek z doświadczeniem w profesji nie może znaleźć pracy to zmienia profesję i tyle. Tak jest w każdym zawodzie jeśli taka sytuacja ma miejsce. Nie da się kultywować takiego podejścia i oczekiwać że ktoś zostanie w dokładnie tym samym zawodzie na dziesięciolecia jak przecież każdy normalny dorosły będzie chciał w pewnym momencie wziąć kogoś na randke, jakieś wakacje, cos odłożyć, o własnym lokum, aucie etc. nie wspomnę.
Ja to widzę w taki sposob że będą stajenni z przypadku i jezdźcy, plus ludzie z doskoku do przyuczenia, na "zapchanie dziury". I trzeba bedzie im pokazywać palcem. Nie będzie doświadczonych luzaków, a jak juz to bardzo mało. Są wariaci pasjonaci oczywiście, mam wobec nich respekt.
I może brzmie jak zetka, ale jestem milenialsem. Lubię zapier***ać, źle się czuję jakby ktoś kazał mi robote wykonać na pół gwizdka, zawsze ambicja i wysiłek na top performera. Nie zawsze pracodawca byl przyzwoity w zamian. Moi rodzice nie chcieli żebym w ogole miala do czynienia z końmi. I pracowałam na swoją szansę. Mocno. Wiem co to jest pracować bez liczonych godzin i spać 3h bo zawody.
Słuchajcie, a ja jak zawsze przewrotnie z innej strony.
Ze strony osoby, która obserwuje jak do stajni"pomagać" pchają się młode osoby i takich, które naprawdę chcą pomagać, że realnie potem im by się zaczęło płacić za pracę jest .. no ze świecą szukać.
Przychodzą wiadomo głownie popołudniami, no bo szkoła studia- czyli przynajmniej na początku ktoś musi nad nimi stać i patrzeć czy ogarniają, a jak chcą trening to też trzeba swój prywatny grafik nagiąć, a przecież zawodnicy czy ci pełnozatrudnieni luzacy pracując od rana też chcą mieć popołudnie wolne.
Przychodzą, wsiadają, ale sprzętu nie czyszczą, czapraka nie wypiorą itd. czyli korzystają z top konia na top sprzęcie i wdupiemienizm. Trzeba jak debilom i tak zawsze tłumaczyć, że chłodzić, rozstępować itd. Bo najlepiej jak w tramawaju- wsiąść, skasowac bilet i nara. W siodlarni chlew. Nie ma nawyku wziąć miotłę, ścierę do podłogi- cokolwiek- bo przecież to nie ich sprzęt w tej siodlarni jest🙂
Gdy jest szczyt sezonu i się takiej pomocy najbardziej potrzebuje, bo zawody (wyjazdy i mocne przygotownaie konia), to ta nie może, bo na wakacje jedzie, a ta na koncert jutro to pojutrze może, a to sro, a to gro. Zero pomyślunku, że jednak te konia muszą mieć z sensem ułożony grafik pracy i jak się ktoś na coś deklaruje to się deklaruje a nie "jak mi pasuje".
Oczywiście wszystkie by chciały startować- więc najlepiej to by chciały, żeby na koniu, na którym jeżdźi to nikt inny nie jeździł, nawet jak one przychodza tylko 3 razy w tygodniu🙂
Przyjechać w weekend, żeby nie jeździć ale np. stawkę przelonżowac i do karuzeli powpuszczać... o to już musisz z łapanki.
Szukasz kolejnych, do zespołu bo te są nieregularne, to jak zobaczą, że nowa przyszła i "ich konia jeździ" a ta ma wylonżować albo co innego pojeździć to ci się "obrazi" i z niespodziajki w ogóle nie przyjdzie i jesteś w czarnej dupie.
Ktoś może powiedzieć- to zatrudnij kolejnego luzaka... No spoko, tylko jak masz np. stajnię treningowa i ludzie ci dają konie w trening to serio raz masz po kokardę a za chwilę się sprzeda i masz braki i musiałbyś tą osobę zwalniać, bo by nie miała ani pracy i w związku z tym płacy- bo z czego masz dać jak masz akurat puste. To nie jest tak, że zawsze i wszędzie nawet do dobrego zawodnika stoi kolejka chętnych konia do stajni w trening wstawić.
A jeszcze trafisz na takie, które mają długi jęzor i będą potem różne gówniane przekoloryzowane historie opowiadać po stajniach innych gdzie krążą.
Więc mnie nie dziwi taka oferta- że realnie jesteś working-student czy jak tam zwał i za pracę ale w zdefiniowanych ramach czasowych i obowiązków masz zaoferowane zdefiniowane korzyści - takie właśnie, a nie inne.
kotbury, no dokładnie o tym mowie. Te brzydko mówiąc "zapchajdziury". Nie widzę nic przewrotnego - opisujesz to czego mi sie nie chciało juz rozpisywać 😀
No ja też jestem z tych, którzy musieli pracować i pomagać za darmo, potem pracować za pół darmo, bo były inne plusy. I nadal ta oferta według mnie jest chora. I zasłanianie się tym, że na zachodzie się tak robi jest słabe. Pewnie niektórzy tak robią, ale osobiście nigdy w ogłoszeniach zagranicznych nie trafiłam na takie coś. Ja nawet w tym momencie byłabym skłonna się zgodzić na bycie working student (wiekiem trochę odstaje, ale trudno😅😉, bo czasami te oferty naprawdę są tak fajne, że dałoby radę przeżyć za mniejsze pieniądze, a zdobyć super doświadczenie u fajnego pracownika. Tylko, że tam zawsze jest zakwaterowanie, czasami właśnie jeszcze jakaś część wyżywienia, kieszonkowe i też się zdarza, że można konia wziąć. No i w zależności od oferty są różne godziny, ale jeśli się szuka studenta, to nie można wymagać z marszu pracy w tygodniu 8-17. No w ogóle się to nie klei. Dla mnie ta oferta jest poniżej jakiegokolwiek poziomu przyzwoitości.
kotbury nawet za kase jest pełno nieslownych osob, wrecz wiekszosc. Plus wsrod stajennych problemy z alkoholem sa nagminne, ja kupilam alkomat szybko po otworzeniu swojej stajni i nie z mysla o nas.
Jak ktoś dobrze umie w konie, jest ucziwy, słowny i na tyle ogarnięty, ze mozna mu zostawić stajnie na glowie i gdzieś pojechać to nie zarabia ani w barterze ani minimalnej i nie wierzę ze ktos takiego luzaka źle traktuje, bo wszedzie go wezmą z pocałowaniem w rękę.
I jeszcze o kaskach. Czy obowiązkowe czy nie. To jest problem nie do rozwiązania. Każdy ma inny sposób patrzenia na to co jest winny otoczeniu.
Można być zawodnikiem i nie mieć poczucia, że się coś jest winnym obcym ludziom, jakieś postawy itd. I to jest ok. To, że ktoś super jeździ i zdobywa tytuły nie znaczy, że ma z automatu przejąc na siebie funkcje "leadera młodzieży". Fajnie by było gdyby tak robił, ale to nie jest jakiś obowiązek wpisany w jestestwo.
Ja od kiedy mam dzieci świadome to jeżdżę w kasku i tego wymagam od nich (rower, hulajnoga, koń itd.). Dlatego daję przykład.
Ale ja jeżdżę godzinę dziennie. Nawet jakbym jeździła 3h to nadal są tylko 3 h. I jestem w stanie zrozumieć zawodnika, kóry siedzi na placu latem od 09😲0 do 18😲0, zrobił 3-4 konie na galopy kondycyjne, obskakał 3, przejechał kolejne dwa i ma teraz już tylko treningi ... i się oakzuje, że nagle na ten cudzy trening i tak trzeba na chwilę delikwentowi na konia wsiąść. I rozumem ich, że nie mogą wytrzymać jak im się czaszka gotuje, bo nie ma na świecie, żadnego tak zajebistego kasku, w którym tyle godzin w upale byłoby ok.
Paradoksalnie kobiety (gęste i dłuższe włosy) mają łatwiej i nie dostają zapalenia meszków włosowych od spoconego kasku na głowie...
Więc nie popieram, ale rozumiem.
I kolejna rzecz, takie podejście, że dzieci uwielbiają bezkrytycznie swoich idoli to trochę wychowanie bez uczenia samodzielnego myślenia. Wierzcie mi, że naprawdę można dziecku wyjaśnić, że może "bezgranicznie lofciać pana trenera" za to jak on jeździ, ale np. już może być krytyczne w stosunku do jego innych zachowań, stosowania używek, stosunku do ludzi itd. Czy takie wychowanie jest łatwe? Nie jest. Oj nie jest.
Ja jestem dumna z syna, który jak pojechał w tym roku na obóz bramkarski (trener jest właścielem obiektu i z żoną ogarnia te obozy) to pierwsze co zorbił to poszedł do mięsnego, kupił mięso i zrobił sobie i uwaga kolegom KOTLETY, bo stwierdził, że te obiady to gówniane, bo sam "cukier" i potem oni chodzą i żrą gówna ze sklepików, to lepiej żeby się wszyscy najedli tym co zdrowe (a nie pierdoły o zdrowym żywieniu surówką - bo warzywa). Co nie przeszkadza mu twierdzić, że trener jest najlepszym trenerem jakiego miał i top profeska sportowo.
karolina_, a ja wiem? Są zawsze dwie strony medalu. Ja mialam dobry biznes jako freelancer, stałych klientów bo mozna bylo na mnie polegać i nie trzeba bylo mi mówić co robić. Wiedzę sama mozesz ocenić bo mnie znasz, nie mi oceniać siebie pod tym wzgledem. Byłam bardzo doceniona u niektorych, a u niektorych czułam się jak śmieć (ale nadal wierny śmieć). Dawałam im to samo, w jednym na zakończenie współpracy bylo pożegnanie, tort, kwiaty, kolacja, prezenty, łzy i przyjaźń z tego. A w innych miejscach byłam traktowana jak popychadło do wylewania frustracji i opierdzielania bo np. dalam brązowe ochry zamiast burgundowych pod czaprak (a niestety mokrych z pralki nie zalożę, durna ja że myslalam ze brązowe pod kolor konia i rzędu przejdą 😉 jezdzilismy w domu, na klinike bym wyprała na zaś). Albo ze trociny usypane na sciance nie tworzą do konca prostej linii (poza wizualnym aspektem nie mialo to znaczenia)... Więc w jednym miejscu nie ściągali ogłoszenia ze strony bo ludzie zwykle wytrzymywali do kilku miesiecy maks (poza mną i jedną osobą, chyba sie przyzwyczailiśmy do tego ze opierdziel jest zawsze nawet jak nie ma za co) a w drugim prawie nigdy nie szukali bo było w porządku i nikt nie odchodził ot tak. Naprawdę bywa różnie, jak trafi swój na swego (pozytywnie) to jest to wieloletnia współpraca oczywiście i tu sie zgodzę.
Nie wiem moze pracodawcy w Polsce tacy nie sa (nie pracowałam w PL), ja siedze nadal na anglojęzycznych grupach luzaków i są takie historie ze moje (nie te co wyzej) to w ogole pierdnięcie. Na grupie jest czarna lista pracodawców. Ludzie weryfikujący pracodawców. Złota lista też jest. Zapewne sprawa ma sie podobnie vice versa, tez jako pracodawca chciałabym taka grupę. Także różnie to bywa.
donkeyboy, w Polsce jest w tej chwili rynek pracownika a socjal jest zdecydowanie zbyt komfortowy. Nie wiem czy ktos normalny traktowalby pracownika z Twoim doświadczeniem tak jak opisujesz bo nie ma w czym wybierać i latwo nie bedzie znalezc zastępstwa. Ale juz nienormalni (a do takich zaliczam afery o kolor ochraniaczy albo sprawdzanie trocin z poziomica) zdarzają sie wszedzie i po prostu pozostaje sie zawijać z takiego miejsca.
Tak sobie myślę, że wiele osób z mojego i kolejnego pokolenia pracowało "za jazdy". Ja też tak "zatrudniałam" w swojej stajni. Nie było jednak wymogu "4 dni w tygodniu po 7 godzin". Jak ktoś mógł tylko w weekendy - też było ok. Jak mógł i chciał więcej pomagać to i wystartował sobie czasem, czy sprzęt jakoś dostał w ramach docenienia. Ja też za treningi pomagałam jako dzieciak. Ale pomoc na zasadzie nakarmienia /osiodłania koni, czy zamiatania korytarza to nie jest regularna praca luzaka...
Nie porównywałabym zatem tych dwóch sytuacji. W ofercie regularne luzakowanie, nie pozwalające na naukę czy pracę gdzieś indziej. Praca za jazdę czy przejażdżki na torze - przed szkołą / zajęciami na uczelni i w weekendy. Można się uczyć i pomagać w wolnym czasie. Tu jest normalna oferta pracy...
O i proszę - chyba nikogo nie znalazł, bo nagle już nie oferuje pensjonatu, a "wynagrodzenie i premię".
Szkoda tylko że trafi tam prawdopodobnie ktoś, kto nie widział jak ten człowiek odnosił się do innych w swoich odpowiedziach...
Zmienię temat.
Kulawizny "od ręki" (czyli źle zaopiekowane naturalne skrzywienie) mnie wnerwia. Innymi słowy wnerwia mnie "a może trzeszczki, a może kopyto w zadzie, a może plecy, a może dupecy, a może siodło". Ale na stwierdzenie "ten koń jest krzywy" nigdy nie ma refleksji: "The problem is me...". Nigdy.
Jakby nie było "weterynarze to lubią" i się nie dziwię wcale, bo taki klient co to "na pewno nie ona", bo przecież "do lat startuje z sukcesami", trenuje innych to się mylić nie może.
kotbury, mnie bardziej właśnie wkurza to ale w drugą stronę 😉 "kulawizną od ręki" usprawiedliwia się nieczystość w ruchu nie sprawdzając dokładnie innych możliwych przyczyn 🙂
mindgame, ale serio masz tak, że kon krzywy i jechanie go "prosto" go okulawia i wet mówi, że to od ręki i nie bada? Bo ja się w tą stronę NIGDy nie spotkałam. Za to z pierdyliardowym " no to może rezonas" (i to od właściela słychać, nie od weta, żeby nie było) regualrnie.
kotbury, nie wiem czy dobrze cię zrozumiałam, ale jeśli krzywy koń jechany na siłę prosto zaczyna kuleć, tzn. że przeciąża coś co odciążał dlatego jest kulawy. I to wtedy nie kwestia ręki tylko czegoś innego - tak na logikę. I żeby wtedy wet powiedział, że to od ręki to się nie spotkałam. Ale spotkałam się z koniem uwalającym się na przodzie aż do ziemi i wet powiedział, żeby zmienić wędzidło, a później u kogo innego okazało się, że to zwyrodnienia w szyi. No i wtedy lipa, bo właściciel faktycznie musiał sam szukać gdzie leży problem i prosić o dodatkowe badania.
Natomiast ja mówię o przypadku gdzie właściciel/trener bagatelizuje kulawiznę mówiąc, że to od ręki i nie robi z tym nic 🙂
mindgame, "krzywy koń" (naturalne skrzywienie) jechany tak samo na krótszą i dłużśzą stronę będzie "tępy"na dłuższą gdy ta jets wewnętrzna. Nie opiera się an wędzidle na tą stronę i trudniej go wygiąć. jak się go zaczyna "prostować" wodzami, "jechać prosto na wodzach" to się broni... a potem przestaje się bronić i po czasie kuleje na przeciwną zadnią, bez czegokolwiek wiarygodnego do znalezienia w badaniach. Dopiero potem, potem gdy dalej się nie adresuje problemu prawidłowow (i dale się tego konia uparcie "jedzie prosto i prostuje ręką) to się pojawiają kontuzje, np. międzykostnego. Ten zespół obawów - koń jechany "równo prosto", ale kulejący (bo naturalnie krzywy) to potocznie kulawizna od ręki.
Osoba, która to opisła najlepiej jest dr. Heuschmann.. i w sumie to on całą jedną książkę temu zagadnideniu poświęcił🙂
Mój koń mnie wkurza .. mamy z czymś problem długo wałkujemy sami, ale dalej brak progresu no to wzywam kogoś bardziej doświadczonego ktoś przyjeżdża biorę konia żeby zaprezentować co nam nie wychodzi i normalnie inny koń luz w gaciach i ćwiczenie wykonuje bez problemu …
Czy tylko my tak mamy czy na kogoś jeszcze sam widok trenera działa magicznie 😅
espérer, - u mnie to samo nie raz było, jojczę, że nie działa i ja już nie wiem o co chodzi, po czym jadę przy trenerce i działa.
No i niby fajnie, że działa, ale ja bym chciała jednak wiedzieć co było nie tak 😅 ale na pocieszenie nie jesteś z tym sama 😉
Może to przez to, że swojego nie raz straszyłam, że przyjedzie trenerka i na niego wsiądzie, a tam nie ma dyskusji jak ze mną 😂
espérer, może nagrać trzeba 😉 A czasem wystarczy się spiąć trochę i nagle magia, mięśnie działają inaczej, dosiad działa i wszystko wychodzi. Ale taak, nie zliczę ile razy koń mnie tak wrobił. Nawet jadę sobie na klinikę zwykłą i próbuję wyjaśnić co zazwyczaj nie działa… No i nagle działa kurka 😂
Zazwyczaj nie uzewnętrzniam się z takimi przemyśleniami, ale strasznie wkurza mnie brak szacunku do klienta. Stoimy w stosunkowo tanim pensjonacie, bez praktycznie żadnej infrastruktury, poza placem z podłożem naturalnym, które przez większość roku raczej nie nadaje się do użytku, szczególnie dla konia po kontuzji. Zależało nam na spokoju oraz spełnieniu podstawowych potrzeb, przez co rozumiem codzienne padokowanie (poza oczywistym sytuacjami losowymi jak naprawdę ekstremalne warunki pogodowe czy inne sytuacje zagrażające bezpieczeństwu) karmienie dwa razy dziennie oraz niemal stały dostęp do siana. No i tak też było, poza stałym dostępem do siana, co było nie do przejścia. Ostatnio zmienił się zarząd i został zmieniony regulamin, który dla mnie jest zupełnie nieakceptowalny. Napisane jest, że ma na celu dobrostan koni, ale wyłącza padokowanie, m.in. w niedziele, święta, sytuacje losowe, przy zalegającym błocie na padokach, w przypadku deszczu przy temperaturze poniżej 10 st. C., przy temp. pow. 30 st. C, w przypadku plagi meszek, komarów, much lub innych dokuczliwych insektów, itd. w dodatku, w stanie zastałym lub prognozowanym. Jest możliwość padokowania tylko w ciągu dnia, więc wypuszczanie na wieczór w upały nie funkcjonuje. Są też inne kontrowersyjne dla mnie zapisy, ale nie aż tak rażące, bo to co wymienione (a to nie wszystko) to polska pogoda przez większą część roku. Tym bardziej jest to dokuczliwe, że nie mamy podpisanej umowy, wszystkie ustalenia były ustne i zupełnie inne niż w.w. Nowy regulamin pojawił się z dnia na dzień i zaczął obowiązywać w chwili ogłoszenia, ale jego też nikt nie podpisał. Według nowych zasad, okres wypowiedzenia wynosi 30 dni, licząc od ostatniego dnia miesiąca poprzedzającego. Od dłuższego czasu szukam innej stajni, ale nie chciałam się spieszyć i wszystko załatwić spokojnie. Jednak w świetle tych zmian i tego, że w sumie zostaliśmy postawieni przed faktem dokonanym, no nie jest to coś, za co chcemy płacić, bo z naszej perspektywy znajdują się tam zapisy, które nie spełniają wymogów dobrostanu koni. Czy ktoś wie, jak w tej sytuacji wyjść z tego bałaganu bez zbędnych kłótni? Czy musimy przestrzegać okresu wypowiedzenia przy tak nagłej zmianie zasad, na które nie chcemy przystać?
I wreszcie, czy ja przesadzam? Może zupełnie normalne jest takie traktowanie klientów?
Haru, nie przesadzasz. Sytuacja absurdalna, nie masz umowy, nie masz plusów z jej obowiązywania, a masz mieć minusy. Przecież takie zmiany przy istnieniu umowy, wyłączałyby po prostu okres wypowiedzenia.
Z drugiej strony, sama się na to piszesz. Pensjonatując konia bez umowy musisz zdawać sobie z tego sprawę, że nie masz żadnej ochrony i że w momencie jakichś problemów, możesz być zmuszona zabrać konia natychmiast. Właściciel pensjonatu ma prawo do wszystkiego, co nie zaburza Twojej własności do Twojego konia, może go przestać karmić czy poić i to Twoim obowiązkiem jest to zapewnić. Może też go wystawić za bramę i kazać zabrać.
Nie masz żadnych obowiązków i żadnego okresu wypowiedzenia, ale on też nie ma żadnych obowiązków wobec Ciebie, proste. Tak wygląda brak umowy. Ale przy tak dużej zmianie umowy i tak by Cię nie obowiązywał okres wypowiedzenia, bo to są za duże zmiany, więc tym się nie przejmuj.
Niewychodzenie poniżej 10 stopni to jest największy absurd dla mnie. Konie, kurde, lubią trochę chłodku. Całość zapisów debilna, ale ten najbardziej dla mnie.
PS. Czy to normalne traktowanie klientów? Nie. Ale Ty nie jesteś klientem, bo żadna umowa Cię z tym człowiekiem nie łączy, więc o ile jest to dość chamskie, o tyle kompletnie mnie nie dziwi. Nie macie stosunku klient-usługodawca. Macie "człowieka z władzą, od którego zależy dobrostan Twojego konia" i Ciebie jako petenta, a nie klienta. A że to Ty jesteś odpowiedzialna za dobrostan swojego konia, to musisz być gotowa go poprawić i być świadoma, że wszelkie dyskusje w takiej sytuacji są po prostu głupotą, nie masz prawa do dyskusji.
Sivrite, tak też właśnie mi się wydawało. W zasadzie, umowa ustna też jest przecież pełnoprawną umową, tylko niestety trudno to udowodnić. Jednak ustnie z właścicielem omawialiśmy wszystko, co dotyczy naszych koni i oczywiście, nowe zasady temu w większości przeczą. Zazwyczaj podpisuję umowy, to jest jedna z nielicznych sytuacji, kiedy tego nie zrobiłam. Może szczęście w nieszczęściu, bo najważniejsze było dla mnie właśnie to czy muszę w takiej sytuacji przestrzegać okresu wypowiedzenia. No cóż, całe życie się człowiek uczy. Wydawało się, że zwykła przyzwoitość wystarczy, żeby pewne sprawy uregulować i w razie czego, rozwiązać problemy. Naiwne to było z mojej strony, oczywiście.