Ollala, moze byc, zawsze wydawalo mi sie ze chodzi o to zeby fitter o tym wiedział. A nie ze fitter dopasuje siodlo, właściciel zamowi grubaśna przykrótką podkładkę bo milej dla konika. I potem następuje efekt domino bo zrobil sie punkt ucisku, konia plecy bolą, fizjo ksycy, siodło nie pasuje i żal do fittera.
A drugi use case jaki widzialam to używanie podkładki jako lek na wszelkie niepasujace siodła. Przyklad: siodlo bylo na plasko na grzbiecie konia, w chuuu za szerokie, zero przestrzeni w kanale (palec by się moze zmieścił bez podkładki) i cyk damy podkładkę, "magicznym sposobem" koń nie protestuje. No ludzie.
W kwestii siodeł na wymiar się nie wypowiem, bo raczej sobie na takie nigdy nie pozwolę, bo zawsze wszystkie inne wydatki wymiatają mi konto (co mnie właśnie wkurza), ale... ostatnio miałam okazję usiąść w nowiutkim, robionym na wymiar ujeżdżeniowym Erre i o matko i córko... To było jak lot w kosmos!!! To siodło to było takie doznanie dla tyłka, że miałam wrażenie, że nie będę chciała już nigdy zsiąść 😅 Było GENIALNE. IDEALNE (dla mojego tyłka). Miękkie jak kaczuszka, siedziałam jak przyklejona i miałam wrażenie, że absolutnie żadna siła nie byłaby mnie w stanie z niego wydrzeć. Kosztowało tyle co moje siodło x 7, ale no... warte tej kasy, przynajmniej z punktu widzenia jeźdźca. W takim siodle byłabym gotowa zdobywać szczyty 😉
Meise, mnie Erre te co siedziałam usadzaly za ruchem, ale nie wiem jakie to były modele, wsiadlam na chwile.
espérer mam siodlo szersze i wezsze, różnią sie tez troche kształtem paneli, to wezsze ma krotsze i mniej plaskie panele. Do tego mattesa i winderena slim. Najpierw sama patrze co pasuje, a co pol roku +/- jest u mnie saddle fitter. Wtedy sprawdzamy wszystko co jest juz ucywilizowane na tyle, ze mozna siodlo mierzyć i mówi mi ktore z tych siodel co mam i ewentualnie z jaką podkładka bedzie ok. Czasami to jest przed zajazdka, czasami w trakcie.
Teraz robię siodlo na miarę ale to na konia, ktory pewnie parę lat jeszcze z nami zostanie bo nie jest typem cukiereczka i musi nadrobić umiejętnościami. Plus ja tez chce w koncu cos pojeździć a nie sprzedawać konia jak tylko opanuje zmiany i da sie nim przejechać C. Także narazie sprawiłam mu siodlo na wymiar i liczę na to ze sie kupiec nie trafi na konia.
Meise, to ja tak miałam jak wsiadłam w Equipe, które w ogóle było dla mnie za duże w każdą stronę, a i tak siedziałam lepiej niż w czymkolwiek innym 🤣 Erre na mnie takiego wrażenia nie zrobiło, ale to pewnie też kwestia modelu, bo fakt one są mięciutkie.
Ja w sumie też nie wiem jaki to był model Erre i też wsiadłam na chwilę, ale wiecie, ja zawsze jeździłam/jeżdżę w skokówkach w budżecie 3000 PLN (za Passiera dałam z 4,2), więc to jednak trochę jak przesiadnięcie się z trabanta do Mercedesa S klasy :P
Meise, czy ja wiem? Jeżdżę w 20 letnim kiefferze, testowalam kilka nowych siodel niedawno i nie kazde bylo przesiadka w mercedesa 😉 takze to nie kwestia ceny a dopasowania do Ciebie. Passier Evo D posadzil mnie tak fotelowo ze czulam sie jakby mi amerykanskiego saddlebreda pod tylek podstawili. Patrzac kto w czym na zawodach jezdzi widzę ze i to Evo D i Erre pasuje osobom, ktore maja długie, chude nogi i nie opieraja sie mocno na strzemionach - ani moj typ budowy ani dosiadu.
Problem z pasowaniem Erre skutecznie mnie od tych siodeł odstrasza. Jednak przyznam, ze na skoku testówka dawała super opcję deptania strzemienia jak żadne inne siodlo do tej pory.
Generalnie zawsze mam problem z dosiagnieciem do klocka w 99% siodeł.
Perlica, A który model Erre? Zaczynam szukać czegoś już, a chcę na wełnie.
Ja mam Equipe ek-go i myślałam że jest fajny, aż nie usiadłam w Devo Biarritz Lab. Świetnie czuć w nim konia i w ogóle nie czuć siodła, jakbym naturalnie miała to siodło przyklejone do tyłka. Gdyby nie to że to lateks to bym brała. Miałam kiedyś starego Biarritz i też się w nim świetnie czułam.
Equipe nie daje mi takiej swobody, ale też nei mam w nim takiej równowagi jak bym chciała. No i jest twarde jak diabli. Za to w modelu Special miałam wrażenie że nie mogę usiąść a jednocześnie trzyma mnie za tyłek.
Jesli chcesz siodlo na wełnie to gorąco polecam Reneissance lub Prestige Rubino jesli nie masz krotkich nóg jak ja lub nowy Experience. Przed Renkiem( teraz mam juz drugiego ) mialam Devo Lab właśnie , bardzo fajne siodło, ale jak wsiadłam w Renka to umarłam. Byłam pierwszą.osobą w PL która zamówiłam model F2S.
Devo dla mnie ma za szeroki twist jest jakby kształtem beczki.
O Erre poczytaj w wątku skokowym, są tam nie tylko moje przeboje opisane ....
Przesiadałam się z Prestige'a na Erre GS jakieś 2 lata temu i jestem bardzo zadowolona. Koleżanka ze stajni za to miała jakieś kombinacje z Renkiem i co chwile przyjeżdżali pasowacze. Przypuszczam że to nie problem z siodłami tylko są takie konie na które ciężko coś dopasować. Ja mam konia łatwego do pasowania, w sensie grzbietu ale więcej uwagi wymaga moje usadzenie się bo dziad jest specyficzny.
Meredith to nie moja bajka akurat.
Ogólnie stare modele Prestiga to też nie dla mnie.
Ja jestem fanką Francuzów, teraz mam Meyera , Renka i CWD Miss. Ogólnie nie lubie siodeł których jest bardzo dużo na koniu.
No ale koń mój calkiem mlody , więc muszę coś z opcją zmiany. Na razie cwd mi leży, ale zaraz nie będzie , wiec Renka trza bedzie dopasować. Choć z kolei nie lubie Renka na poczatek pracy z koniem, bo jednak łatwo człowieka z niego wyjąć 🤣 ale w tym siodle czuje sie najlepiej, bo to jednak Butet. Jest go bardzo malutko na koniu i wreszcie wprowadzili projekcje tybinki minus do tyłu.
Korekta modelu, mam GTS. Ja też jestem fanką siodeł które dają wrażenie bliskości do konia. Meredith taka była, ale jak się finalnie okazało, moj problem rozwiązało trochę dłuższe siedzisko i jak mam więcej miejsca do tyłu, to już znowu wszystko działa. Kiedyś wstawiałam zdjęcie jaka jest różnica siedziska pomiędzy tymi siodłami. Może kiedyś przetestuję Renka bo ich nie znam, zawsze warto sprawdzić choćby dla własnej wiedzy.
adriena, Renki dają różne uczucia miedzy modelami, tzn między F a F2S. F calkiem blisko konia, w zasadzie jak na siodle wyścigowym. F2S jednak jest mniej profi, ale nadal jednak są to siodla totalnie inne od Meredith.
Dają mnóstwo swobody, a nie każdy tak czuje się komfortowo.
Dlatego ja na 3/4 latki wolę siodla bardziej narzucajace dosiad i usadzajace centralnie.
Jednak obecną 3 latka wydaje sie dość łatwa i bez tendencji uwolania na przodzie to moze uda się w Renku , bo jednak szkoda siodla które używałam tylko miesiąc.
Bardzo mnie kusi nowy Experience teraz
Meise, mnie Erre te co siedziałam usadzaly za ruchem, ale nie wiem jakie to były modele, wsiadlam na chwile.
ja dokładnie te same odczucia ale mam wrażenie, zę te siodła bardzo ważne "na jakiego konia". Imho rewelacyjne dla koni krótkich, bardzo uphill. Wtedy to "siąście za ruchem", nie wypada aż tak abrdzo z aruchem bo bardziej z przodu na takich koniach i tak się nie da.
Co do wymiennych łęków to ja się ciut nie zgodzę, że to zawsze idelana obcja na młodziaki.
chodzi mi o to, że są takie 'chwile', że koń się rozrasta plecami "wszerz", ale nie koniecznie w góre. i wymiana łęku nie ząłtwi sprawy tego, ze jak sie poszerza siodło to się robi mniej mijsca na kłąb. I te siodła leżą dobrze na szerokość ale potrafią za nisko na wysokość do kłębu.
Karolina może siedziałas w Vittori, bo ona usadza "z tyłu". Opis że strony: Usadzenie „z tyłu”
przesunięcie punktu dosiadu i otwarcie przestrzeni między ręką i łydką
Ja dokładnie tego efektu szukałam w siodle. I nie mam krótkiego konia, ale z takim ruchem ze to siodło spełniło moje oczekiwania. No i faktycznie mam długa kość udową.
Czytam sobie wątek kaskowy i znowu mnie wk...a olewatorskie podejście do kwestii kontuzji i zdrowia wśród jeźdźców. Nie lubię podejścia pt. "spadłaś i straciłaś przytomność? Wsiadaj z powrotem" albo "masz wstrząśnienie mózgu? To co, jutro trening?" albo "mam ortezę na nodze ale i tak pojadę na te zawody". I takie ciśnienie na jak najszybszy powrót w siodło, jakby czas na dojście do siebie W PEŁNI miał być ujmą albo słabością.
Facella, to sa indywidualne kwestie. Ja dostaje pierdolca, jeździłam w ortezie, jeździłam z drutem wystającym z kosci. Nie na zawody i tyle ile sie czulam. Każdy jest inny, ma tez różne konie - na brojne, surowe i inne ciekawe egzemplarze malo kto wsiądzie nie czując sie na 100%, o ile nie jest to jego praca i na decyzję nie wpływają kwestie finansowe.
Facella, ale myślę, że to nie tylko kwestia jeździectwa, tylko wychowania pokoleń. Ja np byłam wychowywana w nurcie zapierdolu. Katar, złamana ręka/noga - bierz się z życiem za bary i nie przepierduj. I tak jesteśmy bombardowani, że nawet jak jesteśmy chorzy, to powinniśmy "dać radę" i dalej zapitalać.
Boli Cię coś i odpoczywasz? Zaraz dostaniesz artykuł, że ktoś bez nogi wszedł na Giewont z podpisem "a Twoją wymówką jest potłuczone ramię"?
Z moich obserwacji wynika, że czekają ludzie, którzy z koni nie żyją, tylko jest to ich hobby i odskocznia. Ja wsiadłam dwa tygodnie po operacji, łącznie od upadku nie jeździłam cztery tygodnie i nie będę używać potocznie nazwy choroby na d, ale naprawdę nie byłam w dobrym stanie psychicznym. Mogą to potwierdzić osoby ze mną pracujące. 😅 Zaczęłam od wsiadania na jedną kobyle, która najbardziej lubię i najpewniej się na niej czuję i stopniowo wsiadałam na inne, najpierw te mniej skomplikowane, na których można było bardziej podróżować niż rzeźbić. Nikt mi nie kazał, nikt na mnie nie naciskał, wręcz przeciwnie, raczej wszyscy próbowali mnie odwieść od pomysłu wsiadania już dwa tygodnie po, ale właśnie każdemu mówiłam, że o zdrowie psychiczne też trzeba dbać a ten jeden koń dziennie mi pozwolił wrócić do normalności.
Dokładnie jak dziewczyny napisały, zależy od człowieka. Ja jeździłam z gipsem, bo chciałam, ale dopiero jak mnie przestało boleć, nie od razu. Po to mam konie,żeby je jeździć a dać komuś do wsiadania na 8 tygodni to masakra finansowa.
Ja jeździłam lonżować i ogarniać konia z połamanymi żebrami, po 2 tygodniach próbowałam wsiadać na stępa, a jakoś po 4 już jeździłam w trzech chodach.
To był ciężki okres w moim życiu, przeprowadzka i zmiana środowiska, nie bardzo miałam do kogo gębę otworzyć, a siedzenie całymi dniami w domu przy serialu tak średnio robi na głowę.
W ogóle w dzień połamania żeber wsiadłam po glebie i dokończyłam trening skokowy - adrenalina to cudowna rzecz 😜
Jeździłam też z wybitym kciukiem, drobniejszymi urazami czy zapaleniem oskrzeli. Sama chciałam.
Natomiast z wiekiem gorzej znoszę choroby, czy może raczej - nauczyłam się odpuszczać. I faktycznie jak jestem chora to raczej siedzę w domu i odpoczywam, a nie łykam wagon leków i idę do konia. Fakt, że ma się też kto nim zająć, więc jest inaczej, nie mam presji na ogarnianie 🙂
A ja zmienię płytę. Wkurzają mnie wszechcwiedzacy eksperci na fb w komentarzach. Wiem wiemw są wszedzie, przepraszam za generalizację ale typowo baby w jakims kryzysie wieku sredniego chyba, wiedzące więcej niż starzy wyjadacze Gp. Ale czemu się tak wkurzyłam? Bo mamy ME w para ujezdzeniu i te pipy za przeproszeniem komentują dosiad, rece etc. pod filmikami parajeźdźców. K***a mać, ludzie są po prostu glupi.
A mnie wkurza ignorowanie zasad bezpieczeństwa, albo omijanie ich, albo "odpuszczanie". Głównie chodzi mi o kaski. Teraz miałam dyskusję z osobą (niekońską, jeździ dziecko), że w jednej ze stajni z klubem sportowym trenuje chłopak, który nigdy nie jeździ w kasku. Ale ma swojego konia więc to jest ok. Mój interlokutor argumentował, że skoro ktoś ma swojego konia i płaci za stajnię to może sobie jeździć bez kasku i co mu zrobią, najważniejsze, że płaci. A z mojej perspektywy taka stajnia od razu otrzymuje czerwoną flagę. Jeśli kasa jest ważniejsza od zasad bezpieczeństwa to nie wiem jak to skomentować. Rozumiem, że ktoś ma prywatną stajnię, albo jedzie sobie do lasu sam na swoim koniu bez kasku - jego głowa, jego głupota, jego problem. Ale jeśli wychodzi na trening na teren stajni, teren klubu sportowego, z instruktorem, często z grupą, to cholera jasna, wg mnie nie ma znaczenia czy koń jest prywatny czy stajenny. Gdybym ja była instruktorem to choćby mi płacili podwójną stawkę nie poprowadziłabym zajęć osobie bez kasku, dziecku bez kamizelki. To jest też wizytówka klubu i instruktora, i braki w tym zakresie źle o nich świadczą.
EMS, mamy przeludnienie na planecie, mamy nagrody Darwina.
Jeżeli żadna edukacja nie zadziałała (a widać, że tu nie działalo), to pozwólmy jednostkom 'nieogarniajacym kwestii bezpieczeństwa ' na samodzielną eliminację. Skoro życie ludziom niemiłe...
EMS Ja często jeżdżę bez kasku, moi trenerzy też jeżdżą raczej bez kasku, a mimo to uważam, że każdy z nas odpowiedzialnie podchodzi do swojego bezpieczeństwa. Zawsze zakładam kas, jak wsiadam na obce konie, jak jadę w teren i skaczę, ale do jazdy na "moich" koniach po płaskim, nie widzę takiej potrzeby. Nie rozumiem, dlaczego właściciela ośrodka miałoby obchodzić, czy jeżdżę w kasku, czy bez- nie mamy prawdziwej "szkółki" czy klubu z dzieciakami. Co innego instruktor czy trener, który pracuje z dziećmi- on ma świecić przykładem. Ale jak pracujesz głównie z dorosłymi? Sory, ale każdy ma swój rozum, a znam dużo innych "zachowań niebezpiecznych" które sprowadzają na ludzi realne zagrożenie zdecydowanie bardziej prawdopodobne niż jazda bez kasku np. wyjazdy w teren na niedopasowanych do poziomu jeźdźca koniach. Mam wrażenie, że przymus jeżdżenia w kasku działa bardziej na zasadzie papierowych słomek- dobrze to wygląda ale tak naprawdę niewiele realnie wnosi, jeśli nie spełni się jeszcze dziesiątek innych czynników, które realnie podnoszą bezpieczeństwo.
Nie mam osrodka, nie mam stajni, ale mnie by totalnie obchodzilo czy ktos ma kask czy nie. Dla wlasnego zdrowia psychicznego - glownie jakbym miala kogos zbierać, dzwonić na pogotowie, miec wizytę od prokuratury czy policji oraz mieć traume do konca zycia ze ktos mi w ośrodku zmarł. Moze ktos uznac ze dramatyzuje ale w jednym w pensjonatów gdzie pracowałam zmarło dziecko prowadząc kucyka w reku. Kucyk byl niewinny, kask w niczym by nie pomógł ale prokuratura i policja musiały swoje obowiązki wykonać (tak jak kogos ciekawi to kucyk mial autentyczny areszt w stajni, boks oblepiony tasmami, nie zartuje). Dramat rodzicow mozna sobie wyobrazić ale cala ta sytuacja wplynela na właścicieli stajni/szkółki, ekipe tam pracujaca rowniez. Absolutnie rozumiem taki nakaz, jak komus sie nie podoba to niech nie wstawia tam konia/nie jezdzi tam i tyle.