Wkurzają mnie dzieci i presja macierzyństwa -wydzielony z "kto/co mnie wkurza.."

Nie rozumiem w takim razie w ogóle PO CO brać ślub? Jeżeli nie jest się zagorzałym katolikiem chcącym posiadać potomstwo, bo bez ślubu nie można?

zrozumiałam to nieco inaczej, ale ok 😉 do cywilnego nie trzeba być zagorzałym nikim  :kwiatek:

Jak dwoje ludzi pragnie się pobrać przed ołtarzem czy w urzędzie i wierzy w magiczne przemiany to jest to wyłącznie ich sprawa. Próbować można. To, że wielu się rozwodzi nie znaczy, że wszyscy. Niektóre problemy same się rozwiązują a niektóre pojawiają dopiero po latach. Każdy ma nadzieję, że u niego będzie idealnie, gdyby tak nie było to nikt by się nie hajtał. Nie ma ludzi idealnych i nie wierzę, że można być z drugim człowiekiem we wszystkich sferach, na każdym etapie w życiu w każdej minucie i sekundzie w 100%tach zgodnym. A jednak śluby istnieją i mają się dobrze. Mówię to jako panna z dzieckiem, która nie daje się zaciągnąć ''pod ołtarz''  😉
I to, że ja osobiście nie chce brać ślubu to nie wyobrażam sobie go komukolwiek wybijać z głowy, tak jak osobiście nie kupiłabym mieszkania na kredyt nie mając pewności, że za 10 lat będzie mnie stać na spłatę raty ale nie odradzam innym, mimo iż też znam przypadki, które ledwo nawet egzystują przez długi.
Każdy ma nadzieję, że u niego będzie idealnie, gdyby tak nie było to nikt by się nie hajtał. Nie ma ludzi idealnych i nie wierzę, że można być z drugim człowiekiem we wszystkich sferach, na każdym etapie w życiu w każdej minucie i sekundzie w 100%tach zgodnym.

Ale u Sivens "nie gra" już, teraz, w tym momencie; wie, że jest rozdźwięk, a i tak brnie dalej. Licząc na co? No właśnie na co?
Podejrzewam, że i chłop liczy na to, że się zmieni.
A co jak się nie zmieni?

Czyli bierzemy ślub myśląc o ewentualnym rozwodzie?
Bo są młodzi, żyją teraźniejszością, oboje mają nadzieję że się drugiej stronie odmieni (co jest prawdopodobne przecież). A tak poza tym to na dzień dzisiejszy widocznie miłość przysłania wszystkie te problemy dla, których ja czy Ty byśmy nie podjęły tego kroku. Chłopak też nie do końca jest konsekwentny, bo raz mówi, że trudno a raz o adopcji. Świadczy to o tym, że sam jeszcze nie wie jakie tak naprawdę ma stanowisko w tej sprawie. Ale jest przekonany, że kocha sivens i pragnie ją za żonę i jest to dla niego ważniejsze. Może w istocie dla nich to jednak nie jest problem rangi fundamentalnej. Każdy ma swoją miarkę
busch haha to było raczej pół żartem pół serio. Opowiedziałam mu też historie o której pisała tunrida i powiedział że nie chciałby żebym sie decydowała tylko ze względu na niego, bo to pózniej wyjdzie w relacjach z tym dzieckiem. 5 lat tyczy się raczej jego wieku. On wolałby nie decydować się kiedy będzie miał już więcej niż 35 lat. Chyba kolega który został ojcem w wieku 36 lat powiedział że za późno się zdecydowali. Że z dzieckiem trzeba sie bawić, a jemu sie już nie chce tak jak chciałoby mu sie wcześniej.

Po tym co mi tu piszecie to ja mu jeszcze bardziej truję i powiedział, że nie wie co bedzie... pewnie nie będzie zadowolony jeśli mi sie nie odmieni, ale podejmuje to ryzyko świadomie.

I bez przesady... ja nie jestem aż tak naiwna, żeby wierzyć w jakieś magiczne przemiany. Nie liczę na to że ślub zmieni nasze codzienne życie o 180. Sądzę, że w tej kwestii raczej nic się nie zmieni. Temat dzieci jest świeży, ale ślub będzie po 10 latach znajomosci, nie jesteśmy ze sobą od wczoraj. Zresztą u nas jest raczej wszystko na odwrót. Nie zaczęło się romantycznie i idealnie. Przetrwaliśmy sytuacje przez które nie jedno małżeństwo się posypało. I z roku na rok jest coraz lepiej, nie coraz gorzej. Nie rozumiem więc dlaczego zaraz mielibyśmy się rozwodzić. Wg mnie ludzie docierają się całe życie, a nie tylko do ślubu, a potem jest bajka. I nikt nie liczy na to, że po ślubie wady drugiego nagle znikną.
A jednak śluby istnieją i mają się dobrze.


Serio? Bo z Twoich wypowiedzi wnioskuję, że żyjesz trochę w bańce mydlanej. Wg danych GUS w 2016r. zawarto 74 tys. małżeństw i udzielono 32,5 tys. rozwodów. Dla mnie te statystki są dość daleko od "dobrze".
No, czyli śluby mają się dobrze, gorzej z małżeństwami.  🤣 Patrząc po moich rówieśniczkach, znajomych (dodatkowo pochodzę z małej miejscowości, to też w jakiś sposób wpływa na poglądy) wydaje mi się, że mnóstwo kobiet marzy o białej sukience, wielkim weselichu i wierzy w to magiczne "i żyli długo i szczęśliwie", nawet jeśli przed ślubem są mocne zgrzyty.
ElMadziarra   Mam zaświadczenie!
06 kwietnia 2017 21:03
Mnie się odmieniło. Ja na maxa antydzieciowa od zarania dziejów zapragnęłam mieć dziecko z tym moim jedynym (z którym żyliśmy już 9 lat), gdy skończyłam 33 lata. Nie była to sprawa, ze mi się nudziło, bo właśnie wtedy rozwój mojego jeździectwa zaczął nabierać tempa, koń progresował, poza tym często imprezowaliśmy i często wyjeżdżaliśmy (góry, Mazury, Bałtyk, Austria). Za to mój jedyny zawsze dzieci (w liczbie mnogiej) chciał mieć, ale teraz jak mu wspominam o drugim dziecku, bo jakby nie patrzeć ostatni dzwonek (zaraz stuknie mi 40), to ten patrzy na mnie z paniką w oczach i mówi do mnie z przekąsem "no jasne".
Mojej przyjaciółce też się odmieniło. Nigdy zwolenniczką dzieci nie była, im starsza, tym bardziej antydzieciowa, aż tu nagle przed 37 urodzinami - ona chce dziecko. Może też dlatego, że w końcu spotkała odpowiedniego faceta i połączyło ich bardzo dojrzałe uczucie.
Także ludziom się odmienia. Czasem późno.
ashtray ojej tu się odniosłam do pokemona "PO CO" - chodziło mi o zawieranie ślubów, że nadal dużo par się na nie decyduje mimo iż zdaniem innych nie powinni bo ludzie się po nim nie zmieniają. No nie zmieniają (w większości) i co? Nic to nie zmienia. Poza tą drugą statystyką - o rozwodach. Ale to już jest trochę  🚫 choćby z tego względu, że nawet idealna od początku para może natrafić na taką trudność z którą sobie nie poradzi i rozwód gotowy. A może być i tak, że relacje po ślubie będą na dobrym poziomie mimo wcześniejszych zgrzytów. Dla mnie to takie wróżenie z fusów i jedynymi zainteresowanymi tymi fusami powinni być narzeczeni a nie całe środowisko. Ich życie ich sprawa, nie mają 5ciu lat i zawierając związek małżeński są świadomi jak on może się skończyć jeżeli się nie dogadają. Jak się boisz upadać to nie wstawaj na nogi, proste.
Ja tego ryzyka nie chce podejmować ale szanuje osoby, które wierzą w magię ślubu i alleluja. 
Mam wrażenie, że to właśnie nie ja mam idealistyczne podejście do ślubu. No fakt... coś nie gra. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Czyli co? Przed ślubem musi być idealnie, żeby nie było rozwodu? A widział ktoś kiedyś idealny związek? Może właśnie dlatego są te rozwody, o ktoś liczy, że będzie idealnie? Ja na to nie liczę w każdym razie.
ElMadziarra   Mam zaświadczenie!
06 kwietnia 2017 21:26
Jeśli dziś stwierdzasz, że to ten jedyny, mimo niedociągnięć i rozbieżności zdań, to się hajtaj. Proste.
Idealny związek to nie ten, w którym nie ma żadnych problemów, ale ten, w którym mimo problemów ludzie troszczą się o siebie i rozwiązują problemy razem. 😉

Gdyby obawa przed "a co, jak nam nie wyjdzie" miała być powodem do niewchodzenia w relacje i niebrania ślubów, to ludzie w ogóle nie powinni być ze sobą. Bo przecież zawsze może nie wyjść - a czasem z zupełnie innych powodów, niż człowiek by w ogóle pomyślał. Ale jeśli ludzie decydują się być ze sobą świadomie, wiedząc nawzajem o swoich wadach i problemach, uwzględniając, że one mogą nigdy się nie zmienić - to dlaczego nie mieliby spróbować. Lepiej sprawdzić i nawet dowiedzieć się, że nie wyszło, niż przez całe życie żałować, że się nie sprawdziło. 🙂
Murat trafione w punkt.

Ja mogę na 1000% powiedzieć, że ja taki ideał właśnie mam. To jest związek idealny, oczywiście dla mnie i w moim odczuciu, zgodnie z moimi potrzebami i oczekiwaniami. Wiem, że oboje jesteśmy szczęśliwi, w tym roku pyknie 18 lat po ślubie, przed byliśmy krótko nawet nie rok (po trzech miesiącach znajomości zamieszkaliśmy razem). Nie zmieniłabym w swoim życiu nic, nic co było od momentu poznania go. Wcześniej bywało różnie, rozrywkowo i nie zawsze dobrze. Że ten chłop na mnie "czekał" (on miał 32 lata, ja 21 jak się poznaliśmy, a raczej jak ten piorun nas trafił), to był cud jakiś. Wiem, że rzygam tęczą, ale tak dobrze ze sobą trafiliśmy, że nie mam wyjścia 😉
Tylko ja wciąż nie rozumiem podejścia niektórych... m.in. pokemon Czy ślub naprawdę się bierze tylko po to, żeby mieć dzieci? Po co w takim razie są śluby cywilne? Dziecko po cywilnym to nadal grzech, a przecież żeby dziecko mieć nie trzeba brać ślubu żadnego. Po co więc?

I czy rodzina to koniecznie musi być 2+1? Dla mnie dwoje partnerów to w pewnym momencie też rodzina. Nie ogarniam dlaczego warunkiem zaślubin musi być chęć do rozmnażania... wtf? Co to w ogóle kogoś obchodzi jakie ktoś ma plany po ślubie? 
Lotnaa   I'm lovin it! :)
07 kwietnia 2017 10:14
Tak mi przyszło do głowy - skoro śluby są takie powszechne, to dlaczego tak stygmatyzujemy rozwody? Mówię tu o sytuacjach, kiedy dzieci brak, i dwie dorosłe osoby stwierdzają, że to nie działa. Pewnie, że to nie jest przyjamne, ale w końcu po to stworzono taką furtkę, żeby z niej korzystać.
Ot, taki kij w mrowisko 😉

jagoda1966, fajnie się to czyta 🙂
Lotnaa, myślę, że nie stygmatyzujemy, tylko chyba rosnąca ilość rozwodów jest po prostu znakiem, że śluby coraz częściej brane są pochopnie i/lub że ludzie nie potrafią radzić sobie z problemami, jakie pojawiają się w relacjach.
Chyba nie bardziej pochopnie niż kiedyś bywało. Raczej nie ma teraz wstydu brać rozwodu, tak jak kiedyś bywało. Kiedy jeszcze byłam mała, to pamiętam jak przed blokiem mało palcami się nie pokazywało 'ooo...a tamta pani to jest po rozwodzie!". A teraz jest to jakąś normą i tyle.
Mi sie tez wydaje, ze ilosc rozwodow nie wynika z pochopnej decyzji o slubie, tylko z tego, ze w naszych czasach rozwod nie jest powodem do wstydu i nie ma tez takich naciskow ze strony rodziny, ze na sile ale razem.
Kiedys to rzeczywiscie wszystko przemyslane wzdluz i wszerz i z wielkiej milosci. Cos mi sie w to wierzyc nie chce. Wystarczy troche poczytac, zeby zobaczyc jak czesto ludzie byli skazani na siebie do smierci, meczac sie ze soba, czy nawet nienawidzac. Teraz bierze sie rozwod.
Owszem, ale z takim (słusznym) podejściem do rozwodów wiąże się - przynajmniej w moim odczuciu - spadek rangi małżeństwa jako aktu prawnego czy kościelno-prawnego, który naprawdę decyduje o dalszym życiu. Kiedyś chyba traktowano to poważniej, a dziś wiele osób podchodzi na zasadzie "podpisania papierka", nic, czego nie można w dowolnej chwili odwrócić, jak się zechce. Dlatego decyzja o małżeństwie przestała mieć taką wagę jak kiedyś.
Tu sie zgadzam z Toba calkowicie. Tyle, ze ja uwazam, ze to dobrze 🙂
Dodam jeszcze zupelnie na marginesie, ze dzisiejszy odsetek rozwodow, to tez wynik ich popularyzacji. Jak juz napisano, kiedys pietnowano takie osoby, a teraz zwiazki ludzi, ktore nie dzialaly powiedzmy od 20, 30 i wiecej lat po prostu sa konczone i juz. I to jest bardzo dobre!
Biorąc pod uwagę koszty przedsięwzięcia to nie sądzę, że aż tak pochopne są te śluby. No bo kto normalny przy założeniach "aaa tam, jak się nie uda to się rozwiedziemy" decyduje się na imprezkę za 30-50 tys? Owszem, nie zawsze wychodzi, ale raczej nie z tą myślą ludzie się wiążą? No pewnie i tacy się znajdą, ale to nie norma 😀
Cóż, ja byłabym za tym, żeby rozwód traktować jako ostateczne rozwiązanie w sytuacji, kiedy naprawdę nic już nie da się zrobić. A małżeństwo jako akt prawny/prawno-kościelny powinno być dla ludzi zdecydowanych, że chcą spędzić ze sobą resztę życia i / lub wierzących, czyli dla tych, którzy właśnie uważają odejście od kogoś za ostateczność, poprzedzoną wszystkimi możliwymi próbami ratowania związku. Dla par "jakoś to będzie, a jak nie będzie, to trudno", powinna być jakaś inna forma, może być oczywiście również urzędowa (konkubinat?) - i wszyscy byliby zadowoleni. Interesy prawne "swobodniej podchodzących" byłyby zabezpieczone, a małżeństwo odzyskałoby swoją znaczącą rangę.
Ale to idealizm czystej wody. 🙂

Sivens, ale ślub nie jest równoznaczny z tym, że musi być wielkie weselicho za X kasy 😉
Gienia-Pigwa   Vice-Ambasador KAV w Dojczlandii, dawniej pigwa :P
07 kwietnia 2017 12:23
Rozwód stał sie norma to i ludzie go biorą. Kiedyś był stygma. Nie uwierzę, ze kiedyś małżeństwa były szczęśliwsze. Były inne czasy.

sivens do ślubu cywilnego nie ma nic chęć posiadania dzieci - prawo każdego człowieka do wolności wyboru. Ale biorąc ślub kościelny w krk mam juz pewne warunki, które opisuje prawo kanoniczne. A te mówi jasno w tej sprawie. Tu nie ma co filozofować. Jeżeli ktoś z góry zakłada, ze dzieci miec nie chce i nie bedzie to ślub jest zawarty niewaznie. . Oczywiscie musi skłamać na dzien dobry. I jeszcze w przysiędze.  Wiec lepiej nie robic szopki. Wkoncu ślub biorą dojrzali ludzie, przynajmniej powinni.

Moje wesele było w salce parafialnej za przysłowiowe grosze :p
O ile wiem, to niezgoda na posiadanie dzieci jest powodem do unieważnienia małżeństwa kościelnego.
Ale ja ciągle nie rozumiem PO CO brać ślub. No serio. Nie chodzi o Sivens konkretnie, tylko ogólnie tak.
Po co?
A najbardziej śmieszą mnie laski w ciąży biorące ślub.
pokemon po to, że dla części ludzi to coś znaczy. Dla wierzących i dla tych, którzy uważają za znaczące sankcjonowanie prawem relacji międzyludzkich.
pokemon A mnie to nie śmieszy wcale, bo wiem ile może mieć problemów mężczyzna (związanych z prawami do dziecka) jeśli takiej kobiecie w ciąży coś się stanie, a oficjalnie jest panną.
ślub nie jest potrzebny mężczyźnie dla ewentualnego dobra dziecka w przypadku kłopotów zdrowotnych matki, wystarczy je uznać zanim się urodzi (w USC).

pokemon, ja wzięłam ślub, żeby mieć nazwisko takie jak córka. Poza tym w razie śmierci jednego z nas drugie dziedziczy bez opodatkowania 😉
Lotnaa   I'm lovin it! :)
07 kwietnia 2017 14:36
Wspomniałam o tym rozwodzie, bo Sivens pisze, że jest w związku 10 lat i jest szczęśliwa. Chęć posiadania dzieci lub jej brak może tu namieszać, ale jeśli są razem tyle lat, to dlaczego nagle musi się to zmienić? Chcą sformalizować związek, a jeśli stwierdzą, że problem dziecka ich przerósł, to jest jeszcze wyjście. Z niektórych komentarzy można było odnieść wrażenie, jakby niewiadomo jaką zbrodnię popełniała, chcąc brać ślub bez woli rodzenia dzieci. Narzeczony w końcu wie na czym stoi.
Choć mówię to z perspektywy osoby, której do kościoła daleko i do kościelnego ślubu również. Bo tak jak pisała Gienia, jeśli przysięga się coś w założeniu w to nie wierząc, to trochę słabo i pytanie, po co to wszystko.

Sivens, ślub nie dla każdego oznacza 30-50 tyś zł wydatku. My wydaliśmy pewnie coś koło 7-8, i to licząc już totalnie wszystko. A można przecież w ogóle imprezy nie robić, nie o to w końcu chodzi w zawarciu małżeństwa.

A najbardziej śmieszą mnie laski w ciąży biorące ślub.

Wiesz, to zależy od sytuacji. Ja wzięłam ślub będąc w ciąży, choć i tak go planowaliśmy, tylko nieco później. I był on dla nas ważny głównie ze względów podatkowo-formalnych  🤣
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się