Forum konie »

Co mnie wkurza w jeździectwie?

u nas są jedni weci co rozpisują dużury, na fb można sobie zajrzeć, w który weekend który wet jest pod telefonem. Taka wizyta kosztuje więcej.
Natomiast taki wet jest na "dużurze" w domu, jedyne co musi to być trzeźwym i odebrać telefon.. I widać to działa, bo nie dość ze kolejni weci dołaczyli do zespołu to dyżuru nadal są. I biorąc pod uwagę jakie oni mają ceny normalne, to na pewno się to im opłaca 😉

xxagaxx, o kim konkretnie piszesz? Pierwsze słyszę, a warto jednak wiedzieć 😉
anai, serio nie słyszałaś ze EquiAids mają dyżury? I to już od roku na pewno.

nie wiem czy link zadziała: https://www.facebook.com/photo?fbid=1217482530069675&set=a.583907086760559
W tej dyskusji zapominacie o tym, jak my - koniarze - traktujemy naszych wetów. Jak dzwonimy w sobotę o 22giej z zapytaniem o dawkę lewoskrętnej witaminy C. Jak nie płacimy rachunków w terminie. Jak nie stosujemy się do zaleceń lek weta i do weta mamy pretensje, że zwierzak nie zdrowieje. Zapominacie o tym, że w niedzielne popołudnie nie wypada dzwonić i umawiać się na szczepienie na grypę. Nie widzicie tego jak często mówimy/ piszemy: wet Iksiński to kalosz, bo pojechał na wakacje a koń miał kolkę... wet Nowacki nie ma serca, bo nie odebrał wczoraj telefonu o 4 rano, a nie wiedziałam czy jak koń leży godzinę to już zdycha czy śpi...
Ilu z nas chwali swoich wetów? Mało kto. Ale do krytyki jesteśmy najpierwsi. I do ustalania zasad "zawodów z powołania"...
Mnie nie dziwi, że końscy weci nie chcą świadczyć darmowych dyżurów. Dla nas to przecież tylko "dyżur pod telefonem", dla weta źle przespana noc po dniu i przed dniem ciężkiej fizycznie pracy...
Ps. Do mojej Byśki gdy umierała też był problem weya ściągnąć. W czwartek o 16stej... także ten...
_Gaga, końmi zajmuję się 35 lat i żadna z tych hipotetycznych sytuacji w moim przypadku nie miała miejsca. Mojego weta nie mogłam się rok doprosić o podliczenie kosztów TUVa mojego obecnego konia. Już zresztą ktoś wyżej napisał, żeby nie oceniać klientów poprzez pryzmat tych co nie płacą, etc.
espana, piszę o nas - koniarzach i tak jest niestety. Też nie dzwonię z pierdołami i płacę i leczę wg wskazań, ale opisanych przypadków jest całe mnóstwo niestety 🙁
espana, dokładnie.
Też nie robię nic z powyższego.
Do moich wetów, mam ich dwóch zależnie od dostępności, błagam zawsze o to że chcę zapłacić, ale najczęściej się nie da 🤣 Niekóre stałe usługi to wiem ile kosztują, więc płacę sama jak przez 2 miesiące nie dostanę odpowiedzi ile płacić🙂
espana "Już zresztą ktoś wyżej napisał, żeby nie oceniać klientów poprzez pryzmat tych co nie płacą, etc." Przez jaki pryzmat mamy w takim razie oceniać klientów? Przez jaki pryzmat mamy oceniać weterynarzy? Dlaczego mamy oceniać kogokolwiek?
Faktem jest: klienci nie zawsze płacą, trafiają się wśród nich, marudy, rozkapryszone księżniczki i roszczeniowe primadonny. To ciężka praca, z dużym obciążeniem psychicznym. Weterynarze też niekoniecznie są kryształowi- spóźniają się, są niesłowni, olewają objawy, które nas niepokoją a dla nich są "nieistotne". Po jednej stronie i po drugiej są ludzie.
W Lublinie nie udało się weterynarzom dogadać, żeby były "końskie" dyżury. Może to temat do rozmowy w związkach hodowlanych?
_Gaga, sformułowanie które użyłaś " my koniarze" wrzucające wszystkich do jednego worka jest bardzo krzywdzące i na pewno wywoła lawinę zaprzeczeń. Lepiej używać sformułowań typu "wiele osób" i nikt wtedy nie poczuje się dotknięty 🙂
Tak jak już inni napisali, nigdy nie zaprezentowałam żadnego z podanych przykładów zachowań i nigdy nie zawracałam głowy żadnemu weterynarzowi w godzinach wieczornych/nocnych ani w weekendy. Wyjątek był tylko wtedy gdy koń był w szpitalu i byłam umówiona z weterynarzem na informacje na konkretny dzień o 21😲0 i to było z jego inicjatywy. Kiedyś też sama nie mogłam doprosić się o rachunek do zapłacenia i przypominałam się ze 3 razy w ciągu 2ch miesięcy. Zawsze wszystkie płatności regulowałam od razu.
Widocznie znasz osobiście osoby które nie szanują czasu weterynarzy i to świadczy tylko o nich. Ale wrzucanie wszystkich do jednego worka nie jest ok. 🙂
_Gaga, ja nie wątpię, że są tego typu klienci choć faktycznie bardzo na to uważam, żeby nawet przypadkowo nie wysyłać wiadomości o dziwnej porze.
Co do najeżdżania zaś na wetów i obmawiania ich to nikt tego nie robi tak dobrze jak oni sami. Nie raz spotkałam się z tym, że kolejny wet w sposób mało elegancki podważał decyzje poprzedniego. Jak weci sami po sobie "jeżdżą" to trudno, żeby klient tego nie robił, szczególnie jak krótko w koniach siedzi i nie do końca ma pojęcie.

Ja raczej nie płacę przed fakturą, chyba, że wiem od razu ile ale w ostatnim czasie raz zdarzyło mi się od razu dostać wyliczenie. Zdarza się, że na fakturę czekam 2-3 tygodnie mimo przypominania się. Wg statystyk też należę do grona "nie płacącego" pomimo, że płatność wychodzi maksymalnie na drugi dzień po otrzymaniu faktury. Nawet jak faktur nie brałam to też czekałam długo na podliczenia - więc to nie jest kwestia tego, że problem jest z wystawieniem dokumentu. Zresztą mam jedną wetkę, która wystawia dokumenty od razu po wizycie - od niej mam rozliczenie jeszcze zanim do domu dojadę - więc wiem, że się da. Tylko to nie moja sprawa taka organizacja pracy.
_Gaga, - ja tam zawsze chwalę dobrą robotę, tu na forum też mi się zdarzyło nie raz. Podobnie jak u espany w trakcie wielu lat nigdy nie zdarzyło mi się nie zapłacić, dzwonić z ugryzieniem mrówki w nosek. Kurde ja z kulawizną czekałam aż minie okres świąteczno-noworoczny, bo noga nie odpadała, nie grzała, nie puchła i mogło poczekać aż ktoś posiedzi z rodziną i strawi pierożka 😉 Jak miał mój koń paszcze do szycia i usłyszałam od swojej ówczesnej wet "bo ja mam gorączkę" to też jej życzyłam zdrowia i powiedziałam, że nie było tematu i niech zapomni o tym telefonie. Goiło się ciut dłużej, trudno. Zanim ktoś by przyjechał z daleka to i tak rana nie bylaby już do szycia, bo przy tym jest ważny czas, ale też nie była to sprawa życia i śmierci, żeby cisnąć komuś z gorączką o przyjazd.
Natomiast jak ktoś zachowa się nie fair i jak skończony *** to nie będę mówić, że ojejku, no może ma dużo stresu, miał złego klienta czy cokolwiek. Zachował się jak *** i tyle. Też mam dużo stresu w pracy, ale nie przychodzę i nie wyżywam się na partnerze, koniu, pani w piekarni i innych.

Miałam w swoim życiu różne prace, każda miała jakieś minusy. Choćby pacowałam w barze i czasami użerałam się z pijanymi idiotami - jednak nie wyobrażam sobie traktować każdego klienta jak pijanego idiotę.
Bo to ci z powołaniem 😉
A na serio, dwie uwagi
-zaczyna się lekka kolka i nie przechodzi po 15-20min ruchu - dzwońcie od razu, może ktoś jest akurat blisko, a może właśnie ma coś zaplanowane i zdąży zmienić. Nawet tylko po to, żeby dać znać, że może być potrzebny.
-nie możecie się dodzwonić - piszcie kto, skąd i o co chodzi. Czasem człowiek na śpiku wyłączy dzwonek a i tak się obudzi i myśli, oddzwonić czy nie oddzwonić
xxagaxx, nie słyszałam, pewnie dlatego, że unikam tego weterynarza jak ognia.
Ilu z nas chwali swoich wetów? Mało kto. Ale do krytyki jesteśmy najpierwsi. I do ustalania zasad "zawodów z powołania"...
Zabawne, że odniosłyście się tylko do tej wypowiedzi _Gaga, że praca z koniarzami jest ciężka i niewdzięczna, a zapomniałyście o drugiej części😉 Połowa poprzedniej strony to układanie komuś życia zawodowego i rodzinnego, bo przecież ma zawód wymagający powołania, więc praca w nocy to jego psi obowiązek. Serio, ludzie bardzo często nie płacą rachunków na czas- najczęściej nie płacą za te duże rachunki z powodu nagłych przypadków. Bo jak koń złamie nogę, ma skręt jelit itd to ratuje się za wszelką cenę, a potem przychodzi otrzeźwienie, że właściciela zwyczajnie nie stać na pokrycie rachunku. Najgorzej jak konia mimo stawania na rzęsach nie uda się uratować. Jest smutek właściciela ale też nie zawsze zwerbalizowane pretensje- bo koń martwy, a rachunek 10 000 za operację skręconej okrężnicy trzeba zapłacić... Nie jestem wetem, ale raz miałam taką sytuację, że wiozłam konia znajomej na kliniki na Służewiec- skręcone jelita. Walka o konia najpierw trwała cały dzień w stajni i w klinice w Lublinie. Ostatecznie o23😲0 została podjęta decyzja o przewiezieniu do Warszawy i dziewczyna zadzwoniła do mnie. Ogarnęłam kierowcę (mój partner), samochód i przyczepę i o 24😲0 wyjechaliśmy. Trasa 180km w jedną stronę, ja i mój facet mieliśmy noc wyjętą z życiorysu (koleżanka bała się jechać z moim facetem sama, bo on jest "niekoński"😉. Do domu wróciliśmy koło 7😲0. Koń nie przeżył... Został dług: 1. u weta, który leczył konia w stajni, 2. w klinice w Lublinie, 3. w klinice na Służewcu. Plus kasa dla mnie za transport... Jak myślicie ile trwało spłacanie tego wszystkiego?
rudziczek, dług nr 1, 2, 3 i 4 jestem w stanie uregulować w ciągu 5 minut - tyle ile idzie blik czy przelew. Gdyby wydarzyła się sytuacja, że nie mam w tej chwili takiej kasy, to mam skąd wziąć w ciągu 1 dnia. Gdybym nie miała od kogo pożyczyć to biorę kredyt.
rudziczek, no klientów, którzy nie płacą można nie obsługiwać - nie masz zapłacone to mówię jasno i nie jadę. Chyba, że zakładamy, że nikt nie płaci i nie robimy w takim razie nic co generuje jakieś koszty większe. Lekki obłęd...
rudziczek, Nie wiem po co odnosić się do całej wypowiedzi Gagi jeśli zostali tam wrzuceni wszyscy do jednego worka i w normalnym układzie to olałabym tłumaczenie się i zaprzeczanie, skoro wiem że to nie prawda i nie tyczy się to konkretnie mnie.
Jak ktoś mnie zapyta o opinię o konkretnym weterynarzu z którego usług korzystałam to chętnie się nią podzielę. Ale nie zamierzam publicznie nikogo krytykować, ani wychwalać pod niebiosa. Każdy ma na swoim koncie jakieś sukcesy jak i błędy. Doceniam pracę i zaangażowanie weterynarza w sposób bezpośredni mówiąc temu weterynarzowi o tym i dziękując za pomoc.
A co do tego że ludzie wysyłają konia na leczenie, a później się zastanawiają skąd na to wezmą pieniądze to jest zupełnie inny temat.... To jest głupota. Wiadomo, że trzeba się liczyć z dużymi rachunkami i trzeba zapytać o szacunkową wycenę przed usługą. Albo się ma ubezpieczenie, albo się prosi o informowanie o kosztach na bieżąco. Można też ustalić limit kosztów, po którym koniecznie trzeba zdecydować co dalej. No to jest życie dorosłego człowieka, który podejmuje dorosłe decyzje.
Wypowiem sie w temacie bo akurat mam z tym doczynienia na codzien.

Pracuje dla duzej kliniki weterynaryjnej i rehabilitacji koni, w USA.
Ilosc ludzi, ktora mysli ze nie musi placic rachunkow ani nie ma najmniejszego zamiaru placic swoich rachunkow jest niesamowita.

Wysylasz do takiego rachunek, dzwonisz a oni jeszcze na tobie ch*je wieszaja ze oni to maja matke w szpitalu, pies im umarl, karte ukradli, ksiezyc byl w pelni, wiatr zle powial (wstaw inne wymowki), i ze oni nie moga teraz zaplacic 😂 najlepsi sa tacy co dowiedza sie ze nie wyslemy im rtg zdjec, usg, badan itp dopoki nie zaplaca a oni wtedy "gdybym wiedzial ze musze zaplacic to bym do was nie przyszedl" 😝

Na szczescie nie zdarza sie to czesto bo mamy protokoly ze bierzemy depozyt przed wizyta itp. ale jednak trafi sie czasem rodzynek.

I oczywiscie hit: gdyby weterynarzowi na prawde zalezalo na dobru zwierzecia, to by to robil za darmo 🤡

Widze jak moi weci ciezko pracuja dzien i noc, weekendy i swieta i jak sie przejmuja kazdym pacjentem, i krew sie gotuje jak ich Ci ludzie czasem traktuja 😤

Nie powiem, mamy wiekszosc klientow ktorzy sa super, przynosza do kliniki nam ciastka, torty, kanapki itp (zdarzylo sie nawet po eutanazji ze babeczka nam przyniosla caly kosz roznego jedzenia i domowe ciasto jako wdziecznosc ze zrobilismy wszystko zeby ratowac jej konia), sa bardzo mili i wyrozumiali, stosuja sie do zalecen wetow, placa na czas i ogolnie sa dobrymi klientami, ale zawsze na 100 dobrych klientow trafi sie taki co sprawia ze tracisz wiare w ludzkosc 😂
Ale wiecie, że takie akcje to nie tylko weterynarze mają ale chyba wszyscy pracujący z ludźmi. Bo wet owszem leczy zwierzęta i pomimo, że zwierzak nie powie dokładnie o co chodzi, to największym problemem będzie jego opiekun. Tak samo w szkołach, ile to się mówi, że to nie dzieci same z siebie są problemem a ich rodzice? Sama pracuję od lat w handlu to w cyku się nie śmieję bo to co klienci czasem wymyślą to wszystko opada 🙈.

Weterynarz, jakby na to nie patrzeć, pracuje z ludźmi, i z nimi się użera. I to chyba jest największy problem, że niektórzy chyba nie mają tej świadomości (albo nie mieli jak zawód wybierali) i potem są zaskoczeni jak to im klienci potrafią robić pod górkę i wkurzać.
sweetie, częściowo tak, ale do lekarzy weterynarii niestety sporo ludzi ma podejście że powinni pracować z powołania i chociaż część roboty odwalać za darmo. Weźmie sobie ktoś zwierzaczka, karmę kupi najtańszą bo nie stać go na więcej, a jak coś się wydarzy to niee ja nie zapłacę, uratowałem zwierzaczka przed schroniskiem/pewną śmiercią/cokolwiek innego - lecz pan mi zwierzaczka bo mi się należy za dobre serce! W szkole jednak jest inna presja i emocje. Tam nie ma na szali życia dzieci, a 'jedynie' edukacja i wychowanie.
[quote]melehowicz, jakie dyżury na powiat, jak na "moim terenie" wychodzi po jednym hipiatrze na powiat?
quote]
ogurek, To nie jest prawda, wg moje wiedzy praktykuje pewnie z10, a że mieszka jeden to bez znaczenia.
anai, to piona 😅 ale No opcja istnieje i głównie jeżdżą dwie "mlodsze" wetki.
Kraków, miasto uniwersytecki, z weterynarią. Kliniki brak. Urban legend głosi, że miała być ale nie mogli zebrać zespołu. W razie W koniarze z Krakowa wioza do Wawy, Wrocka, Buku albo Ostrawy. Koni mamy tu w cholere i ciut ciut, 5 największych stajni ma lekko licząc po 100koni. A mówię tylko o największych. Myślę, że pod kliniką stalaby wręcz kolejka koniowozów
melehowicz, ja przepraszam, że to napiszę w kontekście obowiązkowych dyżurów zaproponowanych przez ciebie ale "Państwo wara ręce precz od naszych koni" (dzieci, domów, pracy, żarcia ) wstaw dowolne.

Żadnych zasranych regulacji Państowych. Żadnych urzędników decydujących co jest dla mnie dobre, a co nie. Wystarczy już jajogłowości i wpierdalania się aparatu Państowego w moje sumienie, życie, mój talerz i po kolei wszystko.
Państwo jest od wykonywania MOICH jako obywatela oczekiwań, nie od mówienia mi jak mam żyć. Nie jest od mówienia weterynarzom, że mają pracować gdy im Państwo nakazuje.

Napiszę teraz coś co zabrzmi bardzo nieładnie, ale wdech wydech i warto zanalizować.
Skoro w jakimś rejonie nie ma weta do porodu w nocy... to może warto się zastanowić zanim się zacznie te konie tam hodować.

Państwo może wspomóc hodowców i właścieli koni na wiele sposbów w tym zakresie. Może vetom dać dodatki na doposażenie na tworznie nocnych miejsc pracy, może otworzyć program płatncyh staży itd.... tylko, że te pieniądzie musi wziąć na to od obywateli. I dlaczego Kowlaska i Kowalski mieliby płacić za to- skoro wolą np. oglądać konia na obrazku?
Więc organizowanie hajsu na takie "widzenie świata" realnie powinno leżeć w zakresie grup interesu, czyli PZHK, PZJ i inne. A to się równa dodatkowe opłaty dla właścieli, hodowców.
No to powodzenia🙂
espana Tylko rzeczywistość pracy weterynarza to nie tylko praca z takimi klientami jak Ty, ale też z takimi jak moja znajoma. Serio ludzie nie zawsze chcą płacić za usługi. Jak wet przyjedzie 10 razy w środku nocy to nagłego przypadku z zagrożeniem życia, da z siebie wszystko, a potem czeka tygodniami na kasę, to stwierdza, że mu się "nie opłaca". Ja to rozumiem. Wolałabym, żeby wszyscy posiadacze zwierząt byli odpowiedzialni, ale nie są. Wcale też nie jest tak, że nie płacą tylko Ci, co nie mają z czego. Mi raz klient tłumaczył, że nie może mi teraz zapłacić, bo kupił żonie Porsche na 50 urodziny i chwilowo nie ma kasy. Może się uda w przyszłym miesiącu...
Planowane zabiegi są obarczone mniejszym ryzykiem, że się kasy nie dostanie. Klient może na chłodno przemyśleć, weterynarz ma możliwość selekcji.
Po paru polecajkach na forum zamówiłam siatki z Symar - zobaczymy co to przyjdzie ale pochwała za mega sprawny kontakt i elastyczne podejście jak zaczęłam wymyślać z nietypowymi rozmiarami 😉 więc dzięki za polecenie
macri, będzie pani zadowolona. Jak mi się ucho urwało w siatce własnego projektu to dostałam milion metrów sznurka w 2 wariantach do naprawy.
Sporo czasu spędzam na rozprężalniach z wetami jako komisarz... i się nieraz nasłucham o klientach (bez nazwisk, tak generalnie). I serio ja im mega współczuję użerania się z ludźmi o kasę, na którą w środku nocy zapracowali, czy z ludźmi którzy nie stosują się w ogóle do zaleceń i mają pretensje, że zwierzak nie wraca do zdrowia. Serio takich klientów jest sporo i to z pewnością mega zniechęca do pracy w dniach i godzinach nie koniecznie "pracujących"...
Ps. Ogórek się nie skarży 😉

Ps. Ogórek się nie skarży 😉

_Gaga, oni generalnie się nie sakrżą.... bo nawet jakby chcieli to nie mają kiedy🙂

kotbury, przeczytaj proszę całego mojego posta.
Ogórka też spotykam na zawodach (ma uprawnienia FEI)
_Gaga, kto się "nie boi" skarzyć na zawodach to ja wiem🙂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się