Feniksowa, no nie, z niemowlakiem, to trzeba sobie solidnie zaplanować wyjście do sklepu, prysznic czy siku z psami niestety. Są takie dzieci, które naprawdę ciężko odłożyć, są też takie, które np nie przyjmują butli i jedzą tylko z cyca. Więc no, uczenie jazdy na rowerze to jedno, ale to codzienna orka jest do przynajmniej pewnego momentu. I tak jak dziewczyny piszą, jest to mega trudny okres w związku.
Na mnie nic tak antykoncepcyjnie nie zadziałało, jak weekend u przyjaciółki z niemowlakiem.
Nie pogodzi się kilku hobby z dzieckiem w pierwszych latach, często ciężko pogodzić jedno sporadycznie.
donkeyboy, - jako dziecko, na które moja rodzicielka totalnie nie była gotowa psychicznie (ale czasy były jakie były) to popieram to zaakcentowanie, że dzieci niechciane to czują.
Nie bez powodu wyprowadziłam się z domu w wieku 18 lat, mimo, że niby patoli nie było. No i to nie jest tak, że moja matka jakoś tam była wybitnie zła i nie zależało jej na mnie, no ale wiele rzeczy nie było ok. Mam bardzo ambiwalentne uczucia do dziś, bo z jednej strony rozumiem, z drugiej mam żal o wiele rzeczy i raczej się go nie pozbędę. Mamy trudną relację.
Czasem mi przykro gdy patrzę na takie fajne relacje dziecko-rodzic, widzę czego u mnie nigdy nie było i zazdroszczę tym, których rodzice mieli dla nich czas, były wsparciem, byli gotowi emocjonalnie.
Feniksowa, - ja Cię doskonale rozumiem, bo też jestem egoistką, która lubi w spanko 😂 lubię móc stawiać siebie na pierwszym miejscu, pospać w dzień wolny, móc się poobijać w łóżku, miec czas na intymność i quality time z partnerem, móc poświęcać czas i środki na swoje hobby itd. Nie wyobrażam sobie odpuścić czegokolwiek z tego w imię posiadania dziecka, nigdy go nie chciałam i zaznaczyłam to na samym początku związku. Przeraża mnie co ciąża robi z ciałem kobiety. To jest ogromne poświęcenie, na które nie czuję się gotowa. Pewnie jest inaczej jak to dziecko się chce mieć, wtedy jakoś to schodzi na drugi plan.
Natomiast podejście "ojtam jakoś to będzie" zabiło wiele związków i spowodowało wiele dram. Bo czasem jakoś wcale nie jest, wiele dzieci było zaniedbywanych emocjonalnie, bo rodzice jednak nie dźwignęli tematu.
Dla mnie dziecka trzeba jednak chcieć i być na nie gotowym w 100%, inaczej to ogromny egoizm i odbije się to w jakiś sposób na dziecku, partnerze, wszystkich.
Dyskusja na temat aktualny również u mnie. W domu mojego partnera nie pomaga fakt że jego rodzina nie odpuszcza tematu zrobienia im wnuczęcia, bo jak dotąd on sam z tematem nie wychodził aż do czasu jak mama i babcia zrobiły mu pranie mózgu.
Moje podejście jest anty potomstwu, a jego "nie chce mieć dzieci NA RAZIE". To już mnie uruchamia w domniemaniach że jednak mu się zachce i cały wysiłek włożony w tę relację szlag trafi, bo ja na pewno na żaden kompromis polegający na rodzeniu dziecka nie pójdę.
Doszliśmy do porozumienia w postaci: ja nie chcę dzieci, a on to akceptuje.
Czy to wystarczy i na jak długo, nie wiem.
Feniksowa, mam w rodzinie kilku kierowców zawodowych. Okej, w zasadzie samych ojców. Większość z nich zrezygnowało z pracy międzynarodowej lub w ogóle z bycia kierowcą zawodowo ze względu na rozłąkę z rodziną. Inny się przesiadł na autobusy w międzyczasie kiedy dzieci dorastały. A mówię tu o zwykłych rodzinach, a gdzie tam jakieś dodatkowe hobby. Serio, jak sobie kiedyś z mężem rozmawialiśmy jak miałoby to wyglądać to ciężko mi było to poskładać do kupy a mamy może połowę zainteresowań co Wy, i nie pracujemy poza domem co ułatwia to i owo. Nie mamy co liczyć na naszych rodziców w zakresie pomocy z opieką, więc no minimum 1-3 lata wyjęte z życia na dzień dobry, nie licząc reperkusji gdybym się profesjonalnie wyłączyła na ten czas (czego bym nie chciała, bo ja swoją pracę bardzo lubię).
To są bardzo trudne decyzje, nawet już poza byciem pesymista i "a co gdyby", szczerze mówiąc posiadanie dziecka to szereg wyrzeczeń (nawet jak wszystko idzie dobrze), za które nie możesz niczego oczekiwać w zamian, bo chodzi tu o bezinteresowną miłość.
A to o "dwójka ludzi to nie rodzina" to ci sam tak powiedział? Najs. Szczerze? Nie chcę być zbyt uszczypliwa ale jak tak sam chce tak tego dziecka tak mocno to ci powinien "nieba przychylić" żeby zachęcić, próbować wynagrodzić, okazać zrozumienie a nie takimi tekstami walić. No ale może to tylko ja takie teksty źle odbieram bo gdyby mi tak stary powiedział to jeszcze bardziej by mi się odechciało 😅
Ja, jako bardzo zaangażowana ciotka pięciomiesięcznego dziecka, które kocham ponad życie, widzę ile to jest wyrzeczeń nawet w takim zakresie pomagania i z doskoku. I po takim weekendzie mam dosyć bo to jest duuuuużo roboty.
I zdarza się, że siostra dzwoni o 23 żebym przez kamerkę oglądała dziecko bo nie dała rady się wykąpać (a ma partnera, który na równi się opiekuje dzieckiem).
Więc dziecko tak ale tylko jak się bardzo chce i to oboje serio się zajmują dzieckiem.
Feniksowa, ja się odniose do waszej pracy zawodowej, skoro oboje jesteście kierowcami międzynarodowymi. Nie wiem czy jeździcie na dużych czy na małych autach, ani z jakiego regionu Polski jesteście, ale przesiadka z międzynarodówki na jeżdżenie po PL i to w koło komina to są zdecydowanie inne pieniądze, chociażby dlatego że już nie obowiązuje pakiet mobilności. Więc jeśli twój partner myśli o tym poważnie to niech sobie najpierw zweryfikuje rynek.
Podbijam to co napisała Ollala, i dodam, że znajomi jeżdżący po kraju na tirach, tak żeby wracać codziennie albo max. co drugi dzień na noc do domu, to często wyjeżdżają nad ranem i wracają np. w okolicach 23, bo a to rozładunek się opóźnił, a to się inny kierowca wykruszył, opona poszła. Pewnie lepiej orientujecie się w temacie, pewnie jest to też kwestia pracodawcy i zatrudnionych spedytorów, ale myślę, że warto zwrócić uwagę i wypytać o temat znajomych z branży. 🙂
Poza tym moje zdanie wyraziły już w sumie wpisy dziewczyn, więc nie bardzo mam coś do dodania. Szczególnie, że też jestem team bez dzieci. :P I też uważam, że rodzinę mogą tworzyć dwie osoby, ewentualnie z pieskiem czy kotkiem, mi pasuje. :P
Feniksowa, skoro on chce dziecko, a ty nie chcesz to kompromisem będzie pół dziecka 😉. A tak serio - kompromis jest niemożliwy co już dużo osób powiedziało. I powiem brutalnie - albo jedno z was ulegnie, albo wasz związek musi się rozpaść.
Wiele mądrych rzeczy napisali inni, więc ja mogę tylko dorzucić mój punkt widzenia i to co wiem na podstawie swoich doświadczeń.
Ja jestem z towarzystwa dzieciowego - zawsze chciałam, nigdy nie żałowałam. Wszyscy wokół mnie mają dzieci. BTW - zaskakująca jest dla mnie ilość osób na tym forum, które deklarują niechęć do posiadania dzieci. Tak bez złośliwości - czyżby koniki w pewien sposób były substytutem macierzyństwa?
I teraz - znam parę kobiet, które dzieci nie chciały, ale z jakiegoś powodu się na nie zdecydowały. W tym jeden przypadek, gdy koleżanka mówi wprost, że nie miałaby dzieci, ale bardzo jej zależało na facecie i wiedziała, że zostawiłby ją gdyby mu tego dziecka nie urodziła. W ich przypadku kompromisem było jedno dziecko. Są nadal razem, są świetnym małżeństwem, mają mnóstwo wspólnych aktywności, są doskonałymi rodzicami, chociaż śmieją się czasem, że w ich małżeństwie to on jest matką. Inne moje koleżanki, które nie chciały dzieci też się świetnie realizują jako matki. Są rodzicami świadomymi, odpowiedzialnymi. Może fakt, że podejmowały tą decyzję mając świadomość czekających je wyrzeczeń sprawia, że to macierzyństwo jest bardziej świadome? Nie wiem. Ale może rzeczywiście lepiej jest rozłożyć macierzyństwo na czynniki pierwsze, przeanalizować wszystkie za i przeciw i podjąć decyzję z bólem serca niż tak anegdotycznie "hej siup, zróbmy sobie dziecko" a potem "o rajusiu, co my żeśmy najlepszego zrobili" 🙂
Nie znam kobiety, która nie chciała dziecka, ma dziecko i jest z tego powodu nieszczęśliwa. Co nie znaczy, że takich nie ma. Po prostu ja takich nie znam.
Z drugiej strony - tak jak wszyscy pisali - macierzyństwo to ogromne wyrzeczenie. Ja mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że każdy zdaje sobie sprawę z tego, że życie po porodzie się zmieni, ale nikt nie ma świadomości jak bardzo. To jest naprawdę potężny ciężar. My mieliśmy dzieci dość wcześnie, w czasie gdy nasza sytuacja zawodowa, finansowa, mieszkaniowa nie była ustabilizowana. Dwójka dzieci praktycznie rok po roku. Było diabelnie ciężko. Nie bardzo mieliśmy pieniądze, mieliśmy dwójkę niemowlaków, mieszkaliśmy kątem u rodziców, żeby oszczędzać i budowaliśmy dom. Wprowadziliśmy się do swojego domu gdy młodsze dziecko miało 2 lata. Nie spaliśmy po nocach, mojego męża całymi dniami nie było w domu, bo jak nie był w pracy to był na budowie, ja miałam depresję poporodową i generalnie no cóż - życie nie było usłane różami. Potem już w nowym domu też było ciężko. Kilka przykładów:
1. kiedyś zorientowałam się, że nie siadam do obiadu, tylko jem na stojąco, bo mi się nie opłaca siadać, bo i tak ciągle latam od dziecka do dziecka
2. przyłapałam się na tym, że nie odpowiadam jak ktoś mi mówi "dzień dobry" bo mam radary nastawione na odgłosy dzieci i podświadomie ignoruję wszystkie inne dźwięki
3. kiedyś obudziłam się po 7 godzinach w łóżku taka szczęśliwa i wyspana bo wstałam do dzieci w nocy tylko 5 razy
Kiedyś, pamiętam jak dzieci miały po kilka lat uderzyło mnie to, że całe nasze życie toczy się wokół dzieci. Poza opieką nad dziećmi nic wspólnie z mężem nie robiliśmy, o niczym innym nie rozmawialiśmy, nasze plany dotyczyły tylko dzieci. I się przeraziłam. Pomyślałam, że oprócz dzieci nic nas już nie łączy i co my zrobimy jak dzieci dorosną. Ale potem się okazało, że to życie wraca. Wracamy do wspólnych pasji i do indywidualnych pasji. W miarę jak dzieci dorastają i robią się coraz bardziej samodzielne i coraz mniej absorbujące my mamy coraz więcej czasu i odnajdujemy siebie od nowa. Jasne, zawsze z czegoś trzeba zrezygnować, inaczej ustalić hierarchię wartości, ale można to pogodzić jak się chce. Mój brat np tak sobie z żona poustawiali życie, że pomimo dwójki dzieci zawsze każde z nich miało swój czas w tygodniu np na swoje własne treningi, każde z nich czasem wyjeżdżało na weekend bez rodziny i co jakiś czas organizowali opiekę nad dziećmi i urywali się we dwójkę na weekend albo chociaż na kolację czy do kina. Da się.
W moim przypadku dzieci wycięły mi kilka lat z życiorysu, ale nigdy nie żałowałam, bo to właśnie dzieci są u mnie na pierwszym miejscy w mojej piramidzie rzeczy ważnych. Co więcej, nie żałuję tego w jak trudnym okresie te dzieci mieliśmy. Bo dzisiaj nasza sytuacja wygląda sielankowo - dzieci już duże i samodzielne, mamy dom, czas, pieniądze i jeszcze jesteśmy relatywnie młodzi, aktywni i pełni życia.
Każda para jest inna i każda sytuacja jest inna - nikt za was decyzji nie podejmie. Ale jedno jest pewne - nie da się znaleźć kompromisu między posiadaniem dziecka a brakiem dzieci. Jedno musi ustąpić. Ale ustąpić z własnej woli, a nie być do tego zmuszonym.
EMS, fajnie,że ktoś dzieciowy się wypowiedział, bo też się zdziwiłam,że same bezdzieciowe osoby.
Mi konie absolutnie nie zastępują dziecka, bo nie traktuję koni jak dzieci, a raczej fun, kupuje i sprzedaję, startuję i są odskocznią od pracy. Jednak jako,że zawsze miałam 2 konie, czasem 3 , teraz 1 , ale jeżdżę też nie swoje. Właśnie posiadanie konia było jednym z blokerów dla posiadamia dziecka, bo jednak jeśli dziecko to koniec jazdy , bo nie da się pogodzić 8h pracy, koń 2h plus dojazd do stajni 2h. To niby kiedy bym się tym dzieckiem zajmowała ? Ok, można mieć nianię, no ale to po co mi dziecko skoro po przedszkolu miałaby się nim zajmować obca osoba ?
W sumie konie przez to mnie wkurzaja,że zdeterminowały mi wybory życiowe. Dlatego uważam że to straszne hobby, jak narkotyk i każdemu zawsze odradzam wsiąkanie w to.
Wiec tak: gdybym była rentierką, to chętnie bym miała jedno dziecko, a nawet bliźniaki. Bo mogłabym wyskoczyc do stajni, a całą resztę czasu przeznaczyć na dzieciaki.
EMS, - a ja znam takie kobiety i nie zazdroszczę im. Tonjest paskudne uczucie, bo jak nie jesteś potworem to kochasz to dziecko, ale jednocześnie nie lubisz swojego życia. Nikomu tego nie życzę. Ponoć to ostatnie tabu naszych czasów. Istnieją grupy typu "żałuję rodzicielstwa".
Co do bezdzietności to powiem o sobie - nigdy nie chciałam mieć dziecka. Nigdy nie chciałam ślubu. Już jak sama byłam dzieckiem to nie rozumiałam fascynacji zaglądaniem do wózka. Nigdy nie bawiłam się w dom, w ślub. Nie było u mnie tej potrzeby.
Jestem neurotypowa, mam mizofonię i nadwrażliwość na zapachy. Dźwięki dzieci doprowadzają mnie do takiej kurwicy, że jak jakieś krzyczy lub papla w sklepie to ja jestem w trybie ewakuacji i to takiej, że mogę zapomnieć po co do sklepu przyszłam. Nie przeżyłabym odbijania czy zmiany pieluchy. Jak ktoś próbuje mi dać dziecko na ręce czy ono podejmuje jakieś interakcje to ja czuje jedynie niesamowity dyskomfort. Nawet od przyrodniego brata trzymałam się raczej z daleka.
Jestem też emocjonalnie "zimna". W sensie u mnie uczuciowość jest na poziomie bardzo niskim. Z pewnością wiąże się to z moją neurotypowością i dość posranym życiem. W pewnym sensie rozumiem uczucia, jestem w stanie przyjąć, że ktoś coś czuje, ale u mnie jest ich mało. W testach psychologicznych odnoście doradztwa zawodowego wykreśliłam WSZYSTKIE interakcje międzyludzkie i te związane z empatią. Kobita w szoku była 😂 ponoć nie spotkała takiego przypadku w ciągu ponad 20 lat kariery.
Mam pierdolca na punkcie niezależności i chyba odbiłoby mi, gdybym musiala na kimś polegać, co w ciąży i przy dziecku jest nieuniknione.
Lubię seks. Bardzo. Mam wysokie libido, jak chłop z dowcipów 😉 i jak taki chłop totalnie nie potrzebuję do niego uczuć. Jestem w stałym związku, ale wcześniej miałam kilku fwb na raz, miałam różnego rodzaju sytuacje ons. Zero romantyzmu, wręcz to ja się wycofywałam jak czułam zaangażowanie z drugiej strony. Nie wyobrażam sobie, że cokolwiek zaburzy mi praktykowanie intymności - a bycie w ciąży i posiadanie dziecka bardzo wplywa na tą sferę. Już wystarczy, że mój ex mi robił okresy celibatu i tak jak sfrustrowana wtedy byłam to 😅 nie muszę chyba mówić, że oczywiście skończyło się zdradą? Tak, to było nie ok z mojej strony, ale też wiem, że nie chce więcej być w sytuacji, gdzie tego seksu brakuje, gdzie chodzę sfrustrowana i zła. Mój obecny partner o tym wie, wiedział o mojej "przeszłości" i wie, że to dla mnie bardzo ważny aspekt.
Nie chce zmian wywołanych ciążą w swoim ciele. Dodatkowo jestem niemalże bezpłodna i mam patologicznie wąską miednicę - musiałabym mieć cesarkę, a to poważna operacja i blizna w gratisie. Jeszcze by mi tatuaż popsuli pewnie, a kurewsko bolał i bardzo go lubię xD Noł way.
Posiadanie konia, kotów czy innego zwierzaka nie jest dla mnie substytutem dziecka. Zwierzęta były w moim życiu zawsze, ale nigdy ich nie uczłowieczałam.
Mam totalnie posrane i toksyczne relacje rodzinne, bardzo szybko musiałam przejąć dużo odpowiedzialności i do dziś jestem udupiona pewnymi kwestiami i jeszcze będę przez wiele lat. Naniańcze dorosłych ludzi od dawna i szczerze, rzygam tym. Nienawidzę tej odpowiedzialności i bezsilnosci związanej z tymi obowiązkami. Nie miałam czasu być dzieckiem i nastolatką, nie tak do końca. Nie mam ochoty mieć kolejnego obowiązku.
Lubię spać, lubię móc wyjść spontanicznie na imprezę czy znaleźć tanie bilety i lecieć. Lubię pracować, poświęcać czas swoim hobby. Lubię być egoistką.
Nigdy nie czułam potrzeby posiadania dziecka, nie widzę na nie miejsca w swoim życiu. Wiem jak to jest być niechcianym dzieckiem i choć jestem emocjonalnie zimna, to nie zrobiłabym tego komuś umyślnie, bo to podłe.
A ja po prostu widzę że wiek posiadania dzieci się przesunął. Kuzynki w plus minus moim wieku już mają dzieci przedszkolne, a nawet i szkolne. Koleżanki które poszły na studia i się wykształciły, nie tryhardowały żeby dziecko mieć zaraz po studiach, chciały się ustabilizować i się jeszcze stabilizują (bo właśnie, nie mogą zamieszkać u rodziców, nie mają z ich strony pomocy etc.). Nic dziwnego że na forum mamy dużo takich głosów, ginekolodzy-poloznicy od dawna o tym zjawisku wiedzą.
Mi dopiero w tym roku wybije trzy dychy na karku więc ekhem mam czas na zmianę zdania, ale EMS skoro już pytasz to powiem. Ja byłam zawsze kondycjonowana przez tradycyjny "wychów" do bycia matką. Nigdy mnie to nie interesowało, np. jak miałam parę lat ciocia kazała się opiekować malutkim kuzynem - to było jak kara dla mnie. W wieku nastoletnim wypieprzałam z domu jak moja mama ściągała jakieś dzieci kuzynki do nas do domu, to jej "pomożemy" (nie żeby mnie spytała czy chcę ). Phi, jako dziecko się nawet nie bawiłam lalkami - auta były fajniejsze xD A no i najważniejsze, bez zbędnego uzewnętrzniania się - mam bezpośrednio w rodzinie choroby których sobie nie życzę a ciąża potrafi je uaktywnić. W zasadzie u mojej mamy druga ciąża uaktywniła szereg problemów zdrowotnych, zmieniła jej życie, i ponosi tego konsekwencje po dziś dzień (zresztą moj ojciec, ja, i rodzeństwo również w pewien sposób). To ryzyko też przekazywane dalej. Wiecej argumentów nie potrzebuje "przeciw", ten ostatni w zasadzie mi wystarcza. Cenię sobie bycie zdrowym i sprawnym
Edit: A zapomniałam - i wydaje mi się że świadomość się zmieniła. Że kiedyś to było jakoś to będzie. Że ludzie nie gotowi psychicznie na dzieci je mieli. Teraz te dzieci stają przed tym wyborem i mają wątpliwości.
Już nie zdążę edytować - pewnie też wiele zależy od tego, ile mamy lat 🙂 Wiek posiadania pierwszego dziecka mocno wzrósł w ciągu ostatnich kilku dekad.
Są też czynniki socjo-ekonomiczne, coraz mniej ludzi stać na własne mieszkanie. Sama jestem w punkcie, gdzie zarabiam rok do roku coraz więcej, ale... wcale nie stać mnie na więcej. Wręcz jakby przeciwnie. Dziecko wiąże się z dodatkowymi kosztami, do tego dochodzą obcięcia z wypłaty, bo się już nie zrobi tyłu nadgodzin, częściej wpada L4. Ciężej jest nawet wynająć mieszkanie z dzieckiem.
Za granicą jest wojna, dostęp do opieki medycznej to żart, a ten kraj jest coraz mniej przyjazny dla kobiet. Mamy globalny kryzys, ocieplenie klimatu i ogólnie niezbyt wesołe scenariusze na przyszłość.
No nie jest to na pewno nic, co zachęca do budowania rodziny i rozmnażania.
Mamy też od niedawna zwyczajnie wybór. Większą świadomość i dostęp do antykoncepcji. Przez stulecia kobiety często zwyczajnie nie miały nic do gadania, były pod silną presją społeczną itd. Nie było innej opcji niż mąż i dzieci. Nawet ja pamiętam tą presję, kiedy chłopak, kiedy ślub, kiedy dzieci. Ciul z szkołą, zawodami, osiągnięciami i mną. MĄŻ ma być i DZIECI. Już tylko fukają pod nosem i straszą, że chłop mnie zostawi, ale jakby z coraz mniejszą nadzieją na zmiany 😂
Perlica, dla ciebie posiadanie koni jest blokerem posiadania dziecka. A dla mnie posiadanie dzieci jest blokerem do kupna konia 🤣. Trudno znaleźć czas na konia i małe dziecko jednocześnie. Tyle tylko, że dzieci dorastają i ten czas się odzyskuje (powoli zaczynam się zastanawiać czy jednak nie kupić tego konia), a koń nigdy nie dorośnie na tyle, żebyś odzyskała czas na dziecko.
Dla mnie najtrudniejszym wyrzeczeniem były narty. Serio. Ciężko mi było znieść to,.że przez kilka lat nie mogłam na te narty pojechać. Dlatego nasze dzieci zaczęły jeździć na nartach zanim skończyły trzeci rok życia i na szczęście od razu wymiatały. Ufff. 😜
Ja jestem antydzieciowa, a mam jedno. Tak wyszło. Ale nasze założenie było takie, że dziecko ma się dopasować do naszego stylu życia a nie odwrotnie. Do 1rż byliśmy z nią w 11 krajach. Można wszystko, jeśli sie tylko człowiek postara i nie da sobie wmówić, że to koniec dotychczasowego życia 😎 i fakt, bardziej matkuje mój mąż niż ja, bo dalej nie jestem w teamie „och mój bombelek” 🙃
EMS Czemu nie mogłaś wyjechać na narty? Ja wyjechałam pierwszy raz sama, od razu na 10 dni na babski wypad jak dziecko miało 4msc. Kwestia organizacji 😉
EMS, mój partner powiedzial, że posiadanie dziecka jawi mu się jako coś, co po prostu próbujesz przetrwać, bo jest bardzo ciężko, z nadzieją, że będzie lepiej.
Dla mnie to dobre określenie. Ja lubię dzieci, ale nie chcę. 3 lata temu mój zawód był super perspektywą, teraz jest super ciężko znaleźć pracę na UoP. Umowę niby mam na dłużej, ale wiem, że jak firmie się tabelka nie zepnie to zostanę bez pracy w 3 sekundy. I w takim świecie dziecko?
Poza tym nie ma nic złego w życiu dla siebie. Ja na przykład całe od wielu lat mega dużo pracowałam i robiłam i zawsze mi było ciężko i teraz jak mam urlop, weekend czy popołudnie po pracy - to chcę je spędzić tak, jak mi w danym momencie najbardziej pasuje. Na myśl, że musialabym przeprowadzić głębokie akrobacje, żeby z psem potrenować albo sobie pojechać na treningowy weekend, głęboko mnie skręca. Chcę sobie pożyć, na tyle ile mogę w tym kryzysie ekonomicznym. Nie mam też poczucia że nam psy zastępują dzieci - nie wiem co to za idea i jak to porównać. Ale posiadanie psa, którego mogę zostawić tylko u jednej osoby i tylko ja jestem w stanie na spacer wyprowadzić, jest okropnie upierdliwe, więc jakbym miała dziecko co je tylko z cyca to wyskoczyłabym oknem.
EMS, mi się wydaje, że jeździectwo i konie to jest dość wyjątkowa pasja, w którą jak się wejdzie to tak wpływa ci na życie, że może to mieć wpływ na chęć posiadania dziecka :P nie, że koń zastępuje dziecko ale świadomość że dziecko cię wyłączy z koni na wiele lat. Dla mnie, choć i tak z koni na kilka lat zrezygnowałam, bo nie miałam na to żadnej możliwości ani finansowej ani życiowej był to zawsze jakoś bloker. Ale oprócz tego to ja i tak nigdy nie chciałam mieć dziecka, nie ma w tym żadnej filozofii, po prostu nie. Mój partner ma takie same poglądy jak ja, a gdyby nie miał to byśmy się rozstali. W sumie odpowiadając na pytanie od którego wzięła się ta dyskusja, dla mnie takie związek nie wypali. Ludzie mają wielki problem z zaakceptowaniem tego że związek się może skończyć, nie chcą być sami, wola się niszczyć niż rozstać. Sprowadzanie na świat dziecka jest zawsze czymś, co zmieni życie i perspektywę, ale podstawy tej decyzji raczej się nie zmienia. Niby wszyscy o tym mówią, niby każdy o tym wie ale pewnie dopiero sam fakt otwiera oczy. Ja mam też takie podejrzenie, że teraz kobietom jest też trudno podjąć decyzję z drugiej strony- w wielu medialnych przekazach jest naprawdę bardzo duża niechęć do rodzenia dzieci, jest nacisk na karierę, odkrywanie siebie, spełnianie siebie, cholera wie co jeszcze. Plus bez owijania w bawełnę, że urodzenie dziecka cię wyłączy z wielu rzeczy w jednej chwili na wiele lat. No ciężko jest świadomie zrezygnować ze wszystkiego co kochasz na rzecz wielu wyrzeczeń i trudności, o których teraz naprawdę wszędzie można przeczytac. Ja szczerze podziwiam kobiety które chcą mieć dzieci, bardzo mnie to fascynuje i chętnie o tym czytam bądź słucham. Bo jest to jedyne pragnienie na świecie z którego kompletnie nie rozumiem i nie umiem poczuć.
EMS Czemu nie mogłaś wyjechać na narty? Ja wyjechałam pierwszy raz sama, od razu na 10 dni na babski wypad jak dziecko miało 4msc. Kwestia organizacji 😉 galopada_,
To zawsze jest kwestia organizacji, ale czasem trudno coś mądrego zorganizować. Najpierw byłam w pierwszej ciąży, potem karmiłam piersią, potem byłam w drugiej ciąży, potem karmiłam piersią, potem miałam depresję. Trudno się organizuje życie w depresji 😉 Do tego praca mojego męża absolutnie to wykluczała - 24godzinne dyżury. Wiem, że trzeba uczyć dzieci samodzielności ale niemowlak sam w domu przez 24 godziny - to by raczej nie przeszło. Próbowałam też namówić męża do karmienia piersią. Zawsze uważałam, że nasze pierwsze dziecko-żarłoczny smok- spokojnie by mu laktację rozkręciło. Niestety, mąż nie dał się namówić 🙂
No tak wyszło. Splot okoliczności. Za to odbiliśmy to sobie później, bo nasze dzieciaki spędzają kilka tygodni w roku na nartach, my może trochę mniej ale też dużo.
Post pod postem, bo już nie mogę edytować. Ollala, ja nie wiem czy jest ogólna niechęć do rodzenia dzieci. Kobiety się oskarża o egoizm i trochę w tym jest racji. Ale wynika to z tego, że kobiety są bardziej świadome, mądrzejsze, niezależne, pewne siebie. W Polsce większy odsetek kobiet ma wyższe wykształcenie niż mężczyzn. Kobiety mają ambicje, cel. I nie chcą się już jednostkowo poświęcać, co jest dla mnie oczywiste. Dzisiaj, żeby wychować dziecko poświęcić powinny się obie strony po równo. Jasne, kobieta zawsze będzie miała trochę gorzej, bo to ona musi chodzić w ciąży, rodzić i karmić piersią jeśli się na to zdecyduje. Ale cała reszta jest do ogarnięcia przez przeciętnie inteligentnego posiadacza Y-greka. Dzisiaj w rodzinie potrzebne są dwie matki i kobieta decydując się na dziecko chce mieć pewność, że jej partner też będzie matką, a nie wyłącznie samcem - dawcą nasienia. I ja wokół siebie naprawdę widzę dużo takich pozytywnych przykładów, wśród znajomych i wśród moich pracowników. Biorą wolne jak dziecko zachoruje, biegają po lekarzach, chodzą do szpitala, na zebrania, na przedstawienia, odwożą do placówek, są pierwszym kontaktem w żłobku gdyby dzieko zachorowało itd itd. I myślę, że łatwiej kobietom byłoby się zdecydować na dziecko gdyby miały pewność, że ten ciężar będzie współdzielony. Kiedyś nasz syn nawywijał w szkole i zostałam wezwana na dywanik. Poszliśmy z mężem razem - dla nas to było oczywiste. Ale w szkole byli zdziwieni, że jesteśmy we dwójkę. A my nie rozumieliśmy ich zdziwienia. Nasz syn ma dwoje rodziców - tak samo przeżywamy, martwimy się, wychowujemy i ponosimy odpowiedzialność za niego, a nie tylko mama.
galopada_, jeszcze jedna dygresja. Uwierz mi, że dwójka małych dzieci to czasem więcej niż 2 razy jedno małe dziecko. Z niewyjaśnionych powodów dzieci nigdy nie robią afer synchronicznie, zawsze jak jedno jest spokojne, to drugie wywija, co oznacza, że okres spokoju dramatycznie się skraca. Nie chorują też synchronicznie, zawsze to drugie choruje dopiero 5 dni po pierwszym. Co oznacza, że jak jedno wychodzi z choroby to drugie akurat w nią wkracza. Tylko rzygają synchronicznie, ale to akurat przynosi więcej kłopotów niż pożytku 😂 Dla tych co nie mają dzieci - jak jesteś sama, to rano wstajesz, myjesz się, ubierasz, zakładasz buty, kurtkę i wychodzisz z domu. Jak masz dwójkę małych dzieci to musisz ubrać 3 osoby, umyć 3 komplety zębów, założyć 3 pary butów i trzy kurtki. Pomijając kwestie czy dzieci współpracują czy nie - to po prostu zajmuje masę czasu. Dopiero około 3 roku życia zaczyna się czuć taki oddech, bo to już jest moment kiedy dziecko samo się ubierze, jakoś wychochluje te zęby, samo skorzysta z toalety, umyje ręce (nawet jeśli zostawi na podłodze kałużę), samo założy buty i kurtkę. To jest taki pierwszy moment kiedy robi się łatwiej.
Smutna to sprawa bo naprawdę się z Wami wszystkimi zgadzam w kwestii bezdzietności. Już pal licho, może po 30/35 by mi się zmieniło, ale partner zapytal po co mi w takim wieku już dziecko xD Czeka nas chyba ciężka rozmowa i powolne uświadamianie go, jak dużo zmian to wymaga od człowieka i porzucenia na pewien czas swoich hobby i właściwie własnej niezależności, gdzie mam wrażenie - mój men myśli że odhaczy dzienną ilość interakcji typu nakarmić, przewinąć, zabawić i położyć spać, po czym bedzie miał reszte dnia do dyspozycji w kwestii tworzenia muzyki w ciszy i spokoju.
Jestem po prostu zdania że życie mam jedno i chcę nacieszyć się nim ile tylko mogę. Zrealizować jak najwięcej planów, wycieczek, mieć dokładnie taki dom jaki sobie wymarzyłam, czas dla siebie, możliwość by za dwa dni być na drugim końcu świata bo tak.
Moglabym rozważyć bycie ojcem. Ale tak się niestety nie da.
Dziekuję pięknie za bardzo merytoryczne komentarze, najchętniej kazałabym mu to wszystko przeczytać i dopiero wtedy przystąpić do konwersacji 🤣
Ollala, mamy po prostu lepszy dostęp do informacji. Moim zdaniem media nie tyle co obrzydzają, tylko mówi się więcej o aspektach bycia matką, porodzie etc. Np. mi nikt w szkole (ani rodzice) nie wytłumaczył co to połóg. Nawet nikt nie wspomniał o tym pojęciu, w ogóle nie wiedziałam że coś takiego jest. I tak jest z wieloma rzeczami o których nikt nie wspomina, ale mówi się o nich więcej - jak problemy ze znieczuleniami, jak w niektórych szpitalach traktuje się kobiety (np. szpital z mojego rodzinnego powiatu jest wręcz lokalnie sławny z tego jakie akcje dzieją się tam na położniczym, więc dziewczyny jeżdżą rodzić do wojewódzkiego 1h dalej). Chyba lepiej wiedzieć na co się pisze w pełni niż mieć tylko obraz cukierkowy że poród to tylko tam jeden dzień poboli ale potem już z górki xD
I zgadzam się, owszem, może to jest i egoistyczna pobudka jeśli np. wolę mieć teraz konia. Chciałam konia całe życie, nie mam ambicji olimpijskich ale jakieś małe marzenia mam. Więc jak nie teraz to kiedy, jak zaraz stuknie mi 50tka? Wtedy to się sama pewnie zacznę sypać 😀 jak będę chciała mieć dzieci, to pewnie to pogodzę ale najpierw muszę chcieć. Też uważam że normalne jest posiadanie dzieci w wieku z 3 z przodu, moja mama też była po 30tce z pierwszymi dziećmi, a teściowa to ostatnie nawet po 40ce urodziła. Ja wiem, ryzyko większe itd. ale serio jedyne osoby które dały radę z posiadaniem dzieci w zakresie lat 20-30 to osoby które nie poszły na studia, albo poszły tylko nie poszły do pracy, i były na czyimś utrzymaniu. Co dla mnie osobiście jest nieakceptowalne bo nie wyobrażam sobie być finansowo zależna od kogoś. Że już nie wspomnę że trzeba mieć odpowiedniego partnera już wtedy w tak młodym wieku (kto wie czego chce mając lekko ponad 20 lat?), i jak już życie pokazało w moim otoczeniu - okazuje się że wybranek jednak nie był odpowiedni. I jest rozwód i nagle problem bo jest dziecko, nie ma za bardzo gdzie mieszkać poza domem rodzinnym, nie można złapać dobrej pracy itede itepe
Może sama sobie przyklasne - ale uważam że jeśli ludzie się nie decydują na dzieci, decyzję tę odkładają i mają ku temu powody finansowe, bytowe, emocjonalne etc. to jest to dojrzalsza decyzja niż zrobienie sobie dziecka "no bo już rok po ślubie, wypadałoby"
galopada_, fajnie,że masz takie dziecko, ale dzieci są różne i nie zawsze jest to tylko kwestia organizacji.
Można urodzić przykładowo dziecko niepełnosprawne, wtedy nici z wycieczek i to na całe życie praktycznie.
To jest także coś co mmie przeraża.
Mam bliską kumpelę, która od czasów liceum zawsze trajkotała, że chce mieć dzieci, rodzinę. Taką typową, ładną rodzinkę. W domu miała zawsze fajnie, fajni rodzice, kochający i siebie i dzieci. No piękny przykład. Dzieci urodziła po 30, mają dom, stabilną sytuację, wszystko przemyślane, świadome i "jak trzeba", dzieciaki zdrowe. I mówi, że żałuje. Że kocha swoje dzieci i teraz nie wyobraża sobie życia już bez nich, ale gdyby ktoś jej powiedział, jak bardzo to zmieni jej życie, jak mocno wpłynie, to by się nie zdecydowała. Nie jest to jedyny przykład który znam w tę stronę.
Sama od zawsze nie chciałam mieć dzieci. Nie lubię dzieci, małych się brzydzę. A takie zupełne niemowlęta, to mam odruch wymiotny często, przez zapach. Na myśl o ciąży czuje odrazę i takie przerażenie, że nie da się tego sobie wydrapać. Nigdy nie myślałam ot tym w takich kategoriach jak opisujecie, że właśnie pod kątem jak to wpływa na nasze życie, pasje. Jakby nie rozpatrywałam tego pod kątem jakiś w ogóle argumentów za lub przeciw. Po prostu nie chcę mieć dziecka. Tyle. Można chcieć czegoś lub nie, nie trzeba tego uzasadniać. Dla mnie to takie wręcz fizjologiczne jest, jak lubienie jakiegoś smaku, a wypluwanie innego.
Mój małż przez jakiś czas chciał mieć dzieci, ja od zawsze mówiłam, że nie chcę. Zawsze też mówiłam, że na ten moment, nie wiem czy mi się nie zmieni za parę lat, no bo poznaliśmy się mając 20. Teraz jesteśmy po 40. Wszyscy nasi znajomi i rodzeństwo są wielokrotnie rozmnożeni, także jakby w środowisku żyjemy dzieciowym, ale jak się spotykamy to oboje wolimy jak oni dzieci nie zabierają. Małż kiedyś po spędzeniu krótkiego urlopu w towarzystwie z dziećmi, powiedział że już mu przeszło, że sobie nie wyobraża tego. I dobrze, nie mam wyrzutów sumienia, bo ta decyzja tu u nas była moja od początku, on ją akceptował, a po tym wypadzie się utwierdził, że mu to odpowiada.
A ja nie rozumiem, dlaczego jak ktoś chce mieć dzieci, to nikt się go nie pyta dlaczego, tylko przyjmuje za normę, a jak ktoś nie chce, to od razu trzeba dorabiać jakies filozofie, że zwierzęta zastępują dzieci... No kurcze, zgadzam sie tutaj z zembria, że po prostu można czegoś chcieć albo nie i tyle, bez żadnego tłumaczenia...
macbeth, Bo z natury zazwyczaj kobiety mają potrzebę opiekowania się. Gdy nie mają dzieci to zazwyczaj mają jakieś zwierzaki 🙂 Więc tu nie chodzi o dorabianie filozofii, tylko o zaspokajanie naturalnych potrzeb 🙂 Oczywiście na pewno są wyjątki.
mindgame, - to akurat nie jest natura, a warunkowanie przez wychowanie i nadanie ról społecznych. U człowieka nie występuje instynkt macierzyński i opiekuńczy.
keirashara, naprawdę? ja mam inne zdanie, ale każdy ma prawo do swojego 🙂 lubię czuć się potrzebna i lubię troszczyć się o bliskich. Lubię zwierzaki i lubię z nimi spędzać czas. Tak samo jak lubię sprawiać przyjemność mojemu facetowi (którego teraz akurat nie mam) i jak lubi rosół to chętnie gotuję mu rosół. Czuję się wtedy potrzebna i szczęśliwa. Jak miałam konia to nawet jak było bardzo ciężko i męcząco i miałam dość to nadal to robiłam bo czułam że mnie potrzebuje, a nie sprzedałam w pierony co na pewno rozwiązało by ówczesne problemy. Ale mimo to nadal nie wiem czy chciałabym mieć dzieci, ale to już inna kwestia.
Ale rozumiem, że nie każda kobieta ma potrzebę troszczenia się o innych i to też jest ok.
Perlica, oczywiście, że sytuacje są różne. Ale jestem tu w kontrze do stwierdzenia „pewnego stracenia swojego życia i niezależności na parę lat”. Jestem zbyt egoistyczna żeby do tego dopuścić 😉
Tylko to nie kwestia czyjegoś zdania, a nauki :P Nie mamy instynktu jak zwierzęta, na "opiekuńczość" skladać się będzie dużo wypadkowych, hormony, wychowanie, otoczenie. Chlop też może mieć takie potrzeby i "instynkt macierzyński".
Też jestem team "nie chcę dzieci". Nigdy nie lubilam i dalej nie lubię. Pająków też nie lubię i mieć nie chcę :P Zwierzęta nie zastępują mi czegoś, czego nie chcę mieć, po prostu są milym dodatkiem do życia, hobby itd.
Dzieciory ciężki temat odnośnie związków, bo to jest coś, co w zasadzie nie uznaje kompromisów. Jeśli ktoś bardzo chce, a druga osoba nie, to nie masz jak spotkać się pośrodku, tak by nikt przy tym nie ucierpial.
galopada_, fajnie,że masz takie dziecko, ale dzieci są różne i nie zawsze jest to tylko kwestia organizacji.
Można urodzić przykładowo dziecko niepełnosprawne, wtedy nici z wycieczek i to na całe życie praktycznie.
To jest także coś co mmie przeraża. Perlica, piona! to samo chciałam napisać!
Kumpela mi kiedyś fajną rzecz powiedziała. Że zawsze jak widziała te niegrzeczne, wrzeszczące dzieci, to myślała, że to kwestia wychowania, że niekonsekwencja itp... dopóki się ten potwór nie urodził! 🤣 Miała wtedy już córkę kilkuletnią, a powiedziała to o swoim młodszym synu 😉 Także dzieci potrafią być bardzo różne, nawet te tak samo chowane i po tych samych rodzicach.