Forum towarzyskie »

KOTY

kotbury, wybacz że tak późno ale może pomogłoby spowolnienie kota w trakcie jedzenia? Rozumiem że zwierzaki nie mają stałego dostępu do jedzenia tylko ustalone godziny. Wtedy koty mogą dostać lickimate a piesek normalnie niech sobie zajada w swoim tempie. zamykanie w łazience choćby na czas posiłku może być uciążliwe na dłuższą mete więc trzeba działać niekonwencjonalnie
W temacie nie wydawania zwierząt do wynajmowanego mieszkania to się akurat zgodzę. Już nie raz, nie dwa widziałam ogłoszenia, że do pilnej adopcji dwa koty kilku lub kilkunastoletnie, bo najem się skończył i nie ma co z nimi zrobić, a w nowe miejsce zabrać nie można. A poza tym z doświadczeń znajomych to tak - najpierw pozbądźcie się dzieci i domu z ogrodem, a potem damy wam zwierzaka.
livkaolivqa, kot ma "powolne jedzenie" bo je kości i długie paski mięsa i skóry więc kot je długo ostatnio... a pies często nie je. Zostawia swoje na potem (albo czatuje na otwarty taras, żeby sobie w ogrodzie zapasy porobic, ble, fuj) ale jak kot dostaje to będzie kombinować jak zeżrec kotu. I jak nie dopilnuję, to zeżre i słodkie oczy robi jak dostaje opr, że ona w ogóle nie wie o co się czepiam🙂
Właśnie jak to piszę to kot siedzi, zżera psie zostawione z wczoraj wieczorem a pies leży obok i liże kota po pysku... debile po prostu.
Ostatnio pies niechętnie je w domu bo uwaga - nauczyła się polować na gryzonie i wraca wieczorem obżarta. Lata po krosie w stajni i obczaja sobie wejścia do norek i dmucha w jedną to jej "wyskakują na talerze" innymi. Porzygać się można za przeproszeniem bo męczy te biedne nornice jak koty młode, czyli najpierw męczy, męczy, aż słyszę piski z konia, potem się w tym wytarza a na koniec to zje🙁

Ja bez dzieci to bym zwariowała z tymi zwierzakami bo za dużo racy i rabanu. A tak to córka weźmie kota do siebie do pokoju jak się za mocno ganiają i mu zrobi "tor przeszkód", syn weźmie psa na spacer i spokój gdy ja nie mogę.

Ja rozumiem nizwydwanie niektorych psów do dzieci- za duże rysyko jeśli pies przejawiał zachwoania agresywne i dominujące. Ok. Ale tak, ja miałam bardzo dużo podejść do adopcji psa bo raz usłyszałam, że do domu z ogrodem "nie", bo na pewno zrobimy kojec i na dworze będizemy trzymac... a teraz mam psa, który jak jest na dworze zimą to się zwija w kłębek na środku trawnika, na mrozie i idzie spać i jest wtedy najszczęśliwszy bo w domu mu za ciepło. Także no denerwujące jest to mierzenie wszystkich ludi i psów jedna miara.

Ogólnie imho adopsje psów nierasowych sa trudne bo w nigdy nie wiadomo jakich zachowan się spodziewać i co jest "z przodków" a co złym nawykiem. Tym bardziej jak są w schronach rasowce albo kundle mocno w rasę to miło by było, żeby się wolontariuszki (pracownicy) doczytali w temacie. Bo właśnie ten wybór idealnej rodziny może się okazać jak kulą w płot.


Lanka_Cathar, no dla mnie tacy ludzie którzy oddają zwierzaki bo się przeprowadzają zawsze mnie ciut szokują. Znaczy sie, ok bywaja sytuacje ekstremalne typu ktoś się rozszedł, śpi po znajomych, szuka pokoju, i nie może znaleźć. Ok nie oceniam, chociaż dla mnie koty są nieodłączne ode mnie i szukam takich wyjść żeby je mieć. Też sama wynajmuje, tak - jest trudno znaleźć, ale się da. We wszystkich mieszkaniach w jakich ostatecznie byłam (a byłam w kilku) w ogłoszeniu było "zwierzeta: nie". Nie wiem czy mam urok osobisty (wątpię), mam farta, czy co, bo zwykle od razu proponuje ubezpieczenie (nie jest drogie) albo wyższa kaucję i sporo "nie" mięknie. Teraz gdzie jestem to ani jednego ani drugiego w końcu nie chcieli. Wszyscy zadowoleni.

Także jeśli ludzie biorą kotka i potem z czystego przeprowadzania się do innego miasta i kotka nie chcą to dla mnie level jak zostawianie psów w lesie na wylotówce w stronę Gdańska "bo wakacje".
kotbury, ja rozumiem, kiedy jakiś konkretny zwierzak (bez różnicy czy to kot, pies czy świnka morska albo inny) nie może być adoptowany przez ludzi z dziećmi na pokładzie, bo zwierzak zachowuje się wobec dzieci agresywnie i jest to zwyczajnie niebezpieczne. W moim przypadku było inaczej - mi odmawiano z samego względu, że dziecko jest a szukałam psa docelowo małego i wszyscy założyli, że to dziecko zrobi psu krzywdę. Tylko jedna fundacja uznała, ze skoro mój syn wychowany jest przy zwierzakach, potrafi uszanować te zwierzęta, to i chihuahua będzie przy nim bezpieczna.

Finalnie adoptowałam psa, który przez 3,5 roku w zasadzie nie miał styczności z dziećmi i ich nie znał. Ma do nich ogromny respekt i raczej unika kontaktu. Przed moim własnym dzieckiem raczej schodzi z drogi w czasie, kiedy młody jest w ruchu. Jak tylko się położy, to pies leży razem z nim. Śpią razem, ona się w niego wtula, próbuje go lizać. Wczoraj byliśmy na spacerze razem z moją koleżanką, jej dzieckiem i ich psem. Nasz oczywiście chłopaków omijał szerokim łukiem. Dowiedziałam się od koleżanki, ze z pewnością, jak nie widziałam, to młody naszego psa ściskał i podduszał, dlatego ona tak reaguje 🤦 Bo skoro jej syn tak robi, to normalne, że każde dziecko... Nie dziwi mnie już chyba, że fundacje z góry ten scenariusz zakładają, skoro osoba znająca nas od lat widzi to tak samo.
Lanka_Cathar, - 90% moich znajomych wynajmuje mieszkanie, 10% miało farta i spadek po babci. Takie są teraz realia, że mało kto ma swoje m2 przed 30-stką czy nawet po niej.
Od ponad 10 lat jestem na wynajmie. Przeprowadzałam się i koty zabierałam ze sobą.
Z własnościowego mieszkania też się można wyprowadzić.
Dla mnie to jak pisze donkeyboy, kwestia mentalu.
Keirashara, oczywiście, że to kwestia mentalu. Niemniej jednak akurat w tej konkretnej sytuacji rozumiem fundacje (a to, że generalnie ich nie ogarniam to inna bajka). Inna sprawa, że większość znajomych (i my również) mamy koty z przypadku (oprócz MCO). Też pewnie nie dostalibyśmy kota z fundacji, bo balkon jest przeszklony a nie zasiatkowany.
Fundacyjne procedury adopcji to paranoja. Jojczą na prawo i lewo że nie ma adopcji, a jak ktoś chce kota adoptować to jest problem bo zawsze jest coś nie tak albo trwa to miesiącami. Koleżanka np miała wszystkie warunki spełnione, ale ze wzglęgu na planowane urlopy chciała kota wziąć szybko, w ciągu maks 2 tygodni (wcześniej nie mogła z pewnych wzlędów). Balkon osiatkowany, tylko mokra karma, jeden młody kot w domu - szukała drugiego na dokocenie. Pisała do fundacji i te albo się nie odzywały wcale albo odpisywały że wizyta przedadopcyjna za x tygodni. Pojechała do innego miasta, kota odebrała od ręki, bez wizytacji itp. Też od fundacji. Ja się nie dziwię że nie ma adopcji jak trwa to wieki i są kosmiczne wymagania. Jak dom spełnia warunki to i tak nie ma gwarancji, a chyba lepiej jednak więcej kotów wydać do nowych domów i pomóc kolejnym niż trzymać zwierzaki miesiącami. Chociaż wtedy można je nadal pokazywać i jojczeć że nikt nie adoptował, dej na karme...
ja do domu przytargałam łącznie 6 kotów, 4 są obecnie i nigdy nie przez żadną fundację. Nikt by nam nie dał, bo nie dość że okna nie zabezpieczone, balkon nie zabezpieczony to jeszcze dom wychodzący xD samo zło tego świata.
Przychodzę z pytaniem - dostał mi sie w spadku kot około 12letni (ciężko powiedzieć dokładnie - jest z odłowu, babcia przygarnęła ją z fundacji 10 lat temu) a ja jako 100% psiara na kotach znam sie jak na balecie 😅.
Kocica ze względu na częste zatwardzenia je aktualnie Royala Gastrointestinal. Z psiego podwórka wiem jednak że Royal jest mocno średniawy jeśli chodzi o jego jakość. Nawet teraz ten 4kilogramowy demon mroku robi kupy prawie tak duże jak mój 8miesieczny Golden. Dodatkowo kocica odmawia jedzenia mokrej karmy, wciąga tylko suchą. Weterynaryjnie zdrowa - tarczyca, nerki, wsio hula bez problemów. Może trochę waga jak na babcinego kota przystało...

Czy może ktoś polecić jakąś wysokobłonnikową karmę która też cenowo nie zabije? Warto jej w tym wieku zmieniać? Próbuję ją skłonić do mokrej karmy ale póki co jedyne co zaakceptowała to pół tubki churu nałożonej na suche chrupki. Byle nie zmieszane i na świeżo.
Sayu, ja myślę,że nie warto wydziwiać. Jak kot zdrowy i ma wyniki ok, to widocznie temu kotu akurat służy.
Wiadomo,że zawsze warto przestawić na mokre, ale jak się nie da to ja bym nie zmieniała.
Zatwardzenie może być od zakłaczenia.
Dzięki za odpowiedź. Z mokrym próbuję, w dwa tygodnie doszliśmy do tej odrobiny to może jędza da sie w końcu przekonać. Nie przekreślam.
Kociarze, podpowiedzi szukam, ile u Waszym kotów trwała żałoba po stracie towarzysza?

Chcę się zorientować ile dać czasu kicikoci, ale też obserwować czy za długo to nie będzie trwało i kiedy zacząć się martwić. Jej psia przyjaciółka odeszła trzy dni temu, po 9 latach i był to jedyny pies w naszym domu z którym się przyjaźniła i znała ją odkąd się urodziła, pozostałe toleruje. Od dwóch dni non stop śpi, zmieniła sypialnie i śpi z moją mamą pierwszy raz w swoim życiu, do mojej sypialni tylko zagląda (spała u mnie w łóżku z psami) i posiedzi w oknie. Kot prawie bezdźwięczny, sporadycznie stęknęła cicho bo to nawet nie miauczy, tak teraz drze się do mnie i oprowadza po całym domu w przerwie między spaniem a siedzeniem przy psiej misce. Była przy pożegnaniu z psiakiem w domu.
Wiem, że sprawa jest świeża, ale mam na uwadze jej dobro i znam koty z depresją.
IMG_9163.JPG IMG_9163.JPG
IMG_2253.jpg IMG_2253.jpg
IMG_3085.jpg IMG_3085.jpg
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się