Ku przestrodze. Wypadki których można było uniknąć.

Też kiedyś  pamiętam, jak koń odganiając się od much nieszczęśliwie włożył szczękę w strzemię...
Albo jak koń nauczył się chwutać kraty po zewnętrznej stronie okienka i zaklinował w nich szczękę. Zanim przyleciałam z pomocą koń był wolny, a na kratach było trochę krwi i zębiny. 3 dni nie wychylał się poza boks.
To jest raczej oczywista oczywistość, ale przypomnę - długie paznokcie przy koniach nie mają racji bytu!
To było chyba ze trzy lata temu, w trakcie dwutygodniowej nieobecności w stajni wyhodowałam długie paznokcie, z tym że zapomniałam się ich pozbyć. Pierwszego dnia w stajni, rankiem, wyprowadzaliśmy konie na pastwisko (żeby się na nie dostać należało przejść przez dziedziniec stajni, mały parking i groblę między stawami), wzięłam dość ogarniętego wałącha na uwiązie ('bezpieczny' karabińczyk) i poszłam przodem, za mną koleżanka z drugim koniem, miał iść jeszcze stajenny z następnym i tak na kilka tur mieliśmy zaprowadzić wszystkie konie. Z tym, że stajennemu się nie chciało i jak już wyszłyśmy to podpiął linki od przepędu i puścił resztę koni luzem. Jak przegalopowały obok nas, to nasze prowadzone konie zaczęły świrować, u koleżanki uwiąz zadziałał prawidłowo, wypiął się a koń poleciał dalej...u mnie niby też prawidłowo, ale po odpięciu karabińczyk uderzył mniez w dłoń, gdybym miałą krótkie paznokcie skończyłoby się na stłuczeniu, a tak polała się krew :/
Moja największa głupota - oprowadzanie konia  31.12 ...
U nas "na wsi" dzieciarnia zaczyna się bawić już od rana(petardy itp.) , ale uznałam że koń po kontuzji musi chodzić codziennie w ręku i oczywiście nie mogłam odpuścić sobie jednego dnia..

Skończyło się tym że konik się przestraszył odgłosu petardy, wyrwał do przodu, ja go chyba przytrzymałam(nie puściłam uwiązu), momentalnie znalazłam się na wysokości zadu i dostałam kopa w biodro. Chyba dopiero wtedy puściłam uwiąz, osunęłam się na ziemię i leżałam sobie dobre kilka minut..

Podsumowanie- Sylwek(i następny tydzień) w łóżku zwijając się z bólu, dzięki Bogu tylko poobijana... 

Podobna sytuacja- ciężarna kobyła, jazda na oklep na hali, powrót z hali. W tym momencie widzę galopujące stado w naszą stronę, klacz przeszła do galopu(wysoko źrebna) trzymałam się długo, aż do ostrego zakrętu prowadzącego na drogę betonową. Bum na beton i znowu obite biodro...

Ale największy hicior to złamany paliczek najmniejszego paluszka w stopie.. Uziemiona na dobre 2 miesiące latem, w wakacje, bo uznałam że to jest cudowny dzień na mycie konia... Teraz wiem że lepiej nie robić tego samemu, w sztybletach.. Koń spłoszył się (nie wiem czego) i z całym impetem wskoczył mi przednią nogą na stopę... Od tego czasu mam buty ze stalowym czubem..
Mój były szef wziął kiedyś stuknietą kobyłę na lonżę, właśnie, żeby się wyszalała, bo po południu mieli być do niej klienci. Mieliśmy niedokończony lonżownik, zamiast obitego deskami coś jak round pena był tylko stelaż z metalowych rurek, taka kratownica z dużymi oczkami. Kobyła w tych swoich brykach wsadziła nogę między kraty i połamała się totalnie. Wet, uśpienie. Od tego czasu nigdy nie pozwalam na bryki ani na jakiekolwiek niekontrolowane zagrywki ze strony konia na lonży, szczególnie, jak lonżownik nie jest jakoś super bezpieczny...

slowa!  🤬

e:przepraszam! Próbuję się oduczyć, serio, nawet mam skarbonkę taką z cennikiem za przekleństwa 😡 No i się napełnia powoli, jak mnie J. pilnuje 😡
Facella   Dawna re-volto wróć!
19 sierpnia 2013 11:17
Dodzilla mi przypomniała o pewnej akcji na lonży. Miałam lonżować folblutkę, która na zbyt mocne przytrzymanie/szarpnięcie za pysk potrafi stanąć dęba czy wręcz się przewrócić na plecy (chociaż od dawna jej się to nie zdarzyło). Wzięłam ją na czambon, na początek nawet nie podpięłam go do wędzidła w ramach rozgrzewki. Robiłam tak zawsze. Kobyła, odganiając się od much, zaczepiła kółkiem od wędzidła o czambon, który ją szarpnął i przytrzymał. Dostała szału, chwała Bogu wyplątała się i natychmiast uspokoiła. Złoty koń, ale ile ja się strachu przy tym najadłam  😵
... Od tego czasu mam buty ze stalowym czubem..


no to uważaj żeby ci ten metal w czubku nie odciął paluchów. Zgnieciona blaszka działa jak tępy nóż.
bez przesady, to nie są jakieś tam buty typu DIY, tylko porządne, fachowe z wszytym wzmocnieniem 😉
Domyślam się i o takich własnie mówię 🙂 A później bucika się zdejmuje, a paluszki zostają w środku 😁
Jak twój koń ma nieznośny, wszędobylski łeb, to po skończonym treningu nie zostawiaj go (zdejmując siodło) z ogłowiem na łepetynce,bo rzuci się na dół i zacznie wycierać łeb o nogę,wsadzając ową nogę w wodzę od munsztuka, i czując nacisk tegoż na szczękę dostanie szału.
Szczęście że wodza po kilku sekundach strzeliła, bo pewnie by sobie szczękę połamał.
DressageLife, m.in. dlatego każdemu, ale to każdemu koniowi do skutku tłumaczę, że czochrać ogłowie to będzie mógł, gdy sobie sam kupi 😀
Mój był na tyle mądry,że po tym numerku pamięta jak nieprzyjemny był munsztuczek naciskający na szczękę i grzecznie czeka aż zdejmę,zanim zapikuje w dół,żeby się wytrzeć.Ale za to konsekwentnie dostawał w łeb,jak wykombinował,że nie trzeba wycierać się o nogę,tylko można dopaść od razu najbliższy słup lub ścianę  😁
Hahahaha, halo 😁 I jaki skutek te tłumaczenia odnoszą? 😀 A propo wodzy. Znajoma pojechała kiedyś w teren, w nowiutkim ogłowiu, z wodzami na kołek, nie na sprzączkę. Były to jej pierwsze tego typu wodze, no i zapinając je do wędzidła tylko wsadziła ten kołek w dziurkę, nie przesunęła tych kilki milimetrów, żeby się to wszystko dobrze zakleszczyło. Efektu się każdy domyśli, w galopie wodze zostały w rękach, ona na tyłku na ziemi a koń na drugim końcu łąki. Sprawdzać więc wodze proszę, czy są dobrze zapiete 😎
DressageLife znam gorszą wersję tej opowieści z ogłowiem wędzidłowym w roli głównej 😉 Mój zaczepił o drzwi od boksu, o które wycierał niucha, przestraszył się, wyrwał te drzwi (jakieś 100-200 kg metalu), poleciał z nimi przez pół stajni z odgłosami jak podczas wojny, aż ogłowie nie pękło, a następnie nie dał się wprowadzić do boksu - bo stały tam te drzwi  😎
dodzilla, przecież napisałam, że "do skutku" 🤣 Jako, że żaden sobie jeszcze nie kupił, to żaden nie czochra 🙂 Jestem nieprzejednana. W upalne itp. dni najpierw rozpinam paski nachrapnika i sama drapię konia, przy okazji ucząc, że ja mogę drapać (w łaskawości swojej), a on drapać się "o mnie" - nie.

Te wodze przypomniały mi dlaczego lubię nachrapniki ze skośnikiem lub meksykany. Bo bywa, że pasek policzkowy (sprzączka) puści, a że snapsy puszczają to standard. I takie wędzidło w pysku np. w galopie w stawce w terenie można złapać ręką, a gdy z pyska wypadnie - no to nie 🙁
A to jeszcze przypomina mi się, jak mój pierwszy koń (miałam wtedy chyba 14 lat) zahaczył wędzidłem o klamkę od szafy (miałam taką z dość mocno wystającą klamką, jakby od sejfu i dość wysoką) i wywalił wszystko z szafy,bo przeciągnął ją 2 metry na ryju, aż w końcu wyhamowałam pakę rzucając się na nią plecami tak, że te 100 kg szafy spadło mi prosto na plecy,a ogłowie strzeliło. Skończyło się na posiniaczonych plecach, zawartości paki rozciągniętej po całej stajni i dziurze nad okiem u konia,bo trafił na róg szafy.
Pamiętam że bardziej niż plecy bolała mnie strata ogłowia kieffera, na które zbierałam rok  😀
Jeszcze jedna uwaga, zawsze miej odpowiednie obuwie o  podeszwie dostosowanej do danej pory roku i podłoża.
Robienie czegokolwiek z koniem na wyślizganym śniegu w sztybletach na płaskiej podeszwie może skończyć się  nieprzyjemnie.
Możesz się poślizgnąć, koń się może wyrwać... może miec wtedy na przykład założone szory z łańcuchami, które fajnie majtają się między nogami... koń może się w panice przewrócić z pełnego galopu i wpaść na ścianę...

Że to się skończyło drobnymi zadrapaniami to cud.
Jeśli lonżujecie konia na wypinaczach albo innych patentach w ciepły dzień pełen much, nigdy, nawet na sekundę nie spuszczajcie konia z oka, a już na pewno nie rozmawiajcie w tym czasie z przechodniami. Zwłaszcza jak właśnie zatrzymaliście konia. Koń może wpaść na genialny pomysł podrapania się po pysku tylną nogą. Całe szczęście że w naszym przypadku ogłowie porwało się przy pierwszym szarpnięciu.
Widziałam też wypadek jak kobyła zerwała się razem z drągiem od koniowiązu i spłoszona zaczęła biegać po okolicznym terenie. Zatrzymała się dopiero kiedy wywróciła się o drąg. O dziwo koniowi ani nikomu nic się nie stało.
Hmmm... jak masz płąską podeszwę w butach to nie idź śliską wydeptaną ścieżką, tylko weź przykłąd z konia, który mądrze idzie bokiem przez śnieg. W przeciwnym bądź razie możesz wywinąć niezłego orła w powietrzu idealnie lądując wprost w przednich nogach zaskoczonego konia przepięknie go podcinając. Co oczywiście kończy się mało ciekawą wspólna glebą.
TRATATA   Chcesz zmienić świat? -zacznij od siebie!
19 sierpnia 2013 18:34
Na śniegu absolutnie nie można nosić butów z płaską podeszwą, ja tej zimy właśnie przy lonżowaniu miałam chwilowy skiring -tylko bez nart  😁 w końcu wbiłam pięty w śnieg i stanęłam ale konia nie puściłam.
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
19 sierpnia 2013 21:02
Dementek, wszystkie wymienione przez ciebie sytuacje sa po prostu debilne. to nie rutyna, to glupota.


Też tak myślę. Ale szczytem głupoty jest zdjęcie ogłowia koniowi zaprzężonemu do bryczki (,,żeby się popasł"😉. Koń poskubał trawę, odwrócił łeb i ruszył galopem, prawie taranując chłopaka, który to ogłowie zdjął. Pasażerowie zdążyli się ewakuować bez uszczerbku, ale bryczka się trochę posypała (po zarzuceniu na prawy, a potem lewy bok), koń lekko się zadrapał po upadku na bok i uszkodziła się uprząż. Dobrze, że zadrapania konia były lekkie i szybko dało się go wyprząc.

Można by to dać do ,,szczyt głupoty".
ushia   It's a kind o'magic
19 sierpnia 2013 21:31
Z tym, że stajennemu się nie chciało i jak już wyszłyśmy to podpiął linki od przepędu i puścił resztę koni luzem.


debil nie stajenny! mógł was zabic :/

Szaga - podnosek ma wytrzymalosc obliczana na hale przemyslowe, i owszem tam, moze, choc niepowinno, sie zdarzyc zagniecenie takiego buta
w stajni nie ma szans
ale jak ktos nie  lubi metalowych, to sa buty z podnoskami kompozytowymi, lzejsze, cieplejsze w zimie a chronia rownie skutecznie

tyle ze rozleniwiaja  - jak dlugo nosze to przestaje tak pilnowac stop przy koniach i potem jest zonk jak sie przesiadam na zwykle buty

ale mina konia ktory cie depnie a ty nic bezcenna  😎
mialam do czynienia z egzemplarzem ktory sie nauczyl ze robi "dep" a czlowiek sie odczepia i kustykajac oddala opatrywac stope...
[quote author=DeJotka link=topic=92172.msg1853436#msg1853436 date=1376902090]Z tym, że stajennemu się nie chciało i jak już wyszłyśmy to podpiął linki od przepędu i puścił resztę koni luzem.


debil nie stajenny! mógł was zabic :/

Szaga - podnosek ma wytrzymalosc obliczana na hale przemyslowe, i owszem tam, moze, choc niepowinno, sie zdarzyc zagniecenie takiego buta
w stajni nie ma szans
ale jak ktos nie  lubi metalowych, to sa buty z podnoskami kompozytowymi, lzejsze, cieplejsze w zimie a chronia rownie skutecznie

tyle ze rozleniwiaja  - jak dlugo nosze to przestaje tak pilnowac stop przy koniach i potem jest zonk jak sie przesiadam na zwykle buty

ale mina konia ktory cie depnie a ty nic bezcenna  😎
mialam do czynienia z egzemplarzem ktory sie nauczyl ze robi "dep" a czlowiek sie odczepia i kustykajac oddala opatrywac stope...
[/quote]

Ten sam pan zafundował mi inną ciekawą rozrywkę...była zima, prowadziłam konia na to samo pastwisko, byłam już na grobli, za mną koleżanka prowadząc konia nad którym średnio panowała, za nią stajenny z dwoma końmi na uwiązach, dwa następne kumpela puściła z boksów. Te na uwiązach zaczęły się szarpać więc zostały puszczone, koleżanka w panice swojego puściła, ja słysząc za sobą pięć galopujących na mnie koni (na 3-4 metrowej grobli, stawki po obu stronach) swojego też puściłam i niewiele myśląc kucnęłam chroniąc głowę, potem z relacji innych dowiedziałam się, że większość mnie wyminęła, ale jeden...przeskoczył nade mną :P
Pamiętam że bardziej niż plecy bolała mnie strata ogłowia kieffera, na które zbierałam rok  😀


Znam ten ból , moje ogłowie poszło po tygodniu , koń się zahaczył (tak pilnował go syn ) Drugie straciłam przez to ,że łoś po treningu zaczął się czochrać o nogę . Dokończył je w stajni przeciągając po ścianie  👿 
Muszę wypróbować drapanie po treningu , może naucz się ,że ja go drapie a nie on sam .
Ja myślę, że nie ma co opisywać nadepnięcia przez konia jako wypadek, którego można było uniknąć, bo nie wiem czy się da  😁 Nie znam jeźdźca (i Wy też na pewno takiego nie znacie), który nie został nigdy nadepnięty, a wiadomo, że nawet rutyniarze raczej starają się swoich stóp koniowi pod nogi nie podkładać 😉
Maria89 "zwykłe" nadepnięcie się zdarza... gorzej jeśli osoba nadepnięta nie ma na nogach odpowiednich butów... nadepnięcie na stopę "obutą" w japonkę - jest zdecydowanie mniej przyjemne i... można tego uniknąć  😉
Na pewno wypadkom sprzyja bałagan wokół stajni. Jakieś elementy po budowach, maszyny rolnicze, dziury, druty.
Treser jest strasznie uczulony na kable pod napięciem. Bo widział skutek. I bardzo tego pilnuje.
To ja też!  😉
Nie wiem, czy można było tego uniknąć czy nie, ale...

Korzystałam kiedyś z hali, w której zamontowano najzwyklejsze drzwi z najzwyklejszą w świecie klamką.
Dawno temu, kiedy byłam jeszcze mała, podczas wychodzenia z koniem z tej właśnie hali przy dużym wietrze - stopka nie wytrzymała i drzwi "zamknęły się". Chcąc chronić konia przed ich uderzeniem - udało mi się złapać praktycznie w ostatniej chwili. Efekt był taki, że klamka weszła POD popręg, zaczepiając się o niego, a koń zawisł na drzwiach..
Na szczęście był to typ konia, który w chwilach niebezpieczeństwa zastyga w bezruchu czekając, aż go ludzie uratują z opresji 😁 😁 😁
Dziś po latach jest to śmieszne - wtedy - miałam gacie pełne strachu 😵
Na pewno wypadkom sprzyja bałagan wokół stajni. Jakieś elementy po budowach, maszyny rolnicze, dziury, druty.
Treser jest strasznie uczulony na kable pod napięciem. Bo widział skutek. I bardzo tego pilnuje.

Nie pamiętam kto, gdzieś czytałam...
Koń się spłoszyć i wpadł na widły czy jakiś inny sprzęt pozostawiony przy traktorze...
Skończyło się na szwach.
Facella   Dawna re-volto wróć!
20 sierpnia 2013 11:00
Na śniegu absolutnie nie można nosić butów z płaską podeszwą, ja tej zimy właśnie przy lonżowaniu miałam chwilowy skiring -tylko bez nart  😁 w końcu wbiłam pięty w śnieg i stanęłam ale konia nie puściłam.

Na piasku też, zwłaszcza jak się lonżuje potężnego ślązaka, który lubi sobie bryknąć i wyrwać się przy zagalopowaniu... Przejechałam na butach dobre kilka metrów w stylu nart wodnych, zanim puściłam lonżę. Rękawiczek nie miałam, ale zupełnie nic mi się nie stało. Zaś koń nie chciał dać się złapać, zatrzymał się dopiero, gdy nadepnął sobie na lonżę i mało na pysk nie poleciał. Jego zdziwienie efektem przydepnięcia lonży było niemal tak potężne jak on, aż zapomniał o tym, że miał się nie dać złapać i zatrzymał się  😁 Jak to dobrze, że nie lonżowałam go na placu, a na lonżowniku z wysokim, drewnianym ogrodzeniem (plac mamy praktycznie otwarty).
A ja dodam od siebie po moim sobotnim nieszczególnie przyjemnym zdarzeniu- zawsze zakładajcie na jazdę rękawiczki.
Zazwyczaj jeżdżę w rękawiczkach (w ogóle przy koniu staram się jak najczęściej być w rękawiczkach), ale w sobotę było bardzo gorąco, a do tego nie mogłam odnaleźć jednej rękawiczki w moim osobistym burdelu w pace- to wsiadłam bez.
Wodze mam zwykłe parciane ze skórzanymi "stoperami". W prawej ręce trzymałam bat ujeżdżeniowy i jakoś przez to moja dłoń nie do końca była domknięta.
Koń się spłoszył i wyrwał nagle głowę z niskiego ustawienia do totalnej lamy. Wodza przejechała mi po palcu, a ten skórzany łącznik rozciął palec dość głęboko.
Krew się trochę polała, rana wokoło "przypalona" paluch w ciągu kilku minut spuchł tak, że nie mogłam zginać.
Boli strasznie do dzisiaj.

I jeszcze dopiszę dalszą część tej historii- jak już ten palec został dość poważnie uszkodzony przez wodze, to lepiej odpuścić i zakończyć jazdę.
Moje postanowienie żeby przejechać jeszcze chociaż kilka kółek i nie zakończyć jazdy " spłoszeniem się " zaowocowało dostanie się do rany piachu, brudu, potu konia i powiększeniem się odparzenia i rany... Ból nieziemski.
Potem w jakimś amoku prowadziłam konia do boksu i nie patrzyłam pod nogi- mamy na środku korytarza takie małe zagłębienie ze studzienką do której spływa woda- co się stało? Ano wykręciłam popisowe salto i wylądowałam centralnie pod nogami idącego obok konia.
Koń zdziwiony zatrzymał się z kopytem dotykającą delikatnie mojego ramienia.
Dobrze, że koń mądry i w miarę opanowany bo moje salto musiało być głośne i widowiskowe 😉

Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się