"Nie ogarniam jak..."

I tak "moje dzieci czasem cały dzień nie jedzą" urosło do:


Btw troszku mi sie wlos jezy na glowie jak czytam o regularnych calodziennych glodowkach dla raw wege dzieci w wieku przedszkolnym... no ale not my business.



I ku twojej wiadomości - moje dzieci nie są raw wege bo chodza do przedzkola i tam mają dannia vege ale gotowane. W domu zimą też sporą część dań mamay gotowanych. Latem także niekóre bo jemy rzeczy z własnego ogródka głównie a tam np. fasola... no jako nie wiem jak ją się je na surowo.

Moje dzieci czasem (pomiędzy słowem czasem a regularnie jest różnic, nawet znaczna, sprawdź sobie w słowniku) potrafią cały dzień nic nie zjeść. Jest np. śniadanie a one mówią, że nie są głodne. I ok, ja im wierzę, bo dlaczego miałyby mnie kłamać w tej kwestii. Zazwyczaj nadrabiają wtedy jak jest obiad, albo po jakimś czasie sobie dojadają to śniadanie. Ale zdarzyły się już dni, że któreś z dzieci nie zjadło nic przez cały dzień... a np. wieczorem zjadło pół główki kapusty pekińskiej (moja córka) i zagryzło orzecham i jabłkiem itd.- bo tak chciał i o to poprosiła na kolację.

Ja po prostu jestem zdania, że wciskanie w ludzi jedzenia jest molestowaniem ich. Metodt typu:
- zjedz chociaż zupkę/surówkę/ziemniaczki itd.
- zjedz jeszcze trzy łyżeczki
- zjedz bo będziesz głodny
są okropne, to zmuszanie i wmuszanie.

Tak uważam, że 5h bez jedzenia (lub np. na jednym jabłku lub kanapce z maka- moje dzieci do przedszkola przynoszą swoje dodatkowe owoce, które mogą zjeść kiedy chcą) jest lepsze niż frytki z maka. I uważam, że frytki z gówno baru są lepsze niż frytki z maka.

smarcik, widziałem to ogłoszenie. Ale to typowe na portalach typu spotted. Jak tylko pojawią się zdjęcie jakiegoś znalezionego zwierzaka wyglądającego na rasowego, to rzucają się stada chętnych do adopcji. To samo ze zwierzakami w typie rasy jak doszło do jakiegoś zwierzęcego mezaliansu i właściciel chce oddać małe (albo sprzedac jako rasowe - o zgrozo)
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
21 listopada 2017 08:59
galopada oj tak, a potem kolejne psie czy kocie tragedie bo te małe zwierzątka wcale nie wyrosły na Maine Coony czy Jack Russel Terriery i nagle przestały być takie fajne  🙄 A już nie daj Boże żeby się szczeniak zsikał na dywan czy pogryzł komuś buty.. co chwilę czytam o jakichś zwrotach z adopcji  🙁
smarcik, no bo Pieseł teraz w modzie, wow. A, że rasa specyficzna i wcale niełatwa to mało kogo interesuje. Niestety to samo jest przy kotach. Rasowy albo w typie rasy i od razu chętnych więcej...

Co do głodówek dzieci to... mam wrażenie, że nie ważne co napisałaby kotbury, to zaraz zostanie to przeinaczone, wyolbrzymione itp. Tak, ja wiem, że jej poglądy są dość specyficzne i jest w nich mocna ale to nie znaczy, że za każdym razem robi w związku z tym coś dziwacznego i złego.

Jako dziecko nienawidziłam gdy ktoś wmuszał we mnie jedzenie a ogólnie to byłam niejadkiem. Jak nie chciałam jeść to co chwilę coś we mnie wmuszano. Za to miałam zasady, że jak nie zjem konkretnego jedzenia to nie dostanę słodyczy i to było dla mnie logiczne i jasne.
Kiedyś gadałam z pediatrą na temat niejadków i on jasno powiedział, że (o ile dziecko jest zdrowe!) to dziecko się nie zagłodzi...

Pracuję jako wychowawca (stacjonarnie i wyjazdowo) i organizator półkolonii i zauważyłam, że niektórzy rodzice dość histerycznie podchodzą do kwestii żywienia dzieci. Znaczna część niestety w taki sposób, że "on tego nie lubi (nie, żeby dziecko chociaż spróbowało) ale zapakowałem mu kanapki z nutellą, paczkę chipsów i batonika, proszę przypilnować, żeby zjadł". Z bliższych przykładów to córka znajomej jest niejadkiem, który nie lubi prawie żadnych normalnych dań więc dzieciak jedzenia na batonikach, napojach gazowanych, 7 daysach itp. Takiego podejścia nie ogarniam 🙂

Z pozytywnych przykładów to regularnie współpracujemy z Mamą chłopca z orzeczeniem. Dziecko trudne, o masie specyficznych zachowań ale bardzo dobrze prowadzone. Matka wie, że jej syn nie zje niczego co mu podamy (oczywiście poza przekąską na słodko chociaż też nie zawsze) więc dziecko zawsze ma wyprawkę w postaci różnorodnych kanapek, owoców i słodkiego drobiazgu. My za to mamy powiedziane, że najpierw ma zjeść kanapki a potem słodycze i Młody naprawdę się tego trzyma. Kiedy ma potrzebę to bierze kanapkę, oddala się do "kuchni" i sobie ją zjada.
Pieseł to shiba inu, a nie akita. Akita to Hachiko. 😀
Mało kto się nad tym zastanawia. Są podobne 😉
Zresztą pojęcie typowy pieseł mocno się rozrosło... Gdzieś widziałam grafikę na ten temat ale nie mogę znaleźć.
Edit. Mam!
KLIK

Niestety za duży obrazek.
O matko 😵 😂
No po prostu akita wygląda jak shiba, który żarł po nocach 🤣
Po drugie większość ludzi ma gdzieś kwestie odpowiedzialności i wychowania takiego psa, nie mają pojęcia o specyfice rasy, po prostu ładny i rasowy to biorą i tyle! Po trzecie tysiące psów gniją w schroniskach tylko dlatego że nie są ładne i rasowe, a ich losem absolutnie nikt się nie interesuje. Jak fundacja wrzuci ciapka to są trzy "lajki" i jeden komentarz "pomogłabym ALE..". A tu nagle szał, Akitę za darmo dają!


Nie kumam. Jeżeli wzięcie rasowca ze schroniska jest nieodpowiedzialne, to dużo bardziej nieodpowiedzialne jest wzięcie no-name'a. O rasowcu mogę się co nieco dowiedzieć, o kundlu niczego się nie dowiem i niczego nie przewidzę.

Co do jedzenia, też swego czasu byłam za tym, żeby nie namawiać do jedzenia (sama pamiętam z dzieciństwa jak tego nie lubiłam) ale u jednej z moich pociech, nie zdało to egazminu. Muszę jakoś kombinować bo dzieć jest na nie do wszelkich nowości, a gdyby jej pozwolić wybrać jadłaby cały dzień tylko ryż, względnie ziemniaki i oczywiście wszystko co niezdrowe też. Albo jak widzi coś nowego to zawsze jest "nie lubię tego" i przez jakiś czas to akceptowaliśmy, aż doszliśmy do momentu, że jadła 3 rodzaje zup, 2 rodzje śniadań/kolacji i jedno 2-gie danie. To znaczy jadła w kółko to samo. Wtedy powiedzieliśmy basta i wprowadziliśmy obowiązek próbowania. Oczywiście większość i tak jest fuj ale co jakiś czas okazuje się, że to czy tamto jednak jest pycha. Co innego z młodszą, je bez problemu mnóstwo rzeczy i nie musimy tu nic działać. Dzieci bywają mega różne i trzeba się na bieżąco jakoś dostosowywać.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
21 listopada 2017 11:48
bobek a czytałaś mój post? Gdzie napisałam, że wzięcie jakiegokolwiek psa ze schroniska jest nieodpowiedzialne?
We wszystkim trzeba zachować rozsądek. Ja też nie jestem za wciskaniem i też uważam, że dziecko sobie samo wymierzy, a z małego głodu nikt jeszcze nie padł. Nienawidziłam wciskania mi jedzenia, głównie przez jedną z babć (bo barszczyk taki zdrowy, nigdzie nie pójdziesz jak nie zjesz, do dzisiaj go przez to nie tknę). Tata zawsze mówił "nie chcesz - nie jedz, nic na siłę", ale dawał mi próbować - dzięki niemu jem krewetki, kalmary, sushi, szpinak, brokuły i wiele innych rzeczy, których dzieciaki zwykle unikają. Za to nie jem ryb na ciepło, grzybów i gotowanej marchewki, jestem bardzo wdzięczna, że zawsze to szanował. Tłumaczył, przekonywał do ryby, ale nie wciskał.
Z drugiej strony są np. dzieciaki z cukrzycą, nietolerancjami, nieprawidłowo trawiące, czy potrzebujące jeść częściej i nie można generalizować, bo każdy organizm rozwija się inaczej i ma nieco inne zapotrzebowania. Jedno dziecko nic nie zje czasem i to jest jego wybór, czuje się ok, dla drugiego będzie to okropny dyskomfort, bo akurat szybko rośnie i ma zapotrzebowanie jak troll. Tylko tu akurat jest to kwestia rodzica, żeby tak dziecko wychowywać, żeby samo wolało coś zdrowego, zamiast syfu w takim momencie, ale jak czasem wybierze batonika, to też nie padnie 😉

kotbury, - o ile w miarę się z Tobą zgadzam (co do nie wciskania, co do vege to ja nikomu w talerzu nie siedzę), to jednak w kategorii gówno bar-mak, wole maka. Kilka rozstrojów żołądka i zatruć przerobiłam jako dziecko, bo wychowawcy woleli zatrzymać się w gówno barach i nikomu tego nie życzę. Jeszcze zwykle próbowali mnie leczyć na siłę kroplami żołądkowymi, po których zawsze, ale to zawsze zwracam, bo przecież "wymyślam i na pewno tak nie jest". Mak może nie zdrowy, ale jest bardzo nikła szansa zatrucia, zjedzenia czegoś nieświeżego. W takich barach, niestety dość spora. Bycie dzieckiem ze sr*czką na wycieczce jest bardzo mało sympatyczne. I niestety, dzieci często nie widzą, że coś jest nie tak, a jak wszyscy coś jedzą, to zwykle się do nich dołącza.

Z drugiej strony są np. dzieciaki z cukrzycą, nietolerancjami, nieprawidłowo trawiące, czy potrzebujące jeść częściej i nie można generalizować, bo każdy organizm rozwija się inaczej i ma nieco inne zapotrzebowania.


takie dzieci to jednak powinny mieć swoje jedzenie ze sobą - bo mack to nie jest dobry wybór z osobami z zaburzonym odżywaniem. Oczywiście, że każdy potrzebuje czego innego. Ale ja się zgadzam z autorką tego wątku - jednak nie ogarniam zabierania wycieczek dzieci do maka.

Rozumiem argument- w maku przynajmniej świeże.

Może nie wszyscy wiedzą ale akurat ta sieć restauracji swoje dodatki do żywności testuje na liniach komórkowych min. z abortowanych płodów. Dzięki takim eksperymentom udało się stworzyć "smaki", które nas wybitnie uzależniają. Z zasady, człowiek potrzebuje 5 prób aby przekonać się jakiegoś jedzenia- definitywnie je polubic lub odrzucić. Dodatki do produktów z macka skracają ta barierę do 1 podejścia.
Mieli też klika afer o stosowanie komórek wychodowanych na tych komórkach bezpośrednio w żarciu...
kotbury, gdzie można o tym przeczytać (o tych komórkach), bo brzmi jak science-fiction? 😲 Ale póki co nie neguję, nie mam wiedzy, chętnie bym zerknęła :kwiatek:
Oj to już sprzed kilku lat news.
Na fali tego zaraz im ktoś zarzucił, że produkowane przez nich dodatki zawierają komórki ludzkie, wiadomo, że po takim newsie to net szleje z teoriami spiskowymi.

To chyba wyszło, bo im ktoś skontrolował co kupują i wyszło co i się zaczęły pytania do czego im to.
kotbury, gdzie można o tym przeczytać (o tych komórkach), bo brzmi jak science-fiction? 😲 Ale póki co nie neguję, nie mam wiedzy, chętnie bym zerknęła :kwiatek:

Bo to jest sajensfikszyn. Zaraz dostaniesz linki do opracowań pseudonaukowych z koziego tyłka. (o ile dostaniesz)
Pomijając wszystko, to dodawanie do jedzenia komórek z hodowli laboratoryjnej byłoby ABSURDALNIE drogie.

Bo to jest sajensfikszyn. Zaraz dostaniesz linki do opracowań pseudonaukowych z koziego tyłka. (o ile dostaniesz)


Oczywiście, że nie dostaniesz.
Z dwóch powodów. Badań, za które płacę- subskrypcja periodyków itd - nie można rozpowszechniać. To kradzież. Czytam tego sporo, ale nie zapisuję, za dużo tego.
Badania, do których mam dostęp służbowo ( ja pierd... wierz mi, codziennie rano jak wstaję to się "modlę" żebym wiedziała jak mam zmienić zawód, bo tego co widzę nie da się odzobaczyć i lepiej mi się żyło gdy wielu rzeczy nie widziałam) nie są do podania dalej.
Sprawa z makiem i komórkami z linii z płodów abortwanych była głośna parę lat temu. To im udowodniono. Ale wiele firm kosmetycznych i innych korzysta z linii komórkowych pozyskanych pierwotnie z płodów. Żaden sekret.
Z firm, które nie korzystają to np. Eris - mają fantom ludzkiej skóry - polecam, są mocno "etyczni".

Z innych rewelacji, które całkiem niedawno maglowałam - czy wiecie, że plastykowa wyściółka kartoników z sokami czy mlekiem... w zasadzie służy temu aby płyn się nie wylał na zewnątrz - karton nie rozmókł... ale nie chroni przed przedostawaniem się aluminium do produktu. Jak przeczytałam wyniki to od tej pory nie kupiłam żadnego soku w kartonie itd....
I tak "moje dzieci czasem cały dzień nie jedzą" urosło do:
[quote author=kokosnuss link=topic=95120.msg2731841#msg2731841 date=1511207945]


Btw troszku mi sie wlos jezy na glowie jak czytam o regularnych calodziennych glodowkach dla raw wege dzieci w wieku przedszkolnym... no ale not my business.



I ku twojej wiadomości - moje dzieci nie są raw wege bo chodza do przedzkola i tam mają dannia vege ale gotowane. W domu zimą też sporą część dań mamay gotowanych. Latem także niekóre bo jemy rzeczy z własnego ogródka głównie a tam np. fasola... no jako nie wiem jak ją się je na surowo.

Moje dzieci czasem (pomiędzy słowem czasem a regularnie jest różnic, nawet znaczna, sprawdź sobie w słowniku)[/quote]

Napisalas literalnie tak

moje dziec same często sobie robią dzień bez jedzenia. Nie chcą danego dnia nic jeść - to nie jedzą.


Wiec slownik mi bynajmniej nie potrzebny, czesto znaczy regularnie wlasnie. A caly dzien bez jedzenia to caly dzien bez jedzenia, taki od rana do wieczora, a 5h bez jedzenia czy pozniejsze sniadanie to normalne przerwy miedzy posilkami a nie "caly dzien". Takze uroslo to w twoim wlasnym poscie, milo wiedziec ze jednak nie o regularne glodowki chodzilo 🙂

Co do tajnych materialow o abortowanych plodach - ale wiesz, ze materialy subskrybowane/platne mozna podac jako tytul + nazwisko autora, placowke badawcza etc. bez kopiowania chronionej tresci? Dane osobowe naukowcow to zadne tajne przez poufne.

amnestria, ta, w bulce z maka sa abortowane plody i rzad cie truje fluorem i robi Holocaust jeleni a olej uszczelnia jelita... moze sie nie rozpedzajmy? 😉 kotbury nigdy nie podaje zrodel innych niz prywatne blogi i filmy z zoltymi napisami z jutuba, a "mam ale nie moge powiedziec, bo to tajne i w ogole w Archiwum Watykanskim" to taki chwyt dla podniesienia dramaturgii 😉

I nie wiem po ch*j ktos ma plody z laboratorium X cisnac do bulki jak stary dobry cukier i syrop glukozowo fruktozowy robia robote za poldarmo 😁 no ale ja jestem kosmitka odporna na machinacje plodami 👀 bo wedlug mnie zarcie z Maka smakuje podle i czuc syfem z kilometra (i te slodkie buly, obrzydlistwo!)
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
21 listopada 2017 16:50
Przynajmniej się wyjaśniło, czemu jestem uzależniona od Wieśmaka. To wszystko przez te płody. Ale postanowiłam być silna i nałożyłam na siebie ograniczenie: mogę zjeść tylko jednego Wieśmaka z płodem w tygodniu. 😀iabeł:
Nie ogarniam powyższej dyskusji  😎
Ja nie ogarniam kotbury. 😎
A ze mną coś nie tak, bo po maku niestety często mam rozstrój żołądka :/ Nie jem w ogóle w fast foodach, cheeseburgery na trasie jednak kocham, ale zawsze odchorowuję ;P Ma ktoś tak czy z moim brzuchem coś nie tak tylko?
Dzionka, ma 😉 To nie jest lekkie jedzenie i po każdym Macu mówię sobie "nigdy więcej". Teraz biorę raczej jakieś kanapki na ciepło z Orlenu.
Ja w sumie nigdy - czuję, że to mało wartościowe (jem ostatnio tylko w trasie, bo się boję w zajazdach, bo raz już się ostro strułam), ale nie czuję się źle. W macu można zawsze sałatkę opierdzielić. Ps. dla mnie sto razy gorsze są hot dogi na stacjach benzynowych
Niestety (dla przeciwników Maca) żarcie w MAcu jest na wysokim poziomie. Tzn - świeże i z dobrych składników. Na pewno syfiaste są sosy. Rzadko jadamy, zazwyczaj właśnie w trasie, czyli 3-4 x w roku, ale jak jemy to jest ok.
Zgagę natomiast mam zawsze po jogurtach z biedronki 😀 Pomimo czytania składu.
Otóż to i dla mnie jest właśnie względnie bezpieczne. Plus niczym mnie nie zaskakuje, bo jak jem cheese'a to wiem, że będzie ogórek 😂
Z przydrożnego żarcia jest IMHO jednym z lepszych wyborów.
Ja też nie ogarniam tego co pisze kotbury o komórkach z abortowanych płodów.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
22 listopada 2017 14:42
W Macu są takie kontrole jakości, czystości i pochodzenia, że absolutnie nic się nie prześlizgnie  😉 Jedzenie syfiaste, owszem, bo pełne konserwantów i ulepszaczy, ale w 100% pewne.


Za to mój tata polecał ostatnio to co teraz powstaje przy stacjach Orlen (nie hot-dogi tylko normalna oferta obiadowa  😉 ). Sama nie próbowałam, bo ja w trasie jak nie ma dobrej knajpy to albo jem to co wzięłam z domu, albo w najgorszym przypadku hot-dogi z Orlenu właśnie. Jakoś te hot-dogi podchodzą mojemu żołądkowi bardziej niż Mac. Z Maca tylko kawa smakowa, orange mocca jest super  😉
Facella   Dawna re-volto wróć!
22 listopada 2017 14:48
Teraz jest obłędne orzechowe latte  😍 i orzechowe lodowe marzenie.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się