Iron Woman (albo Man) czyli Jestem dumna z...

Natchnął mnie post Ikariny w "nic mi się nie udaje", który - no nijak tam nie pasuje  🙂 Że się UDAŁO.
"Malinowa mamba" to nie to samo - można napisać, że fajnie, bo ptaszki śpiewają i bzy pachną. Kącik puchnących z dumy w końskich jest, a tu?
Chwalić się, drogie panie! (ok, panowie też mile widziani  🙂😉.
Uzasadnionego chwalenia siebie nigdy dosyć. Że - przeżyłam. Że dałam radę, a wszyscy mówili, że nie. Że - pcham swój wózek, choć miałabym ochotę paść. Że - sięgnęłam, co ledwie było w zasięgu.
Przy naszej mentalności nie liczę na porażającą popularność, ale może... ktoś coś?
Bo sukcesów na forum pełno, ale porozrzucane po różnych wątkach.
A jesteśmy WSPANIAŁE!
halo, Iron Woman to nie ja, tylko pani doktor, która mnie uratowała. Jadę do niej za 4 tygodnie, bo chciała zobaczyc, jak się moja historia potoczy. Chyba kupię gigantyczne kwiaty i czekoladki

🙇 🙇 🙇
Dworcika   Fantasmagoria
27 marca 2014 18:13
Myślałam, że będzie dyskusja o prasowaniu 😁
Lotnaa   I'm lovin it! :)
27 marca 2014 18:19
A ja, że o thriatlonie 😉
Dworcika   Fantasmagoria
27 marca 2014 18:21
To byłaś bliżj prawdy jednak 🙂
Podoba mi się 🙂 Może odważę sie kiedyś opisac tu kawalek swojej historii, ale może poczekam na innych, bo i tak mi już siostra mówi, ze mało skromna jestem 😉
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
27 marca 2014 18:38
...,czyli ze co? mamy się tu chwalić? 😀

No to wrzucam się tutaj pierwsza, krótko jak na mnie ale nad tymi trzema sprawami napracowałam sie najbardziej:

Całe życie tęskniłam za końmi mimo że nie miałam do nich dostępu ( może to i lepiej -> dla koni  😎 :hihi🙂
Wieś widziałam tylko w tv lub raz w roku na 4 dni u Babci. A i tak w wieku 10 lat wiedziałam ze będę mieszkać poza miastem  razem z końmi.
Każdy się pukał w czoło,  łącznie z rodzicami- Zajmij się czymś bardziej pożytecznym, a nie żyjesz z głową w chmurach.- Byłam tematem żartów całej rodziny. A ja zaciskałam zęby i mówiłam im w twarz- Jeszcze zobaczymy.
Ich mina była bezcenna kiedy w wieku 26 lat wyprowadziłam  się na wieś i posiadam swoje czterokopytne osły  😁
Walka o to trwała kilka ładnych lat.

Kolejna story?
Od 13 roku życia zakochana w Indiach, także obiecałam sobie- Polecę tam chociażbym miała skisnać.
W tym roku odbyłam swoją podróż (póki co życia )własnie do Indii.  😎

I na koniec w  wieku 21 lat zgłosiłam się do szkoły muzycznej,  gdzie kilka lat później ukończyłam kierunek: wokalistyka estradowa  😁
Pomyśleć , że mam nawet świadectwo ukończenia ze średnią 4,9   💃

Było ciężko? Było.  Nie raz oberwałam w łeb, nie raz przez to błądziłam. Ale udało się. Dopięłam swojego.
Teraz kiedy mówię co mi się w życiu marzy nikt się już ze mnie nie śmieje.
Rodzina widzi moja determinację i konsekwencje z którą dążę do spełniania swoich marzeń.
Nie są to sprawy proste, a często zaczyna się od samiusieńkiego dna.
Ale warto.

ps.  A czy wyjście za mąż za gościa- gdzie każdy mówił : On się tobą nie zainteresuje, nie masz u niego najmniejszych szans -tez się liczy?  😁 😁
Zrobienie nietrującego obiadu się liczy? 😁
Jestem niesamowicie z siebie dumna z jednego powodu - nikt mi nie wytyka, że robię coś dziwnie, że dziwnie wyglądam, dziwnie się zachowuję, gdzie jeszcze kilka lat temu uznawano mnie za dziecko upośledzone (w sumie - prawidłowo, ale to i tak wkurzające), jestem dumna z tego, że mogę chodzić normalnie do szkoły,  że wyróżniam się pozytywnie na tle klasy, że w końcu nie muszę spędzać co drugiego miesiąca w szpitalu, "bo coś tam". Cieszę się, że dałam radę i chociaż dzieciństwa spędzonego na rehabilitacjach nigdy nie odzyskam, to mogę jako-tako funkcjonować.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
27 marca 2014 19:43
Jest już taki wątek - "co mnie cieszy na co dzień"  😉
smarcik, to zupełnie inny wątek - cieszyć na co dzień to mnie może moja zabawna ciocia. Albo błękitne niebo. To jest wątek dal DUMNYCH z siebie. I mających odwagę, żeby się pochwalić. Wątek "terapeutyczny" - bo to wcale nie prosto docenić siebie samego i głośno to przyznać. Mnie na razie zadanie przerasta. Ale kolejni odważni mogą zachęcić czytających do rachunku sukcesów, powodu do dumy i chwały. Warto.
Wielka Tajemnica mojego dziwnego dzieciństwa się rozwiązała. Nie straciłam zmysłów. Trochę przepłakałam, ale okazuje się, że można znieść to, że ktoś, kogo całe życie bezgranicznie kochamy i całym sercem ufamy okazuje się kompletnie inną osobą. Nadal kocham, choć już nie ufam. Nawet trochę rozumiem, choć mnie boli jak cholera. Będę siedzieć cicho, bo nie chcę ranić. I wiem, że dam radę, bo to coś, co wiem na pewno. Wytrwam, wytrwam, wytrwam.
Ja jestem dumna, że w wieku niecałych 28 lat mam już tak dużo - własny dom na wsi, dwójkę wspaniałych dzieci, kochającego męża, ukończone studia, niezłe auto, dobrą pracę ( i 7-letni staż pracy ) i nie zawdzięczam tego nikomu innemu jak tylko sobie.
Nie miałam bogatych rodziców sponsorów ( ale za to mam kredyt 😂 ale z tego, że mi go dali też jestem dumna  😎 ) - patrząc na moich rówieśników imprezujących, mieszkających z rodzicami i siedzących na bezrobociu, martwiących się, że kolejny chłopak/dziewczyna rzucili - na prawdę uważam, że mam wspaniałe życie, mimo, że jestem pierwszym narzekaczem w rodzinie 🙂
udorka, lubie to! 😀 i niezmiennie od lat Ci kibicuje! Ale przeciez... Ty ledwo co 27 skonczylas, jakie 28? 😉
ps. To moze jeszcze wlasny kon do tego?
eee no, na początku listopada, rocznikowo mam 28  😁
a koń... no miejsce w domu jest..... 😉 ale czasu i co najważniejsze, chyba już zapału brak 🙁
udorka, brawo! i wielkie gratulacje🙂😉)

ja jestem z siebie dumna, bo nauczyłam się żyć po swojemu i przestałam się wszystkim tłumaczyć z tego jaka jestem. A najbardziej jestem dumna, że osiągnęłam to nie kłótniami czy krzykami tylko swoją wewnętrzną silną postawą! Dawniej się kłóciłam, miotałam, a teraz nie muszę właściwie mówić czy robić nic, bo coś we mnie zamyka ludziom usta i nie pozwala na wpierniczanie się w moje życie. dla mnie to jest huge!! 🙂

i dumna z siebie jestem, że naprawdę jestem dzielna i trzymam się od kilku miesięcy. mimo rozwodu, mimo otwarcia firmy do której na razie ciągle dokładam, mimo ogromnych problemów z kasą, mimo mieszkania samodzielnego, bez nikogo do pomocy. daje radę, staram się łapać fajne chwile i na nich płynąć dalej. i udowadniam, że da się przejść przez to wszystko na spokojnie i z klasą.
Przepraszam, nie ten wątek  😡

Edit -  a jednak coś napiszę. Sama uważam się za twardzielkę. Przeszłam w życiu przez sporo, nigdy się nie poddałam, wiodę dzięku temu obecnie nawet pogodne, wesołe życie. Dla mnie to duże osiągnięcie 😁
A ja jestem Iron Woman, ale wcale tego nie lubię. Stal hartuje się w ogniu. I to bolało.
Ja czasem zazdroszczę innym, że mają lekko i z górki, ale cierpienie ponoć uszlachetnia 😉
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
28 marca 2014 09:04
owszem moze i mają ... ale czy szanują i czują głęboko te zdobyte dobra? 😉
zabeczka17 są tacy co szanują i doceniają każdego dnia 😉
Ze mnie żadna tam Iron Woman, raczej "miękka frytka" 😉 Zawsze chciałam być silna, twarda, ale... nie jestem. Zawsze podziwiałam kobiety, które wiele w życiu przeszły i dały sobie radę. Ze mnie zawsze był panikarz i histeryk. Do tego melancholik. Chociaż może to jest tak, że jak już nas coś złego spotyka, to nagle znajdują się siły, o których człowiek wcześniej nie miał pojęcia, bo nie musiał tego sprawdzać?
W każdym razie, nie miałam w życiu jakoś bardzo trudno. No może i nie było to życie usłane różami i zawsze z górki, bo pochodzę z rozbitej rodziny i nigdy nic nie miałam podane na tacy, ale mimo to i tak dzieciństwo miałam szczęśliwe.
Udało mi się spełnić większość największych marzeń. Mam domek na wsi, wspaniałego, wspierającego mnie męża i wymarzonego konia. Ale ja uważam, że to nie moja zasługa, a losu. Po prostu miałam szczęście 🙂 I trafiłam na odpowiedniego człowieka z podobnymi marzeniami, bo gdyby nie on, nie dała bym rady spełnić sama choćby jednego marzenia. Więc to raczej z męża jest Iron Man 😉
I chociaż utrzymanie spełnionych marzeń kosztuje wciąż dużo wyrzeczeń, poświęceń i obaw o przyszłość, to każdego dnia doceniam co dostałam od losu i cieszę się, że jeszcze mi tego nie odebrał.
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
28 marca 2014 09:53
pamirowa wyjątki potwierdzają tylko regułę  😉
ikarina, To był zespół wstrząsu toksycznego? Bo kiedyś miałam i było podobnie, tzn. może nie aż tak ostra reakcja, ale też mdlałam, rzygałam itp...

Cieszę się, że nic Ci się nie stało! :kwiatek:
A ja jestem Iron Woman, ale wcale tego nie lubię. Stal hartuje się w ogniu. I to bolało.

Zauważ, że "bolało". Czas przeszły. "Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy".
Myślałam, żeby było "Stalowe Magnolie" 🙂, ale wtedy panowie to już w ogóle by odpadli. Swoją drogą - nie ma tu wątku specjalnie dla panów? Jakiegokolwiek?
halo,  był. 16 letni homoseksualny kolega założył wątek o "chłopach z revolty". coś się nie przyjął. zadziwiająco.

też się uważam za "miękką frytkę", ale naszym prawdziwym "babom z jajami ze stali" kibicuję i podziwiam!
Halo- bolało hartowanie. Teraz ciężko nosić.
Ja mam tak ostatnio, że wydaje się, że gorzej być nie może. A może; hartuję się non stop, znoszę to wszystko, wcale nie dzielnie.
Zastanawiam się, kiedy mi wszystko pierdyknie, bo z dnia na dzień dowalane mi są takie kolejne problemy, że makabra.
I mam podobnie jak Tania, wszyscy w koło uważają mnie za żelazną kobitę, taką co to nie płacze. A przyszła taka pora, że mam okrutną ochotę się rozryczeć.
Tylko wyszłam z wprawy.
I nie, nie jestem z siebie dumna (żeby było na temat).  😁
(...)
Zastanawiam się, kiedy mi wszystko pierdyknie (...)

Nie pierdyknie. W tym rzecz. Nie pierdyka, tylko trwa, trwa. I człowiek tak twardnieje aż nagle zauważy, że zapomniał płakać ale i uśmiechać się.
I to jest najgorsze. I wcale w byciu Iron nie fajne.
Ja się uważam za twardziela. I za twardziela uchodzę w pracy i wśród znajomych. Wręcz za cyborga i kobietę ze stali.
Jestem mocna i fizycznie i psychicznie. I mam duży instynkt samozachowawczy, który pozwala trwać bez większego uszczerbku, mimo trudności. Nie będę rozpisywać czemu to ja nie dałam rady, co było mega trudne, bo moocno nieskromne by to było. Ale ogólnie, jestem dumna z całej siebie.  😉
A może po prostu nie trafiłam jeszcze na taką ścianę, która by mnie pokonała.... Jeśli tak, to mam nadzieję, że nie trafię!
Lojejku, dziewczyny 🙄 To mial byc pozytywny watek (przynajmniej taka mialam nadzieje), a tu skrajny pesymizm, "zycie jest takie trudne, krótkie, do dupy i trzeba cierpiec i wszystko to kwestia losu/ szczescia/ przypadku". Na codzien od takich energii uciekam w poplochu... no blagam, nie kazcie mi tu przestac zagladac 😁
Julie, byc może i to, chociaż nie jestem w stanie sobie ręki uciąc - jest to lek bardzo często używany, podawany wielu ludziom i to, że mi się to przytrafiło było niesłychanie rzadkie.
Inne objawy, jakich doznałam, to nagły spadek ciśnienia (w ogóle 5 razy mi mierzyli, bo maszyna w ogóle nie chciała nic pokazac), drgawki, trzęsienie się (ale tak na fest mną rzucało, dwie osoby mnie trzymały, abym nie spadła z łóżka) problemy z oddychaniem. Podano mi kroplówkę, zastrzyk, ale nie wiem, co to było i potem powiedziano mi, że mało brakowało, a daliby mi drugi, inny zastrzyk. Co prawda, nie było mi zimno, ale jak ratownik złapał mnie za nadgarstek, to jego dłoń mi się wydawała strasznie gorąca. Ogólnie, zemdlałam 2 razy i to też na dłuższą chwilę.

Tak więc, nie wiem, czy to wstrząs toksyczny, czy uczulenie, czy po prostu jakiś związek chemiczny w leku tak drastycznie na mnie zadziałał.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się