Iron Woman (albo Man) czyli Jestem dumna z...

Co tu pozytywnego w byciu Iron? Zaraz obrastają cię ludzie bluszcze. I wspierają się. I męczą, mędzą. We mnie nie ma takiego samozadowolenia: jestem silniejsza o! patrzcie jaka to ja stalowa! Jest zmęczenie materiału.
Oczywiście wolę to niż być zagubionym kociątkiem we mgle, ale jakoś nie umiem się chwalić ani cieszyć. Ot, życie. Brnie się pod górę.
Wyżej niż kociątka, fakt. Ale po co mi ta góra?
Dam przykłady:
- prowadzenie auta -  mam prawko sto lat, własne auto, umiem jechać nocą, w śniegu, deszczu, mgle. Radzę sobie. Sama na auto zarabiam.
A kociątko? Zamiauczy i jest wiezione. I jeszcze narzeka, że za wolno.
-prace domowe - umiem, zrobię, zarobię na majstra, jeśli nie umiem. Kociątko ma zrobione. Ja mam odciski.
Taniu, góra chyba dla własnej satysfakcji. Może miło by było zostać kociakiem, ale czy dało by taką samą "frajdę"?
Ja się lubię pobrudzić sadząc kwiatki w ogródku.  😉
Taniu, góra chyba dla własnej satysfakcji. Może miło by było zostać kociakiem, ale czy dało by taką samą "frajdę"?
Ja się lubię pobrudzić sadząc kwiatki w ogródku.  😉

Cudzysłów w słowie "frajda" bardzo na miejscu. Kłopot z tym, że się nie da wybrać roli Iron lub Kociątko. Iron się człowiek musi stać, bo przepadnie. Może ja dziś mam taki zły dzień? Nie wiem. Zmęczyło mnie jakoś.
p.s
Faktycznie marudzę w wątku, z założenia, budującym. Przepraszam.
Trzeba mieć wiele twarzy na różne sytuacje. Ja na codzień jestem samowystarczalna i radzę sobie ze wszytskim. I jak mi się chce to usłyszę od mojego faceta ,że załatwiłam coś lepiej niż nie jeden meżczyzna. A jak mi się nieche to miauczę jak kociątko i jest załatwiane za mnie , jestem zawożona itp itd  😉

I jak mi zależy  to daję wsparcie innym , daję im swoje ramię , bronie jak lew. A jak mi nie zależy to udaję tak samo bezradną jak ta osoba. Wampir energetyczny przy mnie sie nie "naje".
O rowerze:
- jeżdżę, piszczę, trzeszczę i jadę.
Znajoma:
- Oooo.... jak ty to robisz? Jak dajesz radę? Ja to bym nie mogła... Mam rower, ale ten ruch miejski, tak strasznie... A też bym chciała, ale ty.... ale ja...
I tak pitoli zamiast jechać, albo iść, albo płynąć. Wszystko jedno.
Kurczę! Nic łatwo nie przychodzi. Dobrze: jestem Iron i się tym chwalę. No.
famka   hrabia Monte Kopytko
28 marca 2014 13:18
Tania, bo jesteś, przynajmniej wnioskuję z postów, a są tacy co by chcieli żeby tym rowerem ich ciągać, na takich trzeba zawsze mieć nożyczki przy sobie  😉
Tania, no właśnie - chwal się kobito 🙂. I każ bluszczom zleźć z siebie - to też objaw siły 🙂
rosek0, bo silne osoby, czy tam Iron Woman sobie zawsze dadzą radę. '
Dokładnie jak Tania napisałaś 🙂

ja też siebie uważam za Iron, choć tak samo często jak mam wrażenie, że:
jestem samowystarczalna,
dam sobie ze wszystkim radę
i jakoś to będzie

przychodzi taki moment załamania, gdzie czuje się fatalnie.
Może bilans musi być na 0.
Może ten wątek to kącik, gdzie Iron Woman są pozytywnie odbierane. W real life tak najczęściej nie jest. Budzą zazdrość, niechęć.
Bo "ona ma", "ona zawsze...." . Niby podziw, ale za plecami : "ta stalowa suka" .  🙁
famka   hrabia Monte Kopytko
28 marca 2014 13:41
Tania co ty mówisz  🤔  🤔 skrzydła mi o(d)padły
Tania, tylko twardej kobiecie to nie przeszkadza i nie bardzo ją to obchodzi 😉
Tania, tylko twardej kobiecie to nie przeszkadza i nie bardzo ją to obchodzi 😉


Też prawda. Ja dziś marudzę, bo nie pojechałam do konia.
Kłopot z tym, że się nie da wybrać roli Iron lub Kociątko. Iron się człowiek musi stać, bo przepadnie.


Taniu, bardzo słuszna uwaga  :kwiatek:
Ja też jestem Iron. Tak mnie odbierają w otoczeniu, jest mi to mówione prosto w oczy przez koleżanki, przyjaciółki... "Bo ty masz dobrą pracę, spełniłaś marzenia, super naprawiłaś fatalne relacje z rodzicami, wyciągnęłaś sama siebie z toksycznego małżeństwa, jesteś samowystarczalna" itd. Z jednej strony tak, to prawda, to jest właśnie to, z czego jestem dumna. Dodatkowo jeszcze z tego, że kilku osobom dałam własnym życiem przykład, że zmiany są możliwe.
Ale jest druga strona medalu. Bo wcale nie chciałam być - aż tak Iron. Bo we mnie gdzieś tam pod warstwą stali jest Kociątko. I chciałabym je czasem wypuścić. Ale cóż, kiedy nie ma przy kim. I mam wrażenie, że im dłużej go nie wypuszczam, tym bardziej tracę umiejętność zrobienia tego, nawet gdybym miała kiedyś w przyszłości taką możliwość - bo coraz częściej odzywa się taki wewnętrzny głos pytający "ale po co w ogóle chciałabyś to zrobić, nie lepiej tak, jak jest?"
Czasem sobie myślę, że naprawdę wiele takich stalowych osób jest takich z życiowej konieczności i dlatego, że już nie umie przestać...
A ja nie jestem Iron Women, raczej przeciwieństwo 🙂
Ja tam nie jestem twarda, ale znam takich ludzi.
Epk na przykład albo Repka. Tak zwyczajnie silne babki 🙂
i zawsze takie pozytywne w odbiorze na żywo.  😀
Ja doprecyzuję: według mnie Iron nie znaczy: osoba brutalna, ordynarna, silna nieuprzejmością, pyskata.
Przeciwnie: wytrwała, zaradna, odważna, cierpliwa w brnięciu przez trudności, spokojna.
Rozbija mnie sytuacja szpitalna:
-Idź, bo ty umiesz rozmawiać z lekarzem/pielęgniarką. Idź i załatw/spytaj/ustal.
No, umiem. Nie umiałam, był pierwszy raz, drugi, dziesiąty. Ale tak samo jak posyłający mnie: martwię się, boję, stresuję.
Podobnie w urzędach, w przypadku wystąpień publicznych. Idę, działam. Wcale nie mam mniej obaw niż ci, co siedzą pod miotłą.

p.s
Hi!Hi! Przypomniało mi się znajome kociątko 55+, które ma.... popsute zęby, bo się boi dentysty. I protezka się kłania. I kociątko uśmiecha się półgębkiem.
Jednak być Iron to jest to!
[quote author=Murat-Gazon link=topic=94469.msg2052645#msg2052645 date=1396014487]
Ale jest druga strona medalu. Bo wcale nie chciałam być - aż tak Iron. Bo we mnie gdzieś tam pod warstwą stali jest Kociątko.[/quote]
Ja w tym momencie życiowym bardzo chęnie wypuściłabym to kociątko. Naprawdę. Potrzebuję na parę dni zostać kociątkiem.
Ja chyba też jestem silna, na taką zostałam wychowana. I zgadzam się ze wszystkim powyżej, nie jest łatwo być zawsze tą silną. Nie mówiąc o własnych problemach to jeszcze jak magnes przyciągam słabe jednostki. I to przeważnie płci przeciwnej.

Ale żeby nie było tak smutno to napiszę, że jestem dumna, bo po trzech latach studiowania czegoś co mnie nie interesowało wreszcie się zmotywowałam i zaczęłam przygotowywać do zdania na studia, które są moją pasją  😜
yegua,  😲 😲 😲 chyba pierwszy raz słyszę, że ja silna. Szok.

A tak na serio to ja czasem lubię być silna - a czasem, jak rosek dać na luz i pokazać, że nie umiem i proszę się mną zająć. I chyba jestem silniejsza od tego, że bliscy mi ludzie dają mi oparcie w sobie. Nie takie, że zawsze muszę się na nich wesprzeć. Ale świadomość, że czasem właśnie mogę być bezbronnym kociątkiem i ktoś mi pomoże, poda rękę.
I mam wrażenie, że silna kobieta to wcale nie taka co za wszystkich wszystko i zawsze i wszędzie. Mam wrażenie, że jeśli nie umie się powiedzieć NIE to właśnie słabość wychodzi. Brak asertywności to też słabość.
Ja umiem powiedzieć nie. Umiem się odciąć od wszystkich i od wszystkiego. Jestem samolubna i przede wszystkim na pierwszym miejscu stawiam siebie i bliskich. Ale rozsądnie - tak, żeby się nie okazało, że bliscy zawłaszczyli sobie mnie. I jakoś chyba to wszyscy szanują. A ja staram się szanować ich 🙂
Mnie tam żadne bluszcze nie obłapiają. Jeśli chce komuś pomóc, to pomagam. Jeśli nie chcę, to nie.
I nie chciałabym być kociątkiem we mgle, wożonym samochodami. FUJ!
Najwidoczniej są różne iron womany. Ja jestem ta zadowolona z siebie i ze swojego sposobu życia, bycia i charakteru.
A jeśli chcę być dopieszczona, to idę i mówię mężowi, żeby mnie podopieszczał, bo ja teraz będę sobie leżeć i kwiczeć na kanapie i bawić się w zmęczoną księżniczkę. I mnie dopieszczają. Na pewno nie cierpię z nadmiaru obowiązków i oczekiwań wobec mnie. Nie daję się wmanewrowywać w nic czego nie chcę. Przynajmniej tak to czuję.
epk, jesteś, jesteś. Może to i nie takie oczywiste, ale tak Cię postrzegam.
Dla mnie w ogóle dużo kobiet z końskiego świata to silne babki.
Przecież żeby ogarnąć te 500kg, czasem w błocie i mrozie, to trzeba być silną, a nie "miętką", nie?
tunrida, no właśnie o to chodzi 😉 - nazywać to można jak się chce - albo, że chcesz być podopieszczana albo jak kociątko 😉. Jak zwał tak zwał.
A bluszcze Cię nie oblepiają, bo właśnie silna jesteś i od razu mówisz nie jeśli tylko nie chcesz. I to jest prawdziwa siła - i ona wyzwala to zadowolenie. Że nic nie musisz tylko chcesz 🙂.

Ja tam uważam, że jestem zajebista, śliczna i w ogóle dziwne, że się o mnie świat nie zabija 😉. Obiektywnie to ja wiem co mam wiedzieć (lustro w domu mam 😉 i kalendarz). Ale jak się rano szykuję do pracy i robię makijaż to cóż - za każdym razem stwierdzam, że jestem zajebista - no nic na to nie poradzę 🙂. Serio mam takie przeświadczenie i raczej nikt mnie z niego nie wybije 😉. Charakter też uważam, że mam świetny bo pozwala mi przez życie iść w miarę pozytywnie. No to w sumie czemu nie mam być silna, jak jestem taka świetna? Pfff...  😀iabeł:

Najgorsze jest to, że ja na serio tak myślę....
majek   zwykle sobie żartuję
28 marca 2014 15:47
Cierpienie, ty to jesteś dla mnie nieosiągalnym wzorem w walce z tluszczem.

Ja też uchodze za twardziela, nawet ostatnio jednego bluszcza zamieniłam chyba w twardzielkę. I z tego sie cholernie cieszę.. Nie obyło się bez rownego opierniczania od góry do dołu, ale było warto.
Ja też w pewnych aspektach jestem z siebie dumna. Największą dumą napawa mnie fakt, że zawsze starałam się być niezależna od innych, na tyle, na ile sytuacja mi pozwalała. Swoje 18 urodziny 'świętowałam' na zmywaku w Niemczech. Był to mój pierwszy wyjazd zarobkowy, byłam przerażona a obecnie pękam z dumy, że sobie poradziłam. Od tamtej pory jeżdżę co roku dzięki czemu jestem w stanie choć częściowo utrzymać się sama podczas roku akademickiego i odciążyć rodziców.
Poza tym jestem z siebie dumna, że w wieku 20 lat miałam jeszcze wystarczająco siły na spełnienie swojego marzenia z dzieciństwa i zaczęłam jeździć konno. Z moim budżetem nie było to proste ale chcieć to móc :-) Obecnie nie wyobrażam sobie jak mogłabym bez tego funkcjonować.
Ostatnia rzecz, z której jestem dumna to moje studia i fakt, że umiem je pogodzić jeszcze z paroma innymi zajęciami. Przyszły rok akademicki w ramach erasmusa spędzę w Kolonii - jestem pełna obaw ale wierzę, że tym razem też sobie poradzę :-)

Tak jak teraz się nad tym zastanawiam to mam niebywałą umiejętność wmanewrowywania się w sytuacje trudne i stresogenne... choć z perspektywy czasu zawsze wychodzi mi to na dobre.
Cierpienie, ty to jesteś dla mnie nieosiągalnym wzorem w walce z tluszczem.



:kwiatek: dziękuję! To super komplement  😡

Ja uchodzę za twardzielkę, ale mało kto wie, że nie lubię dzwonić przez tel, załatwiać spraw w urzędzie, chodzić do lekarza :P wolę, by ktoś to zrobił za mnie
problem jest taki, że życie weryfikuje wszystko,
żyjemy w świecie ludzi "słabych", więc nikt nam nie pomoże… i niestety kobiety sa bardziej twarde, wykształcone, obrotne niż faceci
takie czasy - a nie wybór
myślę, że gdyby obecni faceci byli twardzi jak stal - wiele kobiet nie walczyłoby o byt
Chyba rzeczywiście są różne iron woman. Tak jak Mia, na taką zostałam wychowana, a właściwie tak wychowały mnie same okoliczności, w których urodziłam się i żyłam- same kobitki w rodzinie, zero facetów. Więc dla mnie to najnormalniejsza rzecz na świecie, że kobieta daje sobie radę ze wszystkim sama.
I podobnie jak Tunridę, żaden bluszcz mnie nie obłapia. A co za moimi plecami mówią to mnie rybka. Kilka razy tylko w kłótni usłyszałam od przyjaciółki, że mam problem z ludźmi / facetami (albo oni ze mną :hihi🙂, bo ja jestem zbyt niezależna, zaradna, twardodupna, zawsze sama, sama, sama... Rzeczywiście, wolę pomagać i dawać, niż brać. Kiedy ktoś pomaga mnie, czuję się... dziwnie 😲 Chociaż bardzo to doceniam. A bezinteresowane pomaganie innym to dla mnie naprawdę przyjemność, szczerze.
Podobnie jak pokemon nie byłam, nie jestem i nie widzę siebie zupełnie w roli "kociątka" (jak już, to kocicy 😉). Ja się po prostu czuję wtedy niezręcznie. Sama wszystko lepiej sama załatwię 😉 (ewentualnie ze wsparciem siostry, która jest równie iron)
I nie narzekam, nie płaczę, jestem bardziej dumna, niż zasmucona swoją osobą i swoją sytuacją życiową. Z każdego dotychczasowego bagienka udało mi się wydrapać, a wydaje mi się, że przerobiłam w swoim dotychczasowym 25-letnim życiu wiele 😉 Nie dorabiam do tego żadnej martyrologii, a wręcz przeciwnie- dziękuję za każdą lekcję i sobie po prostu jestem

edit- doczytalam:
[quote author=Murat-Gazon link=topic=94469.msg2052645#msg2052645 date=1396014487]

Ja też jestem Iron. Tak mnie odbierają w otoczeniu, jest mi to mówione prosto w oczy przez koleżanki, przyjaciółki... "Bo ty masz dobrą pracę, spełniłaś marzenia, super naprawiłaś fatalne relacje z rodzicami, wyciągnęłaś sama siebie z toksycznego małżeństwa, jesteś samowystarczalna" itd. Z jednej strony tak, to prawda, to jest właśnie to, z czego jestem dumna. Dodatkowo jeszcze z tego, że kilku osobom dałam własnym życiem przykład, że zmiany są możliwe.

[/quote]
no i super! mam nadzieję, że kiedyś wszyscy zrozumieją, że każdy jest sam odpowiedzialny za swoje życie, całkowicie.

Ja tam uważam, że jestem zajebista, śliczna i w ogóle dziwne, że się o mnie świat nie zabija 😉. Obiektywnie to ja wiem co mam wiedzieć (lustro w domu mam 😉 i kalendarz). Ale jak się rano szykuję do pracy i robię makijaż to cóż - za każdym razem stwierdzam, że jestem zajebista - no nic na to nie poradzę 🙂. Serio mam takie przeświadczenie i raczej nikt mnie z niego nie wybije 😉. Charakter też uważam, że mam świetny bo pozwala mi przez życie iść w miarę pozytywnie. No to w sumie czemu nie mam być silna, jak jestem taka świetna? Pfff...  😀iabeł:

Najgorsze jest to, że ja na serio tak myślę....


hehe, no to piąteczka! chociaż bywają takie dni, że jedyne na co mam ochotę to schować się pod kołdrą...
Jak byłam sama to wszystko robiłam sama i nie potrzebowałam niczyjej pomocy. Jednak pewnego dnia przestałam byc sama 😉 i musiałam się nauczyć 'dawać sobie pomóc' jakkolwiek dziwnie to brzmi. Po prostu mój chłopak czuł się niepotrzebny, żyjąc gdzieś tam obok mnie, bo ja wszystko SAAAAAMAA a on zwyczajnie czasem chce po mnie przyjechać do pracy, chce mi w czymś pomóc, chce coś ze mną załatwić -> chce o  mnie dbać. Widze, że sprawia mu to wielka przyjemność, tak samo jak ja się cieszę gdy mogę mu pomóc w jakiś sposób. I czuje się z tym super jednak, bo wiem, że mogę na niego liczyć. Mam wrażenie, że właśnie dużą siłą jest czasem poproszenie kogoś o pomoc. Ja nie umiałam, teraz umiem, co nie oznacza, że kimś się wyręczam, albo nagle stałam się ciapowata...
Nie wiem czy jestem twarda czy nie, bo życie jeszcze mnie nie poddało jakiejś strasznej próbie (mam nadzieje, ze nigdy nie podda). Lubie swoje życie, lubię to, że mam dużo zajęć i daje sobie z nimi radę, lubię to, że od długiego już czasu nie otaczam się ludźmi, którzy wysysali ze mnie energię i umiem szybko zakończyć takie znajomość, ale czy to jest siła, to nie wiem.
Tania, ty nie jesteś przypadkiem po prostu... zmęczona? Zmęczenie materiału dotyczy każdej substancji. Hartowanie boli, jasne - ale buduje wiarę w siebie. Wolałabyś mieć lżej, a nieustannie obawiać się, że sobie nie poradzisz?
Cierp1enie, foch - byłam pewna, że pojawisz się tutaj właśnie jako Iron. Schudnąć "drugą siebie" - sory, to nie dla "miękkiej buły".

Ciekawe rzeczy piszecie. Kociątko w nas. Jest? Nie ma? Domaga się swego? Drażni?
Siła tylko z konieczności?
A te rzeczy, których wcale nie "musiałyśmy" - tylko chciałyśmy? Bardzo. I udało się wbrew przeciwnościom? Tak, że uwierzyłyśmy w siebie, choć np. bliscy nie wierzyli?

I jeszcze myślę, że ta stal to może faktycznie błąd. Lepsza byłaby... woda 😁. Woda, która zawsze zwycięża, zawsze znajdzie drogę. Z czasem, ale płynie tam gdzie chce. Bardzo się trzeba natrudzić, żeby wodę powstrzymać. Zwykła woda, która pod ciśnieniem tnie nieprawdopodobne rzeczy, i potęguje moc lasera. Gdy trzeba - tsunami.

I jeszcze myślę: papier, kamień, nożyce 🙂 Co akurat wygra może być kwestią okoliczności.

Chodziło mi o słuszną dumę. O wszelkie osiągnięcia, które budują wiarę w siebie. O których strasznie trudno mówić, bo tak wiele z nas zostało wychowanych: że chwalić SIĘ nie wypada 🙁. Że niech ci się coś (wysiłkiem) uda - to zaraz trzeba ci dać po głowie, "żeby się w głowie nie przewróciło". A potem - dziwnym trafem znika motywacja. Czasem warto sobie przypomnieć o własnych zwycięstwach i sukcesach.
halo, ja myślę, że to może nie kwestia wstydu a tego, że łatwiej być człowiekowi dumnym z czegoś co stawia sobie za cel i osiąga np. zakup mieszkania, konia, medal na zawodach. A trochę inaczej patrzy się na kwestię radzenia sobie w życiu z problemami: walka z chorobą i inne przeciwności, bez których człowiek wolałby się obejść niż być z nich dumnym.
Ktoś z boku może podziwiać tego kto wygrał np. z rakiem. Ale chyba tylko sam chory wie ile go ta walka kosztowała i że nie było wyjścia, bo była tylko jedna droga.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się