melehowicz, kiedyś tak było, że nawet jak weci się średnio lubili, to gdy jeden jechał na urlop to odsyłał swych klientów do kolegi. Moja koleżanka nadal tak robi i gdyby nie jej zdalna pomoc nie miałabym już malca.
Tylko nie o to chodzi abyśmy mieli 30 wetów od szczepień a żadnego do nagłego przypadku. Bo jak się wszyscy wyszkolimy to będzie grono znachorów, którzy już nie będą potrzebować tych 30 wetów do szczepień.
Nie miałam wcześniej podobnych doświadczeń, 2 wetów ściągnęłam w Boże Narodzenie nawet, ale kilkanaście dni temu Argo poszedł na nową łąkę, pogoda ze skokami ciśnienia i temperatury - taka kolkowa. No i nażarł się trawy po korek, trawa sfermentowała, zagazował się. Ściągnęłam go do boksu, mesz zjadł i nie wykazywał jeszcze żadnych objawów, natomiast kolacji już nie ruszył. I widzę, że go męczy, że wzdęty, flaki grają jak orkiestra dęta. Wzięłam go na plac, zrobił kupę, ale nieswój i chciałam, żeby ktoś go zobaczył. Był środek tygodnia, zaczęłam dzwonić przed 22-gą. Mój weterynarz nie odebrał (okazało się później, że wyciszył telefon, bo usypiał wnuczki i padł w kimono razem z nimi). Moja druga wet na wyjeździe, ale odebrała i starała się pomóc. Obdzwoniłam wszystkich wetów specjalizujących się w hipiatrii terenowej, wyjazdach interwencyjnych, etc. Ponieważ nie był to skręt i sytuacja nie wyglądała poważnie (temperatura, tętno, oddechy jeszcze w normie), nie rozważałam jazdy do kliniki (na szczęście zestaw jest na miejscu), ale chciałam czuć się spokojna, że ktoś przyjedzie, poda leki i potwierdzi, że to tylko zagazowanie. Obdzwoniłam w sumie 30-stu weterynarzy, z czego 5-6 odebrało telefon. Nikt nie przyjechał. Niektórzy podawali kontakty do współpracowników. Jedna pani doktor powiedziała, że ma do mnie 1,5h i gdyby się pogorszyło to jest w stanie podjechać. Ale stwierdziłam, że skoro nikt z okolic się nie pojawi nie będę czekać aż się pogorszy. Na szczęście mamy w stajni leki. Podałam Pyralgivet - koń się poczuł lepiej od razu po wbiciu igły. W międzyczasie zrobił drugą kupę. Wiadomo, w cięższym przypadku pakuję konia i wiozę do szpitala, ale ta sytuacja nie wymagała takich działań. Stajnia pod Wrocławiem, gdzie mamy dostęp do wielu weterynarzy i blisko klinikę.
Mi się zdarzyło dzwoniąc w środku tygodnia, gdzieś o godzinie 15/16 usłyszeć, czy ta kolka tak na serio, bo "mi się nie chce z domu wychodzić". Czekałam 3h na innego weta, aż dojedzie z interwencji. Na szczęście koń był tylko przytkany słomą (nażarł się takiej pociętej, pazerny zwierz), bez hardcoru. Nie miałam leków, ani nie miałam ich jak na szybkości ogarnąć.
Zawsze starałam się być miłym klientem, nie dzwonie w Wigilię. Jak koń kuleje, ale noga nie odpada to też załatwiam to na spokojnie, zawsze rozumiem przesunięcia, pilne sprawy, nie raz asystowałam gratis przy obcym koniu, żeby potrzymać, pomoc z opatrunkiem itd. No i niestety, nie zawsze to wraca 😒
Też potrafię dużo zrobić, ale czasem zwyczajnie albo nie mam leków (bo kto przy jednym koniu je trzyma, przecież to się terminuje), albo sprzętu, albo potrzebuje kogoś jednak mądrzejszego w temacie.
Frans, - rozumiem żal i ściskam, dużo zdrowia dla malucha.
Frans, Wszelkie "wyszkolenie" być może ratuje konia ale jest nielegalne i raczej oceniam negatywnie. Im więcej takich Zosi-samosi tym mniej wetów w okolicy i to się poszerza. Jak jest zarobek to jest i wet. Jak zaczynałem przygodę z końmi to na operacji kołki miałem 7 godzin jazdy, teraz w obrębie 2.5 gidziny mam dwa szpitale do wyboru. Ale nadal mnie wkurza, że wet od rozrodu nie pracuje w weekendy a na najówkę wyjeżdża na urlop.
melehowicz, dlatego wzywałam jeszcze 2tyg temu weta do szczepień mimo, że wychodzi 2x drożej i pytałam czy przyjedzie wrazie potrzeby.
Poprzednia wet mi powiedziała wprost, że tylko inseminuje i nie przyjedzie- to było uczciwe.
Oczywiście, że nielegalne ale jak nikt nie przyjeżdża to co zrobić?!!! Szukanie w ościennych województwach też nie pomaga, bo jak espana napisała na tyle telefonów tylko 6 odebrało a i tak nikt nie przyjechał.
Do tego stan zdrowia malca uważam za pokłosie zasuszania klaczy po źrebaku bo wet nie widział 8 mies ciąży - nie grzmiałam itp tylko uważam, że każdy ma prawo do pomyłki ale sądziłam, że skoro zachowałam się w porządku to z drugiej strony też tak będzie.
Walczę o malca bo nie puszczę go tak łatwo za tęczowy most.
Frans, Jak w każdym zawodzie jakość usług bywa różna. Niedawno na FB ktoś wzniwoł tekst wetki o tym jsk to hodowcy nie płacą, nie ogarniają swoich koni, nie stosują się do zaleceń itp. Zapewne można się zgodzić, ale też i oburzać.
W DE u mnie w okolicy jest co miesiąc nowa rozpiska który wet ma dyżur w razie nagłych wypadków o każdej porze dnia przez tydzień. Jest tych wetów kilka, więc wypada im taki dyżur raz na kilka tygodni. I wtedy nie ma problemu żeby przyjechał nawet w środku nocy.
Frans, Wszelkie "wyszkolenie" być może ratuje konia ale jest nielegalne i raczej oceniam negatywnie. Im więcej takich Zosi-samosi tym mniej wetów w okolicy i to się poszerza. Jak jest zarobek to jest i wet.
melehowicz, ale ja nie mowie o unikaniu opieki weterynaryjnej. Jak mam miesiac bez faktury od weta na 1000+ zl to sie ciesze, zdarza sie moze jeden w roku. Mowie o tym, zeby umiec sobie poradzic jak nikt nie chce przyjechac. Czasami ratuja weci od krów, ale u nas np nie przyjada do goracokrwistego konia, do grubego tak. Najblizszy taki, ktory wiem, ze przyjezdza (o ile moze i mu pasuje) jest 50 km dalej.
melehowicz, - wiesz co, tylko nie można wszyskich klientów traktować per noga, bo Iksiński nie zapłacił. Jest kupa ludzi, którzy płacą w terminie, konie mają wychowane top, ogarniają jak trzeba, a mimo to z weterynarzem czy kowalem problem.
Jeśli ktoś jest stałym klientem, jest wyrozumiały, a zostaje olany w potrzebie, to nie jest to fair. To jest wykorzystywanie uczciwości tej osoby.
Żeby nie było - mam na prawdę dobre doświadczenia z niektórymi wetami czy kowalami, ale no, błagać o wizytę przekładaną 8x też mi się zdarzyło... 🙄
Zosie-samosie nie powstają z wygody, a z konieczności. W sytuacji, gdzie ratuje zdrowie/życie zwierzaka mam w dupie legalność działania. Nie dam zdechnąć, nie dam cierpieć dla zasady. Wiele rzeczy się nauczyłam jak dostęp do weterynarza był marny. Sami zabierają sobie pracę podejściem do klienta i brakiem odpowiedzi.
Frans,Do tego stan zdrowia malca uważam za pokłosie zasuszania klaczy po źrebaku bo wet nie widział 8 mies ciąży - nie grzmiałam itp tylko uważam, że każdy ma prawo do pomyłki ale sądziłam, że skoro zachowałam się w porządku to z drugiej strony też tak będzie.
Walczę o malca bo nie puszczę go tak łatwo za tęczowy most.
Kurde to by było trochę dziwne, przecież każda klacz się zasusza, u jednych idzie łatwo u innych opornie.
Napiszesz o nim coś więcej?
Iskra de Baleron, po prostu kobyła po źrebaku, który podsysywał ją do 8 mies życia ale z racji ponownego zaźrebienia odstawiłam małą bez zmian źywieniowuch bo klacz zaczęła tracić na wadze.
Miała epizod gorączki i duszności(zasiorbała coś nosem) wezwałam weta, nikt nie przyjechał. Dopiero na 3 dzień od incydentu był wet i stwierdziła brak źrebaka. Więc zmieniłam jedzonko z białkowego na lżejsze i klacz odmawiała jedzenia treściwego a cyce nabierały. Po niecałym mies klacz miała matową sierści, schudła a brzuch rósł. Więc wezwałam wet i tym razem źrebak był na miejscu.
Nie mam o to żalu bo jesteśmy tylko ludźmi i każdy może się pomylić. Ale przykre, gdy w innej stajni padły słowa, że mam klacz zaniedbaną i dobrze dla niej, że poroniła. A potem wet nie przyjechał mimo zapewnień, że mogę liczyć na pomoc.
Edit. W okolicy jest sporo wetów, których ludzie gloryfikują a ja jakoś wiecznie się zawodzę.
Hitem była lekarka, która miała uwagi do ogiera jakim kryję, że po co mi taki dobry źrebak, lepiej czymś z okolicy.
karolina_, Nie bierz tego osobiście. Każda strona na swoje racje. Ratowajue konia to rzecz bezdyskusyjna (powtarzam to zdanie). Sam zdaję sobie sprawę, że igram z losem nie mając całodobowej opieki weta i samemu mając mocno ograniczone wątpliwości. Zawsze w takich dtdkusjscv jest wytłumaczenie/usprawiedliwienie dla takiego czy innego zachowania każdego z uczestników tego kontraktu . Tu jest rola związków hodowców, samorządów powiatowych a może i dla rządu by wprowadzić takie uregulowania by opieka była całodobowa.
A kto za to zapłaci i kto to ma robić?
W wielu dużych miastach brakuje całodobówek dla małych bo nie ma kto tego robić, pomimo tego że ilość pacjentów i rentowność jest nieporównywalna.
Za ile wy (o ile w ogóle) siedzielibyście w weekend na dyżurze w swojej pracy?
ogurek, czy weterynarz od koni wybierając zawód ma nadzieję na pracę od 8 do 16? Przecież nienormowane godziny pracy, praca w weekendy, święta i w nocy są niejako wpisane w charakterystykę tego zawodu. Jeśli ktoś nie ma ochoty robić nadgodzin, siedzieć w weekend na dyżurze w swojej pracy, etc, wybiera inny zawód lub zmienia pracę. Od kiedy zawód weterynarza przestał być powołaniem? Albo od jakiej kwoty znów zaczyna nim być? karolina ma problem ze wskazaniem miesiąca z rachunkami od weta poniżej 1000 zł, ja też - a w przeciwności do Karoliny mam tylko 1 konia. I wołam do każdej bzdury i płacę za to bez mrugnięcia okiem. W zeszłym roku w maju mój wet, z którym współpracuję już 35 lat, na którego zawsze mogę liczyć, przyjechał bo marudziłam, że temperatura skoczyła (inny by nie zauważył, koń wesoły, normalny, z apetytem), jakoś nie chciałam czekać do kolejnego dnia, jak się sytuacja rozwinie, więc poprosiłam o przyjazd. Był środek tygodnia, późno, raczej po 21-wszej. Dał w żyłę, zostawił saszety z antybiotykiem. Na drugi dzień śladu po infekcji. Rachunek ponad 1200 zł. Zapłaciłam z uśmiechem na ustach, bo przyjechał do nieistotnej sprawy, nigdy tego nie komentowałam, nie obrażałam się, nie zmieniałam z tego powodu weta. I nadal wzywam, i nadal mogę liczyć. I byle tylko takie przyjazdy się zdarzały. Zapłacę ile trzeba. Może Ty ogurek, określ swoją stawkę, za ile Ci się zechce - zaręczam Ci, że to klepnę i będę spokojna wiedząc, że jest ktoś, na kogo można liczyć w niedzielę.
ogurek, są kliniki całodobowe. Problem jest taki, ze jest ich za mało i są bardzo nierówno rozmieszczone w kraju. Niedawno utworzyła się nowa klinika, obejmujaca Pomorze i Warmińsko-Mazurskie. I bardzo dobrze, bo kiedyś jechało sie stamtąd go Gniezna albo Warszawy i nie zawsze kon zdążył. Natomiast dla południowo-wschodniej Polski nadal Sluzewiec jest najbliżej, a to kilka godzin jazdy. Nie trzeba wynajdywac koła na nowo i tworzyć nowego systemu opieki całodobowej, tylko rozciągnąć geograficznie to co jest.
ogurek, Moim zdaniem nie ma mowy o wynagrodzeniu za dyżur.Wykonujesz zawód weta na terenie danego powiatu to jedną nockę w tygodniu musisz być gotowy do pracy a kasę dostaniesz jak ktoś cię wezwie do zwierzaka. Jak podejmujesz się rozrodu to pracujesz od lutego do lipca 6 dni w tygodniu. Tak by to mogło wyglądać przykładowo. Pracuję w państwowej firmie, od marca do września mam jeden tydzień w miesiącu kiedy przez całą dobę muszę być gotów na wezwanie, czyli trzeźwy i dostępny z domu z własnym autem, równocześnie wykonując wszystkie obowiązki związane z zakresem zatrudnienia.
ogurek, jak kto zapłaci? Klient przecież płaci.
Ja pracuję w weekend jak trzeba coś zrobić, ale przecież nie każdy, sporadycznie.
Pracuje w korpo, robię jak jest jakiś termin, a najwyżej sobie odbiorę w tygodniu te godziny jak potrzebuję coś załatwić. Nic dodatkowego za to nie ma. Nie robię z tego wielkiego halo.
Tak samo jak pracuję czasami wieczorami, bo mam telco z innymi regionami, to przecież nie bedzie tak że zawsze oni sie dopasują do mnie, czasami ja do nich, czasami amerykanie mają oczy na zapałki. Nikt też nie robi z tego halo ani nie ma za to płacone.
espana, powołaniem i miłością dla zwierząt nie utrzyma się rodziny ani nie wychowa dzieci, a czas na życie tez trzeba mieć
nie bez powodu jest to zawód w topce jeśli chodzi o liczbę samobójstw...
Widocznie skoro lek weci są w stanie pracować 8-16 i się utrzymać to znaczy, że wciąż jest ich po prostu za mało
Pati2012, nie o tym pisałam. System pracy niejako wpisany jest w ten zawód, zawsze można wybrać pracę w gabinecie dla małych zwierząt od do.
Znam statystyki, mam w rodzinie weterynarzy od małych zwierząt, od zwierząt egzotycznych, niestety również znam osobiście przypadek hipiatry z naszej wrocławskiej uczelni, który sobie nie poradził 🙁
Z drugiej strony - wszyscy znani mi lekarze weterynarii - Ci od koni, bo tych znam najlepiej, są dużo lepiej sytuowani ode mnie. Finansowo nikt z nich nie narzeka.
ogurek, ja cię przepraszam, ale ja pracuję w weekendy, wieczorami. Jak są terminy podatkowe czy sprawozdaniowe to niewiele śpię. Jak wybierałam zawód to wiedziałam, że między 10 a 25 każdego miesiąca praktycznie nie istnieje możliwość urlopu. Że praktycznie nie istnieje - jeśli chcę prowadzić własną firmę - coś takiego jak godziny od do. Jeśli ktoś wybiera zawód weterynarza a potem specjalizację z koni i uważa, że będzie pracował "od do" to oznacza, że logika kuleje. Szczególnie, że weci od koni to jednak wywodzą się w 98% z ludzi z jeździectwem mocno związanych.
I odpowiadając na twoje pytanie - ja zapłacę dowolną kwotę w momencie zagrożenia życia mojego zwierzęcia i zdarzało mi się płacić kosmiczne pieniądze za psa bo na cito. Ale nigdy chyba nie spotkałam się przy psach z taką bezradnością jak pewnego razu przy koniu. Klienci płacą i nie dyskutują - nie spotkałam się od dawna z nikim w moich stajniach kto by dyskusował z cenami a te są serio momentami wysokie. Uważam, że za takie nagłe sytuacje trzeba zapłacić konkretnie. Tylko najpierw trzeba kogoś uprosić, żeby przybył - bo na słowo "kolka" to baaaardzo pusto dookoła.
edit ogórek, jeśli w mojej okolicy, w promieniu 50km jest paru wetów to jak by każdy wziął jeden weekend dyżuru to by wyszło raz na 2-3mies, albo chociaz jeden dzień. A przecież za usługę świąteczną/nocną jest dopłata i sądzę, że taki wet nie byłby stratny.
Do mnie wet dojeżdża teraz codziennie a czasem jest 2 razy dziennie, nie koński ale jest i nawet w ciągu dnia potrafi zadzwonić z pytaniem jak sytuacja.
Choć jest na emeryturze to stwierdził, że sumienie mu nie pozwoliło mnie zostawić samej z oseskiem przelewającym się przez ręce i w głowie mu się nie mieści podejście młodych.
W Szczecinie nie ma całodobowej opieki weterynaryjnej dla psów i kotów, a wy tu dywagujecie o całodobowej dla koni 🤣 nie wiem czy w ogóle w zachpomie jest chociaż jeden wet przyjmujący całodobowo. Zapotrzebowanie jest, klienci znaleźliby się bez problemu, tylko jakoś nikt się nie pali do takiej pracy. Co mnie wcale nie dziwi, sama się kopię od lat czy nie pójść na wetę, już mam składać papiery, a dostaje w pysk jakimś nagłośnionym przypadkiem czy historyjką i odechciewa mi się, bo wraca świadomość, że to byłaby moja codzienność. Nie bez powodu grupa o najwyższym wskaźniku samobójstw to weterynarze właśnie.
ogurek, Moim zdaniem nie ma mowy o wynagrodzeniu za dyżur.Wykonujesz zawód weta na terenie danego powiatu to jedną nockę w tygodniu musisz być gotowy do pracy a kasę dostaniesz jak ktoś cię wezwie do zwierzaka.
Powiedz to pracownikowi albo PIP
mindgame, takie dyżury kiedyś istniały. Ułatwiały też życie - bo w razie czego było do kogo odesłać w nagłym przypadku i wiadomo było, że się nie zostawia konia bez opieki. Kilka lat temu koleżanka wetka mówiła, że część z nich chciało powrócić do tego systemu ale się nie udało bo "młodzi" im powiedzieli, że nikt im nie będzie dyktował kiedy mają pracować.
Kiedyś też było w dobrym tonie - jak się wyjeżdżało na urlop - pogadać z kolegą, żeby przejął w razie nagłych akcji pacjenta. Często jak vet nie mógł to sam dzwonił po kolegach - bo szybciej od niego odbiorą niż z nieznanego numeru. Teraz raczej usłyszysz - no nie wiem nie wiem kogo by można... Ja mam czasem takie wrażenie, że jako właściciele koni to powinniśmy tylko TUV-y robić a potem już nie zawracać głowy. Ewentualnie jakieś takie rzeczy typu usg, rtg czy ostrzykanie. Broń boże jakiś problemów kolkowych, nagłych gorączek itp bo one są zawsze w niewłaściwych godzinach.
ogurek, no więc tak jak pisze melehowicz za samo bycie na dyżurze nie dostaje się wynagrodzenia, tylko za pracę wykonaną na tym dyżurze. Jest to określone w Kodeksie pracy, więc PIP czy pracownik nie mają za dużo do gadania 😉
Frans, pytałam o źrebaka, napisałaś że walczysz o niego i podejrzewasz że jego stan może być pokłosiem diety.
Dlatego poprosiłam żebyś napisała o nim coś więcej 🙂
Urodził się słaby? Czy choruje?
Ollala- na taki układ nikt nie pójdzie, bo już sama dyspozycyjność i wynikające z niej ograniczenia powodują, że chętnych nie ma i nie będzie. Ja w UK, za samą tzw. gotowość nocną miałam normalnie płacone, do tego procent od wykonanej usługi. Czasem to był 1 krótki wyjazd, czasem konsultacja telefoniczna, ale były porody i kolki, które kończyły się rano lub koło południa następnego dnia. Weterynaria dawno przestała być zawodem tylko z powołania, szczególnie przy kosztach i możliwości specjalizacji. To biznes jak każdy inny, gdzie finalnie liczy się to czy spina się budżet, jest kasa na życie i dalszą działalność. Jak ktoś ma wybrać oranie się w nocy z kolką za kilka stówek to jasne, że woli przyjechać na tuva czy iniekcje osphosem. Poza tym, wbrew pozorom, nie każdy wet podejmie się czy to leczenia kolki czy np. interwencji okołoporodowych. Coraz częściej weci wybierają takie specjalizacje, które pozwalają pracować w wygodnych godzinach, za godziwe pieniądze, z normalnym czasem dla rodziny, siebie itp. Jak wszędzie. Natomiast temat lokalizacji klinik- to moim zdaniem jest db punkt do dyskusji i obserwacji przez wetów, pod warunkiem, że realnie będzie na siebie zarabiać. Ostatnio na konfie dyskutowaliśmy, po co gdzieś tam klinika, mimo, że koni od groma, głównie zimnokrwistych i dotacyjnych, czytaj takich, gdzie właściciel nie jest chętny do wiezienia konia i wydawania sporych kwot i de facto leczenie na miejscu sprowadza się do dr czasu i modlitwy (niestety, takich miejsc jest sporo...🙁).