Koni nie trzeba z niczym oswajać. Trzeba Umieć jeździć i obchodzić się z koniem. A tego nie należy uczyć się na własnym młodym. A gdy się umie jeździć, to młodemu koniowi dobiera się odpowiednia zadania - i się jeździ.
No jasne, jazda wszystko załatwi. Koń boi się zastrzyków -pojeździsz i przestanie. Boi się sprayów- jazda na koń i możesz go psikać ile wlezie. Ale co zrobić, jeśli jeszcze nie można na nim jeździć? Jak go przekonać, że to, czym człowiek owija go wokół brzucha go nie skrzywdzi? Albo że jak łapie się go za nogę, to nie po to, żeby go unieruchomić i zjeść?
Nie, oswajanie? Jakie oswajanie? To przecież przesąd. Wystarczy jeździć i wszystko staje się ładne, proste i przyjemne. [/quote]
Trusia, może ja to niezbyt jasno edycyjnie zaznaczyłam, bo użyłam cudzysłowu zamiast typowego cytatu, ale słowa, do których się odnosisz należą do halo. No chyba, że źle zrozumiałam i nie do mnie odnosi się Twoja wypowiedź? 🙂
Jeździec uczy się z ziemi i z siodła pokonywać takie potwory. Na początku rozbija to na czynniki pierwsze i danego dnia zadowala zbliżeniem do potwora o 10 cm. Przy 50 potworze reakcje ciała (np. przytrzymanie łydką z siodła) stają się coraz bardziej zautomatyzowane i można koniowi uniemożliwić ucieczkę, po prostu zablokować go. Jeździec uczy się też różnych schematów zachowań- można się przybliżać i oddalać np. po kole albo dać koniowi na potwora napatrzeć, różne są pomysły, warto mieć ich wachlarz i pewność „wiem jak to zrobić, nie raz już dałam radę, jeśli sposób A zawiedzie, mam przecież inne do wyboru”. To daje pewność siebie, której na koniu nigdy dość.
Ja mam doświadczenia takie, że im mniej jeździec skupia się na straszydle tym lepiej. Moja kobyła panikara w momencie kiedy się czegoś bała to ja się na tym skupiałam, próbowałam podjeżdżać jak najbliżej, uspokajałam itp. efekty marne, bo koń się jeszcze bardziej nakręcał. Trener mnie opierniczył i kazał po prostu jechać. Nie zwracać uwagi na to czego koń się boi, tylko robota i do przodu, głowa konia w drugą stronę, łopatke zrobić czy coś i skupić konia, ale i SIEBIE skupić na robocie.
Kobyła była też zacięta jeżeli chodzi o sprey i do tego akurat do końca się nie przyzwyczaiła, ale to nie znaczy, że jej nie psikałam. Chciała zapierdzielać w kółko? Proszę bardzo, ja psikam dalej. Byle tylko sobie krzywdy nie zrobiła. Trochę się uspokoiła, choć wciąż robił na niej wrażenie. Ale nie czaiłam się... wchodzę i psikam i tylko trzymam żeby nie zwiała, potem nagroda i tyle.
Pamiętam też, że jak ją poznałam, to nie dawała sobie zakładać ochraniaczy i tyłów w ogóle nie zakładałam, a przody z dystansem. A jak ją kupiłam i przywiozłam i zapomniałam że tych ochraniaczy nie daje sobie założyć to po prostu je założyłam i tyle... ochraniacze, owijki. Dopiero potem sobie przypomniałam, że to przecież niebezpieczne było 😉
Robocop, to była wróżba 🙂 Wierzysz we wróżby? I tak, była po to, żebyś się ubawiła.
_Gaga, no i fajnie. Ja piszę jak ja robię, ty piszesz, jak ty robisz. U nas w stajni cyrki odstawia tylko jeden koń, ten ciągle traktowany "specjal", ten "niuniuś". A odstawiało cyrki wiele koni. Ja tak robię. Chcę konia popsikać - psikam. Odpowiednio postępując, ale nieodwołalnie. Myślisz, że aktualny młody to stał jak anioł? Pół roku jego poprzednia użytkowniczka bała się go spryskać.
I w końcu ci to napiszę. Opisując swoje konie nie opisujesz koni, które "tak mają" tylko konie znarowione. Konie, które tak się zachowują, nazywają się znarowione. Ktoś je znarowił. Rozumiem, że wiele osób może nie rozumieć o co mi chodzi, bo non stop kolor mają do czynienia z końmi znarowionymi, i uważają to za normę.
Napisałam z intencją, żeby koni znarowionych było mniej.
trusia, a po co koń ma nie płoszyć się taczek? Gdy człowiek nic od niego nie chce? To niech koń się płoszy, czego uważa. A jak koń ma nie płoszyć się taczek, bo np. ty go prowadzisz, to nie o taczki chodzi, tylko, żeby się PRZY TOBIE nie płoszył.
Ja również zgadzam się z halo i mówię to po prawie 3 latach z histerycznym folblutem, którego zgrzebło gryzło a woda zabijała. Odkąd przestałam się z nim cackać, a wszelkie 'panikowanie' zaczęłam gasić w zalążku nagle okaząło się, że jest jednym ze spokojniejszych koni ze stajni na myjce, przy czyszczeniu również da się stać choć z pewnością gdyby weszła pierwsza lepsza obca mu osoba i to jeszcvze niskiego wzrostu na pewno zacząłby cudować. Konie doskonale się uczą i wiedzą na co przy kim mogą sobie pozwolić, ale moim zdaniem najważniejsze postępować analogicznie jak w pracy chociażby z psami. Nie próbujmy czegoś konia oduczyć - uczmy go jak ma się zacohwać, uczmy go szacunku do naszej osoby i tego, że jeśli mówię, że ma stać to stoi i koniec nie ważne czy golę go czy psikam sprayem czy chłodzę wodą. Owszem, nie zawsze jest to łatwe, ale w tym kierunku staram się postępować i jak narazie to działa.
Trener mnie opierniczył i kazał po prostu jechać. Nie zwracać uwagi na to czego koń się boi, tylko robota i do przodu, głowa konia w drugą stronę, łopatke zrobić czy coś i skupić konia, ale i SIEBIE skupić na robocie.
Dokładnie- dlatego pisałam o pracy na kole obok czy wokół "straszydła", wspominałam też o ignorowaniu danego przedmiotu i przejeżdżaniu obok jakby nigdy nic. Praca, skupienie konia i siebie na wykonywanym zadaniu jest jedną z najskuteczniejszych metod z siodła.
halo,U nas w stajni cyrki odstawia tylko jeden koń, ten ciągle traktowany "specjal", ten "niuniuś". A odstawiało cyrki wiele koni. (...)Opisując swoje konie nie opisujesz koni, które "tak mają" tylko konie znarowione. Konie, które tak się zachowują, nazywają się znarowione. Ktoś je znarowił.
Po pierwsze przenigdy nie "niuniałam" koni - szczególnie tej klaczy (temperamentu i inteligencji po dziś dzień ma za trzech, więc w trymiga wlazłaby na głowę) Po drugie na na prawdę wiele wychowanych w koni - tylko ta jedna ma takie odpały... Znarowiłam jedną postępując tak samo ze wszystkimi? Ciekawe... Po trzecie - nie specjalnie rozumiem co masz na myśli pisząc , że opisuję swoje konie. Tylko z tą jedną klaczą jest kłopot przy psikaniu i zastrzykach. Pozostałe stoją jak trusie a nie zawsze i nie w każdej sytuacji stały...
trusia, a po co koń ma nie płoszyć się taczek? Gdy człowiek nic od niego nie chce? To niech koń się płoszy, czego uważa. A jak koń ma nie płoszyć się taczek, bo np. ty go prowadzisz, to nie o taczki chodzi, tylko, żeby się PRZY TOBIE nie płoszył.
halo, ty zawsze wszystko bierzesz tak dosłownie? Taczka to był symbol stracha.
Ja akurat wolę, żeby nie płoszył się też wtedy, gdy mnie nie ma, a nie tylko przy mnie. No ale właśnie, co kto woli.
Zapominasz o jednym:: że konie mają różne charaktery. Moja kobyła nie boi sie zstrzyków, psikania, wchodzenia do przyczepy itd. Ale ona taka jest, żadna w tym moja zasługa czy sposób obchodzenia się. Wałach natomiast boi się własnego cienia i trochę czasu zajęło mi oswojenie go z psikaniem czy zastrzykami (odczulałam go więc miałam jak oswajać z zastrzykami). Bardzo wątpię, czy byś mogła podejść i psikać, tak z marszu, zanim go przyzwyczaiłam.
Rozumiem, że uważasz, że jak koń wymaga oswajania wybiegającego poza to, co nazywasz obchodzeniem się, znaczy, że jest znarowiony?
_Gaga, mam w pamięci, że twój wałach z kolei co innego, ale też "tak ma". I nie znam osoby, która gdzieś, kiedyś, w czymś nie rozpuściłaby Swojego konia, to odróżnia te "nasze" od "innych" 🙂
trusia, ja tam wolę myśleć, że strachów NIE MA. Bywają chwilowe stresory. "Kulturalny" koń, niezależnie od charakteru ma "być naumiany", że przy człowieku zachowujemy się tak, a nie zachowujemy się siak. Nie da się konia odstresować, to z czasem zrobi życie, tzn. podniesie próg odczuwania stresu, ale da się nauczyć zarządzania reakcją na stres, że np. będzie to fuknięcie a nie - z dwururki i w długą. Nie zapominam, że konie są różne. Z jednymi łatwiej (mniej wymagają od człowieka) z innym i trudniej, ale Każdy koń ma być ułożony. Każdy. Jak nie jest, to albo jest młody/surowy (i cała praca przed nami), albo znarowiony.
Żaden koń nie wymaga "oswajania", ile razy mam pisać? Żaden. Każdy - spokojnego, stopniowego, przemyślanego, nieustępliwego postępowania z bezwzględnym nastawieniem "Nie ma że się nie da - da się! Nie ma to tamto, trzeba - to się robi". Przewidujący człowiek rozbije swoją pracę na czytelne etapy, ale opcji, że koń czegoś NIE zrobi - po prostu nie ma. Co nie znaczy, że warto zdzierać mózg i ciało, ręce i portki dla wszystkiego, co tylko się wymyśli. Natomiast gdy chodzi o bezpieczeństwo - to opcje są tylko dwie: albo rezygnujemy z danej sytuacji (jak się nie da to zawsze można konia oszołomić) albo koń MUSI tak a tak.
Każdy koń, który nie jest młody/surowy a wykazuje zachowania niebezpieczne to koń znarowiony. Tak, 10-letnia klacz, od 6 lat często chodząca pod siodłem, milutka bardzo, tylko "bardzo się płoszy w terenie, nic takiego nie robi, tylko chce zawracać do stajni, a mostek to zapomnij" nie jest "płochliwa" tylko znarowiona. Płochliwa to pewnie była za młodu.
Jak pisałam, praktycznie wszyscy mamy konie w jakiejś działce znarowione. Nie dlatego, że koń very specjal (niom, wszystkie są very specjal, każdy jeden: mój, twój, jej, ich... 🙂😉, tylko dlatego, że gdzieś kiedyś odpuściliśmy.
Używałam zawsze popręgu bez gum 100cm. Był tak na 3-4 dziurkę z prawej i się łapał na pierwszą z lewej. Teraz mam okazję kupić z gumami. Celować 100 cm czy 90?
marysia550, ja bym brała normalnie 100 cm. Chyba nie ma potrzeby, żeby na siłę gumy naciągać, by zapiąć 10 cm krótszy popręg 🙂
halo, No właśnie też się, tak zastanawiam - bierzesz pod uwagę indywidualne charaktery koni? Tzn, ja nie mówię o "lewopółkulowych ekstrawertykach... i innych -tykach" oraz o usprawiedliwianiu w stylu "bo ten koń jest bardzo wrażliwy i trzeba mu pokazywać jednego straszaka przez 30 minut", ale jednak chyba trzeba się zastanowić na ile dane zachowanie jest narowem, a na ile indywidualną reakcją...? Albo nie trzeba? tzn - ja tam ostatnimi czasy jestem zdania, że im mniej filozofii przy koniach, im więcej porządnej roboty - tym lepiej. No, ale jednak wszystko trzeba brać pod uwagę.
marysia550 100cm. Będziesz go mogła bez problemu poluzowac. Sankaritarina Właśnie ostatnio doszłam do bardzo podobnego wniosku z tą pracą. Tylko jeszcze kwestia, że to człowiek jednak musi wiedzieć jaka robota w danym momencie jest tą odpowiednią.
Sankaritarina, nie tyle "charakter" co typ układu nerwowego. Charakter u konia traktuję tak jak u ludzi: że to wypadkowa wrodzonych przymiotów (i "przymiotów inaczej" :hihi🙂, wpływu środowiska/doświadczeń i... pracy. Sonika, dokładnie tak. Trzeba mieć świadomość "momentu", typu konia, wpływu danych ćwiczeń. Trzeba mieć opanowaną w praktyce... metodykę szkolenia. I tu "taka sytuacja": dość przerażające, że dotychczas nie ma spójnej metodyki szkolenia/układania koni (nie licząc prób stworzenia takowej przez Pata i spółkę), że proste zasady "normalnego" jeździectwa (spokój, konsekwencja, autorefleksja, stopniowanie wymagań, dla żółtodzioba dojrzały koń etc.) są... wymagające - od człowieka, np. wymagają dużej samokontroli, samoświadomości, dyscypliny, zarządzania emocjami, że "świeżynki" jeździeckie uparcie nie chcą pogodzić się, że praktyki nabywa się w kontakcie z "łatwymi" końmi, i jeszcze trzeba mieć od kogo się uczyć (człowiek - mistrz, mentor). A potem są efekty, które nieodmiennie kojarzą mi się tak, jakby świeżą absolwentkę pedagogiki w... Wąchocku (tym z dowcipów) wysłać jako wychowawczynię i samodzielnego nauczyciela do klasy dryblasów w "Zamkniętym ośrodku wychowawczym" czyli poprawczaku. Tak wiśta wio. Bez stażu itp. Albo po prostu nastolatkę, bo "ona kocha młodzież".
halo widzę, że u ciebie szkolenie powinno opierać się na naturalu głównie. Niestety w Polsce nie ma się za bardzo gdzie uczyć. Zobacz jak wygląda większość szkolek jeździeckich. I takim sposobem mamy nastolatki które uważają, że posiadly gigantyczna wiedzę i którym rodzice( często też zbyt ambitni) kupują konia ( zazwyczaj młody, jakiś tam bo tańszy) bez doświadczenia i dzieją się rzeczy przeróżne. Od znarowienia do jazdy na jakichś wielokrazkach, pelhamach itp ludzi którzy nawet nie zdają sobie sprawy co robią. Albo właśnie podejścia, że "ten koń tak ma", może właśnie odwrotnie to WŁAŚCICIEL tak ma. I nie przekonacie mnie, że są konie których np nie da się opłukać wodą, które nie da się popsikac. To kwestia treningu, pracy, czasu i właśnie tej magicznej wiedzy właściciela, która zdobywa się zazwyczaj poprzez doświadczenie pod czyimś czujnym okiem, kiedy zawsze można zapytać, poprosić o pomoc. Ta magiczna wiedza nie przychodzi łatwo, to są często lata spędzone w stajni i to nie tylko w siodle.
halo, No, tak, można odnieść się do określenia "typ układu nerwowego" - w sensie, chodziło mi o taką indywidualną "cechę"/"typ" konia, którą/który można jakoś wyodrębnić i mnie tu pasuje określenie "charakter konia".
[quote="halo"]I tu "taka sytuacja": dość przerażające, że dotychczas nie ma spójnej metodyki szkolenia/układania koni (nie licząc prób stworzenia takowej przez Pata i spółkę), że proste zasady "normalnego" jeździectwa (spokój, konsekwencja, autorefleksja, stopniowanie wymagań, dla żółtodzioba dojrzały koń etc.) są... wymagające - od człowieka, np. wymagają dużej samokontroli, samoświadomości, dyscypliny, zarządzania emocjami, że "świeżynki" jeździeckie uparcie nie chcą pogodzić się, że praktyki nabywa się w kontakcie z "łatwymi" końmi, i jeszcze trzeba mieć od kogo się uczyć (człowiek - mistrz, mentor).[/quote] No tak, to prawda. Może to w jakiś sposób brutalne, ale... mnie się też wydaje, że do tak ogromnej samokontroli i samoświadomości.... potrzebna jest inteligencja.
I nie przekonacie mnie, że są konie których np nie da się opłukać wodą, które nie da się popsikac. To kwestia treningu, pracy, czasu i właśnie tej magicznej wiedzy właściciela, która zdobywa się zazwyczaj poprzez doświadczenie pod czyimś czujnym okiem, kiedy zawsze można zapytać, poprosić o pomoc. Ta magiczna wiedza nie przychodzi łatwo, to są często lata spędzone w stajni i to nie tylko w siodle.
No jak to? Przecież halo twierdzi, że nie trzeba żadnej pracy, żeby konia popsikac czy polać wodą. Wystarczy konsekwentnie czyścić kopyta, czy czesać grzywę, a potem babach - psikamy i każdy koń aż z rozkoszy przymknie oczęta. A jak nie, to znaczy że jest znarowiony.
(Nie wiem, jak z telefonu wstawić drugi cytat). Halo, nie wiem, ile razy powinnaš powtórzyć, że konie nie wymagają oswajania i że jak koń się czegoś boi, znaczy, że jest znarowiony. Mam wrażenie, że według ciebie należy to traktować jak wyrocznię. Ja pozwolę sobie nie zgadzić się ani z jednym ani z drugim.
Zapominasz o instynkcie: instynkcie ucieczki i instynkcie walki. Lata hodowli tego nie wyeliminowały. Stąd śmiem wątpić, czy sposób obchodzenia jest w stanie całkowicie wyeliminować strach i że strach jest tylko i wyłącznie narowem.
edit: Nie mam na myśli, że nie ma koni, które zaakceptują najróżniejsze rzeczy bez mrugnięcia powieką, ale że nie u każdego konia codzienny kontakt z tym czy owym skutkuje akceptowaniem sytuacji nowych i eliminuje strach przed nowym.
Sankaritarina, nie jestem pewna. Znam sporo ludzi, którzy nie należą do błyskotliwych, ludzi typu "prostaczek" którym można pozazdrościć ręki do koni. Potrzebna jest dojrzałość i zdrowy rozsądek, nie inteligencja.
Różnica między charakterem a typem układu nerwowego jest dla mnie istotna. Na typ układu (np. szybkość reakcji, próg pobudzenia, trwałość reakcji) nie mamy wpływu, możemy jedynie "moderować", narzucać naturze kulturę 🙂. Charakter, wypadkową - można modelować. Typ układu nerwowego decyduje o preferowanym sposobie postępowania. Każdy koń jest inny, ale typów reagowania nie ma znowu tak dużo. Z każdym koniem w sumie robimy to samo (to samo do danego sposobu użytkowania). Od typu konia zależy JAK robimy te same rzeczy.
Sonika, strach nie jest narowem. Narowem jest uporczywe niebezpieczne zachowanie pod wpływem strachu. Nie wymagam od konia, żeby się nie bał nowości. Od żadnego konia. Ale od każdego wymagam, żeby obawy wyrażał w sposób... kulturalny.
Co do popregu to na 3-4 z prawej a z lewej przed jazda do 1 ale po podciagnieciu to tez okolo 3-4 od dolu. Ale nie bede kupowac krotszego i tak po przemysleniu kwestii siodlania brzuszastego hucula. W ogole uszczesliwianie na sile tymi gumami..
halo Ok, widzę palnelam głupotę. Podalas Pata jako przykład stąd mój wniosek. Dokładnie, ładnie ujelas, kulturalnie. Czyli np kwestia nie wchodzenia na człowieka cokolwiekby się nie działo, dobrze rozumiem?
trusiaPraca w sensie właśnie takim, że nie zaprzestajemy np czesac ogona bo konik tego nie lubi, ale nadal go konsekwentnie czeszemy, bawimy się np zaplatamy itp. I właśnie zachodzi to twoje babach 🙂 Ja to nazywam magią, bo dla kogoś z boku tak to wygląda.
Sonika, w sumie można by się pokusić o ustalenie bazowych zasad końskiego savoir-vivre'u 🙂 Na pewno szanowanie przestrzeni człowieka. Na pewno możliwość przestawiania każdej części ciała na żądanie. Na pewno chodzenie w tempie człowieka. Itd. Oczywistość jest względna, bo z różnych względów NIE CHCE nam się pilnować. Robimy wyjątki "bo". Albo i nie mamy pojęcia o pojęciu.
Czym najlepiej posmarować końskie nogi i grzbiet po treningu? Czy tylko te części? Zwykle zlewam nogi i plecy konia wodą, ale może są jakieś lepsze sposoby? Wcierka chłodząca, wcierka absorbiny?