Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje

tatsu, rzadko w stajniach konie sa wołane imionami, które mają w papierach 😉 🙂




To prawda, chyba nie znam żadnego konia, do którego właściciel mówi paszportowym imieniem... Jak sobie wyobrażam, że mojego Młodego miałabym wołać per Call me surprise, to podziękuję, postoję 🤣 A jak konie pójdą dalej, to co? Indianka zawinie tarabany i pogna nękać nowego właściciela czy rozbije namiot pod stajnią? Ona tych koni po odpasieniu nie rozpozna, więc nerwy na wyrost. Jak dla mnie Desire i dla nienarodzonego Dance Girl/Boy to must-have! Cudne imiona.
No to ja chyba żyję w innym świecie 😉, bo właśnie odwrotnie, bardzo sporadycznie słyszałam jak właściciel woła na swojego konia inaczej niż ma wpisane w paszport. Fakt, jeżeli imię było jakieś długie, lub kilku członowe, to najczęściej było to zdrobnienie, lub któryś z członów imienia. Ja do swojej mówiłam normalnym imieniem paszportowym, najwyżej zdrabniałam. Do kucki teraz tez mówię tak jak ma na papierze, no chyba że najdzie mnie wena i leci niunia, dziubuś, franca, wredota i coś tam jeszcze w zależności do okoliczności. 😁
dea   primum non nocere
06 czerwca 2019 23:06
No bez przesady z nie rozpoznaniem. Przecież to srokacze. Akurat wzór srokacza widzianego kilka lat za oknem (nawet takim bez szyb 😉) raczej łatwo rozpoznać. Inna sprawa, że najpierw trzeba wiedzieć, gdzie on jest. Dopóki nowy właściciel nie będzie sam trąbił w necie, że posiada któreś z tych zwierząt, to skąd niby ma być wiadomo dokąd pojechały i co w tym zmienia znajomość zmienionego imienia? Przecież kobieta nie ma podsłuchu na cały świat albo siatki szpiegów, którzy nasłuchują, czy ktoś gdzieś idzie z siatką marchewek, gromko krzycząc Niesoooobiaaa!

EDIT. No chyba, że ktoś przewiduje starty w sporcie. /CIACH - nazwisko osoby niesobia/ 🤣
 To, że obywatel niesobia ma zamknięte usta, nie znaczy aby go wywlekać z imienia i nazwiska, gdy nie może się wypowiedzieć. Poza tym RODO... niesobia może sobie nie życzyć wywlekania jego danych...
trusia może to i chowanie głowy w piasek, ale nie każdy przyszły opiekun tych zwierząt będzie miał tak stalowe nerwy, jak Ela i Niesobia, po których wszelkie donosy i bluzgi spływają, jak po kaczce, a jeszcze mają z tego świetną zabawę. Nie każdy ma tak twardy zad, żeby się kopać z koniem. I właśnie dlatego padła propozycja nie podawania na forum publicznym tego do wiadomości. Czy to dobrze, czy źle - okaże się w przyszłości.


A niby w jaki kreatywny sposób by miała dotrzeć do nowych właścicieli? Nazwisko, adres – to nie są dane, którymi się swobodnie rzuca. To, co piszesz, to nawet nie asekuranctwo, a nad-asekuranctwo.

Nie nawołuję do podania tych imion do szerokiej wiadomości, w gruncie rzeczy jest mi to obojętne. Ale takie chronienie „na wszelki wypadek” swojego tyłka* daje tylko duże pole do manewru osobnikom typu kreatywna, bo ludzie dla swojego świętego spokoju dają im święty spokój, co prowadzi do takich wynaturzeń, z jakimi mamy do czynienia u kreatywnej.


*Czy tyłek to wulgaryzm i kwalifikuje się do donosu, czy jeszcze na tyle akceptowalne, że na donos nie zasluguje?  Pytanie w związku z dyskusją oburzonych, ale także w związku z ostrzeżeniem, które otrzymała dea. Obywatel niesobia nie kryje, jak się nazywa, jego nazwisko występowało już w tym wątku (z tego wątku dowiedziałam się, że niesobia i A.D. to jedna i ta sama osoba), jest na RRdS i naturalnie na bloguniu.   
desire no właśnie zawsze konie były wołane tak, jak stoi w papierach. Z trzema końmi się tylko spotkałam, które były wołane per np. "Ruda" od kasztanowatej maści. Ewentualnie zdrobnienia były w użyciu. No ale ja się nie obracam w stajniach sportowych, gdzie są konie nazwane np. "Never say never" 😉

Dance Girl ależ ja doskonale wiem, że Indianka kreuje swoją rzeczywistość i tej kreacji później nie jest w stanie spamiętać. Bo żeby naprawdę kłamać, trzeba mieć solidną pamięć, żeby wszystkie swoje kłamstwa spamiętać i móc ich użyć w niezmienionej formie po raz któryś z kolei.

dea tu się z Tobą zgodzę, że akurat srokate konie są dość charakterystyczne i nawet po odkarmieniu nie będzie problemem je odróżnić od innych koni. Zwłaszcza, że się na nie patrzyło lat naście. I faktycznie - jeżeli nowy opiekun nie będzie trąbił na lewo i prawo, że ma pod opieką któregoś z tych koni, to łatwo się ich nie odnajdzie. A do sportu, to nie wiem, czy one się będą nadawać 🙁 Czy nadrobią wszystkie deficyty, których się nabawiły na Ranczo 🙁 No i czy odziedziczyły te miękkie pęciny po swoim ojcu...?

trusia widocznie jestem nadasekurancka. Każdy ocenia świat przez własny pryzmat. Tobie to nie robi różnicy i masz w nosie nękanie i pierniczenie się z upierdliwymi ludźmi. I tego Ci zazdroszczę. Niestety, praca jaką wykonywałam jeszcze rok temu zniszczyła mnie do tego stopnia, że nie mam ochoty na pierniczenie się z ludźmi w życiu rzeczywistym, tak twarzą w twarz. W Internecie, to co innego - mogę po prostu zignorować/zablokować daną osobę i mieć właśnie owy święty spokój. Cóż, przyznaję - jestem słaba.
I jak pisałam wyżej - jeśli przyszły opiekun nie będzie się chwalił, że ma konie Indianki, to są nikłe szanse, by udało się jej je wytropić. Aczkolwiek tego nie wykluczam. Nikt do końca nie wie, do czego tak naprawdę jest zdolna Indianka. A może z końmi będzie inaczej, niż z owcami i kozami? Może się zaweźmie na tyle, żeby jednak przebrnąć przez te śniegi, mrozy i zaspy, przez te grzązawiska i swoje konie odnajdzie i je uratuje z tułaczki? Któż to wie? 😉

Ech...
A mnie nadal szkoda Indianki.
I wiem dlaczego: mamy podobne marzenia. Z tym, że ona je właśnie zaprzepaszcza, a ja jeszcze ich nie zrealizowałam.
I stawiając się na jej miejscu robi mi się słabo. Bo nie wyobrażam sobie tego, że ktoś mi zabiera ukochane zwierzęta.
Wiem, że dla niej były tylko i wyłącznie źródłem mięsa i zarobku, że nie zajmowała się nimi tak, jakby się należało zająć... ale chyba jestem pod tym kątem niereformowalna 🙁
Naprawdę, dużo bym oddała, żeby móc mieszkać w takim miejscu, w jakim mieszka obecnie Indianka. I podobnego miejsca szukam... może nie z takim wielkim areałem, bo na początek, to o wiele za dużo, ale później.... kto wie? 😉
Ech, rozmarzyłam się :P
desire no właśnie zawsze konie były wołane tak, jak stoi w papierach. Z trzema końmi się tylko spotkałam, które były wołane per np. "Ruda" od kasztanowatej maści. Ewentualnie zdrobnienia były w użyciu. No ale ja się nie obracam w stajniach sportowych, gdzie są konie nazwane np. "Never say never"
To ciekawe, bo ja z kolei spotkałam się z tylko z jednym siwym koniem, na którego mówiono po imieniu. Wszystkie pozostałe byly nazywane siwa/siwy.  Byly warianty „duża siwa” i „mała siwa” (matka mojej czarnej mamby – to też nie imię paszportowe  😀)


Z innej parafii:

Niedawno w jakimś wątku (niestety nie pamiętam w jakim) była dyskusja, w czym kobieta może przyjść na wesele.  Grupa ludzi do krwi ostatniej broniła stanowiska, że nie można w długiej sukience, a niedopuszczalne kolory to biały, czarny i czerwony. 
Właśnie wpadł mi w oczy ten artykuł: jaka kiecka

Ja zgadzam się tylko z bialym – jest to kolor panny młodej. W tamtej dyskusji napisałam, że komuś wpadnie do głowy np. pomarańczowy i za jakiś czas pomarańczowy stanie się kolorem faux pas zabronionym przez savoir vivre. No i wykrakałam, ten proces się zaczął, oto co powiedziała pewna świadkowa (cytat z artykułu):
Na czarnej liście znalazły się wszelkie nasycone kolory, takie jak czerwień, żółć, zieleń czy kobalt. Odpadała również biała sukienka, wszelkie odcienie beżu i czerń.  ..... Myślałam, że szlag mnie trafi. Jak już udało mi się wybrać kreację o ładnym kroju i odpowiedniej długości, miała zły kolor.


Z tamtej dyskusji utkwiło mi w pamięci, jak jedna z osób na nie w stosunku do długiej sukni i czerwonego powiedziała, że dorośli ludzie nie wiedzą, jak się ubierać. Jak się okazuje, to nie kwestia dorosłości, a tkwienie w przeszłości
Czy faktycznie włożenie bieli na czyjś ślub jest nietaktem? Na to pytanie odpowiada nam specjalistka od savoir-vivre'u Ewa Miś. – Zasady etykiety faktycznie wykluczają biel i czerń jeśli chodzi o stroje gości weselnych. Są to jednak wytyczne wyznaczone wiele lat temu. W dzisiejszych czasach kolor ubioru nie ma aż takiego znaczenia. Liczy się przede wszystkim to, żeby wybrana przez nas kreacja była odpowiedniej długości i kroju – mówi ekspertka.
Na pytanie o to, co znaczy odpowiednia długość i krój, Ewa Miś odpowiada: – Długość taka, żeby nie eksponować pośladków. Krój na tyle skromny, by więcej ciała było zakryte niż odkryte.


Czerwony kolor, jak się okazuje, wcale nie jest wyklęty:
Wśród najczęściej wybieranych kolorów sukienek weselnych według bloga "Yes I Do" znajdują się wszelkiego rodzaju pastele. ... Równie dużą popularnością cieszą się odcienie czerwieni.

I zdrowo-rozsądkowy głos przyszłej panny młodej:
- Nie będę nikomu zabraniać zakładać ubrania, które mu się podoba i w którym dobrze się czuje. Ważniejsze jest dla mnie to, jak goście będą się bawić, a nie to, jak będą wyglądać. Przecież każdy wie, na czyje wesele idzie, więc nikt nie pomyli panny młodej z jakąś losową dziewczyną. Przestańmy robić cyrki – podsumuje Karolina.


Pozdrawiam wszystkie zwolenniczki podejścia Karoliny.  :kwiatek:  :emota200609316:
tatsu, źrebaki są na razie małe, jak urosną ona ich nie rozpozna. Tym bardziej gniadego a srokaty też nie jest charakterystyczny. Jeśli chodzi o klacze, to nie wiem do jakiego stopnia i w jak długim czasie jesteś w stanie odpaść konia startującego od 1 w skali. Wydaje mi się, że te kobyły co najwyżej będą się kiedyś (jeśli kiedykolwiek) nadawały na lekki spacer do lasu. Konie z takim marnym startem i takim marnym rodowodem jak te źrebaki to może się kiedyś do szkółki nadadzą. Jeśli sportem nazywasz tę dzicz kudłatą co jest czasem w niższych klasach na zawodach regionalnych i towarzyskich to może i się nadadzą. Nie chcę wyrokować, na razie niech rosną. W tej chwili cała piątka to chabety pierwszej wody.
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
07 czerwca 2019 09:39
tatsu  serio szkoda Ci kogoś kto stosuje tak konsekwentną przemoc w stosunku do zwierząt? -> głodząc je? skazując na straszliwą śmierć?

A tak z przymróżeniem oka: Indiana na wybory nie może dotrzeć z własnego okręgu, na rozprawy,  pisze o jakiś śpiączkach, napadach policjantów na drodze którzy mają za zadanie ją rozjechać 😉 A wy się martwicie że ona skoczy na drugi koniec Polski do swoich koni? 😉
zabeczka, w punkt, a wlaściwe w dwa punkty.

tatsu, ale dlaczego konkretnie jej żałujesz? Rozumiem, że masz takie same marzenie, a raczej podobne, bo przecież nie marzysz, żeby głodzić zwierzęta i się nad nimi znęcać. Więc dlaczego jest ci jej szkoda?

Nie rozumiem, jak można żałować sadystki.  Dlatego pytam. 
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
07 czerwca 2019 10:06
Żałowanie mordercy, że ma marzenia i je zaprzepaszcza na własne życzenie, no błagam- ja tak to właśnie widzę.
Nawet przez myśl by mi nie przyszło aby współczuć jej chociażby przez sekundę za to jakim bydlakiem jest/ była i zapewne będzie.
Te zwierzęta umierały w agonii, nikt im nie pomógł. Aż serce boli na samą myśl, w szczególności jak się posiada własne ukochane konie.
A tak z przymróżeniem oka: Indiana na wybory nie może dotrzeć z własnego okręgu, na rozprawy,  pisze o jakiś śpiączkach, napadach policjantów na drodze którzy mają za zadanie ją rozjechać 😉 A wy się martwicie że ona skoczy na drugi koniec Polski do swoich koni? 😉


żabeczka17, myślę, że masz rację, pani R. fizycznie nie ruszy tyłka w sprawie tych koni nawet o centymetr. Chodzi o to, żeby nie nękała w internecie ludzi do których te konie trafią do domów adopcyjnych.

W zasadzie teraz jest najważniejsze żeby pani Iza została skazana i nie wzięła sobie nowych ofiar. Jak zapewne wiesz, jest trochę ludzi, którzy z dużą dozą hipokryzji chcą się pozbyć niepotrzebnych im koni "na dożywocie" albo coś w tym rodzaju. Co raz tu przecież wybuchało, że ktoś oddał "na emeryturę" a zwierzę trafiało do rzeźni.
Nękanie w internecie jest mniej męczące, niż łażenie na policję i składanie pierdołowatych zeznań, które trzeba złożyć, w momencie kiedy ktoś złoży pierdołowatą skargę na nas. Wielu ludzi nie ma czasu na takie bzdety.
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
07 czerwca 2019 11:03
Dance Girl to prawda, trzeba mieć rękę na pulsie. 🙂
trusia co do kiecek... nawet nie wiedziałam, że na każdym weselu robię takie foux pas!  😲 Wybierałam zazwyczaj kolor czarny. A na poprawiny zieleń lub błękit. Oba dość nasycone. I nikt mi nie zrobił przytyków na ten temat...

Co do imion - widocznie są dwa światy 😀
W sumie koniowi chyba koło ogona lata, jak się go nazywa, póki w ręce wołającego jest coś smacznego :P

Dance Girl pisząc o rozpoznawalności, miałam na myśli dorosłe już klacze. Źrebaki, to już inna sprawa, bo one, jak to dzieci, dorastają i się zmieniają. A jeśli nic z nich nie będzie, nawet do rekreacji, to jeszcze mogą posłużyć za "kosiarki". Pożyjemy, zobaczymy. Na razie muszą dojść do siebie, a to nie jest tak "hop-siup". Zagłodzonego psa doprowadzaliśmy przez ponad rok do stanu normalności. Także wiem, że teraz tylko czas trzeba im dać, by spokojnie wróciły do jako takiej formy.

zabeczka17, trusia fakt, sama się sobie dziwię, że jest mi żal Indianki. Widzę, co miała, co z tym zrobiła i jak to zrobiła. Może ten żal, to bardziej dotyczy zaprzepaszczenia potencjału gospodarstwa? Nie samej osoby, a tych marzeń o posiadaniu ziemi w pięknym miejscu, szczęśliwych zwierząt, które będą pomagać w utrzymaniu gospodarki? Choroba to wie :/
W sumie po to też zaczęłam chodzić do szkoły dla dorosłych, by zdobyć zawód technika weterynarii, żeby móc się odpowiednio zająć swoją trzódką. Nie tylko w kwestii skarmiania, a też i w przypadkach skaleczeń, chorób, nagłych wypadków.
Wychodzę z ciut innego założenia: najpierw poznać co się da i nauczyć się jak najwięcej "na sucho", a potem dopiero zabierać się za chów zwierząt. Tak jest bezpieczniej dla zwierząt, a mniej stresująco dla mnie.

tunrida właśnie o takie głupie nękanie chodzi. W necie starczy zablokować natręta i mieć spokój, a na głupie oskarżenia trzeba odpowiadać, łazić po Komendach, sądach, pisać odwołania, sprostowania i co tam jeszcze... a nie każdy ma cierpliwość i siłę, by przejść nad tym do porządku dziennego.

I też się dziwię takiemu podejściu do sprawy odebrania zwierząt. Bo na blogu się odgraża, krzyczy, wyzywa, a jak przyjdzie czas rozprawy, to wymyśla tysiąc dwieście wymówek, by tylko nie dotrzeć na miejsce i na czas. Boi się? Bo to też mogą być objawy stresu: nagłe załamanie samopoczucia, wymówki etc. W sumie przechodziłam przez podobne stany, gdy musiałam pracować w okropnym miejscu, mój organizm reagował symulacjami chorób, by tylko nie trafić w miejsce, gdzie jest dla niego za dużo stresu.
Ale chyba bym się zmusiła do stawienia na rozprawach, gdybym wiedziała, że zwierzęta zabrano mi całkowicie niesprawiedliwie i bez wymaganych dokumentów.

Wybaczcie, ale próbuję zrozumieć każdego i znaleźć w nim choć odrobinę dobra, choć naprawdę w niektórych przypadkach (jak ten młody, co rozjechał z premedytacją psa) jest to szczególnie trudne i okazuje się wręcz niemożliwe.
Może jej wpisy na blogu powodują we mnie człowieczy odruch chęci pomocy? Bo niektóre są w miarę składne i sensowne i takie bliższe normalnemu zachowaniu...
Mogę to ująć tak: za nic w świecie nie wiem, czemu ją żałuję.
Widocznie mój mózg ma usterkę 😉 w ośrodku emocji.
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
07 czerwca 2019 11:18
tatsu  wybacz ale dla mnie niepotrzebnie dzielisz włos na czworo i szukasz czegoś czego w drugim człowieku nie ma. Trąci to naiwnością dziecka ofiary w stosunku do dorosłego kata. Wybacz, ale no takie mam skojarzenie.

zabeczka17 ależ nie ma za co przepraszać!
Sama wiem, że moje rozumowanie jest dziecięco naiwne i błędne w obliczu faktów. Ale, jak pisałam powyżej, mam chyba uszkodzony ośrodek emocji i dlatego szukam dziury w całym.
I chyba nic na to nie poradzę 🙁
A ja myślę że chodzi tutaj o coś innego, o to że tak naprawdę Indianka zmarnowała sobie życie, że przeprowadzając się na te mazury, mając taki potencjał koło siebie, po prostu to zmarnowała. Myślę że ona też miała marzenia, ale nie poradziła sobie, i zamiast wychodzić do ludzi, odgradzała się od nich coraz bardziej. Sama doprowadziła się do tego że jest chorą z nienawiści kobietą, która już nawet nie potrafi racjonalnie myśleć.
Dzień dobry 🙂

Tatsu - wiara w człowieka to oczywiście bardzo szlachetna cecha, ale... Chciałabym Cię zapytać, czy faktycznie w każdym człowieku tli się ta iskierka dobra? Czy można się jej doszukać w psychopatycznych seryjnych mordercach, zbrodniarzach wojennych, nawet w Adolfie Hitlerze? Bo jeśli nie, to obawiam się, że cała ta idea jest nic niewarta. A jeśli tak, to nie wiem - odważyłabyś się postawić tezę o iskierce dobra tkwiącej w Adolfie H., na forum rodzin ofiar holocaustu?

I żebym nie została źle zrozumiana - absolutnie nie porównuję groteskowej postaci pani I.R. zwanej Indianką do zbrodniarzy pokroju Hitlera - nie ta skala. Takie porównanie byłoby policzkiem nie tylko dla logiki. Chcę jedynie zauważyć, że jeśli teza Tatsu zawiera poważne "dziury", to zwyczajnie nie może być prawdziwa.
I nie jest to żadna naiwność, infantylność, ani "nieuleczalna wiara". To zwykły błąd poznawczy i wyznawanie ideału dla ideału. Poprawia samopoczucie, i prawdopodobnie daje fałszywe poczucie bezpieczeństwa w "tym złym świecie".

Przeczytałam te skany decyzji ws. odbioru zwierząt i wypowiem się na temat kóz, bo to mój "konik" 😉
Wyłysienia spowodowane wszawicą, grzybicą lub świerzbem - powód nieistotny, efekt z grubsza ten sam. Nie tylko powierzchowne dolegliwości (swędzenie i ból), ale przede wszystkim chora skóra, która nie jest w stanie wyprodukować prawidłowej okrywy włosowej. Zima, mrozy. Godzina za godziną, dzień po dniu, miesiąc w miesiąc te zwierzęta cierpiały, marznąc i głodując. W zamkniętym pomieszczeniu odpowiednia ilość przeżuwaczy jest w stanie ogrzać wnętrze na tyle, żeby temperatura utrzymywała się powyżej zera (w mojej koziarni zimą rzadko spada poniżej plus pięciu, w zimy łagodne to zwykle plus dziesięć). W indiańskich przewiewnych ruinach, te zwierzęta nie miały szans się ogrzać. Wyłysiała miejscami skóra, marny albo żaden podszerstek, marna pasza albo długie okresy jej braku (żwacz u kozy czy owcy to taki wewnętrzny piec centralnego ogrzewania, ale musi mieć "opał", by grzać). Ja na tym Ranschwitz nie chciałabym być nawet szczurem, a co dopiero kozą, owcą, czy koniem. I może dodam, że leczenie wszawicy czy grzybicy nie jest ani drogie, ani trudne, ani jakoś szczególnie długotrwałe, więc wystarczy chcieć. Chociaż nie, przepraszam, trzeba jeszcze karmić, bo zwierzęta niedożywione leczą się długo albo wcale.

Nie mam empatii dla zwyrodnialców. Jeśli chodzi o panią PsychoPatoRanczekę, to chciałabym, żeby istniała możliwość jej "naprawienia". Nieważne, leki czy psychoterapia, ważne by wiadro spadło z zakutego łba, i żeby ta pani zrozumiała ogrom krzywdy, jaką wyrządziła. Wtedy to tak, proszę bardzo, mogę jej współczuć, a nawet pomóc, ale chciałabym, żeby wyrzuty sumienia ścigały ją do końca jej dni. Mogłaby wtedy zrealizować swoje marzenie, zacząć od nowa, być człowiekiem. Jednak wyleczenie kogoś z narcyzmu graniczy z cudem, a sama heroina tej historii nie zwykła wyciągać ręki po pomoc inną, niż materialna (praca na jej roli to też pomoc materialna, było nie było, bo nie płaciła za nią).

Tatsu, jeśli umknęła Ci wymiana komentarzy na indiańskim blogu, widniejąca pod notką opublikowaną 26 maja, czyli nie tylko w dniu wyborów do parlamentu europejskiego, ale również w Dniu Matki, to w skrócie: ktoś napisał, że skoro Indianka nie jest już bezwzględnie uwiązana na gospodarstwie (bo nie ma zwierząt pod opieką), to może odwiedziłaby swoją matkę, która na pewno za nią tęskni, a z brata chyba nie ma żadnego pożytku. Odpowiedź Indianki (to nie jest cytat, tylko streszczenie): teraz to ja się muszę zająć sobą, nauczyć się egoizmu. Oraz dalej, coś o tym, że brat wyremontował jej dwie łazienki, i to jest duży pożytek.

Zauważyłaś coś dziwnego? Ona nawet nie pomyślała o tym, że chodzi o pożytek jaki ma z niej i jej brata ich matka, nie. Ona pomyślała o sobie i o swoich łazienkach. Egoizm to jej drugie imię. Kiedy Kamyk latał za nią z siekierą, czy inną piłą, kryła się po piwnicach i wydzwaniała z płaczem do matki, bo potrzebowała jej wsparcia. Kiedy trzeba było pieniędzy, brała od matki, która jest chyba na rencie. Siedemnaście lat. Na wybory do Gdańska leciała umalowana i pełna genialnych pomysłów, bo tam mogła "zabłysnąć", ale do matki, która być może nie zdąży już córki nigdy w życiu zobaczyć - nie może. Nie chce. Musi zająć się sobą.

Jak to śpiewał kiedyś Kazik - "nie ma litości dla sk****synów". Nie ma iskierki dobra w Indiance. Są tylko dobra, którymi chciałaby się otaczać, posiadać, mieć, pysznić się nimi i wykazywać. Oraz, jak to pisał Brzechwa (całkiem jakby znał kiedyś jakąś Indiankę):

"Zdolna jestem niesłychanie,
Najpiękniejsze mam ubranie,
Moja buzia tryska zdrowiem,
Jak coś powiem, to już powiem,
Jak odpowiem, to roztropnie,
W szkole mam najlepsze stopnie,
Śpiewam lepiej niż w operze,
Świetnie jeżdżę na rowerze,
(...)"

Tatsu, na podstawie Twoich wypowiedzi trudno nie dojść do wniosku, że jesteś dobrym człowiekiem. Ale nie, nie masz "uszkodzonego ośrodka emocji", tylko chcesz wierzyć w gruszki na wierzbie i na wszelki wypadek nie patrzysz zbyt pilnie w jej gałęzie 😉 A ja się nie mogę doczekać werdyktu sądu i mam nadzieję, że tym razem wymiar sprawiedliwości nie zawiedzie.

Koza Bez Powroza
rtyuiop amen, wszystko w temacie, totalnie się pod tym podpisuję :kwiatek:
dea   primum non nocere
07 czerwca 2019 22:06
Hahaha ale bajer, po tylu latach dorobiłam się ostrzeżenia 🤣 no widzę, że tu ostre emocje panują 😉 nic nie mam do osobnika uciszonego (strach nawet nickiem kogoś nazwać 🙂😉, nie miałam na celu go obrazić, a użyłam jego osoby, gdyż sam się nabijał, że uratowane chabety będą przynosić mu kokosy. Chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie uważa, że ten tekst o sporcie był na serio. Nazwiska nigdzie nie wyszperałam, padało tu wiele razy. Spoko, sypię głowę popiołem, narazić się RODO, to prawie jak narazić się skarbówce. Choć coś mnie troszeczkę kusi, żeby poszukać ile osób wymieniało Indiankę z imienia i nazwiska i czy wszyscy "już siedzą" 🤣 Spoko, nie mam na to czasu ani chęci, tak sobie tylko oczko puszczę 😉😉😉

Możecie mnie teraz uciszyć za brak załamania ostrzeżeniem i rozbawienie, jawnie sugerujące brak szacunku do modów 🙂
rtyiuop, fajnie, że ktoś znający się na kozach się wypowiedział konkretnie. Strasznie żal tych zwierząt. Jak byłam nastolatką to mieliśmy w stajni owce i kozy. W sumie sympatyczne to były zwierzęta jak się je poznało bliżej. W sumie konie trochę nam przesłoniły to, że reszta zwierząt tam cierpiała.

Ja co do pani Izy nie mam złudzeń. Uważam, źe jest niereformowalna. Poza tym, w jej wyprowadzce z miasta na wieś na drugim końcu Polski nie musi być nic romantycznego. Może po prostu zwiała na te Mazury i tyle. Nie moja sprawa zresztą.
rtyuiop w każdym. Nawet w Adolfie Hitlerze. W każdym z nas są pobudki szlachetne i podłe, ale świat ocenia skutki, nie przyczyny.

Ja ten żal myślę że rozumiem. Nie mylmy pożałowania kogoś ze współczuciem bo to nie to samo. A choćby dlatego jej żałować jako człowieka, że robi co tylko potrafi by odruchy ludzkie porzucić. To jednak skłania do zastanowienia się nad człowieczeństwem jako takim. Kiedy i jakie okoliczności sprawiają że porzucamy cechy z których byliśmy dumni, i zachowujemy się tak, jak ludzie którymi gardzimy. W sytuacjach szczególnie skrajnych każdego da się sprowokować do zachowań których się wyrzeka. A odpowiednio często prowokowany nawyknie do nich jako do metody radzenia sobie. Czy jest lub była w sytuacji skrajnej? Może w swoim mniemaniu tak. A może ktoś kiedyś zrobił coś co ten mechanizm uruchomiło. Nie wiem i nie będę jej o to pytać. I tak by nigdy nikomu nie powiedziała prawdy, bo ją zapytać która godzina to skłamie. Ale gdzieś tam w duchu, po cichu, mogę  żałować że jedna z nas - osoba która miała marzenia, wierzyła w swoją miłość do koni, przestała być jedną z nas za własną sprawą, i stała się symbolem złego traktowania zwierząt i samej siebie.

Tylko ten kij jak każdy inny ma dwa końce. Litując się nad kimś takim dajemy przyzwolenie, zielone światło na takie działania. Usprawiedliwiamy je. A tego nam nie wolno robić, bo wszystko ma jakieś konsekwencje.


Być może każdego z nas dałoby się skłonić do podejmowania takich decyzji. A może nie. Nie wiem bo, odpukać, w podobnych sytuacjach nie byłam ani mi się nie marzy do nich dopuścić. Ale i wtedy bym była za tym, że takie czyny należy publicznie potępiać a sprawcę karać z pełną surowością. Przy czym surowa kara w moim wyobrażeniu nie oznacza straszliwej kary, ale karę adekwatną i wymierzoną bez udziału emocji.
"rtyuiop w każdym. Nawet w Adolfie Hitlerze" - ale, żebyśmy byli uczciwi - twierdzenie niepoparte dowodami, lub chociaż solidną argumentacją, pozostaje jedynie opinią. Gdyby było inaczej, musielibyśmy uznać, że Ziemia jest płaska, albo przynajmniej że może być płaska, bo pojawiło się takie twierdzenie.

Gdyby miała z tego wyniknąć poważna dyskusja, warto byłoby też ustalić definicję "iskierki dobra" z którą mogłaby się zgodzić większość dyskutantów. Czy fakt, że Hitler lubił koty, wystarczy? Czy to, że prawdopodobnie bardzo lubił Ewę Braun, ociepla jego wizerunek? Jeśli metr kwadratowy płótna zamaluję czarną farbą, a potem ciapnę na nim biały punkcik wielkości odcisku stopy komara, to powiemy że obraz jest czarny, czy czarno-biały?

A może błąd tkwi zupełnie gdzie indziej i nie chodzi o to, by udowodnić, że ta "iskierka" w kimś istnieje, tylko zadać sobie pytanie: co ta iskierka jest w stanie uczynić?  Czy mała iskierka dobra ma szansę wygrać z powodzią zła? Jeśli tak, gra jest warta świeczki (czyli warto próbować "naprawić" taką osobę), ale jeśli nie (będę obstawać przy twierdzeniu, że miłość Adolfa do kotów nie była w stanie uratować świata), JEŚLI NIE, to po co w ogóle jej się doszukiwać? (To jest pytanie bardziej do Tatsu, bo NormaH napisała o kiju, który ma dwa końce, i z dalej następującą argumentacją to ja się zgadzam). Co nam daje świadomość, że Indianka lubi kwiatki, a może nawet motylki, lub że mogła być kiedyś w życiu zakochana? Co - w czarnym obrazie sytuacji - zmienia malutki, biały punkcik?

To są dylematy cywilizowanego człowieka. Moje zdanie też nie zawsze jest czarno-białe, ale z biegiem lat zaczynam dostrzegać pewne pułapki szeroko pojętego filozofowania. Zabawne jest zawsze i niezmiennie jedno: MY mamy wątpliwości. MY doszukujemy się dobra w takich indiankach i im podobnych, oraz to MY strofujemy się i karcimy za zbyt daleko idące interpretacje, dzieląc często włos na czworo. Zaś po drugiej stronie barykady jadą czołgi, latają sierpy, leje się krew i nie bierze się jeńców (nie mówię, że powinniśmy przyjąć "taktykę wroga", tylko że widzę tu drwiący uśmiech ironii i słyszę szyderczy rechot losu).


Koza Bez Powroza

[quote author=rtyuiop]czy faktycznie w każdym człowieku tli się ta iskierka dobra? Czy można się jej doszukać w psychopatycznych seryjnych mordercach, zbrodniarzach wojennych, nawet w Adolfie Hitlerze? [/quote]
Paradoks polega na tym, że samo tylko zrobienie czegoś obiektywnie dobrego nie czyni nikogo automatycznie dobrym człowiekiem.

[quote author=rtyuiop]To są dylematy cywilizowanego człowieka.[/quote]
Więc najprawdopodobniej zaliczam się do mało cywilizowanych jaskiniowców... Bo sorki, można marnować czas na szukanie iskierek dobra w patologii (wszystko jedno: niemieckiej, czy mazurskiej), ale to chyba tylko dla uspokojenia samego siebie ?...

[quote author=dea]Nazwiska nigdzie nie wyszperałam, padało tu wiele razy. Spoko, sypię głowę popiołem, narazić się RODO, to prawie jak narazić się skarbówce. [/quote]
Bo widzisz, trzeba było twórczo podejść do sprawy i pisać: "Iza Belaredlarska", albo "Andrzej D. Ruchowski" 😉 Wtedy nikt by się nie miał prawa pluć, że podajesz dane osobowe 😀
Łączę się w wyrazach braku szacunku dla takich poczynań Mo Deratora 😉
dea   primum non nocere
09 czerwca 2019 07:26
rollnick - mogłabym robić takie uniki, gdybym moderatora faktycznie celowo drażniła. A ja się ataku nie spodziewałam, zakładając błędnie, że skoro ktoś sam swoje nazwisko w postach wrzuca, to go nie ukrywa 🤣 no, widać, trzeba było komuś przywalić, mogę dostać i ja 🙂
rtyuiop może dlatego szukam naiwnie we wszystkich iskierki dobra, bo nie mogę się pogodzić, że ludzie są z natury źli? Ich dążenie do autodestrukcji jest przerażające i demotywujące. Zabijanie dla samego zabijania, dla uzyskania sporych korzyści, dla zabawy - tych rzeczy nie chcę oglądać. I jak dziecko, które zasłoni oczy, myśląc, że skoro ono nie widzi, to i inni go nie widzą, staram się patrzeć w inną stronę, szukać tych plusów we wszystkim, by nie oszaleć, gdy w końcu dosadnie zrozumiem bezsens istnienia człowieka.
Widocznie nie jestem tak silna, jak Wy, by patrzeć na świat trzeźwo i widzieć go takim, jakim jest.

A obraz czarny z małą, białą kropką będzie dla mnie czarno-biały. Ale tylko wtedy, gdy będę w stanie tę kropkę zobaczyć.

Człowiek ma dwoistą naturę. Środowisko, w którym się wychowuje podsuwa mu ideały, w które wierzy. Rozszerzając krąg swoich życiowych wędrówek, zmienia te idee, modyfikuje tak, że albo staje się szary, nijaki, albo biały, dobry, albo czarny, zły.

Wracając do Indianki..
Watrusia dobrze rozgryzła to, co chciałam przekazać, a zrobiłam to bardzo nieudolnie. Żal mi tego, że Indianka w taki sposób straciła prawie wszystko. Na razie "prawie". Myślę, że na tym się jednak nie skończy, bo słyszę głosy, że doprowadzi się do zlicytowania jej Ranczo, by zapłacić za opiekę nad zabranymi od niej zwierzętami i za koszty sądowe. I to mnie przeraża, gdy stawiam się na jej miejscu. Nie chciałabym być w jej skórze.

Ale... każdy pracuje na swój los. To nie jest wina niczyja (poczynając od Stwórcy, na sąsiedzie Kowalskim kończąc), że coś nam nie wychodzi. To tylko i wyłącznie wina naszych własnych decyzji. I chciałabym, żeby Indianka to zrozumiała. Żeby dorosła do tego, by umiała stanąć z boku i się sobie wnikliwie przyglądnąć i ocenić swoje zachowanie. Podejrzewam, że to jednak, jak wiara w jednorożce: samo przekonanie, że mogą istnieć, nie powoła ich do życia.

rtyuiop doskonale wiem, że świerzb, czy grzybica jest łatwa i tania do wyleczenia. Sama miałam papugi ze świerzbem (głównie te z "łapanki", po które nikt się nie zgłosił) i ich leczenie było tak proste, że po dwóch tygodniach nie było śladu po pasożytach, a ptaki dożywały później w zdrowiu długie lata.
Tylko trzeba chcieć z tym coś zrobić, przejść się po lek do przychodni weterynaryjnej, zapłacić za niego i lek stosować skrupulatnie, wedle wskazań. Jeśli się nie chce tego robić, to zwierzę choruje, robią się powikłania, a koszt leczenia wrasta. I tu tylko o to "chcenie" się zazwyczaj rozchodziło...

Rozumiem, że niekiedy nic się nie chce robić i z chęcią przegniłoby się cały dzień w łóżku z laptopem/smartfonem/tabletem w ręku i na kolanach. Oj, ileż razy mam takie dni! Ale w końcu się zwlekam z tego Madejowego Łoża i oporządzam moje małe stadko pierzaste i włochate, bo kto, jeśli nie ja? Nie mam sługi, wolontariusza, czy Brunhildy, by za mnie to zrobiła...
Dorosłe życie, to nie bajka. Niestety, nie ma tu Kopciuszków, które zostają znalezione przez Księcia i mają życie odmienione o 180 stopni. Nic nie jest proste i łatwe. Nic samo się nie chce zrobić...

A co do podejścia do swojej matki... nie umiem tego skomentować. Jedyne, co mi się wydaje to to, że rodzice jej nie nauczyli do siebie szacunku. Albo w miejscu ich zamieszkania tak sobie nagrabiła, że boi się tam pokazywać.

rollnick zaraz tam jaskiniowiec :P
Po prostu żaden z Ciebie filozof i tyle. Nie dzielisz włosa na czworo, nie szukasz dziury w całym, tylko walisz prosto z mostu i stawiasz kawę na ławę. 🙂

Oglądając filmy dokumentalne o seryjnych zabójcach, najbardziej szokowało mnie to, że oni byli szanowanymi obywatelami. Mieli wspaniałą rodzinę, dzieci i oni też nie podejrzewali człowieka, z którym żyli o takie bestialstwo. I do tego ta inteligencja! Naprawdę - byli oni najmniej podejrzanymi osobami w całej okolicy.

Jeśli chodzi o A. Hitlera, to nie wiem, czy był złym, czy dobrym człowiekiem, jednak jego czyny i przekonania były na wskroś złe. Czemu zrobił to, co zrobił i porwał za sobą taką rzeszę ludzi można poczytać w wielu publikacjach na ten temat.

W ten sam sposób próbuję zrozumieć Indiankę: dlaczego znalazła się w tym miejscu, co ją skłoniło do takiego, a nie innego podejmowania decyzji? I wiem już, że główną jej przeszkodą w osiągnięciu szczęścia jest jej charakter. Mogłaby go zmienić, stając się inną osobą, ale musiałaby tego chcieć. I mocno pracować nad sobą. Bo to długa i naprawdę ciężka praca: trzeba się pilnować na każdym kroku, patrzeć na siebie, oceniać się i przyznawać otwarcie do swojej niewiedzy i porażek i do odpowiedzialności za to, co się zrobiło. A to jest strasznie niekomfortowe i bolesne.
I wracam znów do tego "chcenia".
Jeśli się nie chce, to choćby skały srały - nic się nie da zrobić.

Nic to, siedziałabym jeszcze przy kompie, ale (mimo zmęczenia wczorajszym egzaminem i długim dniem w szkolnej ławce) trzeba wyczyścić zwierzakom klatki i dać im w końcu jeść. Tak, przyznaję bez bicia - jestem leniwą kluchą i jeszcze nie ogarnęłam króliczo-papuziego stada.
[quote author=tatsu]Żal mi tego, że Indianka w taki sposób straciła prawie wszystko. Na razie "prawie". Myślę, że na tym się jednak nie skończy, bo słyszę głosy, że doprowadzi się do zlicytowania jej Ranczo[/quote]

Tatsu, z punktu widzenia "niefilozofa" 😉 zgodzę się z Tobą, że każdy pracuje na swój los. Pani R. to jest osoba pełnoletnia i jako taka w stu procentach odpowiada za swoje poczynania. I w zasadzie to kończyłoby temat odpowiedzialności, tylko że dziwne i nieodpowiedzialne zachowania to domena nie tylko ludzi takich, jak ona. I w tym kontekście naprawdę mała jest moim zdaniem różnica między pieniaczym pisaniem donosów przez panią R. na fundację, wójta i policjantów, a odgrażaniem się donosami na pana Klimschę który nic złego grożącemu nie zrobił.

A propos odgrażania się: dostałem krótką i treściwą PW: "Chcesz w mordę za tego Ruchowskiego ?" Chciałbym zatem z tego miejsca oświadczyć, że modyfikacje imion i nazwisk z poprzedniego postu absolutnie nie miały nikogo obrażać, miały być jedynie żartobliwym nawiązaniem do tricku powszechnie stosowanego przez media, które nie mogąc drukować danych osobowych stosują "obejścia" róznego rodzaju. Jednak okazuje się, że poczucie humoru jest towarem równie deficytowym, co umiejętność czytania ze zrozumieniem tudzież otwartość na poglądy inne, niż własne. Zatem niniejszym przepraszam osoby, które mogłyby poczuć się urażone moim poprzednim postem. Jednocześnie oświadczam również, że nie zmieniam swojej krytycznej opinii nt. opisanego wcześniej zachowania i postawy zarówno moderadora, jak i autora powyższej groźby, lekce sobie jego groźbę ważąc.
Czy wiedziałeś że

-żarcik z D.Ruchowskim to żarcik którym kreatywna usiłowała ośmieszyć to nazwisko? 🤬 
Myślę że w obliczu tej informacji niewinny żart inaczej wygląda, i jeśli to nie było nawiązanie do wyczynów w sieci naszej bohaterki to lepiej od razu się od jej twórczości oficjalnie odciąć.
Oj, się zrobiło na chwilę kreatywnie na forum...

W sumie nawet nie wiedziałam, że Indianka w ten sposób zmieniła nazwisko. Nie czytam jej bloga już tak często, jak dawniej, kiedy jeszcze tam były normalne wpisy.

rollnick wiesz ani Indianka, ani pan Klimsha osobiście nic złego nie zrobili nikomu z zainteresowanych i zaangażowanych w akcję. Zrobili, bądź robią nadal coś złego zwierzętom, które nie mogą napisać donosu na swego oprawcę 🙁 Musi to zrobić człowiek. Innej drogi nie ma. Ba! Zwierzę nawet nie umie się samo zabić, żeby skończyć swoje cierpienia... także myślę, że te sprawy mogą być niejako połączone...
tatsu masz konkretne dowody na to, że Klimsha zrobił coś złego zwierzętom, żeby nazywać go oprawcą?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się