Co straszy nasze konie: jak wielkie oczy ma strach? Dlaczego konie się boją?

Ja myślę, że konie potrafią wyczuć każdy fałsz. Im bardziej człowiek jest doświadczony tym, naturalnie, staje się coraz spokojniejszy przy koniach (nie będę mówić o sadystach, którzy po prostu lubią gdy koń się boi). Gdy próbujemy się nie bać to dla konia za mało. Myślę, że czują najmniejsze spięcie w naszym ciele. Widzą. Im lepiej konie znamy tym bardziej jesteśmy przy nich prawdziwi - bardziej na ufają.

Zgadzam się. Trudno udawać mowę ciała.
Ja to mam taką dziwną teorię "prądu".
Nie wiem jak to opisać, żebyście mnie za wariata nie uznali.
Ja czuję jak koń mi się nagle spłoszy taki prąd od stopy po czubek głowy. Serio.
Włosy na rękach mi się jeżą. Kiedyś poczułam a potem już się nastawiałam.
I na pewno taki sam "prąd" leci od mojej strony do konia jak z dala ja coś wypatrzę i pomyślę, oho! zaraz coś się stanie.
Moon   #kulistyzajebisty
03 października 2011 11:17
Tania, a może z niektórymi końmi jest tak jak z psami, że wybierają sobie "pana"?
Twoja Tania jest w stanie się poszatkować za Tresera, mój pies, mimo, że to ja ją odbierałam ze schroniska, pójdzie w ogień tylko i wyłącznie za moim tatą. ;-)

A co do ogierów - są i wypłosze, znałam jednego, który uciekał przed parującą kupą na hali, a znam i takiego, dla którego niebieski mały traktor jest absolutnie zabójczy. Tylko ten jeden traktor. ;-)
Może i tak. Tresera konie szanują. A ona za nim oczy wypatruje.  😍 O tak.
Był z tym problem właśnie w terenie, bo cokolwiek się działo leciała wsadzić mu głowę pod pachę.
Teraz już akceptuje oddalenie.
A z tym, że to w dużym stopniu cechy osobnicze - to druga klacz Treserowa właśnie - jest taka zrównoważona, odważna.
Ona jest Alfa jak najbardziej. Jednak ja wolę swoją, bo pokazuje emocje i daje im upust. Tamta tłamsi w sobie, ukrywa.
Mnie poza reakcją wielu koni na wiatr (moje wówczas w ogóle nie nie chcą podejść do żywopłotu, czyli jednej ze ścian ujezdżalni) - ciekawi też reakcja na kolor biały i niebieski - oba te kolory dla wielu koni są alarmujące - ciekawe z czego to wynika. Przecież zadne drapieżniki nie są ani niebieskie ani białe...  😲
Z tym wsadzaniem łba pod pachę - mam to samo z młodym (notabene "młody" ma już 6 lat...). Ostatnio nawet jeźdźca spod lasu przywiózł pełnym galopem i wsadził mi łeb pod pachę - kij wie o co mu chodziło... (od lasu do mnie, tj do stajni jest jakieś 200 m) Ogólnie z dala ode mnie jest niefajnie ale za mną rzeczywiscie wlazłby w ogień...
Moja Tania boi się też gęstych zarośli. To znaczy jest czujna. I nie lubi mieć za plecami.
A jak ma to pozwalam się jej obejrzeć za siebie. Pokazuję,że wilki nie lecą.
Jak nie muszę koniecznie być
stanowcza to pozwalam nawet stanąć i się obrócić. I zwykle wzdycha głęboko i napięcie znika.
slojma   I was born with a silver spoon!
03 października 2011 12:42
Obserwując moją Draskę (koń alfa) mogę stwierdzić, że nie jest typem uciekającym. Jej reakcja na strachy najczęściej jest lekkie podskoczenie do góry, rzadko uskoczenie, furczenie na stracha bardzo rzadkie. Będąc w terenie narażona jestem na wiele strachów, aczkolwiek mało kiedy coś nas płoszy. Zauważyłam też zależność, że jeśli jesteśmy w terenie same bez innych koni, Draska jest spokojniejsza i mniej strachów ją dopada. Z innymi końmi staje się bardziej pobudzona, czujna, a jak jakiś się płoszy lub boi jej się często udziela. Gdy jest zestresowana odpręża ją poklepanie lub pogłaskanie po szyi, a gdy idziemy na uwiązie przerzucenie ramienia na kłąb (podobny gest do gestu matek chroniących swoje młode, gdy opierają głowię na kłębie źrebaka).
prawda, moj kon tez sie czesciej ploszy przy innych koniach. sam jest bardzo dzielny. nie moge sie tez oprzec wrazeniu, ze przy innych koniach czasem sie... no zgrywa. robi cos takiego: z najmniejszego powodu wyskakuje do gory, tupie, zrywa sie do galopu itp, ale tak naprawde mocno. pozostale konie reaguja jeszcze mocniej i zaczynaja uciekac. a moj w tym momencie sie zatrzymuje i bardzo spokojnie patrzy jak tamte nawiewaja niosac jezdzcow. nie chce za nimi biec. wyglada to tak, jakby chodzilo mu o sploszenie tamtych. umie to ktos wytlumaczyc?
mój się raz mocno przestraszył w przyczepie, odsadzał się i chwilę popanikował - jak wyprzedzała nas straż pożarna na sygnale. Hałas w przyczepie musiał być bardzo nieprzyjemny :/
Jeżdżę czasem na bardzo miłej 4-ro latce, niedawno zajeżdżonej, która normalnie niczego się nie boi, ale na ostatniej jeździe spłoszyła mi się dość mocno jak na nią.
A czemu? Bo nagle na środku maneżu pojawiła się pod nogami jej własna kupa, zrobiona przy poprzednim okrążeniu!  😁
W związku z czym, żeby się ratować wykonała przez nią paniczny skok  😂

A tak poza tym jest kochana. Jak się z niej zsiada to rży!  😍  Za każdym razem.Jakby mówiła "ooo witaj, dawno cię nie widziałam"  😍
maleństwo   I'll love you till the end of time...
03 października 2011 15:51
Tania,

szczerze? Nie jestem pewna. Nie znam się aż tak na końskiej psychologii 🙁
Podejrzewam, że to z siodłem, czyli przykładanie mu do ciała nieznanych przedmiotów, mógł skojarzyć z wetem. Przyjechał obcy facet, wyjął "coś" z auta i dotyka, pewnie chce zrobić zastrzyk. Łoś jest bardzo cieżkim pacjentem, bardzo walczącym i niedającym się dotknąć - podejrzewam, że to to.

A co do zwiewania od hałasów w stajni? możliwe, ze jest to też jego sposób na mnie. Wie, ze go nie utrzymam, jak ruszy z kopyta i czasem, mam wrażenie, wykorzystuje jakieś ;straszne" sytuacje, zeby postawić na swoim i choć na chwilę mieć nade mną przewagę. Po tylu latach zna mnie na wylot, zna moje słabe punkty i czasem to wykorzystuje. 😉
governmenthorse   więcej sprzętu, niż talentu...
03 października 2011 16:21
Kiedyś spadłam bardzo boleśnie, z bardzo błahego powodu...
Mianowicie, jadę na hali na klaczy, która zna tą halę od 10 lat. Koleżanka w tej stajni miała od jakiś 5 lat swojego wałacha.
I jechała z przeciwka (ja jechałam przy ścianie i nadszedł moment minięcia się) i koleżanka zabiera się do zjechania na bok, a była jakieś 5 metrów przed nami a kochana Tuluza tak się wystraszyła i stanęła dęba w pionie, stojąc na dwóch tylnych nogach obróciła się o 120 stopni w prawo. Ja mając nadzieję, że obróci się w lewo byłam na to "przygotowana" i zleciałam po lewej łopatce. Kobyła przez resztę jazdy nie mogła podejść do tamtego konia na 10 metrów bo od razu cofała się, brykała, odskakiwała itd. A na dodatek jak po upadku ją złapałam i chciałam wsiąść to cała się trzęsła i tak charakterystycznie "chrapała". Byłam na nią strasznie zła, a na dodatek myślałam, że umrę ze śmiechu.

Morał: Sam diabeł nieoczekiwanie może przybrać postać sąsiada z boksu  😂
Wrócę na chwilę do kwestii hodowli. Pamiętam, gdy pierwszy raz spotkałam się z holsztynami.
Byłam oczarowana - nawet młode ogromnie uważały, żeby człowiekowi nie sprawić kłopotu. Wydawało mi się to aż nienormalne, bo konie, które znałam (ogiery także 🙂😉 płoszyły byle głupotki (a nisko latający helikopter - to już nie  🤔)
Holsztyny były takimi "zdyscyplinowanymi pracownikami". A potem się okazało, że sporo tych koni ma kłopoty z... wrzodami żołądka. Jak u ludzi? Nadmiar "tłumienia" emocji jest niezdrowy?
Inna sprawa, że później dowiedziałam się, ile zależy od człowieka, od rytmu prowadzenia jazdy, od rytmu konia, i jak inaczej się jeździ, gdy uwaga konia jest skupiona na tym, nad czym pracujemy, a praca dobrana tak, że nie ma "tykającej bomby pod tyłkiem". Bo wcześniej wydawało mi się, że jazda konna polega na sztuce przeżycia  😀iabeł:
slojma   I was born with a silver spoon!
03 października 2011 18:55
A ja tak sobie myślę ile prawdy jest w tych typach:
"A więc lewo półkulowce charakteryzują się głównie:
- dominacją
- tolerancją
- tym, że są do pchania (łydkami oczywiście)
- niezaangażowaniem
- pewnością siebie
- ciekawością świata
Wyróżnia się dwa rodzaje lewo półkulowców: ekstrawertyka i introwertyka.

Ekstrawertyk:
- bystry
- psotny
- "pyskaty"
- zabawowy
- charyzmatyczny
- ma własne pomysły
- może gryźć podszczypywać
- nieposłuszny
- żywiołowy
- przyjazny
Natomiast introwertyk:
- sprytny
- niereagujący
- może wierzgać/ atakować
- skory do "dyskusji"/prowokujący
- niezmotywowany/ospały
- niezainteresowany
- szybko się nudzi
- leniwy
- uparty
- łakomy
Drugi typ to oczywiście koń z bardziej rozwiniętą prawą półkulą.
- strachliwy/ nerwowy
- defensywny
- czuły
- emocjonalny
- niepewny siebie
- płochliwy
Ekstrawertyk:
- impulsywny
- bardzo czujny
- tratuje Cię w razie niebezpieczeństwa
- nosi wysoko głowę
- krnąbrny
- nie może ustać w miejscu
- może się wspinać
- zapierający się
- nadpobudliwy
- biegoholik
Introwertyk:
- nieprzewidywalny
- zastyga, a potem wybucha
- może kopać ze strachu
- płochliwy/ bojaźliwy
- cichy/ posłuszny
- nieufny
- niepewny
- spięty
Obserwując konie łatwo zauważyć, iż faktycznie część koni zdecydowanie przychyla się do tych opisów.
A możliwość poznania ich zachowań i nastawienia zdecydowanie pozwala dobrać odpowiednią metodę pracy do poszczególnego osobnika.
Prawdę pisząc to nie wiem co o tym sądzić - bo konie są jednak pod wieloma względami nieprzewidywalne i do żadnych schematów nie pasują!

Nasza stara Dalia wlkp: koń bardzo doświadczony, od wielu, wielu lat alfa każdego stada w którym przebywa (w tej chwili - nie wiadomo: zbyt dużo było zmian w składzie stada, kompletnie teraz brak hierarchii i nikt nikogo nie słucha...) - z moich doświadczeń wynika, że kobyła ogromnie odważna: np. na pieski pojawiające się w zasięgu szarżuje i jest jej wszystko jedno, czy "piesek" okazuje się pieskiem naprawdę, czy medalowym odyńcem, który nie przeszedłby jej pod brzuchem, taki wielki - zdażyło się nam przechodzić przez ruchliwą stację kolejową czy przejściem podziemnym pod autostradą, albo schodzić po schodach - koń szedł za mną pewnie i nawet uchem nie zastrzygł. A jednak: torpeda z niej pod siodłem, koń "elektryczny", z którym często trudno jest jakiś przypadkowy śmieć minąć...

Dla kontrastu nasza najmłodsza - cwaniara, nikogo i niczego się nie bojąca, przełażąca przez każde ogrodzenie i każdemu obcemu człowiekowi natychmiast kładąca swój łeb na głowę - a kanałku z wodą w bród przejść się nie odważyła i nic jej nie mogło przekonać, nawet widomy przykład 10 innych koni przechodzący ów kanałek na jej oczach, że to bezpieczne...

Moja Buba: ma obsesję na punkcie krów, to jest dziwne, bo i boi się ich (potrafi ponieść, gdy trzeba koło krowy przejechać) i jednocześnie ciągnie ją do tych dziwnych stworzeń, jak widzi z daleka krowę, to biegnie w jej kierunku - a np. przepiórka startująca jej wprost spod kopyt, czy zajączek takoż spod kopyt wybiegający nie wywołują żadnej zgoła reakcji...

I co o tym wszystkim myśleć? Ne mam pojęcia...
...I co o tym wszystkim myśleć? Ne mam pojęcia...


też chciałabym wiedzieć,zwłaszcza,że widzę,że mój Nałóg ( o którym pisałam) to kropka w kropkę jak Twoja Dalia
trzynastka   In love with the ordinary
03 października 2011 20:31
Ja stawiam, że to musi być coś genetycznego.
Miałam przez długi czas okazje obserwować 3 konie spokrewnione ze sobą, tłumacząc na nasze była babka, matka, syn i wszystkie te konie nie miały tendencji do ucieczek czy jakiś reakcji na strachliwe dla innych koni bodźce. Co ciekawsze żadne z nich nie było alfą, ba twierdziłabym nawet, że zazwyczaj te konie były gdzieś w granicach końca hierarchii stadnej, na pozycjach absolutnie niekonfliktowych, stały na uboczu. Jednak wszystkie charakteryzowały się dużą dozą indywidualizmu w stosunku od pozostałych koni. Jakby właśnie ta hierarchia stadna nie była dla nich tak ważna, lub nie istniała wcale. Całe stado czy tam zastęp móc rzucić się do szaleńczej ucieczki, a te konie bardzo rzadko zrobiły coś poza tupnięciem.
Tania trudno czasem zinterpretować reakcje konia na "strachy". No, bo dlaczego przestraszył się chrupnięcia smakołyku w zębach? Takie odgłosy słyszał nieraz, np. jedząc marchewkę. Albo kiedy przydepnął sobie kopyto drugą nogą  😲

Natomiast myślę, że łatwo wyjaśnić jego paniczne zachowanie, kiedy przykucnęłam z kamerą w rękach. Przybrałam pozycję do złudzenia przypominającą czającego się drapieżnika, więc instynkt zadziałał...
Ja nigdy nie zapomnę jak kobyła na której prowadziłam tereny na obozach dzieciakom przestraszyła się... braku krów!
No zawsze tam były na tym polu i zawsze się ich bała. O matko il sie nameczyłam żeby dzieciaków nie pozabijać przy tych krowach (trasa wyznaczona przez nadleśnictwo i inaczej nie dostałabym sie do lasu). A tu pewnego dnia...KRÓW BRAK !!! Uwierzycie że zaczęła iśc bokiem i nagle wystrzeliła mi w las z baranami??
Na szczęście wszystko skończyło się szczęśliwie - na tej kobyle pierwszy raz nauczyłam  się chamować na drzewie.
Ja mam niepłochliwego konia. Mam go 3 lata, w tereny jeździliśmy wiele razy - zwłaszcza były to samotne przejażdżki  i przez ten czas spłoszył mi się dosłownie raz - w minioną zimę, dosłownie przed nosem wyskoczyło nam stado saren - troche powoził mnie po polu i przez resztę terenu był zdenerwowany. Wcześniej - sarny, zające, ptaki, kałuże, traktory, ciągniki, wiszące pranie, rowery, skutery, auta, quady, psy - nie zwracał na nic uwagi 🙂. Tylko jednego dnia odmówił przejścia rpzez znaną mu drogę bo stał tam traktor. Kilka tygodni temu stępowałam na luźnej wodzy na ujeżdżalnie, kiedy kilka m od nas przewróciła się suszarka z ubraniami. On tylko przytupnął i nic 🙂. Kiedy jeździłam w terenie z innymi końmi, reszta mogła się spłoszyć - mój nigdy nie zareagował tak jak reszta. Trzy konie rpzed nim odskakują w bok, bo straszne coś w krzakach - mój nie zwraca na to uwagi.

Natomiast ma swoje "nie" i nie wiem do tej pory czy to strach czy foch. Blaszany mostek - często jeżdżąc na spacery przejeżdżałam przez mostek, który przez kawałek wyłożony był blachą. Pewnego dnia koń odmówil przejścia, przeprowadziłam go w ręce i było ok - następnym razem widział, że zbliżam się w okolice mostka i zaczął się bardzo denerwować. Kolejne - karuzela. Mamy boksową, nową karuzele. Pierwszy raz wszedł do niej bez problemu, krzywda mu się tam nie działa - pochodził stępem troche, aby się przyzwyczaił i to wszystko - następnego dnia panikował gdy przejeżdżał obok niej. Potem w karuzeli chodził kilka razy i zawsze wejście sprawiało mu duuuży problem, a następnego dnia zawsze na nią fuka, raz nawet trzęsły mu się nogi - a szczególnie jak jakieś konie w niej chodzą. A mija ją codziennie, w drodze na padok lub na maneż. Na szczęście nie korzystam z karuzeli, ale nie mam pojęcia gdzie tkwi problem. Koń to folblut powyscigowy, więc zakładam, ze kontakt z karuzelą boksową mógl mieć (bo z uwiązową na pewno). No i klasyczne chyba - bukmanka - ale to obstawiam po prostu focha bo koń z tych upartych i troche kombinujacych - jednego dnia potrafi wejść totalnie na luzie, a następnym razem na widok zaparokowanej bukmanki trzęsą mu się nogi i omija ją łukiem.

A koń w stadzie pozycje ma wysoką, do ludzi jest bardzo fajny i kontaktowy.
Czasami zastanawiam się, czy jego wymysły z karuzelą i bukmanką to nie są po prostu chimery.
ciekawe te spostrzezenia ... wlasciwie wszystkie ... ja tymczasem natknalem sie gdzies na cos takiego :
Jak mało które zwierzę, koń potrzebuje przestrzeni, bo tylko przestrzeń, możliwość dystansu do otoczenia, miejsce, dokąd można uciec przed prawdziwym czy nawet urojonym zagrożeniem, daje mu poczucie bezpieczeństwa. Można powiedzieć, że koń jest urodzonym klaustrofobem – ciasne, zamknięte przestrzenie przerażają go. Oczywiście podobnie jak ludzi cierpiących na klaustrofobię, można go z tym oswoić i pomóc znaleźć sposoby funkcjonowania w takich „nienaturalnych” warunkach. Nie zmienia to jednak faktu, że dla końskiej psychiki i równowagi emocjonalnej nie ma nic lepszego niż możliwość przebywania na otwartej przestrzeni.
Żadna, nawet najbardziej komfortowa stajnia nie zastąpi czasu spędzonego na wpatrywaniu się w horyzont lub przynajmniej w linię drzew oddaloną o kilkaset metrów. Potrzeba „odstępu” wynika z najważniejszego mechanizmu obronnego, którym koń dysponuje w razie zagrożenia – ucieczki. Przyparty do muru, być może użyje zębów lub kopyt, ale jeżeli dać mu wybór broni, to ulubioną będzie ucieczka. Niebezpieczeństwo pojawiające się daleko pozwala na ocenę sytuacji: uciekać już czy jeszcze chwilę się przyjrzeć i o ewentualnej ucieczce zdecydować później. Wilk czy pożar zauważony czy wyczuty w odległości kilku kilometrów nie jest zagrożeniem, lepiej zatem mieć taką możliwość. (…) Przebywanie w krzakach, w których może się zaczaić drapieżnik, to już śmiertelne niebezpieczeństwo. Im bliżej i bardziej nagle pojawia się potencjalne zagrożenie, tym silniejsza potrzeba natychmiastowej ucieczki. Żelazna logika: zagrożenie jest daleko – mamy czas mu się przyjrzeć i zastanowić. Zagrożenie jest blisko, nawet jeżeli jest to wypadający z krzaków spłoszony zając – lepiej nie ryzykować i w nogi. Na przyjrzenie się „zagrożeniu” będzie czas potem. Nieznajomość tej zupełnie naturalnej drogi postępowania koni przez ludzi obcujących z nimi i chcących z nimi pracować prowadzi do nieporozumień, często wykluczających możliwość skutecznej komunikacji i porozumienia. Z jednej strony koń pozbawiony chociaż namiastki środowiska naturalnego będzie bardziej podatny na stres i utrwalony brak równowagi psychicznej, z drugiej strony człowiek będzie błędnie interpretował przyczynę niepożądanych czy nawet niebezpiecznych zachowań zwierzęcia, a to skutecznie ogranicza, a nawet wyklucza postępy we współpracy. Jeżeli diagnoza jest błędna, trudno dobrać właściwe metody leczenia. (…) Pobyt na otwartej przestrzeni nie tylko uspokaja konie, ale daje im również szansę uruchomienia procesu uczenia się, jak radzić sobie ze stresem i nową sytuacją. Jeżeli ciasnota, brak przestrzeni albo nawet czasowe ograniczenie możliwości korzystania z niej utrwala w zwierzęciu ciągły stres, napięcie, atmosferę oczekiwania na nowe nieznane zagrożenia – tym mocniej utrwala się w nim przekonanie o ucieczce jako jedynej metodzie radzenia sobie ze światem. Przebywając na otwartej przestrzeni koń dostaje szansę „zastanowienia się”. Nic nie pojawia się nagle. Wydarzenia dzieją się w bezpiecznej odległości. W leniwy letni dzień pojawia się pokusa: „a może nie ma po co zrywać się do biegu, może popatrzmy i oceńmy? Zastanówmy się?”. Jeżeli to doświadczenie większego bezpieczeństwa wynikające z przestrzeni połączyć z czynnikiem czasu, już po kilkunastu dniach koń ma za sobą doświadczenie setek tysięcy sytuacji, w których zamiast uciec – przyjrzał się, przemyślał i wyciągnął wnioski. Przestrzeń pomnożona przez czas to już postęp geometryczny. Jeżeli dodać do tego trzeci element – stado, którego zachowania dają jego członkom dodatkowy komfort, oparcie i wzorce do naśladowania, wpływ jak najczęstszego przebywania na otwartej przestrzeni w towarzystwie innych koni na zdolności do uczenia się i akceptowania nowych wymagań jest ogromny. W psychice konia pojawia się element pożądany potem w treningu – ucieczka jest rozwiązaniem, ale doświadczenie uczy, że czasami można z nią chwilę poczekać i zobaczyć, co dalej, szczególnie jeżeli jeździec wysyła uspokajające sygnały – sam przecież nigdzie nie ucieka. Jest to naprawdę smutne, że często ci sami ludzie, którzy oburzają się losem dzikich zwierząt zamykanych w ciasnych klatkach ogrodów zoologicznych, podobny los gotują swoim koniom, których w dodatku uważają za swoich ulubieńców. To prawda, że w dzisiejszych czasach, szczególnie w pobliżu wielkich miast, trudno o stajnie czy kluby, które są w stanie zapewnić koniom potrzebną przestrzeń, ale to nie powód, żeby takich nie szukać. Jeżeli argument o zdrowiu i komforcie psychicznym konia nie jest wystarczający, dobrze jest pomyśleć o bezpieczeństwie. Konie, które przebywają na wybiegu (dużym) kilkanaście godzin dziennie rzadko (według moich doświadczeń nigdy) bywają agresywne, płochliwe i trudne w pracy.
Co to znaczy otwarta przestrzeń? Taka, na której zwierzę może „praktykować” wszystkie chody z cwałem włącznie, na której można się rozpędzić chociaż do kilkudziesięciu metrów cwałem, a więc kwatera pastwiskowa o długości 100 metrów wydaje się pewnym minimum. Oprócz terenu „do biegania” koń potrzebuje też terenu „do patrzenia” – jeżeli nie zawsze może przebywać na dużym wybiegu, niech przynajmniej układ mniejszych kwater pozwala mu zapatrzyć się w dal. Zupełnym nieporozumieniem są stajnie w centrach miast albo nawet te dysponujące wybiegami, na których jednak konie goszczą przez pół godziny dziennie, gdzie spędzają życie w złotych klatkach, wykarmione, lśniące i wypastowane i smutnymi oczyma wołają: „dajcie mi pobiegać”.
mój Młody boi się:
a) super szajna...ale tylko na odcinku 2/3 szyi i tylko z prawej strony... 😵
b) pastucha i innych rzeczy pastucho podobnych...tak więc gdy po jednej z kąpieli z braku ściągaczki do wody chciałam go "ściągnąć" sznurkiem od snopowiązałki myślałam że wyjdzie z siebie i stanie obok "AAAAAAAAAAAAAAAAA pastuchem mnie? PASTUCHEM??!!"
Jezeli kon jest jezdzony na ujezdzalni nieprawidlowo, wymusza na jezdzcu wiele rzeczy, to jest wielce prawdopodobne, ze w terenie sie bedzie ploszyl, albo ponosil do stajni.

Przepraszam, że nie na temat, ale  chciałabym wiedzieć czy jest gdzieś ten temat bardziej rozwinięty? Jak z tym sobie poradzić? Jak oduczyć konia "ponoszenia do stajni", czy w ogóle jest na to szansa?
Będę bardzo wdzięczna za ukierunkowanie na jakiś temat na forum, bo szukam, szukam, a znaleźć nie mogę  :kwiatek:
[quote author=Złota link=topic=69113.msg1146841#msg1146841 date=1317574603]
kiedys mialam w pensjonacie klacz arabską, ktora bala sie wszystkiego co zmienialo miejsce postoju... np. przed stajnia postawilismy przyczepe- bala sie przejsc, potem bala sie stojaka, potem krzesla... jak owa straszna rzecz znikala- to ona tez sie bala.. i miala ksywkę rodem z komedii - pan tu nie stał

ostatnio moje konie baly sie wielkiej koparki , ktora burczac wykopywala staw obok wybiegu- na dzialce sąsiada, a ciezarowki wywozily ziemie- ale to tylko jeden dzien. Potem sie przyzwyczaily.
[/quote]

Aż tu pewnego dnia, wielkie słońce, koleżanka wzięła go na jazdę, miała założone okulary przeciwsłoneczne. A koń, który zawsze do niej podchodził, zobaczył ją i odszedł zdenerwowany. W końcu go złapała, zaprowadziła pod stajnię i zaczęła siodłać, ale za każdym razem, gdy jej twarz była w zasięgu jego wzroku, to on odskakiwał wystraszony. Długo zajęło jej czyszczenie, z racji tego, że tak się "wiercił i w tym czasie słońce schowało się za chmurami. Zdjęła okulary, a koń nagle stał się odważny jak zawsze! Dla próby jeszcze kilka razy zakładała i zdejmowała, i stało się jasne, że boi się okularów.


Nawiązując do powyższych przykladów:

Niedawno przeczytałam ciekawą teorię. Mowi ona, że najprawdopodobniej koń nie potrafi rozpoznać całości na podstawie jakiegoś jej fragmentu, czyli np. widząc fragment człowieka nie kojarzy, że to czlowiek. Dlatego gdy widzi tylko część znanego obiektu, może się go przestraszyć, bo nie jest to dla niego obiekt znany. Ta sama reakcja następuje, gdy na znanym koniowi obiekcie znajdzie się obiekt nowy - ten nowy obiekt zakłóca odbiór znanego obiektu jako całości, wobec czego znany obiekt przestaje być znany  i może powodować strach.

Zastanawaim się, czy ta teoria nie może oznaczać, że konie mniej strachliwe to te konie, które mają po prostu większą zdolność "skladania całości" z fragmentów - czyli mniejsze fragmenty układanki pozwalają im rozpoznać całość -  a co za tym idzie mają mniej powodów do lęku.
 
trusia, to sensowne. jak pszczoly, ktore rozpoznaja tylko ksztalty kwiatow. jak bedzie kawalek to juz lipa. tak, do mnie ta teoria przemawia.
trusia, faktycznie interesujące - i chyba potwierdza się "w praniu". Wygląda na to, że konie bardziej zdolne do syntezy są mniejszymi "wypłochami". Za to mają inne "wady"  😀iabeł:
Kiedyś na ścianach w boksach moich koni powiesiłam takie specjalne tablice z wypustkami, żeby konie mogły się o nie bezpiecznie drapać. Moja klacz weszła do tak przyozdobionego boksu bez mrugnięcia okiem. Rudy boczyl się i fukał, ale źle nie było. Natomiast koń-sąsiad, który miał areszt leczniczy i na czas sprzątania jego boksu był regularnie od miesięcy wprowadzony do boksu mojego konia, na zmianę zareagowal taką paniką, że prawie stratował stajennego. Sądziłam, że wynikalo to z tego, że ten czarny prostokąt na ścianie był w jego oczach czającym się drapieżnikiem. Ale teraz myślę, że w jego rozumieniu wchodził do miejsca znanego, a nagle znalazł się w innym świecie.
 

Za to mają inne "wady"  😀iabeł:

na przykład?

Pytam, bo mam dwa bieguny - wyplosza i niewypłoszkę.


Biczowa   tajny agent Bycz, bezczelny Bycz
03 października 2011 22:36
Mój się boi być mokry, a ogier którego kiedyś dzierżawiłam bał się jednego konkretnego strasznie starego modelu rowera  😁
DirtyHarry, jak dla mnie - kompletnie "wirtualna" opowieść, z sensem tylko pozornym. Ponieważ w żadnym razie nie wyjaśnia różnic (istotnych) pomiędzy końmi trzymanymi w identycznych warunkach. Oraz zupełnie pomija, że dla konia znacznie ważniejszy od abstrakcyjnej przestrzeni (abstrakcyjnej, bo z treści wynika, że przestrzeń to pastwisko, a rżysko po horyzont pod siodłem - to już nie) jest ruch. Koń z niedostatkiem ruchu (w stosunku do potrzeb/stanu zdrowia) -  zawsze będzie koniem groźnym w reakcjach dla człowieka. Wypuść konie na dwa tygodnie na naprawdę duży padok (z widokiem po horyzont), na którym grunt będzie zupełnie uniemożliwiał szybszy ruch - i wsiadaj sobie potem. Powodzenia 🙂
rico, gdy zaczęłam czytać twój opis, od razu przyszło mi do głowy: "czy ten koń to nie po wyścigach"? Podejrzewam, że chodzi o... maszynę startową. "Mój" miał podobne "objawy" - jakby bał się... metalu 🤣, ale nie w formie jakby - litej (samochód, traktor), tylko jakby... płaszczyznowej. Do tego stopnia, że niemal niemożliwy był przejazd obok metalowego kontenera (w jakim np. budowlańcy mieszkają). Aż już myślałam, że metal ma jakiś zapach 😁
Później stwierdziłam, że jednak chyba nie zapach - tylko... dźwięk. Niesłyszalny dla człowieka, jakiś rodzaj rezonującego "brzęczenia", które wywoływało skojarzenia/niemiłe wspomnienia.
trusia, no, hmm... jak koń ma rozwiniętą syntezę w procesach percepcji... to znaczyłoby, że "dobrze kombinuje" - a z tego nie zawsze jeździec się cieszy 🤣
Halo - to dobrze, ze ludzie sa rozni, bo inaczej zycie byloby nudne - my jestesmy bardzo rozni bo ja pozostane przy przekonaniu, ze SAM RUCH NIE ZNACZY NIC - BIEDNE KONIE CHODZĄCE W KÓŁKO NA KARUZELI PRZEZ CAŁE ŻYCIE I NIGDY NIE PUSZCZANE ABY SOBIE POBIEGAĆ - mają baaaaardzo duzo ruchu, tylko że chorą psychikę .... ale kazdemu przeciez wolno wierzyc w to co chce ... 
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się