Kącik luzaka

aleqsandra   Kreujemy swój świat tym w co wierzymy
21 grudnia 2008 11:47
Ja miałam rekordowo pod skrzydłami koło 20tu koni

ale na zawodach za jednym zamachem na całe szczęście tylko 6 ;p i to tylko okazyjnie

;p

kolorowy zawrót głowy... :/ ;p 🙂
Ja do jazdy max 13 jednego dnia (większość młodziaki więc nie po bitej godzinie),  pod opieką natomiast (jeśli by policzyć weekendy w UK gdy bywało, że w 2-3 osoby trzeba było oporządzić ponad 50 koni tzn wywalić gnój, napoić, ubrać/rozebrać i wypuścić wszystkie na walker) to było ponad 20.. Ale to była masakra... Wtedy wszystko tak troche na odpierdziel się robiło bo byśmy cały dzień ze stajni nie wyszli no a szefostwo zbytnio brakami w kadrach się nie przejmowało.. :/
aleqsandra   Kreujemy swój świat tym w co wierzymy
21 grudnia 2008 19:34
Querido, potwierdzam, to to już totalna masówka idzie no i system 'nine to five' (u mnie Irlandia, ale niewielka różnica)

mnie ganiał szef że do piątej (z półtora godzinną przerwą na lunch) musi być wszystko zrobione
boksy 3 razy dziennie
walker
lonże
zajeżdżanie
tor
trening

i cały czas ma być na tip top (zamiatanie, nigdzie nie zostawiać sprzętu, czyszczenie, oliwienie, spłukiwanie, itd.)

najśmieszniejsze, że jak bylam sama, to wszystko ogarniałam super
jak dołączyła do mnie angielka - z niczym się nie wyrabiałyśmy... a koni wtedy niewiele przybyło...

ale jakby nie patrzeć potem zawody były jak wakacje - aż się nudziłam przy 3-6 koni xD aż mi szef 'sztuczne' zadania wymyślał xD
Widzę, że Wy to naprawdę rekordy bijecie, u mnie nic nadzwyczajnego, na zawodach max 5-6 koni, u jednego zawodnika [luzakowałam mu tylko na zawodach] za to u kolejnego 4 i w stajni i na zawodach.
U nas w tygodniu zaczynaliśmy o 7.00. Pierwszy lot, śniadanie, kolejne 2-3 loty i teoretycznie o 13 do domu (ale często bywało że zostawaliśmy dłużej)  Przerwa na lunch i o 16.00 znów do stajni na czyszczenie wszystkich koni i karmienie.
Tak było na początku. Potem przy brakach kadrowych regularnie pomagaliśmy wyrzucać gnój, poić, puszczać na walkery..
W weekendy start o 7.00 do 13.00-jak w tygodniu, jazdy a potem na 16.00 czyszczenie koni+ wyrzucanie gnoju, pojenie i karmienie. W niedziele od 8.00 -wszystkie konie na walkery a my w tym czasie muck out'owaliśmy boksy, nalewaliśmy wody do wiader, zamiataliśmy.. Do domu jeździliśmy w zależności od tego ilu nas było na te kilkadziesiąt boksów. 2-3 osoby miały co robić, wtedy nawet do 13 się siedziało :/ Przy większej liczbie ludzi szło ciut sprawniej ale i tak wszystkie konie musiały wyjść na walker więc całkiem szybko skończyć się nie dało..
Co drugi weekend (tzn sobota popołudnie i niedziela) wolne.

Trochę inaczej było u Eoghana.. Tam mieli inny system i przy brakach ludzi bardziej szli nam na rekę..
Tam standardowo wszyscy jeźdźcy czyścili boksy kiedy ich konie osiodłane już rozgrzewały się na walkerach.

Plan był generalnie taki:

1. puszczam pierwszy lot na walker, czyszcze mu boks, daje siano, pasze i wode
2. robie drugi boks, przyprowadzam 1 konia z karuzeli, siodłam, wyrzucam drugiego na walker i wsiadam na 1
3. wracam z jazdy, siodłam 2 i wsiadam
4. koncze 2 konia, puszczam 3 lot na karuzele, szybko robie mu boks i ide na sniadanie
5. po sniadaniu puszczam 4 na walkera ,siodłam 3 i wyjezdzam

Później nauczyłam się już tak że osiodłane puszczałam na walkery to szło szybciej..
No a w weekendy (niedziele) tylko muck out, woda i pasza-start 8.30. Na karuzelę szły tylko najgorsze świry więc szło szybko.. Czasem już od 10 czy 11 mieliśmy przerwę aż do 16.30.
Popołudnie skipping, woda, jedzenie i czyszczenie.. Z reguły ok 17.30 mielismy wszystko zrobione więc znacznie przyjemniej niż u Paula..
A i wyrzucać łatwiej bo konie stały na gumowych matach a wywalało się łopatami całe trociny do taczek, nie było tego dużo bardzo w boksie więc szlo sprawnie.. 🙂

Tak to wyglądało:



To jeszcze dorzucę fotki "z pracy" 🙂

Tak wyglądała moja kobyłka przed wygranym wyścigiem 🙂



Moje korasy i Barton Gate 🙂



Querido, możliwe, że spotkaliśmy się kiedyś pod Wągrowcem?
Querido, możliwe, że spotkaliśmy się kiedyś pod Wągrowcem?


Nie mam pojęcia..  🙄 Może sprecyzujesz w jakich okolicznościach bom sklerotyk straszny to może mi to coś rozjaśni.. 😉
Kopyciak- widziałaś siwusa? 😀
Nooo  🤣 Fajnie skakał  😜 zmiana jeźdźca mu służy  😁  😁

Ech powiem krótko ... ładniusi i mojego konia ograł  👿
i mojego konia ograł  👿


😎

Nareszcie znowu zaczyna skakać tak jak kiedyś. To był mój największy życiowy błąd sprzedawać go tam gdzie poszedł

Za to teraz Zośce i p.Rucińskiemu należy się :kwiatek: :kwiatek:


EDIT: z pozdrowieniami od siwusa 😀

Lotnaa   I'm lovin it! :)
09 stycznia 2009 15:00
Lotnej podejście do luzakowania nr 158  😁

Dostałam dziś pracę. Co prawda ostatnio po 4h wysiadły mi plecy, ale postanowiłam spróbować jeszcze raz. Stajnia jest tylko kilka km od mojego domu, więc będę zasuwać rowerkiem (już to widzę w deszcz  🤔 ). W większości to pensjonat (27 koni), ale córka właścicielki ma też kilka swoich koni skokowych, na których będę mogła jeździć w tygodniu, kiedy ona jest na studiach. Ogólnie zapowiada się ciężka praca, ale może nareszcie będę mogła poklepać trochę tyłek, bo już umieram z tęsknoty.
I ludzie wydali się bardzo przyjaźni, a to najważniejsze.
Zaczynam pod koniec stycznia, po sesji. Może się uda  🙂
Lotnaa, super! Powodzenia zycze
Lotnaa   I'm lovin it! :)
09 stycznia 2009 18:37
Nie dziękuję  😉
Alexis_18   Ambitny rekreant :)
09 stycznia 2009 20:20
Chyba znalazłam miejsce dla siebie żeby się w końcu ujawnić na forum  😀. Nie udzielałam się zbytnio ale czytam Voltę od bardzo dawna. Od jakiegoś czasu mam jeździecką przerwę (od czasu do czasu na coś wsiadam ale nie regularnie). Ostatnio jednak mam przyjemność luzakować pewnej młodej i straaaasznie miłej zawodniczce. Jesteśmy prawie w tym samym wieku więc dogadujemy się super 🙂. Cieszę się że nawiązałyśmy współpracę 😉. No i muszę przyznać że bardzo podoba mi się jej styl jazdy i samo podejście do koni. Widac w tym wszystkim pasję. Wydaje mi się że u mnie jest podobnie (mówię o pasji a nie o stylu jazdy bo to jest katastrofa  :icon_rolleyes🙂 co jak najbardziej jest na plus. "Moja" zawodniczka sama niedawno była luzakiem i przez to wydaje mi się że ma do tego nieco inne podejście przez co dla mnie stanowi to jak narazie jedynie ogromna przyjemność  💃. Jak do tej pory luzakowałam jedynie na skokowych regionalkach na Sopockim Hipodromie ale, że zawsze mamy (jak do tej pory  :lol🙂 dwa konie to trzeba się trochę uwijać. Jednak niedawno "stawka" zawodniczki urosła w siłę i obecnie nie wiem jak to będzie. Ale co by nie było damy radę. To moje pierwsze poważniejsze "luzakowanie", wcześniej były tylko takie tymczasowe pomoce, ale jak narazie jestem zadowolona, tym bardziej że to daje mi nadzieje na powrót do jeździectwa... Ale narazie nie chcę zapeszać  😉. Jak do tej pory wszystko jest PERFECT  😅. A teraz z pozdrowieniami z Gdańska, Sopotu i Chmielna przedstawiam część naszej "stawki" z którą jak do tej pory miałam przyjemność pracować:
Colibria: kochana kobyła, najgrzeczniejsze stworzonko ze wszystkich które do tej pory poznałam  :kwiatek:. Co nie zmienia faktu że zawsze cały hipodrom wie że ona jest w pobliżu  😎



Zamelus W: mój ulubieniec  😍 piękny, młody ogr. Z nim nie można przejść niezauważonym lub co najmnej nie usłyszanym przez połowę hipodromu.... Ale i tak jest kochany  💘. Przed Wami "Latający Holender":



I na koniec kolejny szalony ogr Puerto Rico. Najbardziej niecierpliwy z naszego teamu. Przechodząc z nim obok boksów mam przystanek prawie przy każdym  🙄. Ale co zrobić. Ogr to ogr  😎. Na pierwszej fotce "Prawie jak Rollkur" czyli jeden z wkurwów Siwusa  😀




Przepraszam za ilość zdjęć i dlugość posta ale nie dało się krócej :P. Gratuluję tym którzy doczytali do końca  :kwiatek:

Lotnaa ja również gratuluję! Powodzenia!
[quote author=Alexis_17 link=topic=470.msg142965#msg142965 date=1231532450]
Jak do tej pory luzakowałam jedynie na skokowych regionalkach na Sopockim Hipodromie ale, że zawsze mamy (jak do tej pory  :lol🙂 dwa konie to trzeba się trochę uwijać. Jednak niedawno "stawka" zawodniczki urosła w siłę i obecnie nie wiem jak to będzie. [/quote]

Dasz radę 🙂

Kiedyś jeździłam na zawody z 1 koniem i ledwo się uwijałam. Potem miałam ich po 5-6 na zawodach i wszystko było tiptop. Kwestia organizacji pracy :kwiatek:
Lotnaa   I'm lovin it! :)
10 stycznia 2009 11:07
Alexis_17, kwestia przyzwyczajenia.
Ja swego czasu miałam 6 koni na zawodach, wszystkie załadowane w ciężarówce, hacele wkręcałam przeciskając się między przegrodami, a jeździec nawet nie raczył mi powiedzieć, który koń jest w jakiej klasie i kiedy, musiałam sama hektar biegać i sprawdzać na listach. Życzył sobie osiodłanego konia na 7 minut przed startem, po przejeździe zeskakiwał i wołał "next!"  🤔wirek: Najciekawsze było to, że nie miałam nawet nikogo, kto by mi pomógł przestawić konie wewnątrz koniowozu. Wytrzymałam tam 3 tygodnie, o 3 za długo.

A jeśli Ty masz normalną zawodniczkę, to nie ma problemu nawet przy większej ilości koni. Dla miłych ludzi zwyczajnie chce się pracować  🙂
Hi hi Lotna, może aż takiego rygoru nie miałam, ale jednak rygor był.
Więc dzięki mojemu poprzedniemu zawodnikowi wiem, że takie rzeczy omawia się wcześniej 🙂
Lotnaa   I'm lovin it! :)
10 stycznia 2009 12:00
Takie rzeczy można omówić wcześniej, jeśli pracujesz z normalnym człowiekiem, a nie chamskim gburem który traktuje luzaka jak śmiecia i po 16 godzinach pracy nie powie nawet dziękuję. Pewni ludzie są niereformowalni  🤔wirek: Na szczęście nie trafił mi się już nigdy taki przypadek  🙂
Ech, lotnaa, to jest strasznie przykre ale jednoczesnie nie tak znowu rzadkie... Jest jeden zawodnik w Polsce, kadrowicz, ogólnie nie lubiany. Ja zawsze bylam pelna podziwu dla jego aktualnej luzaczki, ze jest w stanie z nim wytrzymac. Norma bylo, ze dziewczyna na zawodach, w czwartek,  targa na swiezo zabronowany plac ciezkie stojaki, potem wszystkie dragi, zeby postawic dwie przeszkody. Ledwo daje rade, widac, ze brakuje jej sily. On stoi w ciemnych okularach, nonszalancko opiera sie o bande i patrzac na nia rozmawia przez telefon. Standard.
Ale on to nawet na dekoracje wyjezdza z telefonem przy uchu, po prostu burak nad burakami.
Do tego te teksty: "Co ty k... robisz?" lub "wyczysc mi buty!", ale najczestsze (i chyba najgorsze) bylo takie notoryczne omijanie jej wzrokiem jak nie byla potrzebna, nie rozmawianie, lekcewazenie - tak, jakby nie istniala, albo byla gorsza forma zycia  🤔
Takie rzeczy można omówić wcześniej, jeśli pracujesz z normalnym człowiekiem, a nie chamskim gburem który traktuje luzaka jak śmiecia i po 16 godzinach pracy nie powie nawet dziękuję.


Albo jeszcze Ci po tych kilkunastu godz zapier.....nia powie na rozprężalni, że "jak chcesz w końcu zrobić dzisiaj coś pożytecznego to idź poprzestawiaj przeszkody na rozprężalni".

Znam ten ból.

Ech, lotnaa, to jest strasznie przykre ale jednoczesnie nie tak znowu rzadkie... Jest jeden zawodnik w Polsce, kadrowicz, ogólnie nie lubiany. Ja zawsze bylam pelna podziwu dla jego aktualnej luzaczki, ze jest w stanie z nim wytrzymac. Norma bylo, ze dziewczyna na zawodach, w czwartek,  targa na swiezo zabronowany plac ciezkie stojaki, potem wszystkie dragi, zeby postawic dwie przeszkody. Ledwo daje rade, widac, ze brakuje jej sily. On stoi w ciemnych okularach, nonszalancko opiera sie o bande i patrzac na nia rozmawia przez telefon. Standard.
Ale on to nawet na dekoracje wyjezdza z telefonem przy uchu, po prostu burak nad burakami.
Do tego te teksty: "Co ty k... robisz?" lub "wyczysc mi buty!", ale najczestsze (i chyba najgorsze) bylo takie notoryczne omijanie jej wzrokiem jak nie byla potrzebna, nie rozmawianie, lekcewazenie - tak, jakby nie istniala, albo byla gorsza forma zycia  🤔


Ale nie on jeden tak ma.

Znam wileu luzaków i wielu zawodników. Sama pracuję już dla trzeciej osoby.
Jak znajdę kogoś kto szanuje pracę swojego luzaka i umie powiedzieć dziękuję to was poinformuję.
Narazie na takiego nie trafiłam
Ja na moją zawodniczkę nie narzekam, no ale prawda jest taka, że przez 4 miesiące wakacji przyjeżdżała raz-dwa razy na trzy tygodnie to był max. Jak na razie miałyśmy jedne wspólne zawody, na szczęście nie szczędzi kasy na luzaka [w porównaniu z poprzednim zawodnikiem] jedzenie spanie, piciu wszystko było załatwione i bardzo dobre. Teraz jest na studiach we Wrocku a ja w Krk. Jak przyjeżdża to spotykamy się, gadamy o wszystkim jak stare dobra kumpele [a znamy się od wakacji] nie jest tak, że jestem niepotrzebna to ma innych kumpli, wydaje mi się, że my mamy bardziej przyjacielski układ [z niektórymi miałam za przyjacielski bo robiłam za tzw. 'frajer'] a tu i moja praca jest doceniana w kontekście finansowym, jak i jeśli chodzi o kontakty między ludzkie 🙂 To chyba tyle.
Ja co prawda dorywczo w wakacje, 2 zawodniczkom i obie dziękowały mi za pomoc 🙂. Chyba dobrze trafiłam :P.
Ja co prawda dorywczo w wakacje, 2 zawodniczkom i obie dziękowały mi za pomoc 🙂. Chyba dobrze trafiłam :P.


Bo byłaś tymczasowo.

Ja u poprzedniego zawodnika wprawdzie słyszałam często gęsto słowo dziękuję. Jednak było to tak jak się mówi średnio znajomemu sasiadowi "dzień dobry". Na odpiernicz i tylko dlatego że tak wypada. Za to za plecami mam dupsko obrabane jak mało kto. Dlatego ja już bym wolała nie słyszeć fałszywego "dziękuję", ale żeby się wobec mnie zachowywał fair
A ja zrobiłam bardzo nie fajnie bo pojechaliśmy z 'starym zawodnikiem' na zgrupowanie, i już się wszystko tak we mnie skumulowało [nie było stajennego, musiałam gnój wyrzucać od trzech koni, siedziałam w stajni od śniadania czyli 7 bo sami karmiliśmy do czasem kolacji czyli 19, tyle było roboty, sporadycznie dał z łaską wsiąść na stępa do lasu] no i wróciłam w połowie zgrupowania, i ku mojemu zdziwieniu nie słyszałam od nikogo żeby powiedział na mnie złe słowo. Nie powiem bo jako kumpel zarąbisty chłopak, czasem rano dał mi konia i jechaliśmy na bronka do sklepu, wieczorami też siedzieliśmy i potrawiliśmy gadać przez pół nocy, imprezy etc. wszystko super, tylko robota, zero wdzięczności, cały czas więcej i więcej, przynieś wynieś pozamiataj i to za 'frajer'. Nigdy więcej już się nie dam tak zrobić.
W sumie fakt, że tymczasowo, choć przyznam, że czasem miałam dość, bo też siedzialam w stajni od śniadania (ok 8, do zwykle ok 20, z przerwą na obiad ;P), bo jeszcze siodłałam konie dla klientów + szykowanie koni na treningi zawodniczce, często stępowanie, czasem rozkłusowywałam, potem po treningach zlewanie nóg/całego konia, zgodnie z zaleceniem i takie tam podstawowe sprawy, koni na treningi było ok 5 ('mojej' zawodniczki 4 + jej kobyłka, czasem trenerowi szykowałam i też czasem rozkłusowywałam, jak zdążyłam to jeszcze jednemu instruktorowi, a że konie szły jeden po drugim na treningi to na dużych obrotach wszystko szło 😉. Zwykle od rana siodłanie koni na jazdy dla obozu + klienci, a po obiedzie treningi, czasem było odwrotnie. Czasem konserwacja sprzętu, przed zawodami oczywiście przygotowanie wszystkiego, jak była potrzeba to pranie czapraków/ochraniaczy etc + przygotowanie estetyczne koni (koreczki robił kto inny, bo ja do takich spraw talentu nie mam :P), czyli kopytka, grzywa, ogon, w razie potrzeby mycie całych koni, nabłyszczacze i inne pierdoły, na zawodach miałam max 3 konie idące w jednym konkursie, ale wtedy z pomocą kogoś innego. Porządek w sprzęcie też na mojej głowie, a ciężko było, aby cały czas wszystko było na swoim miejscu, kiedy trzeba było migiem szykować konia po koniu, mając na to dosłownie chwilkę 🙂. W zamian za to miałam zapewniony darmowy nocleg, wyżywienie i jazdy, choć przyznam, że często już zwyczajnie nie miałam siły żeby jeździć :P. Zdarzało mi się wozić na młodziakach, które miały iść pod klientów, szalonych arabach wypłoszach itp, czasem zdarzyła się jazda na którymś z koni zawodniczki 🙂. Były różnego rodzaju zgrzyty, czasem dostawałam opiernicz, zdawało się o nic, ale w sumie dzięki temu miałam motywację, żeby robić wszystko na glanc, żeby nie oberwać za coś :P. Po zawodach zawsze dziękowała mi za pomoc, nawet jak coś mi poszło nie tak, to mówiła, że wszystko było dobrze :P. Byłam luzakiem ok 1,5 miesiąca, w sumie dość krótko, ale miło wspominam ten czas, czasem wolę połazić sobie przy koniach, popatrzeć jak inni trenują, niż sama się wozić 🙂. W te wakacje, jak się uda, to równiez będę luzakować, tylko innemu zawodnikowi.
nie było stajennego, musiałam gnój wyrzucać od trzech koni, siedziałam w stajni od śniadania czyli 7 bo sami karmiliśmy do czasem kolacji czyli 19, tyle było roboty


Prawdę mówiąc możesz się na mnie obrazić, ale nic szokującego dla mnie.
Wyrzucanie gnoju spod moich podopiecznych nalezy do moich luzackich obowiązków, a na zawodach w szczególności. Poza tym dościelanie, noszenie balotów słomy, siana, worków paszy....

Na dodoatek jak ja bym kończyła pracę o 19.00 (w szczególności na zawodach) to bym stwierdziła, że byłam na wakacjach. 😎
Bo np. na CSI w Katowicach zaczynałam pracę o godz 4.00 nad ranem, a kończyłam o 22.00
Laguna po pierwsze w poprzednim swoim poście chciałam podkreślić nie to, że miałam dużo roboty ale to, że robiłam to za darmo oraz przed wyjazdem nie było czegoś takiego w planach, umowa była inna, przytaczać jej nie mam zamiaru.
I to nie były zawody.
A na zawodach to nierzadko siedzę w stajni od 6 do 23-00😲0.

Poza tym dościelanie, noszenie balotów słomy, siana, worków paszy....


A to chyba każdy luzak ma w obowiązkach, nie tylko Ty.
Lotnaa   I'm lovin it! :)
10 stycznia 2009 22:52
Do tego te teksty: "Co ty k... robisz?" lub "wyczysc mi buty!", ale najczestsze (i chyba najgorsze) bylo takie notoryczne omijanie jej wzrokiem jak nie byla potrzebna, nie rozmawianie, lekcewazenie - tak, jakby nie istniala, albo byla gorsza forma zycia  🤔


Ciekawe, czy myślimy o tym samym, z okolic Poznania. Chociaż pewnie takich ludzi jest na pęczki.
Jak tak czytam co piszecie to stwierdza, że chyba jednak jak dotąd sporo szczęścia miałam. Poza tym jednym przypadkiem***nie mogłam narzekać. Najbardziej drażni mnie notoryczne zapominanie o płaceniu nadgodzin, zupełnie jakby wstawanie o 4 było moim hobby, ale przynajmniej te "dziękuję" które ja słyszałam wydawały się być szczere.  


***Co do tego kolesia można by było książkę napisać. Konie stały non-stop w boksach, wychodziły z nich wtedy, kiedy je czyściłam, mniej więcej co 1,5 tygodnia pakował je do ciężarówki żeby pojechać na ujeżdzalnie poskakać, i na zawody. Był tam jeden wałaszek (kastrowany około miesiąc przed moim przyjazdem) - cudowny, wrażliwy konik, niezwykle utalentowany cztero-latek z literką Z na końcu imienia. Koń przez 3 tygodnie pojeżdżony był 2 razy, na koniec pojechał na 3 dniowe zawody, przez 2 dni skakał czysto, ostatniego brakowało mu już sił, stukał, ostatnią zrzucił. A ten gnojek po zjechaniu z parkuru zaczął go kopać, ostrogami, biedny konik nie wiedział co się dzieje, przecież zwyczajnie był już wyczerpany!  🙁 Inny koń, też jeżdżony tylko na zawodach, zaczął brykać na rozprężalni. Wszędzie pełno ludzi, a ten idiota do mnie: "What have you done to this fuc*in* horse? What do you feed him? You fu*k*d this horse!!!" itd itd itd. Po tych trzech dniach bardzo chciałam pójść do jakiegoś sędziego, pogadać i zwyczajnie donieść na własnego pracodawcę (bo tego wieczora zaczęłam się pakować), ale trochę stchórzyłam, bałam się że wygra republika kolesi, i że mnie debil jeszcze zostawi gdzieś w tej Szkocji, 100km od domu. Przepraszam ze wielki  🚫 , ale minęło już kilka lat, a we mnie wciąż wściekłość siedzi, bo wiem że te koniki stamtąd uciec nie mogły  😤
Alexis_17, maly  🚫 ..... ale zastanawiam sie jakim sposobem nie wiem kim jestes. Twoja zawodniczke znam calkiem niezle. Z zawodniczka ktorej luzakowala tez sie juz dluzszy czas znam.
Siwego pamietam jeszcze z okresu kiedy po jego wejsciu na hale zaraz bylo slychac "uwaga wsiadam".
Lotnaa zapewne *** był prestiżowym zawodnikiem jeżdżącym duże konkursy?
Brak słów, na szczęście się w mojej 'karierze' nie spotkałam z końmi, które chodzą tylko na zawodach.
Tzn miałam jeden przypadek, kobyła super ruch niesamowity, ale przestała skakać... [nie wnikamy dlaczego]
I z boksu wychodziła bo ja się nad nią litowałam i ją jeździłam lonżowałam czy też puszczałam, albo stawiałam zawodnika przed faktem dokonanym, umowa była, że wsiada na 8 na pierwszego konia [oczywiście mówił, że na kobyłę w ogóle nie wsiądzie] to owa kobyłka tylko czekała osiodłana, a on chodził i narzekał.

Też miała literkę Z w imieniu... 👿
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się