Sprawy sercowe...

No cóż... W mojej rodzinie obserwuję jeden taki łańcuch pokoleniowy - identycznych nieudanych związków, identycznych powodów tego nieudania, dokładnie w ten sam sposób niedobrane pary i dokładnie te same błędy w postępowaniu. Babcia - matka - córka (moja kuzynka), a teraz jej syn jest na idealnej drodze do powtórzenia losów swojej rodziny. Także jak najbardziej tak to działa. Moje nieudane małżeństwo także było z facetem będącym pod wieloma względami kopią mojego ojca, z którym związek mojej mamy jest, lekko mówiąc, niezbyt udany.
Moim zdaniem tu nie trzeba Freuda, żeby to się często sprawdzało. Pierwsze wzorce dzieci wynoszą z rodziny i spośród najbliższych, i to te wzorce są najsilniejsze. Jak są złe, to potem bywa nieciekawie.
Ale z drugiej strony jeśli dorastasz w rodzinie, która źle funkcjonuje i widzisz dlaczego jest źle to logicznie szukasz takiego partnera, żeby nie mieć tak źle funkcjonującej rodziny u siebie. Wzorce z domu, to jedna rzecz. Ale dorastający człowiek nie musi zaraz być niemyślącą małpa, która nie widzi, nie myśli, nie analizuje. Wręcz przeciwnie.
tunrida owszem, zgadzam się. Tylko znam wiele osób, łącznie ze sobą, które świadomie deklarowały, że nigdy w życiu takiego faceta, jak ojciec, wiedziały, co jest nie tak, kilka nawet chodziło na terapię z powodu ojca - i klops, władowały się w związek z identycznym facetem, kompletnie tego nie widząc i będąc pewnym, że wybrały przeciwieństwo. Nie jestem psychologiem, więc nie potrafię tego logicznie wytłumaczyć, ale zjawisko istnieje i to całkiem często.
U mnie niestety mąż nie przypomina mojego taty. A szkoda.
eee  tam. U jednych nie przypomina taty, choćby chciały. U drugich nie przypomina bo nie chciały. A u trzecich przypomina, choć nie chciały. A u czwartych przypomina, bo chciały. I tyle.  🙂
.
chyba faktycznie masz dosyć, bo to już twój któryś z kolei wpis tutaj na ten temat  🙁
dempsey   fiat voluntas Tua
19 grudnia 2016 08:34
Co do wybierania na partnera osoby powtarzającej cechy ojca, to u mnie się nieco późno okazało, ale w sumie coś ich łączy 😉
Ale dla mnie bardziej frapujący jest mechanizm, który każe nam powtarzać błędy matki (tzn. ja jako kobieta powtarzam błędy matki, a mężczyzna odpowiednio - ojca).
Mnie to złapało. Obudziłam się (lub zostałam brutalnie obudzona), gdy już stałam z nogami w jej butach - ale nie wiedziałam o tym, nie czułam, nie widziałam...
Przedziwne.
Wyskoczyłam z tych butów no ale to już inny mechanizm. Kto wie, co się za nim kryje zresztą.

Zawsze przypomina mi się wypowiedź niejakiego Nicka Cave'a gdy mial ok. 40 lat i zaczynał prowadzić jakieś wykłady dla studentów: "Całe życie moim celem było nie być kimś takim jak mój ojciec! I cóż.. oto stoję przed Wami dziś, w sumie jako belfer..." . Cytuję z pamięci ale sens właśnie ten.
(Jeśli ktoś nie kojarzy, to młodość pana Cave'a to było coś lekko ponad sex, drugs and rockandroll)
Obudziłam się (lub zostałam brutalnie obudzona), gdy już stałam z nogami w jej butach - ale nie wiedziałam o tym, nie czułam, nie widziałam...

Ze mną było identycznie. Mało tego jeszcze, od początku byli ludzie, którzy tłumaczyli mi, że zakładam te buty. Walczyłam z nimi, że nieprawda, jakby to była co najmniej walka o życie.
Patrząc z boku na te wszystkie mechanizmy, jest to bardzo ciekawe.
Dziewczyny, bo jest różnica pomiędzy "wiem" a kontaktowaniem się z tym tak naprawdę. Sama wiedza nie uchroni nas przed wejściem w buty np. własnej matki, no może poza oczywistymi rzeczami, typu "ona mnie biła, więc ja nigdy nie uderzę swojego dziecka" albo "ona związała się z alkoholikiem, więc ja nie". No ale to są takie jaskrawe sprawy, z niuansami i wszelkimi zawiłościami relacyjnymi już się tak nie da bez włożenia dużej pracy. Miałam kiedyś takiego pacjenta - przychodził do mnie rok na terapię, robił naprawdę super postępy, sporo zmienił w swoim życiu. Przez rok pracował nad tym, że jego ojciec widział go tylko jako "projekt", czyli ma być najlepszy, najlepiej wykształcony, z najlepszą pracą, itd. Pod koniec naszej pracy okazało się, że będzie miał synka, żona w ciąży. Pytam go, co dla niego będzie najważniejsze w związku z tym dzieckiem - a on: ma przede wszystkim otrzymać porządne wykształcenie i dobrze się uczyć. No myślałam że padnę ;P No ale patrzcie, jak to jest silnie zakorzenione...

JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
19 grudnia 2016 09:14
Tunrida chyba jako psychiatra wiesz, że ludzie biorą sobie partnerów podobnych do swoich rodziców, nie bez powodu dzieci alkoholików mają za partnerów osoby uzależnione, bo po prostu wiedzą jak z nimi żyć 😉
U mnie niestety mąż nie przypomina mojego taty. A szkoda.


mój również nie przypomina ojca.... i też szkoda...

W ogóle mam mega wqrw... = wróciłam wczoraj w nocy z nart we Włoszech (tydzień byłam) naładowana pozytywną energią... i mi dziś "stary" na łeb od rana już wrzucił "dynksa"
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
19 grudnia 2016 09:36
Ja mojego nie znałam bo zmarł jak miałam 3 lata- więc nie wiem czy są podobni 😂
Ale mi mój twierdzi, że jestem podobna do jego matki i to nie napawa mnie optymizmem...
Ja do mojej byłej teściowej nijak podobna nie byłam i to także było mi poczytywane za wadę.
Jara-Jako psychiatra wiem też, że dzieci alkoholików łączą się prawie że z abstynentami!! Bo mają dość patologii z dzieciństwa. Tylko nie umiem ci powiedzieć których przypadków jest więcej.
Tak patrząc na ten temat to ja bym się nie pogniewała na partnera, gdyby przypominał mojego ojca. Aczkolwiek z całą pewnością parę jego cech wywaliłabym do kosza.

Ale np dzieci facetów bijących kobiety często powtarzają ten schemat.

Czy mój mąż jest podobny do mojego ojca? Może trochę, spokojem i opanowaniem ( i szczęście, ze tylko tym), ale ja swojego ojca nie miałam na co dzień i wątpie żeby na tej zasadzie to u mnie działało.
Moje 3 siostry wybrały mężów na zasadzie: byle nie przypominał ojca; ja, już po śmierci taty - bardzo podobnego.
I co? I nico. Jakiś zestaw trudności w życiu i w związku nikogo nie ominie, a te zestawy są zdumiewająco podobne mimo wszelkich różnic. Upodabnia je wybrany styl życia. Kto jaki styl życia wybierze - takie napotka trudności, niezależnie od osobowości w związku. Po latach mam takie przemożne wrażenie. Że np. mając kilkoro dzieci i żyjąc w domu na wsi ma się inne trudności niż para bezdzietnych freelancerów z apartamentu w centrum. Niezależnie od konkretnego Jana i Janiny.
halo, tradycyjnie się z Tobą zgadzam, choć poglądy mamy skrajnie różne

my mamy kryzysy, kiedy kończy się kasa na koncie. kiedy nie ma z czego zapłacić za prąd. kiedy trzeba wić się, żeby ogarnąć temat.
napięta atmosfera i kabum.

mamy kryzysy, kiedy kupię/przyjmę stado "zdechlaczków", które w jednym czasie postanowią z tym światem się pożegnać.
no siłą rzeczy siada na głowę nie tylko mi, ale też Michałowi.

mamy kryzysy.
staram się omijać "ciche dni", których doświadczyłam w domu.
ale czasami naprawdę wolę nie wchodzić w drogę nikomu, bo wiem, że zrobię awanturę o byle gie.
Po raz kolejny przypomnę poglądy mojego ojca na tworzenie związku. Poglądy, przeciwko którym ciskałam się za młodu, a teraz wydają mi się 100% prawdziwe.
Najważniejsza jest "biologia": zdrowie, seks, spontaniczny dobór - wzajemne upodobanie (feromony czy inny dżinks), płodność, zgodność poglądów i oczekiwań w sprawie potomstwa, także biologiczna skłonność do uzależnień.
Potem - "majątek". Baza materialna i dyskontowanych talentów.
Potem - wspólnota wartości, którą można oszacować wg Realnych a nie deklarowanych decyzji partnera i starannie przyglądając się rodzinie partnera. Tu warto pamiętać, że z biegiem lat fazy buntu mijają, a wyłazi to, czym się bezwiednie nasiąkło.
Dopiero potem "wspólnota dusz", "przyjaźń", "wspólne hobby" - i innego typu emocjonalne gratyfikacje.
A reszta jest zwyczajnie - nieistotna.

Dowodem na poprawność tej tezy jest częstotliwość powodów rozpadu związków.
Gillian   four letter word
20 grudnia 2016 18:44
Teraz to się naprawdę... zdenerwowałam. Nie mam słów. Muszę ochłonąć nieco i nie robić nic głupiego. No po prostu wierzyć się nie chce, że te chłopy to są takie proste stworki. Chrzanić astmę, niektóre sprawy trzeba wybiegać - ale wrócę 🙂
Gillian, rozwiniesz?
Gillian   four letter word
20 grudnia 2016 20:00
Dupa z biegania bo pada.
W poniedziałek zabrał rzeczy z mieszkania, oddał mi nawet zdjęcie z portfela (a zabrał m.in. czajnik wrrrrr)
W środę sms, że za mną tęskni, czy możemy jeszcze porozmawiać, żebym pomyślała no bo szkoda jednak tych trzech lat.
W sobotę dostałam do pracy ogromny bukiet róż, z wielką kartką przepraszam kochanie. To było ok 14.

Dziś weszłam przypadkiem na jego biling internetowy - przysięgam, nie specjalnie, byłam pewna, że jestem na swoim ale zaintrygowała mnie wysokość faktury. Wchodzę w połączenia a tam jeden numer. Od soboty, od 18:30 non stop smsy, mmsy, długie rozmowy. Dziś od samego rana aż do teraz, kilkadziesiąt smsów. Pokusiłam się zadzwonić na ten numer. No i odebrała. Ewelinka.

O jak się zagotowałam. Dopiero dociera do mnie, że to wszystko jest ostateczne, na serio i bez odwrotu. I wszystko od nowa przechodzę. Miazga, no.
Ale co on właściwie od ciebie jeszcze chce? 🙁
Nie wygląda to na zachowanie dorosłego faceta zdrowego na umyśle. Już się z tym spotkałam ale już nie będę się bawić w diagnozowanie na podstawie wikipedii i własnych domysłów... 😉 Trzymaj się i nie daj sobie zrobić wody z mózgu  :kwiatek:
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
20 grudnia 2016 20:58
A mój "geniusz", podczas pobytu w restauracji, wyciągnął pudełeczko na biżuterię ... W którym była zawieszka - słonik od jego mamy.  😵
Gillian, wiem, ze slabe pocieszenie i latwo powiedziec, ale niech se idzie w cholere do Ewelinki, bo Ty zaslugujesz na kogos, kto Cie bedzie naprawde kochal i szanowal. Bo fajna dziewczyna jestes i szkoda zycia na dupkow. :przytul:
BASZNIA   mleczna i deserowa
20 grudnia 2016 22:26
safie, i jak?  Zdążyłaś narobić jakiejś wiochy typu szloch i Taaaaaak? Jezusie, miałam tak raz... Nie z biżuterią,  ale też do dziś mi głupio.                 
smartini   fb & insta: dokłaczone
20 grudnia 2016 22:35
Dziewczyny, ja zrobiłam lepszy numer własnej matce (to taka śmiszna anegdotka na pocieszenie smutów)
Od - teraz już byłego - chłopaka dostałam kiedyś na święta pierścionek. Ja wiem, że to bardzo specyficzny prezent ale ja lubię pierścionki i kupił naprawdę cudny. Więc ja głupia zbiegłam z pokoju do kuchni z piskiem i wyciągniętą ręką (ja mam problemy z nadmierną ekscytacją byle pierdołą, która mnie cieszy :P) z krzykiem - MAMO, PAAAATRZ!
Była święcie przekonana, że przyjęłam oświadczyny. Prawie zeszła na zawał :P (chłopak spoko był ale to była 3cia liceum a on materiałem na męża to najlepszym nie był  :emoty327🙂
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
20 grudnia 2016 22:44
BASZNIA, raczej wysyczałam "weź to schowaj **** bo ktoś zauważy! Szybko!!"  😂  Chyba na prawdziwy pierścionek się jednak nie doczekam  😂 Chociaż ciekawe jak by to rozwiązał, gdyby osoby siedzące niedaleko to zauważyły  😁

Gillian, trzymaj się :*
To ja miałam odwrotnie, jak mój narzeczony mi się oświadczył i widziałam że idzie do mnie z pudełkiem to przez głowę mi przeszło żeby nie krzyczeć taaak i nie rzucać mu się na szyję, tylko otworzyć najpierw pudełko :P
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się