"Bykowe" - pytanie do pań

Autor wątku z niczego się nie wycofał, tylko nie ma czasu ani sił na dyskusję.

Nie zauważyłam, żebyś jakoś się specjalnie wysilił i wyjaśnił, dlaczego bykowe by miało zwiększyć odpowiedzialność za rodzinę. Wręcz przeciwnie,  ponieważ „nikogo nie obchodzi moje biadolenie”, jak to elegancko nazwałeś, wypiąłeś się (też potrafię elegancko) na moje pytanie  (cytuję poniżej) i przerzuciłeś się na tematy z wątku, który zdublowałeś. A skoro nie masz czasu, to po co zakładasz wątek? W dodatku na inne tematy czas znajdujesz. Konsekwencja zbijająca z nóg.

Jak rozumiem, uważasz, że tylko to, co sam piszesz, obchodzi innych? Może nawet wszystkich? 
Ja w ogóle nie rozumiem, o czym ta dyskusja. Nie rozumiem też pytania „do pań”. Nie rozumiem, jak takie pytanie może komuś przyjść do głowy. 
Idzie o czysto teoretyczne pytanie - do pań: czy to dobrze, aby jakiś rodzaj "bodźca negatywnego", czyli kary, opłaty, dodatkowego podatku - motywował mężczyzn do brania odpowiedzialności za potomstwo, a w konsekwencji też za związki (przynajmniej w pewnym stopniu...)?
Czyli jak facet zostanie przymuszony nowym podatkiem do zapłodnienia partnerki/żony, to znaczy, że są szanse, że weżmie wtedy odpowiedzialność za swoje potomstwo i za związek? W odróżnieniu od innego faceta, co zapłodnił partnerkę/żonę, bo chciał/oboje chcieli mieć potomstwo i ten żadnych bodźców nie potrzebuje, bo jak będzie chciał się wypiąć na rodzinę, to i tak się wypnie? Czy „każdy taki inny” z założenia bierze odpowiedzialność za związek?



Masz chyba jakieś fory o modów, bo zwykle łączą wątki zdublowane i za dublowanie sypią ostrzeżeniami. Wyraźnie jesteś równiejszy z równych. 
Zanim wybuchła wojna domowa w Syrii, udało się zakończyć bardzo kompleksową inwentaryzację archeologiczną tego kraju. Wynik okazał się wielkim zaskoczeniem dla historyków: w IV w n.e., kiedy Imperium Rzymskie przeżywało okres wzmożonego fiskalizmu, rosły podatki, pojawiło się przywiązanie chłopów do ziemi i dziedziczność wielu profesji - gęstość zaludnienia Syrii znacząco wzrosła. To były czasy, kiedy ludzie żyli w tzw. "pułapce maltuzjańskiej", co oznacza, że każdy wzrost produktywności był relatywnie szybko "zjadany" przez wzrost liczby ludności (a w konsekwencji poziom życia był przez całe tysiąclecia praktycznie taki sam - i tak samo, przeciętnie, nędzny...).

Zatem - wniosek z badań jest taki, że wzrost podatków musiał spowodować wzrost wydajności pracy wśród syryjskich chłopów.

W XIX wieku w niektórych koloniach stosowano wobec krajowców tzw. "podatki wychowawcze": obciążano ich świadczeniem pieniężnym, żeby zmusić ich do poszukiwania pracy na europejskich plantacjach - innej możliwości zarobienia pieniędzy na podatek nie mieli (a najwyraźniej bez tej motywacji zarabiać pieniędzy im się nie chciało...).

Wprowadzenie "bykowego" może być swoistym kopniakiem w sempiternę dla całego pokolenia "Piotrusiów Panów", którzy nigdy nie wzięli się do roboty i wziąć się do roboty nie mają najmniejszego zamiaru.

A jak już się wezmą do roboty, to nie tylko na podatek zarobią, ale i na utrzymanie rodziny - której póki co nie mają, bo "ich na to nie stać". Na forum historycznym mamy pełno takich - po historii i pokrewnych kierunkach, którzy poza, ewentualnie, jakimiś stażami lub robotami interwencyjnymi z PUP, nigdy w życiu nie pracowali i pracować po prostu nie potrafią. Póki co - motywacji do tego, żeby cokolwiek ze sobą zrobić nie mają. Konsekwentnie też - narzekają na brak powodzenia u płci przeciwnej. No chyba nikogo to nie dziwi, prawda..?
Programy socjalne.....ok. Napiszę wprost i łopatologicznie.
Nie przeszkadza mi, że zapierd*** am jak osioł żeby państwo dało tym, którzy nie mogą pracować. Czyli: niepełnosprawnym, chorym ( renty) starym ( emerytury), najuboższym ( zapomogi dla biednych z mopsów itd).
Ale przeszkadza mi, że mam zapierd**ać jak osioł żeby państwo dawało tym, którzy stwierdzą że dzięki mojej kasie, to im się już pracować nie opłaca ( matki z 500+)

Promowanie niepracowania. I kropka.
Nie widzę żadnej różnicy między wypłacaniem pieniędzy matkom (co zniechęca je do pracy), a wypłacaniem pieniędzy kalekom (co zniechęca ich do pracy), czy ludziom starym (co zniechęca ich do pracy). Nie mówiąc już o wypłacaniu pieniędzy młodym, zdrowym bykom - do czego jest mnóstwo, ale to naprawdę mnóstwo okazji w każdym szanującym się "państwie opiekuńczym", Naszej Umęczonej Ojczyzny bynajmniej nie wyłączając. Taki "zasiłek dla bezrobotnych" na ten przykład. Albo kasa dla alkoholika jeśli tylko zadeklaruje, że się leczy...
Jkobus jak nie widzisz roznicy miedzy niezdolnoscia do pracy a  niechecia do niej to chyba nie ma o czym z Toba gadac.
Przepraszam za zły  link, ale chyba można sobie wpisać w googlach, prawda?

tunrida, dzięki temu "promowaniu niepracowania" ci co Chcą pracować - nareszcie mogą.
Ale, okazuje się, małe bezrobocie też się nie podoba.
https://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/bael-gus-bezrobocie-liczba-pracownikow-w,106,0,2422378.html
A to jest jakiś sposób OBIEKTYWNEGO stwierdzenia, kto jest "niezdolny" do pracy..? Jeszcze u nas..? Naprawdę nie znacie nikogo, kto sobie grupę inwalidzką "załatwił"..?

halo:
1) Nie zauważyłem, że używane przez Ciebie wielkie litery w środku zdania cokolwiek podkreślają. Dla mnie pojawiają się całkowicie przypadkowo, bez związku z treścią przekazu, w najróżniejszych częściach mowy i zdania - wręcz zastanawiałem się, czy nie masz po prostu popsutej klawiatury.

2) Żeby zachować pełną ścisłość rozumowania należy pamiętać, że wskaźnik bezrobocia jest wskaźnikiem względnym. Pokazuje on odsetek osób, które nie są w stanie znaleźć pracy wśród ludzi DEKLARUJĄCYCH, ŻE TEJ PRACY POSZUKUJĄ. Czyli w praktyce - wśród tych, którzy albo pracują, albo zarejestrowali się w Urzędzie Pracy jako bezrobotni. Jeśli mniej kobiet rejestruje się jako bezrobotne rezygnując z pracy - to wskaźnik bezrobocia ma prawo spadać mimo, że "pracy" obiektywnie wcale nie jest więcej. Inna rzecz, że to wcale nie jest takie proste! Nie bez powodu odwoływałem się do "podatków wychowawczych". Najbardziej jaskrawy przypadek ich zastosowania w XIX wieku to Kongo Belgijskie za króla Leopolda. Skończyło się to czymś, co obecnie uważa się za "ludobójstwo"...
No dokładnie! Nie ma bezrobotnych, bo się nie rejestrują bo nie szukają. Bo po co? Jadą na 500 +, innych zasiłkach i ubezpieczeniu np męża.
A ja na nie pracuję. I mi się to nie podoba.
Ostatnio mialam okazję siedzieć w sądzie na korytarzu wraz z paniami z opieki społecznej. Czekaliśmy długo na sprawę i musiałam wysłuchiwać jak to one widzą, bo wypłacają, na jakich to kombinowanych zasiłkach siedzą te matki nie pracujące i pobierające kasę z opieki.
Ciekawe ile z tych osob, ktorym sie nie oplaca pracowac, bo maja 500plus mysli o tym, ze od tych 500plus nie ma skladek emerytalnych, a dzieci wiecznie dziecmi nie beda?

U nas to jakies mity sa o tym jak wyglada panstwo opiekuncze, bo niekoniecznie oznacza rozdawanie kazdemu kto reke wyciagnie, bez zadnych zobowiazan...
Dlatego wrzuciłam link do pracujących w liczbach bezwzględnych.
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
10 lipca 2019 07:46
Ciekawe ile z tych osob, ktorym sie nie oplaca pracowac, bo maja 500plus mysli o tym, ze od tych 500plus nie ma skladek emerytalnych, a dzieci wiecznie dziecmi nie beda?



Zobaczymy, co się stanie za kilka lat, gdy pierwsze rodzinki zostaną bez kasy, a ze znalezieniem pracy będzie ciężko, bo nie będą ,,na czasie" i wyjdzie brak doświadczenia w danym zawodzie. A wiadomo, że jest grono osób co ,,za tyle pieniędzy to on pracował nie będzie".
Tak samo jak dla matek - kasy może zabraknąć dla inwalidów, starców i dla młodych byczków migających się od wszelkiej roboty! Nawet szybciej i pewniej zabraknie tej kasy tam, gdzie - istniejące od lat - "programy socjalne" nie są tak medialne jak 500+. 500+ to już szybciej się zdewaluuje w wyniku inflacji, niż zostanie kiedykolwiek, w dającej się przewidywać przyszłości, zniesione.

halo - fajnie, skoro tak, to rzeczywiście - ciekawe. Pytanie, jak to będzie wyglądało po spodziewanym bankructwie Deutsche Banku i prawdopodobnej recesji w Niemczech, gdzie w tej chwili sprzedajemy ok. 40% naszego eksportu..?

Przy tym - wszystko to są nie warte większej uwagi drobiazgi. Zmuszenie do pracy mamisynków z pokolenia milenialsów - to by było coś...
jkobus, - i ma do tego przekonać wprowadzenie nowego podatku dla ludzi młodych i pracujących? Aha, fajna logika 🥂 Pracuj to Ci więcej podatku dosadzą! Od razu kwitnie we mnie chęć do rozwoju i pozostania w kraju 😎
Jeśli zabraknie dla niepełnosprawnych, dla upośledzonych umysłowo, dla osób po udarach, dla staruszek i staruszków, to chętnie oddam więcej podatku. Dla nich!
Ale nie dla nierobów których zawód to " wychowywanie dzieci". Mam alergię na takie Karyny. I jak to teraz modnie się mówi " nie ma mojej zgody na takie promowanie obijania się za moje pieniądze".
Syryjscy chłopi przed podwyżką podatków w IV w n.e. mieli dużo czasu wolnego, obchodzili nieustannie jakieś pogańskie święta, dużo odpoczywali. Wprowadzenie podatków zmusiło ich do pracy. Okazało się, że w konsekwencji produkują znacznie więcej żywności niż poprzednio i mimo, że płacą wysokie podatki, są zmuszani do szarwarków na rzecz państwa i eksploatowani na różne sposoby - i tak żyją dostatniej niż poprzednio i są w stanie utrzymać więcej dzieci (które wcześniej albo zabijali zaraz po urodzeniu, albo porzucali). Mają tylko mniej czasu na świętowanie...

Pokolenie "Piotrusiów Panów" nie pracuje, bo nie musi - mamusia utrzymuje i 40-letniego byczka. Jeśli podatek zmusi takiego do odklejenia się od matczynej spódnicy i ekranu Playstation - to co w tym złego..?

Niechęci akurat do matek, gdy wszędzie dookoła pełno innych nierobów wykorzystujących system - nie będę komentował...
Inne nieroby które mogłyby pracować a nie pracują,  nie dostają moich pieniędzy. Jesli utrzymują ich ich rodziny, to jest to problem tych rodzin że to tolerują.
Ty udajesz że nie rozumiesz? Bo nie wierzę, że nie rozumiesz.
Utrzymujesz wszystkich alkoholików, którzy DEKLARUJĄ, że się leczą - w zależności od gminy, za taką deklarację dają, niczego nie sprawdzając, od 300 do nawet 1000 zł miesięcznie. Do tego czasem jakieś paczki z żywnością, itd. Utrzymujesz wszystkich, którzy zarejestrowali się jako bezrobotni - nawet, jeśli naprawdę robią na czarno i zarabiają więcej od Ciebie. Utrzymujesz wszystkich, którzy załatwili sobie grupę inwalidzką - nawet, jeśli tak naprawdę to zdrowe jak konie byki. Utrzymujesz 40-letnich emerytów służb mundurowych. I górników, nauczycieli, kolejarzy. Naprawdę trudno znaleźć taką grupę ludzi, która żadnych zapomóg nie dostaje! Ba! Utrzymywałaś też niejaką Izabelę R., zwaną "Indianką" - póki jeszcze była w stanie naciągać swoją gminę na zapomogi. Będziesz ją utrzymywać w więzieniu, jeśli tam trafi.

Naprawdę tego nie wiedziałaś..?

To nie PiS wymyślił zapomogi i "pomoc socjalną". Ba! To nie PiS wymyślił zapomogi dla matek. W różnej formie istnieją od 1990 roku (a niektóre istniały nawet dawniej). Rząd PO tuż przed przegranymi wyborami "dał" roczne "becikowe" w wysokości 1000 zł miesięcznie: tyle tylko, że aby je dostać, trzeba nie tylko urodzić dziecko, ale też - nie płacić ZUS. To Cię nie denerwuje, jak rozumiem..?
Wprowadzenie „bykowego” może być swoistym kopniakiem w sempiternę dla całego pokolenia „Piotrusiów Panów”, którzy nigdy nie wzięli się do roboty i wziąć się do roboty nie mają najmniejszego zamiaru.
A jak już się wezmą do roboty, to nie tylko na podatek zarobią, ale i na utrzymanie rodziny - której póki co nie mają, bo „ich na to nie stać”. Na forum historycznym mamy pełno takich - po historii i pokrewnych kierunkach, którzy poza, ewentualnie, jakimiś stażami lub robotami interwencyjnymi z PUP, nigdy w życiu nie pracowali i pracować po prostu nie potrafią. Póki co - motywacji do tego, żeby cokolwiek ze sobą zrobić nie mają. Konsekwentnie też - narzekają na brak powodzenia u płci przeciwnej. No chyba nikogo to nie dziwi, prawda..?


Oto streszczenie tego absurdalnego pomysłu: motywowanie mężczyzn do brania odpowiedzialności za potomstwo i za związki poprzez zmuszanie ich do pracy poprzez zmuszanie ich do płodzenia dzieci poprzez wprowadzenie bykowego.
 
Ten, kto na taki pomysł wpadł jest bardziej nieodpowiedzialny niż Piotrusie Pany. Bo Piotrusie Pany nie pracując szkodzą sobie (pomijając, że nie płacą podatków, bo to inna kategoria), a w tym pomyśle mogą szkodzić innym.  Bo część Piotrusiów Panów zaskoczy i będzie pracować dla rodziny, ale część Piotrusiów nie zaskoczy i wrócą do piotrusiowania zostawiając rodzinę.

Wykorzystywać dzieci do zachęty do pracy? Albo jako karę za niepracowanie? Pomysł jest nie tylko niedorzeczny, ale wręcz niemoralny. Bo kto będzie najbardziej pokrzywdzoną stroną tego eksperymentu? Nie Piotrusie Pany, ale dzieci i matka tych dzieci.

Skoro celem ma być zmuszenie tych ludzi od pracy, zamiast podatku od nieposiadania dzieci może lepiej pomyśleć o podatku od niepraowania? 

Pokolenie "Piotrusiów Panów" nie pracuje, bo nie musi - mamusia utrzymuje i 40-letniego byczka. Jeśli podatek zmusi takiego do odklejenia się od matczynej spódnicy i ekranu Playstation - to co w tym złego..?

Jasne, dzieci mają robić, wtedy mamusia będzie utrzymywać byczka i jego dzieci. To w tym złego, że wciągasz w to dzieci.

A poza tym: co w ogóle cię obchodzi, kogo mamusia utrzymuje? Jej pieniądze, jej prawo robić z nimi co chce. 

Im dalej w to brniesz, tym lepiej widać bezsens tego, co na ten temat wypisujesz. Chociaż w sumie nie powinno mnie to dziwić, bo jednak jest to kwestia norm moralnych zgodnie z którymi człowiek funkcjonuje.   
W mojej opinii - jeśli pominąć kwestię tego, czy w ogóle moralnie jest nakładać na ludzi podatki - sprawa ta żadnego aspektu moralnego nie posiada.

Mamy stale rosnącą grupę ludzi którzy nie pracują, nie wchodzą w żadne związki, nie posiadają dzieci, nie podejmują żadnych zobowiązań społecznych. Wegetują na utrzymaniu rodziny/państwa/gminy, krążąc między ekranem komputera lub PlayStation a toaletą. W większości nie podejmują nawet najprostszych czynności wokół siebie - typu dbałość o garderobę czy przygotowanie posiłków.

W Polsce jest to wciąż grupa marginalna - choć coraz łatwiej ją dostrzec, naturalnie - w internecie, bo przecież nie na ulicy! Ale w takiej Japonii czy w Singapurze to jest, w zależności od grupy wiekowej, od kilkunastu, do nawet 40% rocznika.

Jeśli grupa ta zostanie obciążona daniną - to część z jej członków będzie zmuszona podjąć jakąś pracę, bo dotychczasowe źródła utrzymania nie wystarczą na zapłacenie daniny. BYĆ MOŻE w konsekwencji - ogarnie się i zacznie zarabiać więcej niż tylko na zapłacenie "bykowego" i, w rezultacie - wyjdzie na życiową prostą.

Jeśli któryś z nich nie zrobi tego - to tylko nadzwyczaj nieodpowiedzialna kobieta (a takich przecież nie ma..?) zechce mu ulżyć w "bykowym", płodząc z nim potomka. Dlaczego miałaby to zrobić z kimś, kto nie pracuje, niczym się nie interesuje, nic nie robi - i nawet nie wychodzi z domu, chyba że po zasiłek..?

Zatem - mowy nie ma o tym, aby skutkiem wprowadzenia "bykowego" miało być NAJPIERW spłodzenie dzieci przez "Piotrusiów Panów", a dopiero NASTĘPCZO - podjęcie przez nich pracy. Na odwrót! Najpierw muszą podjąć jakąś pracę, żeby zapłacić podatek (albo - bo ja wiem - zostaną zesłani w Bieszczady rąbać las..?) - a dopiero jeśli i gdy to zrobią - no, to może uda im się znaleźć partnerkę i spłodzić potomstwo.
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
10 lipca 2019 13:30
A jak chcesz daninę ściągać od osoby niepracującej, nie mającej dochodu?
Bykowe ma zmusić do pracy czy do robienia dzieci?  Bo już się zgubiłam
To jest niewątpliwie słaby punkt.

Licytacja komornicza raczej nie podziała. Jak pisałem - ewentualnie zsyłka w Bieszczady miałaby dostateczną siłę odstraszającą. Pytanie, czy ktokolwiek się na to zdobędzie..?

Choć może - odcięcie od Internetu..? To by było nawet bardziej dotkliwe..

Teoretycznie "bykowe" miałoby zmuszać do posiadania dzieci. Ale w praktyce - znakomita większość dotkniętych nim będzie wolała zapłacić. Efektywnie zatem: będzie to motywacja do pracy.

Zmotywować do posiadania dzieci ludzi, którym posiadać dzieci się nie chce - nijak się nie da. Na to nie ma sposobu. W każdym razie ja o takim jeszcze nie słyszałem?
Nie dziwię się, ze aspektu moralnego nie widzisz, bo masz system wartości etycznych różny od ogółu (a przynajmniej mam taką nadzieję).  Ja widzę: wykorzystywanie dzieci do zmuszenia Piotrusia Pana do pracy poprzez bykowe. Jaka kolejność – czy najpierw praca, potem płodzenie czy na odwrót nie ma znaczenia, bo nie pisalam, że Piotruś Pan w ogóle nie podejmie pracy; pisałam, że podejmie, ale mu się odechce. I płaci za to dziecko.

To napisałam: Bo część Piotrusiów Panów zaskoczy i będzie pracować dla rodziny, ale część Piotrusiów nie zaskoczy i wrócą do piotrusiowania zostawiając rodzinę.
To jest ten aspekt moralny.


Teoretycznie "bykowe" miałoby zmuszać do posiadania dzieci. Ale w praktyce - znakomita większość dotkniętych nim będzie wolała zapłacić. Efektywnie zatem: będzie to motywacja do pracy.
Tego nie rozumiem: dlaczego będzie to motywacja do pracy?  Przecież jak nie pracują, nie zapłacą bykowego, bo skąd wezmą pieniądze na tenh podatek.

Zmotywować do posiadania dzieci ludzi, którym posiadać dzieci się nie chce - nijak się nie da. Na to nie ma sposobu.

Przecież pisałeś, że bykowe zmusi mężczyzn do brania odpowiedzaianości za potomstwo, a teraz piszesz, że Piotrusie Pany, adresaci tego programu, potomstwa mieć nie będą.  Za co wobec tego mają brać odpowiedzialniść? Za Play Station, komputer i toaletę?
Idzie o czysto teoretyczne pytanie - do pań: czy to dobrze, aby jakiś rodzaj "bodźca negatywnego", czyli kary, opłaty, dodatkowego podatku - motywował mężczyzn do brania odpowiedzialności za potomstwo, a w konsekwencji też za związki (przynajmniej w pewnym stopniu...)?
Jak nie zapłacą - powinna ich spotkać jakaś dotkliwa kara o charakterze niefinansowym. Już pisałem, że to słaby punkt pomysłu. Jednak - gdy takich obiboków będzie więcej (a będzie...), to co innego pozostanie..?
Zmotywować do posiadania dzieci ludzi, którym posiadać dzieci się nie chce - nijak się nie da.
Prawda. Tylko po co ich motywować? Nie szkoda dzieci? Jest tyle niechcianych, że myślę, że nie na sensu produkować kolejnych.
I kiedyś słyszałam teorię (odnośnie ludzi), że natura sama się pozbywa słabych osobników poprzez bezpłodność czy brak chęci posiadania potomstwa.
Może faktycznie lepiej poczekać aż te bezdzietne lenie (do nikogo nie piję, jeśli już to do siebie, bo sama dzieci nie mam) powymierają i nie przekażą złych genów.
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
10 lipca 2019 14:17
Lepsza ściągalność alimentów i ustalanie wyższych alimentów, a nie 300 zł na dwójkę dzieci - to jest sposób na zmuszenie do większej odpowiedzialności za potomstwo, a nie podatek od nieposiadania potomstwa.
Gienia-Pigwa   Vice-Ambasador KAV w Dojczlandii, dawniej pigwa :P
10 lipca 2019 14:28
500 złotych nigdy nikogo normalnego nie zmotywuje do posiadania ( wiecej ) dzieci. Czy tez nie spowoduje, ze nie pojdzie do pracy. Głównym problemem jest brak porządnych żłobków i przedszkoli, problemy z połączeniem pracy zawodowej z wychowaniem dzieci ( brak umów na czesc etetu, tak samo u ojców! Np. Po 80 % ) czy słaby dostep do opieki medycznej.

Z drugiej strony, kazda para ma prawo sama decydować czy bedzie opiekowała sie dzieckiem w domu zamiast wysłać do przedszkola. Nikomu nic do tego. I to powinno byc tez w jakiś sposób wspomagane.

Jest tyle patologii ale mam wrażenie, ze walka z 500 plus w Polsce zrobiła sie iście bożkiem wszystkich antyrzadowcow. Troche to śmieszne. Patrząc jaka niska jest kwota wolna od podatku przy posiadaniu dzieci to naprawdę sie dziwie temu hejtowi... ludzie, przeciez 99 % rodzin naprawdę wyda te pieniądze w dobrym celu i wiele dzieci na tym zyska.

Oczywiscie odcinam sie od tego, czy Polskę na to stać... ale nawet jakby było stać to ten hejt dalej by był pewnie. Taki hejt z „zasady”...
Ktoś mógłby mi wytłumaczyć co to są "wartości etyczne"? Bo nie znam takich. Znam wartości moralne. Etyka jest nauką o moralności.

Naprawdę nikt nie widzi, ze kontrowersyjne bykowe właśnie zostało wprowadzone?
Od 1.07.2019.
Tylko nie jest w formie "płać, a jak nie masz - to nie płać (bo jak?)" ale w formie braku refundacji części podatków (w wysokości 500 na dziecko).
Przypomnę, że każdy konsument płaci podatki - VAT.

Co do moralnej strony wszelkiej inżynierii społecznej, to rzecz jest wielce złożona.
Filozoficzna (słowo równie niepopularne jak moralność). Dotyka pytania o źródła moralności.
Ludzie ujawniają wiele różnic, gdy podają odpowiedzi.
Sama uważam, że źródłem moralności są (drapieżne) prawa tej planety.
Czyli przetrwanie, prokreacja, interes stada (w którym łatwiej przetrwać).
I, owszem, komfort, czyli minimalizacja stresu - też.
Także instynkt opieki nad potomstwem, korzystanie z doświadczeń osobników długowiecznych etc.
Główny problem jest tego typu, że w warunkach przegęszczenia zdrowe instynkty zanikają.
W tym: niektóre grupy przestają się rozmnażać, inne mnożą się na potęgę.
Szerzy się promiskuityzm (źle wpływający na opiekę nad potomstwem i jego przeżywalność) i wzajemne zagryzanie.
Również wiele form narkotyzowania się. Ludzie ( na tym świecie) są tylko jednym z gatunków.
Szczerze wątpię, jakoby jakakolwiek inżynieria społeczna mogła to zmienić, odrzucając doprowadzanie "ogiera" do krycia w czasie rui.

jkobus, nie rozumiem, czemu mierzi cię zjawisko "Piotrusiów Panów" występujące jak świat światem.
Od zawsze nadmiar młodych samców był, cóż, zbędny. I nie ma się czemu dziwić, że zbędni zachowują się... jak zbędni.
Zatem jedyne, co mogłoby "motywować", to, hm, kastracja, jeśli nie masz potomstwa do wieku x.
Ale jest to zbędne, bo planeta Ziemia bezwzględnie karze tych, co się nie rozmnożą - nie przekażą swoich genów. I już.
Wymrą bezpotomnie.
Premiowane życiem powinno być potomstwo osobników aktywnych i przystosowanych.
I to jest najpoważniejszy zarzut wobec 500+.
Ale nie jest tak prosto, bo nie żyjemy w świecie, na którym inżynieria społeczna nie istnieje.
I od zawsze różne systemy "stadne" (społeczne) próbują dbać o to, aby rozmnażali się "właściwi, słuszni" - a niesłuszni - nie.
Najprościej - poprzez pozbawienie środków do życia osobników niepożądanych w systemie, przez masowe (a wszak niedobrowolne) migracje na pustkowia etc.

Zaryzykuję hipotezę, że nastąpiła zmiana co do poglądów, które osobniki są "słuszne".
Poniekąd: wystarczy już (aktywnych?) elit, potrzeba "masy roboczej".
Tu mogę się mylić. Zmiana nastąpiła na pewno, trudniej ją uchwycić, zdefiniować.
W każdym razie przez jedno pokolenie marginalizowane były jednostki przystosowane "inaczej" do drapieżnego neokapitalizmu.
A przez kilka pokoleń (przez wszystkie pokolenia?) - nieprzystosowane do miłościwie panującego systemu.
No, to się nie zmieniło - nadal marginalizowani są nieprzystosowani do aktualnie(!) panującego systemu.
Jedynie system odrobinę inny (czy znacząco - śmiem wątpić).
halo: już o tym pisałem, cytując nadszyszkownika Kilkujadka - rzecz w tym, że my potrzebujemy wszystkich - i tych, którzy chcą i tych, którzy nie chcą. "My" - w sensie: "suweren", "naród polityczny". Tu nie ma czego zwalać na jakieś mityczne "elity"..! Jak by "suweren" nie chciał otrzymywać emerytur - to by nie głosował na partię obiecującą (i faktycznie realizującą...) obniżenie wieku emerytalnego. Itd., itp.

Skoro "my" chcemy benefitów państwa opiekuńczego (a nie ulega najmniejszej wątpliwości, że chcemy - tak wybraliśmy, cokolwiek się dzieje, nie dzieje się nam zatem krzywda - nawet, jeśli niektórzy z nas się z tym nie zgadzają - trudno - byli w mniejszości!), to powinniśmy jakoś obmyślić sposób utrzymania tego państwa opiekuńczego.

Tego się zaś nie da zrobić, jeśli będzie "nam" - ubywać siły roboczej. Owszem - automatyzacja, poprawa organizacji pracy, w pewnym stopniu import imigrantów (ale tu naprawdę nie ma wielkich rezerw - Ukraina jest już prawie bezludna, a próby importu mieszkańców Czadu czy Mali jak na razie efektów pozytywnych finansowo nikomu nie przyniosły...) - mogą przez jakiś czas odsuwać ostre stadium kryzysu. Ale on nastąpi - jeśli obecne trendy się nie zmienią.

Nie ulega najmniejszej wątpliwości że nie robiąc nic, tj. zdając się na dobrą wolę poddanych naszego gosudarstwa - NIE zdołamy obecnego modelu funkcjonowania ekonomii i państwa długo utrzymać. "Długo" - czyli dłużej niż przez najbliższe 20, może 30 lat.

Po prostu: kobiet, które chcą mieć dzieci i gotowe są je urodzić i wychować - jest w populacji ogółem zbyt mało, aby udało się utrzymać jej aktualną liczebność.

To prawda: liczba mężczyzn gotowych mieć dzieci - nie ma żadnego znaczenia z czysto biologicznego punktu widzenia. Jeden mężczyzna może zapłodnić praktycznie nieograniczoną liczbę kobiet. Zatem wystarczy jeden - byleby tylko znalazł chętne do rodzenia. Z tym zaś jest problem... Tym większy - że zagadnienie jednakowoż NIE sprowadza się do kwestii czysto biologicznej.

Jestem pesymistą w tej materii i przecież bynajmniej tego nie ukrywam - nie uważam, że da się z tym cośkolwiek zrobić. Ostry spadek liczby ludności jest nieunikniony - tak samo jak załamanie infrastruktury "społecznej" (opieka nad osobami starszymi i niedołężnymi, państwo i jego struktury zapewniające bezpieczeństwo czy wymiar sprawiedliwości, opieka zdrowotna, itd.), a najprawdopodobniej także - załamanie infrastruktury technicznej (choć tutaj daleko idąca automatyzacja może nam pozwolić na przetrwanie - jest to technicznie wykonalne, choć trudne, a przede wszystkim - kosztowne).

Za 20 - 30 lat Polska może okazać się bardzo nieprzyjaznym miejscem do życia. Zupełnie niezależnie od tego, kto jakie poglądy ma i jak głosuje dzisiaj. Nie tylko przysłowiowej szklanki wody nie będzie miał kto podać...

Czy powinniśmy się tym martwić? Czy aktywizowanie leni, obiboków, cwaniaków, wydrwigroszy, tudzież osób na różne sposoby nieprzystosowanych i upośledzonych - ma jakikolwiek sens..?

Powtarzam, co napisałem na wstępie: moje zdanie na ten temat jest mało istotne. "Suweren" jednoznacznie odpowiedział, że tak. I tylko dlatego w ogóle na ten temat dyskutujemy!

halo - wydaje mi się, że chyba trochę przeceniasz biologiczne determinanty naszego życia. Gdyby istotnie istniał jakiś "instynkt rozmnażania się" - to czy bylibyśmy świadkami takiej agresji wobec "matek", jaką widać w tym wątku..? Czy w ogóle byłoby się czym martwić..?

Jak na razie wygląda na to, że odporni na "chorobę dobrobytu" są tylko fundamentaliści religijni - i to oni za pół wieku "posiądą Ziemię", bo tylko oni będą mieli zauważalną liczbę potomstwa. A chyba nie podejrzewasz tej właśnie grupy o szczególne uleganie "instynktom", czy wręcz "żądzom", prawda..?
Jak nie zapłacą - powinna ich spotkać jakaś dotkliwa kara o charakterze niefinansowym. Już pisałem, że to słaby punkt pomysłu. Jednak - gdy takich obiboków będzie więcej (a będzie...), to co innego pozostanie..?


Nie bardzo rozumiem, jak sobie w praktyce wyobrażasz nałożenie podatku na tych właśnie Piotrusiów, których utrzymują rodziny? Opodatkowałbyś matkę staruszeczkę? Jak to by miało zmobilizować takiego lenia do wstania z kanapy i wzięcia się w garść?

Idea mobilizowania leni do pracy jest dla mnie zrozumiała i słuszna, niech płacą podatki w kraju, w którym korzystają z infrastruktury, opieki zdrowotnej (choćby szczątkowej) itp. Jak ta idea ma się realizować poprzez wprowadzenie podatku, który uderzy w PRACUJĄCE osoby, które z różnych powodów nie mają dzieci, to już mi umyka. Sądzisz, że z punktu widzenia państwa ważne są osoby, które będą się licznie rozmnażać? Może w długim horyzoncie czasowym tak, ale w najbliższych 20 latach państwo potrzebuje dojnych krów, z których będzie ściągać podatki na swoje utrzymanie oraz wszelakie programy. Jeśli zostanie wprowadzony kolejny podatek, który uderzy w bezdzietne osoby, z których część jest specjalistami w swoich branżach, co ich w tym kraju zatrzyma? Sentyment? Jeśli się spakują i wyjadą, kranik z pieniążkami zacznie wysychać i wtedy dopiero zacznie się płacz...
cytat jkobus:

"Po prostu: kobiet, które chcą mieć dzieci i gotowe są je urodzić i wychować - jest w populacji ogółem zbyt mało, aby udało się utrzymać jej aktualną liczebność.

To prawda: liczba mężczyzn gotowych mieć dzieci - nie ma żadnego znaczenia z czysto biologicznego punktu widzenia. Jeden mężczyzna może zapłodnić praktycznie nieograniczoną liczbę kobiet. Zatem wystarczy jeden - byleby tylko znalazł chętne do rodzenia. Z tym zaś jest problem... Tym większy - że zagadnienie jednakowoż NIE sprowadza się do kwestii czysto biologicznej."


Maz rację, tylko nie jesteśmy rozpłodowymi zwierzakami  - u ludzi liczy się coś jeszcze. Dla kobiety (a przynajmniej wielu z nich) liczy się by "zapładniający" był z nią, dawał oparcie, wspólnie wychowywał dzieci.

Ja znam bardzo dużo kobiet SINGLI, które chciałby by mieć rodzinę i dzieci. PODKREŚLAM - = RODZINĘ - a nie dziecko z zapłodnienia "knura ludzkiego"... i nie trafiły na takiego faceta - bo trafiają właśnie na Piotrusiów Panów, czy obiboków, czy zniewieściałych czy nieodpowiedzialnych, Czy one mają duże wymagania?

Pewnie tak. Ale kobieta podświadomie (zwierzeco) wybiera samca okazałego, odpowiedzialnego, takiego, który zapewni dobry byt (niekoniecznie miliony, ale bytem tez jest praca i pomoc)


Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się