Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"

Naprawdę od dawna nie miałam takiego uczucia bezsilności. Coś mnie strzela po prostu, wiem, że muszę coś zrobić, a jednocześnie jestem bezbronna i mogę tylko czekać.
Ma może któraś z was skuteczny sposób na tęsknotę, która nie daje spać i przyprawia o wieeelką opuchliznę oczu?  🙁
Ambrozja Ja też tęsknie. Tęsknie za osobą z którą nie mam szans się już spotkać. Nie ma dnia, żebym nie wyła 🙁
Prawie rok od śmierci mamy, a ja ciągle nie mogę się pozbierać. Po prostu nie mogę.
tajnaa - Trzymaj się kochana  😕 Aż zaczynam myśleć że moje problemy to nie problemy.. Wiem, że po stracie tak bliskiej osoby bardzo, bardzo ciężko się pozbierać.. Ale wierzę w Ciebie, musisz dać radę 🙁
tajnaa, nie dziwię się, że nie możesz się pozbierać, sama nie wiem jak zachowałabym się w Twojej sytuacji. Od śmierci mojej babci minęło 15 lat, a moja mama nadal ma łzy w oczach jak czasem o niej opowiada. Śmierć tak bliskiej osoby nie jest czymś, z czym można sobie "poradzić", trzeba się nauczyć żyć dalej. Nie da się nad tym przejść do porządku dziennego, nie da się, bo już nigdy nie będzie tak samo. Trzymaj się i staraj się być silna. Wsparcie ze strony innych członków rodziny, taty czy męża, jeśli takowe masz, pomaga, prawda?
Pomaga, jasne, że pomaga. Tylko żadne z nich nie jest w stanie zastąpić mi takiego rozmówcy, jakim była mama. A mówią, że nie ma ludzi niezastąpionych...
Mojej babci nie ma z nami pół roku.
Śmieje się jak o niej mówię, ale w dołki mnie ściska. Zdarzyło mi się płakać do poduszki. Brakuje takiej osoby. Brakuje telefonów, brakuje smsów, brakuje niespodziewanych odwiedzin.
Teraz mam tylko jedną babcię, ale to też nie to samo, one różniły się od siebie jak ogień i woda, jednak czuła, a druga nieco oschła, ale za wnukami wskoczyłaby w ogień. Jest trudno...
Ja nie mam już ani jednej babci, ani dziadka. Pozostał mi tylko ojciec, z którym niekoniecznie potrafię się dogadać.
Nie przypuszczałam, że tak mnie trzepnie. Ale też takiej wieści się nie spodziewałam, no kto się spodziewa wieści o nagłej śmierci? Dziś rano dowiedziałam się, że odszedł mój "przyszywany" brat, i kum (razem mamy chrześnicę), człowiek, którego znałam od pieluch (moich), człowiek, który był zawsze, i wydawało się, że zawsze będzie - bo on z takich "niezniszczalnych", niezmordowany turysta, przewodnik górski. Zmarł na szlaku.
Tomku, bardzo mi Ciebie będzie brakować  😕
To są "nieszczęścia" o wiele mniejszego kalibru, ale co poradzić że widzę dwa ekrany..?

Najpierw wieczorem coś huczało. Ni k..ta nie doszedłem co - ale zamiast iść spać z kurami, jak na wieśniaka przystało, przesiedziałem do północy, co kwadrans wybiegając sprawdzić, czy z końmi wszystko w porządku. Przy czym, w zasadzie, wszystko co mogłem sprawdzić, to czy cicho (w sensie, czy żaden nie rży albo głośno nie tententni po Wielkim Padoku) i czy elektryzator daje impuls do pastucha.

Za czym o piątej rano uaktywniła się zewnętrzna kota Krystyna, nie wiadomo skąd przebywająca wewnątrz chatki. Najpierw próbowała wyrzucić z łóżka przytuloną do mnie kotę domową, Sylwestrę - a potem, jak to się nie udało - po kolei atakowała nasze kończyny, wyrywając nas z najgłębszego snu. I w tym momencie tuż obok chatki rozległ się tętent kopyt...

Jak zwykle, w ciągu ułamka sekundy (mamy to przećwiczone...), byliśmy w jakim takim przyodziewku i w gumiakach na zewnątrz, z uwiązem w ręku. Konie... grzecznie się pasły, patrząc na nas ze zdziwiniem. Tętent był sprawką chmary saren...

Tak więc: g...o się wyspaliśmy - a że jesteśmy też podziębieni - to chodzimy jak zombi. Dobrze, że to niedziela...
Mam kryzys jeździecki i finansowy jednocześnie 😕
Siodło zrobiło się jakiś czas temu za ciasne na mojego konia, więc sprzedałam je i kupiłam nowe, robione na wymiar, drogie wiec na raty i teraz zamiast płacić ryczałt za treningi, płacę raty za siodło.
Nie trenuję już drugi miesiąc i czuję mega pogorszenie w mojej jeździe, a koń chodzi dużo gorzej 🙁 Wcześniej prawie nigdy się nie zdarzało, że się wkurzałam i traciłam cierpliwość do konia, a teraz strasznie często i mam do siebie żal o to, bo wiem, że ja jestem winna.
A poza tym czas mija i mija, a ja wciąż nie mam prawa jazdy, nie chce mi się nawet myśleć jak będę kursować między stajnią (prawie codziennie), uczelnią (studia dzienne) a pracą - bez samochodu. A do stajni autobusami jadę 1,5 godziny w jedną stronę  😵
mybay, Oj, współczuję :/ ale są tego plusy: plecy Twojego konia na pewno Ci podziękują 🙂 Z dojazdami to problem.... pamiętam jak sama kursowałam na trasie uczelnia - stajnia - dom, do stajni autobusami 1,5 - 2 godziny w jedną stronę i szlag mnie trafiał, bo nie mogłam się z niczym wyrobić. 🙁

tiaa... mam jakiś taki czas wegetacji....i coś muszę w życiu zmienić. Przez wypadek przebimbałam całe wakacje. 🙁 Nie mogłam wykonywać żadnej pracy w której się łazi długo albo stoi, więc mi w sumie...wszystko odpadło... knajpki, mak, nawet ulotki i hosstesowanie. Plus tego taki, że jeździć już mogę...
Moon   #kulistyzajebisty
04 września 2012 20:54
Jak czytam Was to normalnie moje doły wydają się wręcz śmieszne, bo w zasadzie u mnie wszystko ok - nie powinnam jęczeć i narzekać, bo mam kochającego chłopaka, nienajgorszą robotę, rodzinę w (tfu, tfu odkupać w niemalowane!) w stałym składzie.
Tylko cały czas tak bardzo tęskno mi do koni  😕
I będę wstrętnym 'nie-koniarzem' bo nie brak mi koni jako takich, tylko... jazdy. Dłubania, rzeżbienia, pracy nad swoimi i konia słabościami. Powoli, kroczek po kroczku, byle mieć jakiś cel.
Mając kilka możliwości obecnie już sama nie wiem czy mam się z siebie śmiać czy płakać - Nie jeżdżę, bo nie wiem już czy na siłę znajduję sobie wymówki, czy naprawdę nie chcę. I nic nie poradzę na to, że cały czas patrzę przez pryzmat tego, co było i wszystko to nowe wydaje się nijakie i na pół gwizdka. "Daj sobie szansę" mówią, a ja już chyba po prostu nie mam siły na kolejne rozczarowania. I tak się męczę sama ze sobą już czas jakiś i dalej nic nie wiem, smutno mi.

Musiałam się wygadać, wybaczcie.
Moon, kup se waśćka konia 😀
Moon   #kulistyzajebisty
05 września 2012 08:26
Halo, chciałabym, żeby to było takie proste - ale obecnie też mam mam milion wątpliwości "czy aby na pewno to już, mogę?" boję się trochę, cały czas nie jestem pewna czy jestem na tyle stabilna finansowo, żeby nabyć taką skarbonkę bez dna.
Moją najwięszką wadą jest chyba paniczny strach przed jakimikolwiek zmianami... 😫
Sankaritarina no właśnie, dlatego nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak ja będę się wyrabiać z tym wszystkim.. A na pewno nie chcę dawać konia w odstawkę, bo to jest dla mnie najwiekszym zastrzykiem szczęścia i energii. Eh, cięzkie to życie 🤔
Współczuję Ci wypadku i wegetacji, znam to uczucie - okropieństwo. Uczucie, że czas przeciekł ci między palcami, nawet nie wiesz kiedy. Ale najważniejsze, że idzie ku lepszemu, a już zwłaszcza, że możesz jeździć 😀 Mnie za to za niecałe dwa tygodnie czeka operacja, tydzień w szpitalu i pewnie nie od razu po wyjściu będę mogła jechać do stajni  😵

Moon Wątpliwości zawsze są i będą, a możliwości nie zawsze. Więc jeśli masz możliwość, to kup konia. Owszem, wiele się wtedy zmieni, ale przecież nie wszystkie zmiany oznaczają gorsze, może się zmieni na lepsze?  🙂 A w razie dołków finansowych można się ratować dzierżawą, wstawieniem tymczasowo konia do tańszej stajni, lub zupełnie "gołej" czyli na jakieś łąki czy coś
kujka   new better life mode: on
05 września 2012 10:05
mybay da sie pracowac studiowac i jezdzic do konia1,5 h bez samochodu. sprawdzalan 😉 im mniej masz czasu tym lepiej go sobie organizujesz 🙂 dasz rade!
omnia   żeby zobaczyć świat, trzeba przejść przez próg
05 września 2012 16:13
Wali się juz z każdej strony. Tata choruje, w pracy dno, szefowa ma pretensje o wszystko. Stajni nie ma i nie bedzie (chyba, ze trafie kumulację). Jeszcze na dokladkę sniła mi sie dziś Ambusia 🙁((. I było tak smutno mi w tym snie. I ona była taka smutna, choc mieszkała w pięknej stajni, zdrowa już i o 15 lat młodsza tak na oko.
i jeszcze Pfu!ndusz blokuje zmiany w potencjale... i wali mi całą robotę.  😲
mam dośc.
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
06 września 2012 17:40
Mnie również wszystko się wali, nic nie idzie jak powinno. Zastanawiam się, czy może być jeszcze gorzej... 🙁
Jakby było mi mało przykrości, dziś z głupiej ciekawości zajrzałam na profil na fb, na który nie powinnam wchodzić i serce pękło mi kolejny raz (myślałam, że to niemożliwe...), mimo że domyślałam się co zobaczę, to jednak wyszło na to, że nie byłam na ten widok gotowa 🙁 Nie potrafię się pozbierać 🙁

Pauli, trzymaj się, kochana  :przytul: Śledzę już trochę Twoje perypetie i domyślam się, jak ciężko musi Ci być
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
06 września 2012 17:59
cavaletti :kwiatek:
Najgorsze jest to, że coraz częściej powraca do mnie myśl, że nie spotkam już nikogo, kto byłby choć w połowie taki jak on 🙁 Dla mnie znaczył bardzo wiele i nadal nie potrafię się pogodzić z tą stratą...
A ja mam dzisiaj mega doła; ( 30 września musze wyprowadzić się z mieszkania, i nie mam narazie gdzie się podziać ;/ A nie chce wracać do domu. "Pracuję" za marne grosze, bez jakiejkolwiek umowy, a 6 lat studiowałam ciężki kierunek. Po skończeniu studiów nie spodziewałam się kokosów, ale minęło pół roku i niestety nie stać mnie, żeby dalej być na wolontariacie. A z drugiej strony nie mam większej szansy, że w klinice, w której bym chciała, mnie zatrudnią... Nie ma to jak być tanią siłą roboczą🙁  Czekam z niecieprliwością na odpowiedź z UP, czy dostanę stać, co równiez jest bardzo wątpliwe;/ Przez te 3 miesiące mieszkania w Warszawie trzymałam się, wreszcie zobaczyłam jak wygląda praca weta i naprawdę bardzo mi się podobało, ale muszę z czegoś zyć, chciałabym wreszcie pracować jak człowiek.
To się wyżaliłam 😵
Straciłam przyjaciela- męża mojej przyjaciółki, ojca rocznego syna i jeszcze nienarodzonego drugiego dziecka.

Lotnaa   I'm lovin it! :)
08 września 2012 13:27
Laguna trzymaj się  :przytul: To jest jakieś niepojęte 🙁

My właśnie uśpiliśmy konia. Prowadziłam go w jego ostatnią drogę, i wiem, że on wiedział.
Znałam go tylko tydzień, ale to nic nie zmienia...

🙁
Laguna, Lotnaa trzymajcie się 🙁
BASZNIA   mleczna i deserowa
11 września 2012 14:16
Szitowaty okres. Szit na szicie i szitem pogania....
Maddie   Hucykowa demolka na wakacjach
12 września 2012 18:38
Po prostu jest tak beznadziejnie, że gorzej być nie może.
Jutro o godzinie 17 wszystko się tak skumuluje, że najlepszym wyjściem z sytuacji będzie rzucenie się pod nadjeżdżający autobus. Albo skoczenie z krawężnika.
Jak nie zdam tych egzaminów, to nie przeżyję tego, że tyle nauki poszło na marne. Bądź człowieku uczciwy, nie zdaj nic, bądź dwa lata w plecy bo jesteś debilem i nawet się na nowy rok nie zarekrutowałeś... Po prostu chcę, żeby ten rok się skończył, a najlepiej 21 grudnia.
Nie wychodzi mi nic w sumie. Miałam się uczyć, muszę się dodatowo uczyć poza szkołą, a ja po prostu nie mam na nic siły. Wstaję rano i usypiając, jadę do szkoły, potem jakoś egzystuję na najmniejszym poziomie energii, wracam do domu i nic mi się już nie chce  😵
I już nie radzę sobie z kontaktami międzyludzkimi. Zaniknęła mi umiejętność rozmawiania chyba  🙄
domiwa   W poszukiwaniu prawdy, mojej prawdy...
15 września 2012 09:44
Wiem, ze sama sie w to wpakowalam,wiedzialam, ze tak bedzie, ze nie powinnam. Ale to mimo wszystko boli.  Poza tym reszta mojego zycia uklada sie tak , ze nawet nie moge juz powiedziec , ze nie wychodzi. Bo sie nic nie dzieje;/
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
17 września 2012 21:19
Świat mnie dziś nie cieszy.  Niby większość jest ok, ale brakuje mi jednego, zarąbiście ważnego klocka. Jeszcze niby jest szansa, ale co będzie jak już jej nie będzie?
Strzyga, będzie, będzie, tak jak tysiąc innych, trzeba się tylko trochę rozejrzeć - no i zmienić sposób myślenia, bo jak człowiek nastawi się pozytywnie, to tak jakoś wzystko samo się układa 😉

Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się