Facella, mąż kuzynki obsługuje tomograf w poznańskim szpitalu klinicznym. Nie wiem, na kiedy zapisy, ale na ten rok już nie. Strasznie mnie szarpie przy tej dyskusji. Mam tylko nadzieję, że na żadną wychowującą nigdy nie trafię, i że wszyscy poświęcający się w całości za grosze i pracujący milion godzin ( nie mówię o tunridzie na przykład, bo widuję często jej wpisy i choć pisze o szaleńczych maratonach to jakoś nie narzeka) znajdą w sobie siłę i zmienią pracę. I że cały system opieki zdrowotnej zostanie kiedyś uzdrowiony-na razie nikomu na tym nie zależy, a najmniej lekarzom.
Lekarza, który na SOR po upadku z konia i podejrzeniu złamania miednicy kazał mi na przyszłość chwycić się lampki nocnej, przeżyłam z krzywym uśmiechem. Z dzieckiem 10 lat ze złamaną ( widocznie) ręką jeździłam 45 km ze szpitala do szpitala bez żadnego unieruchomienia, nic nie zrobili, kazali po prostu jechać dalej do dziecięcego. Jak mąż miał zerwany mięsień i nogę w gipsie, kazali zrobić kontrolę opatrunku po 5 dniach. Termin był za 2 miechy. On tam był fizycznie, z CAŁĄ nogą w gipsie, na nikim wrażenia nie zrobił. W efekcie leczył prywatnie, kosmiczne pieniądze wtedy poszły pamiętam, których nie mieliśmy, ale wyjścia nie było. Jak urodziłam dziecko, to w określonym terminie trzeba zrobić badanie bioder 6-12 tyg zycia. Termin był na 24 tydzień. Przy drugim chciałam być mądra i zarejestrować wcześniej, przed urodzeniem, nie dało się z braku peselu. Poszłam prywatnie. Mam świetną, jeśli chodzi o obsługę poziom europejski, przychodnię gin na NFZ. Rodzinni i pediatrzy w mojej wsi to paranoja jakich mało-dzieci leczę prywatnie, sama nie mam lekarza w ogóle. Taka garśc spostrzeżeń, jeśli ktoś sobie chce opinię poszerzyć.
Wiesz czemu nie narzekam? Bo mimo, że ciągnę maratony, to ustawiłam się tak, że dostaję za nie bardzo dobre pieniądze, które mnie w zupełności satysfakcjonują. A druga sprawa jest taka, że mam taką specjalizację, że pomimo tych maratonów, wcale się nie narobię i nie namęczę. ( w przeciwieństwie do np internistów, neurologów, pracowników SOR-u) I wiem, że kiedy siedzę 50-tą godzinę w pracy i muszę zejść do pacjenta na SOR, to jestem miła, bo a) zarabiam bardzo dobrze, b) jestem wypoczęta mimo maratonu, c) mam w sobie empatię, której nie zabiło wkurwienie i zmęczenie ( patrz punkty dwa wcześniejsze) Ale dopiero stosunkowo niedawno do tego doszłam. Kilka lat wstecz, pamiętam, jak za grosze siedziałam w NPL-u, albo w poradniach na NFZ na mieście. I kiedy mi w środku nocy do NPL-u wchodzili ludzie z totalnymi pierdołami, to potrafiłam nie być miła. Przykro mi. Odeszłam stamtąd. Niech inni za grosze męczą się w tym miejscu. NPL i SOR to najgorsze miejsca do pracy. SOR ciutek lepszy, bo tam częściej masz naprawdę chorych. W NPL-u- moim zdaniem- praca masakra. Więc odeszłam. Tyle, że powinnam odejść dużo wcześniej. Bo ja się wkurwiałam, pacjenci co poniektórzy pewno też. Na mnie. A ja na nich.
I wiesz co? Ja PO SOBIE wiem, że jeśli jesteś a) dobrze opłacana b) nie wykończona ilością pracy, to naprawdę i o empatię łatwiej i o bezinteresowną pomoc, o uśmiech, życzliwość i miłe słowa. Z którymi teraz nie mam nijakiego problemu. ( a w NPL-u miałam !!!!) Owszem! Są buce, które będą wredne zawsze. I które powinny mieć zakaz pracowania z pacjentem. Ale po sobie widzę, że satysfakcja z pensji zdecydowanie poprawia moje codzienne funkcjonowanie w pracy.
Galopada, zapewniam Cię, ze na koszalińskim SORze z zawałem serca czeka sie stojąc 9h regularnie dostając op... od matron tam pracujących...
Po co stać, skoro są krzesła? Kto stwierdził zawał? Rodzinny, który nie potrafi nawet wysilić się aby zrobić pacjentowi EKG? Nie mówiąc już o interpretacji? Nie było i nie będzie sytuacji, że ktoś z rozpoznanym zawałem czekał bo jedzie od razu na kardiologię. Podobnie jak nie czekają osoby ze świeżym udarem, krwawieniami z przewodu, ostrym brzuchem i wybitnym nadciśnieniem. Cała reszta to nie są przypadki pilne, najczęściej ambulatoryjne. Ale rozumiem - kolejki, czeka się na badania miesiącami, na sorze szybciej. Ja to naprawdę rozumiem! Czego nie rozumiem to jest to jak pacjent potrafi być chamski jeśli ma poczekać kilka godzin na badanie, na które normalnie czekałby pół roku 🙂
Co do wychowywania tego nieszczęsnego, może powinnam wziąć to słowo w cudzysłów bo widzę, że się nakręciliście jak małe bączki. Kto trafia na niski parter - szczyle z dyskotek, którzy ledwo mleko odstawili a już przyjeżdżają do nas mając 4 promile. Dziunie z nocnych klubów z podobnym wynikiem plus zaćpane i pobudzone. Debile, którzy po pijaku demolują sobie dom albo mi oddział. Wiecie ile takich cwaniaczków za głowę się rano zlapało "kurde, muszę się ogarnąć bo chyba przeginam z chlaniem". Poleżą, zobaczą jaką drogą idą, jak się kończy wóda co tydzień do odcięcia. Pomaga. Nie ma w tym elementu upokorzenia i poniżania jak mi sugerujecie. Nie znęcam się nad pacjentami. Nie wyżywam się za średnią krajową. Pracuję, bo lubię to co robię. A rano myję i przebieram tych oszczanych ludzi i tyle, czyste ciuchy i do domu. Przemyśleć. To też jest forma pomocy.
Wyjątkowo wychowawczo kładziemy z żulami normalnych pijanych. Nic tak nie działa jak obudzić się po dyskotece obok Pana Mietka i jego pachnących spodni.
Tym bardziej nie będę próbować 😉 🙂 A niektórym z pewnością taka nauczka się przydaje. Tłumaczenie nic nie daje, a takie realne przeżycie to już jest coś co może mózgownicę ruszyć. Także w sumie popieram 🙂
E tam, nic tak nie pomaga na niepotrzebne wzywanie karetki i chodzenie na SOR z bólem palca od tygodnia jak fakt, że to kosztuje 🤣 Serio, czasem dopada mnie smutna myśl że jakbym (odpukać!) spadła z konia czy ze schodów to parę stówek ojro zniknie z konta, jak się żyje na studenckim debecie to trochę przeraża :/
Także nie wiem co gorsze, przepełniony SOR i za mało karetek czy wszystko szybko, miło i profesjonalnie ale nieco drogo (znajomemu policzyli jakieś 300 euro za karetkę, doba w szpitalu to jeszcze ze dwie stówki, toteż np. moja koleżanka męża ze zwichniętym stawem biodrowym po upadku ze schodów do szpitala wiozła osobówką 🤣 ). Najbardziej opłaca się zrobić sobie krzywdę tak konkretnie, bo powyżej 900 euro płacić nie trzeba 🙂 gorzej jak masz tanie ubezpieczenie nieobejmujące wszystkich szpitali i cię nieszczęście trafi nie tam gdzie trzeba, się dostaje potem rachuneczki na grube tysiące euro 😀
A ja myślę, że gdyby szczypiorki nie musiały odbęckowywać na SOR godzinek to by też było lepiej. Jest multum ludzi, którzy nie chcą tam pracować, ale muszą bo taka jest w PL "ścieżka kariery". Nie ma tak, że skończysz medycynę i ot tak zostaniesz neurologiem i od razu będziesz walił fajoskie operacje i nie otrzesz się o SOR.
Na sorach jest pełno partactwa - stąd te źle założone gipsy i kolejki powracające. Jestem świeżo po spartolonym szyciu twarzy mojej córki na lokalnym sorze... makabra. Ja się zastanawiam, jak ktoś po studiach medycznych może tak spierdolić. Serio. Dwie lewe trzeba mieć żeby taką fuszerę chirurgiczną popełnić.
Wielkopolska to jest chyba jakieś medyczne centrum patologii systemu. Zarówno pod kątem przedmiotowego traktowania pacjentów, organizacji, łapówkarstwa i prywacizny.
Z twarzą zgłosiłabym sie gdzieś, gdzie szyją naprawdę dobrze. Moja znajoma weszła w szklane drzwi i pękła jej skóra na nosie od oka do oka. Pięknie ją zszyła okulistka na oddziale w szpitalu- śladu nie ma.
Oj...nie zgodzę się. Na SOR w obecnych czasach to nikt bez doświadczenia się nie pcha. Do NPL-u już prędzej, ale na SOR? Teraz? W szpitalach w których się kręcę, na SOR-ach siedzą albo stare wygi ze specjalizacja z medycyny ratunkowej, albo dobrzy specjaliści, którzy nie boją się olbrzymiej odpowiedzialności. Albo..... półdebile, którzy są na tyle debilni, że tej odpowiedzialności się nie boją. Ale młodziaków? Nie.... Nie te czasy moim zdaniem.
Wiozłam kiedyś na SOR kolegę któryego podczas plenerowego wieczoru kawalerskiego ugryzł jakiś owad. Chlopak spuchł, robiło mu się słabo a w dodatku był narąbany jak stodoła. Zajęto się nim kompleksowo i nikt jak żula nie potraktował. Natomiast moi rodzice byli całkiem niedawno na SORze z moim dziadkiem. Zatkał mu się cewnik ( dziadek zacewnikowany od 5 lat). Starszy 85 letni człowiek z ogromnymi boleściami został potraktowany skandalicznie Teksty że czekał do wieczora bo mu się do przychodni iść nie chciało w ciągu dnia, albo pytania do mojego taty: Po co Mu (dziadkowi)ten cewnik, nie może sie wylać bez?? Jakby dziadek miał ten cewnik dla przyjemności. Po czym przyszedł inny, bardzo młody lekarz, nizwykle przyjemny, sympatyczny, ciepły i empatyczny. Wystarczyło wymienić cewnik i przepisać antybiotyk, wiec nie był "zagrożenia życia, ale dziadek bardzo cierpiał. Ja myślę że wszystko zależy od ludzi-tych w kitlach i tych którzy na tym SORZE się znaleźli.
Wkręciłam się do ortopedy, zrobiłam co miałam zrobić i nadal nic nie wiem. 😂 Wczoraj mama mnie zawiozła na izbę przyjęć (nie ma soru w Kołobrzegu) z mega spuchnięta ręką i fioletowymi palcami. Lekarz spojrzał na zdjęcie , zapytał się mnie gdzie tu niby jest złamanie (!!) i powiedział ze skoro mam jutro wizytę to przeżyje i wywalił z gabinetu. Mogę napisać skargę jeśli nie mam dowodu na papierze, ze w ogóle mnie przyjął ?
Ale dzisiaj poszłam już na wizytę, lekarz tym razem pochwalił zdjęcie i złamanie bez problemu znalazł. 🤣 wysłał mnie na kolejne zdjęcie , powiedział ze jest podejrzenie pęknięcia jeszcze jednej kości i wysłał na tomograf. Nie powiedział mi czy promieniową jest złamana czy nie tylko dostałam skierowanie na tomograf na kość łódeczkowatą. Pani na tomografie powiedziała mi, ze miejsce jest na sierpień. Odpowiedziałam ze śmiechem ze chyba sobie żartuje i w sierpniu nie mam już po co przychodzić. Na co odpowiedziała "to możemy teraz zrobić?" 👀 wiec zrobiłam , kazali mi wrócić do lekarza (nie było mnie z 15 min). Weszłam do gabinetu i dowiedziałam się ze lekarz skończył już przyjmować i poszedł do domu. 😵 tak wiec No cóż. Pożyje sobie jeszcze kilka dni w nieświadomości. 🤣
Tunrida - nie zgadzam się. 70% mojej rodziny to lekarze (albo farmaceucie) a ich dzieci właśnie medycynę skończyły/kończą... wszyscy tam lezą najpierw.
Sosnkowa - przeojojoj! Jedź do dużego miasta do jakiegoś szpitala i się tam wbijaj. Przecież możesz jakiejś gangreny/martwicy dostać.
Co do szycia i chirugrów plastycznych- już ogarnęliśmy. też niestety "na lewo" - bo po pierwsze: a) nie udało nam się znaleźć nikogo, kto podjąłby się operacji dziecka - oficjalnie. Nie mają w klinice anestezjologów takich, którzy się podejmą b) terminy do plastyków też nie są takie na 'cito' - my potrzebowaliśy wizyty danego dnia- każdy dzień to zrastanie się złe i potem problem
Lekarz, który nam pomógł pierwszy raz operował dziecko. Grosza nie wziął. czapki z głów ogólnie.
Sonkowa, we Wro tez bys na szybko ogarnela. Poza tym we Wrocławiu mamy dwóch najlepszych w Polsce, jesli nie w Europie specjalistów od rąk więc nie rozumiem problemow z wizyta prywatna. Jesli jestes zdeterminowana na leczenie prywatne, to przez jednego z nich dałoby ogarnac na miejscu. Laski, macie mnie na miejscu, a rzadko kiedy sie odzywacie i pytacie. Wklepcie sobie w kontakty czy w fb moj kontakt, przeciez to żaden problem zeby was pokierować i wytłumaczyć co i jak, szczególnie we Wro.
Btw Jara, na Traugutta nie ma SOR od ponad 1,5 roku. Zostało ambulatorium chirurgiczne.
skoro jesteśmy już w tematyce medycznej, to czegoś też nie ogarniam. jak ktoś decyduje się zostać lekarzem, to oczywistą kwestią jest, że czeka go praca z ludźmi, różnymi ludźmi, mniej lub bardziej miłymi, często bardzo roszczeniowymi, ale lekarz powinien pomagać każdemu, obojętnie jaki by nie był, ale zastanawia mnie kwestia, dlaczego decydują się na to ludzie, którzy nie lubią pracować z innymi 😵 nie mówię o wszystkich, nie chcę wrzucać każdej osoby do jednego worka. rozumiem kwestie tego, że można mieć gorszy dzień, problemy, źle się czuć, mieć problemy czy to w domu czy w pracy, ale przynoszenie tego do pracy wpływa bardzo niekorzystnie na relację lekarz-pacjent. żeby nie było, że rzucam się bez przykładów: już jakiś czas temu, poszłam do dermatologa (mam chorobę skóry), miałam ze sobą wypisane wszystkie maści jakich używałam wcześniej, a które już nie pomagały. on nawet nie obejrzał mnie, przepisał to samo co wcześniej, mimo moich próśb, że to nie ma sensu. skoro nie miał doświadczenia w konkretnym problemie to może powinien powiedzieć, że nie wie, żeby szukać pomocy gdzieś indziej. druga sytuacja, moja babcia przewróciła się niefortunnie uderzając dwoma łokciami w ziemię i jedna ręka bardzo ją bolała (nie było złamania, dostała skierowanie do ortopedy). znacie ten mem "panie doktorze nie mogę zrobić tak" - "to proszę tak nie robić", no to dostała podobną odpowiedź, kiedy powiedziała, że nie może wyprostować ręki, ten zapytał, czy koniecznie musi ją prostować 😉 nie wiem czy to przypadki, że często trafiam na takich ludzi, czy tak jest wszędzie. ale dla równowagi znam też świetnych lekarzy, z powołania, z chęciami, chociażby słynny chirurg z Trzebnicy (w zasadzie już tam nie pracuje), ale poskładał mnie i oprócz tego pocieszał mnie i był przemiły, mam super panią endokrynolog, która bardzo profesjonalnie podchodzi do każdego pacjenta, panią dermatolog (w końcu fajną osobę), która również fachowo zajmuje się mną 🙂 nie wiem czy jestem przewrażliwiona, ale tak jest 🙂
borkowa to się wydaje takie proste, nawet najbardziej pozytywna osoba, genialny lekarz z powołaniem, który lubi ludzi nie zawsze będzie wspaniały, cudowny i świetny, praca z ludźmi nawet u najlepszych z czasem powoduje cynizm, brak empatii i zwykłe zmęczenie, to w końcu też ludzie. Jak by nie patrzeć zawód lekarza to bardzo odpowiedzialne zajęcie, duża presja, w razie błędu poważne konsekwencje a pacjenci są rożni, roszczeniowi, opryskliwy, kłamiący, nie przestrzegający zaleceń, źle przygotowujący się do badań, często z podejściem ja płace i ja wymagam natychmiastowego rozwiązania a takiego nie ma. Pracuje w prywatnej placówce medycznej, lekarze poza tą placówką pracują jeszcze w szpitalach i przychodniach oni naprawdę biorą na siebie dużo i mają prawo mieć gorszy dzień. Sama pracuje w rejestracji już 5 rok i wyprałam się całkowicie z empatii w stosunku do ludzi bo inaczej bym zwariowała, lekarz też musi się dystansować i nie przeżywać każdej choroby pacjenta chociaż nie zawsze się tak da.
borkowa, można prosić o edycję posta tak, żeby zdania nie były tak wielokrotnie złożone? :kwiatek: Please, mniej przecinków, więcej kropek, bo dostałam mentalnej zadyszki czytając to. 😉
skoro jesteśmy już w tematyce medycznej, to czegoś też nie ogarniam, jak ktoś decyduje się zostać lekarzem, to oczywistą kwestią jest, że czeka go praca z ludźmi, różnymi ludźmi, mniej lub bardziej miłymi, często bardzo roszczeniowymi,
Jak ktoś się decyduje zostać lekarzem, to jest w liceum i wybiera, co musi zakuwać aby się tam dostać, a potem ma 19 -23 lata! Gówno się wtedy wie o życiu, wszystsko wydaje się proste, a zło nie istnieje. A potem przychodzi rzeczywistość plus skrajne niewyspanie.
Znam kilku lekarzy, którzy nigdy nie chcieli ratować życia tylko być lekarzami - np. robić drogie zabiegi upiększające.
Kotbury-co do SOR- u zdania nie cofnę. 🙂 Widocznie zależy od miasta, od szpitala. U nas młodziaka nawet dyrektor by na SOR-e nie zatrudnił. U nas młodziaki idą dorabiać do NPL-i i do NZOZ-ów u rodzinnych. Bo rodzinnym się nie chce siedzieć popołudniami w swoich gabinetach. Na SOR-ach szczwików nie widać. No chyba, że to bardzo mądre, bardzo zdolne szczawiki, w trakcie specjalizacji która daje umiejętności pracy na SOR-ze. Ale oni są raczej rzadkim wyjątkiem niż regółą.
Tunrida, a u nas sa młodzi na SOR, ale to ludzie ktorzy zdecydowali sie na specjalizacje z ratunkowej wiec sa raczej pasjonatami. I nigdy nie zostają sami. w wiekszosci przypadków jest trzech lekarzy, gdzie jeden, będący kierownikiem dyzuru zawsze jest starszym, doświadczonym lekarzem.
Ale co innego specjalizacja z ratunkowej i praca w docelowym miejscu, a co innego młody, który robi np. urologię, dermatologię, psychiatrię czy ortopedię a idzie dorabiać na SOR. ( nie mówię o zabiegowcu na SOR-ze bo tu akurat ortopeda jak najbardziej na tak, ale o ogólnym) Bo tak to brzmiało z postu kotbury. Że młodzi lezą dorabiać na SOR.
Nie ogarniam, jak można mnie bylo przez 11 miesięcy tak w konia robić 🙁 Dziś, po prawie 11 miesiącach pracy w restauracji, dowiedziałam się, ze mój zmiennik CODZIENNIE dostawał tipy, a ze mną nigdy się nie dzielili, nawet złotówki nie zobaczyłam 🙁 A tipy zawsze konkretne są... Jak na początku zapytałam jak to wygląda, bo na So! Coffee dzielone byly na wszystkich, miałam tipy nawet gdy latalam caly dzień po dostawy, to usłyszałam ze tipy idą tylko na sale... Ba, mój zmiennik też twierdził, ze nie dostaje tipów 🙁 Mam marzenie do spełnienia, podróżnicze, spore koszty bo 20 tysi przynajmniej potrzebuje, takie tipy jakie tu wpadają bardzo by pomogły, a tu proszę czego się dowiedziałam 🙁 Cieszę się, ze odchodzę po 30 czerwca, z różnych innych powodów.
sumire jasne, moja przypadłość odkąd pamiętam, nawet tego nie kontroluję 🙄 Biczowa rozumiem, wiem, że może mój post brzmi trochę pretensjonalnie, ale to takie moje obserwacje. warto zawsze poznać obie strony, a nie patrzeć tylko jak to wygląda z naszej perspektywy. kotbury niestety oczekiwania vs rzeczywistość, a na pewno tylko część chce tak serio zostać tym lekarzem, nie wiem, może zarobki albo coś innego kusi, nie mam pojęcia
Nie ogarniam, jak można mnie bylo przez 11 miesięcy tak w konia robić 🙁 Dziś, po prawie 11 miesiącach pracy w restauracji, dowiedziałam się, ze mój zmiennik CODZIENNIE dostawał tipy, a ze mną nigdy się nie dzielili, nawet złotówki nie zobaczyłam 🙁 A tipy zawsze konkretne są... Jak na początku zapytałam jak to wygląda, bo na So! Coffee dzielone byly na wszystkich, miałam tipy nawet gdy latalam caly dzień po dostawy, to usłyszałam ze tipy idą tylko na sale... Ba, mój zmiennik też twierdził, ze nie dostaje tipów 🙁 Mam marzenie do spełnienia, podróżnicze, spore koszty bo 20 tysi przynajmniej potrzebuje, takie tipy jakie tu wpadają bardzo by pomogły, a tu proszę czego się dowiedziałam 🙁 Cieszę się, ze odchodzę po 30 czerwca, z różnych innych powodów.
Bischa - ale dlaczego zmiennik dostawał - a Ty nie?? miał to w umowie? miał jakiś układ?
Nie mam pojęcia co miał w umowie, ja w swojej poprzedniej i obecnej umowie (od stycznia nam się szefostwo zmieniło, wiec nowa umowa byla) nie mam nic. Wycfanili się poprostu, tipy na zmianie potrafią być po 80-100 czasem nawet i więcej na osobę. Mam ogromny żal, ze mnie tak okłamywali. U starej szefowej może i bym coś, u obecnego szefa bez szans (poniekąd przez jego rządy i burdel jaki przez to powstał, jak wiele osób ze starej ekipy odchodzę). A ile razy słyszałam ze jesteśmy jedną ekipą i gowno kierowniczkę obchodziło ze jestem chora (a choruje rzadko) i mam przyjść do roboty bo inaczej out.
Tyle razy tu nie ogarniałaś swojej roboty, że z mojego zewnętrznego punktu widzenia - dobra decyzja :kwiatek: niech się bawią dalej sami, može w bardziej ogarnialne miejsce trafisz.
Taaak, a nauczycielom w szkole mojej córki, że niektórzy uczniowie przychodzą do szkoły w tygodniu przed końcem roku... bo oni biedni nie mają kiedy świadectw wypisać. Tacy spracowani, 18 godzin tygodniowo...
Oczywiście doskonale znasz pracę nauczyciela ,,od podszewki"? Bo ja wiem, że oprócz prowadzenia zajęć lekcyjnych trzeba po pracy sprawdzać prace uczniów, uzupełniać dzienniki i inne papiery, a pod koniec roku trzeba porobić porządki w papierach, powypisywać świadectwa, nagrody, a gdy jakiś uczeń nie zaliczy danego przedmiotu, to też ma się kolejną biurokrację. Gdy dochodzą akademie na koniec roku (przy zakończeniach edukacji na danym poziomie) to dochodzi jeszcze pilnowanie prób. Tak, praca nauczyciela też jest cudowna.
Zawsze najwięcej się wie na tematy, z którymi nie miała się styczności w rzeczywistości.
Dodam od siebie również to że trzeba przez te 18 godzin tygodniowo plus zastępstwa a więc nadgodziny ogarniać dużą grupę dzieci/młodzieży co wbrew pozorom jest bardzo wyczerpujące zwłaszcza że co godzinę jest inna ta grupa.
Ale z tego co wiem jest jakiś zatwierdzony przez ministerstwo czas w którym odbywają się zajęcia i dzieci mają przychodzić do szkoły... Uważam, że stwierdzenie "w ostatnim tygodniu to proponuję nie posyłać dzieci do szkoły jak ktoś naprawdę nie musi, lekcji i tak już nie ma" jest jawną kpiną. Moja chodziła do końca i przez 5 godzin ("zajęcia" były wtedy krócej) snuła się po szkole bez celu, właściwie bez opieki. Chciałam jej pokazać, że należy przestrzegać przepisów - już tak nie myślę, w tym roku do szkoły nie pójdzie, bo szkoda mi jej czasu.
SzalonaBibi Marna polityka szkoly i tyle. Co do "18 godzin tygodniowo". Moja mama (polonistka) od kwietnia zapieprza w niemalze caly tydzien z weekendami wlacznie i ogarnia szkolne rzeczy do poznych godzin nocnych. I tak do konca roku szkolnego. Juz pod koniec maja nie ogarniala,a im blizej konca tym gorzej. W normalnym trybie roku szkolnego wcale nie jest lepiej. Wiec prosze cie, jesli bedziesz miala okazje przyjrzec sie doglebnie pracy nauczyciela, to to zrob, bo nie wiesz co piszesz 🙄