pamirowa to jest tylko sugestia Nord na zasadzie,że skoro jest źle finansowo to może trzeba rozpatrzyć opcję sprzedaży bo zaraz może być podobna sytuacja. To inna propozycja pomocy niewykluczająca tej finansowej. Ja uważam,że tysiakonik jest rozsądna i podejmie decyzję najlepszą. I wg. mnie nie ma konieczności sprzedaży Etera. A pan jest niewiarygodny, a tym samym niegodny pomocy. merciful zależy gdzie jest ten sarkoid. Bo może być w miejscu, które jest narażone na uszkodzenie i wtedy może się paprać....ale nie musi.
merciful, miałam kilka takich (w sensie u znajomych), żaden nie bolał. jak nie był pod popregiem, czy gdzieś gdzie był urażany to nie przeszkadzał, mogł sobie być. konia z pracy nie wyłączał. leczenei trwa długo maściami, wiec to nie jest sprawa "pilna". trzeba usunąć, ale nie sprawa jazdy (jak jw) czy czy życia i śmierci.
Pamirowa właśnie to Ty nie.popadaj w skrajności. Jeżdze już trochę lat, miałam niejednego konia i jeszcze nie słyszałam o zabiegu ratującym życie za 20 tys.zł... Mnie nie chodzi o przypadek gdzie trafi się kontuzja którą można leczyć latami i wtedy może faktycznie są to aż takie pieniądze doliczając koszty pensjonatu podczas choroby konia. Ale doprowadzenie do sytuacji że nie jedzie się do kliniki bo właściciel boi się kosztów jest skrajnie nieodpowiedzialne. I dalej będę obstawiać przy swoim, że skoro nie stać cię na podstawową opiekę ( a taką według mnie jest ratowanie życia zwierzęcia) to nie możesz go mieć. I teraz forum pomogło- sama sie włączyłam bo się stało i Tyśka nie czekała z założonymi rękami tylko ratowała przyjaciela, ale zasade że następnym razem jakoś to będzie nie jest moim zdaniem podejściem odpowiedzialnym. I prztkład Etera był w mojej wypowiedzi przytoczony, ale mam takie zdanie na temat każdego konia którego właściciela nie stać na weta, bo kasy można nie mieć na terningi, starty czy ekstra sprzęt, ale nie na leczenie. Nikogo nie osądzam, nikomu nie mam odwagi zaglądać do portfela, każdy doskonale wie na czym stoi...
Ja właśnie dlatego nie mam konia. Bez posiadania własnego konia da się żyć. Jak mnie kiedyś będzie stać, to sobie kupie, ale jestem jednostką zbyt odpowiedzialną, żeby doprowadzać do żebrania na leczenie konia (a jak się nie użebra, co wtedy?)
Znałam konie, które mając sarkoidy, biegały wyścigi, i jakoś te sarkoidy w niczym im nie przeszkadzały. Pamiętam jednego który musiał nosić szelki bo siodło zjeżdżało, i te szelki obcierały sarkoida na klacie. I on w dodatku płoty skakał, nawet imię mi się przypomniało, Aitch Doubleyou... pewnie nadal zyje, nie umarł od tych sarkoidów, a miał ich kilka.
Nord ja świadomie przejaskrawiłam swoją wypowiedź. Bo widzisz, napisałaś w taki sposób, że ktoś kogo nie stać na leczenie nie powinien mieć konia. Tylko należy zaznaczyć, że w życiu bywa różnie i nie jesteśmy w stanie przewidzieć co się stanie i czy zawsze będzie nas stać na leczenie konia. Końskie choroby i kontuzje są różne, jedne kończą się na jednej wizycie weta i małej kwocie, inne pochłaniają tysiące. I nigdy nie wiesz, co Cię spotka, pomimo, że początkowo było Cię stać. Dlatego się odezwałam, że nie powinno się z taką pewnością oceniać i sądzić, bo nie wiemy co nas czeka i czy nam się noga nie powinie, albo los się nie odwróci. Nigdy nie będziemy mieli 100% pewności, że stać nas będzie na leczenie konia w każdym przypadku. Oczywiście, ja nie twierdzę, że jak kogoś w ogóle nie stać na leczenie konia to może sobie go kupić, jakoś to będzie. Mi chodziło tylko o ton niektórych wypowiedzi tutaj. Tylko tyle.
Koleżanki mojej koniowi sarkoida usunął trener włosem. Nie wziął ani grosza. Koń przeżył ;D
teraz mi się przypomniała identyczna sytuacja, dawno temu, miał też właśnie jeden koń - usunął weterynarz, też włosem i też nie wziął ani grosza bo to było przy okazji innego konia (więc dojazd liczył za tamto). Był mniejszy, ale koń go miał bardzo długo i jakoś nie umarł.
Skorzystałam z tego, że nic tu wcześniej nie pisałam i napisałam z prośbą o zdjęcie konia, sarkoida, nazwisko weterynarza i ogólnie jakieś konkrety. Otrzymałam na maila zdjęcie sarkoida i podpis" To jest sarkoid Diega". Nic więcej, na re-volcie żadnej odp - przypadkiem wgl na tego maila weszłam, bo mu go nie podawałam - jest w moim profilu.
Tak btw, koń z COPD da radę chodzić w sporcie? Oo Nie znam się kompletnie pytam tylko .
Wiecie z drugiej strony jak ja się opiekowałam takim koniem, który przez jakiś czas miał sarkoidy (ale wyleczyliśmy je maściami) i powiedziałam o tym rodzicom to gdy tacy laicy się dowiedzieli, że biedny Demon ma nowotwór skóry to myślałam, że zaraz się popłaczą. zoriczka wejdź na wątek CODP, jest wiele forumowiczek, które posiadają konie z CODP i jeżdżą na takie zawody gdzie ja bym ze zdrowym koniem bała się pojechać 🙂 Zależy oczywiście od tego jak "mocno rozwinięte jest CODP" 🙂
I nigdy nie wiesz, co Cię spotka, pomimo, że początkowo było Cię stać.
No właśnie a w tym przypadku i Tyśki i Srebrzystego już początkowo nie stać. I jeszcze raz powtórze sytuacja może się zmienić- jasne, ale wtedy za wczasu jeszcze przed ewentualną koniecznością leczenia szukasz dla konia nowego domu.
Koleżanki mojej koniowi sarkoida usunął trener włosem. Nie wziął ani grosza. Koń przeżył ;D
bo ty chyba jeden ze sposób. tez "mi" tak wet leczył - znaczy zalecił, na moim malutkiego, a u innego konia, gdzie był wielki - najpierw podwiązała i mialo tak sobie byc - albo samo odpaść, albo do wycięcia za jakiś czas. ten wielki był z dużym naczyniem, wiec nagłe wyciecie spowodowałoby duże krwawienie - "po chłopsku" byłoby niebezpieczne. potrzebne byłoby preparowanie, szycie itd. bo to z tego co mówili starzy weci i koniarze, rolnicy, taki właśnie byl sposób. podwiązywało się, krew przestawała krazyć, wysychał i odpadał sam. a niedawno znajoma wyleczyła dużego, szerokiego maścią. nie wiem co to za maść bo kiedyś dostałam od weta butelke z metka papierową i napisem "sarkoidy". raczej to z receptury. na operacje w klinice gdzie była to pokazać (niemcy) proponowali operacje, ale była b. kosztowna i ryzykowna ze względu na ogólny stan konia (starszy, z "astmą", rozedmą itd)
Jak już pisałam, Kamhora miała sporego sarkoida na uchu, uzyłam maści która sarkoid wysuszyła i po jakimś czasie wyrwałam go z korzeniami 😀iabeł:. To była pasta o nazwie Bloodroot cream, dosyć droga ale bardzo efektywna i sarkoidy po niej nie odrastają.
Pozostając w temacie stać na konia czy nie... Ja kiedy na mojego nieroba wydałam ponad 30tyś przestałam liczyć żeby nie osiwieć, na wszystko: na kliniki, transporty, wetów, suplementy, leki, kucia, pierdyliard razy rtg, usg, znieczulenia, masaże, termowizje itd (już nie po to żeby jeździć i startować tylko, żeby mógł normalnie funkcjonować, poruszać i paść na pastwisku) wtedy (przez ostatnich 10 lat) mnie było na to stać, teraz nie, więc co mam zrobić z koniem ? Kto kupi albo weźmie 18 letniego, chronicznie kulawego wałacha, tykającą bombę ktora któregoś dnia znów nie będzie mogła wyjść z boksu? Są dni lepsze i gorsze ale co mam zrobić? W każdej chwili znów może się pogorszyć. Uśpić już teraz bo jak znów będzie źle to co wtedy... ? Życie czarno-białe nie jest, nigdy nie wiadoma kiedy nasza sytuacja ulegnie zmianie o 180, a pewnych rzeczy nie da się przewidzieć...
U mojego konia sarkoid kilka tygodni przed czekającem go zabiegiem wycinania (czekaliśmy aż muchy się skończą) sam się oderwał (tzn pewnie gdzieś przyhaczył albo któryś z kumpli pomógł), została dziura na pół palca wgłąb ciala, dziś została blizna, sarko nie odrósł :-)
AnetaW, ale twoja sytuacja jest jedna na ileś. Większość ludzi po prostu nie stać ( i nigdy nie było stać) na konia a i tak je mają. Wiadomo że każdemu może się zdarzyć sytuacja że się w domu pogorszy, funduszy brak a konia mieli już od dawna jak jeszcze wszystko było dobrze. Ale w ilu przypadkach tak jest? Większość to ludzie, którzy nie zastanawiają się co będzie w razie wypadku. Jeśli ktoś nie ma odłożone na koncie te kilka tysięcy (lub nie ma możliwości załatwić takiej sumy) nie powinien mieć konia. Tak, to brutalne i nieuczciwe stwierdzenie ale taka prawda. O ile można sobie do końca życia utrzymywać kosiarkę do trawy, tak niektóre kontuzje czy choroby trzeba leczyć od razu. I co wtedy? Dlatego ja popieram wypowiedź Strzygi w 100%. Bez własnego konia da się żyć.
Znajoma chciała kupić taką maść dla jednej z klaczy, bo wylazł jej sarkoid (dla drugiej klaczy, po stosowaniu tej maści, sarkoidy odpadły)- weterynarz powiedziała, że nie ma tej maści. Klacz będzie miała wycinanego sarkoida, bo powiększył się. Ale nie będzie to jakaś wysoka kwota. I przy okazji zęby zrobi.
Dziwię się niektórym z Was, że porównujecie takiego faceta, który potrzebuje kasy na sarkoida, z Tyską, która nie miała wyboru. Mówicie o sprzedaży konia, ale jeśli ktoś z Was miałby możliwość jeszcze zostawienia swojego ukochanego konia przy sobie nawet dzięki pomocy znajomym z forum to pewnie byście zasięgnęli po tą pomoc.
Jasne, jestem pełna podziwu że udało się zebrać potrzebną kwotę i mega się z tego ciesze i podziwiam Tyśkę że miała odwagę poprosić i spotkała się z takim odzewem. Nie można porównywać ani historii konia Tyśki-bo tu trzeba było ratować życie, a sarkoidami u konia Srebrzystego gdzie nawet nie wiadomo ani kto ani za ile będzie to leczył i czy w ogóle. Ale obydwie te historie łączy jedno ( o ile ta druga jest w ogóle prawdziwa) w obydwu przypadkach zabrakło kasy na leczenie i co będzis następnym razem? Jeśli nie.sprzedaż to może dzierzawa nie byłaby głupim pomysłem. Ale to temat nie o tym. Mam wrażenie że Srebrzysty objawił się cudownie po tym jak udało się zebrać na Etera, śmierdzące to jakieś ze najpierw kasa a potem orientacja jak to w ogóle.leczyć. Szkoda to chyba ciągnąć...
tyśka nie miała wyboru?! mogła nie wieźć do kliniki i tyle. jak ci moi znajomi (2 przypadki) - stwierdzili, że ich w obecnej sytuacji nie stać, wiec wet ma robić co się da, a jak sie nie uda- to koń padnie/zostanie uspiony. naturalna rzecz. wioząc do kliniki też gwarancji nie ma - a ogromny rachunek tak. i to nie byli ani bezduszni ani nie kochający ludzie (przynajmniej ci jedni).
trzeba to podatki płacić. i umrzeć. w tych tylko przypadkach nie ma wyboru.
czy bym dla swojego sumienia, a raczej samopoczucia robiła dług który by musiał ktos inny spłacać? bez gwarancji czy się uda? a jakby nie pomogli to co? tyśka nerkę by sprzedała żeby rachunek zapłacić? mam nadzieje, że nigdy w takiej syt. nie będę, ale nie zaryzykuje aż tak jak ona. nie widze tu znamion dojrzałości i odpowiedzialności.
nie chodzi o dumę. tylko o to kogo skrzywdzę swoją jakby nie patrzeć zachcianką (bo posiadanie konia to nie przymus...). nie dającą pewności. przeczytaj poprzednie posty - zobaczysz jakie mam podejście - i jakie widze i stosuje alternatywy.
😉 😉 Horse ja czytam Toje posty i myśle ,ze przez 6 lat zdązyłam Cię trochę poznac. Nie gadaj głupot bo wiem ,ze dla swojej zachcianki (chodzi mi o Twoje konie) na 100% bys się zadłużyła i na 100% byś je leczyła. Pamiętam jak nie tak dawno i Ty walczyłaś z kolką konia, jak opisywałas to na forum itp. Nie gadaj wiec proszę ,że zostawiłabys konia z kolką tylko dlatego ,że nie masz kasy.
No nie wiem sama, mi się wydaje, że lepiej żeby ten koń skończył u takiej Tyśki która zasięgnie pomocy, ale zrobi wszystko co może, żeby koń miał dobrze (przecież nikomu nie kazała wysyłać kasy, prosiła o pomoc - dla mnie to godne podziwu bo bym się pewnie na jej miejscu nie odważyła) niż żeby był u kogoś kto stwierdzi, że szkoda kasy/szkoda ryzykować i papa koniu. Jakby się nie udało po prostu bym powolutku zarabiała i oddawała to co ludzie dali. Jak się udało - to świetnie, Ci którzy przelali kasę świetny uczynek zrobili. A i myślę że teraz będzie odkładała każdy grosz (dosłownie) żeby mieć odpowiednią kwotę na taki wypadek. Bo człowiek uczy się na błędach.
Nie mówię, że jest to odpowiedzialne, ale uważam, że nie należy takich rzeczy generalizować. Tak naprawdę nikt z nas nie wie co by zrobił, gdyby znalazł się w podobnej sytuacji.
horse_art, nie szukając ratunku krzywdzisz przede wszystkim zwierzę. Ono ma gdzieś, że aktualnie budżet się nie dopina. Zwierzę to odpowiedzialność. Gdyby mój koń miał operacyjną kolkę, to w tej chwili biorę pożyczkę, wiozę do kliniki a po wyleczeniu konia oddaję/ wysyłam na łąki i powoli spłacam dług. Nawet, gdybym miała jeść suchy chleb. Bo to mój psi obowiązek.
Ja sobie tego konia nie kupiłam tylko zrobili to rodzice 6 lat temu. To, że się rozpadła nasza rodzina to nie moja wina. Za to bardzo przywiązałam się do tego konia. Jest moim przyjacielem i nie wyobrażam sobie życia bez niego. I odpowiadając na pytanie- tak, sprzedałabym nerkę. Sprzedałabym wszystko co posiadam żeby dług spłacić jeśli nie znalazlabym pomocy tu. A wcale noe było łatwo prosić Was o pomoc... Ale doszłam ostatnio do wniosku, że konia bym nie sprzedała, mimo że dostałam baaardzo dobrą ofertę. Bo przyjaciół się nie sprzedaje.