Forum towarzyskie »

wyczynowiec-wariat czy bohater?

Ja też myślę, że nie da się przygotować na najgorsze. Podziwiam himalaistów i samotnych żeglarzy, ale z ciepłego fotela łatwo to robić. Bycie blisko, w rodzinie, byłoby dla mnie nie do podźwignięcia.
Ja też myślę, że nie da się przygotować na najgorsze. Podziwiam himalaistów i samotnych żeglarzy, ale z ciepłego fotela łatwo to robić. Bycie blisko, w rodzinie, byłoby dla mnie nie do podźwignięcia.

Dlatego "nasz" himalaista nie ma żony ani dzieci. Jeśli będzie miał to podejrzewam, że na 8000 już nie pójdzie.
Dla mnie to nie 'przygotowanie', tylko taka wewnętrzna świadomość, że to się może stać i tyle. Ludzie naprawdę, z różnymi rzeczami uczą się żyć.

Lanka_Cathar, ja bojącym się latać zawsze mówię, że jest duuuużo większe prawdopodobieństwo, że zginą w wypadku samochodowym niż w samolocie.
Ale wiem, fobia jest fobia i rzadko jest racjonalna. 🙁
[quote author=Tania link=topic=90952.msg1824020#msg1824020 date=1373524368]
Ja też myślę, że nie da się przygotować na najgorsze. Podziwiam himalaistów i samotnych żeglarzy, ale z ciepłego fotela łatwo to robić. Bycie blisko, w rodzinie, byłoby dla mnie nie do podźwignięcia.


Dlatego "nasz" himalaista nie ma żony ani dzieci. Jeśli będzie miał to podejrzewam, że na 8000 już nie pójdzie.
[/quote]

a lista tych co odpadli od sciany w Tatrach jest dluuugaaa. I dobrze to wiesz. Z drugiej strony, statystycznie rzecz ujmując, jak ma sie dzieci lepiej byc himalaistą niz kierowca na polskich drogach.

Mamy prawo do życia takiego jakie chcemy, ludzie związani z nami też. Jeżeli nie da sie pogodzić spojrzenia na zycie i pasji lepiej nie kontynuować wspólnego życia. Próby zmienienia kogos lub zabrania mu celu życia kończa się frustracją i zazwyczaj rozpadem związku.
mój mąłżonek był kiedys dosc znanym "spinaczem", jeździl nawet na miedzynarodowe zawody wspinaczkowe
jak wiekszosc takich ludzi zostal pracownikiem wysokościowym, przez wiele lat pracował bezwypadkowo
...4 lata temu dostałam w szpitalu worek z pokrwawionymi rzeczami mojego małżonka, musieli je pociąć żeby je z niego zdjąć po wypadku
spadł z duzej wysokosci, wypadek z winy kolegi który powierzyl mu wadliwy sprzet (co nie było możliwe do stwierdzenia w czasie rutynowej kontroli przed użyciem, swoją drogą jeden, jedyny raz w życiu wziął obcy sprzęt) teraz jest juz juz dobrze ale na takie rzeczy nie da sie przygotować.
a lista tych co odpadli od sciany w Tatrach jest dluuugaaa. I dobrze to wiesz. Z drugiej strony, statystycznie rzecz ujmując, jak ma sie dzieci lepiej byc himalaistą niz kierowca na polskich drogach.

Jest to oczywista bzdura, z powodow o ktorych mowila Strzyga. To wlasnie wyjatkowe niebezpieczenstwo, w ktorym stawiaja sie ci ludzie sprawia, ze o tym tutaj rozmawiamy. Bo nawet nie wyczyn w sensie fizycznym, skoro zima na 8 tysieczniki potrafil wejsc np 60latek.

A co do tego, ze rodziny jakoby wybieraja, dziecko niczego nie wybiera. Rodzic bierze odpowiedzialnosc, za bezbronnego czlowieka, ktorego powoluje do zycia ale jest to pewnie jedna z tych rzeczy, ktore albo sie rozumie albo nie.

No i właśnie nadal się to rozbija o to, że albo się to rozumie i przyjmuje takim jakie jest, albo sie tego nigdy nie zrozumie!!!!!!!!!
Jak ktoś w to wszedł i wpadł to nie jest w stanie zostawić tego, bo to jest pasja jak każda inna tylko ryzyko po stokroć większe. Nie wyobrażam sobie nigdy w życiu związać się z człowiekiem i nie akceptować jego pasji, albo po czasie namawiać go, żeby z niej zrezygnował. Na pewno byśmy się później rozstali.
Nikt nie jest w stanie się przygotować na śmierć. I takie juz jest życie. Ale nie da się żyć bez pasji, bo to ona kreuje nasze życie i wpływa na to, że jesteśmy lepsi. Gdyby nie ludzie którzy przekraczają ekstremalne granice, stalibyśmy w miejscu.
bobek, 60 latek himalaista jest w kondycji fizycznej kilkakrotnie lepszej niż ja- niespełna 30latka.
Jest to oczywista bzdura, z powodow o ktorych mowila Strzyga. To wlasnie wyjatkowe niebezpieczenstwo, w ktorym stawiaja sie ci ludzie sprawia, ze o tym tutaj rozmawiamy. Bo nawet nie wyczyn w sensie fizycznym, skoro zima na 8 tysieczniki potrafil wejsc np 60latek.
Proponuję sobie spróbować wejść na 8tys to zobaczymy jakie to łatwe i zupełnie nie męczące. 😎 Może być nawet 6tys, żeby było jeszcze bardziej lajtowo. 😎
Jest to skrajnie wyczerpujące. no wiadomo, że taki himalaista to nowego rekordu w biegu na 100m albo w podnoszeniu ciężarów nie ustanowi, ale kondycję to trzeba mieć.
Naprawdę myślicie, że ludzie są przygotowani na ŚMIERĆ kogoś bliskiego? Że nie przeżywają tego tak samo jak śmierci osoby, która zginęła w innych warunkach. Himalaisty, który umarł już nie będzie. Nie pójdzie rano do sklepu po bułki, nie przeczyta bajki na dobranoc, nie zamruczy do ucha, nie podzieli się opłatkiem. Nie będzie go.

Alevaner - wątpię, że dzieciom, których rodzice nie dają poczucia bezpieczeństwa (martwienie się czy przeżyje, czy nie przeżyje, czy wróci, czy nie wróci) i stabilności, tak łatwo żyć, czy mając słabszą psychikę, łatwo jest im iść później przez życie, tworzyć stabilne relacje... kiedy nie wie się, czy rodzic w każdej chwili nie umrze, nie zostawi... przeżyłeś coś takiego mając parę lat? Widząc swoich rodziców na granicy życia i śmierci? 
Alevaner - wątpię, że dzieciom, których rodzice nie dają poczucia bezpieczeństwa (martwienie się czy przeżyje, czy nie przeżyje, czy wróci, czy nie wróci) i stabilności, tak łatwo żyć, czy mając słabszą psychikę, łatwo jest im iść później przez życie, tworzyć stabilne relacje... kiedy nie wie się, czy rodzic w każdej chwili nie umrze, nie zostawi... przeżyłeś coś takiego mając parę lat? Widząc swoich rodziców na granicy życia i śmierci? 
Rozumiem, że kiedy ktoś wsiada do samochodu czy samolotu to też trzeba sobie włosy z głowy rwać czy wróci czy nie?
Ja tam jestem raczej przyzwyczajona do ludzi chodzących w góry te wyższe i niższe i wspinaczy różnego rodzaju.
Prawda jest taka, że większość ludzi łażących w góry jednak przeżywa bez dramatycznych uszczerbków na zdrowiu (podobnie jak jeźdźcy), tylko o tym się raczej nie mówi. Zaczyna być głośno jak coś się stanie.
Słyszałaś np. gdzieś (bez szukania i interesowania się tematem) że Hajzer się wybiera na Gasherbrum? Bo ja w normalnych mediach nie.

Plus część ludzi pakuje się w kłopoty na własne życzenie, bo są nie przygotowani i nie powinni wychodzić w góry, albo dlatego, że robią to mimo złej pogody. Jak się posłucha czasami ratowników TOPR czy GOPR to włos się jeży na głowie jaką rzeszę idiotów mamy w tym kraju. Ale to tak raczej obok tematu Hajzera i reszty.
Alveaner, kuzyn długo utrzymywał wyprawę na 8-tysięcznik w tajemnicy. Większość rodziny dowiedziała się z Teleexpresu. Himalaiści nie chcą rozgłosu, chociaż niestety jest on potrzebny ze względu na sponsoring.
Ryzyko przy wspinaczce wysokogórskiej jest ogromne, lecz osobiście bałabym się tak samo o zawodowego kierowcę jeżdżącego po Polsce.
Bliska osoba zdaje sobie sprawę z tego ryzyka, ale odsuwa od siebie myśl, że jej ukochany/ukochana może już z gór nie wrócić.
[quote author=tet link=topic=90952.msg1824154#msg1824154 date=1373532566]
a lista tych co odpadli od sciany w Tatrach jest dluuugaaa. I dobrze to wiesz. Z drugiej strony, statystycznie rzecz ujmując, jak ma sie dzieci lepiej byc himalaistą niz kierowca na polskich drogach.

Jest to oczywista bzdura, z powodow o ktorych mowila Strzyga. To wlasnie wyjatkowe niebezpieczenstwo, w ktorym stawiaja sie ci ludzie sprawia, ze o tym tutaj rozmawiamy. Bo nawet nie wyczyn w sensie fizycznym, skoro zima na 8 tysieczniki potrafil wejsc np 60latek.

A co do tego, ze rodziny jakoby wybieraja, dziecko niczego nie wybiera. Rodzic bierze odpowiedzialnosc, za bezbronnego czlowieka, ktorego powoluje do zycia ale jest to pewnie jedna z tych rzeczy, ktore albo sie rozumie albo nie.


[/quote]

wypadki w Tatrach to w 90 % turyści i narciarze. Czym innym jest wspinaczka skałkowa, czym innym sportowa na sztucznej ścianie, czym innym himalaizm. To, że ktos zrezygnuje z ośmiotysięczników nie oznacza że umrze ze starości. Bo zabić sie może jadąc z dziećmi w góry Świętokrzyskie. Pozostaje zostać w chałupie, zatrzasnąć drzwi i zyc do śmierci.
Alveaner, spadające samoloty i ginący w nich ludzie to w ogóle jakieś dalekie miejsce po przecinku, jeśli o prawdopodobieństwie mówimy. Myślę też, że ma się o wiele, wiele mniejsze szanse umrzeć na drodze, niż wchodząc zimą na ośmiotysięcznik.

I powiem szczerze, i wiem, że za to mnie zjecie, ale dla mnie większym bohaterem będzie jednak strażak/policjant/ratownik, który ginie ratując innych, niż osoba z własnej woli narażająca się na śmierć.
No owszem, katastrofy lotnicze się zdarzają dość rzadko, ale jest ewentualność, że zdarzy się samolotowi, którym leci Twój bliski.
Wypadków samochodowych za to pełno i też się może zdarzyć, że trafi na kogoś kogo znasz. Trudno się nakręcać na śmierć za każdym razem jak ktoś wsiada do samochodu/samolotu czy chociażby na konia, bo człowiek by zwariował.

I powiem szczerze, i wiem, że za to mnie zjecie, ale dla mnie większym bohaterem będzie jednak strażak/policjant/ratownik, który ginie ratując innych, niż osoba z własnej woli narażająca się na śmierć.
Ja tego w ogóle nie rozpatruję w kwestii bohaterstwa bądź jego braku. Jest to po prostu coś co się robi, bo się to kocha.
Alveaner,
I powiem szczerze, i wiem, że za to mnie zjecie, ale dla mnie większym bohaterem będzie jednak strażak/policjant/ratownik, który ginie ratując innych, niż osoba z własnej woli narażająca się na śmierć.


ratownik/strażak ginąc na akcji albo miał wypadek albo nie był profesjonalistą. Dobry ratownik to żywy ratownik. I nie ma to nic wspólnego z bohaterstwem. Ciekawe, że tak zywe emocje budzi śmierć himalaistów a nikłe śmierć żołnierzy w Afganistanie (polskich). Większość z nich też ma dzieci i rodziny. Dla mnie wyjazd do Afganistanu sam w sobie zawiera dylemat moralny: bo jedzie się na wojnę po pieniądze.
Że zacytuję wypowiedź Pana Artura która moim zdaniem uderza  w sedno.

“Istotą alpinizmu, himalaizmu jest niebezpieczeństwo. Gdyby nie było tego niebezpieczeństwa, byłaby tylko turystyka wysokogórska. Wypadki od czasu do czasu się zdarzają. Nie potrafimy sobie z tym poradzić, ale idziemy w góry po to, żeby żyć i nikt z nas nie zakłada, że z gór nie wróci. Nie ma obowiązku powszechnego zgadzania się z istotą alpinizmu i dla dużej części odbiorców i naszego społeczeństwa będzie to absolutnie niezrozumiałe”

Ludzie giną wszędzie i zawsze i dotyczy to ogromu dyscyplin sportowych. Nie mamy o tym pojęcia, bo się tym nie interesujemy. Na ten moment stało się to bardzo medialne, moim zdaniem nie powinno tak być, raczej powinno się utrzymać niszowość tego sportu. Himalaisci teraz są numer jeden w kraju we wszystkich portalach i w każdej telewizji.

Wrzucę teraz spis wypraw które się odbyły oficjalnie od 2006 do teraz:

Wyprawa unifikacyjna PZA Dhaulagiri - wiosna 2013
Broad Peak wyprawa zimowa 2012/2013
Lhotse 2012
K2 2012
Wyprawa unifikacyjna PZA Manaslu 2012
Zimowa wyprawa Gasherbrum I 8068 m 2011/2012
Wyprawa unifikacyjna PZA Makalu 2011
Zimowa wyprawa na Broad Peak 2011
Zawody Elbrus 2010
Pobieda 2010
Wyprawa Nanga Parbat 2010
Zimowa wyprawa Broad Peak 2008/09
Wyprawa Dhaulagiri 2008
Zimowa wyprawa na Nanga Parbat 2006/07

Na pewno było jeszcze kilka wypraw nieoficjalnych, osób które na własną rękę organizowały sobie wyprawy. Czy statystyczny Polak nie interesujący się himalaizmem wie, że było ich tak wiele i jest w stanie wymienić choć jednego uczestnika każdej z tych wypraw? NIE. Bo media o tym nie pisały bo nikt nie umarł, zaczęło się od Broad Peaka, media żywią się tragicznymi wiadomościami i tak było jest i będzie.

W tamtym roku na bieżąco śledziłam kronikę TOPR, był naprawdę ogrom wypadków śmiertelnych przez cały sezon. Gdzieś znalazłam podsumowanie tamtego sezonu, ale w tym momencie nie jestem w stanie  znaleźć. Ale naprawdę liczba robi straszne wrażenie. I to są ludzie którzy mają rodziny, idą w góry z różnych powodów, najczęściej po prostu bo je kochają. Idą na zwykłą wycieczkę, która kończy się śmiercią. Ogrom turystów przewija się w ciągu roku przez Tatry i to są normalni ludzie, mają nie iść bo mają żonę/męża/dziecko? Wszystko wiąże się z ryzykiem większym lub mniejszym, ale nie dajmy się zwariować.
Pamiętam, że był taki paskudny wypadek który szczególnie zapadł mi w pamięci: Szedł ojciec z synem, ojciec się poślizgnął, spadł w przepaść, byli dość wysoko, helikopter nie dał rady zabrać syna, bo nie było warunków, syn musiał po tej tragedii zejść o własnych siłach wraz z ratownikami z góry, bodajże 2 godziny musiał iść z myślą, że jego ojciec przed chwilą spadł i nie żyje, no horror, coś niewyobrażalnego dla syna.

Dla równowagi moja ciocia była naocznym świadkiem wypadku w centrum Wrocławia ( po tym wypadu wpadła w ciężką i długą depresję) matka z dzieckiem stała na pasach, czekali aż auta przejadą, były dwa pasy, auto z pierwszego pasa się zatrzymało, auto z równoległego niestety nie i w momencie jak weszli na ulicę, dziecko szło przed matką i już było po wszystkim. Śmierć na miejscu, bo chcieli iśc do parku. No i tak to wygląda, życie jest okrutne i nie znamy dnia ani godziny, ale ja nie wyobrażam sobie tego życia bez pasji, jaka by ona nie była, no nie da się!

Alveaner, tet, przepraszam, że dalej kręcę się wokół tematu wątku, ale jakoś tak próbuję się postawić na miejscu rodzin i trochę trauma... może źle czuję, może gdybym miała himalaistę w rodzinie to by mnie to nie ruszało.
rozumiem, ja daleko jestem od powiedzenia, że to łatwy wybór albo, że himalaizm jest bezpieczny. Myślę, że każdemu jednak trzeba zostawić wybór i nie oceniać. Nie wiem co bym wolała:ojca himalaistę czy frustrata, któremu kiedys by sie mogło wymknąć w nerwach, że coś wielkiego i ważnego dla niego poświęcił z mojego powodu. Ja zostając matką poczułam potrzebe np zmiany stylu jazdy samochodem. Ale ja ją poczułam, a nie zmieniłąm się dla społecznych oczekiwań. Ktos kto rezygnuje z gór bo taką potrzebe odczuł nadal będzie spełniony. A zmuszony do porzucenia pasji będzie cierpiał. I mimo fizycznej obecności jego tak naprawdę nie będzie. No może jedynie finansowo rodzina tego "odejścia" nie poczuje. W sensie życiowym to jakby umarł.
tet napisałaś dokładnie to o co mi chodzi cały czas, tylko w słowa ubrać tego nie mogłam. Dzięki!

Proszę bardzo najnowsze wieści  🙁   
http://off.sport.pl/off/1,111379,14263624,Wyprawa_na_Broad_Peak__Polacy_dotarli_na_7100_m__sa.html#BoxSlotII3img
Sorry ale upieranie sie, ze jazda samochodem, czy latanie samolotem jest rownie niebezpieczna co himalaizm, jest troche hmm...  🙄

Zgadzam sie z toba tet, oprocz jednego, dlaczego nie mozna oceniac? Nawet w tytule watku jest pytanie wyczynowiec czy bohater? No i mozna miec watpliwosci co do jednego i drugiego. Jestem pewna, ze wiekszosc koniarzy na tym forum, gdyby potrzebowala pieniedzy dla swojego bliskiego, sprzedalaby swoje konie, zastawila stajnie bo pasja jest wazna ale bez przesady. Jezeli czlowiek nie widzi niczego w zyciu poza realizacja wlasnych potrzeb, to mnie taki czlowiek nie zachwyca i zaden to dla mnie bohater, czy chodzi w gory, czy do kasyna. I nie pisze tego w odniesieniu do kazdego jednego himalaisty bo pewnie kazdy moze miec inna sytuacje i stosunek do swojego zajecia. Chodzi mi raczej o bezrefleksyjne zachwyty nad "realizowaniem pasji".

Co do wyczynu, oczywiscie, ze himalaista musi byc ponadprzecietnie wytrenowany ale w sensie tezyzny fizycznej nie musza to byc najlepsi z najlepszych. Z tego co mi wiadomo, w sportach wydolnosciowych na podium nie staja szesciedziesieciolatkowie wiec juz samo wejscie Macieja Berbeki o tym swiadczy.
Przez całe moje młode życie - od dziecka byłam otoczona strachem o ojca. Nie tylko w domu, ale i w otoczeniu dookoła  - wykonywał stosunkowo niebezpieczną pracę, co jakiś czas ta praca (z różnych powodów) zabierała któregoś z nich. Funkcjonowało się od pierwszego dźwięku, który sygnalizował że rozpoczęli do ostatniego, a raczej do ciszy potem - do braku telefonu u sąsiadki na 2 piętrze (jedyna miała telefon i kontakt z nimi - takie czasy), do braku sygnału syreny alarmowej i karetki potem. W nocy podobnie. Mama, ja, siostra, kumple z bramy i ich matki. Jednocześnie fascynowało mnie to - ich świat, możliwości zobaczenia i doświadczenia czegoś, co mi pewnie nigdy nie będzie dane. Ale pamiętam, że odetchnęłam jak ojciec przeszedł na pracę "biurową". I wielu z mojego otoczenia. I męża chciałam "normalnego", żeby tego strachu już nie czuć. Takiego codziennego, z którym kojarzy mi się całe dzieciństwo. Nie wierzę, że ktoś może się przygotować na to, że ktoś z rodziny zginie, bo wykonuje niebezpieczną pracę czy ma niebezpieczne hobby. Za to wierzę w codzienny strach - taki hmm, podskórny - żyje się z nim niby, ale to zostawia ślad.
idąc za postulatem o odpowiedzilaność należałoby oczekiwać, że: górnicy, pracownicy platform wiertniczych, żołnierze, policjanci, marynarze, rybacy i sędziowie piłkarscy mają pozostac w stanie bezdzietnym, a najlepiej jakby rekrutowali się spośród jedynaków, najlepiej osieroconych.
Co do wyczynu, oczywiscie, ze himalaista musi byc ponadprzecietnie wytrenowany ale w sensie tezyzny fizycznej nie musza to byc najlepsi z najlepszych. Z tego co mi wiadomo, w sportach wydolnosciowych na podium nie staja szesciedziesieciolatkowie wiec juz samo wejscie Macieja Berbeki o tym swiadczy.
To się może jednak zdecyduj, czy to takie proste, łatwe i przyjemne czy nie. Plus Berbeka zginął, więc to nie jest dobry przykład na to, że 60 latkowie mogą, bo na tym przykładzie, to jednak średnio mogą.
Wejście na 8tys jest bardzo trudne, bardzo męczące i nie każdy będzie w stanie temu podołać. Są ludzie którzy w takie góry nigdy nie pójdą, bo nie są wystarczająco dobrzy, nie mają wystarczających predyspozycji fizycznych, a jak pójdą mimo to, to tam zostaną.

Jestem pewna, ze wiekszosc koniarzy na tym forum, gdyby potrzebowala pieniedzy dla swojego bliskiego, sprzedalaby swoje konie, zastawila stajnie bo pasja jest wazna ale bez przesady. Jezeli czlowiek nie widzi niczego w zyciu poza realizacja wlasnych potrzeb, to mnie taki czlowiek nie zachwyca i zaden to dla mnie bohater, czy chodzi w gory, czy do kasyna. I nie pisze tego w odniesieniu do kazdego jednego himalaisty bo pewnie kazdy moze miec inna sytuacje i stosunek do swojego zajecia. Chodzi mi raczej o bezrefleksyjne zachwyty nad "realizowaniem pasji".
A moim zdaniem kwestia pieniędzy nie jest tu argumentem, bo nie znasz sytuacji materialnej rodzin himalaistów i wspinaczy ogólnie.
Raczej należałoby się spytać obecnych tutaj ile razy spadli z konia, albo ile razy koń doprowadził do jakiegoś uszczerbku na zdrowiu w ten czy inny sposób. Sporo odpowie twierdząco. No to dlaczego wsiadają, skoro kolejny upadek może się skończyć poważnym okaleczeniem/śmiercią (rzadziej)? Bo nikt nie jest w stanie przewidzieć, że nic mu się po kolejnej glebie nie stanie, 10 było w porządku, a za 11 razem coś nie pykło i niestety.
Albo dlaczego część jeździ bez kasku? To też mocne kuszenie losu.

idąc za postulatem o odpowiedzilaność należałoby oczekiwać, że: górnicy, pracownicy platform wiertniczych, żołnierze, policjanci, marynarze, rybacy i sędziowie piłkarscy mają pozostac w stanie bezdzietnym, a najlepiej jakby rekrutowali się spośród jedynaków, najlepiej osieroconych.
Pamiętam, że był kiedyś taki program na którymś Discovery Najniebezpieczniejszy zawód świata, całkiem sporo ich tam jednak było, bo trochę odcinków porobili, też pewnie wszyscy powinni rzucić pracę w cholerę, bo niebezpieczna.
tet, porownania zupelnie z paly. Nie ma znaku rownosci w poziomie ryzyka w zawodach, ktore wymienilas a himalaizmem. Ludzie nie podejmuja pracy zawodowej zeby w niej umierac. Byloby to zupelnie bez sensu bo po co kasa nieboszczykowi? Temat statystyk juz byl, po co go w kolko walkowac, skoro wiadomo, ze himalaizm jest WYJATKOWO niebezpieczny i trudno znalezc jakies dobre porownania tutaj.

Ale przede wszystkim po co porownywac prace zawodowa ze "spelnianiem pasji" bez wzgledu na wszystko, czyli po prostu najwyzsza forma egoizmu? Jak tu dyskutujemy, to nie chodzi juz o himalaistow, tylko o ta slepa afirmacje ich postawy: me, myself and I, jako godnej niezywklego podziwu. Jesli chodzi o bohaterstwo, to kiedy gwiazdy z lat 80 chodzily i ginely w gorach, to np opozycjonisci siedzieli w wiezieniach, ich rodziny nie mialy z czego zyc, tulaly sie po znajomych i rodzinach, ich dzieci byly wyrzucane ze studiow, nie pozwalano im zdawac matur. Ci ludzie poswiecili rodziny ale mozna powiedziec, ze po cos wiecej niz tylko spelnianie wlasnych potrzeb. To a propos tytulowego slowa bohater.

Alveaner, wyczyn to wyczyn, to ze ktos ma sprawnosc wyzsza niz przecietna i robi rzeczy, ktore nie kazdy zrobi nie znaczy, ze jest wyczynowcem. A Berbeka zszedl czy nie zszedl, jest na wikipedii jako najlepszy z najlepszych w swojej dziedzinie. Stad wniosek, osiagniecie himalaistycznego "podium", w sensie fizycznym, nie jest takim hardcorem jak np w  lekkiej atletyce.

W kwestii pieniedzy - to tylko przyklad tego, ze mozna zrezygnowac z pasji w imie wiekszych wartosci i zyc dalej. Wiekszosc z nas by to zrobila. Nie nazywalabym moim bohaterem kogos, kogo na cos takiego nie stac.

mylisz sie. himalaista to zawod. wielu himalaistow z tego zyje i utrzymuje swoje rodziny a osiagniecia sa wyznacznikiem ich prestizu zawodowego. Rozumiem, ze w twoim przekonaniu ginac za darmo jest nieuzasadniona egoistyczna potrzeba a ginac za kase to praca?
tet jak można żyć z himalaizmu?
Wiekszość naszych wspinaczy wg mediów to ratownicy TOPR, co oczywiscie ma związek ze wspinaniem ale nie sawiałabym tu znaku równości...
wiekszość wypraw to wyprawy komercyjne, np za kasę wprowadzają ludzi na Everest. Ludzi, którzy by tam sami w zyciu nie weszli, bo brak doswiadczenia. Organizują też rzecz jasna wyprawy w inne góry, nie tylko Himalaje. Liczy sie nazwisko, a za nazwiskiem idzie doswiadczenie. Poza tym, wspinaczke wysokogórska uprawia wileu ratowników górskich, dla nich sa to bezcenne doświadczenia wykorzystywane w akcjach ratowniczych.
[quote author=_Gaga link=topic=90952.msg1825122#msg1825122 date=1373627292]tet jak można żyć z himalaizmu?[/quote]
Sporo z nich to właśnie ratownicy (powiedzmy sobie szczerze, niby jak można byc ratownikiem nie wspinając się?), część prowadzi szkolenia z tego zakresu, sporo też zostaje przewodnikami i wprowadza klientów za pieniądze na rożne szczyty i jest to ich praca. Można sobie poczytać ile sobie np. w Alpach liczą. Na Everest tez ludzi tak wprowadzają. 😉
I tak, wtedy zdobyte szczyty maja znaczenie, bo raczej nikt nie zapłaci łebkowi, który idzie pierwszy raz w góry, żeby go gdzieś zaprowadził.

Alveaner, wyczyn to wyczyn, to ze ktos ma sprawnosc wyzsza niz przecietna i robi rzeczy, ktore nie kazdy zrobi nie znaczy, ze jest wyczynowcem.
To jak w ogóle zdefiniować wyczynowca? O.o

A Berbeka zszedl czy nie zszedl, jest na wikipedii jako najlepszy z najlepszych w swojej dziedzinie. Stad wniosek, osiągniecie himalaistycznego "podium", w sensie fizycznym, nie jest takim hardcorem jak np w  lekkiej atletyce.
To może od razu też stwierdźmy, że jeździectwo nie jest żadnym wyczynem, bo też nie wymaga jakichś niebywałych zdolności fizycznych i też taki zawodnik rekordu na 100m nie ustanowi.

I nikt tutaj nie gloryfikuje postawy me, myself and I jak to określiłaś. Środowisko wspinaczy też się bardzo podzieliło w tej kwestii, cześć uważa, że ich tam zostawiono i że jest to niedopuszczalne.
W ogóle uważam, że ktoś kto chociaż nie liznął tego środowiska i tej formy aktywności to nie bardzo ma podstawy się wypowiadać o jakichkolwiek obowiązujących postawach, bo po prostu nie wie (no bo skąd?) jak to rzeczywiście wygląda, a o zdobywaniu szczytów to się u nas w mediach mówi tylko jak ktoś umrze. W innym wypadku ciężko cokolwiek na ten temat usłyszeć i potem panuje wśród ludzi przekonanie, że w góry chodzi jakiś klub samolubnych, egocentrycznych samobójców.

Az bym chciała usłyszeć, jakby ktoś coś takiego powiedział o żołnierzach, którzy zginęli w Afganistanie czy Iraku. no bo przecież tez podli, samolubni egocentrycy, którzy sami się pchali na śmierć i zostawili rodziny.
epk, właśnie o to uczucie mi chodzi. O podskórne dreszcze i to uczucie z tyłu głowy...
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się