Forum towarzyskie »

wyczynowiec-wariat czy bohater?

Pisał to jakiś wariat, nawet nie potrafił się przedstawić z imienia i nazwiska. Ogromny błąd w samym tytule wskazuje, że został dziennikarzem z przypadku.
Mogę się zacytować moje zdanie z fejsbuka.

''Dlaczego BERBEKA nie uratował Maćka i Tomka zarządzając przerwanie ataku na szczyt i natychmiastowy odwrót ?''BROAD PEAK - wyjaśnienie tragedii - Berbeka mógł uratować Maćka i Tomka'' czytając taki tytuł z góry wiadomo, że autor ma nie równo pod sufitem i nie odrobił zadania domowego choć pisze, że to zrobił: ''Na podstawie dostępnych w internecie wypowiedzi uczestników tej tragicznej wyprawy oraz wypowiedzi innych himalaistów zebrałem wszystkie argumenty i proponuję następujące wnioski''
Wychodzi na to, że tam było 5 osób, nie 4, autor ma najwidoczniej rozdwojenie jaźni. Zupełnie nie rozumiem dlaczego fundacja Kukuczki wrzuca takie pierdoły na swoją ścianę, do czego to jest komuś potrzebne? Zeby bić pianę? Osoba która jest autorem tekstu zapewne w życiu była tylko raz w górach nad Mokiem z reklamówką w ręce i w sandałach przystrojonych skarpetami. Zupełnie nie rozumiem dlaczego wywiazała się tak zagorzała dyskusja, artykuł jest poniżej jakiegokolwiek poziomu!
To nie mogło się wydarzyć  😕
Kierownik całego programu....Nieszczęśliwy ten 2013 dla polskich himalaistów....
Komunikat PZA z 9.07.2013


Komunikat Polskiego Związku Alpinizmu w sprawie tragicznych wydarzeń na Gasherbrumie I w Karakorum.

W niedzielę, 7. lipca Artur Hajzer i Marcin Kaczkan wyszli z obozu III (7150m), by zdobyć szczyt Gasherbrum I (8068m). Po osiągnięciu wysokości 7600 m z powodu silnego wiatru przerwali atak szczytowy, zawrócili.
Dotarli do obozu III ( 7150m) i za pomocą radiotelefonu połączyli się z bazą, z kucharzem wyprawy, informując, że schodzą do obozu II (6400m) i wszystko jest w porządku.

Tego dnia, to jest w niedzielę 7. lipca o godz 11.00 naszego czasu (godzina 14.00 czasu miejscowego) Izabela Hajzer otrzymała od męża Artura Hajzera sms, w którym pisał: Marcin Kaczkan spadł kuluarem japońskim. Od tego czasu nie udało się nawiązać kontaktu z Arturem Hajzerem.

Rozpoczęto akcję ratunkową, którą z bazy pod Gasherbrumami kieruje kierownik niemieckiej wyprawy Thomas Laemmle. W nocy z 7. na 8. lipca wysłano ekipę tragarzy wysokościowych, której celem było dotarcie do obozu II (6400m). Z powodu silnego wiatru i podającego śniegu dotarli tylko do obozu I i zawrócili do bazy.

W nocy z 8. na 9. pogoda poprawiła się. Z obozu I (6000m) wyszła grupa wspinaczy rosyjskich, która rano dotarła do obozu II i odnalazła w nim Marcina Kaczkana.

Artur Hajzer nie żyje - powiedział Marcin Kaczkan w rozmowie przez radiotelefon z Thomasem Laemmle.

W ciągu najbliższych godzin komunikaty z bazy pod Gasherbrumami zweryfikują ostatecznie tę tragiczną wiadomość.

Zarząd PZA
no potwierdziło się niestety, nie żyje  🙁
Dla mnie to jest okrutne w stosunku do rodzin i przyjaciol. Nie rozumiem jak mozna robic cos takiego ludziom, ktorych sie kocha 🙁
Przykro  🙁

Dla mnie to jest okrutne w stosunku do rodzin i przyjaciol. Nie rozumiem jak mozna robic cos takiego ludziom, ktorych sie kocha 🙁


No tak, tylko jeździectwo wyczynowe to też jest ryzykowny sport - ok, nie każdy jeździ *** wkkw, ale wsiadanie np. na młode konie też do bezpiecznych zabaw nie należy... Ryzyko jest wkalkulowane w taką pasję, nawet jeśli stara się je zminimalzować to i tak zawsze coś się może stać. A góry chyba jeszcze bardziej niebezpieczne niż konie...
Strzyga bo to się albo rozumie albo się tego nie rozumie. Nie ma nic pomiędzy tym.


Piosenka napisana na czesc alpinistow Andrzeja Grzązka i Zbigniewa Stepka ktorzy zgineli na Mount Parvati 17.8.1973

Ona przychodzi chytrze,
Bez ostrzeżeń i gróźb,
Krzyczy pękniętą liną,
Kamieniem zerwanym spod stóp,
Spod stóp.

Wszystko zaczyna się zwykle,
Jak każdy wspinaczki dzień,
Trudny dzień.

Ściana, droga pod szczyt,
A potem nagle krzyk

Góry wysokie, co im z Wami walczyć każe?
Ryzyko, śmierć, tutaj wszysko nie jest ważne
Największa rzecz, swego strachu mur obalić,
Odpadnie stu, lecz następni pójdą dalej!

Góry wysokie, wiem co z Wami walczyć każe,
Ryzyko, śmierć, tutaj wszystko nie jest ważne
Na rzęsach szron, inni już idą dalej,
Na twarzy śnieg lecz są nowi, śmiali są,
Tylko czasem zamyślenie, tylko czasem zamyślenie.

Sam możesz wybierać los, szczytów, szczytów ślad
Sam możesz wybierać los, zrozum to, wejdź na szczyt!

Góry wysokie, co im z Wami walczyć każe?
Ryzyko, śmierć, te są zawsze tutaj w parze.
Największa rzecz, swego strachu mur obalić,
Odpadnie stu lecz następni pójdą dalej
Tylko czasem zamyślenie, tylko czasem zamyślenie.

Sam możesz wybierać los, szczytów, szczytów ślad
Sam możesz wybierać los, zrozum to, wejdź na szczyt!
Rodziny wiedzą, z kim się wiążą. Albo akceptują to, że ich drugie połowy w domu są gośćmi i nie wiadomo, czy wrócą, albo omijają szerokim łukiem ten typ ludzi.
Wielka szkoda, ostrzeżeń dostał od gór przynajmniej kilka, ale pasja jest silniejsza niż strach. My też nie wyobrażamy sobie, żeby ktoś zarządał od nas rezygnacji z jeździectwa. Współczuję Kaczkanowi, bo co innego nie wiedzieć, co dzieje się z partnerem (tak jak na Broad Peak'u), a co innego widzieć upadek i wiedzieć, że nie ma ratunku. Jedno jest pewne, dzięki smsowi chociaż jego udało się ewakuować.
Szok totalny. Właśnie sama łaziłam przez 2 dni po górach, a tu taka wiadomość :-(
Swoją drogą to niemal przewrotność losu, że stało się to w chwili ukończenia raportu w sprawie Broad Peak'a. W tej sprawie będzie się szukać "winnych" przez lata, a Hajzera zgubił pewnie jakiś głupi błąd. Strasznie to przykre 🙁


Dla mnie to jest okrutne w stosunku do rodzin i przyjaciol. Nie rozumiem jak mozna robic cos takiego ludziom, ktorych sie kocha 🙁


Strzyga, powiedz to każdemu zawodnikowi wkkw, które tak bardzo kochasz  🙄

Lotnaa, ile było śmierci jeźdźców w Polsce podczas wkkw w tym roku, ile jest śmierci ludzi wchodzących na góry? ( i to porównując ilość osób uprawiających tę dyscyplinę i częstotliwość).
Chcesz się w statystykę bawić? Przecież to chyba nie o to chodzi. Piszę tylko, że nie wszystko, co ludzie kochają robić jest i będzie bezpieczne. Ich rodziny też są tego świadome. Zresztą, mieliśmy już taką dyskusję w tym wątku, więc jej nie powtarzajmy...
Lotnaa, no chyba chodzi właśnie o statystykę. Bo jak umiera 1 osoba na 1000, to chyba co innego jak umiera 1 osoba na 10.

Tytuł wątku jest jaki jest, więc wyraziłam moje zdanie.
Strzyga bo to się albo rozumie albo się tego nie rozumie. Nie ma nic pomiędzy tym.

amen.

Jak zawsze żal pasjonata... smutny rok dla himalaistów. Ciekawa jestem co to dalej będzie z himalaizmem zimowym...
Lotnaa, ile było śmierci jeźdźców w Polsce podczas wkkw w tym roku, ile jest śmierci ludzi wchodzących na góry? ( i to porównując ilość osób uprawiających tę dyscyplinę i częstotliwość).
No, można też sobie policzyć ile osób średnio dziennie ginie w wypadkach samochodowych. To co, przestajemy wsiadać do samochodów?
Alveaner, patrząc na to, ile osób dziennie wsiada do samochodów? Chyba nie.
Alveaner, patrząc na to, ile osób dziennie wsiada do samochodów? Chyba nie.
Nie no pewnie, zawsze można sobie wmawiać, że na mnie nie trafi bo ginie jedna osoba na ileś tam, tylko potem się okazuje, że akurat trafiło.
Dlatego dla mnie jest to kwestia wyboru, można zginać w górach, można zginać wsiadając do samochodu, może potrącić samochód na przejściu dla pieszych ze skutkiem śmiertelnym i od bardzo wielu rzeczy jeszcze można zginąć.
A ludzi chodzących po górach wcale nie jest tak mało, jasne, że nie tak wielu się wybiera na 8tys metrów, ale już na taki Mont Blank rocznie wspina się ponoć koło 20tys ludzi, a na Everest próbuje koło 5tys.
Lotnaa, no chyba chodzi właśnie o statystykę. Bo jak umiera 1 osoba na 1000, to chyba co innego jak umiera 1 osoba na 10.


Pierwsze to podobno tragedia, drugie to statytyka, ale to nie ja wymyśliłam 😉

Tego typu zabawy nie są bezpieczne, ludzie zaczynają młodo, bo wtedy jeszcze nam się wydaje, że jesteśmy nieśmiertelni, a potem przestać się już nie da... Ale bez takich zajawkowców świat byłby naprawdę nudnym miejscem, to są ludzie z pasją tak jak i koniarze, osobiście wolę to 1000 razy niż typ praca-tv-impreza w weekend.... A co do rodzin, to zgadzam się z Lanka_Cathar - albo jest to typ człowieka, do którego się ciągnie, albo wręcz przeciwnie... 
Strzyga, ja nie akceptuję lotnictwa. Nie latam (jako jedyna osoba w rodzinie), a boeingi, airbusy i inne ATR'y traktuję jako podniebne masarnie. Mój mąż lata, ma takie okresy, gdzie w domu jest gościem, bo delegacja jedna za drugą i zamiast siedzieć na tyłku, jak na informatyka przystało - fruwa. Kilka lata temu mieliśmy taki okres w naszym życiu, że papiery rozwodowe czekały na podpis. Dużo się tu nałożyło, te loty również. Każda jego delegacja, to mój stres, zwłaszcza, że jakoś dziwnym trafem tydzień przed wylotem coś musi jeb**ć na ziemię. Loty europejskie jeszcze jakoś tolerowałam, ale na początku naszej znajomości powiedziałam - ŻADNYCH transatlantyków. Poleciał do USA, raz, drugi. Papiery rozwodowe wylądowały na stole. Pominę kilka lotów w ekstremalnych warunkach, kiedy to... zapomniał dać mi znać, że już wylądowali (później nie oszczędził oczywiście szczegółów, jak to pani kapitan przyziemiła w pas w Budapeszcie z takim impetem, że w drodze powrotnej wszyscy na dźwięk jej głosu zapięli ostentacyjnie mocniej pasy). W tym roku było RPA - trzeba było przelecieć nad państwami, w których trwają konflikty zbrojne, ja już z wizją, jak ich zestrzelą nad tą cholerną Libią.
A jednak on to kocha, więc co zrobiła głupia żona? Kilka lat temu dostał ode mnie na gwiazdkę wstępny kurs pilotażu - teoria i praktyka (kilka godzin na ziemi i godzina w powietrzu na lekkiej maszynie). Nigdy nie widziałam, żeby tak się cieszył, zresztą to nawet nie oddaje  jego radości. Powiedział, że to najpiękniejszy prezent jaki dostał, a cenniejszy tym bardziej, że jestem nastawiona negatywnie do lotnictwa. Poprosiłam tylko, żeby z wykorzystaniem prezentu zaczekał, aż pogoda będzie lepsza. Nie przewidziałam jednej rzeczy - że pociągnie temat. Odłożył kasę i dziś jest w trakcie kursu pilotażu - takiego pełnego. Zdał już teorię, pochwalono go w ULC, że rzadko maja tak sumiennych ludzi. Zrobił wszystkie badania, zmienił tryb życia, żeby poprawić ich wyniki i pozbyć się ograniczenia "lot tylko w obecności drugiego pilota". Teraz robi praktykę. A ja umieram za każdym razem, jak jedzie na te Babice. Jednym, telefonem mogałbym narobić mu problemów i przekreślić to marzenie, ale tego nie robię. Dlaczego? BO TO JEST JEGO PASJA. Bo on ułatwia i wspiera moją pasję i pracę - jeździectwo. Chociaż nie powiem, jak zaczynał praktykę i poinformował mnie, że "w ostatniej szufladzie leży testament i instrukcja, co robić, gdybym się rozbił", to miałam ochotę czymś w niego rzucić. Zawsze będę się martwić, ale go nie odciągnę od tematu.

A odnosząc się jeszcze do projektu PHZ - mam nadzieję, że pociągną to dalej. Wszak czeka jeszcze Nanga i K2 - chciałabym, żeby udało się to zrealizować. Szkoda byłoby odpuścić.
Lanka- a macie już stadko dzieci, czy na razie nie?
Bo kiedy pojawi się dziecko, śmiem twierdzić, że strach jest co najmniej poczwórny.  🙁

Mąż jeździ motocyklem. Jeździ bardzo dobrze. Co z tego, skoro kierowcy samochodów jeżdżą coraz gorzej? Bardzo często, jako, że jedzie pierwszy ( ja również jeżdżę motocyklami) widzę jak zajeżdżają mu drogę samochodami i wymuszają pierwszeństwo! Ociera się o wypadki. Cały czas.  🙁 I ja tu k*** widzę!  🤔 A wypadek motocyklisty w mieście ( gdzie są słupki, barierki) to albo śmierć albo poważne kalectwo.
Ale nie zabronię- bo on to kocha. I nie przestanę, bo również to kocham.
Gdyby nie było dziecka, w ogóle byłby luzik. Stwierdziłabym- trudno. Raz się żyje.
Ale dziecko jest. I to o nie drżę jak osika. Nie o nas. Nie o męża. Bo jeśli zginie, to ja sobie dam radę. Twarda sztuka jestem.  Ale o małego. Jeśli ja zginę, chłopaki będą mieli bardziej pod górkę, niż gdyby zginął mąż. ( dlatego m.inn. nie pcham się jako pierwsza)
Żeby nie zginąć razem NIGDY nie wsiadam z mężem na 1 motocykl.
Ale to przed dzieckiem czuję się nie fair, że jeździmy. Bo to dziecko narażamy najbardziej na olbrzymią stratę. Nie siebie- bo my to rozumiemy. Rozumiemy swoją pasję i potrzebę. On nie zrozumie NIGDY jeśli straci rodzica/ów. I nie wybaczy nam tego pewno. ( że hobby było ważniejsze niż on- bo tak można na to spojrzeć, nie?)

Kiedy przed ostatnim wyjazdem zaprowadziliśmy teścia do pokoju, pokazaliśmy gdzie leżą wszystkie dokumenty, adresy banków i ubezpieczeń, dostępy do haseł, loginy, to zbladł. Stary, duży chłop, twardy jak skała, zbladł i zszarzał mi w oczach. Wszystkim nam zrobiło się strasznie.
Boję się cały czas. Ale jeżdżę.  😡
Czyli została już tylko jedna żyjąca osoba, która weszła zimą w tym roku na BP?
Jara, nie!! Hajzer nie był zimą na BP, on był szefem programu PHZ.
Czyli została już tylko jedna żyjąca osoba, która weszła zimą w tym roku na BP?

też tak myślałam, ale nie- Artur Hajzer nie zdobywał Broad Peak zimą.
Pozostali Adam Bielecki i Artur Małek.
Ja tylko jeszcze podsumuję co chciałam powiedzieć powyżej.
Myślę, że rodziny osób zajmujących się tak niebezpiecznymi akcjami, są przygotowane na tragedię. Gdzieś w środku, wewnątrz, są na to przygotowane. Przecież w trakcie lat, nie raz zdarzały się sytuacje, kiedy się bali ( tak jak to opisywała Lanka) A im bardziej niebezpieczne hobby, tym świadomość że może się to skończyć tragicznie większa.
Wiadomo, że każdy liczy, że "się uda", ale na pewno rodziny są W PEWNYM SENSIE przygotowane od lat.
tunrida, jestem "rodziną" himalaisty. Nie- nie jesteśmy przygotowani- na to nie da się przygotować. Podczas jednej z akcji ratowniczych moja ciotka- mama himalaisty osiwiała do zera.
Cała rodzina nie mogła spać i zamordowalibyśmy go gdyby nie wrócił.

To, że wybrał takie hobby a my znamy ryzyko, nie oznacza że łatwiej jest się nam pogodzić ze stratą. Jest tylko większa świadomość.
Ta świadomość trwająca latami, to już swego rodzaju przygotowanie. Tak myślę.
Tego nie rozumieją osoby, która nie są z tym w jakiś sposób związane. Rodzina najbliższa wie na co się porywa wiążąc się z taką osobą.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się