I ja jestem z tych, którym bez różnicy czy pieczywo jest dzisiejsze, czy może mocno wczorajsze.
Zawsze się znajdzie sposób na wykorzystanie. A to wskoczy na chwilę do jajka i sruu na patelnię, na zapiekanki, tosty, jako grzanki do zupy lub bułka tarta. Ewentualnie jakiemuś zwierzakowi w udziale przypadnie 😉
z przyjemnością jem tylko świeże, ale stare jem i reanimuje tak długo jak tylko się da... Ewentualnie przerabiam na bułkę tartą. Ostatnio kupuję pieczywo razowe, trzyma się dłużej
ja tez chetnie jem tylko swieze pieczywo. jesli chleb nie jest swiezy zrobie z niego tosta. daje tez psom, bardzo chetnie jedza suchy, niezbyt swiezy chleb. dla konia rzadko susze. splesnialy- wrzucam do pieca. baaardzo niechetnie do kubla. staram sie tego nie robic. nawet jesli to tylko kilka kromek. teraz problemu nie mam bo pieczywa nie jem wcale 😉
Moja córka nie je skórek więc mam pokaźną kolekcję zasuszonych skórek - nie wiem co z tym robić - nie wyrzucę bo dla mnie to chore wyrzucać chleb. Jakieś pomysły? Mogłabym dać kaczkom w stawie ale trzeba by namoczyć bo to twarde jak kamień, potem od razu jechać zawieźć, jakoś nie mam czasu na takie zabawy.
rany, nie wyrzucajcie zarcia "golebiom" po pierwsze te smieciarze ze skrzydlami przez ustawiczne dokarmianie degeneruja w postepie geometrycznym - bo slabe sztuki zamiast pasc jak dobor naturalny nakazuje to sie mnoza nazarte tonami chleba po drugie, sporo z tego co jest wywalane zjadaja szczury nie ptaki...
ja chleb mroze, jak mi sie zdarzy ze cos mi tam zeschnie albo wlasnie skorki z chleba po dzieciach zostana to idzie dla koni i po sprawie
jakbym mogla, jadlabym tylko taki swiezy prosto z piekarni. a cieply moge jesc sam, tak bez niczego - najlepsza rzecz na swiecie! ale oczywiscie nie zawsze moge, zwlaszcza jak w domu zalegaja wczorajsze bulki. niestety nieznosze wczorajszego (i przedwczorajszego...) pieczywa, wiec najczesciej robie z niego tosty/zapiekanki, lub np grzanki do zupy. z suchej bulki robie bulke tarta.
nie lubie wyrzucanai jedzenia generalnie, czy to chleb czy co innego - zadna roznica.
Ja kupuję tylko pełnoziarniste pieczywo, na zakwasie, więc mi poleży długo. Mieszkając sama kupuję mniej więcej raz na tydzień chleb. Za to u rodziców jak się dorwę nie daj do takiego ciepłego białego chcleba z chrupiącą skórką to i pół bochenka na raz idzie. A jeszcze z masłem, takim prawdziwym 😍
Co mi jednak nie zejdzie kroję lub łamę na mniejsze kawałki, dosuszam w razie potrzeby i mój koń jest wniebowzięty 🙂
Chodziło głównie o to, czy niezbędnym jest kupowanie codziennie świeżego pieczywa rano, przed śniadaniem, dla dzieci na obozie, czy też wystarczającym na naszym poziomie "luksusu" 😉 jest chleb kupiony dnia poprzedniego. Nie chodzi o to, czy wczorajszy chleb "jakoś da się zjeść" - np. w formie zapiekanki, czy tosta, a o to, czy da się z niego normalnie zjeść rano zwykłą kanapkę bez obrzydzenia. Ja tam jem normalne kanapki z chleba 4 i 5 dniowego (mieszkam głównie sama i jem jeden bochenek chleba do końca, czyli pewnie jakieś 5 dni góra) i nie przeszkadza mi to zbytnio. Nie chciałoby mi się wychodzić do sklepu nawet, jeśli byłby obok domu. Ale myślałam, że może jestem dziwna 🤣 Dziękuję wszystkim za odpowiedzi i dyskusję 🙂
kenna, na obozie jak dzieciaki zmęczone to i wczorajszy zjedzą. Ja w domu ogólnie kanapek nie jadam, nie lubię, chyba że są ze świeżutkiego, chrupiącego chlebka. Cleb bez chrupiącej skórki- jednodniowy jest przeze mnie niejadalny w formie niezmienionej (czyli kanapka- tylko w formie tosta, zapiekanki itp) a na obozie to i z jednodniowego (kupowany paczkowany krojony więc tez trochę inaczej ze świeżością niz w "zwykłym" bochenku) robiłam ze 2-3 kanapki i jadłam bez zastanowienia 😁
kenna, ale to zupełnie co innego. Podawanie wczorajszego pieczywa "w usługach" dyskwalifikuje usługodawcę u 50% klientów, a u reszty obniża noty. Ludzie uwielbiają, żeby o nich "szczególnie dbać", choćby mieli tej świeżutkiej bułeczki nie tknąć. Co prawda w żywieniu dzieci ważniejsze są płatki do mleka 🙂 - ale to nie zmienia sytuacji. Dzieciak wraca do domu i dostaje standardowe pytanie: "Co jedliście?" Odpowiada, m.in. "Fajnie, ale na śniadanie zawsze był wczorajszy chleb". A rodzic, fundator wyjazdu: "Hmm???" - choćby sam tykał tylko czerstwe.
Zjem i wczorajszy. Bez obrzydzenia, ale też nie ze specjalnym smakiem - mówię o białym pieczywie. Ciemne nie robi mi różnicy. Mąż...oj... niedziela rano jak nadchodzi to mi gorzej, bo wiem, że będzie marudził. Że świeżego chlebka nie ma. Zjeść zje, ale co się ugada to jego. Na obozy jeździłam i robili tak, że kupowali chleb świeży jednego dnia, a na drugi dzień bułki, które odgrzewali w piekarniku. Jako dziecko się nie zorientowałam, potem jechałam na innych zasadach, to i wstęp do kuchni nieograniczony był.
Zjadam chleb (jak i cała rodzina) do końca, choćby miał 5 dni. Nawet w akademiku. Jak czuję, że nie przejem w tym terminie całego chleba (bo później już pojawia się pleśń), to pakuję go do zamrażarki. Chociaż raz jak mi chleb na trzeci dzień od zakupu spleśniał na skórce, to jadłam kanapki ze środkową częścią chleba (bez skórki). Żal mi było pół bochenka (niby) razowego chleba wyrzucać... Taka sytuacja doprowadza mnie do wyrzutów sumienia 🙄
Jem chleb świeży, wczorajszy i kilkudniowy bez problemu (kupuję tylko razowy). U mnie w domu rodzinnym nie wyrzuca się jedzenia (przede wszystkim nie dopuszcza się, aby się zepsuło). Teraz tworzę z chłopakiem dwuosobowe gospodarstwo domowe i nawet okruszek (nie tylko w odniesieniu do chleba) się nie marnuje, wszystko zjadamy, choć zauważyłam, że on mniej chętnie je "starszy" chleb. Ja tam lubię i czerstwy 😉