Forum konie »

Wypadek dorozki w Poznaniu

Nie no, nie mówię o takim przejechaniu po prostu- bo to zrozumiałe, że czasem trzeba. Chodziło mi o takie "normalne" jeżdżenie po mieście.
dorożki poruszają się po ulicach Manhattanu normalnie wśród ruchu kołowego


Ale musza byc spokojne te konie 🙂
Chociaz gdzies w telewizji widzialam, jak zdarzyla sie akcja - dwa konie w trakcie pochodzu z okazji Dnia Niepodleglosci wjechaly z dorozka w tlum - powod? Kretyni rzucali w nie puszkami 👿
duunia argumenty Ci się skończyły, że po raz kolejny zniżasz się do takiego poziomu?  🤣
ikarina no coś Ty! Kto by takie głupoty wymyślał i to jeszcze w USA?! 😉
CzarownicaSa dlatego właśnie takie miejsca jak starówki powinny być miejscami, w których konie niech sobie przebywają. Wygląda to ładnie, idealnie komponuje się z "krajobrazem", a i ryzyko dużo mniejsze niż koń poruszający się po głównych ulicach dużych miast.

Dlaczego konie policyjne do pracy dowożone są samochodami? Przecież to świetnie wyszkolone zwierzęta, przechodzące odpowiednią selekcję, z doskonałą psychiką.
dlatego, że stajnia jest w jednym miejscu a praca wypada w różnych, ale np poznańskie konie chodzą "z kopyta" na patrole w okolicy stajni
dokładnie jak pisze ogurek,
gdyby z Kiekrza pod Poznaniem (tam stacjonuje policja konna) koń miał iść na ochranianie imprezy masowej na Maltę - musiałby przejść całe miasto = asfaltem (obciążenie) oraz zajęłoby to ponad godzinę lub dłużej
Pomijajac, ze kon moglby byc juz zmeczony "spacerkiem" - i od razu na sluzbe, w warunkach nie zawsze dla konia komfortowych 😉
To nie chodzi tu o żadne obciążenie-asfalt ale o czas i wygodę , bo te konie ileś godzin muszą jeszcze pracować pod siodłem i ich jeźdźcy w tych siodłach siedzeć 😉

Szkoda mi tej bryczki bo teraz to już w Poznaniu nikogo nie będzie a tak to chociaż jedna była :/
Wiadomo chociaż, co z woźnicą? Albo co orientacyjnie mogło być przyczyną spłoszenia się koni?
po to się pchać żeby np. przejechać do lasu czy gdziekolwiek


Przez MIASTO!?  🤔wirek:
Swoją drogą, dziwne, ze nie zganiłaś jkobusa, toć to on się tu kryptoreklamuje!

armaquesse no kurczę, a konie dorożkarskie też cały dzień po mieście się plączą. A jakoś same muszą na ten rynek przydreptać i odtreptać.

Ja mam ciągle w pamięci wiadomości o komforcie koni latem na rynku w Krakowie, pracujące podczas pustynnych upałów. I te nieszczęścia w Zakopanem. Od jakiegoś czasu jestem na NIE dla koni w mieście.
Co do koni policyjnych, to miałam raczej na myśli zwykłe patrole, które odbywają się np. w parkach, a nie imprezy masowe, gdzie wiadomo, że różne rzeczy mogą się wydarzyć i koń musi być w pełni sił. I właśnie konne patrole najczęściej widuje się właśnie w parkach i miejskich lasach, nie widać ich na ulicach czy chodnikach gdzie jest miejsce dla radiowozów i pieszych patroli.
Przez MIASTO!?

Taa, no to jest niewyobrażalnie trudne do wyobrażenia ale tak, są takie stajnie. Że żeby dojechać do lasu czy poza miasto trzeba przez to miasto(eczko) przejechać.

Poza tym nie wiem czemu tu takie świętoszkowate oburzenie jest na konie w mieście. Tzn w sumie wiem. Wiek. No to skąd taki święty młodzian ma pamiętać o czymś co było przed.

Jeszcze nie tak calkiem dawno koń w mieście to była norma - chociażby sławetni węglarze  upamiętnieni na fimie "Miś"

Ja wobec koni w miescie w sumie nic nie mam, jednak mysle, ze powinnismy pamietac, ze jakies 75% kierowcow to laicy jezdzieccy...


zgadzam się z Ikarina; niejeżdżących wiedza o koniach jest poniżej zera, bo oprócz zerowej wiedzy dochodzi zespół fałszywych wyobrażeń (każdy koniś jest kochany, każdy koniś pod jeźdźcem to koń ujeżdżony więc nic się stać nie może, itp ....) rodem z romantycznych opowiadań i przesłodzonych westernów...

Nie wiem czy moja wypowiedź może być uznana jako "na temat"; powiedzmy, że to mała dygresja:

Mam już za sobą podwójną osiemnastkę i dopiero dwa lata nauki jazdy konnej za sobą. Zanim trafiłam do stajni zrobiłam dwa prawka (A i B) a podczas kursów jedyne co dowiedziałam sie o koniach to że mijając je należy zachowac bezpieczny odstęp. Wiedza, która kiedyś dotyczyła codzienności a którą obecnie niektórzy koniarze niemalże wysysają z mlekiem matki , albo nabywają ją od dziecka w moim przypadku przyszła dopiero z doświadczeniami jeździeckimi, czyli straszliwie niedawno... Wiem bo pamiętam jak przeciętny kierowca postrzega konia: jak półmaszynę... stwarzającą zagrożenie jeśli "zerwie się z łańcucha" (wylazł z łąki... łazi po poboczu....) a całkowicie kontrolowaną w obecności człowieka.
Koń się płoszy? dowiedziałam się na koniu....  koń może być nieobliczalny? dowiedziałam się jak już się wczytałam w temat, kiedy zaczął mnie osobiście dotyczyć... itd.... itp...

NIKT NIE UCZY O KONIACH jeśli nie pójdziesz do szkółki jeździeckiej...  Mieszczuch (taki jakim byłam ja sama do niedawna) nigdy nie wpadnie na to, że jak mijasz konia to musisz uważać za siebie, za konia, za jeźdźca, i najlepiej za innych nieświadomych uczestników ruchu... ileż razy (TERAZ!) łapię się za głowę kiedy mijam pobliską stajnię, widzę wracających z treningu jeźdźców a kierowca z naprzeciwka radośnie naciska klakson bo koniki jadą: a nóż się któryś obejrzy i dzieci lepiej go zobaczą..... Ile razy przejeżdżając przez wieś stawałam z dzieckiem przy padokach żeby mógł konisia pogłaskać; na szczęście nic się nie stało ale dopiero teraz wiem, że nie każdy koniś poprzestanie na obwąchaniu dziecinnej rączki; że to nie pluszowy misiaczek rozmiaru XXL.... a w ogóle że nie lezie się do cudzego konia jak do swego i nie karmi trawą spod płota.....

Może nie uczą bo uznali konie za przeszłość. Szkoda, bo to nieprawda, o czym wiemy: jeździectwo się rozwija, spotykamy coraz częściej konie nawet my mieszczuchy: na drodze, po drodze, na piknikach, imprezach.... 

Ale wracając do kierowców: cóż, może nie uważałam na wykładzie ale jedyne co przez lata miałam zakodowane nt koni jako kierowca  to: MIJAJ W ODLEGŁOŚCI CO NAJMNIEJ 1,5m... czy jakoś tak.... nic więcej... a to troszkę/ciut mało.....
No akurat to jak konie w mieście były standardem, to chyba niewielu z forumowiczów może pamiętać, Ty Elu również 😉

Agnieszka Soszyńska nie uczą, bo koń w mieście teoretycznie już nie istnieje i tak jak wcześniej pisała Faza jest przeżytkiem.
oki - w mieście.... ale prawko jest na całość; nie tylko na miasto 😉

jeżdżę teraz dość często w Bieszczady - niby w teren, głusza, ale nie ma zmiłuj się: czasem trzeba przeciąć drogę... i od razu widać, że zaledwie odsetek kierowców zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa: to są Ci, którzy się zatrzymują i przepuszczają nas przez drogę.... margines... ale margines pozytywny 😉
konie w mieście były standardem i to nie tak dawno - patrz wspomniany film Miś - rok 1981.

Ja pamiętam jak na warszawskiej Pradze tych węglarzy było naprawde sporo.
Anieszka no w sumie masz rację, że prawo jazdy obowiązuje wszędzie, ale szczerze mówiąc, to nie widzę możliwości, żeby o wszystkim można było uczyć na kursie. Jest powiedziane, że trzeba zachować szczególną ostrożność i tyle chyba wystarczy. Logiczne dla kierowcy powinno być, że zachowanie szczególnej ostrożności to nie trąbienie, zwolnienie itd. To kurs prawa jazdy, a nie obchodzenia się ze zwierzętami 😉

ElaPe urodzona jestem w drugiej połowie lat 80, więc początku faktycznie nie pamiętam, również węglarzy na Pradze. Nie zmienia to jednak faktu, że w latach 80 koń również nie był standardem w Polskich miastach i podstawowym środkiem transportu. Mimo, że samochodów było wtedy znacznie mniej niż dzisiaj, to i tak wyparły one powozy konne. Kurcze, postęp i tyle, nie da się tego inaczej nazwać. Duże miasta, to duże miasta, a nie skanseny gdzie można sobie pooglądać jak to kiedyś się żyło.
No i co że postęp. Nie o postępie rozmawiamy. Chyba że "postęp" dla świętoszków to jest wyplenienie i zakazanie czegoś "niepostępowego" i zesłanie tego czegoś do skansenu nawet jeśli ostalo sie w formie szczątkowej i rekreacyjnej można by rzec.

Zresztą niech se świętoszki pogadają i poutyskują na niepostepową obecnośc przeżytków. W końcu co im pozostało jak tylko mielić ozorem i udawać najpostępowszych.
fakt, o wszystkim się nie da... ale o tym mogliby choć słówko więcej... bo konnych przyrasta a i zagęszczenie dróg coraz większe....

😜 Marzenia.... te duże i te maleńkie.....  🏇 

Pomysł z dowożeniem koni jest bardzo dobry.
Wypadki zawsze się zdarzały i będą się zdarzać. Ci którzy uważają, że powinno się zakazać jazdy bryczkami, są w lekkim błędzie. Kierowcy i piesi bardzo często nie zachowują elementarnych zasad bezpieczeństwa, a nie zakażemy im poruszania się po droga. Codziennie przejeżdżam co najmniej 120 km. Wielu kierowców nie używa kierunkowskazów - szczególnie irytujące na autostradzie, zdarzają się przypadki jazdy bez świateł, a tirów to się strasznie boję, bo nie raz mój samochód byłby zgnieciony. Piesi wchodzą pod koła rozpędzonych samochodów, są za leniwi żeby przejść 20 metrów do pasów ub świateł i najchętniej noszą się na czarno (przez co, szczególnie wieczorami są słabo widoczni).  Trzeba ogólnie bardziej dbać o bezpieczeństwo, co u nas w kraju niestety jest tematem bardzo błahym. Niestety nie ma też programu czy jakiś szkoleń dla kierowców jak zachować się w przypadku kontaktu z końmi na drodze.
Ja na kursie prawa jazdy zjechalam instruktora od gory do dolu, bo mnie okrzyczal, dlaczego zwalniam przy bryczce 😉
Wypadki były, są i będą i nie tylko te z udziałem koni. Równie dobrze mogłoby się zdarzyć tak, że to samochód uderzyłby w konie. U mnie w mieście (7 tys mieszkańców) jeszcze z rok, dwa temu niedaleko centrum mieszkały 3 konie. Dwa w gospodarstwie rolnym (były tam też świnie), a jeden na przeciwko w małej stajence za domem. I wszystkie konie codziennie były wyprowadzane na łąki pod miasto/ do okolicznych wsi. W zamku też mieszka kilka koni. I też codziennie wychodzą na łąki pod miasto. Ulicami. Pomijam konie, które ludzie mieli/mają na obrzeżach.
Inny przykład: byłam w zeszłym roku w Tarnowskich Górach (około 60 tys według wikipedii). Nocowałam w jakiejś podstawówce i na przeciwko niej była stajnia. W mieście. Około 10 minut piechotą do centrum 🙂 Do obrzeży było jeszcze daleko.
Zresztą na wsi też jest ruch samochodowy. W dodatku jeżdżą jeszcze maszyny rolnicze. W Opaleniu gdzie trzymam konia budują most, więc jeździ tam mnóstwo ciężarówek, samochodów, koparek. Jeżdżą nawet po lesie, bo część dróg jest rozkopanych i nie ma innej drogi żeby dojechać. Więc ja się pytam gdzie ja w takim razie mam jeździć? Skoro w mieście nie mogę, bo jeżdżą samochody, na wsi też jeżdżą, po lesie też jeżdżą, więc gdzie?! A jeżeli ktoś aż tak bardzo boi się wypadku z koniem, to po co w ogóle wsiada na konia? To dopiero jest ryzyko. Bo szansa, że rozpędzona dorożka kogoś przejedzie jest naprawdę mała. Trochę przypomina mi to moich sąsiadów. Całą dobę ktoś ma dyżur przy judaszu/ ewentualnie przy oknie. Cały czas ktoś czatuje czy coś się dzieje. Spotykają się tylko z rodziną i bliskimi przyjaciółmi. Na spacery z psem wychodzą tylko przed blok i ani kawałeczek dalej. Całe życie w strachu, że coś się stanie.
kittajka jak to gdzie masz jeździć?  😉 Tylko na hali  🤣
A jeszcze odnośnie koni z dorożek- może niektórzy poznaniacy pamiętają- parę lat temu na rynku chodził sobie w dorożce koń w starym typie ślązaka, skarogniady, zawsze w pojedynkę. Ów koń by na rynek dotrzeć codziennie dwukrotnie pokonywał Rondo Rataje i możecie mi wierzyć lub nie, ale on doskonale wiedział, że rondo przed nim, że jest czerwone i że kiedy zapali się zielone to musi nieźle zasuwać żeby zdążyć rondo przebiec  przed kolejną zmianą światła, zmieniając przy tym ze trzy pasy. Szykowany "na rynek" po założeniu szorów sam szedł i stawał przy dyszlu czekając na zapięcie do dorożki. Czasem stał tam z 10 minut- kucier musiał się przebrać, a on ani drgnął  😍 Piękny obrazek. Nigdy nie miał wypadku, a jeździł po Poznaniu ładnych parę lat.


Edit:
szukałam zdjęcia ślązaka, a znalazłam artykuł "po" wypadku
http://www.gloswielkopolski.pl/artykul/618741,wypadek-dorozki-stary-rynek-trzyma-kciuki-za-emilie-i,id,t.html
kittajka a Twoim zdaniem ruch w małym mieście, w dużym mieście i na wsi jest taki sam? Piszesz o tym jaka jazda konna jest niebezpieczna, a ja zapytam, jak to się ma do tematu? Chyba trochę za bardzo zaczęłaś koloryzować 😉

Kopyciak że koń mądrym zwierzem jest, to chyba nikt tutaj nie zaprzeczy, choć w konia znającego przepisy ruchu drogowego nie do końca wierzę 😉
Kurczak   przepisów to on chyba (  😁 ) nie znał, ale znał trasę i miejsca  "z zamknętymi oczami" by trafił, gdzie trzeba.
Z tego co wiem to konie z wypadku nie były przypadkowe, chodziły już długi czas na rynek. Też jestem strasznie ciekawa co je mogło aż tak spłoszyć, ale podejrzewam w tym winę człowieka.
dobrze ,że choc na autostradach, drogach szybkiego ruchu czy np na trasie łazienkowskiej w Warszawie są znaki zakazu wjazdu pozjadami konnymi.
Nie, no fajnie by było jakby autostrada obok tirów i aut zapieprzajacych dobrze ponad 140 kmgodz jezdzły sobie konniki!!!No, moze mieszczuchy i kierowcy tirów mieliby okazję popatrzyc sobie na koniki.
ciekawy jest komentarz w tym artykule:
"Jeden koń padł na miejscu wypadku.
Z naszych informacji wynika, że drugiego też trzeba uśpić - mówi Józef Klimczewski, szef poznańskiej drogówki. I dodaje: - Ze wstępnych ustaleń wynika, że to kobieta spowodowała wypadek. Nie powinna wjeżdżać na skrzyżowanie. Przepisy mówią jasno, że do zaprzęgu powinny być wykorzystywane konie niepłochliwe, a obowiązkiem powożącego jest panowanie nad zaprzęgiem w każdej sytuacji. W niesprzyjających warunkach powinien on prowadzić konie za uzdę - naczelnik Klimczewski przypomina, że w tym roku to już drugi wypadek z końmi. "

Jeśli rzeczywiście jest taki zapis to chyba tylko teoretyczny. Jak można zapanować nad 500kg zwierzęciem które się spłoszyło? Każdy kto kiedykolwiek powoził czy jeździł wie że koń to zwierzę i nie możesz ręczyć że w 100% sytuacji zachowa się zawsze przewidywalnie.
Kurczak, pisałaś o zminimalizowaniu ryzyka, dlatego ja  napisałam, że jeżeli ktoś uważa konie w mieście za ryzyko, to nie powinien też wsiadać, bo to dopiero jest ryzyko 😂
ciekawy jest komentarz w tym artykule:
"Jeden koń padł na miejscu wypadku.
Z naszych informacji wynika, że drugiego też trzeba uśpić - mówi Józef Klimczewski, szef poznańskiej drogówki. I dodaje: - Ze wstępnych ustaleń wynika, że to kobieta spowodowała wypadek. Nie powinna wjeżdżać na skrzyżowanie. Przepisy mówią jasno, że do zaprzęgu powinny być wykorzystywane konie niepłochliwe, a obowiązkiem powożącego jest panowanie nad zaprzęgiem w każdej sytuacji. W niesprzyjających warunkach powinien on prowadzić konie za uzdę - naczelnik Klimczewski przypomina, że w tym roku to już drugi wypadek z końmi. "

Jeśli rzeczywiście jest taki zapis to chyba tylko teoretyczny. Jak można zapanować nad 500kg zwierzęciem które się spłoszyło? Każdy kto kiedykolwiek powoził czy jeździł wie że koń to zwierzę i nie możesz ręczyć że w 100% sytuacji zachowa się zawsze przewidywalnie.

Naprawdę trudno zapanować nad jednym koniem, co dopiero nad dwójką. Przykład sprzed miesiąca, akurat mojego sąsiada. Jechał bryczką, koń się spłoszył, zatrzymali się jak bryczka się rozwaliła. Koń cały, bez obaw. I nikt się nie spodziewał.
A jakby taki wypadek miał miejsce na wsi i zginęło więcej osób (oczywiście hipotetycznie i oby się nie sprawdziło) to co zakazać poruszania się konno po wsi, samochodów jest coraz więcej i takie wypadki cóż chyba się zdarzać będą. Być może jakiś motocyklista wcisnął się między bryczkę a samochód jadący pasem obok, tak naprawdę to powożąca tylko wie jak było. Ale od razu zakaz poruszania się konno po mieście.
Niestety, ludzie przez ostatnie 200 lat (w Niemczech to nawet przez 500 lat...) uczeni byli, że jak się zdarza nieszczęście - to trzeba z tym natentychmiast biec do władzy, władza coś na nieszczęście poradzi - jak nie pogłaszcze po główce i nie da cukierka, to przynajmniej "wyciągnie konsekwencje", żeby nieszczęść na przyszłość nie było...

Jest to rozumowanie tak dziecinne i tak absurdalne, że po prostu - nie potrafię zrozumieć, jak ktokolwiek może tak na poważnie..?

W tym konkretnym przypadku - wydarzyło się nieszczęście. Może trzeba pomóc tej biednej powożącej? Może wypadek spowodował ktoś trzeci i warto by go znaleźć i ukarać..?

I to jest koniec. Dalszych wniosków nie ma co wyciągać. Bo naprawdę, powiadam Wam - nic dobrego z takich "dalej idących wniosków" wyniknąć nie może!

Na naszym targu w Warce jest tylko jeden koński zaprzęg dwa razy w tygodniu. Zawsze tego dzielnego pana pozdrawiam, a jeśli akurat mijam go na szosie - tarasuję moim Patrolem drogę tak, żeby mu się wygodnie jechało. Pan akurat sprzedaje drabiny - no, ale to szczegół.

2 lata temu jakiś kretyn na prostej drodze nie zapanował nad samochodem i wjechał mu centralnie w furmankę, zabijając konia, rozsypując te drabiny po całej drodze i poważnie raniąc woźnicę. Już myśleliśmy, że drabiny na nasz targ nie wrócą - ale nie, dzielny ten człowiek pozbierał się, kupił i przyuczył nowego konia i od kilku miesięcy znowu można cieszyć oczy ich widokiem. A co by się stało, gdyby po tamtym wypadku jakaś władza zakazała wjazdu koniem na targ, "bo to niebezpieczne"..?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się