Forum towarzyskie »

Kącik roztrzepańca

Ja kiedys z 15 minut grzebalam w czelusciach samochodu szukajac komorki, przez ktora aktualnie rozmawialam 😁 dowod rejestracyjny zamrozilam kiedys razem z czyms 😉
Ostatnio zgubiłam legitymację studencką. Trudno opisać minę mojego faceta, kiedy znalazł ją w skanerze...

ja tak zgubiłam dowód 😀
przypomniałyście mi... o skanowaniu dowodów. Kiedyś musiałyśmy z mamą zeskanować jej dowód (jeszcze ten stary, książeczkowy)... I radośnie zeskanowałyśmy 8 razy okładkę
Przed chwilą w poście zamiast "samego" napisało mi się "danego". I czytając go nie wiedziałam, co autor miał na myśli, ani jak mu to wyszło  👍
W skanerze zawsze coś ciekawego znajdę.

A z nowości: przeprowadzałam auto Mamy pod swój dom. Głupi zamek centralny zamiast otworzyć to tylko robi "pstryk" i potem migają światła awaryjne, a auto dalej zamknięte.
Tłumaczę rodzicielce że musi oddać chyba do naprawy czy co? Ona podchodzi, otwiera, wszystko działa.
Hm. Pod swoim domem powtarzam całą akcję, i to samo. Zamek mnie nie lubi!
Potem auto przestawia kawałek mąż. Ostrzegam że są problemy z zamkiem. Patrzę a on robi pstryk pilotem, wsiada i przestawia.
Niepojęte.
Do dzisiejszego poranka. Gdy przyjrzałam się wreszcie pilotowi tego samochodu. Ma on dwa przyciski.
Lock oraz Unlock.
Taaaaaaa.....
Jakiś sposób, żeby uparcie nie wkładać kluczyków od samochodu do kieszeni kurtki na jazdę?
Kieszeni, o których wiem, że suwaki się odpinają? Podnoszenie telefonu przeżyłam, kilka krówek wyzbierała podopieczna, ale szukanie czarnych kluczyków w błocie...  🙇 kilkadziesiąt km od domu...
halo, ja mam na długiej smyczy i wkładam sobie na szyję 🙂 pod bluzę
edit: chociaż nie wiem, czy korzystanie akurat z moich rad w akurat tym wątku jest bezpieczne  👀 😁
Ja mam specjalne pudełko w szafce w którym trzymam na zmianę rękawiczki i kluczyki. Jeśli brakuje rękawiczek, to znaczy ze mam niepotrzebnie kluczyki przy sobie. Jakoś się nauczyłam odruchu żeby zamieniać po przyjeździe. W moim przypadku to niebywałe osiągnięcie  😎
Myślałam, że przeszłam samą siebie dwa miesiące temu - nie dokręciłam dna dzbanka blendera i gdy go ściągałam z 'silnika' robota kuchennego, to 1,5 litra kremu z kalafiora zalało mi cały mechanizm.
Robot ożył, krem był gęsty i to co pozostało w zakamarkach podeschło i wydrapałam to wykałaczką i patyczkami do uszu. 2,5 h życia straciłam na tym.

Dzisiaj jednak pobiłam poprzednie osiągnięcie. Miałam na kolanach lapka, w cienkim materiałowym pokrowcu. Do tego telefon w ręce, torebkę i psi kaganiec. Otworzyłam drzwi samochodu, położyłam jedną nogę na ziemi i poczułam wodę w bucie. Tak mną miotnęło, kiedy zorientowałam się, że utopiłam stopę po kostkę w kałuży, że wstałam z rozmachem i wrzuciłam to tejże kałuży lapka... Jakieś resztki rozumu mi zostały i szybko go podniosłam i wyjęłam z pokrowca.
Nie zdążył bardzo się zamoczyć, obudowę szybko przetarłam. A dodam - mam ten komputer od 1,5 miesiąca... Działa... Ale na pamiątkę mam lekko porysowany róg.

😵
Kilka lat temu dostałam swoją pierwszą i jedyną jak do tej pory lustrzankę. Pierwszy raz szłam z nią na spacer, w ogóle pierwsze zdjęcia miałam robić. Zawiesiłam sobie aparat wraz z obiektywem na szyi, dekielek z obiektywu zdjęty... Głupie wtedy jeszcze dziecko nie potrafiło prawidłowo zamocować pasków do korpusu. Oczywiście, że pasek z jednej strony puścił, pięknie zsunął się z szyi, a aparat poleciał na beton... Z wysokości ponad metra, nowiutka lustrzanka o której marzyłam  😵 Dostałam zawału i wylewu, ale poza drobnym zadrapaniem na korpusie nic się nie stało. Głupi ma zawsze szczęście  😁
Facella ja dostałam wylewu i zawału jak to przeczytałam  😲
👍
Wstałam z bólem serca o 6:30, przysięgając sobie, że nigdy więcej się nie będę się pisać na "spokojne, kulturalne rozmowy o życiu ze współlokatorami z mieszkania", które suma sumarum ZAWSZE kończą się skoro świt.

Tryb zombie: mode on, sunę do łazienki, biorę prysznic, śniadanie przeżuwam mając minę zahipnotyzowanego chomika i kontemplując radia i hitów współczesnej muzyki pop. Czego się nie robi, coby trochę grosza przed świętami wpadło. Już wizualizuję sobie radosne miny rodziny rozpakujej prezenty, ich dziecięcą szczęśliwość na widok tych cudowności, ot iskierka mobilizacyjna o świcie. Wyszłam z domu chwilę po 8 aby być w pracy przed 9. Ok, żyję.

Co się okazało na miejscu? Dziś mam na 15. Nie zauważyłam zmian w grafiku. 😵
Buyaka, rewelacyjne! 😀
O! Wątek o mnie 🙂
Ostatnio płaciłam za paliwo stacji i przy okazji kupiłam sobie kawę.
Wróciłam do samochodu i szukając nieszczęsnych kluczyków (czyli stały punkt programu) w torebce, odstawiłam kawę na dach samochodu.
Kluczyki znalazłam i odjechałam... no ale kawy niestety już nie wypiłam 😉
Moja mama kiedyś wlała ropy, do samochodu na benzynę. Daleko nie pojechała.  😁 Zdarzyło jej się odjechać nie płacąc, albo z korkiem od wlewu na dachu.  😂
Oj ja też miałam przygodę z zostawieniem czegoś na dachu. Wróciliśmy z imprezy rodzinnej, wysiadłam z auta i odstawiłam na dach, na chwilę, cyfrówkę. Zabrałam rzeczy i poszłam do domu. Po 1,5h mama chciała zgrać zdjęcia, 20 minut nerwowo szukaliśmy aparat. Wreszcie mnie olśniło, wybiegłam przed bramę, patrzę a tam aparat dalej leży na dachu. Dobrze, że nikt go nie gwizdnął.

Mój tato zostawił na dachu potrfel, po zapłaceniu za tankowanie. I tak sobie jechaliśmy z nim jakieś 30km, aż tu nagle jakaś babka przyczepiła nam się do zderzaka i ręką przez okno uderzała w dach. Tato się zatrzymał, patrzy a tam jego portfel.  😁
Chora ja, chore dziecko, wiec tryb był 'zmeczona, wkurzona i nietomna', chce się poratować musującym wapnem z witC. Wrzucam wiec pastylke do szklanki, czekam czekam i mysle- czemu ona do jasnej anielki nie musuje? Wypadaloby wody dodac...
pati12318, kawa? pikuś  😂 jak sobie przypomnę moją przygodę to do dziś sikam po nogach.

Stacja, tankuję. Dzwoni telefon, klient. Odbieram. Gadam przez ten telefon, pojawia się ktoś z obsługi stacji więc ja pewna, że dokończy dzieła poszłam do kasy. Dalej sobie gadam przez telefon z klientem, płacę, wychodzę, odpalam auto, odjeżdżam.... nic nie byłoby w tym dziwnego, gdyby dystrybutor nie pojechał za mną  🏇.
Nie wyjęłam pistoletu i nie spojrzałam czy pracownik stacji podszedł do mojego auta i wyjął  😡.
bera nieeeeee 😀 Ale nic nie popsułaś ? 😀

Ja z kolei na Hubertusie u nas w stajni miałam pojechać po koleżankę. Niosę kurtkę i torbę do samochodu, otwieram drzwi od pasażera, kładę rzeczy, wkładam kluczyk do stacyjki, zamykam drzwi, oczywiście zamykając te drzwi dżingsem. Podchodzę do drzwi od kierowcy i zastanawiam się jak mam otworzyć drzwi. Idę do drzwi od pasażera, a tam drzwi zamkniete. I tylko lekko uchylone okno, ale tak, że nie dało rady ręki wsadzić.
Pożyczyłam od kolegi samochód , pojechałam po koleżankę i do domu po kluczyki zapasowe, gdzie okazało się, że ich nie ma ... Razem z kol stwierdziłyśmy, że otworzymy samochód na .... nitkę  😁 Drzwi wyglądają tak: , ten dżings jest półokrągły i ma z boku takie ząbki wycięte. Stwierdziłyśmy, że zarzucimy nitkę, pociągniemy i tadam  😜 TŻ powiedział, żebym wzięła pręt od kojca królików. Oczywiście drzwi na nitkę nie otworzyłyśmy ... Chłop chciał otworzyć drzwi za pomocą brzeszczota, zostawił go włożonego między drzwi a szybą , mówiąc "nie ruszajcie". To my z W. oczywiście coś chciałyśmy poprawić i ... sru brzeszczor wpadł do drzwi do środka. Tydzień z nim jeździłam  😁 W końcu chłop otworzył tym prętem, wyginając go i wkładając przez szybę. Cała akcja ratunkowa trwała jakieś 5 h  😁
subaru2009, no jak nie? Cały dystrybutor (ten słupek) pojechał ze mną dobre 3m. Wiesz, jak ruszam to dynamicznie 😉. Ale mieli panowie w Chełmie zagwozdkę co zrobić z blondynką, która zdemolowała stację 😉.
o ja 😀 no to ładnie 😀
ile razy można utopić telefon w wiadrze?
majek, zalezy jaki model :P
Mój telefonowy rekord padł w czasach kiedy telefony dotykowe to był cymesik, a ja rozbiłam trzyekrany w ciągu miesiąca  🤦
Umyłam zęby mydłem w płynie 😀

Zamiast wycisnąć pastę na szczoteczkę to sobie nacisnęłam dozownik z mydłem  😵
majek ja topiłam już w:

- wiadrze x2
- wannie
- kiblu  🤣
a ja w zupce chińskiej 😁
Okeeej, ja teraz zdecydowanie zasługuję na dołączenie do kącika. Wczoraj zamiast przyjść na 8.40 (mam tak od początku roku!) przyszłam 9.35, w dodatku spóźniona, a gdy pani spytała się czemu mnie nie było na pierwszej lekcji byłam niesamowicie zdziwiona o czym ona w ogóle do mnie mówi, przecież ja nie chodzę na wf na 7.45.  Byłam pewna że wfy są dwa, a jest jeden - dlaczego? to już nie wiem co mi się nagle ubzdurało.
Właśnie znalazłam w kuchni 4 jadalne kasztany i mi się przypomniało, jak je jadłam po raz pierwszy jakieś dwa lata temu na Jarmarku Bożonarodzeniowym we Wro.

Podchodzimy do pana, co sprzedaje te kasztany, ja już drżę z podniecenia, chłopak kupuje paczuszkę i mi podaje. Więc w ułamku sekundy wyrwałam pierwszego kasztana z torebki i buch, do buzi. Chrzęści, smaku nie ma, twarde jak cholera. Niewymowny zawód maluje się na mojej twarzy, mój chłop się na mnie patrzy i pyta: "A gdzie Ty masz łupę?".

Taka sytuacja  😉
z telefonem to ja raz miałam tak: spieszyłam się na lot. Na lotnisku lecę do kibla, z kieszeni jeansów oczywiście wypada mi komofon. Większa część na ziemi, klapka od baterii w muszli. Wiszę w kucki nad tą muszlą, debatuję, że jeszcze nie zrobiłam tego, po co przyszłam, więc raczej tylko woda, może ją jednak wyjmę... Ale jak tylko wstawałam - okazało się, że woda się spuszcza na fotokomórkę przy podnoszeniu zadu znad muszli, więc nie było co tam grzebać. Mam nadzieję, że nie zatkałam rury.

Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się