Met Ja mam tak samo jak koty wracają nam z adopcji. Wiadomo, kot dużo mniejszy niż koń i koszta z nim związane mniejsze, ale zwroty z adopcji to dla mnie zawsze straszny cios i deprecha 🙁 Zawsze sobie myślę, że jak mogłam się tak strasznie co do osoby pomylić? I niestety zauważyłam zasadę, że im bardziej ktoś się udziela, gada, zabiega, tym łatwiej mu się potem tego kota oddaje🙁 Oczywiście nie jest to 100% reguła, ale zwroty mam zwykle z tych bardzo wydawało by się 'pewnych' domków, osób mega zdecydowanych, zmotywowanych. A osoby mniej gadające, dające mniej zapewnień, mające wątpliwości, zwykle zapewniają dożywocie i miłość, czasem poproszą o wsparcie ale jakoś sobie radzą. Też sobie myślę, czy to ma sens? Bo co jeśli nagle wszyscy się rozmyślą? Co zrobimy z tą armią kotów?
Tracę zawsze wtedy wiarę w ludzi. I tak jak jestem w stanie uwierzyć, że ktoś ma problemy finansowe i nie stać go na konia, więc musi go oddać (chociaż dla mnie to też skrajnie nieodpowiedzialne, brać konia w sytuacji kiedy noga może się podwinąć). Ale nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy oddają koty. koty są tanie w utrzymaniu, bezproblemowe, łatwo się adaptują do nowych sytuacji i otoczenia. Jak się go oddaje to zawsze dlatego, że traktowało się go jako zabawkę, nie kochało naprawdę.
Zresztą, ja moich koni też nigdy nie oddam nikomu. Przyjaciół się nie sprzedaje/oddaje. W tej chwili mam -10.000 na koncie, bo z Jamajkiem był problem i trzeba było leczyć. Powoli spłacamy, jakoś dajemy radę. Gdyby trzeba było mogę wziąć kolejne 10, 20 i 30 tys, kredytu. Trudno. Ciuchy dostałam ostatnio od mojej bardzo dobrej przyjaciółki, bo ona już od roku nie chodzi w nich 😂 To zaoszczędziłam 😉
W każdym razie, głowa do góry Met adopcje bywają też udane. I to nawet bardzo 🙂 Ja jak zrobi się ciepło też mogę jakiegoś do siebie wziąć na chów wolnowybiegowy, jeżeli będziesz miała trudną sytuację. Taki DT dla konia :P Teraz niestety mam tylko dwa boksy i żadnych więcej budynków, więc nie pomogę.
dzięki, kobietki, od razu się lepiej na sercu robi :kwiatek:
unawen :kwiatek: czuję się zrozumiana 🙂
fragment historii Klary: http://www.nasza-szkapa.idl.pl/index2.php?strona=h_klara - niestety kobietka chodzi jak ostatni paralityk, także wsadzać na nią nawet dziecko, to byłaby przesada. Balbinka też ledwo chodzi tylko Bajka budzi nadzieje na użytkowanie, ale jak już pisałam, to mocno charakterna kobyła, do tego wielka jak dąb, więc nie dla każdego
AleksNever underestimate the possibility for things to improve in ways you cannot yet imagine - Karen Rohlf 21 lutego 2013 09:15
Smutne to co piszecie dziewczyny. Smutne. Do nas też miał swojego czasu przyjechać konik adoptowany przez kogoś. Nigdy tu niestety nie dotarł bo ... bo Tacie wtedy jeszcze pewnej nastolatki przestało się chcieć za niego płacić w innej stajni. Konik wrócił więc do fundacji. Powodów takich oddań jest chyba tyle ile adoptobiorców, jedne poważne inne mniej ... Trzymam kciuki za te udane adopcje i powodzenia Met :kwiatek:
to też nasz konik. wtedy z dnia na dzień musieliśmy organizować transport przez całą PL... było nerwowo. na początku właściciel stajni chciał od nas też opłatę za kilka miesięcy nieuregulowanego rachunku, na szczęście dogadaliśmy się. ale sam przewóz i tak pochłonął małą fortunę
Met, współczuję... naprawdę Ja nawet gdybym chciała to nie nie mam już miejsca. ehhh szkoda konisi.. naprawdę No i Twojego stresu - ja mam tylko 4 i czasem denerwuję się niemiłosiernie a co dopiero takie stadko I te wszystkie adopcje. Ja dobrze pamiętam jak jechałam po pierwszego którego zgodziłam się wziąć - dopiero po powrocie czułam ile jest we mnie napięcia i stresu To były chyba najcięższe moje dni Właśnie dlatego ze ja miałam go odebrać i transport i droga (dziekuję temu co był ze mną 😉 ) -współczuję Met -naprawdę i jestem z Tobą myślami :kwiatek:
Niestety, życie pisze różne scenariusze. Niekiedy jednak dość okrutne, ale zawsze obok tych "złych" chwil są i te lepsze, "milsze", satysfakcjonujące. Należy jedynie mieć nadzieję i chociaż to trudna sztuka, przychodząca wraz z pewnymi życiowymi wnioskami to i tak warto, bo schować głowę w piasek umie każdy, ale do niczego to nie prowadzi. Narzekaniem też się "świata nie zbawi", a tylko pogorszy własne samopoczucie.
Gdyby coś, wystarczy się do mnie odezwać. W miarę swoich możliwości, postaram się pomóc.
W kwestii oddawania zwierząt z adopcji, tutaj też różnie bywa, ale wiem jedno: czasem trzeba podjąć tak trudną decyzję. Ja adoptowałam kota, jednakże miałam już jednego w domu i zastrzegłam sobie, że jeżeli zwierzaki nie dogadają się pomimo moich prób - oddam. Z każdym problemem czy wątpliwościami pisałam do osoby nadzorującej, co by wiedziała, że jest problem, że próbuje, że się nie poddaje. Jednakże kiedy nasza kotka przestała wychodzić spod wanny, chodziła zestresowana/zastraszona, unikała domu i tyle o ile jadła - kota oddałam, a kotka odżyła na drugi dzień. Smutne jest tylko to, że zjechano mnie na końcu za oddanie kota, ale nie można budować czyjegoś szczęścia na nieszczęściu drugiego... Od tamtej pory unikam jednej fundacji jak ognia... i jednej osoby...
Aleks :kwiatek: też tego samego właśnie sobie życzę! 😉
Angela, dokładnie, masa nerwów. ja dopiero odżywam po prawie rocznym załamaniu, a i tak zdarzają mi się różne lęki. teraz najpierw Wiarus, potem 3 konie monaru, w końcu te 3. i znowu zaczynam czuć, że tracę kontrolę, a to mnie doprowadza na skraj kolejnego załamania. tylko ile razy można się podnosić po upadku? z pięćdziesiątej strony patrząc, nie utrzymam u siebie 43 koni, więc życzę sobie z całych sił, żeby kolejne jednak nie wracały z adopcji 😜
Być., dla mnie to naturalne, że aklimatyzacja może nie pójść pomyślnie. dlatego zawsze trzeba brać poprawkę na te pierwsze +/- dwa tygodnie
Dla mnie również to naturalne i zrozumiałe. Rzeczonego kota oddałam po paru miesiącach "walki" oto, by wszystko było dobrze. I tak długo się łudziłam, że będzie. Pogarszający się stan psychiczny kotki był czynnikiem decydującym.
tzn ja rozumiem wypadki losowe, tak jak Monar czy teraz te 3 koniki. Zdarza się. Ale powinno się wywiązać z umowy. Już nie mówię o Tych 3 miesiącach w przód za pensjonat, bo przy 3 koniach jest to czasami bardzo dużo dla kogoś kto jest w ciężkiej sytuacji. Ale powinno się zapewnić koniom powrót do fundacji. Dla mnie to takie naturalne, że tak powinno być. Tak samo powinno się konie oddać w dobrym stanie. A nie tak jak hucek do Met wrócił. Zęby, kopyta powinny być zrobione a koń odkarmiony. nie piszę że nigdy przenigdy nie oddam Flipera. Różne rzeczy mogą się zdarzyć...ale z całych sił postaram się wtedy mu znaleźć dom i oddać go w stanie pico belo. Dlatego też oswajam go z wieloma rzeczami, robi się pod siodłem, bo jakby nie daj boże coś mi w życiu nie wyszło....to żeby miał większe szanse na znalezienie domu.
Być. No niestety. Osoby wydające koty do adopcji powinny wiedzieć lepiej. Ja zwykle staram się unikać adopcji pt. mam kota od x lat, zawsze był sam, a teraz chcę przygarnąć mu kota do towarzystwa. Takie adopcje niestety rzadko się udają. Bo kot, który przez x lat był Panem na Włościach ciężko przyjmuje nagłą konkurencję. Tak samo nie wydaję kotów osobom studiującym, albo wynajmujący pokój u kogoś. Albo kobietom w ciąży.
Ludzie się pieklą strasznie, bo przecież oni chcą pomóc i jak to, to nasz cholerny obowiązek oddać zwierzaka do adopcji. Że przecież po to robimy ogłoszenia, żeby kota oddać, oni nam łaskę robią! A nasza ostrożność wynika tylko i wyłącznie z naszych przykrych doświadczeń. A oni i tak najczęściej po naszej odmowie idą do schronu i biorą kota bez żadnych wymagań, umów i warunków.
Aleks Met To straszne co piszecie. Mam ochotę takich ludzi chwycić za włosy i walić ich głową o ścianę, aż do nich coś dotrze. Bo mam wrażenie, że rozmowa, argumenty i fakty nie docierają w ogóle.
Met Ale napisałaś, że masz w adopcji około 30 koni. Wróciło 10. To i tak o te 20 warto było walczyć. Dla 20 polepszyłaś świat i to było warte wszystkich stresów, poświęceń i załamań. 20 szczęśliwych adopcji do 10 nieszczęśliwych. Czyli na plus, czyli się opłaca. 20 uratowanych istnień 😉 Jakby przeliczyć to na kilogramy szczęścia to wyjdzie ogromna liczba 😉 Nie zmienimy całego świata (chociaż ja cały czas próbuję i będę próbować aż do śmierci, jeżeli kiedyś przestanę to nie będę miała po co żyć) ale przynajmniej zmienimy świat dla tych 20 koni, 20 kotów, 20 psów itp.
Met, prosta sprawa, nie masz miejsca, srodkow ani sily na przyjecie kolejnych koni i kropka. Trzeba wymyslic cos innego. Poszukac im domow adopcyjnych juz teraz i niech jada od razu stamtad. Zwrocic sie do innych, wiekszych fundacji o pomoc. Moze napisac watek informacyjny na rv, ze sa konie pilnie do adopcji? Nie mozesz brac wszystkiego na siebie!!!
Tak mi przyszlo do glowy, masz kilka koni wykupionych przez Ciebie i Michala prywatnie. Moze zamiast szukac im domow adopcyjnych sprzedajcie je? Nie jest latwo znalezc dobry dom dla konia, ale da sie. Nie oszukujmy sie, ale konie adoptuja z reguly ludzie, ktorych nie stac na kupno, a w takim przypadku wlasnie po roku, dwoch okazuje sie, ze nie stac ich tez na utrzymanie i konie wracaja jak bumerang. A nuz by sie udalo znalezc naprawde fajne, odpowiedzialne domy? Mi sie udalo sprzedac moje ogony do naprawde wymarzonych domow, czemu Wam by sie mialo nie udac? Mielibyscie dodatkowa kase na SWOJE wydatki.
unawen, udanych adopcji było znacznie więcej - zwłaszcza te z pierwszych lat działalności fundacji. wtedy adopcje koni nie były takie popularne i ludzie brali je z dobroci serca, a nie z wyrachowania. wiele dożyło spokojnie w domach. można liczyć, że 50 adopcji było tak naprawdę, naprawdę udanych. część powrotów to wypadki losowe, część głupota ludzka.
stillgrey, pojęczę, pojęczę i będzie mi lepiej 🙂 wychodzę z założenia, że kupujemy szkapy nie po to, żeby je sprzedawać. kilka domów adopcyjnych wykupiło od nas konie, ale nie wyobrażam sobie ot tak, po prostu wystawić na sprzedaż. wiadomo, zarzekać się nie będę, bo już nie pozwolę sobie na bidowanie do tego stopnia, że lodówka pusta. w tej chwili pensjonat pokrywa utrzymanie naszych koni. kciuka trzymam, żeby kolejne seryjnie nie wróciły - tak chociaż przez kilka miesięcy
nie wiem czemu zima jest taka ciężka. Przecież nic tak strasznego w niej nie ma. A wszystko się sypie. Jak stałam w pensjonacie to w zimie zawsze były jakieś problemy, depresje i najwięcej wyprowadzek 😲 Nie wiem co zima robi z ludźmi. Wiadomo łatwiej konia w lecie utrzymać niż w zimie. Chociaż nie do końca, bo w lecie za siano i słomę trzeba zapłacić (paliwo, zbalowanie). Ale i dzień dłuższy. Już mi się marzy wstawać o 5.30 i mieć jasno za oknem i kończyć dzień o 21, a nie o 17 😁
Cariotka, ta moja znajoma raczej pewna. dorosła kobieta, która odchowała juz dzieci, ustawiła męża i ma stabilna sytuacje. ma gospodarstwo, koń to jej marzenie - i zrealizuje je, z funduszami na utrzymanie problemu nie ma - bo posiadając ileś tam krów, dużo łąk itd - jednen czy 2 konie nie zmieniają stanu, biedni też nie są. zawsze w rodzinie był koń i to stawiany po 1-szym miejscu. nie umie (sie uczy)jeździć wierzchem, ale opiekować sie i powozić - doskonale. ma braki w wiedzy o opiece nad "wierzchowym" (bo jednak różice są) ale bardzo pilnie sie uczy, jest dla siebe wymagająca i ma bardoz dużo pokory. dobry człowiek i można jej zaufać (oprócz poznania jej i wypytania, z podpuszczaniem włącznie zrobiłam i szeroki wywiad środowiskowy ;P ). nawet te krowy, kupowane "po przejściach" i narowiste" robią się miśkowate, zadbane. no i mamy ją po sąsiedzku, ma nasze wsparcie, pomoc. z wielką przyjemnością ją wprowadzam w jeździectwo i z chęcią pomoge jej znaleźć konia/konie. oczywiście ona chce kupić ("takiego niedużego, zwykłego..ot tak do kochania i przejechania się czasem"😉, a ja pomyślałam o met - bo jeśli trafi jakiegoś, który będzie do potrzeb i możliwości pasował - to czy kupić (bo przecież sa skądś wykupowane to ona może go kupic bezpośrednio)czy z zerówki - zawsze jeden mniej do utrzymania, a dom pewny. podobnej pani oddałam (po podleczeniu i rehabilitacji latem) tego którego dostaliśmy - takiego zniszczonego sportem i sadyzmem giganta . u niej ma lepsze warunki- mieści się do stajni 😉)) (u nas na nieduże konie wszystko zaprojektowane... a ten z 180 w kłębiejak ie więcej....) . ma też emerytkę ze stajni przyjaciół (a dostała ją od frajera który ja od tych znajomych kupił - na dożywocie i...i sie znudziła po paru mieś i oddał. co z tego że umowa...ale dobrze - kobyła trafiła lepiej, bo facet okazał się z lekka niepoczytalny). babka też mała wiedza - ale ma zaplecze, kase i dobre chęci, jak coś potrzeba - pyta, dzwoni, nie udaje że wie lepiej, dzwoni po fachowcach, robi to i tak jak jej sie mówi. no i też jest pod naszą kontrolą- mieszka blisko, a i donosiciele są haha 😉
horse_art nie chodziło mi o to że ją nie stać na konia 😡 mnie nie stać a mam 2 😁 i ani stabilna finansowo ani emocjonalnie nie jestem. Chodzi o doświadczenie z końmi po przejściach.
u nas rozwój sytuacji jak w serialu - dogadaliśmy się, że Klaritka i Balbina zostają. Bajkę wyprowadzamy. tylko muszę zorganizować dla lasek opiekę kowalską
u nas rozwój sytuacji jak w serialu - dogadaliśmy się, że Klaritka i Balbina zostają. Bajkę wyprowadzamy. tylko muszę zorganizować dla lasek opiekę kowalską
😅 😅 😅 Zawsze to dużo mniejszy kłopot 🙂 Jeżeli to jakieś okolice Wrocławia to najlepiej brankę lub Aquarius brać. One co prawda mają bardzo mało czasu ale może dla fundacji zrobią wyjątek ?🙂 A jeżeli dalej od Wro, to nie wiem kogo można polecić.
Jezu dziewczyny... ja juz też mam istny horror i szok za sobą Jak pisałam tu ostatnią odpowiedz wyjżałam przez okno -konie były za ogrodzeniem - błąd laika - pobiegłam wprost na nie a nie zagradzając im droge i poszły... Po 2 kilometrach w śniegu po kolana znalazłyśmy je -zgadnijcie gdzie.. Na środku jeziora głębokiego. To polodowcowe jezioro którego dna jeszcze nikt nie zbadał z nurków bo za głębokie A moje konie stoją na samym środku! Wołałam... próbowałam pokazac że uciekam i Ametyst ruszył w moim kierunku ale tylko kawałek Nie wiedziałam co zrobić bo bałam sie ze znowu pójdą przed siebie a bieg jeszcze brzegiem jeziora -nie dała bym rady. Weszłam na lód.. brzeg już namokniety ale cóż miała do starcenia.. Jak lód się załamie to i tak dostane zawału na brzegu więc poszłam do koni... nie umiem pływac i mam cholera lęk przed głęboką wodą.. ale za bardzo kocham te gnojki aby je tam zostawić. Ametyst wyszedł mi na przeciw -zapiełam jedyny uwiąz ktory chwyciłam w rękę.. Lód zatrzeszczał .. kurde przecież nie ma mrozu ale ja modląc się szłam z koniem po lodzie.. Stado za nami i zeszłam szczęśliwie .. Teraz siedze przed netem i chce mi się ryczeć ze zmęczenia -idę się położyc bo mam jakieś mroczki przed oczami... Matko -jutro będe bała sie konie wypuścić
AleksNever underestimate the possibility for things to improve in ways you cannot yet imagine - Karen Rohlf 21 lutego 2013 11:44
Mleko z miodem i czosnkiem na gorąco i do wyra! Obrzydliwe to jest i śmierdzi, ale po takiej eskapadzie ... Dobrze, że dotarliście szczęśliwie do domu. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić co czułaś, ja dostaje palpitacji jak moje na drogę uciekną, a co dopiero na środek jeziora ... Uroki przydomowych stajni ... 😤
Angela aż mi się źle zrobiło, jak to czytałam....ja się boje o gnojki jak idę do sąsiada na kobitki a co dopiero jakby miały mi na jakieś jezioro wyjść. Przecież ja bym umarła na miejscu 🙇
Angela MASAKRA! 😲 Masakra! 😲 Gnojki wstrętne! Mendy obrzydliwe i niewdzięczne!!! Zero instynktu samozachowawczego. Chyba bym umarła... I siedziała i ryczała po czymś takim przez tydzień. I chyba już ich nigdy nie wypuściła z boksów. Bosz, Angela trzymaj się mocno! Dzielna jesteś bardzo! Na samą myśl mi słabo i chce mi się płakać.
Dzielna to ja bede jutro jak sie z wyrka podnieść nie bede mogła a tu konie trzeba nakarmić...😀 ledwo powłóczę nogami Dzieki dziewczyny za te wszystkie słowa- nawrzucałam Ametystowi ile wlazło i wycałowałam ten paskudny pysk że jednak ze mną wrócił cały i zdrowy.Na resztę nakrzyczały moje dzieci ktore biegły ze mną . Zamknełam paskudy w stajni bo nawet do ogrodzenia nie dojdę zobaczyć co sie tam stało. Już mi lepiej.. wkurzona tylko byłam na siebie że czapki nie ubrałam i lecialam z tym gołym łbem 4 kilometry w dwie strony. Konie śmierdziały jak skunksy bo oderkowane 😀 No ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło -trening i dla mnie i dla nich.. ale jezioro mogły sobie darowac. Mimo 41 lat przebiegłam bez odpoczynku 2 kilometry nad jezioro 😅 a nie tak dawno bo rano mówiłam mężowi że sie chyba starzeję bo mnie gnaty bolą 😁 Nie chciałam nawet mysleć co by sie stało jak by lód pękł a ja z nimi na jeziorze.Wiem tylko tyle ze jakieś 3-4 metry od brzegu jest 8 metrów w dół - kiedyś rozmawialiśmy z nurkiem ktory od lat tam nurkował za wrakiem samolotu i mówi że nic nie widać tak głęboko ..Ze koń nie ma instynktu ktory ostrzeże go przed takim niebezpieczenstwem 🤔zok: 🤬 A to ponoć takie mądre bestie.. Cieszę się że sie wszystko dobrze skończyło a konie same już poznały teren 🤣 Ja piernicze -ale jutro bedę miała zakwasy ... ledwo sie ruszam 😁
horse_art nie chodziło mi o to że ją nie stać na konia 😡 mnie nie stać a mam 2 😁 i ani stabilna finansowo ani emocjonalnie nie jestem. Chodzi o doświadczenie z końmi po przejściach.
haha - to jak ja 🙂😉)
chodziło mi o to, że jednak lepiej, jak zabezpieczenie "finasowe" (czyli własne miejsce, inny inwentaż itd) jest - bo to zawsze mniejsze ryzyko, że nagle ktoś straci możliwości np finansowania, albo koń się znudzi - jak przy tych wracających z adopcji. oczywiście nie polece jej konia z którym nie da sobie rady, do problematycznych trzeba mieć doświadczenie. jej można dac takiego - którego może dobrym podejściem, "miłością" ewentualnie "wyleczyć" - przekonać, że człowiek nie jest zły, czyli na pewno nie ciężki, niebezpieczny przypadek z którym sobie nie poradzi, mimo wsparcia. choć lepiej oczywiście poprostu grzecznego, dobrego miska. a widziałam konie bardzo niebezpieczne, wyrachowane, wymagające fachowej pracy oddawane przez fundacje kompletnym laikom, bez jakiegokolwiek wsparcia - smutne, bo było to niebezpieczne i dla tych ludzi i dla konia, który potem np wracał... "chciejstwo" nie wystarczy- trzeba mieć podejście, wiedze, wsparcie...
Angela, że ty na zawał nie zeszłas.....
wypij sobie sody troche - pomoże na zakwasy (nie zrobią się)
Angela chyba bym zawału dostała!!! Boże...aż ciężko to sobie wyobrazić...;/ ja bym na zawał zeszła,dobrze że u mnie nie ma żadnych jezior tak po "drodze" ,bo bym chyba też zawału dostała. Wystarczyło,że raz biegłam za gnojkami 4km w jedną stronę i szukałam ich w polu kukurydzy ,gdzie akurat było koszone. Bałam się myśleć,co tam mogłoby się stać.