Czy kobiety posiadające konie nie nadają się do normalnych związków?

Murat-Gazon, widzisz, a ja mam duży problem z wolnym popołudniem, bo nie mam z kim koni zostawić. Poza tym cały czas piszesz przez pryzmat szczęścia osoby z pasją / koniary - i moim zdaniem to właśnie jest bardzo egoistyczne. Bo w świecie, który opisujesz nie ma miejsca dla szczęścia faceta. On nie ma prawa się odezwać ws tak czy inaczej spędzanego czasu, bo to unieszczęśliwi wybrankę jego serca... no bez przesady...

Co do opisywanej przez ciebie pary motocyklistów - skoro kuzynka jeździ ze swoim facetem jako plecaczek i pasuje jej to - to pasję dzielą razem. Spędzają czas wspólnie. A co facet ma w stajni robić? Posadzisz go za siodłem i będzie Ci za plecaczek robił? Dla mnie sytuacja kompletnie nie porównywalna...
Gaga chodzi mi tylko o to, co już ktoś tu wcześniej napisał - jest różnica między "nie pojadę dziś na konie/rower/motor/szydełkować, bo chcę spędzić trochę czasu ze swoim facetem/dziewczyną" a "masz dziś nie jechać na konie/rower/motor/szydełkować, bo się obrażę". Przecież to jest zupełnie oczywiste, że będąc w związku, chce się spędzać czas z tą drugą osobą i tak się kombinuje, żeby tego czasu znajdować jak najwięcej, i w normalnej relacji nie trzeba nikogo do tego przymuszać czy nakazywać, bo to wychodzi samo. Do momentu, kiedy ludzie mają do siebie wzajemny szacunek i zrozumienie dla potrzeb tej drugiej strony, to da się to zrobić, można tak poustawiać codzienne zajęcia, żeby zarówno jedno, jak i drugie było zadowolone. Ale temat wątku dotyczy zdaje się sytuacji, w których tego szacunku i zrozumienia nie ma, a wtedy zaczyna się "bo musisz...", "bo nie wolno ci...", "bo nie powinnaś/powinieneś...".
A swoją drogą tak mi teraz przyszło do głowy, że chyba najczęściej taką postawę prezentują osoby, które zwyczajnie nie mają co ze sobą zrobić, jak tej drugiej nie ma. Zapewne gdybym się nudziła sama w domu, jak mojego partnera nie ma, to nie byłabym zachwycona posiadaniem przez niego pasji, która sprawia, że regularnie część tygodnia spędza poza domem. Ale - ja się sama ze sobą nie nudzę. I mam wrażenie, że ogólnie dotyczy to osób niemających problemu z pasją swojego partnera/partnerki - one się same nie nudzą. Moja kuzynka jeździ ze swoim mężem, owszem, ale nie zawsze, a jak nie jedzie, to nie świerknie w domu odliczając czas do jego powrotu, tylko ma sto innych zajęć i doskonale umie wykorzystać czas dla siebie.
Może w tym jest sedno sprawy?
Murat-Gazon, piszesz, że kombinuje się tak, aby czasu dla partnera znaleźć jak najwięcej. Co prawda aktualnie jestem sama i z dnia na dzień się mi kilka rzeczy pokomplikowało - ale w mojej sytuacji znajdź mi proszę ten czas - chętnie wykorzystam go np. na czytanie książek 🙂

Nigdy żaden facet nie wspominał, że czegoś mi nie wolno (w znaczeniu nie wolno Ci jeździć konno)... Nie znam zatem problemu który w kółko opisujesz... Bywało, że się któryś skarżył na to, że mam mało czasu, lub jestem zmęczona ale przenigdy nie związałam się z kimś kto miałby mi mówić co mogę czego nie mogę... może to zatem kwestia wyborów i trafiania na jakiś tam typ faceta? 🙂
Dzisiaj sporo ludzi pracuje całymi dniami. Nie pochwalam tego, ale niestety staje się to normą. Ja pracuję na 1,5 etatu, mój facet w zasadzie to na 2, tyle że w domu. Co z tego, że będziemy siedzieć razem, jak ten czas i tak trzeba wygospodarować ekstra tylko dla siebie. Nie mamy z tym problemu. Mamy weekendy (okrojone, ale mamy), wieczory i poranki bo śniadania jemy wspólnie  🙂 To kwestia dobrania się, a nie tego, że faceci są tacy źli i niedobrzy  😉 Bo baby potrafią być dużo gorsze pod względem zabiegania o uwagę.
Mój trzy lata toleruje brak czasu i kasy z mojej strony. Ciekawe ile jeszcze wytrzyma  😁

Ciekawe tez ile ja wytrzymam rozciągania czasoprzestrzeni...
Gaga myślę, że tego się nie da zrobić z dnia na dzień, ale jak się człowiek angażuje w relację, to w miarę wzrostu tego zaangażowania wzrasta też motywacja do szukania dodatkowego czasu i sposobów rozciągania go 😉
Kwestia spotykania konkretnego typu faceta - pewnie tak. Ale myślę, że i konkretnego typu kobiety, bo problem w drugą stronę działa dokładnie tak samo.
Napisałaś, że mam egoistyczny punkt widzenia - moim zdaniem nie. Dokładnie tak samo, jak nie życzyłabym sobie ingerowania w moją pasję, tak samo do głowy by mi nie przyszło ingerować w pasję faceta, z którym bym się spotykała. Wszelkie kompromisy, ustępstwa, rezygnacja z czegoś na rzecz czegoś - tak, ale dobrowolnie, tylko i wyłącznie. "Chcę to zrobić dla ciebie" a nie "muszę to zrobić, bo będzie foch/awantura/trucie d*py". Gdybym ja nie chciała/on nie chciał - widocznie nie zależałoby mi/jemu aż tak bardzo.

Natomiast kwestia tego, jak "rozległą czasowo" nieobecność partnera jesteśmy w stanie zaakceptować, to jest kwestia indywidualna. Są ludzie, którzy doskonale funkcjonują w relacjach, gdzie nie widzą się tygodniami, a są tacy, którzy chorują z tęsknoty po jednym popołudniu spędzonym osobno. Ważne chyba, żeby potrzeby obojga w tej kwestii były zbliżone.
tulipan, escada, a nie boicie sie, ze za jakis czas okaze sie, ze jestescie obcymi ludzmi dla siebie i nie macie o czym gadac?
Murat-Gazon, powtórzę: znajdź w moim aktualnie planie dnia tenże czas... nie wiem co ma do rzeczy fakt, obmyślania tego tygodniami?? Szczerze i autentycznie: w obecnej (mam nadzieję chwilowej) sytuacji tego czasu nijak nie mam... 2 tygodnie temu skończył się przegląd auta którym chwilowo jeżdżę. Właśnie to odkryłam i angażuję mechanika aby mi ten przegląd załatwił za dodatkową opłatą. Mechanik akurat ma urlop, ale jakoś to ogarnie...  😍 Moje auto jest właśnie u tegoż mechanika z powodów eksploatacyjnych i już zaczął je rozbierać (taa urlop)... Auto bez przeglądu jest w pełni sprawne, ale ja w tym tygodniu nijak nie zdążę tego ogarnąć, bo dziś mam dentystę jutro weta pojutrze dodatkowe treningi którymi zapłacę za dwóch poprzedników  🤔wirek: pytania?

I nie - w życiu nie miałabym teraz pretensji do faceta gdyby marudził, że mnie w domu nie ma...
Naboo według mnie to nie ma związku z trybem życia. Znam pary, które mimo spędzania ze sobą każdego popołudnia i dnia wolnego żyją obok siebie. Wypalają się z czasem. Zresztą dlaczego nie mamy mieć o czym rozmawiać? Z przyjaciółmi zawsze mam o czym rozmawiać  🙂
Gaga zmierzam do tego, że teraz czasu nie masz, ale teraz nie masz też faceta, w którym jesteś zakochana i chcesz z nim spędzać jak najwięcej czasu. Inaczej się myśli o czymś takim, jak pozostaje w sferze myślenia, a inaczej, jak to się dzieje - wiesz, motylki, te sprawy  😉 Wtedy się to jakoś udaje. Widziałam to nieraz w wykonaniu moich wściekle zapracowanych koleżanek, co to trzy miesiące ani jednego wolnego popołudnia, żeby się spotkać choćby na kawę... a potem pojawiał się facet i czasu na kawę nadal nie było, ale czas dla faceta zaczynał się magicznie znajdować. Priorytety po prostu.  😎

Naboo też uważam, że ilość czasu spędzanego razem nie ma bezpośredniego przełożenia na rzeczywistą bliskość w związku.
Murat-Gazon, mam 40 dychy na karku.... byłam w kilku związkach. Wiem co oznaczają motylki i jak ciężko mimo to znaleźć ten czas, gdy się poważnie myśli o koniach. Dla mnie poważnie = codzienne ruszanie koni (treningi), nie bycie w stajni 2-3 razy w tygodniu... I tak, to stanowi mój ogromny problem... i jak sądzę jest powodem mojej samotności. W stajni ciężko kogoś poznać.
Nie, no to oczywiste.
Mam na mysli takie calkowite rozmijanie sie- praca na 2 etaty, pasja zabierajaca x godzin dziennie, czyli powrot do domu prosto do lozka kazdego dnia, to dla mnie rozmijanie sie.
Zeby zbudowac przyjazn i bliskosc gdzies te dwa zycia musza miec wspolna przestrzen. Tak mi sie wydaje.  🙂
Ja mam trochę inne zdanie. Wiele miałam przyjaciółek, z którymi spędzałam 3 razy więcej czasu niż z moim obecnym facetem. Niestety żadna z tych przyjaźni nie przetrwała  😉 Dla mnie przyjaźń nie wiąże się z ilością spędzonego czasu, tylko z porozumieniem dwojga ludzi, wzajemną pomocą w gorszych momentach. Np. kiedy dążąc do jakiegoś celu trzeba pracować na dwa etaty  🙂
Gaga wiesz... wszystko jest kwestią priorytetów i motywacji 😉 Chyba halo napisała kiedyś w którymś wątku bardzo mądre słowa o tym, że to, co deklarujemy, że chcemy, często nie jest wcale tym, czego chcemy naprawdę.

[quote author=Murat-Gazon link=topic=98268.msg2430944#msg2430944 date=1444204395]
to, co deklarujemy, że chcemy, często nie jest wcale tym, czego chcemy naprawdę.
[/quote]
Tego kawałka posta nie ogarniam, ale nie znam kontekstu...
Priorytety? Dla mnie priorytetem jest zdrowie moich koni. Zdrowe są jeśli przy moich wymaganiach treningowych mają zapewniony codzienny wymuszony ruch. Oczywiście mogłabym jeździć do nich 3 razy w tygodniu, ale w moich oczach byłoby to skrajnie nieodpowiedzialne 🙁 przynajmniej jeśli zależy mi na zdrowiu moich zwierzaków. Ty masz inne podejście ,ale Ty do jazdy jako takiej masz też inne podejście i nie specjalnie zależy Ci na umięśnieniu i kondycji zwierzaka (przynajmniej takie odnoszę wrażenie z innych wątków), zatem tutaj znów mówimy różnymi językami i ciężko nam zrozumieć tę druga stronę.

Już pisałam - znajdowałam czas dla facetów, ale nie kosztem koni a kosztem snu...  🙁
Gaga ja po prostu mam konia rekreacyjnego, a nie sportowego, więc siłą rzeczy wygląda to inaczej. Inne wymagania od konia, inny tryb pracy z nim.
Natomiast o tyle cię rozumiem, że chociaż ja w stajni jestem 4 razy w tygodniu, a nie 7 (no chyba że mam akurat jakimś cudem czas więcej), to z całą pewnością nie zrezygnowałabym dla faceta z ani jednego dnia. Robiłabym to pewnie kosztem streszczenia się z dodatkową pracą i siedzenia po nocach, żeby mieć więcej wolnego czasu, czyli realnie też niedosypiania... ale nie kosztem konia.
Właśnie o to chodzi. Nie zwierzaków wina że się człowiek zaświergoli 😉
A ze sporą dawką dopaminy we krwi można i nie spać i nie jeść 😁
Kiedyś też bym nie zrezygnowała, koń najważniejszy, związek ogranicza moją wolność bla bla bla. A jednak koń mnie wieczorem nie przytuli, nie pójdę z nim do łóżka, nie posiedzę na plaży z winkiem. Nie mam problemu zrezygnować z wizyty u konia na rzecz przeleżenia z facetem całego popołudnia pod kocyki przy serialu. Już nie. Najlepsza część życia uciekła mi bezpowrotnie w stajni...
Gillian, ja po to właśnie miałam trenera i luzaka, aby móc przeleżeć ... z braku laku - choćby cała niedzielę z kacem (zawsze to nie w samotności 😉 )
Można? Można!
Chwilowo się posypało, ale mam nadzieję poukładać to wszystko jakoś z powrotem 🙂
To dla mnie najlepszą porą na związek byłaby jesień i wczesna wiosna, kiedy leje. Bo jak leje, to siedzę w domu i mam więcej czasu 😉
Murat-Gazon, czyli potrzebujesz marynarza na długookresowych kontraktach i tak się z nim dogadać, aby w okresie deszczowym był w domu 😉

Ja mam do dyspozycji halę...
Gaga widzisz, to jest jakaś opcja  😉 tylko skąd wziąć marynarza w Krakowie...  :emot4:
Ja hali nie mam, więc siłą rzeczy w okresie jesienno-zimowym bywa różnie. Jak ładna zima ze śniegiem, to fajnie, da się pracować, ale jak błoto, roztopy i ulewy, to już nie bardzo.
A w zasadzie 3. Jeden na jesień, jeden na wiosnę i jeden na dochodząco ( w przypadku złej pogody )  😉
Murat-Gazon, to żołnierza - NATOwców chyba macie?
Marynarza mogę jakiegoś podesłać 😉 u nas tego kwiatu jest pół wsi (drugie pół to NATO 😉 )
A to już chyba wolę żołnierza.
O wiem. Pilota myśliwca poproszę.  😉
O to w tym nie pomogę
Nie mamy tu lotniska wojskowego 🙁
Ja mam przypadek ciekawy. Jesień i zimą wolne od pola, więc chłop na kanapie a hali brak. Perspektywa kusząca. Wiosną i lato zajęty, ja całe dnie w stajni - zero pretensji, czekania, marudzenia. Prawie idealnie 😉
Ja mam trochę inne zdanie. Wiele miałam przyjaciółek, z którymi spędzałam 3 razy więcej czasu niż z moim obecnym facetem. Niestety żadna z tych przyjaźni nie przetrwała  😉 Dla mnie przyjaźń nie wiąże się z ilością spędzonego czasu, tylko z porozumieniem dwojga ludzi, wzajemną pomocą w gorszych momentach. Np. kiedy dążąc do jakiegoś celu trzeba pracować na dwa etaty  🙂


Chciałabym kliknąć lubię to.
Konie nauczyły mnie czegoś przedziwnego - gdyby nie one, nie uporałabym się z tym.
Samotność. Konie nauczyły mnie lubić czas, który spędzam sama.
Nauczyły mnie, że nie liczy się też ilość spędzonego ze sobą czasu a jego jakość.
Nie wyobrażam sobie spędzać z kimś 24h/7. Kompletnie się do tego nie nadaję i nie dlatego, ze jest koń.
Dlatego, że jestem cholerną egoistką i lubię być często sama ze sobą.
Nie tylko z facetami mam problem pt 'bo nie dzwonisz, nie odzywasz się przez 3 dni, coś dzisiaj nic nie mówisz'.
Czy zawsze trzeba koniecznie coś mówić? Nie lubię zwyczajnie ludzi i sytuacji,
które roszczą sobie prawo do zaabsorbowania kompletnie całej mojej uwagi na dłuższy czas i uważają, że nie ma w tym nic niestosownego.
Ja ogólnie lubię spędzać czas sama ze sobą.
Tak samo nastawieni są moi przyjaciele, więc spotykamy się raz na jakiś czas - ale żadne z nas nie ma odczucia, że "tyle się nie widzieliśmy, o czym tu gadać"  🙄 Mogę nie widzieć przyjaciółki miesiąc, a jak się spotkamy, to jakbym widziała ją ostatni raz wczoraj. Chyba to typowa cecha introwertyków jest - nadmierna intensywność życia towarzyskiego męczy i zniechęca.
W związkach to samo - muszę mieć czas i przestrzeń dla siebie, bo inaczej zaczynam się dusić. I tak miałam od dziecka - choćby uwielbiałam, jak rodzice wychodzili na dłużej z domu, nie dlatego, że można było zaprosić znajomych "na chatę", ale dlatego, że "chata" wreszcie była pusta, tylko moja, mogłam sobie spokojnie posiedzieć bez innych ludzi non stop w tle. Nawet tych najbliższych i najbardziej kochanych.
Trudne życie introwertyka, a jeszcze trudniejsze życie z introwertykiem.  😉
I weź tu wytłumacz, że to nie tak, że masz ich gdzieś tylko żeby nie mówili do ciebie nic po prostu.  😜 😁
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się