Odchudzanie/rzeźbienie ciała- sprawozdania

Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
22 października 2018 08:46
vanille, czasem dogrzebanie sie do źródła problemu zajmuje lata. Czasem cos blokujemy, czasem nie chcemy pamiętać, czasem nie zdajemy sobie sprawy jak wielki wpływ to na nas wywarło.

Moze radzi sobie z problemami wlasnie dlatego?
Strzyga, to już jest pieśń przeszłości. Wówczas problem został dość szybko i bezboleśnie rozwiązany - bez udziału medycyny. Więc może i przyczyna nie była jakaś wielka i trudna do pokonania, skoro udało się to zrobić dość łatwo i skutecznie.
Obecnie to nawet by chciała coś zrzucić ale brakuje jej samozaparcia 😁 no ale przy dziecku, domu i pracy to już nie jest tak łatwo znaleźć czas dla siebie

EDIT: I tak sobie jeszcze myślę, że później miała faktycznie dość ciężki okres w życiu (tak zupełnie obiektywnie), mieszkała wtedy całkiem sama więc jakby chciała to by jej nawet nikt nie kontrolował. A jednak nigdy później nie wpadła na pomysł by się tak szaleńczo odchudzać i teraz też jestem o nią zupełnie spokojna w tym zakresie
U mnie tą ciągłą pogoń za perfekcyjnym ciałem spowodowały m.in. konkretne sytuacje, które wbiły mi się w mózg na zawsze. Kilka sytuacji związanych jest z rodziną, a zdecydowana większość z rówieśnikami, którzy nie mieli litości dla dziewczyny, której szybko urósł bujny biust i okrągła pupa. Teraz taki wygląd jest wśród wielu kobiet pożądany. Dla mnie był męczarnią, niezdrowe zainteresowanie chłopaków odbierałam w bardzo negatywny sposób. Nigdy nie zapomnę, jak na religii bawiliśmy się w kalambury i kolega namalował na tablicy postać z karykaturalnie wielką pupą i cycem i cała klasa od razu zgadła, że to ja i wyli ze śmiechu. A ja skończyłam w kiblu z łapą w gardle  🙂
Takich sytuacji było na pęczki, co gorsza samo ich wspomnienie nadal boli. Niektóre błahe, inne dużo mocniejsze w wyrazie.

Nie sądzę, żeby psychoterapia pozwoliła mi na akceptację bujniejszej siebie (jakbym nagle zechciała nabrać z 5-10kg). Zresztą zupełnie nie pod tym kątem tam łażę, bo to jednak wciąż są błahostki. Rozchorować już się raczej nie rozchoruję. Po prostu utrzymuję niską wagę ciała, ale bez obsesji.

Wczoraj pojechałam po całości, ale niestety w sobotę popiłam dużo za dużo. I calutką niedzielę miałam koszmarny ból głowy i gastro na maxa. Zjadłam 4 obiady i skończyłam z koszmarnym bólem brzucha.
Meise, Takie traumy z dzieciństwa potrafią siedzieć w człowieku na zawsze. Moja babcia była dość chłodna i trochę nie uważała na to co mówi w stosunku do mojej mamy. A mówiła do niej jako do dziecka, że np. ktoś jej nogi na beczce prostował, że ma buzie jak talerzyk. I moja mama do dziś o tym mówi, choć ma 55 lat, nie ma krzywych nóg i nigdy chyba w życiu nie przekroczyła wagi 55kg (a zwykle waży koło 52-53kg). Do dziś nie chodzi w spódnicach ani sukienkach (sporadycznie, jak jest upał i uda mi się jej zrobić skuteczne na chwile pranie mózgu) i odkąd pamiętam bardzo uważa na to, co je (choć nie tak, żeby wpaść w obsesje, ona od zawsze po prostu trzyma się jednej wagi).
Meise, Takie traumy z dzieciństwa potrafią siedzieć w człowieku na zawsze. Moja babcia była dość chłodna i trochę nie uważała na to co mówi w stosunku do mojej mamy. A mówiła do niej jako do dziecka, że np. ktoś jej nogi na beczce prostował, że ma buzie jak talerzyk. I moja mama do dziś o tym mówi, choć ma 55 lat, nie ma krzywych nóg i nigdy chyba w życiu nie przekroczyła wagi 55kg (a zwykle waży koło 52-53kg). Do dziś nie chodzi w spódnicach ani sukienkach (sporadycznie, jak jest upał i uda mi się jej zrobić skuteczne na chwile pranie mózgu) i odkąd pamiętam bardzo uważa na to, co je (choć nie tak, żeby wpaść w obsesje, ona od zawsze po prostu trzyma się jednej wagi).


Coś okropnego.... kiedyś jeszcze ludzie nie mieli takiej świadomości, jak można dziecku zryć psychikę. Teraz jest internet, mnóstwo książek z zakresu psychologii dziecięcej, a i tak idę ulicą i słyszę tych okrutnych rodziców i to co wygadują do własnych pociech i mi się nóż w kieszeni otwiera.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
22 października 2018 09:09
vanille, No to tylko można sie cieszyć, ze siostra juz wyszła na prostą 🙂
Wróciłam 😀 Naładowana pozytywną energią, choć trochę żal że to koniec sezonu wspinaczkowego. Dobrze że mam panel blisko! Waga mi spadła o kilogram, dziś nie mam nic domowego do jedzenia więc będzie średnio, ale od jutra pilnuję się na 100%.
Meise, to były zdecydowanie inne czasy. Brak świadomości to jedno, a bagaż doświadczeń to drugie. Moja babcia była dość szorstka, momentami nawet oschła (choć z wiekiem oczywiście jak to babcia - zmiękła), bardzo dbała o swoje dzieci, była szalenie zaradna, ale myślę, że miała jakąś powojenną traumę. Sama w wieku bodajże 11-12 lat została wydarta matce i umieszczona najpierw w jednej, potem w drugiej niemieckiej rodzinie jako służka. I w sumie tyle wiem, bo nigdy nie chciała opowiadać o tamtych czasach, ani mojej mamie, ani jej rodzeństwu, ani nam. Zawsze ucinała temat
Ale z tego też powodu moja mama nigdy nie miała żalu do babci, choć zdaje sobie sprawę z tego, że przez nią niejako ma te traumy.
Ech, no bo to niestety taki łańcuszek jest. Potrzeba dużo siły i świadomości, żeby to przerwać i nie przenieść na własne potomstwo.
Ja się raczej nie zdecyduję na dziecko, dopóki nie przepracuję przeszłości (a to potrwa bardzo długo...).

To prawda, czasem człowiek sobie nie zdaje sprawy z potęgi własnych słów. Zwłaszcza jeśli chodzi o dzieci, dla których pozornie błahe stwierdzenia czy sytuacje mogą wybrzmiewać kilka/kilkanaście albo i kilkadziesiąt lat później.
Trzeba nad sobą pracować, trzeba się przede wszystkim zrozumieć, ale prawda jest taka, że chyba większość dzieci wychodzi z domu z jakimś skrzywieniem. Nie ma rodziców idealnych, a z drugiej strony jak faktycznie jest tak sielankowo to też istnieje ryzyko, że młodzi ludzie będą mieć problem zderzywszy się z mniej sielankowym światem zewnętrznym i dorosłym życiem. Trudno znaleźć złoty środek, nie ma jednej właściwej recepty na wychowanie, bo to jest wypadkowa tak wielu zmiennych, że chyba pozostaje jedynie minimalizować ewentualne straty 😀 Poza tym w domu może być super i sielankowo, ale po głowie można dostać - tak jak w Twoim przypadku - chociażby w szkole. A szkoły nie da się uniknąć. Pewnie można na nią jakoś przygotować, próbować budować poczucie własnej wartości, ale czy da się tak do końca? Ja czasem porównuję się z siostrą, bo jest między nami tylko 2 lata różnicy, byłyśmy wychowywane w ten sam sposób, w tym samym domu... a naprawdę jesteśmy bardzo odmienne, zupełnie inaczej reagujemy na te same sytuacje, mamy braki w zupełnie innych sferach, zupełnie inne słabości i bolączki
Trzymam kciuki za Twoje powodzenie, na pewno jesteś na dobrej drodze i to naprawdę odważny krok, że poszłaś na terapię
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
22 października 2018 09:41
vanille, każdy jest inny, każdy zderza sie ze złymi rzeczami. Im więcej wiem i im dokładniej przyglądam sie ludziom, tym bardziej widzę, ze każdy ma cos; różnie to tylko pokazują. A to widać nawet zza „idealnego obrazu życia”.
Mnie to bardzo fascynuje, ale jestem zbyt wrażliwa, zeby zostać terapeutą. Dlatego idę w psychologie sportu.
To prawda, czasem człowiek sobie nie zdaje sprawy z potęgi własnych słów. Zwłaszcza jeśli chodzi o dzieci, dla których pozornie błahe stwierdzenia czy sytuacje mogą wybrzmiewać kilka/kilkanaście albo i kilkadziesiąt lat później.
Trzeba nad sobą pracować, trzeba się przede wszystkim zrozumieć, ale prawda jest taka, że chyba większość dzieci wychodzi z domu z jakimś skrzywieniem. Nie ma rodziców idealnych, a z drugiej strony jak faktycznie jest tak sielankowo to też istnieje ryzyko, że młodzi ludzie będą mieć problem zderzywszy się z mniej sielankowym światem zewnętrznym i dorosłym życiem. Trudno znaleźć złoty środek, nie ma jednej właściwej recepty na wychowanie, bo to jest wypadkowa tak wielu zmiennych, że chyba pozostaje jedynie minimalizować ewentualne straty 😀 Poza tym w domu może być super i sielankowo, ale po głowie można dostać - tak jak w Twoim przypadku - chociażby w szkole. A szkoły nie da się uniknąć. Pewnie można na nią jakoś przygotować, próbować budować poczucie własnej wartości, ale czy da się tak do końca? Ja czasem porównuję się z siostrą, bo jest między nami tylko 2 lata różnicy, byłyśmy wychowywane w ten sam sposób, w tym samym domu... a naprawdę jesteśmy bardzo odmienne, zupełnie inaczej reagujemy na te same sytuacje, mamy braki w zupełnie innych sferach, zupełnie inne słabości i bolączki
Trzymam kciuki za Twoje powodzenie, na pewno jesteś na dobrej drodze i to naprawdę odważny krok, że poszłaś na terapię


Bardzo, bardzo, bardzo mądre słowa! Najciężej właśnie znaleźć złoty środek.
Mnie też to fascynuje choć z psychologią nie mam nic wspólnego. To prawda, że każdy ma coś. Ja bardzo lubię obserwować, zawsze byłam dobrym słuchaczem. Często nawet dość obcy mi ludzie dzielą się ze mną swoimi prywatnymi sprawami, opowiadają swoje historie, a ja - jako że sama nie lubię o sobie gadać - bardzo chętnie tego słucham. I jak tak słucham to dochodzę do tych samych wniosków co Ty. Każdy coś ma, nawet jak ktoś się wydaje mega przebojowy, pewny siebie, nieograniczony żadnymi zewnętrznymi czynnikami to jak się trochę podrapie tą zewnętrzną fasadę (choć czasem trzeba naprawdę długo drapać) to można takie rzeczy odkryć, że szczęka opada. Wychodzą problemy, o których nawet by się nie pomyślało, że ktoś może je mieć. Ale później jak człowiek ochłonie i zacznie myśleć to zaczyna łączyć kropki, wszystko zaczyna się składać w logiczną całość i zaczyna się dostrzegać, że to nie przypadek, że dana osoba w danej sytuacji zachowuje się tak, a nie inaczej, czemu ma taką fasadę, czemu próbuje zbudować sobie taki a nie inny wizerunek - i przede wszystkim, że to tylko wizerunek. Temat rzeka.
Ale jakby tak się nad tym zastanowić to tak naprawdę chyba każdy powinien iść na terapię. Bo nie ma ludzi, którzy nie mają czegoś do przegadania, którzy nie mają jakiejś traumy albo czegoś, z czym nie umieją sobie poradzić.

EDIT: I też w kwestii wychowania - dużo rzeczy wie się 'po zawodach'. Pewne subtelności dostrzega się dopiero z perspektywy lat. O pewnych rzeczach dzieci mówią dopiero, kiedy dorosną. I może człowiek z tą wiedzą lepiej by te dzieci wychował, ale 'w trakcie' zupełnie o tym nie wie, nawet dziecko jeszcze nie wie, które sytuacje i słowa odcisną na nim jakieś piętno, a które zupełnie nie. Pewnie można by te dzieci wnikliwiej obserwować i wówczas starać się indywidualizować swoje podejście, jeśli ma się ich kilkoro, ale to też nie jest takie proste w ferworze codziennego życia. A poza tym tak jak wspomniałaś Meise to jest swego rodzaju łańcuszek, który ciągnie się od pokoleń. Jeśli człowiek z domu wychodzi skrzywiony to nie ma szans, żeby zupełnie bez skrzywienia wychował swoje dzieci. Ale wtedy w ogóle by nas nie było, bo nikt nie byłby dostatecznie doskonały, by mieć te dzieci. Więc chyba pozostaje pracować nad sobą, żeby zrozumieć i dostrzec pewne mechanizmy, nawet jeśli nie do końca uda nam się je zmienić... to żeby chociaż widzieć, rozumieć i umieć przewidzieć skutek. A dzieci przede wszystkim nauczyć komunikacji, dać bliskość i poczucie bezpieczeństwa, żeby z każdym poważniejszym problemem potrafiło przyjść i o nim powiedzieć. Wtedy chyba te straty można zminimalizować, choć nie ma co się łudzić, że wszystko da się zrobić idealnie i strat można zupełnie uniknąć
Strzyga- demonizujesz. Żeby trzymać dietę i nie żreć słodyczy i boczku i chipsów pomagaja mi różne myśli, przekobania, emocje, obrazki, słowa. Jedne są bardziej dojrzałe, wartosciowe i zdrowe, a inne infantylne czy prymitywne czy wręcz chorobowe. Ja nie kreuję się tutaj na nikogo, nie gram. W związku z tym piszę naprawde bardzo szczerze. A że złożoną mam osobowość z różnych puzzli, to i różne teksty tu lecą. Nie wybieram ich, które można napisać a ktore bezpieczniej zachować dla siebie.
Więc nie musi ci być smutno.
tunrida, wiesz, gdyby ktoś inny albo zupełnie nowy w tym wątku wrzucił to zdjęcie to bym się przejęła, że chyba jest chory bo to niezdrowe. Ale akurat w Twoim przypadku mamy tyle danych (bo jednak udzielasz się tu najdłużej), że jestem zupełnie spokojna. Chyba każdy, kto tu zagląda zdążył zauważyć Twoją szaleńczą fascynację wystającymi mięśniami, ale zdążył też zauważyć, że masz zdrowe podejście - chociażby wypowiadając się na temat diet, postów wszelkiego rodzaju... oraz biorąc pod uwagę Twój zupełnie zdrowy odruch na widok wystających zza biurka pralin 😁 (przynajmniej od czasu do czasu 😀 ).

Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
22 października 2018 10:47
tunrida, ale mi jest. Jak napisałam, to moje odczucie 🙂
Ja tak się czasem zastanawiam, czy wszystkie osoby, które chorują, są tak mega poranione. Miałam w swoim bliskim otoczeniu osoby mające zaburzenia odżywiania (choć mniej niż palców u jednej ręki) i prawdę mówiąc żadna z nich nie przeżyła jakichś strasznych traum. To często nie jest kwestia 'wielkości' poranienia i obiektywnego ciężaru doświadczeń a nieumiejętności radzenia sobie z pewnymi rzeczami, często przez większość uznawanymi jako normalne i do przejścia.


Jako stara bulimiczka 😉 i w ogole osoba z szalenie autodestrukcyjna mlodoscia, tak po proby samobojcze wlacznie and all the stuff, moge co powiedziec ze masz racje, do tego nie trzeba zadnej zyciowej tragedii i doznania nie wiem jakiej krzywdy 😉 

Moja matka tez miala ED i tak od wczesnej podstawowki musztrowala mnie o jedzenie i moje bycie gruba, wiec fazy kompulsywne ciagna sie za mna odkad mialam 11 czy 12 lat. I w ogole duzo tam bylo toksycznych rzeczy, o ktorych lepiej nie pisac na forum 😉 I odkad zniknelysmy sobie nawzajem z zycia to jest tylko lepiej, i zadne dorosle i obiektywne problemy w stylu braku kasy, pracy, dachu nad glowa tak mnie nie oraja 🙂

Dla mnie w ED najtrudniejsze jest to, ze nie da sie zrobic przerwy od jedzenia zeby ogarnac glowe. I w ogole caly spoleczny wymiar jedzenia. No i to podobno przypadlosc perfekcjonistow.

A tera ide chusc bo koniowi ciezko :P
kokosnuss, fajnie, że się odezwałaś. Ja mogę sobie tylko gdybać, bo sama nie doświadczyłam takich zaburzeń a i 'grupa badawcza' z mojego otoczenia nie jest zbyt liczna. Być może - zwłaszcza u młodych osób - jest to właśnie odpowiedź na nieumiejętność radzenia sobie z oczekiwaniami innych. A wiadomo, że jak się słyszy krytyczne uwagi w domu, z którego nie ma możliwości wyjść, które trzeba znosić, a z którymi nie ma jak sobie poradzić i jak od nich uciec, jak człowiek jest zbyt młody by je olać czy jakoś racjonalnie przemyśleć, no to pewnie stąd niedaleka droga do wpadnięcia w taką pułapkę. 
vanille, to ciezko wytlumaczyc komus z zewnatrz, musialabym cale swoje zycie opowiedziec i by nie starczylo 😉

Ale tak to jakos lecialo, perfekcjonizm, wysokie wymagania z zewnatrz, naturalna chec rodzicow zeby ostrzec sie przed ich wlasnymi bledami, jakies takie nastoletnie i trudne do zdefiniowania poczucie niedopasowania. Moze inne dzieciaki cie nie akceptuja i robia przytyki, a bo wzrost, wyglad, wage i charakter masz nie ten, a moze cos nie wychodzi tak, jak powinno, a moze rodzice nie sa z ciebie zadowoleni. A moze cos zewnetrznego nie gra, cos, na co nie masz wplywu w wieku tych nastu lat i szukasz poczucia bezpieczenstwa gdzie indziej, malo co jest tak bezpieczne jak pelna kontrola przeciez. A moze szukasz tylko rozpaczliwie uwagi. U kazdego pewnie troche inaczej i wszystkiego po trochu 🙂

I jak juz wbudujesz to, co jesz, w podstawy swojego poczucia wlasnej wartosci to robi sie nieciekawie. I cos ci nie wychodzi w zyciu, no to przez jedzenie, a jak wychodzi niby to tez nie wychodzi, jak jedzenie nie gra, a to "granie" po troszku robi sie coraz bardziej wysrubowane, coraz trudniejsze do osiagniecia, a przeciez wystarczy, ze zjesz zgodnie z planem, zachowasz kontrole i bedzie przepieknie. To jest takie proste, a ty nie umiesz, musisz sie ukarac za to nieumienie, a jak karac to tez jedzeniem, nagradzac jedzeniem, i myslec o jedzeniu i chciec przestac myslec, i najlepiej zeby to cale jedzenie zniknelo a caly swiat na zlosc tobie siedzi i bezwstydnie zre.

No tak to leci, az lapiesz sie na rzyganiu ryzem z brokulami. I ze ci zeby leca. I ze unikasz calego swiata, bo oni jedza i jeszcze cie na to jedzenie namowia.

Z tymi tragediami to jest tak, ze kazdy ma inna odpornosc na warunki srodowiskowe 😉 i w wieku nastoletnim z zalozenia dosc niska. Wiadomo, kazdy z nas jest inny. Nastoletnia ja bylam jakims endemicznym motylem co gotow wyginac, bo wilgotnosc powietrza nie ta i slonce swieci nie z tej strony 😉 a teraz to raczej taka koza ze mnie, co szczotke razem z trzonkiem opier*oli i pojdzie dalej 😁 :P
kokosnuss, no to trzeba przyznać, że długa i zawiła była Twoja droga od endemicznego motyla do opier***ej szczotkę kozy (przepraszam, ale uśmiałam się z tej pointy 😁 ). Dzięki, że to napisałaś, chyba po prostu jest wiele dróg, które prowadzą w to samo bagno. Czasem trzeba dużo, by kogoś tam wepchnąć, a czasem bardzo niewiele. Jak sama wspomniałaś różnie się młodzi ludzie odnajdują w świecie, różny mają poziom wrażliwości na to, co się dookoła nich dzieje. Na pewno warto być czujnym, słuchać, obserwować, wyłapywać sygnały, które chyba każde dziecko jakoś tam wcześniej dorosłym wysyła - nawet zupełnie nieświadomie.
Fajnie, że Ci się udało z tego wygrzebać z tak dobrym skutkiem
busch   Mad god's blessing.
22 października 2018 18:04
Ja też uważam że z tym poranieniem warto ostrożnie. W końcu nie wiemy tak do końca jak te nasze głowy funkcjonują, ile jest w tym np. genetyki (anoreksja zresztą ma jakieś genetyczne komponenty) zaburzeń biochemicznych, wpływu czynników o których nie wiemy jeszcze itd. To jest jakoś intuicyjnie wyczuwalne w niektórych zaburzeniach psychicznych, np. ludzie generalnie nie szukają "poranienia" w osobach ze schizofrenią, tylko bardziej zapalniki czegoś, co w kondycji psychicznej siedziało (oczywiście trudno się tu wypowiadać które zaburzenie jest jak bardzo uzależnione od jakich aspektów, bo nad tym dużo mądrzejsi debatują od dawna). Druga strona medalu jest taka że przypominanie sobie zdarzeń z przeszłości to nie do końca odtwarzanie gdzieś zapisanego nagrania. Każde przypomnienie to lekkie nadpisanie starej wersji zapisu, co pokazało wiele badań. Więc ja wychodzę z założenia, że jeśli się dostatecznie głęboko pogrzebie i odpowiednio zinterpretuje, to każdy znajdzie jakąś traumę.

kokosnuss, to, co piszesz o braku przerwy od jedzenia mnie jakoś zawsze ruszało w ED. Gdzieś czytałam że różnica między uzależnieniem od narkotyków a ED jest taka, że przy uzależnieniu uczą cię jak zamknąć tygrysa w klatce i go tam zostawić. A przy ED musisz nauczyć się wyprowadzać tego tygrysa 3 razy dziennie na spacer. Nic dziwnego, że to jest takie cholernie trudne - naprawdę współczuję.
22.09 szalonabibi 4,, vanille 4, majek 5, tunrida 5
Ale wczoraj popłynęłam... wpadły wczoraj i chipsy (te trójkątne tortille słone jak diabli) i tona czekolady...

Oceniam się na: 1

Poszłam biegać, żeby cokolwiek spalić z tego szitu, ale zawróciłam do domu. Mgła, czarno jak w D i się po prostu bałam. Jeszcze oglądaliśmy ostatnio "Jestem mordercą" i wydygałam  🤔
Dziś pójdę, jak mój szanowny tż ruszy ze mną tyłek.

Będę dziś robić planki i przysiady w trakcie pracy. I glute bridge. Wieczorem zdam relację ile zrobiłam.
Ja się zobowiązuję, że do końca tygodnia będę miała same oceny na 5. Z 4 to ja nic nie ruszę, może utrzymam status obecny ale ja po tej przerwie to najpierw muszę odrobić straty. Jak nie będę mieć 5 to nie wiem, dajcie mi bana albo cos 😁
Wchodze w to z sobą. Wszystko co opracowałam z trenerką powoluśku tracę. Albo same 5 albo ban.

Vanille- ty chyba czaisz dobrze mnie i moje teksty. To słuchaj teraz.  😁 Oczami wyobraźni widzę jak dajesz ciała, nie masz piątek. Ja mówię " laska, masz bana". Ty za dwa dni wchodzisz tu i próbujesz coś napisać. Na co ja odpisuję " vanille - wypierd#laj stąd!"   Faaaajnie by było, co?   😁. Chcesz tego?  😁
Tak, proszę mnie tak potraktować 😁 może jak dostanę z buta to się ogarnę, albo sama wizja dostania z buta mnie zmotywuje 😀
Naprawdę laski, jak wyskoczę z choć jedną 4 do końca tygodnia to domagam się odpowiedniego potraktowania ;D
Vanille- ty chyba czaisz dobrze mnie i moje teksty. To słuchaj teraz.  😁 Oczami wyobraźni widzę jak dajesz ciała, nie masz piątek. Ja mówię " laska, masz bana". Ty za dwa dni wchodzisz tu i próbujesz coś napisać. Na co ja odpisuję " vanille - wypierd#laj stąd!"   Faaaajnie by było, co?   😁. Chcesz tego?  😁


Ja tak chcę! :P Oprócz dziś bo rano kończyłam owoce i nie będzie 5 przez to. Za to zamiast groszku ptysiowego i majonezu do sałatki dałam łososia i pestki.
Dobra dziewczyny, to się bierzemy i nie ma zmiłuj. Dla mnie najważniejsze jest ćwiczenie. Żarcie ogarniam, raz lepsze posiłki, raz gorsze, ale nie przekraczam kaloryczności na pewno. Czasem zrobię jogę, ale umówmy się, że na moim poziomie zaawansowania w jodze to ja sobie mogę mięśnie trochę porozciągać ale na pewno nie spowoduje to u mnie żadnej rozbudowy mięśni i zrzucenia tego tłuszczyku co żem go nabyła. Dlatego muszę znów zacząć mocniejsze treningi i to jest mój warunek na 5. Codziennie godzina uczciwego treningu do końca tygodnia. Joga jako dodatek
Chora od kilku godzin i coraz mi gorzej. Odpadam. Na 2-3 dni. Nie mogę być chora i głodna i pracować bo umrę.
tunrida, szkoda, ale kuruj się, to najważniejsze. Ja przez niedbalstwo ze zwykłego przeziębienia wyhodowałam koszmarne zapalenie zatok, a później zapalenie gardła i górnych dróg oddechowych. Nie warto.

Ale powiem wam, że jestem psychiczna i to zdrowo ( o ile tak się da 😀 ). Zwykle ćwiczę koło 22:30-23😲0. Chodzę spać ok. 1, tak mi najwygodniej. Dzisiaj byłam napalona na ćwiczenie, chciałam tylko skończyć rozdział książki i się rzucić na matę i nagle... BRAK PRĄDU. Ciemno, buro i ponuro, znalazłam jakąś jedną świeczkę i tak się uczyłam... czekając aż ktoś naprawi awarię (straszna zawieja i deszcz u nas). Naprawili jakoś po północy. Byłam bliska rezygnacji, ale stwierdziłam, że DZISIEJSZY dzień jest najważniejszy. Normalnie jakbym była na swoim dobrym trybie to bym zlała i poszła spać, ale ja DZISIAJ miałam zacząć i wiedziałam, że jak to zleję, to koniec. Zwłaszcza, że tunrida kazałaby mi stąd spier......... niczać w podskokach 😀 Więc poćwiczyłam solidnie (jak na moją kondycję... ) i jestem jednocześnie szczęśliwa i załamana. Szczęśliwa, bo zaczęłam, i wiem, że teraz już zatrybie, a załamana, bo kondycja katastrofa. Nawet jak robiłam ćwiczenia na nogi to zawsze jednocześnie brałam sobie obciążenie na ręce, nawet ten 1kg a dzisiaj mi niemal ręce mdlały z takim 'obciążeniem'... wstyd. Ale to dobrze, wkurzyłam się, a jak się wkurzyłam to zacznę cisnąć 😁 A teraz idę spać bo późno się zrobiło...
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się