Nadpobudliwość- jak pomóc koniowi z tym 'żyć' i trenować?

ElaPe a zwróciłaś uwagę, co napisałam? Takie konie nie robiłyby tego, gdyby zauważono odpowiednio wcześniej, że się czegoś boją. Między "nie boję się, jest ok" a "w panice uciekam na oślep, bo inaczej tu umrę" jest wieeeelka przestrzeń narastających emocji, które prowadzą od jednego do drugiego, i należy reagować zaraz po wyjściu z pierwszego stanu, a nie jak koń osiągnął już drugi. Bo wtedy to i tak za późno.

A uciekanie jako reakcja na poczucie zagrożenia to nie wada, to instynkt. 😉 Tylko my nie chcemy, żeby się włączał.

Moja ruda poniosła mnie raz, trzy lata temu - właśnie ze strachu. Jechałyśmy koło stromej skarpy, wyższej niż człowiek na koniu, dołem. Na skarpie do jej samej krawędzi rosły wysokie trawy, i z tych traw nagle wyskoczył człowiek coś krzycząc i machając rękami. Nie wiem, co robił, na pewno nas nie widział. Być może była tam jeszcze jedna osoba i do niej wołał, tego nie wiem. W każdym razie mój koń pofrunął prosto w pole takim tempem, że nawet ją o to nie podejrzewałam, zanim w ogóle zdążyłam zauważyć, że coś się dzieje, i zatrzymałyśmy się dopiero na drugim krańcu tego pola, koń cały zlany potem i na trzęsących się nogach. Normalnie tak nie reaguje, jak się płoszy, to uskakuje w bok albo zatrzymuje się w miejscu, ale wówczas ewidentnie przekroczyło to jej wytrzymałość nerwową. I co, miałam mieć do niej jakieś pretensje, że się przestraszyła?
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
04 sierpnia 2017 14:30
Takie konie nie robiłyby tego, gdyby zauważono odpowiednio wcześniej, że się czegoś boją.

Właśnie o tym pisałam wcześniej. Wszelkie wczesne objawy niesubordynacji (w twojej nomenklaturze :"bania się"😉 należy skutecznie i natychmiastowo dusić w zarodku nie dopuszczając do ich eskalacji.

Jechałyśmy koło stromej skarpy, wyższej niż człowiek na koniu, dołem. Na skarpie do jej samej krawędzi rosły wysokie trawy, i z tych traw nagle wyskoczył człowiek coś krzycząc i machając rękami

to okaurat mógło być faktycznie przestraszenie się można uznać za usprawiedliwione.

Jednakowoż konie które  wymyślają sobie strachy by "ponosić" się nie boją a jedynie okazują w ten sposób swoje nieposłuszeństwo.
Ja sie wypowiem co do ponoszenia jezdzca na ujezdzalni czy hali. Bo co do terenu , to sie nie spotkalam tak szczerze powiedziawszy.
Ale wiekszosc koni ktore ponosily jezdzca na ujezdzalni czy hali, robilo to z ewidentnego strachu (przed jezdzcem, przed lydka, przed pierdnieciem innego konia - tyle ze ja mowie tylko o swiezakach )  I to nie bylo takie ot poniesienie w stylu ruszam i galopuje, nie dasz rady mnie zatrzymac. To byl zadek pod siebie i dzida.Ja ze strachu nigdy nie opanowalam sztuki odsylania konia jeszcze bardziej do przodu w takich momentach, ale Ci ktorzy opanowali, nie mieli potem problemu z zatrzymaniem.

I w temacie konia ponoszacego do stajni z pola, to zgadzam sie z Visienna. Nie wlalabym koniowi po tym jak udalo sie go zatrzymac. Wlalabym w trakcie, nawet jesli poskutkowaloby to dodatkowym dopalaczem czy baranami.
zembria   Nowe forum, nowy avatar.
04 sierpnia 2017 14:42
Mój poprzedni koń ponosił, to był ewidentnie wykorzystywanie sytuacji, żeby sobie pobiegać. Dopóki byłam mała, to sobie nie radziłam, z czasem i wzrostem moim i mojego doświadczenia doszłam z nim do ładu i porozumienia. Miałam kiedyś taką sytuację z nim: jechałam drogą, a na brzegu pola leżały zostawione brony, koń już ok kilkunastu metrów "puchnie" i rośnie pode mną, przytrzymałam, opanowałam, opierniczyłam, że wiem że się nie boi i ma nie robić sobie jaj (już starsza byłam i wiedziałam co robię), koń odpuścił, oklapł, parsknął, że dobra, dobra on tak tylko. Jak minęłam brony spokojnym stępem, po kilku metrach koń chciał się podrapać w pyskiem o nogę (zawsze mu pozwalałam na to) wyciągnął łeb do nogi i zanim dotknął jej pyskiem, zrobił w tył zwrot (w stronę brony) i z kwikiem ruszył cwałem 🙄 Ewidentnie mnie dziad podpuścił i cwaniactwem wykazał, strach był pozorowany od początku, zwyczajnie wykorzystać chciał sytuację i to z premedytacją. Jak się od razu nie udało, to spróbował inaczej. Zdarza się, że koń spanikuje i poniesie, ale większość przypadków to zwykła niesubordynacja.
Murat-wlasnie to chcialam wytlumaczyc.
Z Babe wlasnie tak robilam, kiedy przyspieszala tempo bez mojej zgody. I robilam niekonczace sie kolka , osemki i serpentynki tylko po to, by gdy znalazla sie znowu lbem w tsorne domu, podwijac ogon pod siebie i ucikeac. Dlatego wlasnie doceniam swojego obecnego trenera, tkory ma 60 lat doswiadczenia i nie takie konie odrabial. Stwierdzil, po obserwacji jej zachowania w czasie poczatkowego spotkania, ze kon ewidentnie nie ufa czlowiekowi, ze ma nieprzepracowana traume i trzeba zaczac od nauczenia jej ufania ludziom. Stad trzy ostatnie dni, ponad 7 godzin w sumie jest odsylanie i uczenie ze przy czlowieku jest fajnie. To co opisuje w watku o niesubordynacjach.
I ufam mu, bo widze jego podejscie i juz widze efekty-Babe zaczela sama podchodzic, nie ucieka przy zakladaniu kantara, nie odwraca sie zadem do czlowieka, kiedy sie do niej podchodzi (i nie, nie w celu kopania, ale odpalania wrotek; nigdy nie kopnela, a raczej tuli zad i wklada ogon miedzy nogi).
Wiem, ze sa konie cwaniaki, ktore traktuja poniesienie jako sposo uchylenia sie od pracy, ale sa i konie, ktore w ich mniemaniu ratuja zycie powrotem do stajni, bo nie ufaja jezdzcowi, ze moze przejac przewodnictwo. Wiec one przejmuja przewodnictwo i podejmuja decyzje powrotu do stajni.

Probowalam znalezc zdjecie ilustrujace to co napisalam, a ktore kiedys uderzylo mnie, w internecie. Gosc siedzacy na kompletnie zrelaksowanym koniu, ktory ma leb w dole, na luznych wodzach, a kilkanascie metrow od nich jest grizzly. I kon ufa czlowiekowi tak, ze zamiast wiac z predkoscia swiatla od predatora, ufa swojemu czlowiekowi tak bardzo, ze jest zrelaksowany, bo wie, ze czlowiek podejmuje wlasciwa decyzje. Niestety nie moge znalec, a szkoda.

Na anglojezycznym forum jest wypowiedz, jak odroznic prawdziwe ponoszenie ze strachu od cwaniactwa:
"They can be drama queens sometimes, can't they! My mare isn't very spooky, but my instructor was showing me one day how to test if they're really spooking or if they're "fake spooking" to see what kind of reaction they can get from you. The instructor rolled a barrel around letting it hit my mare's feet lightly. She watched Ona until she could tell that she wasn't really afraid of the barrel, she was just pretending to spook in place and watching us to see what we would do and how we would react to her spookiness. They way we could tell was just by watching her body language. Once it was pointed out to me, it was really obvious - I just hadn't been looking for it before because I didn't realize horses were smart enough to fake anything LOL. When she was truly nervous she had both ears pointed at the barrel and was looking intently at it, muscles tense. When she was faking it, her ears were pointed different directions and she only had one eye on the barrel, her muscles were not tense. Once she realized we were onto her we rolled the barrel her way a couple more time and she stood there looking bored."
Dobrze, napiszę to jeszcze raz dużymi literami, bo chyba nikt (poza Plantą) nie rozumie do końca, o co mi chodzi.

Niesubordynacja = "mam cię w zadzie, nie jesteś tu szefem, nie będziesz mi rozkazywał, robię co chcę i możesz mi naskoczyć".
Niesubordynację można i trzeba dusić w zarodku, wyjaśniając koniowi, że jednak człowiek może rozkazywać, a koń ma słuchać. I owszem, trzeba reagować natychmiast i ukrócać dane zachowanie w momencie jego wystąpienia, nawet w najdelikatniejszej formie.

Strach = "nie czuję się bezpiecznie, boję się, że spotka mnie coś złego, a ty nie jesteś w stanie zapewnić nam bezpieczeństwa, więc muszę uciekać".
Strachu nie można wyłączyć tu i teraz, bo nam ludziom tak się podoba. Ktoś, kto się boi - zwierzę czy człowiek, to bez różnicy - nie przestanie się bać, bo mu tak rozkazaliśmy!
Można zrobić dwie rzeczy - powoli nauczyć konia, że jednak człowiekowi można zaufać, albo owszem, zmusić go do posłuszeństwa, co jednak oznacza niestety tylko, że koń bardziej boi się teraz człowieka niż tego, czego bał się wcześniej. Kiedyś spotkałam się z podsumowaniem tego w sposób, który mnie bardzo mocno uderzył - rada na strach konia brzmiała: "Zrób tak, aby koń był pewien, że cokolwiek strasznego go wystraszyło, ty jesteś straszniejszy". Serio?  😲
Ja osobiście nie chcę, żeby mój koń był mi posłuszny ze strachu. Ma mnie szanować, ufać mi, respektować moje zdanie, wykonywać bez dyskusji moje polecenia, ale nigdy przenigdy nie ma się mnie bać.
Murat-Gazon, mam wrażenie, że dzielisz włos na czworo (i Planta też). A pomyśl tak: czegokolwiek doznaje koń, wszystko przekłada się na jakiś prąd w mózgu (w układzie nerwowym). Bodźce docierają z zewnątrz w formie analogowej, falą. Ale do mózgu/rdzenia docierają jako sekwencja +-, 0/1. Jaki by nie był powód reakcji na wejściu, dany układ w mózgu koduje reakcję na wyjściu, nie chce być inaczej.
To Nas interesuje słowo, jakim coś nazwiemy. Koni słowa nie interesują. Ani definicje.
Jesteś niezła z behawioru. Powinnaś wiedzieć, że podstawowy język bodźców to miłe/przykre - w różnym natężeniu.
Ujeżdżenie polega na tym, żeby koń stopniowo coraz mniej zaliczał do zbioru "Tak przykre i dojmujące, że ten na górze/dole niech się buja! Ja tego nie zniosę!" a coraz więcej do zbioru "Fajno jest, słuchanie człowieków się opłaca!"
Mało istotne jest, jak My nazywamy przyczynę silnego dyskomfortu konia. Jeśli koń boi się weterynarza (wiele boi się całym sobą - te zapachy, doświadczenia bólu etc.) to co? To ma paść bo nie da sobie sondy "zamontować"?
Są pewne priorytety. I to są Nasze, ludzkie priorytety. Konie mają instynkt modyfikowany doświadczeniem, nie priorytety.
Jaki by nie był powód: bezpiecznie czuję się tylko "w domu"/tylko przy Rudej Baśce/tylko do tego słupka//byle nie jezioro/tripplebarre/rów/klakson; komfortowo czuję się gdy: nie mam jeźdźca na grzbiecie/jeździec nic ode mnie wymaga co jest niewygodne (fizycznie/mentalnie); mam migrenę (celowo trywializuję) w mojej opinii priorytetem powinno Ludzkie bezpieczeństwo, zaraz potem fizyczne(!) bezpieczeństwo konia, dopiero potem reszta.
W praktyce nie jest istotne, jakie emocje poruszają konia - za to jest istotny styl reakcji. I to reakcji i konia, i jeźdźca.
Dlatego ujeżdżone(!) konie niezwykle trwożliwe jako źrebaki - potrafią iść w ogień, a rozpuszczone/zdziczałe odważne i uległe misie potrafią stać się killerami.
I to jest magiczna definicja "zaufania". "Ufa" ten koń, który zrobi wszystko co człowiek zaproponuje, tak jak zaproponuje.
A "dający w długą" - jaki by powód nie był - nie "ufa".
Jak się owo "zaufanie" zdobywa - rzecz dyskusyjna, i mocno zależna od egzemplarza. Od sytuacji też (ale pamiętajmy, że nasza percepcja też sporo modyfikuje; taki przykład: konie z reguły nie boją się jazdy ciemnym lasem, a wielu ludzi - bardzo).
Rzecz w tym, że "zaufanie" to wcale nie jest "magiczna empatia" tylko zjawisko objawowe: Jeśli koń nie odrzuca ludzkich propozycji, nie kontestuje, i wygląda(!) na zadowolonego = "ufa".
halo ależ oczywiście 🙂 I to się zgadza z tym, co napisałaś, bo jeśli koń nie ufa (i tu rzeczywiście wszystko jedno z jakiego powodu), to człowiek nie jest bezpieczny z takim koniem. 😉
Natomiast nigdy nie zgodzę się na to, że emocje są nieistotne. Owszem, są istotne. Tak samo konia, jak i człowieka. Ani człowiek, ani koń nie jest robotem programowalnym na guziki.
Obok placu, gdzie aktualnie jezdze, jest sciana drzewek, gdzie juz od pierwszej lonzy koń uznal, ze jest strasznie, bo sasiad stał i potrzasal drzewem. Potem wielokrotnie podczas jazd i lonz sasiad robil tam rozne rzeczy, kosil trawe, wyrzucal trawe z kosza kosiarki, wbijal paliki, wyprowadzal psa itp. Z poczatku kon salwowal sie ucieczką, nawet gdy kot tam przechodzil, szumialy liscie itp. Kon 10 lat, ale dopiero co wziety pod siodlo. Co ciekawe, z drugiej strony placu nie sploszyl sie ani raz, mimo, ze bywalo bardziej strasznie. Tamta sciana wywolywala zawsze panikę, tylko w ciagu niespelna 2 miesiecy kon przestal uciekac, a jedynie bacznie nasluchuje, czasem odskoczy, zrobi 3 kroki szybciej z podkulonym ogonem. Koń twierdzi, ze jest tam strasznie i ok, niech mu bedzie, ze jest, ale potrafi opanowac swoj strach, nie eskaluje go. Kazdy kon w miare zdobywania doswiadczen powinien tak reagowac. Jezeli tak nie jest, to albo błąd jezdzca, albo cos z psychika konia nie tak. Dodam jeszcze, ze nieraz patrzy w te krzaki, mimo, ze tam nic nowego nie ma, szuka atrakcji🙂 wtedy dostaje przypominajacego bacika.
Murat-Gazon, żadne tam oczywiście. Jest ogromna różnica pomiędzy ufa a "ufa". Twierdzę, że końskie "zaufanie" nie ma NIC wspólnego z ludzkim pojmowaniem tego słowa. Po prostu konie nie antycypują zdarzeń, bo nie mają Wiedzy. Żaden koń nie przestraszy się przy scenach thrillera czy horroru (bez drażniących, nagłych dźwięków). Hitchcock może koniom skoczyć.  Obawy koni płyną z instynktu i Doświadczenia. Konie odwołują się do przeszłości, nie przyszłości. Bo nie udają, że znają przyszłość, ani że znają cudze myśli (my udajemy, my "wiemy", gdy nadciągają konkretne chmury, że "będzie burza" - a przejdzie bokiem, i diu* z "wiedzy"😉. Dlatego nie może być mowy o zaufaniu bez cudzysłowu. Konie reagują tu i teraz i wg. Uprzednich doświadczeń. Ludzkie zaufanie dotyczy Przyszłości. Dlatego np. jeździec ufa, że koń skoczy (bez cudzysłowu), a koń może jedynie "ufać" - czyli nie reagować oporem.

Nie pisałam, że emocje Są nieistotne. Są bardzo istotne. Konie wręcz żyją emocjami. Pisałam, że jeśli chodzi o "zaufanie" - kompletnie nieistotne jest, Jakie są te emocje, bo końskie "zaufanie" dotyczy objawów, nie przyczyn.

Co do programowalności koni i ludzi, to są na ten temat różne opinie 🙂 Choćby dlatego, że nikt z nas nie ma Pewności, że nie jest jedynie obiektem w jakimś przedziwnym programie komputerowym. Istnienia Matrixu nie da się dowieść - ani mu zaprzeczyć. Ale porzućmy ten wątek. W potocznym sensie: to co piszę nie ma nic wspólnego z byciem "na guziki". Dokonujesz nieuprawnionego przeskoku: podporządkowanie emocjom - cyborgizacja. Polecam ci taką książkę: "Przeciw Empatii" (wyd. Charaktery) - może zmodyfikujesz spectrum postrzegania. (Mam do tej książki, i jej tez, sporo zastrzeżeń, ale nie dotyczą głównej tezy - szkodliwości potocznie rozumianej empatii. O ile rozumiem, nawet czuję  😀iabeł:, kierowanie się empatią wśród ludzi, to nie pojmuję terminu wobec koni. Bo żeby skały..., nie możemy Czuć tego samego co konie, nie możemy czuć, ani tym bardziej nie możemy Wiedzieć co czują. Co nie znaczy, że nie warto dowiadywać się jak najwięcej i przekładać z końskiego na nasze, z naszego na końskie. Ku lepszej komunikacji gatunków. Byle to nie przybierało form skrajnej antropomorfizacji pt. zaufanie 😉).
Halo-ale zaufania nie zodbedziesz lejac konia batem. I tu wlasnie istotne jest rozroznienie, czy kon byl nieposluszny "bo tak" i wlanie mu moglo przyniesc jakis efekt, czy kon byl nieposluszny ze strachu i wlanie mu przyniesie efekt przeciwny do porzadanego, bo wzmocni negatywne emocje. Kon tym bardziej przestanie ufac czlowiekowi, ale bedzie wial jeszcze bardziej.
I obie sytuacje sa rozne od siebie i rozne powinno byc do nich podejscie.

Dalam przyklad Babe. Wedlug i mnie i trenera, przyczyna jest brak zaufania ludziom.

Shy-dwa tygodnie od kupienia zaczela nagle stawac, bo cos zobaczyla. Stawac jakby zamrozona w miejscu, z uszmai na obiekt i chrapaniem.  Na poczatku probowalam od czekania, az jej przejdzie, do delikatnego zachecania do ruchu do przodu nogami, rzuceniem wodzy do przodu na kark (tak widzialm nauczona byla sygnalu do ruchu naprzod), wreszcie kopnieciem w boki i przylaniem plasko dlonia po zadzie. Efekty byly takie za albo zaczynala sie cofac z predkoscia klusa i nie dawala sie zatrzymac dopkoki nie znalazla sie w dluzej odleglosci od straszaka, albo stawala deba , odrwacale sie 180 stopni debujac i szla w dluga.
Kupilam ostrogi sidewinder, ktore nie kalecza, ale maja pasedk grubego drutu wzdluz obcasa. Kilak razy kopnelam nimi w boki-i stal sie cud! Kon pasrkajac ruszyl naprzod! Uzylam doslownie kilka razy i kon oduczyl sie "strachow".
Gdybym sprobowala na Babe, skonczyloby sie debem i ucieczka z poczworna prekoscia, z barankami po drodze.

A niby to strach i to strach...
Planta, ja już chyba nie potrafię staranniej wytłumaczyć 🙁 Jeszcze raz: "zaufania" się nie zdobywa. "Zaufanie" to taki dżoker słowny, żeby ludziom było milej. Tak się utarło, no. Wasz trener też nie zdobywa zaufania. On wykorzystuję swoją wiedzę (a sprawnie to robi), żeby koń robił to, czego się od niego (konia) oczekuje.

No, właśnie dlatego twierdzę, że nie ma najmniejszego sensu w absorbującym wnikaniu, czy to "strach" i "jaki", czy "dominacja", czy inne lewo-prawo-półkulowe-intro-ekstra-wertyczne bzdury.
Istotniejsze jest to, jakie są objawy końskiego dyskomfortu, jakie nasilenie reakcji - i jak temu zapobiegać w przyszłości. Bo to jest nasza siła - że my lepiej przewidujemy co będzie (oprócz takich rzeczy jak Faktyczne, instynktowne, wyczuwania burzy, która faktycznie nadejdzie - co maja opanowane muchy, ale nie ludzie 🙁). I Wiedza o tym, jakie mogą być przyczyny danej reakcji, jakie jest jej źródło, i jaka jest historia konia - pozwala lepiej przewidywać co koń zrobi gdy uzna swój komfort za ważniejszy od naszych oczekiwań. Czy nawieje do stajni, czy się zaprze, będzie walić z zadu czy się wspinać, ustąpi po parunastu sekundach czy będzie wojował jak o życie itd.
A ogólnie chodzi o to, żeby docelowo koń zawsze przedkładał nasze oczekiwania nad swój, przejściowy, dyskomfort. Przy czym to My wiemy, że dyskomfort jest przejściowy, konie zbierają doświadczenia. Konie są proste: "O mniomniom - Trawa! Odrywasz mnie, paskudo!". "Ok, ok, trawę mam zawsze, nie chcę ci się narazić - to mi się nie opłaca, przecież też masz dla mnie interesujące rzeczy i zajęcia..." Oczywiście nie mam pojęcia co "myślą" konie. Zachowują się tak, że na takie słowa i pojęcia to przekładam.
A zupełnie inna rzecz - do jakich środków ucieka się człowiek (i na ile skutecznie, nie strzelając sobie w stopę) żeby osiągnąć co oczekuje.

Jeszcze taka rzecz, niby nie na temat. Jeleniówka - taka gryząca pająko-mucha. Kiedyś tego świństwa niemal nie bywało. Pamiętam co się działo, gdy pojawiły się w stajniach - sodoma-gomora, beton huczał, deski trzaskały. Gdy mnie kiedyś użarła - ze 3 dni miałam gorączkę (nie licząc wściekłego pieczenia). Domniemywam, że dla koni też wściekle przykra; uwielbia okolice genitaliów, podogonia. Czy czują taki sam ból, jak ja? Śmiem wątpić. Z bólem to w ogóle cienka sprawa, bo nawet elokwentni ludzie nie potrafią przekazać go precyzyjnie, cuduje się ze skalą ludzkiego bólu (empatia jakoś zawodzi, gdy trzeba mieć konkretny poziom) - ale to dygresja. OK. Rzecz w tym, że teraz tych much jest od groma. Boli mniej? Na pewno nie. Ale konie już nie chcą wyjść przez sufit, co najwyżej tupią i śmigają ogonami. One przywykły - taki koński los. My jeleniówek boimy się nadal. Ale teraz - żeby nas nie użarła. Bo kiedyś - to na końskim grzbiecie można było nie przeżyć przy jednej jeleniówce. A teraz? "Pińć jeleniówek utłukłam na końcowym stępie". Morału opowiastki nie będę fundować, niech każdy wysnuje sobie jaki chce.
vissenna   Turecki niewolnik
05 sierpnia 2017 03:03
Konie myślą zero-jedynkowo, bez refleksji na temat przeszłości jako takiej. Od konia można oczekiwać tylko trzech odpowiedzi "tak", "nie", "nie wiem o co ci chodzi".
Pytaniem pozostaje tylko czy w przypadku negatywnej odpowiedzi na zatrzymanie z ponoszenia jest to "nie, powiedziałem, że chcę wracać", czy "nie wiem o co ci chodzi, walczę o życie". Bo obie odpowiedzi mają różne rozwiązania.
Jak dla mnie tak jak już to zostało wcześniej napisane przyczyny ponoszenia są dwie : strach tak duży, że poniesienie jest jedyną wg konia formą ratowania życia i druga to zakorzenione/wyuczone chamstwo często to drugie wynika z pierwszej przyczyny i braku reakcji (bo jak już poniesie ratując swe życie to ciężko zatrzymać  😉 ) a ponoszenia wbrew pozorom łatwo nauczyć.  Mój pierwszy koń miał fazy ponoszenia w terenie (kilkanaście pierwszych razy to było na oślep - przez krzaki, las, na skróty, zero kontaktu z otoczeniem, tempo równe przez całą drogę do domu czyli prędkość światła, wrażenie takie, że gdyby na drodze stanęła ściana to nawet by nie zwolnił tylko się o nią zabił, jeździec na grzbiecie nie istniał dla niego cokolwiek by tam wyczyniał). Wyjeżdżanie w teren na takim koniu to dla niego świetna lekcja, że można takie rzeczy robić.  I u nas z fazy walki o życie przeszliśmy do etapu ponoszenia bo można w sytuacjach niekomfortowych, które paniki już nie wywoływały ale były doskonałym pretekstem do powrotu do stajni. Tyle, że już widziałam różnicę w zachowaniu podczas samego poniesienia, a to uchem zastrzygł, baranka strzelił, trasę do domu wybierał raczej ścieżkami w strategicznych momentach (gdzie było grząsko/ostry zakręt) dało się wyczuć wcześniej zmianę tempa a jeźdźca z grzbietu próbował się pozbyć kiedy tylko czuł że ten traci równowagę. Gdyby dało się cofnąć czas i wiedziałabym wtedy to co wiem teraz na pewno inaczej bym postępowała z nim od samego początku bo wiem, że sama jestem sobie winna i nauczyłam go ponoszenia brakiem umiejętności, wyczucia i bezpiecznego przesuwania granicy 🙂  Koń na placu był suuuper, grzeczny, delikatny na pomoce i do góry i do dołu, żadnych buntów, zawsze mocno do przodu ale pod kontrolą. Dużo nam to zabrało czasu zanim ja się nauczyłam jak mu uniemożliwić niekontrolowane powroty do stajni a on zrozumiał, że nie odpuszczę tematu  😉 Jestem teraz bardzo wyczulona na to jak moje koniołki w terenie się zachowują  😂 od początku zwracam uwagę na tempo w stępie, kłusie i galopie w stronę domu, nie ma żadnego spieszenia się, podkłusowywania. Spotkałam się później z jeszcze kilkoma ponoszącymi końmi i zdecydowana większość traktowała poniesienie jako najskuteczniejszą formę oderwania od roboty a straszaki zawsze można gdzieś wypatrzeć. Jeden gagatek dokładnie wiedział też kogo można a kogo nie powieźć do stajni, raz spróbował, został skutecznie spacyfikowany zanim odpalił wrotki aż usiadł ze zdziwienia i nigdy więcej nie próbował, pod innymi jeźdźcami acz i owszem. To ponoszenie to temat rzeka  😉
Kastorkowa   Szałas na hałas
05 sierpnia 2017 12:08
W kwestii ponoszenia ze strachu to mogę się wypowiedzieć, mam takie dwie strahajły. Kobyła potrafiła się początkowo przestraszyć tego, że dotknęła ogonem mimozy i ona wydała dźwięk, ale nie powodowało to szalonej ucieczki raczej odskok aczkolwiek ona w terenie zupełnie nie myślała początkowo za siebie jeśli koń z którym szła stwierdzał, że coś jest straszne to ona też. Drugiemu zdarzy się spłoszyć od bażantów, które wylatują nagle i bez powodu. Potrafi zarządzić odwrót, ale jest spokojnie do zatrzymania i uspokojenia.
U nas dzis lekcja poszla tak dobrze, ze byla tylko godzinna (wczesniej byly po 2-3 godziny, zanim nawiazywala kontakt zamiast ganiac w kolko mijalo pol godziny). Byl trening z lonza i na lasso, wokol karku i wokol bzucha-co do ostatniego tzrba bedzie pracowac. Oraz ustepowanie od liny wokol brzucha, tam fzie jest siodlo i popreg. Dopoki nie pomogl jej zrozumiec o co chodzi, zapieral sie nogami, a kon dalej stoi jak wmurowany. A niby wrazliwa jest i ustepowania robi.
Widze teraz dokladie roznice miedzy moim treningiem opartym na wlasnych doswiadczeniach, ksiazkach, filmikach, a treningiem z kowbojem, tory zeby na konaich zjadl..Juz po czterech dniach kon przestal uciekaac na widok czlowieka z kantarem i uwiazem!!!
👍

AnetaW, przypomniałaś trafne słowo: spacyfikować. Przecież Zawsze dokładnie o to chodzi. Chodzi nam o uczynienie konia spokojnym/uspokojonym, nieagresywnym - nastawionym pokojowo, nie wojowniczym, nie zdesperowanym - pogodzonym z losem lub zadowolonym. "Jezdę kfiatę lotosssuu..." Love, peace & rock'n-roll. S-peace-fikować konia 🙂
Czy koń się boi, czy wojuje, czy nie pojmuje - ta i tak trzeba go uczynić spokojnym (i aby partyzantki nie uprawiał 🙂😉.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
06 sierpnia 2017 13:01
Ten plantowy pan kowboj pacyfikuje konia zmęczeniem i totalnym znudzeniem  => treningi trwające 2-3 godziny 🤣 No najbardziej niepokorny/rozbestwiony, czy też, stosując inną nomenklaturę, "nie mający zaufania" koń wymięknie i w końcu zacznie robić to, czego człowiek chce byleby już te nudy się skończyły.
"Zaufania" się nie zdobywa. "Zaufanie" to taki dżoker słowny, żeby ludziom było milej. Tak się utarło, no. Wasz trener też nie zdobywa zaufania. On wykorzystuję swoją wiedzę (a sprawnie to robi), żeby koń robił to, czego się od niego (konia) oczekuje.

O! Bardzo mi się podoba powyższe stwierdzenie, popieram.
Zdobywać to trzeba doświadczenie. A jak już się je zdobędzie, to konie po prostu robią to czego się od nich oczekuje. Albo jest się w stanie w mig ocenić czego można wymagać/oczekiwać w danym momencie.

Tak apropos, to dziś na fb mi się takie coś wyświetliło:
http://gallop.pl/koncepcja-dominacji-w-relacji-z-koniem/
Jeszcze nie miałam czasu się wgłębić, ale uczynię to później. Na razie zdanie "W artykule neguje się teorię, że człowiek, opiekun musi znajdować się wyżej w hierarchii dominacji."... wywołało u mnie uśmieszek politowania.
Te wszystkie piękne teorie o zdobywaniu zaufania bez dominacji zawsze kończą się jak trzeba np. rozdzielić kopiące się ogiery, albo pomóc wetowi zrobić koniowi bolesną sondę ratującą życie.  😁

Oj bo rzecz w tym, że wielu ludziom słowo "dominacja" kojarzy się z siłą. Jak dominacja, to na pewno rozwiązania siłowe, wywoływanie w koniu lęku przed człowiekiem, baty, piekielne patenty, lanie konia i jazda na kopach. 😉
A to nie na tym polega przecież.
Elu-treningi trwaly tyle ile trwaly, bo Babe nie chciala przestac biegac w kolo. To byl jej wybor. To nie to, ze trener stal i odsylal ja batem. Odsylal ja na kolo, kiedy nie chciala odwrocic sie do niego i stanac w tej pozycji. Cala zasada bylo to, ze nie pozwala sie koniowi stanac, dopoki nie stanie lbem do trenera. Jesli kon owszem, staje, ale lbem za ogrodzeniem, patrzc na inne rzeczy i odmawiajac nawiazania kontaktu, wtedy potrzasal choragiewka sklaniajac ja do ruchu. Ruch, jak pisalam, dopoki kon sam nie podjal decyzji stanac i nawiazac kontakt z trenerem.
Tempo wybierala sama, to moj byc step, ale ktos kiedys ja nauczyl, zeby na arenie caly czas poruszac sie biegiem-od szybkiego inochodu do galopu.

Wczoraj lekcja skonczyla sie po 40 minutach. Dlatego, ze kon wspolpracowal. Odsylany zaraz stawal przodem do trenera, zaczela podchodzic, czyli wszystko to, o co trenerowi chodzilo.
Byc moze nie wyjasnilam tego dostatecznie.
Znudzeniem? Ten kon pracuje ciezko-musi zaczac myslec, zamiast uruchamiac kopyta.
Planta można to ładnie obierać w słowa ale imo nie ma różnicy czy pan kowboj odsyła konia machając patykiem z chorągiewką czy batem -efekt ten sam, ale tak czy inaczej ważne żeby efekty były i zostały dla Was na dłużej, jednak stara szkoła- obciąć żarcie i wybiegać, a nie żadne czary mary  😉

 

To jest fakt, ale nie chcialam byc zle zrozumiana, jak przez Ele-on nie zmusza jej do biegania, zeby kon sie zmeczyl. Chdzi o to, zeby zamiast biegac jak wariatka w kolko, bo ktos kiedys tego od niej tego wymagal i jej tego nauczyl, uruchomila mozg i stanela przodem, a potem podeszla do czlowieka. Tylko tyle i az tyle.
A obciecie kalorycznego zarcia swoja droga. Teraz jest tylko i wylacznie na sianie, ale zacznie dostawac suplement na kopyta, bo przednie jej sie podlupaly na brzegach, wymieszane z odrobina owsa, bo jak twierdzi trener, to bujda, ze owies powoduje, ze kon jest "goracy". Zreszta garsc czy diwe nie zaszkodzi, a przynajmniej zje suplement.
Mam umowionego kowala na srode i mysle o tymczasowym zalozeniu podkow na przody, zeby dac czas na podrosniecie puszki kopytowej. Kowal zobaczy i zdecyduje czy pomoze czy to glupi pomysl  😡
A.kajca   Immortality, victory and fame
07 sierpnia 2017 14:57
Teraz jest tylko i wylacznie na sianie, ale zacznie dostawac suplement na kopyta, bo przednie jej sie podlupaly na brzegach, wymieszane z odrobina owsa, bo jak twierdzi trener, to bujda, ze owies powoduje, ze kon jest "goracy".

A jak trener rozwija powyższe stwierdzenie?
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
07 sierpnia 2017 15:25
Planta: a mi się wydaje że koń 3 godziny trenowany ciurkiem może się zmęczyć. Choćby psychicznie. I na odczepnego stwierdzić że może lepiej zacząć robić to, co ten ludź chce.
najpierw naskoczyłyście na Plante ze ma poszukać trenera albo sprzedać konia, znalazła takiego jaki był dostępny (same pisałyście że w USA ciężko o dobrych trenerów klasycznych) a teraz zaczynacie podważać to co trener robi z koniem, moze poczekajcie na efekty treningu a nie podważacie kompetencje przed końcem pracy ?  😀iabeł:
Planta jeśli brzegi ścian kopyta się obłupują, to znaczy, że są one za długie. Jest to naturalny proces i nie powinien martwić. Wystarczy, że kowal te ściany wyrówna podczas strugania.
Kucie da efekt odwrotny od zamierzonego. Ponieważ podkowiaki wbijane są w linię białą, zdecydowanie ją osłabiają i po rozkuciu ściany (wydłużone w wyniku kucia) będą się tymbardziej odrywać i powstaną flary.
Jeśli regularnie masz poszarpane krawędzie ścian, trzeba po prostu częściej strugać i mocniej fazować krawędzie kopyta.
Co ile czasu konie są werkowane u Was?
blucha nie wiem czy to do mnie 😉 ale jeśli tak to ja nic nie podważam- bardzo Plancie kibicuje żeby w końcu to był koniec jej problemów z tym zwierzem.  raczej to odbieram jako dyskusje na temat sposobu pracy trenera, a nie podważanie czegokolwiek 😉  :kwiatek:
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
07 sierpnia 2017 16:53
Żeby było jasne:  podważam dobór słownictwa, a konkretnie stwierdzenie, że koń w wyniku 3 godzinnego treningu "nabiera zaufania" i dlatego podchodzi do człowieka.

A już mówienie o tym że koń zaczyna myśleć, jest dla mnie irytujące. Tak, a  za chwilę zacznie mnożyć i dzielić w pamięci.

Jak dla mnie to "nabieranie zaufania" to jest zmęczenie psychiczne, ale i fizyczne konia, który w wyniku tego zmęczenia w końcu robi to, co chce człowiek.

Reasumując: uważam, że trener ten jest najprawdopodobniej OK i ma na pewno doświadczenie. Widać też, że nie jest żadnym złotoustym hochsztaplerem czy naciągaczem, wręcz przeciwnie. Jednakowoż narracja jaką stosuje jest dla mnie co najmniej śmiesznawa, no ale najwidoczniej ten trener doskonale wie jakich słów i określeń używać, gdy rozmawia z ludźmi na temat ich koni, którzy mogliby poczuć się niekomfortowo, gdyby im powiedział, że chodzi o psychiczne i fizyczne rozmiękczenie konia. Bo przecież o ile bardziej romantycznie brzmi "koń nabiera zaufania" i "zaczyna myśleć".
vissenna   Turecki niewolnik
07 sierpnia 2017 17:02
ElaPe w sumie zgadzam się z Tobą.
W przypadku konia Planty, nie chodzi o dominację czy zdobycie jego zaufania tylko o skierowanie jego uwagi w kierunku człowieka i posłuszeństwa jemu.
Ale nie uważam, by takie "przepędzenie" konia to od razu było zamęczanie. Koń na zdjęciach na spienionego nie wygląda, na znudzonego też nie. Babe trzymana jest wolnowybiegowo i przyzwyczajona do ruchu. Dodatkowo dochodzi trauma: "biegać na roundpenie bo człowieki tak chcą". A tu pan kowboj nagle w sumie bezboleśnie przestawia  konia na nowe myślenie o pracy w tym miejscu. A że używa takiego, a nie innego języka to pewnie wypadkowa lat doświadczenia bo fachowcy raczej popsutych koni do odrabiania mu nie dają, a pewnie inny język do laików z ich problemowymi końmi nie trafia.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się