Wewnętrzna "blokada"

Na te nieistniejące schizy to właśnie też precyzja nazywania, czego konkretnie się boimy, pomaga. Jak się taki remanent robi, to się może okazać, że strach wcale nie jest taki wielki i taki wszechogarniający, i nie dotyczy "wszystkiego".

i pomaga poczucie obowiazku - odkad ja jestem instruktor nie moge sie dac strachowi - bo jak ja nie dam rady przejechac, to kto?
Ostatnio o tym myślałam. Bo boję się pająków. Ale jak miałam po opieką jakieś dziecię, to pamiętam, jak bardzo potrafiłam wziąć się w garść. Nie piszczeć, nie uciekać 😉 Może nawet długim sprzętem z wanny straszydło wyjąć. Długofalowo to niewiele dało, bo się pająków boję dalej (choć widzę tendencję spadkową), ale sama byłam zaskoczona, na ile potrafię się zmobilizować. Jak muszę. Takie wewnętrzne "muszę", wynikające z sytuacji, że to ja jestem ta duża i odważna, że muszę dać przykład, oparcie itd, i właśnie "jak nie ja, to kto?".
zabeczka 17 tak ten galop 😀 ja wlasnie tak mialam jak ty na kobyle. Moj drugi galop w zyciu a ta odpal i cwal a ja gleba, niestety. Probuje nadal ale widze, ze jeszcze duzo przede mna.
Sprobuje z lonza tak jak radzi Burza tylko problem w tym, ze musze zmienic konia bo moja na lonzy odpala 😉

Tak jak czytam wasze/nasze odpowiedzi to ktos przy zdrowych zmyslach powiedzialby: jak sie boicie to po co jezdzicie??? często sama zadaje sobie to pytanie. Pomimo moich strachów nie zamierzam rezygnowac i fajnie jest dowiedziec się, ze niektore z was tez tak maja 😅
miel, więcej satysfakcji będzie kiedy zrobicie postępy razem, więc popracuj z kobyłą na lonży aż będzie się cywilizowanie zachowywać ( dużo cierpliwości i spokoju) i wtedy spokojnie można na niej próbować 🙂
Ale najlepiej się przekonać do galopu na 'zrobionym' spokojnym, miękkim i równym koniu.
No cóż ja panicznie bałam się skakać.rąg na wys 70 cm wywoływał panikę.Ale,że lubię zwalczać różne swoje fobie pomyślałam,że jak pojadę WKKW to już mnie nic nie ruszy.No i działa!! WKKW było LL towarzyskie a ja do 100  śmigam wszystko i nie patrzę!!! 😅
Widze,ze dawno tu nikt sie nie odzywal a temat jest jak najbardziej aktualny 🙂.
Ja balam sie kiedys bardzo bardzo,potem kupilam fryza ktory zwalczyl wszystkie moje leki 🙂 jezdzilam sama w teren itd ale to tez jesli wsiadalam codziennie,bo wystarczyla mala przerwa i znowu musialam walczyc pare dni ze strachem.Ostatnio jezdzilam ciagle i troche mi juz fryz zaczal przeszkadzac,musialam go ciagle pchac itd wiec poczulam sie na tyle pewnie zeby pomyslec o zmianie konia.Trenerka doradzila andaluza jako fajna zywa rase i latwo uczaca sie 🙂. Kupilam,wszystko bylo super,ale maz wyciagnal mnie na Hubertusa na ostatni weekend wiec zostawilam konia pod dobra opieka i wyjechalam.No i kiedy wczoraj wsiadlam troche zdenerwowana to on sie tak znerwicowal ze w stepie nagle sie zerwal i generalnie zostawil mnie na scianie.Bardzo sie potluklam,ale to nie jest problemem,klopot w tym  ze kiedy juz kon zostal zlapany itd ja stracilam przytomnosc i z otwartymi oczami dostalam drgawek,Trenerka o malo zawalu nie dostala jak to widziala.Przestraszylam sie bardzo i dzisiaj rano odwiedzilam psychiatre.Moje omdlenie to kwestia stresu i czegos co nazywa sie lek napadowy,dostalam leki ktore dadza mi mozliwosc realnej oceny sytuacji.Bede sie bala w chwilach prawdziwego zagrozenia i nie ladowala sobie do glowy bez sensu mysli o wypadkach i upadkach.Kazdy z nas ma tu tak naprawde ten sam prblem,polega on na inteligencji i wrazliwosci dlatego boimy sie naszych koni bo wiemy co moze sie stac,ale trzeba nad tym panowac i po to ja biore leki 🙂 .Mam nadzieje,ze pomoga mi i bede was informowac jak wyglada moje wracanie do jazdy konnej,kupilam Helio 2 tyg temu nie moge sie teraz poddac 🙂
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
14 października 2009 15:40
Karola 😲 😲 😲

ja stracilam przytomnosc i z otwartymi oczami dostalam drgawek,Trenerka o malo zawalu nie dostala jak to widziala.Przestraszylam sie bardzo i dzisiaj rano odwiedzilam psychiatre.Moje omdlenie to kwestia stresu i czegos co nazywa sie lek napadowy,dostalam leki ktore dadza mi mozliwosc realnej oceny sytuacji

nieźle. Pierwszy raz o czymś takim słyszę. Od zawsze tak masz że masz takie lęki?
Karola- Lęk napadowy to schorzenie wymagające leczenia. I słusznie, że je zaczęłaś.  🙂

Zaś jeśli chodzi o samego konia.... Moim zdaniem podstawową sprawą, by współpraca między Tobą a koniem przebiegała sprawnie, to maksymalnie oswoić konia. Sama piszesz, że koń świeżo kupiony. I sama też zauważyłaś, że z fryzem doszliście do porozumienia, tak? I nie bałaś się już, tak?
Jeździj więc do nowego konia jak najczęściej ( idealnie byłoby codziennie), pracuj z nim DUŻO z ziemi, oswajaj ze sobą i otoczeniem jak najbardziej się da. Może Ci się czasami zdawać, że to przebywanie i pseudopraca z koniem NIE są twórcze. Nieprawda. Służy to budowaniu więzi między Wami. Zyskaj zaufanie konia. Zrób z konia przyjaciela ( oczywiście ten przyjaciel w cudzysłowiu, bo to zawsze jednak tylko koń).

I zobaczysz, że jeśli koń przestanie Ci robić niespodzianki takiego typu jak opisujesz ( a przestanie !), to i Ty przestaniesz się tak panicznie bać.
Bo wiesz.....jeśli świeżo zakupiony koń robi Ci hopki i zostawia Cię na ścianie, to trudno się nie bać? Zwłaszcza jeśli się ma predyspozycje do zaburzeń lekowych ( lęk napadowy)

Będzie dobrze. Zwłaszcza, że to Twój koń. Więc i motywacje masz większe niż potencjalny nieposiadacz konia i możliwości pracy nad sobą większe. 🙂
tunrida wszystko o czym piszesz to prawda,a to oswajanie z ziemi tez juz wczoraj przemyslalam 🙂 nie spiesze sie nigdzie.A i Helio i ja musimy troche odbudowac nasze zaufanie,mysle ze on sie przestraszyl bardziej niz ja 🙂. Co do leczenia to tez sie ciesze ze rozpoczelam,szkoda tylko ze zbyt dlugo bagatelizowalam swoje odczucia i doprowadzilam do omdlen 🙁.
ElaPe mialam tak juz pare razy w sytuacjah mocno stresowych,tak naprawde to w chwili kiedy schodzily nerwy i adrenalina. Koszmarne uczucie dla mnie i ogladaczy.Nie z kazdym stresem trzeba leciec do psychiatry ale kiedy stres zaczyna nam przeszkadzac w zyciu i ogranicza radosc to trzeba szukac pomocy.Czasem wystarczy terapia.Nie powinno sie jednak tego problemu bagatelizowac bo konczy sie na moim etapie 🙁
arivle   Rudy to nie kolor, to styl życia!
14 października 2009 18:14
No więc i mi zeszło napisać w tym wątku... Swego czasu jezdziłam parkury N... Nie bałam się skakać, mogłam latać na koniu i 2 matry, a nie robiło to na mnie żadnego wrażenia. Potem miałam miesięczna przerwę, bo mój kon został na mazurach a ja wrocilam do Warszawy. Potem kiedy znowu pojechałam na mazury wszystko się sypneło- skoki oczywiscie. Ujezdzeniowo czulam ze jest duzo lepiej ale nagle zaczelam sie bac skakać... Wychodziłam przed konie, pochylalam, do 'przeszkody' 60 cm robila polsiad jak do conajmniej 120. W rezultacie spadałam. Zaczynałam się coraz bardziej bać skakać, więc przestałam wogle, pykałam sobie tylko po plaskim, i co ciekawe bylo bardzo dobrze, lepiej niz kiedy kolwiek.
Wszystko to trwa nadal- kon i ja robimy wielke postepy ujezdzeniowe, tylkoze jest to kon ktory kocha skakac i jazda po plaskim go nudzi, a ja nadal boje sie skakac... Kocham skoki, ale przestalam sobie z  nimi radzic... Czasem po treningu siadam konia placzac, ze nie moge skoczyc takiej marnej 60.
Nie wiem co mam z tym zrobic, zdolowalam sie juz chyba zupelnie...
arivle najwazniejsze to sie nie zmuszaj i nie obwiniaj samej siebie o strach przed skokami,moze kiedys sama poczujesz ze to juz czas 🙂 ja bede trzymala za Ciebie kciuki!!!!
Moon   #kulistyzajebisty
14 października 2009 21:41
Ja po upadku, przy którym zwichnęłam łokcia miałam straszne fobie.
Moja pierwsza jazda po rekonwalescencji to w ogole była jakaś porażka... Koń galopował tak, że ledwo nogami przebierał, a ja pochylona jak do skakania 150, uwieszona na twarzy, z zapartymi nogami na końskiej łopatce.  😵

Ogólnie dość długo się 'leczyłam', w ogole nie miałam zaufania do koni, do siebie i własnych umiejetności.
Anielska cierpliwość Szefowej zdziałała cuda. ;-) Tzn. jakoś zawsze byłam z tych ostrożnych, asekuracyjne galopujących (Na początku to pewnie też było spowodowane tym, że siedziałam nad siodłem a nie w, ze strachu...) Ogólnie co mi pomogło? - Jazda, jazda, jazda. Nie unikanie 'tematu tabu' - Miałam taki okres, że na słowo 'galop' ściskało mi żołądek, conajmniej jakbym była przed maturą ustną.
Przełamałam się po tym jak pojechałam na zupełnie lajtową jazdę na tor, na koniu, którego znałam, któremu ufałam, wiedziałam, że jeśli bede chciała sie zatrzymac to go zatrzymam... Potem na nim jakiś czas rzeźbiłam jakieś małe skoczki, większe i jakoś tak zaskoczyło, że się odblokowałam.
Ale powiem Wam szczerze, że siedząc na młodym koniu / nowym, którego nie znam i nie wiem jak się zachowuje, też siedzę lekko asekuracyjnie, w jakby lekkim odciążeniu. Nie wspominając o skokach z jakimiś straszakami... (A tyle razy mówią: Ramiona do tyłu!  :marze🙂
No i strasznie mnie irytuje, jak wsiadam na cudzego konia i ktos mi mowi:'On przecie nic nie rooobi! Grzeczny jest!' - I nawet jeśli sama jestem o tym święcie przekonana to nie ufam. Bo kurdę, wiadomo, że każdy ma inne łydki, inaczej siedzi, inaczej prowadzi konia... Jak siedzę pierwsze minuty na szkapie to staram się ją zakumać i wyczuć jak i na co reaguje, zwłaszcza jak to młode dziecię.

edit: literówki.
W wakacje miałam niemiłą sytuacje. Kłusując z delikatnej górki ( a właściwie przechodząc do stępa ) konio mi się poślizgnęło a ja jakoś nie fortunnie straciłam kontakt z siodłem i spadłam.. na głowę? Podparłam się jedynie dłonią. To było w czwartek, a w weekend miałam zawody. Zaczęłam histeryzować bo myślałam że się duszę, potem już tylko zawroty głowy i ból tej cholernej ręki którą się podparłam. No to mama wpadła na pomysł żeby mnie obejrzał lekarz. Tak dla pewności, okazało się ze mam wstrząs mózgu i na 80% złamany nadgarstek. 3 dni w szpitalu i 2 miesiące przerwy od jazdy konnej, pływania itp. itd. To była diagnoza na dzień upadku. ( Po badaniach okazało się że miałam delikatne wstrząśnienie, ręka w całości i w ogóle jestem cała i zdrowa nic mi nie jest. 😵 a strachu było tyle że aż szkoda gadać ) ale teraz jak widzę pagórek mały, duży nie ważne - zeskakuje z konia i prowadzę go w ręku 😵
oo wątek dla mnie🙂 🤣

kiedys tez jeździłam,prawie całe zycie, nie bałam się niczego... do czasu. Miałam młodego wałacha, mega spokojnego, grzecznego, misia-pysia. Był lonzowany, obeznany z siodłem, ogłowiem. Jednym słowem - pikuś. Pewnej soboty stwierdziłam ze jest gotowy na jeźdźca- czyli mnie. Przyprowadziłam go na lonzownik, mąż miał go trzymac i głaskac- włozyłam stope w strzemię- ok- zawisłam- ok- stwierdziłam ze nie bede wsiadac tylko sie przewiesze brzuchem przez siodło. Tez było ok. Powisiałam chwilę i zza krzaków wyskoczył sąsiad wrzeszcząc i machając rękami. Wałach wyskoczył w góre, strzelił z krzyża i wywalił mnie w kosmos. Spadając uszkodziłam sie na tyle ze pogotowie zabrało mnie do szpitala. Spadałm z koni ponad 20 lat i nic. A tu... zonk.

Po tym jak kilka tygodni moja ręka uwięziona była w gipsie a ja miałam na głowie 12 koni i 4 dzieci- zauwazyłam ze mam schizę. Jesli chodzi o wałacha, ten incydent nie zostawił w nim zadnego złego skojarzenia, mało tego- był kilka razy jezdzony potem przez znajomego- nawet był w terenie- i nadal misio-pysio.

Potem został sprzedany / śledzę Kujkę i Glutka jak szpieg z krainy deszczowców- i kibicuję im z całego serca/ , jak wszystkie półkrewki w stajni- bo mi się poarabiło. Podobała mi sie praca z ziemi, przygotowanie ich do pokazów i w tamtym kierunku poszłam. Zakochałam sie w arabach na amen.

Ale.... mam klacz- dorosła juz do tego zeby byc zajezdzona. Sporadycznie wsiadałam na innego naszego wałacha. Bez lęku bo znam go, od 10 lat jest z nami i nie jedno przezyliśmy.
Arabka pojechała w trening- zajazdke do trenera. Jest zrobiona super, mój lęk został.Troszkę przezwycięzyłam go wsiadając u sąsiada na wałacha małopolskiego, który przed jazdą nie zachowywał sie zachęcająco- ale jak sie powiedziało A to trzeba i B. Dałam rade🙂 i drugi raz bedąc na warsztatach przyjaznego jeździectwa. W domu schiza wraca jak bumerang. Musze wsiadac, wsiadam, staram się byc spokojna- bo to święta prawda ze kon ''zbiera z nas jak piorunochron- wszelkie emocje. Mam juz dopasowane siodło, wszystko jest ok ale... wlasnie.....

Wsiadam, snuję sie stępem, troszke kłusa, klacz pięknie reaguje / jezdze na sznurkach od początku/ ale ile mozna sie tak snuć? Pracujemy tez z ziemi, mam ambitne plany, amatorskie rajdy- chyba dla zółwi🙂 🤬 Brakuje mi instruktażu, dobrego słowa albo ochrzanu. Poza tym strach ze'' popsuje'' taką klacz. Ehhh , dobrze ze jest szansa na kolejne warsztaty, zanim będą to moze pójdziemy z arabką dalej niz snucie się po placu 😵

Uwielbiam prace/ w zasadzie zabawe/ z moimi źrebakami, mam dwa ''trudne przypadki'' w stajni, wiec roboty nie brakuje. Ale wsiadam i bedę wsiadac- najwyzej snucie sie opanujemy do perfekcji a takze zatrzymania, skręty i wolty ... choć maż cos mówił o niedługim tereniku 👀

długo zatrzymywałam dla siebie moją fobie- nikomu nie mówiłam, bp ile mozna gadac o strachu- ale czytając Was widzę ze nie tylko ja... :kwiatek:

Kochani ten watek dziala na mnie jak terapia 🙂 i to jest super
Juz sie troche lepiej czuje fizycznie,bol juz mi tak nie dokucza ale boli mnie zlamane serce 🙁 ze sadzilam ze juz sie znamy i lubimy a on prawie mnie nie zabil 🙁 .
Jak odtwarzam ten wypadek to naprawde mialam sporo szczescia,tak walnac o bande plecami i glowa i zeby nic nie bylo to fart.
Mysle,ze bede sie oswajac na moim fryzie z ktorego nigdy nie spadlam i mialam bezgraniczne zaufanie,ale on jest na sprzedaz taka byla umowa z mezem a zostaje andaluz i to na niego musze wsiasc.Mam zacisniety zaladek na sama mysl i odtwarzam w glowie to jak sie zerwal bez kontroli,co mam zrobic zeby tego juz nie bylo 🙁 .
Mam w planie duzo czasu spedzic z nim z ziemi zeby nabral do mnie zaufania a ja do niego ale itak przeraza mnie mysl o wsiadaniu 🙁 .
Mam nadzieje,ze moja Trenerka da mi czas,bo takie wsiadanie na sile jest chyba jeszcze gorsze.
Karola - a może 7 gier?
No wlasnie ciesze sie ze mam w stajni dziewczyne od Pata Parellego i to juz na bardzo wysokim poziomie 🙂 bede ja prosic o pomoc.
Helio to dobre zwierze,tylko skrzywdzone podczas zajezdzania w Hiszpanii,jemu potrzebna jestem ja a on potrzebny jest mi i oboje musimy popracowac nad spokojem.
olaela   Klub Różowego Jednorożca
15 października 2009 11:18
Ja zawsze w temacie jazdy konnej byłam z gatunku tych, co są głupio odważni, do czasu.

Zablokowałam się na szybsze chody po chlapnięciu w galopie przez koński łeb. W sumie nic się nie stało poza potłuczonym cielskiem i lekkim otumanieniem, ale nabawiłam się takiej zapory psychicznej, że nagle okazało się, że prawie żaden koń pode mną nie chce przejść do galopu. A jak przechodzi to nie pojedzie więcej niż trzy foule. Podejrzewam, ba, jestem pewna, że chociaż łydka mówiła "jedź", całe ciało (i dusza  :hihi🙂 "błagam, nie". I koniki grzecznie słuchały  😁

Leczyłam się kucem na oklep. Bliżej do ziemi z takiego konika, kuc z gatunku tych "do pchania" więc galop trzeba przytrzymywać, a nie martwić się, że poleci się na orbitę i pomału pomału, udało mi się wyeliminować lęki. Teraz boję się tylko dodawać na koniach, których dobrze nie znam.
Moja trenerka kiedys pracowala w cyrku dzieki czemu ma fantastycznie wytrenowane konie,kiedys bardzo mi pomogla z blokada.Wsadzila na swojego konia i uczyla mnie stawania deba do pionu ,kladzenia sie z koniem i wstawania,zdejmowala mi oglowie i uczyla ze moge miec kontrole i bez tego.Mam nadzieje,ze teraz tak samo bedzie mi pomagac przelamac sie,wspominam to naprawde super.Postanowilam,ze jak tylko wydobrzeje to z Heliem bede odbudowywac relacje z ziemi troszke na lonzy troszke za pomoca Pat Parelli a w tym czasie bede wsiadac na mojego fryza do pchania i lagodnego jak owieczka ktory moje stresy zamienia na lagodne parskanie i jest troszke jak terapeuta.Jak Trenerka pozwoli to powyglupiam sie tez na jej koniach z kontrolowanymi upadkami wlacznie (super sprawa szkoda ze tak malo ludzi tego uczy,kontrolowane spadanie z konia potrafi byc super zabawa i terapia) i innymi fajnymi rzeczami 🙂 .
ale nabawiłam się takiej zapory psychicznej, że nagle okazało się, że prawie żaden koń pode mną nie chce przejść do galopu. A jak przechodzi to nie pojedzie więcej niż trzy foule. Podejrzewam, ba, jestem pewna, że chociaż łydka mówiła "jedź", całe ciało (i dusza  :hihi🙂 "błagam, nie". I koniki grzecznie słuchały  😁

Jakbym czytała o sobie (i lepiej bym tego nie ujęła!).

Staram się to powoli przełamywać. Wydaje mi się, że powinnam trafić na odpowiedniego konia, który wyleczył by mnie z tych wszystkich strachów. Ostatnio, po przeczytaniu tego wątku, zanalizowałam dokładnie swój strach i już wiem,że stres wywołują u mnie głównie dwie rzeczy: moment przed wsiadaniem (jak już wsiądę i ruszę stępem jest ok), i moment pierwszego zagalopowania- po pierwszym foule jest już relaks i mogę śmigać do końca jazdy. Poza tym zawsze buduje sobie w głowie czarne scenariusze- jak już koń coś odpali, a ja widzę, że wciąż żyję to się automatycznie uspokajam.
Niestety wszelkie strachy siedzą mi w głowie bardzo głęboko, a nie pomaga sytuacja, że jeżdżę za każdym razem na innym koniu i do tego stosunkowo rzadko. Jak trafię na jakiegoś, z którym się dobrze dogaduje to i tak po ptokach- jest szkółkowy.
Dodatkowo blokuje mnie fakt, że jestem beznadziejna, jeździectwo w moim wykonaniu jest tylko "jeździectwem" i bardzo łatwo podłamuje się każdą porażką, chociażby głupim nieposłuszeństwem- no bo jak mogę nie radzić sobie z rekreantami?
Były czasy kiedy miałam pod opieką pewną klacz (przez dwa lata). Mogłam na niej zrobić dosłownie wszystko i zapomniałam w końcu co to uczucie ściśniętego żołądka.

Powiedzcie mi jak to się dzieje, że człowiek czegoś się boi, ale jednocześnie na samą myśl o tym czuje ogromną ekscytację, wciąż to robi i ani myśli przestać?
Gdy jeszcze uczyłam się galopować, to się tak bałam, że wiecznie spadałam. Łącznie z waleniem o ścianę ujeżdżalni.

I tak na prawdę nauczył mnie galopować jeden qń. Cierpliwie powoli pode mną patatajał, a jak tylko czuł, że tracę równowagę, to stawał w miejscu. Nigdy nie spadałam z niego w galopie, za to zsuwałam się w stój  😂 Robił to nawet, gdy galopowały obok inne konie. Tak powoli przestawałam się bać upadku, a gdy przestałam się bać przestałam spadać.  😁

Jestem za to baaaaaaardzo wdzięczna Aliansowi i nie zapomnę mu tego nigdy. Bo przełamał moją barierę psychiczną i galopy stały się dla mnie prawdziwą frajdą. Trzem instruktorom odblokowanie mnie się nie udało, a dokonał tego 5 letni wtedy sympatyczny konik  🏇
ja chociaż jeżdżę już dosyć długo, spadłam tylko jeden jedyny raz i to tak niefortunnie że akurat pod kopytka wielkiego wałacha.który mnie  zdeptał  i trafilam na tydzień do szpitala, ale po za paroma siniakami nic mi się nie stało. fizycznie.

ale kiedy wrócilam do stajni nagle wszystkie konie zaczęły być straszne, na każdej jeździe ktoś spadał, konie się kopały lub ktoryś ponosił. tak strasznie się balam że dostawałam dosłownie paraliżu i nie mogłam nic zrobić. co prawda normalnie jeżdziłam 2 razy w tygodniu ale wątpie że można to nazwac jazdą bo było to raczej na maksa spięte wożenie tyłka w ogonach innych koni.

potem wyniosłam się z tej stajni bo stwierdzilam że niczego wiecej się tam nie nauczę, chociaz moge się tylko zacząć bardziej bać. po tych 'cudownych ' jazdach doszłam do takiego etapu, że w ogóle nie chciałam jeździć i gdyby nie moja mama która w kazdą sobotę i niedziele wyciągała mnie o 7 rano żeby dojechac na 8 pod warszawę do spokojnej stajni w której do puki nie przychodził moment na wsiadanie było naprawdę super.

(chciaż przed tymi jazdami w tej fajnej stajni byłam na obozie konnym na ktorym byłam równiez rok przed upadkiem ale ani razu nie miałam normalnej jazdy bo już 30 minut przed jazda  robiło mi  się niedobrze  więc szłam do ratownika a on mi mówił żebym może dzisiaj nie jeździła, ale po paru dniach zabrali mnie do lekarza który też nic nie znalazł i powiedziąl że to przez nerwy, więc po tej wizycie kazali mi jeździć jak wszystkim tylko nie przewidzieli że jeśli dazą mi niesprawdzonego jeszcze konia to może coś się stać i stało się... przestraszył się hali i mnie poniósł a po takiej przygodzie już zupełnie odechciało mi sie jeździć. i gdyby nie moja mama to zapewne bym przestała i tym samym zrobiłbym największy błąd w swoim życiu.)

niestety po bitej godzinie głaskania konika, rozczesywania mu grzywy i ogona, czyszczenia i wreszcie siodłania przychodzil casz na wsiadanie ... wę c dostawałm jakiegoś usztywnienia wszystkich stawów i mieśni, kiedy juz wgramoliłam sie na górę chwiila stępa i się w miare rozluźnialam , kłus na razie nawet nie próbowałam znowu galopowac i tak po roku kroczek po kroczku  przez rok zaczęłam spokojnie skakać coraz wyższe przeszkody jeździć w tereny z roznymi ludźmi i sama , kąpac sie z koniem w rzece itp.

niestety nawet teraz kiedy przychodzi mi wsiadac na konia po dłuzszej przerwie mam stracha. ale na pewno już nie takiego jak kiedyś to był poprostu koszmar mimo że od malego jeżdżę i tak naprawdę nigdy nie zdażyło mi sie nic tak przykrego żeby mi to zapadło w pamięć mięsnie odmawiały mi posłuszeństwa a ja wpadałam w panikę,ale  dzięki pewnemu panu i ślcznemu arabkowi na którym jeźdźę od czasu do czasu, wyszłam z tego, teraz został mi już tylko paniczny strach przed jazdą w teren (na wszystkich koniach tak właściwie tylko oprócz tego arabka 🙁

teraz chciałabym się nauczyć czegoś więcej niż tylko prau figur z ujeżdżenia ale niestety nie mam ani stajni, ani konia ani tym bardziej trenera /rki  🙁(
cytatwenddetta

Powiedzcie mi jak to się dzieje, że człowiek czegoś się boi, ale jednocześnie na samą myśl o tym czuje ogromną ekscytację, wciąż to robi i ani myśli przestać?


To się nazywa uzależnienie 😀- niektórzy mówią że od adrenaliny - ja myślę że od koni 🏇.
U mnie może nie ma jako takiego lęku przed wsiadaniem, jazda itp. W moim przypadku problem jest raczej natury fizycznej- słabo rozciagnięte mięśnie i przez to mam np. zakwasy czy bóle mięsni w trakcie i po jeździe. Dlatego po dłuższej przerwie, na pierwszej jeździe zazwyczaj nie galopuję, tylko robię różne ćwiczenia rozluźniające w stępie i w kłusie. Ale to tak na marginesie.
Natomiast blokada się pojawiła u mnie się do tej pory 2 razy. Raz na poczatku mojej przygody z jeździectwem, kiedy nieco się do galopów zraziłam przez mało ,,pomyślny'' teren.
(chciaż przed tymi jazdami w tej fajnej stajni byłam na obozie konnym na ktorym byłam równiez rok przed upadkiem ale ani razu nie miałam normalnej jazdy bo już 30 minut przed jazda  robiło mi  się niedobrze  więc szłam do ratownika a on mi mówił żebym może dzisiaj nie jeździła, ale po paru dniach zabrali mnie do lekarza który też nic nie znalazł i powiedziąl że to przez nerwy, więc po tej wizycie kazali mi jeździć jak wszystkim tylko nie przewidzieli że jeśli dazą mi niesprawdzonego jeszcze konia to może coś się stać i stało się... przestraszył się hali i mnie poniósł a po takiej przygodzie już zupełnie odechciało mi sie jeździć. i gdyby nie moja mama to zapewne bym przestała i tym samym zrobiłbym największy błąd w swoim życiu.)

O tym własnie też chciałam napisac 😉 Drugi raz 'blokada' pojawiła się niegdyś, na jednym z obozów jeździeckich, kiedy to instruktorzy niezbyt fortunnie dostosowali konie do umiejętności danej osoby i zwykli się wyżywać na swoich podopiecznych przez bezustanne ich upokarzanie-wyzwiska i różne niewybredne docinki.
Wtedy to na serio odechciało mi się jeździć (zreszta nie tylko mi), ale obóz to obóz, pieniązki wpłacone, na jazdę nie pójdziesz- przepadnie i kasa i jazda, więc zostaje jedynie interwencja rodziców, bądź pogadanka z właścicielami/ww. kadrą instruktorską. Na szczęście ten etap mam już za sobą i teraz bardziej uważnie wybieram oferty wakacyjne. 🙂
Kochane a ja się nie bałam nigdy wcześniej. Nie bałam sie jak się uczyłam i spadałam po 3 razy podczas jazdy. Nie bałam się także po upadku z połamanime (konkretnym) na moim młodym koniu , wsiadam ze złamaną ręką... aż do niedawna.
Nagle straciłam kompletnie zaufanie do mojego konia on do mnie chyba też bo płoszy się z byle powodu, ma kłopoty z konctracją. Ostatnio walczyłam z nim i ewidentnie on chciał się mnie pozbyć - chciałam zakłusowac a on ruszył galopem i walił z zadu próbując mnie zrzucić- mogę być dumna, ze wysiedizłam te mniej więcje 8 minut "próby sił"- ale kompletnie straciłam zaufanie. On to czuje i np. kłądzie na mnie uszy jak do niego podchodze i gop dotykam. Tzn. np. akceptuje czyszczenie go i dotykanie szczotka (tak jakby wiedział, że to mui być) ale nie akceptuje jak chce go dotknac ręką.... nie wiem co robić.
Strach mam teraz pakudny. Doszło do absurdu, że po prostu próbuje go prawie od razu od początku ajzdy wziąć za przeproszeniem za morde, na przeganaszowanie bo mam wtedy niejako większa kontrolę.
POMÓŻCIE
kotbury faktycznie troche nie ciekawie uroku nie dodaje tu fakt ze kon jest mlody 🙁 .
Ja nie wiem czy jestem osoba kompetentna do udzielania rad,ale moge Ci powiedziec co robie z moim koniem z ktorym tez stracilismy zaufanie do siebie.
Postaraj sie spedzac duzo czasu ze swoim koniem nie tylko na jezdzie,ale zabieraj go na spacery,lonze itd. Gadaj do niego baaaaaardzo spokojnie i dawaj dobre rzeczy.
Ja tak wczoraj robilam z Helio i widzialam jak z minuty na minute robi sie spokojniejszy,puscilam go na hale i wymusilam poddanie sie,troche to potrwalo ale lazi jak pies,z hali wracalismy bez lonzy itd poprostu szedl za mna.To potrwa troche ale jakos bedziemy odbudowywac relacje. Na jezdzie moze tez daj mu troche milych odczuc,jak go tak odrazu lapiesz za morde to milo mu sie nie kojazysz 🙂 ,dawaj mu na jezdzie smakolyki i jak dobrze cos zrobi to daj luzna wodze i kolko stepem to naprawde dziala.Ja z mojego fryza zrobilam baranka tym sposobem,z andaluza tez zrobie 🙂 tylko troche czasu mu poswiece 🙂
dzikaświnia   Dzik jest dziki, dzik jest zły. Dzik ma bardzo...
16 października 2009 14:48
Kotek, odpowiedz sobie może najpierw na pytanie czy Twoje umiejętności są wystarczające aby posiadać i szkolić młodego konia. Z tego co napisałaś sytuacja jest bardzo nieciekawa i nie radzisz sobie. Rady na forum tez dużo nie zdziałają. Poproś o pomoc instruktora lub osobę doświadczoną.Zastanów się po co Ci ten koń? Do sportu, do jazdy rekreacyjnej, do kochania? Jeśli nie masz parcia na wstążkę to wróć do podstaw.Poczytaj o PNH , bo jak dla mnie musisz zaprzyjaźnić się ze swoim koniem. Praca z ziemi to podstawa. Po co jeździc na koniu który Cie nie lubi ,nie szanuje i nie czerpie przyjemności z obcowania z Tobą?
Poproś kogoś o pomoc kto zna się na naturalnych metodach aby nie zrobić więcej krzywdy niż pożytku.
Pozdrawiam i życzę powodzenia!
arivle   Rudy to nie kolor, to styl życia!
16 października 2009 20:10
A ja dzisiaj 'skakałam' przez drąg (pierwszy raz od jakiegoś czasu skakała cokolwiek), i moje zwierze jak zawsze musiało się wybić na 120cm gory  🤔wirek:
A ja o dziwo żyje, co więcej, wyglądało to chyba dobrze, i podobało mi się  🏇
Chyba 'dół' mi przechodzi  😅
Wsiadam dzisiaj na Helio i jestem przerazona 🙁
Karola, i jak?

Ja mam swoje fobie i strachy. I nie wiem od czego to zależy, ale są konie, na których od pierwszego wsiądnięcia czuję się pewnie, a są takie, które pomimo, że uchem nie ruszą od samego początku nie wzbudzają mojego zaufania. Ciekawa jestem skąd się to bierze...
Dziś wsiadłam na pewnego ogiera. 12-latek. Nie kocham ogierów. Ale tak pewnie jak na nim nie czułam się dawno na żadnym koniu... Hmm, chciałabym wiedzieć o co chodzi, było by łatwiej 😉
Misskiedis   Jeździj nocą, baw się i krzycz na całe gardło!
18 października 2009 10:25
epk może to szósty zmysł?  😉

przyłączam się do pytania!

Karola, i jak?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się