Ostrożości nigdy dość.

ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
05 listopada 2010 08:57
Koń musi być wychowany.

no to podstawa, fakt.
pierwszy raz Guli zaimponowałaś mi. Chciałabym miec na tyle zayfania do siebie i do swoich kopytnych aby móc sobie tak z nimi spacerowac bez uwiązu na wolnej przstrzeni czy aby móc połozyc się obok nich na słomie. Zdarzyło mi się nie raz i nie dwa spac obok Soni ale...ale ona wtedy była w szpitalu po operacji, cięzko chora. Może i moje lęki sa bezzasadne ale zwyczajnie brak mi na tyle zaufania aby w ten spsob sprawdzic swoje relacje z koniem.
Czy ja się boje koni? Nie, na codzien nie, przynajmniej nie dotyczy to moich koni ale są sytuacje w których serducho wali mocniej np robienie zastrzysków Kasce (cholernie się ich boi , miota się straszliwie, staje dęba itp, ona jedna z tylu koni ale no niech ona zobaczy igełkę),
Kiedy jeszcze? Ano ja nie mam 2 czy 4 konisi, mam 12 koni , które bawią się, kopią ,szczypią. Bałabym się wtedy centarlnie stac miedzy nimi. To nie sa konsko-ludzkie zabawy, wole przyglądac się temu z daleka.
Niestety nie poświecam swoim koniom tyle czasu ile powinnam, ale zawsze codziennie choc 2 do 3 godzin jestem z nimi. A to wypad w teren a to zwykłe pogaduchy z nimi, a to czesanie czy poprostu jestem. Nie zauwazyłam aby którekolwiek chciało mi zrobic krzywdę, nawet półtoraroczny Masio chodzi za mna jak psiak a nie jak mały konik ale....ale zdazyło się ,że np Luncio stanął na mojej nodzę i "sciemnial" musiałam go wrecz zepchnąc.
Coś miłe Panie za bardzo jeździcie po Guli.
Czasem tez się nie zgadzam z różnymi teoriami ale Wasza wiedza inzynierska nie bardzo was uprawnia do krytyki.
A tak na marginesie; Forta i dempsey czy Wy czytacie i rozumiecie co piszecie?
Na publicznym forum pojawiają się zupełnie początkujacy koniarze i w watku o ostrozności i bezpieczeństwie wypada pisać ostrożnie.


Ed, miły Panie, chyba sam masz kłopoty z czytaniem i rozumieniem. Słusznie prawisz, że forum czytają początkujący koniarze i że na ten temat trzeba pisać ostroznie. Dlatego karygodne jest to, co pisze guli (wystarczy właściwe nastawienie psychiczne i człowiek jest bezpieczny) oraz to, co sam napisałeś (metody naturalne zapewniają bezpieczeństwo). Oba te stwierdzenia są jednakowo bzdurne.

Trusia.człowiek nie osiąga funkcji szefa stada ale łatwo osiąga dominację nawet nad szefem stada.Konie sie płoszą i będa płoszyły i nie chodzi o przywódstwo ale o szacunek u konia.Mi się nie zdarza dotknięcie przez idacego czy spłoszonego konia i to efekt konsekwencji w codziennym ustalaniu relacji.Na szacunek składaja się drobniutkie zdarzenia i sygnały na które trzeba konsekwentnie reagować.

Nie rozumiem, jak twoja odpowiedź o przywództwie (BTW: przywództwie, nie przywódstwie) ma się do mojego postu. Chyba się pomyliłeś i powinieneś ją raczej zaadresować do guli. Ona głosi, że będąc szefem może być spokojna o swoje bezpieczeństwo. Ja mówię, że ostrożności nigdy dosyć.  Tak, konie zawsze będą się płoszyły – a przeczytałeś twierdzenie guli, że dzieci są zawsze przy koniach bezpieczne, o ile się ich nie boją?  Może  poczytaj dokładnie, co guli wypisuje, bo wiedza inżynierska nie ma tu nic do rzeczy. Tylko zdrowy rozsądek, którego guli brakuje. W sumie jest to jej sprawa, ale jeśli wypisuje takie rzeczy na forum publicznym, a ty stajesz w obronie jej poglądów, przestaje to być jej i twoją sprawą. 

Nawet ustalenie relacji i szacunek nie zapewnia bezpieczeństwa. Bo możemy przyjąć, że jeśli koń ma wybór, nie zrobi nam krzywdy. Ale może być tak, że wyboru nie ma. Skąd ta pewność, że koń nigdy nie ciebie nie nadepnie czy nie dotknie? Jeśli będzie miał możliwość ominięcia, ominie, jeśli nie – stanie na człowieku czy wpadnie na niego . I cały szacunek, drobniutkie zdarzenia i sygnały diabli biorą.     

Oczywiście, że koń musi być wychowany, czy ktoś to neguje? Ale wychowanie nie gwarantuje bezpieczeństwa. Tylko i wyłącznie zmniejsza ryzyko wypadku. I nie mówię tego, bo demonizuję konie, jak to guli namiętnie wszystkim zarzuca, a tylko patrzę na nie pod kątem ich natury. Nie uczłowieczam konia mimo że moje oba konie kocham.  Ale właśnie dlatego, że je kocham, uważam, że należy im się, żebym widziała w nich nie to, co chcę w nich widzieć, ale to, co w nich jest, nawet jeśli mi się nie to nie podoba. Nikomu nie będę wmawiać, że nigdy z ich powodu nie może zdarzyć się wypadek.  (takie rzeczy tylko u guli  😉 ).  Ostrożność to nie jest demonizowanie.
 
Metody stosowane w pnh, delikatnie mówiąc, nie są mi obce. Ale skoro się na nie powołujesz, zacytuję jedno z powiedzeń Pata:  „w każdym dzikim koniu jest koń łagodny, w każdym koniu łagodnym jest koń dziki”. I według mnie w kontaktach z końmi nigdy nie powinniśmy o tym zapominać. 
Ja tak nie uważam i nie odwarzyłbym się nazwać Cię inzynierem.Jesteś jednak tak precyzyjna, ze może jak matematyk.
Dobrze wiesz o co mi chodzi i jak się wsród koni poruszać.
Co do dzieci to jestem zdania, ze nie zostawia sie dziecka z zadnym zwierzeciem, znajomym... a z babcią to też ryzyko.
Prawdą jest, ze konie lubią dzieci bo naszą córkę od poczatku chronił koń, najgorszy w stadzie.Stał nad wózkiem jak spała, jak była przy płocie
stał i odganiał inne konie i nikt obcy przy nim by nie podszedł bo konsekwecje były naprawde groźne.Tak jest do tej pory i przypuszczamy, że to zachowania ogierskie bo był bardzo późno kastrowany i wywodzi sie ze stada gdzie był jedynym ogierem.W jego wykonaniu ogladałem klasyczne okrążanie i inne charakterystyczne gesty opiekuńcze.Na tym koniu nikt w zasadzie nie pojeździ a mała moze... i ma prawie doskonałego opiekuna.Tylko, ze nikt normalny nie zostawiłby dziecka z koniem bo mu bezgranicznie wierzy.
Kenna
Postaram się wytłumaczyc co ma piernik do wiatraka wink
Strach przed koniem powoduje, że mamy zakodowany głęboko w umyśle przekaz  " koń to bardzo  niebezpieczne zwierzę"
I każde nasze zachowanie przy koniu jest nacechowane strachem - a konia nie da się oszukać.
Wie, że niepewnemu człowiekowi  nie można zaufać -  jego instynkt samozachowawczy włącza natychmiast dzwonek.
Dlatego tacy ludzie mają problemy z końmi , więc tłumaczą sobie natychmiast , że tak dzieje się , ponieważ "koń to niebezpieczne zwierzę "
Nie widzą problemu w sobie, tylko w koniu.

Jeśli masz głębokie przekonanie w sobie, że koń to duże, silne zwierzę, ale jednocześnie uległe , przyjazne i ciekawskie , to zmieniają się natychmiast relacje, mimo, że koń pozostał taki sam.
Dodatkowo, jeśli znasz zasady i wiesz, że zwierzę stadne musi mieć przewodnika  - to obcowanie z końmi jest o wiele łatwiejsze i znacznie przyjemniejsze duży uśmiech

Mam nadzieję, że wytłumaczyłam zrozumiale.


Guli w tym zakresie rozumiem, co ma piernik do wiatraka. Tyle mogę tylko napisać, że właśnie ze względu na to, że zdaję sobie sprawę, iż nie do końca mogę pozbyć się naturalnej dla mnie bojaźliwości, mimo że daję sobie radę właśnie z ziemi z prawie każdym koniem w stajni, to MYŚLĘ, rozumuję i wnioskuję, że jakiś koń może w końcu wyczuć mój strach (mimo że uważam, iż się go w dużym stopniu pozbyłam i wykonuję wszelkie czynności bezstresowo i na luzie) i dlatego mam do nich ograniczone zaufanie. Po prostu ostrożności nigdy dość. Bo jestem zdającym sobie sprawę z własnych wad myślącym człowiekiem. A przynajmniej taka staram się być. Nie będę udawać  przed koniem, że się go nie boję i liczyć na to, że się nabierze 🙂 Nie sądzę, że są na świecie ludzie (pomijając głupków), którzy nie mają ani krzty wrodzonego respektu przed dużym zwierzęciem. Nie mówię o lęku, kiedy koń odciąża nogę, a ktoś wyskakuje z boksu wrzeszcząc - on chce mnie kopnąć. Mówię o takim zdroworozsądkowym podejściu. I nawet, jeśli miliard lat robi się koniom zastrzyki, zabiegi medyczne, jeśli ten początkowy strach odchodzi w zapomnienie, nie można być pewnym, że któryś koń, może obcy, może dominant, a może jakiś co ma nierowno pod sufitem, wyczuje to i może być nieciekawie. Wolę zawsze uważać, zawsze zachować ten kilkuprocentowy margines nieufności. Chociaż... wczoraj znów kucałam przy tylnych nogach obu moich świętych koni, myłam je mydłem i szczotą i smarowałam, kucając też z tyłu za nogami, bo mi się na drugą stronę przechodzić nie chciało, żeby do zewnętrznej nogi sięgnąć, bo bolał mnie kręgosłup od schylania się. Przypomniałam sobie oczywiście tą rozmowę i ten wątek i pomyślałam sobie - gdzie ten mój okropny strach przed końmi się podział? Apeluję o ostrożność, a sama postępuję głupio i to zupełnie wbrew temu, co pisze o mnie guli, która zna mnie forumowo od lat 😁
dempsey   fiat voluntas Tua
05 listopada 2010 11:54
Forta i dempsey czy Wy czytacie i rozumiecie co piszecie?

jeśli o mnie chodzi to tak. a Ty?
majek   zwykle sobie żartuję
05 listopada 2010 12:03
jakoś się tak spodziewałam wzrostu liczby ignorów u Ciebie Dempsey...
<edit>
To ja Julie!  tylko niechcący napisało mi się z konta mojego chłopa  😅

A'propos zdjęcia wklejonego przez Guli: Koń pasie się z zapiętym popręgiem. Trudno ocenić, jak ciasno ten popręg jest zapięty, ale skoro o ostrożności mowa, to warto przypomnieć, że grozi to  zapoprężeniem.


Też tak kiedyś myślałam, bo tak mnie uczono, ale okazało się, że to bzdura ❗  😀
Przez 3 lata poprowadziłam kilkadziesiąt 5-cio i 7-mio dniowych rajdów długodystansowych, na każdym po około 10 koni, codziennie na każdym postoju (2 x dziennie) wyglądało to tak jak na obrazku załączonym przez Guli. (Zupełnie nie rozumiem co chciała pokazać i w jakim celu, ale to już inna sprawa).
Żaden koń nigdy się nie zapoprężył.
Ludziom, którzy prowadzili te rajdy przez 12 lat nigdy żaden koń się nie zapoprężył, odkąd wprowadzili zasadę, że popręgów na krótkich (15-20 minutowych) popasach się nie luzuje. A zasadę wprowadzili jakieś 10 lat temu.
Zapoprężenia zdarzały się wcześniej, jak jeszcze pozwalali gościom manipulować przy popręgach według własnego uznania.
A ja od tego czasu (minęły 3 lata) pozwalam wszystkim moim (i tym które mam pod opieką) koniom się na chwilę schylić, skubnąć trawę, czy napić się z nomalnie zapiętym popręgiem i nigdy nic się nie stało.

Okazało się, że dopóki koń jest w ruchu (np. drepcze skubiąc trawę, lub schyla się na chwilę żeby się napić w czasie przekraczania rzeki) wszystko jest ok.
To zupełnie co innego od zostawienia konia z dopiętym popręgiem w bezruchu - np. w boksie.
I zupełnie logiczne.
Zaciśnij sobie gumkę na ramieniu i rób coś (np. zamiataj stajnię). Będziesz miała normalne krążenie.
A potem nie ruszaj ręką przez chwilę. Po około minucie zacznie drętwieć i krążenie się spowolni.

Zapoprężenie "bo koń się schyli" to bezmyślnie powtarzany mit.
To z nicku widac masz pogrubionego chłopa
Gwoli ścisłości, koń na zdjęciu ma poluzowany popręg, choć oczywiście zapięty ,bo niby jak z siodłem a rozpiętym popręgiem  👀
Krótka przerwa , więc konie pozostały osiodłane.

Jedni widzą, inni  nie dowidzą, domyślają się , wyrokują- a wystarczy sprawdzić osobiście  😀
Guli, nie ma tak , ze koń jak sie spłoszy to cię nie zdepcze, a przynajmniej jest tak, ze w wąskim przesciu kon ruszyl do przodu z powodu spłoszenia, ja szlam przed nim, trzymajac uwiaz, mielimy jakies 5 moich krokow do przejscia, nieudalo sie, kon, uderzyl we mnie klata, przewrocil, wtedy stalam sie jeszce wieksza przeszkoda na drodze ucieczki, nie mial wyjscia i mimo ze bardzo nie chcial, nadepnal mnie.

Co do strachu przed końmi....uwielbiam stwierdzenie: "boisz sie koni" tylko nie wiem co do konca ono oznacza, i dlaczego jak ktos do kogos wypowiada to zdanie to ma na celu ponizenie go, jego dyskryminacje....
osobiscie nie wyobrazam sobie by ktokolwiek nie bal sie nigdy konia, wiem ze jak ktos nie ma do czynienia z koniem to moze sie go obawiac, ale nie osoba ktora juz jakis czas z konmi przebywa.......
wszelkie obawy sa dla mnei w pelni zrozumiale, jesli wiemy ze kon kopie to nie stajemy za zadem, jesli wiemy ze koń jest nei ujezdzony to nie wsiadamy na niego(chyba ze go ujezdzamy), dla mnie to jest strach ale nie przed koniem a przed tym by nic nam sie nie stalo, o nasze zdrowie lub życie, boimy sie pijanego kierowcy i nie wsaidamy do jego auta, boimy sie psa, bo moze nas ugryśc, ale nie boimy sie wlasnego psa.

Jezeli w stajni pojawia sie nowy kon to zachowujemy jakis dystans do puki sobie wzajemnie nie zaufamy, w relacjach miedzy ludzkich jest tak samo.

to tak na marginesie🙂
Trudno powiedzieć czy sie boje koni czy nie. Uważam, że lepiej się bać niż zrobić jakąś niebezpieczną głupotę.
Respekt do koni jest dla mnie odpowiedniejszym słowem no i moim hasłem jest "zasada ograniczonego zaufania".
uwielbiam swoje konie.Dla nich wstaje o 4-tej rano,dla nich zawsze znajdę choc 2 godzinki dziennie i zawsze są pieniądze na jedzonko ,kowala czy leczenie (szpital i operacja Soni) są moje a więc są czlonkami mojej rodziny.Ot to taki mój "fijął" gadam do nich a jak jadę w samotny teren to np śpiewam do Kaski (mojej kobyłki) nawet nie chce myslec co o mnie myslą napotkani ludzie.Ale...no do konca nie umiem im zaufać,nie i już.Np ostatnio jakies robactwo (i to teraz w listopadzie) usiadło Kasi na strzykach i obok, Kaska najpierw zaczęla się kopac,pozniej trząsc az wreszcie zaczęła stawac dęba za nic miała fakt ,że ma mnie na swoim grzbiecie.Wiem ,ze nie robila tego celowo z myslą o zrzuceniu mnie,tak samo Lunar celowo nie stanął na mojej nodze.Poprostu kon to zwierze,kochane ,nasze ale to duze zwierze.Czy ja boje się wlasnych koni?Nie, ale czasem boję się pewnych sytuacji,pewnych wydarzen i nie jest to strach iracjonalny tylko zwykly instynkt, bo kazdy chce źyc i byc zdrowym.Jesli Ty Guli nigdy nie odczuwasz obawy,strachu to gdzies zagubiłas ten instynkt przetrwania-czy zazdroszczę.Jesli chodzi o mnie samą pewnie tak ale np w przypadku dzieci-nie.Dalej twierdzę ,że nie zostawiłabym dziecka samego z moimi 12 łobuziakami
kolorwiatru   Pani władczyni imperatorka
06 listopada 2010 06:46
Co do strachu... Miałam niedawno sytuację, że przyjechał kowal werkować moje konie i wyszłam z moją ślązaczką na plac i kazał mi ją trzymać. Ok trzymałam, w dziwnej nieco pozycji z odsuniętymi na bok nogami i odchyloną głową na lekko wyciągniętej rece (trudno opisać taką pozę). Kowal takie oczy na mnie  😲 z pytaniem "ty sie jej boisz?". Zdziwiona spojrzałam na niego i odpowiedziałam "nie, ale nie pierwszy raz robisz tego konia więc powinieneś wiedzieć jakie ma zagrania". Otóż kiedy zaczynała się wyrywać deptała człowiekowi po nogach i miotała głową na boki że można było oberwać w twarz. Do werkowania zakładał jej dudkę bo były cyrki. Tym razem jednak spodziewałam się, że będzie lepiej i oczywiscie było. Głaskałam, spokojnie mówiłam, a ona spokojnie stała na luznym uwiazie w mojej ręce i nawe nie drgnęła. Co nie znaczy, że miałam się nie obawiać i nie zachowywać ostrożności. Bo to jest tylko zwierzę, które w kazdej chwili może się wystraszyć, wyrwać i choć nie chce to może zrobić krzywdę.
Guli, nie ma tak , ze koń jak sie spłoszy to cię nie zdepcze, a przynajmniej jest tak, ze w wąskim przesciu kon ruszyl do przodu z powodu spłoszenia, ja szlam przed nim, trzymajac uwiaz, mielimy jakies 5 moich krokow do przejscia, nieudalo sie, kon, uderzyl we mnie klata, przewrocil, wtedy stalam sie jeszce wieksza przeszkoda na drodze ucieczki, nie mial wyjscia i mimo ze bardzo nie chcial, nadepnal mnie.



To chyba dosyc typowe zdarzenie 🙂
Zapytam więc- jakie środki ostrozności należy przedsięwziąc, zeby nie doszło do takiego zdarzenia.?

Bo jak napisałaś : nie nalezy stawac za zadem konia, jeśi ten kopie.
Czyli ten, kto stanie popelnia błąd .
Jak to się więc ma do opisanej, a cytowanej przez mnie sytuacji?
Guli, mnie chodziło o tą część twojej wypowiedzi gdzie napisałas ze kon nie przejdzie po człowieku.

Nie stalam za zadem, róznica jest taka ze przebiegł po mnie koń calkowicie spokojny, wychowany, grzeczny, napewno po nim sie tego nie spodziewałam, ale koń sie sploszyl, instykt ucieczki był pierwszy, myslenie o człowieku przyszlo później. Jak sie pozbierałam to stal w kącie stajni, wystraszony z taką miną , ze bylo mi go bardziej szkoda niz mnie.

Druga częsc mojej wypowiedzi , ta o baniu sie koni, była juz do ogólu forumowiczów.


Ale  nie odpowiedziałaś, co należy zrobić, żeby koń  nie zdeptał człowieka.
To przecież taki wątek - o ostrożności  🙂

Ja twierdzę, ze koń dobrowolnie nie zdepcze człowieka, bo takie mam doświadczenia.
Wiem tez, ze konie bojowe były szkolone do deptania po ludziach , bo to wbrew ich naturze.
Miałam kilka sytuacji , gdy znalazłam się pod kopytami konia - i żaden mnie nie nadepnął.
Raz zeskoczyłam w galopie . z toczkiem na oczach ( od tamtej pory nie zakladam toczka) prosto pod kopyta ogiera, na którym pierwszy raz jechałam.
Zawadził o mnie z rozpędu, ale ani nie nadepnął, ani nie przeskoczył, tylko zobaczyłam go cofnietego o kilka metrów- czyli musiał naprawdę akrobatycznie zatrzymać się w takiej sytuacji.

Kiedyś koń tak przestraszył sie, że wyskoczył z czterech  w górę, ja przelecialam przez jego głowę , robiac obrót o 90st i lądując dokładnie w takiej pozycji jak siodle, tyle, że przy jego kopytach,  nawet trzymałam wodze.
Koń stal jak wmurowany, a puślisko znaleźliśmy kilka metrów za koniem.
I sytuacja sprowokowana tylko i wyłącznie przeze mnie.
Prowadząc Kubę po zakupie do siebie, wpadł mi  pomysl do głowy, ze przejdę z nim w ręku po drewnianej  kładce przez kanał - takiej prowizorycznej dla ludzi.
Owszem, wszedł za mna, ale jak deski zaczęły trzeszczec, to w mgnieniu oka  znalazłam się na drugiem brzegu ,  na wlasnych nogach , tyle że w kucki.
Kuba wylądował  obok mnie w bliskiej odległości i okropnie trzęsły mu się nogi.
Przerzucił mnie własną piersią, ale nie zdeptał , nie wgniótł w barierkę.
Nie wiem oczywiście, jak to się stalo, ale krzycząca pani twierdziła, ze kon skoczył mi na plecy, ale ona to widziała z tyłu i takie miała wrażenie.
co należy zrobić, żeby koń  nie zdeptał człowieka.
Nie wchodzić mu pod nogi. 😁

A ja znam konia, który dobrowolnie depcze po ludziach 😉 Jest to koń pracujący w rekreacji, który nauczył się, że gdy zacznie próbować włazić na człowieka i go deptać to istnieje szansa, że ten człowiek się przestraszy i wyjdzie.😉 Koń duży, udało mu się tak skutecznie kilkoro dzieciaków z boksu "wypędzić". 😉

Ale, na poważnie: mam wrażenie, że Guli oczekuje odpowiedzi typu "trzeba mieć z koniem jak najlepszy kontakt, by ten uważał człowieka za przewodnika, opanowywał przy nim swoje strachy oraz nie śmiał człowieka nadepnąć". Jasne, w tym stwierdzeniu jest dużo racji - niewychowany koń będzie miał mniejsze opory by po człowieku chodzić 😉 ale ten wychowany koń jest ciągle Koniem. Środki ostrożności polegają przede wszystkim na zdolności przewidywania i wyobraźni oraz myśleniu przy każdej czynności związanej z końmi. To tak, tonem moralizatorsko-nauczycielskim. 😉

kolorwiatru, Brrr, ja nie cierpię stać z koniem przy struganiu. Raz - mam z tym niespecjalnie miłe wspomnienia w których anty-kowalskie konie potrafiły wspinać się, odsadzać, cofać na duże odległości, "wieszać się" na tym trzymającym i wiercić się [mój też miewał takie akcje, na szczęście, już tak nie robi. Teraz stoi bardzo grzecznie i nie dyskutuje], a dwa - jeśli to mój koń, nie mam okazji zajrzeć w kopyto i zadawać pytań typu "proszę pana, a co to jest ten zadzior? a dlaczego to jest takie i takie? a czy on ma wszystko dobrze z tym kopytem...?" 😁 Zdecydowanie wolę przywiązanie do boksu/koniowiązu/nawet na 2 uwiązy.
Widzisz Guli a mnie mój koń może nie nadepnął ale kopnął-zahaczył. Nie ze chciał, nie ze się przestraszył, po prostu się potknął i przewrócił. A ja razem z nim. Poleciałam przez szyję, przed nogi konia. Mój koń sunął na mnie na napiąstkach, w ostatniej chwili zaczął podnosić nogi żeby mnie nie staranować. Jedną zdążył drugiej już nie. Zdążyłam zakryć twarz ręką. I miałam takiego siniaka że szok.

Czy dało się tego uniknąć?? Chyba nie wsiadając na konia. Bo zawsze musimy pamiętać ze to niebezpieczny sport, koń to tylko zwierze i do tego waży pół tony i nawet niechcący moze na zrobic krzywdę.

Nigdy bym się tak przy koniach nie położyła jak Ty Guli. Bo wystarczy niewielki powód do strachu, złości na kolegę i nieszczęście gotowe.
Mnie koń nadepnął, ale przypadkiem. Odwrócił łeb w drugą stronę i zrobił krok do przodu. Wystarczyło, aby złamać mi kość w jednym palcu u nogi. Zrosła się, nie było komplikacji. Szkoda tylko, że jak nadepnął to nie raczył zejść, bo nie zorientował się w sytuacji, póki nie naparłam mu na łopatkę, po prostu nie zepchnęłam ze stopy.

I koń tego nie chciał. To był przypadek, ale bolesny dla mnie.
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
06 listopada 2010 22:17
Hm, myślę, że tutaj też 'problemem' jest nadmierne zaufanie i/ lub nieuwaga jeżdżącego. (Nie)stety przy koniach trzeba mieć oczy naokoło głowy. Raz kobyła mnie nadepnęła, ale to przeze mnie, bo stanęłam tak, ze nie miała się gdzie przestawić i tak mi niefortunnie nadepnęła na nogę, ze poszedł cały paznokieć z dużego palca 😵
Chociaż znałam też przypadek kiedy inna już kobyła gryzła przy każdej okazji. Po złości potrafiła dziabnąć w tyłek dość mocno podczas czyszczenia , zdarzało się jej skubnąć mocniej w plecy, chociaż raz się wkurzyłam i ugryzłam ją w ucho, mina konia bezcenna 😂

W byłej stajni przyjechała kiedyś kobyła do krycia. Dzięki niej straciliśmy dwie kury i mało co kota nie zabiła. Ze zwykłej złośliwości, z premedytacją.
Uwielbiam gryzące konie .
Kiedyś jak pracowałam w stajni była taka jedna. Przy czyszczeniu i siodłaniu trochę za długo ją uwiązałam i efekt miałam natychmiastowy. Kobyla ugryzła mnie przy zgięciu łokcia. Trafiła na mięsień i nie chciała puścić. Musiałam ja uderzyć by mnie puściła dobrze, że puściła a nie wyrwała kawał mięcha (stare dzieje).

Kiedyś zostałam niespodziewanie ugryziona w plecy przez konia, a właściwie uszczypnięta. Były dwa koniki w boksie i jednego czyściłam i w trakcie drugi mnie zaszedł "od tyłu", zrobił to chyba z zazdrości jak się później przekonałam.

Czasami konie przez przypadek złapią zębami ale zwykle mają refleks i puszczają. Chciałam swojemu koniowi podczas jazdy z siodła dać nagrodę. Koń się odwrócił ale zamiast wziąć papu z ręki trafił na moją nogę. Poczułam zęby na mojej stopie na palcach. Koń bardzo szybko zareagował i widać było, że trochę się przestraszył tego co zrobił.

No i ostatnia historia (też stare dzieje). Były dwa koniki w boksie (dwie kobyłki) jedna miała źrebaka. Były to nierozłączki ale kobyłce-matce coś odwalało i kopała drugą. Kilka razy została skarcona głosem by się uspokoiła.
No i znowu praca, siodłanie tej drugiej nie-matki. Mimo, iż się pilnowałam ale taka sytuacja się stała, że kobyla- matka szybko się przemieściła i zaczęła kopać. Kobyła, którą czyściłam mogła uskoczyć i wystawić mnie na działanie kopa, a ona mnie osłoniła.


Skoro ostrożności nigdy dość to ja nigdy nie siodłałabym w boksie gdzie stoi drugi koń w dodatku ze źrebięciem.Jak dla mnie szczyt bezmyślności.
W ogóle pomysł, żeby kobyła stała ze źrebakiem w boksie razem z innym koniem wydaje mi się trochę....yyy... niecodzienny? Albo ja tylko taka dziwna jestem  🤔wirek:
dea   primum non nocere
07 listopada 2010 08:09
Prowadząc Kubę po zakupie do siebie, wpadł mi  pomysl do głowy[...]w mgnieniu oka  znalazłam się na drugiem brzegu ,  na wlasnych nogach , tyle że w kucki.
Kuba wylądował  obok mnie w bliskiej odległości i okropnie trzęsły mu się nogi.
Przerzucił mnie własną piersią, ale nie zdeptał , nie wgniótł w barierkę.
Nie wiem oczywiście, jak to się stalo, ale krzycząca pani twierdziła, ze kon skoczył mi na plecy, ale ona to widziała z tyłu i takie miała wrażenie.


Pogratulować błyskawicznego rozwijania wspaniałej więzi z koniem - od razu po zakupie taki koński szacunek, nono...  👍
dempsey   fiat voluntas Tua
07 listopada 2010 09:58
przywództwo przywództwem ale jak nie znam konia a np. sprowadzam go z odległego pastwiska,  to wolę miec ze sobą bat czy choćby gałązkę na wszelki wyp.
Guli, jakiej odpowiedzi ode mnie oczekujesz?
gdyby czlowiek wiedzial ze sie przewroci to by sie położyl.

pewnie zeby uniknac zdazenia, nie powinnam sprowadzic tego konia z padoku, lub moglam go puscic lużno, albo wogole tego konia nigdy nie kupic....

po tym zdarzeniu, łapałam konia za kantar a nie za uwiaz, choc nie wiem na ile zmienilo by to sytuacje gdybym wtedy trzymala go za kantar, bylo to w waskim przejsciu gdzie zadne z nas nie miala szansy uskoczyc na bok.

podobnie koń nie mial zbyt wiele miejsca zeby mnie nie zachaczyc choc obil wszystko zeby mnie ominac, dlatego moze jeszce zyje.
Jednak nie zgodze sie ze kon nigdy nie nadepnie na czlowieka.

zawsze sie tylko zastanawiam co by bylo jakby podeptal mnie wtedy jeden z tych koni "czołgow" co w kazdej sytuacji wdeptywaly nam stale na nogi itp. I to przeciez tez bardzo wychowane konie, ttylko gapowate.

a mojego znajomego, podczas krycia klaczy, ogier z rozpedu wciagnąl pod siebie, stanąl na dwie zanim doszli do klaczy....troche sie zdziwil jak potem sie pokapowal co sie wydarzylo.
Może ja nie umiem wyrobic sobie szacunku u swoich kopytnych- ale nie dalej jak wczoraj Kaska tak chciała do boksu (eh tam juz było jedzonko) ,że w du..e miała fakt ,że stoję w wejsciu. Zwyczajnie mnie popchnęła, o mało nie włażac na mnie byleby tylko do boksu.
Zas Hutlek w rozpędu zwyczajnie wczoraj przepchnął stajennego i dał dyla z pastwiska. A co? Toż to cały Hultaj. Pan X otwierał brame i chciał sobą ja zastawic abym mogła wjechac z Kaską i co i Hultek zwyczajnie przepchnla faceta i wyleciał na...woooolnośc. No cóz niezle pozniej się napocilismy aby łobuza sciągnąc z powrotem.
Może ja nie umiem wyrobic sobie szacunku u swoich kopytnych- ale nie dalej jak wczoraj Kaska tak chciała do boksu (eh tam juz było jedzonko) ,że w du..e miała fakt ,że stoję w wejsciu. Zwyczajnie mnie popchnęła, o mało nie włażac na mnie byleby tylko do boksu.
Zas Hutlek w rozpędu zwyczajnie wczoraj przepchnął stajennego i dał dyla z pastwiska. A co? Toż to cały Hultaj. Pan X otwierał brame i chciał sobą ja zastawic abym mogła wjechac z Kaską i co i Hultek zwyczajnie przepchnla faceta i wyleciał na...woooolnośc. No cóz niezle pozniej się napocilismy aby łobuza sciągnąc z powrotem.



heh Faza chyba jednak nie umiesz 😉 Co innego jest "bo koń chce" a co innego "bo się przestraszy". W drugim przypadku wychowanie i szacunek nie ma nic do rzeczy to juz w pierwszym tak. Mój koń też keidys wchodził do boksu po mnie bo juz jest jedzonko... A jak mu wrzucałam coś do żłobu to potrafił mnie tak pchnąć głową że razem z wiadrem leciałam na ścianę obok. Teraz mu to absolutnie do głowy nie przyjdzie 😉
kolorwiatru   Pani władczyni imperatorka
08 listopada 2010 10:11
Sankaritarina Moja nie może stać uwiązana przy struganiu niestety bo dopiero wariuje. Odsadza się z częstotliwoscia 5-6 razy na minutę więc nie ma to sensu. Odsadzała się do niedawna nawet przy zwykłym czyszczeniu. Teraz już tego nie robi, ale mimo wszystko do werkowania bym miała trochę cykora ją uwiązać.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się