System opieki zdrowotnej

Tania, oba linki są z... marca 2014. Po krytycznej "ewaluacji" naszego "sytemu". Minęło 1.5 roku. Tusk już dawno nie jest premierem.
(...)

Coś Ty? To Arłukowicz tez nie jest Ministrem? A ja myślałam.....   😂
Umiem czytać daty. Celowo podałam te linki, żeby pokazać, kiedy miały być zmiany i ja szumnie je zapowiadano.
To ja nie wiem co wy za dziwnych rodzinnych macie.
(...) to do jasnej cholery, co wy macie za rodzinnych ja się pytam?

Ja mam takich z łapanki. Moja pani doktor, do której się zapisałam jest oblegana przez starsze panie i nigdy nie ma do niej miejsca. Nie wiem dlaczego przychodnia tylu pacjentów jej przydzieliła. I trafiam za każdym razem do innego lekarza, który od ręki mi pisze skierowanie. Właśnie z uchem aż się zatelepał jak spytałam o otoskop i powiedział, ze "tak drogiego sprzętu" nie ma a jakby miał to i tak nie umie bo jest .... kosmetologiem czy coś.
tunrida, z całym szacunkiem, ale mnie osobiście przeraziło to co napisałaś. Skoro psychiatra leczy np. uszy, to równie dobrze mogłaby to zrobić fryzjerka.
To fryzjerka skończyła studia medyczne?
A widzisz. Wychodzisz z założenia, że "do specjalisty ze wszystkim".  😵 Samo to, że jestem lekarzem medycyny z wieloletnim doświadczeniem w leczeniu POZ cię nie zadowala. Czyli chcemy wszystko, specjalistycznie i najlepiej za darmo. Po to na studiach masz zajęcia z okulistyki, żeby kończąc studia mieć umiejętności i wiedzę potrzebną do leczenia podstawowych schorzeń. Po to masz internę, żeby umieć obniżyć nadciśnienie tętnicze i poleczyć chorobę wrzodową żołądka. Po to masz całą masę informacji z prawie wszystkich dziedzin medycyny, żeby opuszczając studia i dostając dyplom do ręki "iść i leczyć". Po to masz roczny staż na różnych oddziałach, żeby poza wiedzą teoretyczną, wynieść wiedzę praktyczną. Podważasz moje umiejętności medyczne? Czyli podważasz całą naukę w akademii medycznej? Czyli- leczyć mają TYLKO specjaliści? Czyli leczyć mogą TYLKO lekarze w wieku od 32 w górę? Bo od tego czasu najszybszym tempem człowiek jest w stanie zrobić jakąś specjalizację.
Uważasz, że pracując w oddziale psychiatrycznym, po skończeniu medycyny, nie umiem NIC poza psychiatrią? Nie umiem leczyć gardła? Oskrzeli? Odróżnić wirusówki od infekcji bakteryjnej? Gdzie się kończy moja wiedza którą twoim zdaniem mam prawo mieć, a gdzie zaczyna się twoim zdaniem wiedza, której już nie mam?

Weterynarz od brzuchów też nie ma prawa znać się na uchu i skórze w podstawowym zakresie?
Tunrida, Ty masz doświadczenie i szanujesz swój zawód. Ja spotykam lekarzy całkiem młodych i to oni się zasłaniają specjalistami.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
05 listopada 2015 13:33
tunrida, z całym szacunkiem, ale mnie osobiście przeraziło to co napisałaś. Skoro psychiatra leczy np. uszy, to równie dobrze mogłaby to zrobić fryzjerka.


Ale psychiatra to przeciez też lekarz i każdy z nich ma podstawową wiedzę o nosie, oku czy uchu. Wszyscy lekarze ja posiadają, a dopiero później robią specjalizacje.
Kurczak   Huculskie (nie)szczęście
05 listopada 2015 13:45
Dziewczyny mam dzisiaj zaćmienie umysłu! Przepraszam! Pisałam psychiatra, czytałam psychiatra, a nie wiedzieć czemu w myślach miałam cały czas PSYCHOLOG, a ten z medycyną ma właśnie tyle wspólnego co wspomniany fryzjer.
Gillian   four letter word
05 listopada 2015 13:52
U nas w pomocy doraźnej przyjmuje często seksuolog albo inny magik. Skierowania jakie wypisują na SOR kserujemy i mamy już tomik poezji  😜 hitem jest migotanie przedsionków kierowane do OIOM, gdzie koniec końców nie było nawet migotania, po prostu gość miał kiepsko zrobione EKG. Rozpoznania z kosmosu, zupełnie nieadekwatne do faktycznego stanu, wzięte totalnie z dupy.
tunrida, no wlasnie. I tu dochodzimy do sedna sprawy.
Dla wiekszosci pacentow lekarz z POZ to lekarz nadajacy sie do wypisania recepty, wydania antybiotyku gdy jest sie przeziebionym, oraz do wystawienia zwolnienia.
I do wypisania skierowania do specjalisty.

Pracuje w POZ i wiem po co ludzie przychodza i czego sobie zycza.
I pacjenci serio z kazda pierdola do specjalisty.
I potem miejsc na cito brakuje , dla tych ktorzy rzeczywiscie tego potrzebuja.

To tak jak i z sorem. Budza sie pacjenci bo boli od tygodnia ( glowa, noga,brzuch, etc ) i zamiast do POZ czy NPL na sor biegna.
Z zalozenia bo na sorze jest cacy kadra i opieka a w POZ nie cacy.
Pytałam rodzinnego.
Ma prawo leczyć i oko i ucho, jak tylko umie. I tak leczą. Jak umieją, to leczą. Jeśli nie umieją albo jeśli ich leczenie nie przynosi skutku, odsyłają do specjalistów. Nie ma żadnego odgórnego zakazu leczenia oka, ucha, skóry.

edit- gilian- u nas też daaawno temu był taki magik, który z NPl-u skierował pacjenta chodzącego na nogach na OIOM ze skierowaniem zapalenie krtani. Pacjent owszem, zapalenie krtani miał. I chrypiał. Skierowany w celu- intubacji "bo się udusi"- tak tłumaczył pacjentowi.
Anestezjolog, który usłyszał, że przyszedł na nogach pacjent ze skierowaniem do niego na oddział na intubację, miał podobno minę nie do zapomnienia.
Gillian   four letter word
05 listopada 2015 17:02
Coś w tym jest! Ostatnio jak mnie dopadło zapalenie krtani to się modliłam żeby mnie ktoś zaintubował... Albo chociaż tracheo zrobił  😁
tunrida, za leczenie z dobrym skutkiem nic nie grozi. Ale. Ale leczenie u rodzinnego jest mocno oparte na wywiadzie, na znajomości pacjenta i na zaufaniu do niego. Że np. nie nie ukryje dolegliwości, które wykluczają kurację pierwszego rzutu.
Widzę też, że inaczej jest z dorosłymi, a pediatrzy boją się bardziej. I co mam zrobić gdy dziecko dopadnie zapalenie spojówek (bo poszalał w jeziorze)? Sól fizjologiczna, okłady z herbaty, kropelki homeopatyczne? Bo do okulisty dziecięcego ca 2 miesiące (u nas chyba szybko).
Możliwe też, że się zmieniło. Narzekania słyszałam 1,5 roku temu, z nadzieją że 'to" ma się jednak zmienić.
Wtedy oboje lekarze byli... zirytowani 😉, że przysłano im takie wytyczne, że czują się jak sekretarki. Nie-medyczne. Że próbuje im się odebrać możliwość wykonywania zawodu, zupełnie jakby tych studiów nie kończyli.
busch   Mad god's blessing.
05 listopada 2015 18:06
busch, przecież potwierdzasz co piszę. Że to celowe działania. Żeby trwali tylko desperaci. Tak zdesperowani, że zgodzą się na każde upodlenie.
Jesteś młoda, więc nie pamiętasz "reglamentacji wszystkiego i kolejek po wszystko".  Ja się nastałam godzinami po ołówki i szary papier. Pamiętam jak rajstopy można było kupić tylko z aktem zgonu (na pogrzeb) lub z zaświadczeniem z USC - na ślub. W zasadzie te kolejki (i klimat) w rejestracjach to pikuś dla zahartowanych w tamtych czasach.


Cieszę się, że to zauważyłaś, bo taki właśnie był mój zamiar.

busch, tylko jak nie wyjecgać skoro po studiach dostaje się jakieś 1500-1800 zl? A mnie dopadnie  zaszczt odbywania bezpłatnego stażu po studiach, który Kopacz wprowadziła dla roczników od 92  😵 Do tego dochodzi ciągła nagonka na lekarzy, a w porównaniu do reszty Europy wypuszczamy z uczelni dobrze wykształconych ludzi, więc w sumie się nie dziwie, że duża część chce wyjechać. Ja bym chciała pracować w Polsce, ale autentycznie nie wiem czy przez pierwsze kilka lat bedę się w stanie utrzymać, a nie chce siedzieć u rodziców do trzydziestki  🤣


Ja nie mam absolutnie do Ciebie żadnych pretensji. Pewnie sama bym tak kombinowała, gdybym studiowała medycynę. Po prostu jest mi źle z tym, jak to wygląda i jakie są trendy na przyszłość  😉

Źle jest mi też z tym, że utrzymujemy tę fikcję zwaną "darmową służbą zdrowia", kiedy ja nawet nie pamiętam kiedy ostatnio poszłam cokolwiek zrobić w ramach tej 'darmowej' służby zdrowia. No nie da się. Zwłaszcza że w tejże służbie zdrowia pacjent ma się dostosować do wszystkich, a nikt do niego się nie dostosuje. Np. mogłabym chodzić do ginekologa na kasę chorych, ale przyjmuje tylko w czwartki w godzinach 14😲0-16😲0 czy coś takiego. No superowo. Nawet jak zapiszę się na czas, a nie na za 2 miechy, to co, mam za każdym razem brać urlop w pracy i marnować cały dzień bo lekarzowi akurat pasują te dwie godziny? A co z ludźmi na śmieciówkach, którzy w teorii nie są uwiązani do pracy, a w praktyce - mają tak samo sztywne wyznaczone godziny pracy, tylko że nie mają żadnego prawa do urlopu, poza tym który wyżebrzą u przełożonego?
Cóż, jak słusznie zauważyłaś, darmowa służba zdrowia to często fikcja. Natomiast składka zdrowotna jest należna ze wszystkich tytułów ubezpieczeniowych i nic z tego nie wynika. Taki "drobny" paradoks.

Ale druga strona medalu jest taka, że często nie docenia się państwowej służby zdrowia, póki człowieka nie dopadnie jakaś przewlekła choroba, choroba rzadka, coś onkologicznego. Dostęp do tego nie jest taki, jaki być powinien, ale nie można powiedzieć, że nikogo się nie leczy.

Czy gdybym leczyła się prywatnie i lekarz zapisywał mi te leki, które biorę, byłoby mnie stać na wydanie 7 tys. miesięcznie? I to nie przez rok-dwa, tylko bardziej długofalowo? Tu i tak pół biedy, bo to tylko kwestia pieniędzy - ale czy prywatnie można zrobić np. przeszczep wątroby?
busch   Mad god's blessing.
05 listopada 2015 19:55
Teodora, ja bardzo chcę w to wierzyć, że w razie W, jak coś naprawdę (tfu tfu) złego się stanie, to jest ten spadochron na koszty ogromne, jak przy nowotworze. Niestety doświadczenia ze szpitalami też mam... różne  🤔
To, że pacjent tam przebywający słabo sobie poradzi bez rodziny, to chyba każdy wie - chociażby w formie "obfitych" i "dostosowanych do pacjenta" posiłków. Spotkałam się też ogólnie z takim totalnym tumiwisizmem lekarzy, którzy nie za bardzo są zainteresowani pacjentem. Np. w rodzinie były usilne propozycje wycięcia woreczka żółciowego, mimo że ci sami lekarze twierdzili, że objawy pacjenta w żaden sposób się woreczkiem żółciowym objaśnić nie dają. No ale wycięcie woreczka była najłatwiejszą diagnozą do postawienia, więc ogólnie przyjęto podejście, że "teraz wytniemy, zobaczymy co z tego wyniknie, a jak się nie poprawi... no, to zobaczymy wtedy jak by to inaczej ugryźć". Jakby to było takie nic że ten woreczek przecież nie odrośnie kiedy się okaże, że to nie on dawał objawy. Co do których od początku zresztą lekarze nie sądzili, że były z powodu woreczka.

Opowieści z porodówki kiedy męża nie było w pobliżu, też jakoś nie zachęcają do bliższych kontaktów ze szpitalami  🤣

Ja doskonale rozumiem drugą stronę - że jest za mało lekarzy, pielęgniarek, że jest wciąż zbyt mało funduszy i stąd cięcia na jedzeniu dla pacjentów. Nie mówię, że to jakaś złośliwość pracowników służby zdrowia. Po prostu - coś bardzo jest nie tak z całym systemem.
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
05 listopada 2015 20:15
busch, mnie bardziej zastanawia przepasc pomiedzy poszczegolnymi placowkami publiucznymi w obrebie jednego miesta- kwestia dyrekcji? Sama lezalam w dwoch placowkach warszawskich- instytut hematologii i szpital polozniczy sw Zofii , gdzie bez zajakniecia moge powiedziec, ze wszystko bylo na poziomie prywatnej kliniki- warunki, opieka, jedzenie, ta zwane wrazenie ogolne. Podobnie dzieciecy oddzial neurologiczny w dziekanowie lesnym- co prawda lezalam tam 16 lat temu, ale za to 2 tygodnie chyba i wspomnienia mam jak z fajnych kolonii, mimo, ze zupelnie 'z czapy' zamkneli mnie na 2 tygodnie na, w sumie, oddziale zamknietym.

Za to pobyt w Minsku Mazowieckim okazal sie koszmarem sennym... Najgorszego wroga nie wyslalabym na tamtejszy oddzial chirurgiczny/ortopedyczny- mam wrazwnie, ze olewactwo i zadawanie niepotrzebnego zupelnie bolu bylo swoistym hobby calego personelu... od lekarza po salowa.
chyba kwestia wynagrodzeń personelu, charakteru ordynatora danego oddziału, pieniędzy jaką dyrektor szpitala ma na szpital ( a to zależy od tego jaki kontrakt z funduszem uda mu się ustalić na dany rok), zarządzających szpitalem
To jest moim zdaniem cała masa zmiennych. Bo faktycznie tak jest. Jeden szpital a drugi szpital, to czasami olbrzymia różnica. I nawet nie chodzi o to, że w jednym zbadają wszystko a w drugim nic, ale samo podejście do pacjenta, życzliwość, udzielanie informacji, itd itp.
Scottie   Cicha obserwatorka
05 listopada 2015 23:55
Ale druga strona medalu jest taka, że często nie docenia się państwowej służby zdrowia, póki człowieka nie dopadnie jakaś przewlekła choroba, choroba rzadka, coś onkologicznego. Dostęp do tego nie jest taki, jaki być powinien, ale nie można powiedzieć, że nikogo się nie leczy.


A ja się z tym nie zgodzę. Leczyłam się onkologicznie w prywatnej klinice posiadającej umowę z NFZ (nie zostawiłam tam ani złotówki, kosztowały mnie tylko badania, na które nie mógł zapisać mi skierowania lekarz rodzinny) i na nieszczęście trafiłam na jedną wizytę kontrolną do CO na ul. Roentgena. Nigdy, nigdy więcej nie chcę tam trafić. Różnica między placówkami KOLOSALNA. To chyba NFZ w takich przypadkach się powinno doceniać 😉
Znajomy w szpitalu drogą długich badań ma zdiagnozowany toczeń. Szpital skierował do poradni.
Adnotacja "bardzo pilne" to termin na .... maj 2016. Można gdzieś zaskarżyć takie postępowanie?
Gillian   four letter word
16 listopada 2015 12:59
Tam, gdzie skarżą wszyscy pozapisywani na przyszłe lata. Czyli do samego Boga nawet.
http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/kolejki-do-endokrynologa-bija-rekordy-we-wroclawiu,592765.html
desire   Druhu nieoceniony...
16 grudnia 2015 11:06
powoli mi sie wydaje, że gdzie nie pójde to powinnam mówić - 'bo was zaskarże'.. 🤔
'mój' rodzinny to 'specjalista chorób wewnętrznych', a zapalenie płuc zdiagnozował jako nerki. Teraz coś mnie pobolewa, jestem zdrowa (w sensie nie kaszle, nie smarkam itp.), a leukocyty znów ponad norme o 200% - usg całej jamy brzusznej proszę zrobić.  Termin (najszybszy, na cito): "może w przyszłym roku się znajdzie".  😂  😁
Ja chyba pod szczęśliwą gwiazdą się urodziłam. Tydzień temu zadzwoniłam do pierwszej lepszej przychodni, żeby zarejestrować się do kardiologa (pierwsza taka wizyta w życiu, żadna przewlekła choroba ani nic, zwykła kontrola, bo rodzinnemu się coś nie spodobało i poprosił o skonsultowanie sprawy ze specjalistą). Skierowania na cito nie miałam (takie tylko zwyczajne od rodzinnego właśnie).
Termin na 28 grudnia 🙂
Mnie ostatnio też niesamowicie się udaje: do specjalisty chorób zakaźnych (i to taki top) - 2 tygodnie, laryngolog (wybrany, ten, który mnie kiedyś operował) - tydzień, kolonoskopia - 2 tygodnie (tu miałam farta 🙂😉
Mam takie dwa pytania, dotyczące nocnej opieki medycznej - takie miejsce, gdzie dyzuruje internista i czasem pediatra w godz.18😲0-6😲0
1) czy panie w recepcji mają prawo pytać, co dolega choremu? I tym sposobem cały tłum w poczekalni słucha o grypie żołądkowej itp...
2) czy lekarz który nie posiada druków L4 w ogóle powinien przyjmować? To już druga taka sytuacja tam :/ dostajesz info że druków nie ma i trzeba się zgłosić w kolejnym dniu do innego lekarza...
kolebka, co do pierwszego pytania,  z logicznego punktu widzenia mają prawo spytać, co Ci jest i dopytać się, jak poważna jest choroba właśnie ze względu na Twoje dobro (co by kogoś z problemami sercowymi nie posadzić na samym końcu w kolejce, a kogoś z podejrzeniem zakaźnej choroby w ogóle od kolejki odseparować 😉 ). Jak masz jakieś wstydliwe dolegliwości, zawsze możesz poprosić o rozmowę gdzieś na uboczu. Ja bym tak zrobiła, chociaż w sumie.. ja z tych, co się w placówce medycznej raczej mówienia o fizjologii człowieka nie wstydzą 😉 Na drugie pytanie - nie znam przepisów, ale pewnie druki mieć powinien, tylko jak to wyegzekwować? Co najwyżej możesz skargę jakąś napisać.. i nic z tego i tak nie mieć  🤔
Może Tunrida coś więcej podpowie - nie wiem czy nadal, ale dyżurowała w takim przybytku 🙂
Dyżurowała. I nikt z nas zwolnień tam nie nosił. (nie wiem jakie były przepisy szczerze mówiąc. Pewno bloczki mieć powinniśmy, ale..obowiązku wystawienia L4 nie ma, wszak lekarz rodzinny ma zapas 3 dni wstecz, by zwolnienie przepisać na podstawie wizyty w NPL-u )
A czemu nie nosiliśmy? A powiem szczerze. Temu, że ludzie przychodzili do tego przybytku nie awaryjnie, jako do pogotowia po pomoc doraźną, ale robili sobie z tego miejsca miejsce stałego leczenia. Przychodzili z przewlekłymi chorobami, przychodzili z objawami trwającymi od kilku, kilkunastu dni, żądając diagnozy i kompleksowego leczenia. A na argumenty, że " z tym to do rodzinnego" słyszało się "tam są kolejki", "ja za dnia pracuję", "mój rodzinny się nie zna". Niektórzy przychodzili przedłużać sobie recepty, bo wygodniej. Inni po to, by ich skierować od razu do szpitala, "bo tam szybciej sobie zrobią badania". Więc gdyby się jeszcze rozniosło, że przepisujemy zwolnienia, to byśmy się nie opędzili od chętnych. I nikt nie nosił i nikt nie przepisywał. Pacjent dostawał leczenie "doraźne", z kontynuacją, ewentualną kontrolą u swojego rodzinnego. Bo to jest miejsce leczenia DORAŹNEGO. Czyli- ratujemy, żeby przeżył, żeby mu się nie pogorszyło i żeby sobie na spokojnie poszedł potem do swojego rodzinnego kontynuować.
I cieszę się, że porzuciłam ten przybytek. I żałuję, że tak późno go porzuciłam. Bo to NAJGORSZE miejsce pracy. Można tam znienawidzieć naród, naprawdę. Każdy z empatią, wymiękał wcześniej czy później. Każdy!

Panie mają prawo pytać, bo dzięki temu segregują pacjentów i pilnują, by ktoś z bólami w klatce nie czekał 3 godziny, bo reszta przyszła z katarkami i pokasływaniem, albo pobolewaniem kolana od miesiąca. Jeśli ktoś się krępuje, może nie odpowiadać publicznie, tylko jakoś w ustronnym miejscu. Ale te pytania to nie wścibskość, tylko jakaś kontrola i selekcja w poczekalni.
Ok dzięki 🙂 ja korzystam z takich miejsc w przypadku naprawdę złego samopoczucia, ale wczoraj osobiście widziałam kilka osób...z gorączką 38-38 stopni  🤔
Albo z kaszelkiem...

Szkoda jednak, że lekarze nie mają druków - chociażby dla osób, które naprawdę ich potrzebują, niech lekarz sam ocenia czy warto dać czy też nie.
Gillian   four letter word
02 lutego 2016 16:14
Lepiej na doraźną niż na SOR 😉 z tym dawaniem to nie jest takie hopaj siupaj, dasz jednemu to drugi też będzie chciał i zrobi tak karczemną awanturę, że i tak wymusi. Szkoda nerwów, sami tego pacjenci uczą.
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
03 lutego 2016 08:52
Byłam w poniedziałek u rodzinnego wypisać tabletki. Stałam godzinę i zostawiłam wkońcu pielęgniarkom kartkę i odpis od lekarzy, co trzeba wypisać. Pojechałam do neurologa i po zobaczeniu wyników badania krwi stwierdził, że wyniki nie są za dobre i trzeba je skonsultować z rodzinnym. Poszłam do niego następnego dnia, bo przyjmuje tylko do 14 (teoretycznie). Pielęgniarki (a'propo leków) powiedziały, że mam iść do lekarza, bo jest problem z wypisaniem jednego leku (wyszło, że rodzinny chciał tylko sobie zaznaczyć wizytę u niego). Przy okazji pokazałam wyniki badania krwi- stwierdził, że nie są takie złe. Tyle z powiedzenia, czemu są takie, a nie inne, czy też skierowania na cokolwiek.
I ogólnie neurolog jako jedyny z czterech lekarzy zwrócił SAM uwagę na odstępstwa od normy. No cóż, ale dalej nie wiem, czemu ciągle coś jest nie tak i co z tym robić.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się