Sprawy sercowe...

Walentynki? A co to?  🤣
mundialowa - my dzisiaj też wspólnie byliśmy na zdjęciach!
whitemoon, stwierdzam, że wspólne pasje (poza końmi  :hihi🙂 są super 🙂 Choć akurat nasze podobieństwa są ogromne - lubimy czy nie lubimy, robimy czy nie robimy - wszystko jest niemal identyczne! Ale co się dziwić, tylko trzy dni różnicy jest między nami 😉

No i pierwszy raz spotykam się z facetem, który chce mnie przedstawić mamie, a nie pcha się z ozorem do całowania moich migdałów 😁
[...] a nie pcha się z ozorem do całowania moich migdałów 😁

haha! Wspaniale! Oby jak najdłużej i jak najlepiej! 😉  :kwiatek:
whitemoon, liczę na to coraz bardziej, choć już wątpiłam w istnienie takich mężczyzn 🙂

W sumie duża w tym zasługa jego mamy - nie spotkałam wcześniej takiej, która mówiła (jedynemu!) synowi, żeby uczył się prasować swoje koszule, "bo żona za niego tego robić nie będzie". Raczej natrafiałam na teściowe z serii "mój synek jest najwspanialszy i jego kobieta ma mu usługiwać".
asds   Life goes on...
15 lutego 2014 20:13
edit - oprzytomniałam
edit - nie ten wątek 😉
Lov   all my life is changin' every day.
16 lutego 2014 00:14
edit: nie ten wątek  😂
My mieliśmy chyba jeden z lepszych weekendów 🙂 W pt zrobiłam wieprzowinę po seczuańsku, do tego wino japońskie i 'Zakochany wilczek' w tv  😂  Wieczorem zaprezentowałam się w prezencie (śliczna koszulka nocna), strzał w dziesiątkę  😜
Sobota spędzona w Termach w Białce wraz z moją siostrą i jej chlopakiem, potem kolacja w Łopusznej - raju jakie tam mają przepyszne pstrągi! Wieczorem powrót i szybko zasnęliśmy przytuleni 🙂

A dzisiaj na popołudnie do pracy, koniec dobrego  🙄
mój update - dzisiaj zamierzam usiąść jeszcze do pozwu, dopracować go i jutro zlożyć. L próbuje - przyjechał w walentynki z bukietem, chciał mnie zabrać do kina albo na kolację, ale grzecznie podziękowałam i odmówiłam, wczoraj mnie próbował zaprosić na piwo, a dzisiaj tata dał mi znać, że zadzwonił do niego i popołudniu chce się z nim znowu spotkać i  pogadać. Czyli próbuje na wszystkie sposoby i łapie się wszystkiego. Szkoda że naprawdę mnie nie zna, nie ma pojęcia kim jestem i nic co robi nie wywołuje we mnie emocji... Generalnie w pt powiedział mi że dopóki nie dojdzie do rozwodu to on w ogóle nie dopuszcza do siebie myśli że do tego może dojść, ale jeżeli do tego dojdzie to mnie później nie chce widzieć na oczy. Powiedziałam że rozumiem i że oczywiście ma pełne prawo do tego i zamierzam to uszanować.

Mówię wam, momentami mam wrażenie jakbym byla w jakimś matrixie...

ale poza tym u mnie cudnie - mebluje mieszkanie, wywołuje zdjęcia na ściany, dekoruje - cuuuudownie mi to robi!
Breva, on się zachowuje, jakby był zwyczajnie na Ciebie wsciekły o to, że zmusiłas go swoją decyzją do starań, jakiegokolwiek działania. Szkoda, że nie rozumie, że to nie jest próba szantażu, tylko decyzja.
Breva, ale chyba chciałaś, żeby coś zmienił w swoim zachowaniu, przemyślał etc. To jak on ma Ci spróbować pokazać, że się (być może) zmienia, że pracuje nad sobą, skoro odwracasz się do niego plecami? Wiesz, może dla niego jednak małżeństwo ma jakieś znaczenie, może dlatego teraz walczy, bo widzi, że podeszłaś do kwestii rozwodu na poważnie. To Twoja decyzja, oczywiście, ale ja na jego miejscu chyba też bym była w tym momencie lekko skołowaciała.
zen, ale to już było. Identycznie. Tylko chyba dopiero teraz doszło jeszcze wygrażanie. L. pięknie pokazuje jak mu na Brevie zależy.
Długo się powstrzymywałam przed komentarzem, sama nie wiedziałam co o tym mysleć, bo faktycznie - znamy tylko relację Brevy, ale w tym momencie uważam, że decyzja jest chyba jednak słuszna. Bo L. już za Brevą ganiał, prosił i się wielce zmieniał. Przed slubem, po ich pierwszym rozstaniu. Po tym było fajnie, a zaraz po slubie... "zaklepane" i starać się nie trzeba. Jak wisi nad nim widmo rozwodu, to nagle znowu zryw, starania, błagania. A jak się nie udaje, to nerwy i groźby. Jak mu się teraz uda, to przecież za chwilę będzie tak samo, jak wczesniej... On już pokazał, że taki jest i się nie zmieni.
Ja bym chyba dała małą szansę - np. wyjście na spacer i piwo, ale z zaznaczeniem, że po kumpelsku. Tak żeby sprawdzić, czy w ogóle rozmowa się klei.


Ale to ja - mistrz wiecznego dawania szansy 😉
Averis   Czarny charakter
16 lutego 2014 11:28
Ale Breva jutro chce składać pozew o rozwód i podjęła decyzję. Może po prostu to uszanujmy?
Ale nikt nie podważa jej decyzji 😉
Szczerze nie rozumiem dobrych rad dawanych Brevie 'daj mu kolejna szansce'  🙄 Wystarczy porownac ton wypowiedzi Brevy z calego okresu jesienno-zimowego, tuz po slubie ( skupiajac sie tylko na ostatnim okresie) z aktualnym, juz po podjeciu decyzji. Jak mozna sugerowac dziewczynie 'wroc do poprzedniego 'syfu' '  🙄
A ktos sugerowal powrot? I tak sie spotkaja na sali sadowej, z doswiadczenia wiem, ze warto isc tam bez emocji, lepiej wyjasnic sobie przed niz na sali. Ale to trzeba doswiadczyc, zeby wiedziec. Niestety.
Breva- super, że czujesz się dobrze, że wpadłaś  w wir pracy i robisz coś dla siebie- to dobrze wróży.
Spotkać, nie spotkać- tak jak dziewczyny mówią, bez emocji i po koleżeńsku-jasne, czemu nie, ale pod jednym warunkiem, że nie przyniesie to Tobie żadnej, minimalnej szkody- teraz czas myśleć o sobie, skoro on nie myślał o Was, o Tobie, to teraz Ty musisz to zrobić, myślałaś już o Was, on podszedł do tego jak podszedł, teraz myśl o sobie i swoim przyszłym życiu.
Byłam z moim parterem od momentu składania pozwu do sprawy rozwodowej, jestem nadal obok i widzę z czym to się je-tak jak pisze Zen, bez emocji, na chłodno, czysta analiza. Reszta przyjdzie z czasem (ulga i potwierdzenie dobrej decyzji).
trzynastka   In love with the ordinary
16 lutego 2014 12:35
Jestem po stronie Zen, nikt nie poleca powrotu, ale rozmowa mu się należy.
Jest jej mężem, beznadziejnym, nieokazującym szacunku, ale mężem.
To powinno znaczyć chociaż tyle, że na spacer zasługuje.
Znam wiele dziewczyn, które często grożą, ze odejdą, że to "koniec", że ostatnia szansa.
A potem zdziwione, że nie są traktowane poważnie. Czemu on się moich gróźb nie boi?
No nie boi się, bo odchodzisz 5 razy w tygodniu ale nigdy dalej niż do drzwi.
Nie wiem jak było u Brevy, ile razy groziła odejściem, ile razy chciała czasu i ile razy dała się ugłaskać.
Ale jeśli więcej niż raz, to jej mąż może nie rozumieć, że to jest permanentne.
Że pierwszy raz przekroczyła próg i nie zamierza wracać.
On może też nie rozumieć co się dzieje, koń zagoniony do narożnika zaczyna kopać.
Dzwonić do ojca, wygrażać, błagać, miotać się po prostu.
I nie chodzi o to by dawać szansę.
Tylko mu to wyjaśnić. Po raz 100.

ale poza tym u mnie cudnie - mebluje mieszkanie, wywołuje zdjęcia na ściany, dekoruje - cuuuudownie mi to robi!

Oj tak, najlepszy czas 😉
Jak sobie po "B." zakoniowałam wszystkie ściany to od razu mi się zrobiło lepiej 😉

Tak, jak przejrzysz sobie wpisy dotyczace sytuacji Brevy, to znajdziesz takowe. Albo wprost, albo lekko przykamuflowane kuplowskim podtekstem. Ale czytac przeciez umiesz, co Ci bede tlumaczyla jak dziecku. A na ewentualne kumplowanie sie to moze przyjdzie czas gdy ostygna emocje. Ja czytajac wypowiedzi Brevy czytam tez, ze Ona potrzebuje dystansu od L aby dojsc do ladu z tym wszystkim i jesli Ona tego wlasnie potrzebuje to po co dobre rady o spotkaniach, kumplowskich czy organizacyjnych. To nie ten etap.
Ja jesli juz, to jestem po stronie Brevy  😉 Moze dla emocji Brevy jest jednak lepiej, ze w tym momencie nie chce konfrontacji i wyjasnien ? L dostal juzte 101 i wiecej wyjasnien. Breva robi jak czuje, ze jest dla niej lepiej i chwala Jej za to. To wszystko :-)
Nie wiem jak było u Brevy, ile razy groziła odejściem, ile razy chciała czasu i ile razy dała się ugłaskać.


Rzecz w tym, że Breva już raz odeszła. Na kilka miesięcy, kiedy pracowała nad sobą i teoretycznie L. też pracował. Z jakąs 16-ką przy d*pie. Dostał drugą szansę, bo pięknie czarował i taki był odmieniony. I było wiele rozmów, że jest źle. Po slubie już. I L. się znowu zmieniał na kilka dni, a później wracał do swoich nawyków. Widać nie potrafi. Więc musi przełknąć, że Breva znowu odchodzi. Przecież już to widział, powinien znać 😉
Mi to lotto czy Breva da mu jeszcze jedną szansę, spotka się pogadać, czy kategorycznie odmówi i spotka się z nim dopiero w sądzie. Byle to była jej decyzja i ona dobrze się z nią czuła. Nikogo w takiej sytuacji nie można nakłaniać do dbania o dobre samopoczucie osoby, która swoim postępowaniem niszczyła jej dobre samopoczucie.
oj dziewczyny, ja muszę jednak dawać pełne informacje bo jak czegoś nie dopiszę to się milion insynuacji pojawia;P

Był u mnie po mojej żółądkówce, był w walentynki - za każdym razem wszedł, zaproponowałam herbatę i rozmawialiśmy - za pierwszym razem siedział ponad godzinę, za drugim ponad połtorej. Nie wyganiałam, rozmawiałam itp. Więc nie odwracam się tak całkiem plecami. Ale też te rozmowy raz po raz potwierdzają moje obawy że on nawet nie czai o co poszło i o co mi chodzi (albo nie chce zrozumieć). Wiecie jaki był jeden z jego argumentów że przechodzi "głęboką przemianę"? Zaczął jeść śniadania. Chociaż nie jest lekko bo mu nie wchodzą. No nie wiedziałam czy się zaśmiać czy rozpłakać.. I niby widzę że się stara, że mnie zaprasza na kolacje itp. Ale pod warstewką wypachnionego faceta z naręczem kwiatów dalej widzę wszystko czego nie mogę znieść.

nine - jw rozmowy były dwie długie na żywo. Natomiast co do grożenia odejściem i wiary w to odejście, ja wiem że on dalej nie wierzy że to na poważnie. Tyle że ja ciągle z nim rozmawiam i mu powtarzam że to na poważnie. Aczkolwiek cała ta niewiara wynika pewnie z tego, że nie jestem typem laski ktora wlaśnie rzuca faceta 3 razy w tygodniu i grozi rozstaniem chociaż nie zamierza odejść. W listopadzie rozmawiałam z nim z mojej strony baaaardzo na poważnie i powiedzialam że jak nic się nie zmieni to ja nie dam rady tak funkcjonować i że lepiej na ten moment byłoby mi samej niż z nim. I miał kolejne 2 miesiące, z czego po jakichś 17 godzinach od tamtej rozmowy już mi robił awanturę bez powodu bo nie mógł znaleźć jakiegoś pisma, które sam gdzieś schował. I tym razem po 2 rozmowach powiedziałam 'koniec-rozwód' i tego się trzymam bo ja długo nei podejmuję decyzji ale jak już podejmę to jest pewna. Tylko że on chyba ma w głowie obraz właśnie takich grożących rozstaniem dziewczyn, plus podejrzewam że większość jego znajomych, nauczonych własnym doświadczeniem, podpowiada mu że "baby już tak mają, pofochuję się i mu odpuszczę"... Tylko nikt jakoś nie czai że ja inaczej funkcjonuje..:|

a etap jest cudny!🙂 chociaż ja nie zakoniowuję tylko wieszam krajobrazy robione przez siebie😉
trzynastka   In love with the ordinary
17 lutego 2014 20:19
Oh musicie mi powiedzieć, czy mam zagryźć zęby i biec przepraszać, czy postąpiłam słusznie.

Pokłóciłam się z przyjaciółką o jej problemy sercowe.
Niby nie moja sprawa ale już naprawdę krew mnie zalewała, bo ileż można.
Sprawa wygląda tak, ma faceta od pół roku. On traktuje ją strasznie.
Nie szanuje, olewa, obiecuje i nie spełnia, ośmiesza.
Sytuacje są tak absurdalne, że aż ... śmieszne.
Pierwsze rozstanie, dała szanse.
Drugie, też.
O trzecim on chyba się nawet nie dowiedział.
No i teraz mamy kolejne, gdzieś w okolicach 5-7.
Odechciało mi się liczyć.
Bo on zawsze tej szansy chce, a ona zawsze uwierzy w obietnice poprawy.
Żadna poprawa nie trwała dłużej niż rozmowa w której była obiecywana.

Oczywiście za każdym razem byłam kopalnią wsparcia, tak jak przez cały związek, słuchałam, pocieszałam, przyjeżdżałam i tak dalej.
Ale dzisiaj, pewnie ze względu na zbliżający się okres, nie wytrzymałam.
Trochę mam dosyć. Te powroty, użalanie się nad sobą po to by wrócić i dalej dawać tak się traktować to dla mnie jej świadomy wybór.
Ja tego nie popieram i po prostu mam dosyć. Bardzo bliska moja osoba cierpi i to na własne życzenie.
Napisałam, że jeżeli będzie mnie potrzebowała by dokonać zmiany to będę, ale niech mi nie pisze co 3 dni z płaczem, ze się na kolejne 24h rozstali albo "rozstali".
Dla mnie to jak wspieranie ćpuna "no zażyj kolejną działkę". Chętnie pomogę rzucić nałóg, ale nie będę przecież jeździć i szukać dilera by znowu kupić towar.

Uważam, że postępuje dobrze. Uważam, ze bez ciągłego wsparcia zrobi się na tyle ciężko, ze z niego wreszcie zrezygnuje.
Uważam też, że ma w sobie coś z drama queen, wiec może jak straci widownie to dojdzie do słusznych wniosków.

A tak naprawdę nie wiem co robić i mam dosyć słuchania płaczu co on zrobił i radości co znowu jej obiecał. 
A bezsilność, ze, ani jej nie mogę dać w twarz, ani za bardzo jemu, mnie po prostu wykańcza.
A ona zasługuje na więcej, albo chociaż na normalność nooo... a tkwi w tym toksycznym g**nie.
nine moim zdaniem postąpiłaś słusznie. Taka rola przyjaciela, że nie zawsze jest od tego by głaskać po główce, czasem musi być tym, który powie prawdę i wstrząśnie.
Gorzej o tyle, że twoja przyjaciółka musi sama się otrząsnąć i dojść do wniosków, że tak związek wyglądać nie powinien. Miejmy nadzieję, że twoja reakcja otworzy jej oczy chociaż trochę.
nine, moja przyjaciółka jest w takim związku od 5 lat, od 2 są narzeczeństwem... kiedyś głaskałam ją po główce, a teraz... nadal głaszczę tylko za każdym jak mi się wypłakuję powtarzam jej, że powinna z nim się rozstać, bo on na nią nie zasługuje itp itd mam nadzieję, że kiedyś zrozumie  🙄
nasze relacje się trochę zmieniły, tym bardziej, że nie przepadamy za sobą z jej narzeczonym, ale nadal jestem przy niej chociaż wkurza mnie, że niszczy sobie życie z tym dupkiem.
nine, moi przyjaciele (parka) rozstawali się tak często, że przestałam już liczyć. -dziesięt jak nie -set. Na początku szczerze wspierałam obie strony. Nadal uważam, że nie są dla siebie i okropnie traktują siebie nawzajem, ale co ja mogę poradzić?

Powiedziałaś jej co o tym myślisz i, albo ona sama otworzy oczy, albo stanie się coś, co sprawi, że jednak posłucha Twoich rad. Ja wiem, że to Twoja przyjaciółka, że jest ciężko słuchać jak przez niego płacze i jeszcze trudniej patrzeć jak do siebie wracają. Miłość (a raczej zakochanie? zauroczenie?) zakłada klapki na oczy i dopóki nie przejedzie się na Tym związku tak, że klapki spadną, nie przetłumaczysz.
Pytanie tylko jak długo te rozstania i powroty będą trwały...
Dokładnie, prawdziwy przyjaciel musi móc wyrazić własne zdanie na daną sytuację i nie zawsze jest od tego by głaskać po główce.

Ja byłam niedawno też w nieprzyjemnej sytuacji - moja przyjaciółka przyznała mi się, ze zdradza swojego chłopaka, do tego nie chciała z nim zerwać m.in. z pobudek finansowych - bo jak ona zapłaci czynsz, jak sobie poradzi, itd. Postąpiła egoistycznie, do tego weszła w relację z żonatym gościem, dużo starszym, z czego moim zdaniem nic dobrego nie wyniknie. Jak w końcu zerwała ze swoim chłopakiem to tak, że ten wciąż myśli, że ma szanse a ona zamiast to raz na zawsze zakończyć to boi sie konfrontacji z nim, bo że ją będzie wyzywał... (bo dowiedział się o zdradzie ). No i woli spędzać czas z kochankiem niż rozwiązać sytuację z chłopakiem.
Widać było że szuka akceptacji i pogłaskania po głowie. Nie otrzymała tego, bo powiedziałam co myślę o takim postępowaniu. Jednocześnie jednak nie odwróciłam się od niej całkiem plecami - jej życie i postąpi jak zechce, dalej jest moją przyjaciółką, ale powiedziałam że uważam, że ucieka od problemów zamiast im stawić czoła i że załatwiła to wszystko w najgorszy możliwy sposób. Jeżeli jej postępowanie jest sprzeczne z moim systemem wartości, to pomimo że jest mi bliską osobą, nie mogę jej poprzeć... ale gdyby zadzwoniła teraz, że coś jej się stało, to bez wahania bym do niej pojechała i jej pomogła.
Przyjaźń to wspieranie się i pomaganie sobie nawzajem, ale także szczerość i swoboda wyrażenia swojego zdania.
nine, znam to, oj znam. Nie zdziw się, jak stracisz przyjaciółkę, a nie ona dojdzie do mądrych wniosków.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
17 lutego 2014 21:10
Dzionka, tak bywa. Czasem, gdy różnice i poglądy są za duże, trzeba iść dalej. 
Mam to samo z moim przyjacielem, tyle, że on z laską nigdy nie był. Raz się przespali, a ona mieszkała u niego, jak dostała się do Krakowa na studia i paradowała przed nim w samej bieliźnie.

Nie rozmawiałam z nim już chyba 3 m-ce, tj tak zdawkowo: hej co tam? a hej, siedzę przy kompie wtulony w kota. I tak dzień w dzień, dzień.
Lubię go i jest mi przykro, że to tak przeżywa, ale jest starym koniem i swój rozum ma.
Napisałam mu, że powinien pójść do lekarza, ale napisał, że nie będzie się przed nikim uzewnętrzniał. No to nie.
Nie piszę do niego, bo mnie to jego cierpienie już wkurza.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się