Lonżowanie

margaritka   Cantair HBC, a Nerwina na emeryturze;)
28 lipca 2009 20:37
na wszystkim pracuje dobrze (pomijajac niedziele  🙄 🙄 🙄 )nawet na wypinaczach szuka dolu na tyle ile moze
taggi   łajza się ujeżdża w końcu
28 lipca 2009 21:01
kurcze... no to wydaje mi sie, ze - jesli kon fajnie pracuje na kazdym rodzaju wypiecia, ktore probowalas - zostan przy tym, przy ktorym:
a. pracuje NAJfajniej
b. ktore daje mu mozliwosc nauczenia sie (dodtakowo - poza korzyscia w postaci miesni) tego, z czym mial problem pod siodlem (bo rozumiem ze teraz nie jezdzisz)...

moje poprzednie posty edytowalam... nie wiem, czy zauwazylas, bo edycja pojawiala sie juz po Twojej odpowiedzi... dopisalam, ze wydaje mi sie, ze tak czeste zmiany patentow nie sa zbyt dobre dla efektow pracy... choc to tylko taka moja mala, prywatna refleksja 🤔wirek: 😉
margaritka   Cantair HBC, a Nerwina na emeryturze;)
28 lipca 2009 21:04
zmienialam bo chcialam troche urozmaicic prace miesni np na czambonie idze baardzo nisko z nosem bardzo do przodu, a np wypinacze zwykle nie daja takiej mozliwosci i kon idzie nieco wyzej ( na wysokosci barkow) ale zaokraglony z nosem w pionie lub troche za.

mam nadzieje ze napisalam jasno (lubie czasem naplatac  :icon_rolleyes🙂

w sumie jako takich konkretnych problemow nie bylo ( tzn w zaleznosci od dnia to to jej nie pasowalo to tamto wiadomo jak to kon)

zgadza sie nie jezdze
taggi   łajza się ujeżdża w końcu
28 lipca 2009 21:13
spoko, napisalas wszystko klarownie i jasno🙂🙂

ja wczesniej zrozumialam, ze co jazde inny patent... hehe... sorry 😉
Dobra, mam pytanie.
Młody na lonżowanie tupnął nogą "nie i koniec". Przed jazdą zazwyczaj przeganiałam go na lonży, stępem i 2-3 kółka kłusa, dzisiaj wzięłam go na 20 minut... z których się nagle zrobiło pół godziny, bo koń miał swoje do powiedzenia i ja po raz pierwszy nie wiedziałam o co chodzi.
Sprawa jest taka: młody ostatnio rzadko chodził na lonży. Zapięłam chambon, żeby go trochę "porozciągać" tylko w kłusie po dwóch dniach padokowania, przypięłam lonżę do nachrapnika, postępowaliśmy bez chambonu, zakłusowaliśmy, do stępa, zapięłam chambon, lonża do nachrapnika jak zwykle i.... na lewo w jednym konkretnym  miejscu koń mówił "NIE i kropka", zapierał się i sru z lonży. Do trzech razy sztuka - trzy raz wyciągnął, po trzecim razie przypięłam lonżę do węwnętrznego kółka wędzidła - dwa razy "nadział się" na to wędzidło i ze dwa kółka przeszedł ładnie.... Mój "uścisk lonży" momentalnie zelżał, jak tylko koń "wrócił na tor", ale po tych dwóch kółkach - znowu - sru i próba wyciągnięcia, na wędzidle. Stwierdziłam, że jak zapnę tę lonżę przez potylicę, to w końcu zaczniemy się szarpać, a nam to nie wyjdzie na dobre i w takim wypadku on na pewno wygra, nie odpuści i generalnie "po robocie".
Na drugą stronę, na prawo, wyciągania nie było. Jakaś jedna, biedna próba, ale taka nie do końca pewna i w zasadzie można powiedzieć, że jej nie było. Moje pytanie jest następujące: odstawić patenty, wrócić do lonżowania na kantarze i częściej lonżować? Uczyłam go chodzić na lonży na tym kantarze, długo lonżowałam na kantarze, udało mi się doprowadzić do rozluźnienia, koń chodził sam z siebie z nosem w dole, chodził po kole, przestał włazić do środka i wyciągać...
Czy może po prostu wymienić chambon na coś innego...  i częściej lonżować, więcej wymagać czy dać mu spokój?
busch   Mad god's blessing.
10 sierpnia 2009 22:04
Sankarita - jeśli mogę podzielić się z Tobą moimi prywatnymi halucynacjami  😉 . Twój opis wskazuje na to, że koń ma gorszą jedną stronę, którą musiał uruchomić kiedy przypięłaś patent. Buntuje się tym uciekaniem; na jedną stronę uznał, że gra jest bardziej warta świeczki (czyli mniej wysiłku będzie musiał władować w bunt, niż w ucieczkę), na drugą stronę pracę da się zaakceptować.

Co mogę zaproponować  😉 . Przede wszystkim przypinanie lonży do nachrapnika nie jest najinteligentniejszym pomysłem. Po pierwsze, w razie szarpaniny skóra pęknie błyskawicznie (co będzie bardzo niewychowawcze). Po drugie nachrapnik ma bardzo słabe działanie, stanowczo zbyt słabe jak na młodego konia, który pewnie jeszcze jakiś czas będzie sprawdzał, na ile mu pozwolisz. Proponuję zaopatrzyć się w kawecan lub przeprosić się z lonżowaniem na wędzidle. Nie jest takie straszne, nawet na mostku można lonżować - o ile jesteś wyposażona w podwójnie łamane wędzidło.

Dużo łatwiej Ci będzie pracować w lonżowniku; nawet takim prowizorycznym (np. z pastucha, z przeszkód itd.). Koń nie będzie mógł nawiać, a okrągła zamknięta przestrzeń zachęci konia do odpowiedniego wygięcia.

Trzeba większą uwagę poświęcić tej słabszej stronie; również pod siodłem. Nieco łagodniej wypinać, ale za to trochę dłużej żużlować. I zaczynać od tej lepszej.

Ale jeszcze raz; to tylko halucynacje, nakarmione Twoim opisem. Nie muszą być słuszne.
Hmm, Busch, to co mówisz ma sens. 🙂
Nie wzięłam pod uwagi tej "gorszej strony", bo zawsze miałam wrażenie, że on ma gorszą... tę drugą stronę! 😁 Z tym, że najwidoczniej musiałam się tu mocno pomylić - przy tej drugiej stronie wychodzi na to, że było po prostu mniej "robione" za źrebaka i dlatego wydawało mi się, że tam jest gorzej - z początku na prawo nie mogłam stępa się doprosić, koń usztywniony, lecący na łeb na szyję i nagle, od jakiegoś czasu "strony się zamieniły". Czasem ciągle na prawo mamy kłopoty ze stępem, jak koń zbyt długo nie chodzi, ale generalnie na tę stronę na chambonie i trójkątach szybciej odpuszczał, łatwiej zostawał na kole, a na lewo - usztywnia się, leci, próbuje wyciągać. Hmm... albo w którymś momencie "przedobrzyłam" i rozwinął się bardziej "na prawo" albo cały czas na lewo było gorzej tylko tego w porę nie zauważyłam.
Wędzidło mamy pojedynczo łamane i jak na razie nie dysponuję podwójnie łamanym, więc albo zainwestuję w kawecan albo przypnę do wewnętrznego kółka wędzidła [wędzidło oliwkowe]. Zaznaczam, do szarpaniny nie doszło, nie trzymałam go na siłę, lonżę trzymałam delikatnie, a koń "szarpnął się" sam, próbując mnie wyciągnąć.
Lonżowałam w prowizorycznym lonżowniku tzn na hali ustawiałam sobie taki "kwadrat", zamykałam jedną "ścianę" drągami i beczkami. Później z tego zrezygnowałam, jak zobaczyłam, że mały nauczył się chodzić po kole, ale najwidoczniej musimy do tego wrócić. 🙂
Co tu jeszcze... Aha, odnośnie tego nachrapnika. Wpadłam na to, starając się z koniem pracować "bezstresowo" i przez pewien czas dawało radę, młody się nie wyrywał i ładnie odpuszczał, ale tu też masz rację, widocznie przestało działać.
busch   Mad god's blessing.
10 sierpnia 2009 23:08
Bo z tymi słabszymi stronami jest trochę dziwnie  😀 . Jeśli koń idzie po kole w lewo i jest mu trudniej, to znaczy, że ma gorzej wygimnastykowaną zewnętrzną stronę (bardziej przecież rozciągniętą w takiej konfiguracji) - czyli prawą!

Jeszcze coś o tej szarpaninie [uwaga, będzie kontrowersyjnie]: czasem jest lepiej być bardzo nieprzyjemnym dla konia przez krótką chwilę i potem móc całkiem mu odpuścić, niż utrzymywać stan pół-niewygody dla obu stron (lub co gorsza; stan wyraźnej niewygody dla człowieka). Jest to szczególnie ważne w przypadku młodziaka. Nie możesz dopuścić, by zaczął sprawdzać, jak długo może grać Ci na nerwach - bo nie może w ogóle nawet próbować tego robić! Krótka szarpanina jest dużo lepsza dla obu stron, niż przeciąganie się na lonży. To drugie jest niewychowawcze, męczące i rokujące na duże problemy w przyszłości, to pierwsze oznacza krótkie spięcie i powrót do konstruktywnej pracy. Dlatego "lonżę trzymałam delikatnie" dla mnie nie będzie osiągnięciem. Mimo, że ten koń jest młody, wciąż jest sporym zwierzęciem, które, rozpuszczone, może Cię całkiem konkretnie uszkodzić.\
Nie piszę tutaj oczywiście o dramatycznych walkach na noże, chyba tutaj po prostu trzeba uchwycić tę granicę pomiędzy stanowczością, a surowością.
Bischa   TAFC Polska :)
23 sierpnia 2009 20:03
A ja mam prośbę - pytanie . Zdarza mi się ostatnio prowadzić lonże dla dzieci poniżej 7 roku życia , czyli takich co to nie pracuje się jeszcze z nimi na poważnie . Niby są zadowolone i im się ćwiczenia podobają , ale ja mam wrażenie , że w ciągu tych pół godziny są za duże przestoje , bo nie mam pomysłu na ćwiczenia . Niektóre się boją takich jak młynek w siodle ( obrót o 360 stopni ) czy "martwy indianin" , inne chętne na kolejne nawet trudniejsze ćwiczenia . Macie jakieś pomysły ? Ja stosuję wszelkie mi znane które sama wykonywałam , jak zaczynałam : młynek , kładzenie się na szyji i na zadzie , próby dotknięcia ucha ( niektóre dotykają swojego zamiast końskiego  😁 ) dotknięcie zadu , dosięgnięcie własnych pięt najpierw jedną potem drugą łapką po przeciwnych stronach , "martwy indianin" , łączenie kolan nad szyją i stóp za siodłem , kręcenie młynków stopami . Co jeszcze polecacie ? Koleżanka mówiła mi o "jaskółce" - cóż to takiego ? Czyżby uklęknięcie w siodle i zrobienie czegoś ala jaskółka ? Bałabym się tego robić z tak małymi dziećmi .

Edit : oczywiście wstawanie i siadanie jak w kłusie i kłus też dołączam .
In.   tęczowy kucyk <3
24 sierpnia 2009 16:01
Co to jest martwy indianin?!
Solina   Wszyscy mamy źle w głowach że żyjemy hej hej la la
24 sierpnia 2009 16:04
In., martwy indianin to cos bardziej w stylu cwiczenia na koniu, kladziesz sie na pol przez konia tak ze glowa i rece sa z jednego boku a nogi z drugiego ( nie wiem czy zrozumialas bo kiepski zemnie tlumacz)
Bischa   TAFC Polska :)
24 sierpnia 2009 19:47
Dostałam dzisiaj gnoja , który w ogóle nie chciał mnie słuchać  🤬 👿
Co to jest martwy indianin?!
ja znam to ćwiczenie pod nazwą "pijany ułan" 😉
Można ćwiczyć siedzenie z nogami po jednej stronie konia, coś w stylu " po damsku".
Raz nogi do wewnątrz, potem za zewnątrz- to już trudniejsze 🙂

Jaskółka, to przyklęk na jednym kolanie z wyciągniętą prosta( w miarę) nogą do tyłu  - można rękami przytrzymywac się siodła z przodu- mniej ekstremalnie.

Tzw nożyce- dla dobrze wygimnastykowanych, z mocnymi mięśniami brzucha.
Z koleżanką zastanawiamy się nad pewnymi zdjęciami z nk
Zdjęcia konkretnie przedstawiają źrebaka (1,5 rocznego chyba) lonżowanego razem z matką
Jest przywiązany do niej czymś w rodzaju krótkiego sznurka
Czy my jesteśmy jakieś nienormalne że nas ta kwestia dziwi ?
Normalnie wyobrażamy sobie różne scenariusze wypadków i aż ciarki przechodzą
Profil należy do naszej internetowej "znajomej"



http://nasza-klasa.pl/profile/16064200/gallery/album/2
Jak dla mnie to chory pomysł. Kantar + wędzidło z werblikami, w dodatku na źrebaka za duże, połączenie z matką poprzez sizalowy sznurek... Kompletnie pozbawione sensu (bo po co lonżować konia półtoraletniego?) i zdrowego rozsądku (co się stanie, jeśli np. któryś z tych koni się potknie i przewróci? Zanim sznurek się zerwie to szarpnie mocno za wędzidło... ała  🤔 )
Pomysł nie warty naśladowania.  🙄
Są inne, lepsze metody nauczenia młodego konia chodzenia na lonży...
Dokładnie tak samo myślę ... Wyobrażam sobie sytuację w której np klacz się spłoszy i szarpnie łbem z całej siły  🙄. Napisałam to tej dziewczynie ale zapewne reakcji nie będzie.
Euforia_80   "W siodle nie ma miejsca dla dupków!"
27 sierpnia 2009 07:00
Co za bezmyślność, żeby jeszcze maluch na kantarku  był uwiązany (ale i tak to nierozsądne) a wędzidło szarpie mu mordkę. Wystarczy , że jeden koń się potknie bryyyyy aż strach myśleć.
Nabyłam nową pomoc do lonżowania HO Kavalkade, to są takie sznurki. http://www.schockemoehle.net/shop/product_info.php?products_id=1035&language=en
Po pierwszych kilku lonżach jestem bardzo zadowolona, koni luźny, bez butnu, szybko się zapina nie trzeba pasa do lonżowania. Ciekawa jestem czy ktoś ma i jakie są Wasze doświadczenia
Gdzie idą te sznurki? Mogłabyś zrobić zdjęcie z boku? I kupowałaś w tym sklepie czy jakimś polskim?
margaritka   Cantair HBC, a Nerwina na emeryturze;)
27 sierpnia 2009 17:20
wedzidlo miedzy nogi i obejmuje grzbiet
caroline   siwek złotogrzywek :)
27 sierpnia 2009 17:23
czyli cos jak uwiązy?
wędzidło miedzy nogi i obejmuje grzbiet

😍 Mam dosłowną wyobraźnię!  🤣
margaritka   Cantair HBC, a Nerwina na emeryturze;)
27 sierpnia 2009 17:54
halo  😁 😁
szurki zaczepione sa do wedzidla nastepnie ida miedzy przednie konskie nogi i objemuja grzbiet  😁
Tak dokładnie to jest jeden sznurek z obu stron zakończony karabinczykami. zapinami jeden karabinczyk do jednej strony wędzidła, prowadzimy "pod pachą" konia, do góry przez grzbiet (tutaj jest regulacja długości) oraz pod pachą drugą i do drugiego kółka wędzidłowego. W Polsce kupowałam w stacjonarnym gnl-u na miejscu w Łodzi
"Szurki zaczepione sa do wedzidla nastepnie ida miedzy przednie konskie nogi i objemuja grzbiet"

No właśnie.
To jest coraz modniejsze, stosują już wszyscy od szportowców po "naturalsów", sama ostatnio zaczęłam i już jestem wielką fanką tej metody.
Wypinacze idą w kąt.
Po prostu dwa uwiązy na supeł i na gołe plecy konia.

Czy ktoś ma zdjęcie konia lonżowanego w ten sposób?
Potrzebuję pilnie! 🙂
Moon   #kulistyzajebisty
28 sierpnia 2009 20:23
Młodego konia bałabym się lonżować na uwiązach - kurczę, no jakoś nie przemawiają do mnie dyndające brzęczące karabińczyki i wędzidło do tego.
Na tym patencie Kavalkade - być może, jednak chyba wolę działanie pessoa albo czarnej, luźno zapiętej do dołu i obergurtu.

http://nasza-klasa.pl/profile/16064200/gallery/album/2
Totalny brak komórek mózgowych, że aż żal tyłek ściska. 🤔
Włos się na głowie jeży, czego to ludzie nie wymyślą...
Po raz kolejny zwracam się do Was z prośbą o pomoc, bo mi już pomysłów i siły brakuje, aby rozgryźć mojego zwierza.

Kiedyś miałam problemy z lonżowaniem, nie mogłam "wygonić" go ze środka. Pomogło, że zamiast "ściągania" do środka, gdy chciałam np. zmienić stronę, dopiąć popręg kazałam mu się zatrzymać na kole i sama do niego podchodziłam. Potem było naprawdę fajnie i bezproblemowo.

Niestety pewnego dnia podczas lonżowania (właściwie miałam już kończyć) znajoma przejechała na swojej klaczy przez ujeżdżalnię na której lonżowałam mojego (jechała do stajni). No i niestety od tego momentu zaczęło się sypać, koń wydarł za klaczą na lonży, tzn. nie zwiał mi, ale zaczął szarpać itp. Poczekałam aż zniknie w stajni, ale właściwie już nie mogłam nawet nad nim zapanować, ciągle odwracał sie do mnie przodem, cofał sie gdy podchodziłam. Nie mogłam nawet przejść na jego prawą stronę...

Od tego momentu wszystko sie posypało. Na jedną stronę przeważnie idzie w porządku, czasami próbuje ustawiać się przodem, ale generalnie nie ma problemów. Niestety na prawo katastrofa. Próbowałam wszystkiego co przychodziło mi do głowy, pod siodłem na lonży na obie strony jest ok, powoli "oswajałam" go z moją obecnością po prawej stronie. Czasami udawało się go zmusić do pójścia po kole, ale najgorszej jest w stępie, wystarczy chwila nieuwagi i już schodzi do środka. Próbowałam też za pomocą drugiej osoby spacerować z nim jakby po kole, nie próbowal się buntować, ale jak tylko osoba idąca obok zeszła do środka, on za nią. Wystarczy nawet podejść do niego z prawej strony na lonży, a spina się, jest nerwowy, zadziera głowe.

Jeśli uda się go odgonić ze środka na prawą stronę, zawsze rusza nerwowym kłusem. Totalnie nie wiem juz co robić 🙁 a tak dalej nie może być. Próbowały go lonżować na prawo doświadczone osoby, ale niestety bez większych efektów. CZASAMI się udaje, ale to niestety nie jest reguła.

Jeśli te informacje mogą pomóc, to koń to 8 letni folblut bardzo "pomysłowy", ale poza lonżowaniem właściwie nie ma większych problemów, nie jest to absolutnie typ panikarza - właściwie mało co go rusza 😉.
Pomocy  🙇
Odnośnie tych uwiązów jeszcze. Zastanawiam się czy dobrze jest lonżować na czymś takim z wędzidłem pojedyńczo łamanym? Czy nie będzie się robić tzw. dziadek do orzechów?
Mia: Moim zdaniem to zależy od konia. Jeśli akceptuje i nie napiera, to czemu nie... W ogóle najlepiej lonżować na kawecanie i w ogóle wolę wędzidła podwójnie od pojedynczo łamanych, ale jeśli koń nie ciągnie się za pojedyncze, to może być.


Młodego konia bałabym się lonżować na uwiązach - kurczę, no jakoś nie przemawiają do mnie dyndające brzęczące karabińczyki i wędzidło do tego.
Na tym patencie Kavalkade - być może, jednak chyba wolę działanie pessoa albo czarnej, luźno zapiętej do dołu i obergurtu.


Ależ oczywiście, że z młodym koniem bardzo ostrożnie i broń boże od razu do wędzidła.
Najpierw do kawecanu lub kantara i nie od razu coś sztywnego i nie od razu między nogi (ryzyko przełożenia giry przy bryknięciu z obniżoną głową).
Koń najpierw powinien wstępnie akceptować kontakt z czymś co trzyma go za łeb, żeby zastosować "metodę uwiązową".
Sama jestem strasznie ostrożna z nowościami i z młodymi końmi, bo widziałam w życiu swoje...
(Konie przewracające się na plecy przy pierwszym wypięciu i odsadzanie się kończące się śmiercią w męczarniach...)
Ale mimo wszystko jestem coraz większą fanką tej metody, bo przekonałam się, że konie o wiele szybciej rozumieją zależność między tym co mają na plecach w połączeniu z głową, bo po prostu to lepiej czują na gołych plecach.
Rozluźniają się i akceptują to bardzo szybko i przy tym pięknie się ustawiają, szukając równowagi i wygody "w dół i do przodu".

Please:
Czy ktoś lonżuje na sznurkach/uwiązach na grzbiecie i między nogami konia i ma zdjęcie?
Potrzebuję pilnie!
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się