"ekologia"- wielka sciema?

Edytka   era Turbo-Seniora | Musicalowa Mafia
08 października 2009 12:04
jezeli chodzi o zarowki, to te energooszczedne sprawdzaja sie tylko jezeli maja sie palic dlugi czas (np 2 godziny non stop). w miejscach gdzie zarowke zapala sie na 10 minut te energooszczedne nie sprawdza się zupelnie. wynika to z tego, ze zarowki e.o. na poczatku potrzebuja wiecej pradu zeby sie 'rozgrzac'. te zwykle od razu pala sie normalnie, nie trzeba czekac  na uzyskanie 'pelnej mocy'. podsumowjac, zwykla zarowka 'zeżre' mniejszą ilosc pradu w tym pierwszych minutach palania 😉
To samo z "eko-torbami". Kiedyś w "Wprost" był artykuł, w którym wykazano ile procesów chemicznych potrzeba do wytworzenia torebek "biodegradowalnych".
U mnie zawsze torebki jednorazowe wykorzystywałam jako torebki na śmieci. Teraz muszę kupić worki. Guzik nie ekologia.

Edit: literówka
[100w (w czy v?)

v - volt czyli napięcie
w - watt czytli moc
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
08 października 2009 12:17
ogurek, Dzięki za wyjaśnienie. Nigdy nie byłam dobra w fizyce 😁
(...) Teraz muszę upić worki. (...)

Jak tam u worków z głową? Łatwo upić?  🤣
(przepraszam, ale śmieszna literówka Ci wyszła) :kwiatek:
tak  😂. "K" gdzieś uleciało 😉
jkobus najpierw piszesz, że najlepsza jest zasada "brudzący płaci", a potem wyklinasz system kar. A chyba temu one mają właśnie służyć - do pewnego momentu bardziej opłaca się redukować zanieczyszczenia, niż płacić kary. Od pewnego momentu już nie. Klucz leży w doborze wielkości emisji zanieczyszczeń i kar - tak żeby opłacało się to i ekonomicznie i przyrodniczo.
Z resztą twojej wypowiedzi też można by dyskutować, ale trochę by się przydało popracować w pracy 🙂


Kara to nie to samo, co zapłata za skorzystanie z określonego dobra! Różnica wydaje mi się dość oczywista - choćby w wydźwięku "medialnym" i samopoczuciu płacącego. Co innego jest mieć świadomość: kupiłem 1000 ton czystego powietrza, a co innego: zapłaciłem karę za emisję 1 tony śmierdzącego siarkowodoru (bo opłaty za emisję CO2 to moim zdaniem zwykła granda i skok na kasę. Nikt nigdy nie udowodnił, że CO2 szkodzi! Dzięki emisji CO2 mam taką bujną trawę w miejscu, gdzie nikt nie wierzył, że cokolwiek wyrośnieć..!)

No i - jest już po godzinach, to może podyskutujmy?
Dwie rozmowy (z tok.fm) o żarówkach energooszczędnych (w pierwszej prof. Turski z PAN, w drugiej tenże i Marek Orłowski z Polskiego Związku Przemysłu Oświetleniowego): http://bi.gazeta.pl/im/1/6996/m6996541.mp3 i http://bi.gazeta.pl/im/8/7004/m7004258.mp3 Druga chyba "weselsza".

Tylko do tego potrzebna jest większa świadomość, zrozumienie problemu przez szarego człowieka...

Tylko czy szary człowiek (na przykład ja) jest w stanie wziąć pod uwagę wszystkie czynniki, które się składają na ekologiczność (lub jej brak) danego działania? Masa zmiennych, trudno jedne wartości przeliczać na inne... Ostatnio kupiłam orzechy piorące. Fajnie, ekologicznie - sama natura, łupiny roślin, odnawialność, mogę wodę z parania używać do podlewania ogrodu (bo nie ma w niej "chemii"😉, pełna rozkładalność. Ale: orzechy rosną w Nepalu i Indiach - trzeba je było przywieźć z daleka. Żeby orzech obrać, trzeba go ususzyć - to też jakiś wydatek energetyczny, chyba, że sobie na słońcu leżą (ale jakoś wątpię). Jak przeliczyć korzyść w postaci wody do podlewania i "rozkładalność" na paliwo wykorzystane przy transporcie? A może energii zużywa się tyle samo, co przy produkcji i transporcie "zwykłego proszku", więc są tylko korzyści? Skąd mam to wiedzieć? (A pewnie lepiej byłoby zebrać korzenie mydlnicy na łące po sąsiedzku i zrobić wywar?) Albo samochód hybrydowy - mniej spalin, ale za to szkodliwe śmieci (jak już się zużyje). Czy to się równoważy? Znowu: nie wiem. Czy lepiej zagotować wodę w czajniku na gazie, czy w elektrycznym? Jak wielkim obciążeniem jest wyprodukowanie bluzy polarowej?

Ostatnio myślę, że w swoim najbliższym otoczeniu jedyne, czego warto się trzymać to jakiś zdrowy minimalizm. Nie korzystać nad miarę, nie kupować nad miarę (nawet jak coś ma nalepkę "ekologiczne" - ważniejsze, czy to człowiekowi naprawdę potrzebne), nie śmiecić nad miarę, nie chłonąć nad miarę, nie marnować dóbr... Pewnie lepiej byłoby też kupować rzeczy, które najmniej się napodróżowały, najmniej doświadczyły przetwarzania - ale to już Tania pisała, ceny bywają wysoookie. Na dalsze otoczenie wpływ mam ograniczony.
Polar i takie inne materiały to podobno robi się właśnie z surowców wtórnych.
A co do takiej postawy jak pisze Teodora-to myślałam podobnie.
A tymczasem pewna osoba "ze świata" mi usiłowała tłumaczyć,że moja postawa szkodzi światu. 👀
Bo powinnam konsumować ,kupować,konsumować - wtedy napędzam gospodarkę ,ludzie mają pracę, pieniędzy przybywa i na koniec na cele ochrony świstaka też coś skapnie.
A jak będę chodzić po stajni kolejne 10 lat w tej samej kurtce to świstak zimny trup -i to moja wina. 👀
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
08 października 2009 18:03
A czy można nazwać 'ekologicznym postępowaniem' kupowanie takich produktów, które są opakowane w jak najmniejszą ilość opakowań? Chodzi tutaj o takie, co są zapakowane w papier, potem pudełko i folie (np. niektóre herbaty'
Moja znajoma tak postępuje i mówi, że to ekologiczniej. Sama nie wiem co o tym myśleć.
Hm, z sąsiedniej beczki: ostatnio słyszałam w radiu Kraków - porannej audycji taki "niusik" od słuchacza.

Podobno unijni spece po żarówkach już zaczęli myśleć o telewizorach - że stare kineskopy to be, trzeba będzie wymienić na plazmy, bo bardziej "ENERGOOSZCZĘDNE" (jakież to piękne, modne w tym sezonie słowo!). No więc dobra, słuchacz popatrzył na tył swojego starego telewizora - jest moc 75W. Przy innej okazji patrzył na przeciętne wartości na nowych telewizorach - wszystko w okolicach 300W.

Albo jestem wałek z matematyki, albo z polskiego, bo nie wiem, co znaczy oszczędność.
Tania, tylko jak to policzyć? Ile z rozhulanej konsumpcji wynika psucia, ile ewentualnego naprawiania?
Polar zdaje się można robić ze zużytych butelek plastikowych, ale nie wiem, czy jest robiony? Fajnie byłoby wiedzieć 🙂

Notarialna, jak Twoja koleżanka myślę, że lepiej mniej opakowań niż więcej. Tylko nie zawsze jest wybór. Albo nie zawsze taki fajny, jakby się chciało.
Tania, tylko jak to policzyć? Ile z rozhulanej konsumpcji wynika psucia, ile ewentualnego naprawiania?
Polar zdaje się można robić ze zużytych butelek plastikowych, ale nie wiem, czy jest robiony? Fajnie byłoby wiedzieć 🙂

Polar na 100% się robi z materiału z recyklingu. Nawet mam zaproszenie do fabryki polaru-to napiszę dokładnie czy szkodzi.
Nijak się policzyć nie da.Znajomy jest z branży takich co żyją z naszego owczego pędu.
Podałam to jako przykład -jak wiele kot ma ogonów do odwracania.
morwa   gdyby nie ten balonik...
08 października 2009 19:55
jkobus "brudzący płaci" w kontekście Twojej wypowiedzi skojarzyło mi się właśnie z karami. A to o czym piszesz nie funkcjonuje w prawie jako opłata za korzystanie ze środowiska?
A co do kar - jesteś im przeciwny? No bo chyba mają one zapobiegać temu o czym piszesz we wcześniejszej części wypowiedzi:
skoro wszystkie działania ochronie przyrody służące kosztują - to gdy tylko zaczną być powszechnie stosowane, natychmiast pojawia się silna premia ekonomiczna za ich udane uniknięcie.
Jeżeli ktoś nie chce inwestować w działania redukujące emisję zanieczyszczeń - płaci karę. Do pewnego momentu po prostu bardziej mu się opłaca zamontować np. ten filtr na kominie, niż płacić karę.

Co do prywatyzacji - ja nie mam takiego zaufania do prywatnych inwestorów. Obawiam się, że bez żadnych ram prawnych dotyczących możliwości wykorzystania danego zasobu, skończyłoby się to na jego maksymalnej eksploatacji, bo byłaby ona bardziej opłacalna ekonomicznie w danej chwili. Myślę, że problemem nie jest samo to, że ochrona zasobów leży w gestii państwa, tylko to, jak ta ochrona wygląda. Czyli tak jak piszesz - nabijanie kabzy. Tylko że nie mam przekonania, że szeroka prywatyzacje byłaby dobrym rozwiązaniem tego problemu. Moim zdaniem nie do końca, a już zwłaszcza taka całkowicie bez "brutalności" w formie pewnych ograniczeń.

A że chodzi w tym wszystkim o pieniądze - jak wszędzie. Taka "naiwna" redukcja zanieczyszczeń to przecież cały handel emisjami. A to już kasa w kwotach astronomicznych, i płynie ona w bardzo konkretnych kierunkach. Teoretycznie Polska mogłaby mieć jedne z największych nadwyżek emisji do sprzedaży, ze względu na skalę redukcji emisji, która u nas się dokonała przez ostatnie kilkanaście lat. Ale ponieważ w handlu emisjami uwzględnia się ściśle określone branże - z dużym naciskiem na energetykę - to my musimy dokupować limity, a sprzedają ci, co sprzedają.

Jeżeli chodzi o emisję dwutlenku węgla - nie znam badań, na temat jego szkodliwości. Ale tak na dobrą sprawę - to co się dzieje z jego całą emisją? Przecież sama trawa go nie "wchłonie". Zwłaszcza, że zdolność do kumulowania węgla jest tym większa, im starszy ekosystem. Taka np. Puszcza Białowieska może zmagazynować bodajże 300ton węgla na hektarze. Takie laski hodowlane, już kila razy ścinane, zdaje się zaledwie kilkanaście ton. To gdzie ma się zmieścić ta cała współczesna emisja?
handel emisjami to jest kliniczna hucpa...to piękny przykład jak na trefnej ideologi zrobić całkiem koszerny geszeft...ciekawe kto i jak został umotywowany,że Polska musiała się zapisać to tego cyrku
...ciekawe czy Italia dokupuje kwoty emisyjne,żeby jej wystarczyło na Etnę? 😁
Edytka   era Turbo-Seniora | Musicalowa Mafia
08 października 2009 23:02
skoro dalej jestesmy przy zarowkach:
arówki energooszczędne - zalety i wady


Zalety

Około pięciokrotnie mniejszy pobór energii. w porównaniu do żarówki żarowej.
W tradycyjnej żarówce elementem świecącym jest żarnik, który pod wpływem przepływającego prądu elektrycznego nagrzewa się, jednocześnie emitując promieniowanie cieplne.
Zaledwie 5-10% tej energii zostaje przeznaczone na światło widzialne, reszta zaś jest tracona bezpowrotnie w emisji ciepła.
Żarówki energooszczędne wytwarzają pięciokrotnie mniej ciepła niż żarówki. Można więc stosować wyższe moce żarówek energooszczędnych bez obawy termicznego uszkodzenia opraw.
Długa żywotność - od 8000 do 12000 godzin pracy (ok. 10 razy dłuższa niż tradycyjnych żarówek).
Niska luminancja - czyli jaskrawość - świecącej powierzchni.

Wady

Żarówki eneerooszczedne są, z technicznego punktu widzenia, świetlówkami kompaktowymi więc mają wszystkie te wady jakie mają świetlówki.

Żarówki energooszczędne świecą dzięki transformacji promieniowania (głównie ultrafiletowego) towarzyszącemu wyładowaniom w parach rtęci o niskim ciśnieniu. Do transformacji tego promieniowania w promieniowanie widzialne służy luminofor którym pokryta jest wewnętrzna powierzchnia rurki wyładowczej.
Jakość promieniowania widzialnego, jego widmo, zależy od jakości użytego luminoforu. Nawet przy użyciu najlepszych luminoforów widmo emitowanego światła nie jest ciągłe - składa się z wielu prążków. To oznacza, że w emitowanym świetle pewnych "barw" po prostu nie ma zaś natężenie pozostałych jest większe niż w przypadku widma ciągłego - np. widma światła słonecznego czy widma promieniowania emitowanego przez konwencjonalne żarówki.
Co prawda stosując nowoczesne luminofory udaje się unikną poważnego zafałszowania kolorów oświetlanych przedmiotów ale oddawanie barw nigdy nie jest idealne zaś cena żarówki energooszczednej o dobrym współczynniku oddawania barw jest wysoka.
Ekologiczność żarówek energooszczędnych - często powoływany argument - ma drugą, ciemniejszą stronę. Proces produkcji jest znacznie bardziej obciążający środowisko aniżeli proces produkcji żarówek tradycyjnych a ze względu na obecność we wnętrzu żarówki toksycznych związków i metali zużyte żarówki energooszczędne muszą być poddawane procesowi utylizacji.
Trwałość żarówek enerooszczędnych bardzo spada w wyniku częstego zapalania - żarówki te nie powinny być używane w miejscach  gdzie światło jest często zapalane i gaszone.
Dodatkowym argumentem przeciwko częstemu włączaniu i wyłączaniu żarówek energooszczędnych jest fakt dużego poboru mocy przez te żarówki w momencie zapłonu.
Ze względu na konieczność stosowania układów stabilizacyjno-zapłonowych (zabudowanych zwykle w obudowie żarówki) oraz wyładowania elektryczne w rurze wyładowczej żarówki energooszczędne powodują mniejsze lub zakłócenia radiowe. Należy używać wyłącznie żarówek enerooszczędnych wysokiej klasy i renomowanych firm.
Oszczędzając kilka złotych na kupnie żarówki, możemy być pewni, że nie będzie służyła nam tak długo jak jej markowy odpowiednik. Zwiększa się też prawdopodobieństwo migotania żarówki czy też dziwnej barwy światła. Co bardziej wyczulonym osobom czynniki te uniemożliwią normalne funkcjonowanie, każdemu zaś mogą w przeciągu lat używania popsuć wzrok.
Świecenie żarówek energooszczędnych powodują wyładowania elektryczne w rurze wyładowczej. Ampituda tych wyładowań oscyluje w czasie. Co prawda czestotliwość oscylacji jest wieksza niż bezwładność oka a inteksywność zmian częściowo łagodzona to jednak nie zalecamy używania oświetlenia żarówkami enegrooszczędnymi  biurek (szczególnie dzieci) oraz oglądania telewizji w tym świetle.
Żarówki energooszczędne nie będą swiecić w układach z powszechnie stosowanymi ściemniaczami.

Zrodło: internet 😉
jkobus "brudzący płaci" w kontekście Twojej wypowiedzi skojarzyło mi się właśnie z karami. A to o czym piszesz nie funkcjonuje w prawie jako opłata za korzystanie ze środowiska?
A co do kar - jesteś im przeciwny? No bo chyba mają one zapobiegać temu o czym piszesz we wcześniejszej części wypowiedzi:
[quote author=jkobus link=topic=10110.msg351144#msg351144 date=1255016741]
skoro wszystkie działania ochronie przyrody służące kosztują - to gdy tylko zaczną być powszechnie stosowane, natychmiast pojawia się silna premia ekonomiczna za ich udane uniknięcie.

Jeżeli ktoś nie chce inwestować w działania redukujące emisję zanieczyszczeń - płaci karę. Do pewnego momentu po prostu bardziej mu się opłaca zamontować np. ten filtr na kominie, niż płacić karę.[/quote]
Prawdę pisząc w pierwszej kolejności szło mi właśnie o koszt tego filtra. Kara, czy opłata za korzystanie ze środowiska jest tu sprawą wtórną: istnieje po to, żeby eliminować premię za nie zamontowanie filtra. Powinna być zatem tej premii równa, o ile to tylko możliwe - a nie powinna mieć charakteru fiskalnego. No i, w miarę możliwości, powinna trafiać bezpośrednio do tych, którym dana emisja szkodzi - np. do właścicieli sąsiednich nieruchomości. Co nie zawsze jest możliwe, niestety...
Co do prywatyzacji - ja nie mam takiego zaufania do prywatnych inwestorów. Obawiam się, że bez żadnych ram prawnych dotyczących możliwości wykorzystania danego zasobu, skończyłoby się to na jego maksymalnej eksploatacji, bo byłaby ona bardziej opłacalna ekonomicznie w danej chwili. Myślę, że problemem nie jest samo to, że ochrona zasobów leży w gestii państwa, tylko to, jak ta ochrona wygląda. Czyli tak jak piszesz - nabijanie kabzy. Tylko że nie mam przekonania, że szeroka prywatyzacje byłaby dobrym rozwiązaniem tego problemu. Moim zdaniem nie do końca, a już zwłaszcza taka całkowicie bez "brutalności" w formie pewnych ograniczeń.
To nie jest kwestia wiedzy, tylko przekonań. Otóż ja mam zaufanie do prywatnych inwestorów. Osobliwie, kiedy tymi inwestorami nie są anonimowe "kompanie", tylko konkretni, znani z imienia i nazwiska ludzie. Dla przypomnienia: komu zawdzięczamy Tatrzański Park Narodowy? Państwu? Anonimowej kompanii? Nie - ordynatowi Zamoyskiemu, który ten teren wykupił i w park narodowy zamienił!

Jeżeli chodzi o emisję dwutlenku węgla - nie znam badań, na temat jego szkodliwości. Ale tak na dobrą sprawę - to co się dzieje z jego całą emisją? Przecież sama trawa go nie "wchłonie". Zwłaszcza, że zdolność do kumulowania węgla jest tym większa, im starszy ekosystem. Taka np. Puszcza Białowieska może zmagazynować bodajże 300ton węgla na hektarze. Takie laski hodowlane, już kila razy ścinane, zdaje się zaledwie kilkanaście ton. To gdzie ma się zmieścić ta cała współczesna emisja?

Ależ tu nie ma czego badać! Wystarczy się zastanowić. CO2 jest jednym z substratów fotosyntezy. Im jest go więcej, tym roślinki mogą syntetyzować więcej, szybciej rosną, jest ich więcej, itd. Przy tym zdaje się, że największą rolę w całej tej zabawie odgrywają morskie glony, których łączna masa ileś tam razy przekracza masę wszystkich lasów na Ziemi...
W ogóle nie widzę związku między tą kwestią a problemem "magazynowania" węgla. Przecież jeśli krąży szybciej w przyrodzie, to efektem też jest większa ilość biomasy, czyż nie? Wychodzi więc w każdym razie na to samo: trawa szybciej rośnie, koniki mają co jeść  😉
Podobno najwięcej CO2 emitują oceany i wulkany i tak jak jkobus pisze nie mamy na to wpływu.
Kontrola emisji jest poprostu jednym z narzędzi rządzenia światem.
Ja myślałam o innej sprawie -też pewnie sztucznej.
Kleszcze.
Nagle cała akcja - firma Bayer na każdym tramwaju,słupie naklejała wielkiego czerwonego kleszcza.
I zaraz szczepienia, obroże,psikania zwierzaków -ogólna panika i interesy do zrobienia.
I sama nie wiem czy kleszczy jest więcej bo wcześniej jakiś środek np.ochrony roślin zaburzył równowagę w przyrodzie i kleszcz się tak rozplenił ? Czy jest go tyle ile było zawsze tylko wytypowano go na fajne narzędzie do zarabiania?
Żyję już długo-kleszcze były i są. Choroby odkleszczowe tak samo. Nie wiem czy jest więcej czy nam to wmówiono?
morwa   gdyby nie ten balonik...
09 października 2009 20:40
jkobus - no to mi się znowu miesza opłata i kara. Ja to rozumiem tak, że opłata to mniej więcej to, o czym pisałeś w poprzednich wypowiedziach. Płaci się za "korzystanie ze środowiska". Czyli jakby ponosisz koszty tego, co wyemitujesz. Kara to opłata za świadome, "ponadnormatywne" zanieczyszczanie środowiska - w chwili, gdy dałoby się go uniknąć podejmując odpowiednie działania. I jako taka raczej nie może być równa kosztom "montażu filtra", bo co by to była wtedy za kara. Dyskusja czy inwestorzy redukowaliby emisję zanieczyszczeń bez wiszącej nad głową groźby kar - to znowu byłaby dyskusja o przekonaniach. Moim zdaniem niekoniecznie, a już na pewno nie wszyscy.
A czy opłaty/ kary mają szansę być "niefiskalne". A z czego wtedy żyliby urzędnicy, którzy muszą przekładać te wszystkie papiery 😉

Jeszcze co do dwutlenku węgla - no właśnie ja nie wiem, czy to tak działa. Czy roślina jest w stanie pobrać więcej CO2 i "szybciej rosnąć" tylko dlatego, że CO2 jest więcej? Z tego co kojarzę zbiorowiska trawiaste wchłaniają ok 150kg CO2 na hektar. Czy nagle zaczną go pobierać 500kg tylko dlatego, że jest go więcej? Albo zaczną szybciej rosnąć? To chyba wszystkie konie by popękały z przejedzenia.

Jeżeli chodzi o kleszcze to też słyszałam, że współczesne ich pokolenie jest bardziej "ponabijane" wszelkimi chorobami i łatwiej o zakażenie. Ile w tym prawdy - nie wiem. U nas z psami już kilka razy musieliśmy jeździć "odratowywać" po kleszczach i nasza wet mówiła, że rzeczywiście z roku na rok tego więcej.  Ostatnio nie mogę nie zauważyć, że co i raz słyszę, że ktoś w moim otoczeniu boryka się z boreliozą 🙁
Czlowiek rzeczywiście nie wytwarza więcej CO2 niż wybuchy wulkanów, itp, ale te zadzrzają się losowo i raz na kilka tysięcy lat. My ciągle emitujemy gazy cieplarnianie, wypuszczamy do rzek ścieki, itp. I zamiast starać się nie wpływać na naturalną równowagę (bo wpływać w sposób korzystny nie mamy jak- można przewidzieć wybuch wuklanu, ale nie go zatrzymać). My za to wpływamy jak najbardziej niekorzystnie: Na przykład, nie mamy wpływu na to, że Bałtyk ma małą możliwość wymiany wód z oceanem Atlantyckim przez cieśniny duńskie, przez co zanieczyszczenia łatwo się kumulują, ale to ludzie pogorszyli ściekami stan wody na tyle, że ponad 10% jego dna to pustynie tlenowe, gdzie ani fauna ani flora nie istnieje?
Takich przykładów jest wiele. A to, że ekologia niepotrzebnie stała się narzędziem politycznym, to inna sprawa. Greenpeace'owcy przykuwający się do drzew raczej szkodzą sprawie niż pomagają, a Al Gore widzi w ekologii sposób na polityczny niebyt...
Jeszcze co do dwutlenku węgla - no właśnie ja nie wiem, czy to tak działa. Czy roślina jest w stanie pobrać więcej CO2 i "szybciej rosnąć" tylko dlatego, że CO2 jest więcej? Z tego co kojarzę zbiorowiska trawiaste wchłaniają ok 150kg CO2 na hektar. Czy nagle zaczną go pobierać 500kg tylko dlatego, że jest go więcej? Albo zaczną szybciej rosnąć? To chyba wszystkie konie by popękały z przejedzenia.


Po pierwsze, zmiany nie są aż tak gwałtowne, żeby roślinki musiały nagle tego CO2 pobierać wielokrotnie więcej - nawet najbardziej alarmistyczne zapowiedzi macherów od Global Warming operują setnymi czy nawet tysięcznymi procenta przyrostów stężenia CO2 w atmosferze!

Po drugie - jak można mieć w tej sprawie jakieś wątpliwości? Przecież dodatkowe CO2 to po prostu lepsze warunki do wzrostu roślin, tak samo jak więcej substancji mineralnych w glebie, więcej wody czy więcej słońca, albo wyższa temperatura? Jeśliby stężenie CO2 było faktycznie skorelowane ze wzrostem temperatury (temperatura skądinąd faktycznie rośnie - ale prawie na pewno jest to proces naturalny, który w dziejach Ziemi zdażał się już wielokrotnie!), to mamy aż dwa czynniki pobudzające wzrost roślin. Jest ich więcej. Roślin w sensie. I to się nawet daje gdzieniegdzie zauważyć! Niedawno byłem w pewnym tartaku po belki i właściciel mówił, że chaszcze takie wyrosły w ostatnich latach, że nigdy takich nie pamiętał! Natomiast na ogół ten wzrost biomasy jest niezauważalny, bo rozproszony: nie wyrosła nam nagle żadna nowa puszcza, tylko właśnie chaszczów jest więcej (o procent czy dwa... ale to zupełnie wystarczy!), trawka odrobinę bujniejsza, chwasty się szybciej plenią - no i tych glonów w oceania coraz to więcej, zwłaszcza że podobno Japończycy wieloryby tępią i nie ma kto tego zżerać (z czego wynikałoby, że wybijanie wielorybów jest czynnością proekologiczną, bo hamuje efekt cieplarniany  😂 )
ludzkość nie produkuje rocznie nawet 1% CO2 wyemitowanego do atmosfery...cała rozmowa o ograniczeniu jego "produkowania" to polowanie na jelenie
tak sobie myślę,ze można stworzyć hipotetyczną listę zagrożeń na okoliczność oziębienia się naszej planety...już widzę, oczami wyobraźni, te zbiórki na rozdawanie, darmowych majtek z golfem ,w Afryce 😁
morwa   gdyby nie ten balonik...
11 października 2009 06:31
No tak - biorąc pod uwagę proporcje wielkości współczesnej emisji do ogólnego poziomu dwutlenku węgla w atmosferze problem co się dzieje z nadmiarem staje się czysto teoretyczny. Zastanowiło mnie tylko, czy rośliny mają  nieograniczoną "pojemność" jeżeli chodzi o jego "przerób" - bo nie wiem. Ale to już chyba off topic.

Majtek z golfem w Afryce też możemy się doczekać, ale czy będą one bardziej absurdalne niż niektóre "akcje" które zdarzają się współcześnie?
Mimo wszystko to dla mnie przykre, że medialnie rozprzestrzenił się właśnie taki rodzaj "ekologii", co bardziej szkodzi niż pomaga.
Oczywiście, że zdolność ekosystemu do absorbcji CO2 nie jest nieograniczona - jednak ceateris paribus, dla naszych rozważań tutaj nie ma to żadnego znaczenia. Ziemia jest systemem homeostatycznym. Co m.in. oznacza, że równowaga na jej powierzchni ma charakter dynamiczny - i polega na przechodzeniu przez cały szereg zmian, oscylujących wokół pewnego punktu dzięki działaniu przeciwstawnych sił. Dodatkowy CO2 podgrzewa atmosferę - w wyższej temperaturze szybciej mnożą się okrzemki bodaj, wiążące tenże CO2 w swoich skorupkach, co spośród kilku milionów procesów w których ten cenny gaz uczestniczy, ma dla jego stężenia w atmosferze bodaj największe znaczenie (wedle jakichś tam badań, które kiedyś czytałem - ale to przecież prawie na pewno nie są ustalenia ostateczne...). Okrzemki obumierając wyściełają dno oceano, od czego przyrasta wapienna skała, a temperatura w międzyczasie opada na skutek zmniejszenia poziomu CO2 w atmosferze... Z tym, że takich procesów w których sprzężone zwrotnie siły ze sobą grają zachodzą miliony i miliardy jednocześnie. To właśnie dlatego tak trudno ułożyć prognozę pogody  😉 Żaden, najpotężniejszy nawet końputer na razie nie potrafi tego uczciwie wymodelować.

Pojawiła się jakiś czas temu hipoteza, że w obrębie zbioru dopuszczalnych stanów równowagi homeostatycznej klimatu na Ziemi, przejścia mogą mieć w pewnych warunkach charakter dyskretny, tj. najpierw jest tak, a potem od razu, bez żadnych stanów przejściowych - inaczej. Hipoteza ta wynikała z pewnych modeli końputerowych właśnie - tyle, że takie modele w najlepszym razie biorą pod uwagę kilka tysięcy procesów, no może kilkanaście tysięcy... W zasadzie nie da się tego zweryfikować, a doświadczenie codzienne jednak tej hipotezie przeczy (bo na ogół zmiany o charakterze pogodowym zachodzą tym wolniej, im większa jest ich skala, tj. oczywiście tajfun czy nawet zwykła burza to zjawisko majestatyczne i o olbrzymiej energii, ale kiedy przewieje i przepada, słonko świeci jak świeciło - podczas gdy nadejście zimy poprzedzone jest dość długim okresem przejściowym, którego uroki właśnie możemy podziwiać...). Tymczasem jednak Hollywood zdążył parę filmów na tej hipotezie opartych nakręcić - pomijając przy tym fakt, że mowa była o dopuszczalnych stanach równowagi atmosfery, a więc takich, które już z dziejów Ziemi znamy - nie zaś o nadejściu klimatycznej Apokalipsy, z Afryką ściętą lodem  😂 Skądinąd jest taka książka sf "Zatonięcie Japonii" oparta na założeniu, że i zmiany o charakterze geologicznym mogą być o wiele bardziej gwałtowne niż się to dzieje na codzień - o ile jednak pamiętam, hipotezy tej nigdy nie udało się potwierdzić... Bo lód w Afryce i tropikalna roślinność na Antarktydzie to oczywiście nic dla Ziemi nowego - tyle, że na to potrzeba setek milionów lat i przemieszczenia się kontynentów...

Ogólnie rzecz biorąc, czuję się bezpieczny jeśli idzie o klimat: grozi nam tu w Polsce co najwyżej to, że będziemy mieli udane winobrania (jak za Mieszka I), albo przeciwnie, że nam Bałtyk od brzegu do brzegu lód skuje (jak za Jana Kazimierza, brrr...): fazy te powtarzają się mniej więcej co 300 lat - i żadna kronika nie wspomina, aby nasi przodkowie narzekali na wino własnej roboty lub nie nadążali z rąbaniem drew na zimę nawet podczas najsurowszego minimum klimatycznego.  🙂 Teraz jesteśmy w połowie drogi do kolejnego optimum. Jak widać po nazwach, kiedy odkrywano te zależności, nikomu nie przyszło do głowy, że ocieplenie klimatu to coś złego! Najwyżej Holendrzy będą musieli wyższe tamy usypać - i raczej powinni zdążyć to zrobić...

Tak naprawdę, jedyne czego się boję, to że mi niebo na głowę spadnie - parafrazując starożytnych Gallów. Bo tylko katastrofa o charakterze kosmicznym, jak upadek asteroidy, itd. - mogłaby zagrozić homeostazie naszego gatunku (nie planety, bo ta już nie takie rzeczy przeżyła...). Stąd uważam, że ekspansja w Kosmos jest o wiele pilniejszym zadaniem, niż likwidacja głodu w Afryce  😲
A jak będę chodzić po stajni kolejne 10 lat w tej samej kurtce to świstak zimny trup -i to moja wina. 👀

😵 Cudowne! po prostu cudowne!
Jeszcze o żarówkach: ktoś powiedział krótko: jeśli chcemy sztucznego światła o tej samej jasności i barwie (psychologicznie dobrze odbierana barwa ciepła), nie męczącego oczu - musimy wydatkować tyle samo energii. Niech żyje słońce! I chodzić spać z kurami, sio!
Musielibyśmy zmienić szerokość geograficzną  😁
morwa   gdyby nie ten balonik...
12 października 2009 11:06
Wyczytałam dziś w Wyborczej, że zdaniem pana Jacka Żakowskiego nagrodę Nobla dla Baraca Obamy trzeba uzasadnić m.in. tym, że "Odblokował wstrzymaną przez Busha walkę z ociepleniem, które może unicestwić dużą część ludzkości".
I zastanowiło mnie, czy w obliczu tego faktu - jeżeli nie będę "walczyć z ociepleniem", to zostanę uznana za masowego mordercę? Zaczynam odczuwać niepokój  👀
Eee...  🤔 Może wystarczy przestać czytać "Wyborczą"..?  :kwiatek:
morwa   gdyby nie ten balonik...
12 października 2009 14:02
Niestety - jest to jedyna gazeta, którą dają w porannym pociągu Tanich Linii Kolejowych którym jeżdżę w poniedziałki. Gdybym jej nie przeczytała, to by dopiero było nieekologicznie - tyle zmarnowanego papieru. Na to nie mogę pozwolić - wystarczy już tego mojego unicestwiania ludzkości 🙁
Szwecja w szoku: tysiące królików trafiają... na opał
Sztokholmska dzielnica Kungsholmen ogrzewana jest... zwłokami tysięcy królików - donosi szwedzki serwis thelocal.se. Króliki ubijane są w ramach walki z plagą tych zwierząt w okolicznych parkach. Obrońcy praw zwierząt protestują.

Ciała królików traktowane są jako źródło tzw. bioenergii i spalane w kotłowniach Kungsholmen - podaje thelocal.se. Dla miasta to źródło taniej energii, ale ekologom nie mieści się to w głowach. Serwis cytuje Annę Johannesson z organizacji zajmującej się ochroną królików "wygląda to raczej na tworzenie nowego źródła paliwa niż radzenie sobie z problemem króliczej plagi".

Króliki w szwedzkiej stolicy są traktowane jak szkodniki.

(WP)
No proszę jaki praktyczny naród . 😵 😤
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się