Moi współlokatorzy, którzy chcąc zrobić mi na złość robią krzywdę mojemu zwierzakowi. Nie myślałam, że dojdzie do tego, że wychodząc z domu będę zamyakć drzwi od pokoju na klucz, a wygląda na to, że na tym się skończy 🤔
Edit. Wątek wydzieliłam z "Co mnie wkurza na co dzień", ponieważ podejrzewam, że nie tylko ja miewam jakieś tam problemy ze współlokatorami. Mam nadzieję, że inni będą mogli "pochwalić" się jednak drobiazgami, które raczej będą śmieszyć niż faktycznie martwić.
Przeszkadza im to, że raz w tygodniu urządzam sobie dłuższą kąpiel (normalnie to kwestia prysznica, który polega na oblaniu ciała, umycia przy zakręconej wodzie i spłukania), chociaż wg rachunków nie zużywam więcej wody niż przeciętna. Więc uczepili się, że u mnie w pokoju filtr w akwa wiecznie jest na chodzie (12 W) i o to, że pobór prądu dla zamrażalnika jest większy, bo mrożę wodę w dwóch 1,5 litrowych butelkach (zapomnieli o tym, że składki są równe, ale ostatnie 3 razy jechałam do energomatu swoim samochodem, który znowu na powietrze nie chce jeździć). O ile prąd postanowili mi tylko wypomnieć twierdząc, że się z tym pogodzili (zaproponowalam, że będę dorzucać 5zł więcej, ale odpada moje jeżdżenie samochodem po prąd-no chyba, że wypadnie moja kolej)., o tyle mrożenie wody było powodem wojny. Przed wakacjami byla rozmowa o myciu butelek. No i są myte - pod ciepłą, bierzącą wodą (wręcz gorącą - odkręcona na maksa parzy) gąbką z płynem do mycia naczyń. Uznali, że nie, bo oni nie slyszą wody (na czas mycia zakręcam :ke🙂 i że właściwie to powinnam te butelki za każdym razem wyparzyć. Ponieważ tego nie robiłam, regularnie zapas z zamrażalnika (z mojej szuflady) zostawał wystawiony na parapet, przez co nie miałam czasami lodu na wymianę dla zwierzaka (axy muszą mieć chłodzoną wodę). Skończyło się masakryczną awanturą dziś.
W końcu stanęlo na tym, że mam wymieniać butelki na nowe (czyli 4x 1,5 litrowa butelka :ke🙂. Chwilowo się na to zgodziłam, bo mam dostęp do tych butelek, ale kupię wkłady do lodówek turystycznych, Ciocia ma mi dać jakieś woreczki izolujące od wszystkiego co na zewnątrz (w nich będą leżeć wkłady w czasie mrożenia). Z czasem mam nadzieję, że uda mi się kupić chlodziarkę, albo chociaż wentylatory do akwa. Ale odgryzę się... prędzej czy później się odgryzę... Nawet nie za siebie, ale za Młodego 🙁
Najlepsze jest to, że największą wojnę robi 'koleżanka', która zaserwowała nam kiedyś pleśń w lodówce (przez jakiś miesiąc trzymała w niej różne warzywa i otwarte pojemniczki - porządek był zrobiony z poprzednimy współlokatorami w czasie, kiedy jej nie było... w zasadzie ona jest mistrzem hodowli grzybów...) i kolega, który twierdzi, że wprowadzając się tutaj (przed wakacjami) nie godził się na coś takiego (Emil jest u mnie od lutego o czym P. doskonale wiedział, bo znamy się od przeszlo roku-wiedział jaki duży będzie ten ax, jakich warunków potrzebuje itd.).
Poza tym hasło "nie musisz tego robić teraz, ale radzę ci zastanowić się, co z tym zwierzakiem będzie dalej...za rok np." 🤔 Bo on przecież urośnie jeszcze (iii? i tak zostaje w tym akwa, co teraz...). Zaznaczyłam, że nic nie będzie, bo się go nie pozbędę i koniec.
To w wielkim skrócie. Zobaczymy jak to będzie teraz. Długo wyszlo, ale musiałam się wygadać... :kwiatek:
PS. Nie chcę się wyprowadzać, bo mieszkanie mi odpowiada, wlaściciel jest ok, poza tymi fochami teraz w sumie nie mam na co narzekać. Zobaczymy jak będzie dalej.
Dworcika, poziom malostkowosci twoich wspollokatorow osiagnal zenujacy poziom. nie, ty sie nie wyprowadzaj, niech oni sie wyprowadza, a na to miejsce znajdz normalnych.
Dlatego właśnie nie planuję się stąd ruszać. Mam tylko nadzieję, że nie będą w to angażować właściciela mieszkania - wiadomo, że w razie czego dla niego będzie wygodniej szukać jednej osoby niż trzech.
Dworcika- nie wiem co Ty tam hodujesz w tym akwarium, ale problemy, które oni stwarzają przybierają takie rozmiary jakby to krokodyl był.
Jejku też wynajmowałam pokój z koleżankami i nie było awantur o prąd czy wodę- rozliczania z kąpieli, suszenia włosów, ilości produktów w lodówce itp. Nie wiem, jak można być tak małostkowym.
Dworcika, wybacz totalny offtop - ale skąd pomysł na takie dziwadełko, skąd go wzięłaś i czy gdzieś zamieszczałaś fotki? Wyguglałam jak to-to wygląda i po prostu sama słodycz 🙂 A współlokatorami się nie przejmuj!!
Ludzie naprawde nie maja co do roboty,żeby oskarżac Cie,ze używasz wiecej pradu mrozac wode w butelkach,świry. A oni to nigdy nie maja ochoty poprostu odpoczac w wannie. CHORE 🤔
Dziś wieczorem podjadę po wkłady do lodówek turystycznych i będę je chłodzić tak, jak pisałam wyżej (jak to stwierdziła moja Ciocia - "dobrze, że zima ma być taka ostra, to będziesz mogla się na nich wypiąć i mrozić na parapecie" 😉 ). Przykre to wszystko zwłaszcza, że chlopacy wprowadzając się doskonale wiedzieli jak to wszystko wygląda (a że znajomi od dawna, to sama ich namawiałam, żeby do nas przyszli, bo nie chciałyśmy z koleżanką nikogo obcego). Wiem, że w zasadzie prowodyrem akcji jest jeden z nich, koleżanka kretyńsko to podłapuje (przy czym twierdzi, że przeciwko zwierzakowi nic nie ma, ale mrożenie butelek to przegięcie), a drugi kolega, to w sumie... przykro stwierdzić, ale takie Jej popychadło i jak Mu nie zagra, tak On zatańczy 😵 Wkurza fakt, że po takiej akcji nie będzie już tak, jak było wcześniej. Ale rok wytrzymam. A później zobaczymy. Może sie wyniosą? 😎
Edit. PS. Wczoraj dowiedziałam się, że czytali w necie o axach i okazuje się, że nie muszę mlodemu chlodzić wody, bo górna granica, w której one są w stanie funkcjonować to 19-20 stopni, a temperatura wody w moim pokoju nie może przekraczać 19 stopni (podobno tyle mam w pokoju - termometr wskazuje tyle, ale stojąc na kamiennym parapecie :| ). Wskazałam termometr w akwa, który wskazywał 20 stopni w tym momencie, dowiedziałam sie, że się nie znam na nim i tam jest 15 stopni (w końcu drugi kolega potwierdził, że jest 20). Po udowodnieniu, że temperatura jest w górnej granicy prowodyr akcji stwierdził, że w takim razie nie muszę jej chłodzić. Bo tempetarura 15-17st, to najlepsza dla tych zwierząt, ale mogą żyć w wyższej. Na stwierdzenie, że nie po to go brałam, żeby utrzymywac przy życiu, ale po to, żeby stworzyć mu jak najlepsze warunki usłyszałam, że jestem śmieszna 😵
Dworcika, jestem w szoczku, jak mozna byc tak upierdliwym czlowiekiem... tez bym sie na Twoim miejscu odegrala.
wlasnie moj chlop (poki co pomieszkujacy od miesiaca u mnie) szuka jakiegos pokoju w Warszawie dla siebie, do tej pory studiowal w Gdansku i rowniez mieszkal w mieszkaniu studenckim, ze znajomymi z liceum. juz sie boje na kogo trafi, bo tamci, niby to znajomi od kilku lat - a jednak srogo naciagali go na kase - ze niby na wspolne wydatki, a tak naprawde on z rzeczy, za ktore zaplacil - w ogole nie korzystal.
ale co im to przeszkadza?? przecież TO żyje jak ryba w akwarium, nie wychodzi na mieszkanie?? jest "dekoracyjne", nie miałczy, nie szczeka, nie leje na dywan... w głowie sie nie miesci 😲 😲
Dworcika, obawiam się, że przy takim nakręceniu się współlokatorów może być coraz gorzej. Będąc sama przeciwko grupie nie masz wiele do powiedzenia 🙁 Jeśli pójdziesz na ustępstwa może się okazać, że nie będą one ostatnie. Jaka atmosfera panuje w mieszkaniu? Rozmawiacie ze sobą normalnie? Spędzacie czas wspólnie? Czy podzieliliście się na grupy i zamykacie w pokojach?
ja bym nie wytrzymala w takim miejscu. nie warto nerwow psuc... cos mi nie pasuje - zmieniam mieszkanie.
a tak ogolnie rzecz biorac najwiekszym problemem mieszkan 'studenckich' jest to, ze sa drogie. warunki czesto slabiutkie, a cena wysoka... no i ciezko trafic na normalnych wlascicieli takowych mieszkan..
No i w zasadzie sam fakt, że zwierzak jest im nie przeszkadza, ale: - filtr bierze prąd (12 W) - zamrażalnik bierze prąd, żeby zamrozić 1,5 litrowe butelki (2 wstawiane rano i dwie wieczorem) - butelki wyciągane są z akwa i umycie ich pod bierzącą wodą płynem do mycia naczyń nie wystarczy - nie zyczą sobie, żebym wkładała te butelki do zamrażalnika (mają być za każdym razem nowe, a użyte wyrzucane) Czekam, kiedy czepią się tego, że akwa ma 112 litrów, które musiałam napełnić (dotychczas robiłam raz podmianę wody - ok. 10 litrów lodowatej wody z kranu). Zaznaczyli, że z większym poborem prądu już się POGODZILI (dla świętego spokoju będę wrzucać tego piątaka miesięcznie więcej, ale z gory zaznaczam, że kończy się jeżdżenie po prąd moim samochodem - no chyba, że wypadnie moja kolej.)
Teraz na głowie stanę, żeby nie mogli mi nic wypomnieć - kubka w zlewie, czy zbyt dlugo czekających na wyrzucenie śmieci, ale niech ktoremuś się tylko noga powinie...
abre, w zasadzie ze sobą nie rozmawiamy. Oni sobie, ja sobie (przy czym P. siedzi sam, ale normalnie gada z M. i G.). To akurat nie jest wielki problem - czasem tak sobie żyliśmy, ale spotykając się w kuchni gadaliśmy normalnie itd. Bez wielkiej zażylości, ale kontakty poprawne. Dziś w kuchni P. co prawda powiedział mi "cześć" jak zwykle, ale po tym co wczoraj od Niego usłyszalam nie chciało mi się nawet odpowiedzieć. Może głupio, ale trudno. Mam nadzieję, że faktycznie są nagle tacy pednatyczni i zeschizowani na punkcie śmiercionośnej bakterii akwariowej i uspokoi się jak pozbędę się tych butelek na rzecz wkładów chłodzących. Zobaczymy...
magda, to jest właśnie to - mieszkanie jest super, lokalizacja bdb., właściciel ok, cena satysfakcjonująca. Dlatego nie mam ochoty się stąd wynosić i mam nadzieję, że uda nam się to poskładać. Nie będzie już tak jak było, ale jeśli nie będzie wojen i będzie można się do siebie normalnie odezwać, to mi tu wystarczy - nie zależy mi na wspólnych wieczorkach itd. Nie chcę szukać teraz nowego mieszkania, gdzie nie wiem jak będzie (początkowo zawsze jest różowo...).
kujka, ze znajomymi jest chyba najgorzej. W zeszłym roku mieszkałam tu tylko z M. (z Nią studiuję, znałyśmy się wcześniej) i parą, którą poznałyśmy na miejscu. I jasne - były różne kłótnie, ale nie było takich wojen jak teraz! M. za to poprzednie mieszkanie wynajmowała ze swoją 'przyjaciółką' z LO. Teraz nie utrzymują kontaktu. Ja w poprzednim mieszkaniu mieszkalam z calkowicie przypadkowymi ludźmi i nie przypominam sobie żadnej poważniejszej kłótni - żadnego zmawiania za plecami nie było. Tyle, że tam nie miałam osobnego pokoju, wszyscy się rozeszliśmy.
Ah... marzy mi się mieszkanie, w ktorym poza mną byłaby tylko jedna osoba. Ale 2 pokoje.
oj nie zawsze 😉 z jednego mieszkania po tygodniu sie chcialam wyniesc 😉 a musialam w koncu przemieszkac 3 miesiace bo nie bylo jak inaczej... z innego juz w dzien wprowadzki - jak mi matka wlascicielki zaczela krecic nosem ze mam rower - sciany beda brudne! winda bedzie obita! sasiedzi beda dzwonic do spoldzielni na skarge! 😵 no i zakaz uzywania podstawki na buty bo rowniez sciana bedzie brudna!!! 😵 notabene kaucji nie chcieli... koniec koncow wytrzymalam tam pare miesiecy, wspollokatorki zaczely dawac czadu wieczorami i nocami, wypuscily niechcacy kota na klatke schodowa (ale jak tak on wyszedl?! ja tylko stalam w drzwiach i gadalam z kolezanka, ale ktoredy on mogl wyjsc??!) to powiedzialam pass i zaczelam intensywnie szukac. a ze przy okazji dostalam krotsze wypowiedzenie niz to bylo ustalone to utwierdzilo mnie w przekonaniu ze nie warto z ta osoba wspolpracowac 😎
Ja jestem w sumie dość odporna (a wręcz oporna 😁 ) na stres. Jak przestaną cudować przy lodzie, to luz. Nie muszę z nimi gadać - lubię siedzieć sama w swoim pokoju i w zupełności wystarczy mi, jeśli wszelkie problemy będą normalnie przedstawione. Tak, zeby atmosfera była przynajmniej neutralna, bez złosliwości. Sama na świecie nie jestem i oni nie są najistotniejszymi osobami w moim życiu - jak będę miala chęć się z kimś spotkać i pogadać, to mam takich ludzi dookoła. Chyba na szczęście nie mieszkamy razem 😉
Żadne rachunki nie poszły w górę. Mając Emila bardziej pilnuję, żeby nie nadużywać energii - kiedy nie oglądam TV, to go nie włączam, gaszę światła itd. Jeśli są różnice, to w zasadzie niezauważalne - prąd ładujemy za tę samą kwotę co wcześniej (nigdy nie pilnowaliśmy jakoś szczególnie terminów - wychodziło nam raz w miesiącu, ale raz to jest 30 dni, a raz 28 - nigdy nikt tego nie pilnował)
Dworcika, no to skoro działałby, to jak miałaby wzrosnąć energia? Logika się kłania. Poza tym, jak mają jedzenie obok, wkładaj butelki do siatki. Reklamówka i po kłopocie.
Dworcika, no to jak wszystko jest ok, to się nie tłumacz i nie martw, nie masz sobie nic do zarzucenia, uśmiechaj się miło jak będą się czepiać i tyle.
Dworcika wiesz co.. ja na twoim miejscu... w wolnym czasie jednak szukała sobie stancji gdzie indziej. A nóż gdzieś się trafi mieszkanko bliżej i z normalnymi ludźmi. Sama osobiście wiem jaki to jest horror z poszukiwaniami mieszkania studenckiego, żeby było tanie komfortowe i z normalnymi ludźmi. Ale nie jest to niemożliwe. Nic nikomu nie mów. Po prostu spróbuj. Przecież nie musisz czuć sie zobowiązana.
A z tymi ludźmi wybuchnie ci jeszcze przed świętami mega afera. Zobaczysz. Albo usiądziecie i porozmawiacie ,,od serca" ( o ile to z tymi bydlątkami jest to wogóle możliwe), albo ( wspomnisz moje słowa) zaczną się dziać dantejskie sceny. Sytuacje o których piszesz podchodzą o molestowanie psychiczne. Czepiają się ciebie o byle co... i to nie skończy się na 12 W filtrze czy mrożonych butelkach w lodówce. Działasz im na nerwy. Nie wiem czym to jest spowodowane bo ten bogu ducha winny zwierz jest tylko PRETEKSTEM aby się dopierd... i wylądować energię.
Ja bym nie patrzyła za siebie... wiem że ciężko jest ustąpić tak fajnej miejscówki itp. Ale uwierz mi to nie jest warte wiecznych nerwów, tłumaczenia się. W momencie jak pojawiają się dziwne teksty .. groźby w stronę zwierza... to pamiętaj raz przekroczona granica i koniec. Zacznie się wchodzenie na Twoją osobistą przestrzeń a ty (unikając konfliktów ) suma sumarum pozwolisz się gnoić - bo najważniejsze jest to fajne mieszkanie.
Radze ci... zacznij się rozglądać za inną miejscówką. Czas cię nie goni, na bruku nie wylądujesz. Kombinuj.. powodzenia życzę
ps. Na szczęście nigdy nie miałam takiego problemu. Kumpela hodowała na studiach żółwia i nikt nie brał więcej za prąd bo przez 24 h włączona była lampka... Były natomiast sytuacje gdzie koleś podczas wolnych dni ( przerwa świąteczna 14 dni) czy sesja ( czasami 10 dni wolnych ) sprowadzał sobie swoją dziewczynę i mieszkali jak stare dobre małżeństwo. rozwiązaliśmy problem doliczając mu 20 % do rachunków. Były to kwoty tytułu - 20-30 zł więcej i nikt z tego afery nie robił. Ale każdy student inny.