Sprawy sercowe...

pokemon, to prawda, sporo osób myśli, że ślub czy dziecko zmieni drugą osobę. A to raczej pogłębi to co już jest.
Też tak myślałam, ale na szczęście nie doszło do ślubu..
To strasznie że laski są takie naiwnie głupie. Facet być może że dojrzeje, dorośnie w trakcie życia. Tak jak i kobieta. Ale jeśli ktoś jest nauczony ról " baba do garów i do dzieci" to ślub ani dziecko tego nie zmieni. Jesli już, to może iść potem na jakieś kompromisy. Ale to będą kompromisy, a nie jego osobiste przekonania i odczucia. Więc mniej lub bardziej ale się będzie o to czepiał.
Czyatm was od jakiegoś czasu i niestety muszę się z wami zgodzić  🙇
Chyba jest jeden sposób, aby zobaczyć co nas czeka po ślubie...
Dobrze poznać rodziców naszego wybranka. Zobaczyć z bliska na własne oczy jak funkcjonuje ich związek, nie tylko od święta przy dużych okazjach, ale tak na codzień. Jak ojciec odnosi się do swojej żony, jak syn odnosi się do matki, czy jest obowiązkowy w swoim rodzinnym domu i cos pomaga, czy z niego "uciekł" i nie chce tam wacać, czy za każdym razem jak przychodzi/przyjeżdża to jest świętą krową, którą tylko mamusia obsługuje i dogadza.
Czy matka, jest kurą domową bez prawa do włango Ja, bez prawa do własnej pasji w życiu poza domem, mężem i dziećmi. Jesli ojciec nie szanuje swojej żony to syn również nie będzie szanował matki, i chyba raczej logicznym jest, że nie będzie szanował swojej żony...
Jeśli nasz wybranek ma rodzeństwo, które jest w związkach też warto ich poznać i zobaczyć jak u nich wygląda proza życia.
Jak by pieknie przed ślubem nie było to po ślubie, wiele lat po ślubie możemy całkiem nieświadomie odgrywać role z domu naszych teściów.
Może warto przed ślubem zobaczyś z bliska co nas może czekać w przyszłości 🙂
Aż tak bym się nie posuwała do obserwacji.  🙂 Przeciez kiedy jesteś z kimś w związku, rozmawiasz z nim, obserwuje się jego reakcje na różne sytuacje, słyszysz co mówi do znajomych, to wiesz jakie ma poglądy w tak podstawowych sprawach jak role osób w związku.
No chyba że się zamiast partnera ma kogoś z kim się nie rozmawia a tylko wymienia informacje. Wtedy się w zasadzie nic o nim nie wie.
Rozmowa, szczera - tak i to na każdy temat, ale taką obserwacją możemy dopełnić obrazu partnera i tego jakie życie może nas z nim czekać ( może bo przecież  nie musi ! )
Ja się przyjżałam dokładnie jak wyglądają związki i relacje w domu rodzinnym mojego TŻ, i doszłam do wniosku, że to nie mój model rodziny. Postawiłam się na miejscu teściowej, czy chciałabym być w tym miejscu co ona za np. 25 lat. Czy chciałabym aby moje dzieci (ja mam tylko jedno 😉 ) traktowały mnie tak jak jej dzieci traktują ją. Czy chciałabym mieć takie życie jak ona, czy ona jest dla mnie wzorem do naśladowania czy wręcz odwrotnie, czy jest tym wszystkim czego nigdy bym we własnej rodzinie nie chciała. I nie chodzi mi tu o naśmiewanie się z kogoś czy pogardzanie nim, ale odpowiedzenie sobie na takie proste pytania. Może nas to uchronić przed ślubem z którego będzie jedynie rozwód. To tak bardziej dla tych co się zastanawiają czy brać ślub czy może jednak nie. Bo powody do ślubu są różne i nie koniecznie jest to miłość 😉... wiem, wiem powiało średniowieczem 😉
Tyle że to wcale niekoniecznie tak działa. Mam wokół siebie wiele takich przykładów, że zachowanie rodziców, ich wartości, ich zamiłowanie do porządku, itd itp wcale nie przekłada się na to, że ich dzieci są takie same. I mam przykłady że niektóre cechy, wartości te dzieci jednak przejmują.
Dlatego nie przykładałabym tyle wagi do tych obserwacji ich domów rodzinnych. Zwracać na to uwagę, ale ważniejsze jest to co mówi i jak postępuje partner.
emptyline   Big Milk Straciatella
14 października 2018 10:02
MATRIX69, trochę się zagalopowałaś w tych obserwacjach. Przez coś takiego moim zdaniem można nie dać szansy komuś bardzo wartościowemu, bo rodzice mają słabe relacje. 🙂
Ja tylko opisuję swój przykład, kiedy to stanęłam przed wyborem brać ślub czy nie. U MNIE po zrobieniu takiego ogólnego rachunku sumienia swojego, i tego co się dzieje do okoła mnie wyszło, że jednak nie chcę ślubu bo prawdopodobnie skończy się on rozwodem.( dodam tylko, że nie wykluczam ślubu całkowicie, ale na pewno już mi się z niczym nie spieszy i wolę się chwilę dłużej zastanowić niż później żałować) Ja nie narzucam nikomu co ma robić i czego nie, przecież to od nas samych zależy czy będziemy żyli tak jak nasi rodzice czy wręcz przeciwnie. Nie uważam również, że trzeba z góry skreślić człowieka za błędy jego rodziców, ale jeżeli znamy sytuację to przynajmniej możemy lepiej zrozumieć naszego partnera.
MATRIX69, Ja się zgodzę z tym, żeby zwracać uwagę na rodzinę partnera pod względem szacunku do siebie nawzajem, jak się do siebie odzywają. Ale z drugiej strony niespełnione pasje czy bycie tą tzw kurą domową (wiele kobiet po prostu lubi być panią domu i matką, nie widzę w tym niczego złego) to jest kwestia dogadania tego tematu między dwoma osobami w związku, a nie patrzenie na teściową 😉
Ale zgadzam się z tym, że wiele można wywnioskować z relacji rodzinnych partnera, przynajmniej starać się lepiej zrozumieć.
Gdyby mój patrzył na to jaki mam szacunek do rodziców, to by mnie nie wziął. I jestem ewidentnym przykladem że to jak odnosiłam się do rodzicow nie ma się nijak do tego jak traktuje teściów i męża.

Nadal uważam, że najważniejsze jest to CO mówi partner i czy to jest spójne z jego zachowaniem. Czyli czy to co mówi jest prawdziwe i czy nie są to tylko puste słowa.
Tak to wszystko jest bardzo ważne i jak widomo co człowiek to historia, życie ma milion odcieni szarości i coś co dla jednego jest bielusieńkie dla innego będzie już zwykłą szarością. Skoro jesteś w wieloletnim związku to jednak twój mąż zaakceptował ciebie taką jaką jesteś bez względu na twoją rodzinę, ale być może to jaki masz stosunek do własnej rodziny czym jest on spowodowany pozwolił mu zaakceptować ciebie? Z tego co kojarzę jesteś lekarzem psychiatrii więc masz pojęcie o pojęciu, i pewnie nie jedno przepracowałaś sama ze sobą, ale nie wszyscy mają tyle szczęścia, że mają świadomość tego jak nasze rodziny wpływają na nasze związki nawet jeśli na pierwszy rzut oka tego nie widzimy. Ja bym się nie odważyła wyjść za partnera nie znając jego rodziny - tej najbliższej, lub osób, które go wychowały, były dla niego wzorem do naśladowania. Chociaż rozumiem, że czasami nie ma takiej możliwości z przyczyn niezależnych np. śmierć tych osób.
Piszemy tu teraz o tych przykładach gdzie rodzina "nie za fajna", a mój ojciec jest świetnym przykładem, że wszystko działa w obie strony. Jego rodzice i 3 braci w wieloletnich szczęśliwych związkach, ich dzieci również...tylko mój ojciec taka czarna owca, rozwodnik, babiarz 😉 ( na szczęście bardziej erotoman gawędziarz) i finalnie gołod*piec bo go aktualna żona tak urządziła. Na nic nie ma reguły i gotowego przepisu 🙂
Zmierzam tylko do tego, że czsami lepiej się trochę bardziej zastanowić niż później żałować i szarpać się z rozwodem. Piszę to ja, panna z dzieckiem na własne życzenie 😉
busch   Mad god's blessing.
14 października 2018 12:23
Ja też uważam jak tunrida, nie ma tutaj takiej prostej prawidłowości że jeśli rodzina dysfunkcyjna, to i wybranek z tej rodziny "stracony". Po pierwsze sytuacja może się diametralnie różnić zależnie czy osoba z danej rodziny sobie znormalizowała relacje rodziców, czy też dostrzega że coś w nich jest nie tak. Oczywiście świadomość w takich przypadkach jest lepsza. Różni ludzie różnie też reagują na środowisko, w którym się wychowali. Oprócz kopiowania jest też pójście w przeciwną skrajność z niechęci do wzorca narzuconego przez rodziców (co też może być niezdrowe). Ludzie też mają zdolność przepracowania swoich problemów - samemu lub z pomocą specjalisty - i wyrośnięcia na coś więcej niż efekt swojego wychowania 🙂

A żeby rozeznać sytuację z danym delikwentem, to dużo ważniejszy jest ten delikwent jako obiekt obserwacji, niż jego rodzina. 
Ostatnie zdanie Bush jest kwintesencją. Ja przepraszam matrix ale mi się nie chce dziubać włosa na 10 i rozważania tu prowadzić jak, co, kiedy, dlaczego i od czego jeszcze wszystko zależy. Wychodząc za mąż nie byłam żadnym lekarzem a już na pewno nie psychiatrą, więc mój zawód w ogóle nie miał wpływu na tę sytuację. Psychiatrą zostałam już od wielu lat mając męża, dziecko kilkuletnie. Tak więc w momencie kiedy decydowaliśmy się na ślub nic nie miałam przepracowane. Byłam zwykła dziewczyną bez żadnych specjalnych mocy psychologiczno psychiatrycznych.

Chodzi mi o to, że zwykle szczere rozmowy z partnerem i bycie ze sobą co dzień, wystarczą by wiedzieć jaki on jest. I nie ma potrzeby obserwacji rodziny. Warto na rodzinę spojrzec, ale to po rozmowach z partnerem się WIE jaki on jest.
Dobrze czytać, że są pozytywne przypadki i ludzie są ze sobą długie lata w szczęśliwych związkach i nie są to superludzie z nadludzkimi mocami, napawa mnie to optymizmem.
Dodaj jeszcze- mimo potknięć po drodze. Bo takie są.

Moje zdanie na udany związek jest takie: partnerzy muszą 1) kochać się, 2) chcieć być dla siebie nawzajem najlepszym przyjacielem na świecie. ( czyli między innymi rozmawiać ze sobą naprawde o wszystkim, tak jak by się gadało z przyjaciółką. Da się. Nawet o sprawach trudnych i przykrych. Ja w związkach stawiam na szczerość a nie na jakieś głupie gry damsko- męskie.) 3) i z drugiego wynika trzecie- być gotowi na kompromisy.
To mój punkt widzenia. Mi się sprawdza.

I z punktu drugiego wynika to, od czego zaczela się rozmowa. Jeśli jesteśmy szczerzy i rozmawiamy. Także o rolach damsko męskich w związku, o tym co nam się w sobie podoba a co nie, jeśli pokazujemy jakie mamy zainteresowania, wizje na spędzanie czasu po ślubie, i jeśli jesteśmy szczerzy w tych rozmowach, to widzimy czy nasze wizje są zbieżne. Jeśli nie są, to rozmawiamy dalej. I widzimy czy partner jest już mocno w swoich oczekiwaniach zafiksowany czy niekoniecznie. No jakoś nie muszę oglądać jego rodziny i kombinować czy mu się podoba układ tata- mama, czy nie. Przecież wystarczy go o to spytać.
No nie wiem...ja w ogóle nie widzę problemu. Jeśli coś mi się w partnerze nie podoba, to to widzę. I jestem tego świadoma. I nie liczę głupio, że mu się zmieni. Choć życie bywa różne.. Ale szczera rozmowa to podstawa.
tyle tu rad: obserwuj, badaj, sprawdzaj... teoretycznie super... ale... człowiek sie ZAKOCHUJE... zakochuje w jakimś wyobrażeniu i nie kalkuluje, nie obserwuje bo jest ZAKOCAHNY... ma w d. obserwację rodzin, czy zachowań, chce teraz na zawsze, razem...

I nie do końca jest to prawdziwe z obserwacjami: moja teściowa jest kobietą domową: obiadki, pranie, prasowanie, sprzatanie (poza tym pracowała na etat)... ale WSZYSTKIE obowiązki domowe były na jej głowie... I co? nico... mój mąż pierze, wiesza, prasuje, lata na ścierce, ogarnia po sobie, (bez proszenia!) = a na wyraźne wskazanie odkurzy czy umyje podłogę.
Teśc jest facetem bardzo zabiegającym o względy teściowej, wręcz nadskakuje jej jako facet... podaje, robi herbatki, okrywa kocykiem, podeje płaszcz, otwiera drzwi, wszedzie wozi itd. Ale w domu nie robi nic "kobiecego"... - nic z tych rzeczy mój mąż nie robi...

nie ma żadnej gwarancji zachowań...
Martita   Martita & Orestes Company
14 października 2018 20:04
Dodofon Czyżbyś miała idealnego współlokatora a nie partnera?
Dodofon Czyżbyś miała idealnego współlokatora a nie partnera?


Współlokatora to się chociaż lubi...
Ja się nie zgadzam, że kiedy się jest zakochanym to aż tak się jest totalnie ślepym. Zanim się z kimś hajtniesz to przecież ileś miesięcy czy lat jest się ze sobą. Oprócz magicznych momentów zadurzenia i utraty mózgu, są chyba i momenty bardziej logicznego myślenia. No chyba że ktoś decyzję o ślubie podejmuje szybko i pochopnie.
Gdyby to było takie proste, to by nie było nieudanych małżeństw i rozwodów. 😉
Nie jest łatwe. Ale szlag mnie trafia kiedy przychodzi do mnie kumpela i opowiada o jakichś tam problemach z mężem. Ja pytam " no dobra, a co mąż na to" A ona " Nie wiem" Ja pytam, "To nie rozmawiałaś z nim o tym?" Nie" Ja pytam "Ale dlaczego?" A ona " Bo ja nie wiem jak". Ja na to " Jak to jak? Normalnie. Tak jak ze mną o tym rozmawiasz" I słyszę " Ale my tak nie rozmawiamy ze sobą o takich rzeczach".
No świetnie. Nie partner przyjaciel, ale taka "Instytucja Mąż" traktowana w jakiś specjalistyczny sposób na jakichś specjalistycznych zasadach.
tunrida - masz rację, ale mój mąz nie rozmawia - ucieka, unika, "nie ma czasu", nie odpowiada na maile, "nie teraz" "co mnie atakujesz" itd.
Są ludzie, którzy nie chcą rozmawiać. Poza tym jak zacznę rozmowę = atak, atak z jego strony taki, że mnie zatyka, zaczynam się jąkać, nie potrafię wycisnąć słowa.
Ja już nie podejmuję sie rozmów. Bo sobie robię nimi krzywdę.
Rozumiem. Tylko u was to pewno już dawno za późno. Mi chodzi o ten moment kiedy ludzie zaczynają tworzyć związek. A w Twoim przypadku, to trzeba by wam chyba jakiegoś mediatora. Osoby która dopilnuje żebyście się nawzajem nie atakowali. A przynajmniej nie tylko to. Bo jak ktoś wyczuwa atak, to też odpowiada atakiem. I po rozmowie.
Tyle że u was chyba naprawdę za późno na wszystko. Ty już od lat piszesz że masz dość tego związku. A on chyba nie widzi w ogóle żadnego problemu, więc i powodów do zmian nie widzi.
przede wszystkim, ja od lat w tym związku nie jestem, ani fizycznie, ani psychicznie
I tu nie ma co naprawiać. Kompletnie. Nie ma szans na negocjatora, terapię.
Bo co - nagle się zakocham ponownie? W człowieku, który od kilku lat dobija mnie? Nagle wymarzę całe zachowanie?
Całe x lat?

Walczyć można o coś na czym człowiekowi zależy.

Gdzieś przeczytałam że do czasu kiedy kobieta krzyczy, kłóci się - to znaczy , że jej zależy. Kiedy przestaje mówić - już nie ma czego ratować.
Ja przestałam mówić już dawno.
desire   Druhu nieoceniony...
15 października 2018 09:20
ja myślałam Dodo, że Ty już dawno po rozwodzie..  😲  😡
i tunrida, dobrze prawi, odkąd nauczyliśmy się z sobą gadać to jest ok, no ale spięcia sie zdarzają, owszem.  😁  ostatnio coś nabuczaliśmy na siebie przy jego rodzinie, wujek do nas, że sie zaraz pozabijamy, a my że przecież chociaż szczerze z sobą gadamy.  😜 😜 mina rodzinki bezcenna, bo oni wszyscy to tacy idealni.  😂
Dodo- napisałam co napisalam, bo ty napisałaś że mąż nie rozmawia, ucieka, unika. Tak jakbyś ty próbowała rozmawiać. Jeśli sobie po prostu tkwisz w małżeństwie na papierze, to twój wybór. Własne życie można mieć i bez rozwodu.
No właśnie. Do rozmawiania potrzebna jest obustronna chęć rozmawiania. Nawet nie od razu umiejętność, bo nauczyć się można, jeśli się ma chęć.
Ale jeśli jedna strona chce, a druga nie, to nic się nie da zrobić.
Tak samo jeśli jedna strona uważa, że coś jest problemem, a druga nie bądź wręcz sądzi, że ta pierwsza "coś wymyśla" - to mamy sytuację patową.
W idealnym świecie wszystko się da rozwiązać i na każdy problem jest rada - w rzeczywistości nie.
emptyline   Big Milk Straciatella
15 października 2018 17:14
Ale Ci Wasi faceci przed ślubem rozmawiali i nagle przestali? Chyba raczej nie?
emptyline mnie się wydawało, że mój rozmawia, ale z czasem zrozumiałam, że to raczej były monologi. To znaczy ja mówiłam, on mówił, ale nic z tego, co ja mówię, nie było brane pod uwagę, jeśli nie pasowało do jego wizji tego, co chce usłyszeć. Ot, szumy w tle. 😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się