Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"

Dziękuję za słowa wsparcia. To wiele znaczy.

Przestaję wierzyć w to, co dzieje się dookoła mnie.
Kolejne dni - wczoraj przykra sytuacja rodzinna, bez zaskoczenia, bo mój chrzestny obrażony na wszystkich od lat (nikt nie wie o co), ale bezpośrednie spotkanie i bycie potraktowaną jak powietrze bądź natrętna mucha... no przykro jednak...
Nowemu współpracownikowi, który ma zastąpić mojego byłego już przyjaciela, rozchorowało się dziecko, więc jest mniej dyspozycyjny niż zakładaliśmy.
Żeby było zabawniej dzisiaj się okazało, że termin kiedy zaplanowałam przesyłki materiałów promocyjnych do druku jest kompletnie niemożliwy, bo akurat kończy się umowa przetargowa i będzie tydzień blokady na takie usługi. Akurat ten tydzień, który dla mnie jest idealny pod kątem organizacyjnym. Szkoda, że nikt nas nie poinformował wcześniej...
Moi współorganizatorzy nie wywiązują się z terminów, nie mam wszystkich materiałów...
No i dzisiaj znowu nie odpalił samochód...
Plany długiego weekendu majowego mogę sobie wsadzić w d...




majek   zwykle sobie żartuję
27 kwietnia 2017 11:46
Ascaia, zobaczysz, za pol roku bedziesz tylko wspominac jak sobie swietnie z tym wszystkim poradzilas. Serio!
Ascaia, a czemu masz rezygnować z planów wypoczynku? Nie możesz zwyczajnie uznać, że "jesteś mniej dyspozycyjna niż inni zakładają" ? 🙂
Przecież na tej zasadzie można zwariować, albo się wykończyć: że wszyscy zawalają, a ty masz ratować cały świat.
Bo jednak przy projekcie widnieje moje nazwisko jako koordynatora / asystenta koordynatora (w zależności od humoru mojej kierowniczki 😉 ). A do mediów to już głównie ja chodzę, więc z festiwalem jest skojarzona moja twarz.
Poza tym wiesz... dziecka nie mam, faceta nie mam... jestem na końcu łańcucha pokarmowego w kwestii uzasadnień niedyspozycji😉

A z tym ratowaniem świata to trafiłaś w punkt. Bo dzisiaj dokładnie te słowa usłyszałam - nie w sprawie festiwalu, ale innej sprawy dotyczącej całej firmy. Więc mam na głowie dodatkowy problem, z terminem rozwiązania 5 dni roboczych. Tyle, że to 5 dni roboczych podług... Brukseli, bo sprawa ma skalę europejską. I tak byłam twarda i nie pozwoliłam wrzucić na siebie całej odpowiedzialności. Ale coś czuję, że jeśli nie uzna naszego maila, że 1-3 maja to u nas dni weekendowe to...
Jeszcze tydzień temu myślałam, że będę mieć baaardzo długi weekend czyli 9 dni wolnego. Coraz czarniej to widzę. I jeszcze raczej nie będę mieć samochodu...

Jest zabawnie. 😉
Gillian   four letter word
27 kwietnia 2017 19:50
Mnie dziś dołuje tylko to, że zawiozłam na planowe przyjęcie dwulatka na onkologię dziecięcą a tam mają takie obłożenie, że nie mają już wolnych łóżek. I w sumie jak stamtąd wyszłam to jednak jestem pewna, że nie mam w życiu żadnych problemów 🙁
Gillian od samego przeczytania tego, co napisalas, chce mi sie ryczec, a co dopiero byc w Twojej sytuacji 🙁 ciezka masz ta prace.
Poza tym wiesz... dziecka nie mam, faceta nie mam... jestem na końcu łańcucha pokarmowego w kwestii uzasadnień niedyspozycji😉


Moja kumpela też tak miała... Jak kolejny raz okazało się, że ona musi zostać/zrobić, bo nie ma dzieci to popatrzyła na szefa i z poważną miną powiedziała: "nie... idę wreszcie szukać ojca dla mojego przyszłego dziecka... już najwyższy czas..." i spokojnie wyszła.

Może czasem warto. Sama jestem mamą a wkurza mnie taka argumentacja - moje dziecko to mój problem a nie otoczenia... Tak samo jak kot/pies/chomik/ciocia/teściowa i kto tam jeszcze na myśl przychodzi... Zawsze można się dogadać, ale nie wykorzystywać innych "bo ja mam dziecko".

A poza tym to się trzymaj, w końcu musi być z górki...
Dalej się nie doczekałam na rozmowę. Chwilę pisałyśmy w piątek i dowiedziałam się tyle, że to przecież ja nie chciałam rozmawiać (tak, tydzień wcześniej! potem próbowałam kilkukrotnie, choć nadal uważam, że to nie ja powinnam się odzywać pierwsza) i że teraz to X pracuje od rana do nocy i nie będzie rozmawiać przy kimś. Mamy długi weekend, nadal nic. Nie wiem, czy jestem bardziej wkurzona, czy bardziej mi przykro, czy już mnie to momentami bawi... Do tego wczoraj przy okazji wizyty weta w stajni (do innego konia) wyciągnęłam konia z boksu, żeby pokazać dla świętego spokoju jedną rzecz - a tu koń kulawy. Przyjechałam wieczorem tylko poszykować mu żarcie, a tu niespodzianka. 😵 Za mało się stresuję ostatnio czy jak? 🤔
Ascaia prawo do odpoczynku ma każdy, niezależnie od tego czy ma dziecko, męża, konia, psa czy stado jaszczurek. I nie mówie tutaj o jednym wieczorze, a o conajmniej kilku dniach wolnego od pracy 😉
Odpoczywanie i regeneracja jest niesamowicie ważna, nie zapominaj o sobie  :kwiatek:

Ja zaczynam 10-dniowy urlop  😍 siedzę w piżamie w pustym mieszkaniu siostry (wyjechała, więc się zajmuję mieszkaniem) i popijam kawę zabielaną śmietanką 30%, bo nie wzięłam mleka z domu. Rewelacja  😁
kolebka, dziękuję. Może to nie brzmi wiarygodnie, gdy się czyta jak nadal wygląda moja sytuacja zawodowa, ale naprawdę i tak wiele zmieniłam ostatnio. Już zdarza mi się mówić "nie, nie zrobię tego, bo będę mieć czas dla siebie, jutro dopiero". Albo "dzisiaj pracuję, ale wezmę za to dzień wolnego, zapisze sobie Pani w godzinkach, ok?". Przestałam też aż tak szarpać się fizycznie, częściej poczekam na pomoc czy wyręczenie przez współpracowników płci męskiej. Więc to jest baaaaardzo duży postęp. Serio.

Z drugiej strony, zapewne nigdy nie będę tak... hmmm... szanować siebie (?) jak to jest preferowane we współczesnej... psychologii (?), medialnie (?). Nie ten typ i już. Bo patrzę na zdjęcie moje kolegi z dwu tygodniowym synkiem-naleśniczkiem, no i.... no i jak mam mu odebrać te chwile. Nawet dzisiaj z nim rozmawiałam i jednak ustaliliśmy, że do poniedziałku będę robić za niego, skoro już ma ten urlop wypisany. No niech się nacieszy chwilami z maleństwem. Skoro ja i tak cały czas pracuję... Szefowa i druga pani na wyjazdach poza miasto.... No i to samo - skoro ja jednak i tak siedzę w domu przy kompie... No to już posiedzę, a przynajmniej niech one skorzystają z długiej majówki. Nowy współpracownik właśnie się przeprowadza, ma małe dziecko, drugie na dniach pojawi się na świecie, więc też uważam, że trzeba się dogadać, a nie tylko wymagać. 🙂 Inaczej nie umiem. I chyba... nie chcę się nauczyć. 🙂

Tak w temacie
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/1503328,1,co-robic-zeby-odpoczywajac-nie-meczyc-sie-jeszcze-bardziej.read
😉

A tak tylko dodam od siebie, że już nie mam tego przeraźliwego uczucia porażki, już przeżyłam ten pierwszy szok "żałoby". U mnie jest intensywnie, dużo emocji, dużo gadania / pisania, ale jednocześnie cały czas działam i swoje robię. Takie trochę może rozdwojenie jaźni dla niektórych. 😉
Prawda taka, że nigdy nie zapomnę o tej sytuacji. Jestem wrażliwcem, więc z jednej strony zawsze zostaje sentyment, z drugiej - zawsze pozostaje ból. I wspominanie. Dla mnie to nie jest złe, że jest się emocjonalnym, że się przeżywa. To jest... ludzkie... 

W każdym razie - swoje robię. Mam w sobie ten ból po "przyjacielu", mam zmęczenie tymi różnymi pechowymi sytuacjami. Ale życie toczy się dalej. 🙂
Nie jest idealnie (i nie będzie) - aktualnie irytuje mnie to, że ta majówka taka poszarpana. Niby wolne, ale większość dnia poświęcam na sprawy zawodowe. W dodatku są to takie telefony, maile, rozmowy na fb z doskoku, więc nic innego porządnie też nie mogę robić. Od komputera za daleko i na dłużej nie odchodzę. Próbowałam realizować plany stolarsko-mieszkaniowe, ale co uruchomienie wyrzynarki ktoś się odzywał. W sumie przez kilka godzin rozłożonego warsztatu, zrobiłam ledwo-ledwo kroczek do przodu.
I tak to jest, że mnie to irytuje, wkurza i muszę sobie na to popsioczyć. Najchętniej we włoskim stylu. 😉 Tak mam. A z drugiej strony... no cóż, takie jest życie, sama sobie taką pracę wybrałam i przecież tę pracę lubię.

Już lepiej nie umiem tego "rozdwojenia" wytłumaczyć. 😉

majek   zwykle sobie żartuję
03 maja 2017 13:12
oj tam. Jak lubisz te prace i np wolisz byc na miejscu, nawet jak nie musisz i jest to lepsze od siedzenia w domu i zastanawiania sie, czy wszystko idzie dobrze jak Ciebie tam nie ma...
Wyluzuj, przyjmij do wiadomosci, ze nie ma sie czym dolowac. Moze Ci kiedys przejdzie. I tu nie ma nic o szanowaniu siebie. W sumie z mojego doswiadczenia to na twoim miejscu bym tez sie tak spinala, by potem, jesli np sama planujesz macierzynstwo np... miec argument ze teraz Twoja kolej posiedzenia z wlasnym nalesniczkiem.

ja tez mam lekkiego dola troche w podobnej sprawie, aczkolwiek z tej drugiej strony.
U nas w pracy czekamy na wielki powrot jednej jednostki z urlopu macierzynskiego. Normalnie dziala mi juz na nerwy strasznie, bo zachowuje sie, jakby chciala dostac wypowiedzenie. Mam wrazenie ze mysli, ze kazdy w firmie ma sie dostosowac do jej corki. Ona np chce pracowac z domu 2 dni z pieciu ('a dlaczego chcesz pracowac z domu?' 'bo opiekunka kosztuje i chcialam zaoszczedzic i brac tylko na 3 dni i nie ma sie kto dzieckiem zajac.' ' To bedziesz pracowac czy zajmowac sie dzieckiem?'😉 i takie inne kwiatki w tym stylu, ze ona chce pobyc z dzieckiem, a jej corka potrzebuje mamy (a moje nie potrzebuja?)

Serio, pamietam jak moje dzieci byly w wieku jej corki. Logistyka w tamtych czasach byla duzo mniej skomplikowana niz teraz, jak maja 5 i 7 lat. I mialam duzo mniej roboty itd, bo teraz wracam z pracy zrypana a tu jeszcze trzeba na gimnastyke zawiezc, lekcje odrobic, kolacje ogarnac, obiad na nastepny dzien itd.

TZn nie zebym jakos specjalnie sie tym dolowala, ale mam takie wrazenie, ze ona wroci i atmosfera w robocie bedzie czerstwa.



Ascaia,  ja też myślałam że przyjaźń obowiązuje w dwie strony, ale chociaż minęło już trochę czasu, ja dalej nie mogę tego ogarnąć. Mnie " zdradziła" okradła i sprzedała za srebrniki "przyjaciółka" z którą znałyśmy się przeszło 20 lat. Widziałyśmy się praktycznie  z 2 razy w tygodniu. Nawet nie mogę odzyskać kasy, bo nie spisałam umowy, bo przecież  tyle lat się znałyśmy  i było mi najzwyczajniej w świecie niezręcznie, aby coś spisywać. Wiem, byłam głupia i naiwna, ale mnie samej do głowy by nie przyszło by potraktować tak kogoś obcego, a co dopiero przyjaciółkę. Mam nauczkę, wielki żal pozostał i raczej już pozostanie do końca życia.
sumire gdyby to o mnie chodziło to ja bym odpuściła. Kiedyś byłam w podobnej sytuacji, mimo, że czułam się wykorzystywana, że jednak moja przyjaciółka nie zachowuje się w porządku wobec mnie to starałam się uratować sytuację. Napotkalam z jej strony mierne zainteresowanie, bo jednak chciałam pewne sprawy wyjaśnić, ustalić coś. Któregoś dnia stwierdziłam, że to koniec z mojej strony i więcej już z siebie nie dam. Pobolało i przeszło. Moja była przyjaciółka jest żoną przyjaciela mojego męża (poznali się przez nas), faceci się widuja, spotkań we czwórkę nie ma od lat. W miarę upływu czasu docierały do mnie fakty i wiedza z jaką egoistka miałam nie przyjemność się przyjaźnić. Przypomina sobie o mnie jeszcze, chociaż już sporadycznie, jak ma chęć gdzieś pojechać na weekend albo urlop "na krzywy ryj" (mam miłą chatkę nad jeziorem), ale ja już na szczęście jestem na to odporna. Asertywność 100%  😅
majek uwielbiam 😉 takie roszczeniowe lalunie.
Ascaia trzymaj się 🙂
Watrusia gruby numer, współczuję.
Ascaia - a Ty przypadkiem nie wróciłaś do pracy z kilkutygodniowego/kilkumiesięcznego zwolnienia lekarskiego?
Wiem, ze na lekarskim się nie odpoczywa, ale po tak długim zwolnieniu od razu branie urlopu dla mnie byłoby "nie halo"
Dodofon, byłam chora blisko trzy miesiące. Z tego ok. czterech tygodni nie było mnie fizycznie w pracy. A pracowałam cały czas - pisałam tutaj nie raz o tym.
Jak wróciłam na przełomie marca i kwietnia tak od razu weszłam do pełnego galopu - dwie imprezy tydzień po tygodniu, rozliczenia, itd.
Poza tym jaki urlop?  👀
jagoda1966, tylko ja się w zasadzie nie czuję wykorzystywana... Tzn. naprawdę nie mam problemu, żeby w czymś pomóc/zaproponować, to jest naturalne i nie umiem inaczej. Boli mnie brak dotrzymywania pewnych obietnic - co zdarzyło się pewnie kilkakrotnie w takich ważniejszych sprawach przez te wszystkie lata znajomości (czyli jakieś 6-7) i częściej w pierdołach. Niektórych już nie pamiętam dokładnie, puściłam w niepamięć, pamiętam tylko swoje ogólne wrażenie na zasadzie "no nie, znowu, mogłam się spodziewać, że to tak wyjdzie". Inne pamiętam bardzo dobrze. 😉 Cały pic polega na tym, że druga strona chyba sobie nie zdaje sprawy z tego, że to w ogóle był jakiś problem - bo w sumie tego nie zakomunikowałam wyraźnie (było to dla mnie oczywiste). I to chciałam zmienić, jakoś nią potrząsnąć... gdyby sytuacja sprzed dwóch tygodni to był pierwszy czy drugi raz, to pewnie w ogóle bym z tym nie miała problemu, no zdarza się, tym bardziej, że powód był uzasadniony. Ale to nie był pierwszy raz i mi się przelało. W efekcie mam deklarację, że chce porozmawiać, ale nadal do tej rozmowy nie doszło. Próbowałam wielokrotnie, dzwoniąc, pisząc i robiąc to tylko dlatego, że prosiłam o informację wprost, jeśli nie chce ze mną rozmawiać - "chcę, tylko nie przy kimś, a ciągle nie jestem sama". Tylko... 2 tygodnie? Nawet 15 minut nie znaleźć? Przestaję w to wierzyć. Podejrzewam jeszcze, że przyczyną mogą być problemy związkowe po tamtej stronie, już kiedyś tak było, że w zasadzie ucięła kontakt ze wszystkimi znajomymi "dzięki" swojemu facetowi. Choć... nadal nie jest to usprawiedliwienie, nadal mogłabym dostać taką informację, zwłaszcza, że widzę, że się loguje na fb np. (ale moich wiadomości już nie odbiera). Z każdą próbą kontaktu czuję się, jakbym dostała czymś ciężkim, zastanawiam się, po jaką cholerę sobie to w ogóle robię... I bardzo żałuję, że nie potrafi mi przestać zależeć. I że to ciągle jest ważne, mimo że w ostatnim czasie wydarzyło się parę innych nieciekawych rzeczy, na których się powinnam skupić. Z drugiej strony w życiu bym się nie spodziewała, że X się tak zachowa bez większej przyczyny - kaliber zupełnie niewspółmierny do powodu kłótni, to nie jest do niej podobne. Oszaleję, zastanawiając się, o co chodzi. 🤔wirek:
AtlantykowaPanna   "Jeśli idziesz przez piekło- nie zatrzymuj się!"
05 maja 2017 12:12
A ja mam ostatnio jakiegoś doła... Nic mi nie idzie, w pracy kończą mi się pomysły na jazdę, wsiadać mi się nie chce. Całe dnie mam jakieś do d**y do tego ciągle jakieś przeziębienia... 😵
Mozii   "Spełnić własną legendę..."
05 maja 2017 15:23
Piona  😉 Totalny brak siły, motywacji, energii. Radość niewielka, chociaż konie i jeźdźcy się starają i dumna mnie rozpiera. Ale jakaś taka pusta w środku jestem... Chyba za dużo wydarzeń nie koniecznie na plus dookoła...
AtlantykowaPanna   "Jeśli idziesz przez piekło- nie zatrzymuj się!"
05 maja 2017 15:25
No chyba tak...
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
05 maja 2017 16:21
Mam od 2 dni grypę żołądkową. Praca + jutro mam egzamin, na który się nie uczyłam, bo próbowałam nie umrzeć i jeszcze pracować. Ciekawe czy będę jutro w stanie dotrwać do końca tego egzaminu czy wylecę jak z procy...
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
05 maja 2017 20:37

Ja zaczynam 10-dniowy urlop  😍 siedzę w piżamie w pustym mieszkaniu siostry (wyjechała, więc się zajmuję mieszkaniem) i popijam kawę zabielaną śmietanką 30%, bo nie wzięłam mleka z domu. Rewelacja  😁


Na czym polega "zajmowanie się mieszkaniem"?  👀 Pytam poważnie, zawsze mnie to niezmiernie bawiło. Rozumiem opieka nad czyimś psem/kotem/złotą rybką na czas wyjazdu, ale mieszkanie?  👀


A ja mam kryzys pracowo-egzystencjalny. Siedzę sama jak palec w domu, czuję się okropnie samotna, obejrzałam serial, piję drugie piwo i nawet nie chcę myśleć o tym, że jutro mam studentów i trzeba się przygotować na zajęcia z nimi. Może rano to zrobię..  🙁
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
05 maja 2017 20:41
smarcik, podlewanie kwiatków, zapalanie światła, sama obecność, zeby złodziei nie kusiło.

A u mnie juz 40'C, z rana pojade na sor, ale pewnie wykładowca nie uzna mi L4 i bede jedno podejście do tylu. Tyle z ludzkimi odruchami na studiach :P
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
05 maja 2017 20:46
A co wtedy ze swoim mieszkaniem?  👀 I to już na 10-dniowy wyjazd tak trzeba?  👀 To nie jest złośliwość, pytam poważnie, bo ja w swoim jestem gościem i w życiu by mi nie przyszło do głowy żeby w jakikolwiek sposób martwić się czymkolwiek związanym z kawałkiem betonu. Teraz w sumie trochę pomieszkuję, ale kiedyś bywałam raz czy dwa na miesiąc. Zastanawiam się czy ludzie miewają rozterki typu "nie pojadę gdzieś, bo nie mam z kim zostawić mieszkania" (i tu zaczynają się już moje głębsze psycho-rozkminy na temat przeniesienia i takie tam, ale to nie ten wątek..  😉 ).
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
05 maja 2017 20:54
smarcik, moze ktos mieszka z większa ilością osób? Ja tak chodzę do sąsiadów jak wyjeżdżają, zapalam światło, podlewam kwiaty, krzątam sie trochę. Oni w zamian za to karmią mi kota jak mnie nie ma 😀
AtlantykowaPanna   "Jeśli idziesz przez piekło- nie zatrzymuj się!"
05 maja 2017 20:56
Strzyga kobieto na co ty czekasz z lekarzem przy 40 stopniach, nie czekaj jedź od razu. A wykładowca chyba musi uznać. Kuruj się szybko, wysyłam duuuużo zdrówka :kwiatek:
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
05 maja 2017 21:06
O kurcze, ja myslalam, ze to taki 'relikt przeszlosci' z tym mieszkaniem. W zyciu nikt sie naszym nie zajmowal jak nas nie bylo (a spokojnie po 2 tygodnie i dluzej stalo puste), jedno lato praktycznie cale z kilkoma kilkudniowymi epizodami obecnosci kogokolwiek.
Serio- zlodziejom wystarczy kilkugodzinna  nieobecnosc, standardowa codzienna, jesli maja w planach okrasc i obserwuja mieszkanie to wystarczy im 15 minut. Niestety rodzina sie o tym bolesnie przekonala, mieszkanie bylo puste doslownie 3h, 7 pietro, dodatkowe drzwi do 'skrzydla'...
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
05 maja 2017 21:08
szafirowa ja też tak myślałam.. ale to ciekawe jak głęboko zakorzenione w ludzkich głowach są pewne irracjonalne i logicznie nieuzasadnione stereotypy i schematy. Fascynuje mnie to..


AtlantykowaPanna niestety nie ma żadnego przepisu, który nakazywałby wykładowcy honorować L4.
Strzyga, zdrowia! 😀

smarcik, wiele osób na takie wyjazdy jednak prosi o zaglądanie do mieszkania. Szczególnie jak okolica włamaniowa. Niby tylko kawałek betony, ale w tych czterech ścianach jednak sporo wartościowych rzeczy się kryje (finansowo i sentymentalnie). Ludzie się o stratę tych rzeczy obawiają jednak.

U mnie nadal jest dziwnie ni praca, ni wolne - męczące jest takie nieskonkretyzowanie. Dzisiaj w ciągu dnia miałam mniej obowiązków zawodowych, udało się załatwić prywatną sprawę. A po 15 dopadł mnie cholerny ból głowy i niestety mnie pokonał - zanim Excedrin zaczął działać zasnęłam nawet nie nastawiając budzika :/ 3,5 godziny uciekło :/
Teraz będę to odrabiać w najbliższych godzinach, pewnie do 1-2 w nocy.
Chciałabym jutro mieć dzień tylko na prywatne sprawy, bez widma telefonów, maili i ustaleń nad głową. Ale to pewnie mało wykonalne. 

smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
05 maja 2017 21:27
To chyba właśnie to sławne, ludzkie "mieć czy być"  😉

A tak w temacie to sąsiadowi znajomej ukradli auto w majówkę.. z małej działki pośród innych działek, w środku dnia, jedno z 3 stojących przed domkiem - w domku była cała rodzina, auto wcale nie stare i nie z tych bez alarmu, na działce szczekający, stróżujący pies.. Ktoś wyjął bramę z zawiasów i bach, po aucie ani śladu. W sumie to można by w tym mieszkaniu i cały dzień siedzieć, a jak złodziejowi będzie zależeć to i z bronią/gazem czy czymkolwiek przyjdzie (nie wiem, hipotetycznie zakładam, bo jak już pisałam dość trudno mi zwizualizować sobie w tym przypadku jakąś wartość).
Czy ja wiem czy to od razu "mieć czy być"... Pewnie masz dużo racji, ale są takie rzeczy, że to mieć-być się zlewa w jedno.
Biżuteria rodzinna czy dostana od kogoś w prezencie - to mieć czy być? Komputer z jego zawartością, np. zdjęcia - to mieć czy być?
Poza tym wiesz... fajnie się mówi mieć czy być, póki się ma. Bez tego mienia bycie bywa mocno utrudnione. Niestety taka brutalna rzeczywistość.
Najważniejsze by się nie zatracać w gromadzeniu dóbr materialnych.
I w sumie skoro taka rodzina jednak jedzie na te wakacje to znaczy, że to "być" też jest obecne w ich życiu. Nie sądzisz?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się