Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"

Ascaia, dupogodziny mówisz... Ja na NFZ dzwonię i panie umawiają na dany dzień i godzinę. Nigdy nie czekałam dłużej niż 15minut. Zwykle o czasie maks kilka minut jak jakiś pacjent wymaga dłuższej wizyty.
Zbawienie zwłaszcza gdy mąż przyjmuje stałe leki i musi systematycznie być u lekarza. Super też bo przy 2,gabinetach lekarskich jest maks 2-3 osoby czekające na wizytę więc mniej zarazków na raz.
Ascaia, możesz iść do dowolnego laryngologa jak masz skierowanie, nie musi być w Twojej przychodni. Mnie dziwi, że nie zrobili Ci posiewu z antybiogramem. Ale to rzadko zlecane badanie, zupełnie nie wiem czemu. Nie wydaje się kosmicznie drogie, ale może w/g procedur NFZ jest. Może zasugeruj lekarzowi. Jeśli masz lekooporne świństwo jakieś to oprócz celowanego leczenia nic nie pomoże.
bera7, no to u mnie niestety bardziej "po staremu" 😉 Na zapisy wcześniejsze są trzy-cztery miejsca, więc to tak z minimum tydzień, dwa tygdonie wcześniej. Na bieżąco trzeba "powalczyć" - albo lecieć ok. 7, albo chodzić po gabinetach i pytać czy ktoś się zgodzi przyjąć. Przychodnia akademicka - ma swoje zalety, bo na miejscu jest laboratorium, EKG, EEG, RTG, specjaliści.

SzalonaBibi, tak wiem. Ale mając na miejscu laryngologa już nie chciałam lecieć gdzie indziej. Na razie ta pani doktor dostaje swoją szansę.
O wymaz pytałam - uzasadnienie było takie, że po pierwsze  i tak zaczynam mieć objawy grzybicze po antybiotykoterapii, a po drugie w sobotę skończyłam antybiotyk więc wyniki wymazu byłyby zakłamane ponoć. Za to powiedziała, że jak Bactrim nie zadziała to szczepionka.

(edit. dokształcam się i wszędzie jak wół pisze, że nie robi się wymazów podczas antybiotyków, ale minimum tydzień po zakończeniu przyjmowania. Teraz Bactrim, więc taki "pół-antybiotyk" to też wyklucza)
Nie wiedziałam co to ten bactrim. Jeśli też zaburza obraz to bez sensu posiew. Naprawdę trzeba mieć końskie zdrowie, żeby się w Polsce leczyć. I to nie tylko na NFZ... Trzymaj się, może jak przechorujesz w domu a nie będziesz biegać do pracy to w końcu zwalczysz zarazę.
galopada_   małoPolskie ;)
28 lutego 2017 20:27
SzalonaBibi, Ascaia, a będzie jeszcze gorzej z tymi kolejkami, bo kto z lekarzy ma trochę odwagi i rozumu to wyjeżdża z tego kraju 😉 No ale skoro mamy śmiesznie mały % PKB przeznaczany na ochrona zdrowia, to nie może być dobrze.

Jesteście ciekawi ile zarabia lekarz w Polsce?

Lekarz bez specjalizacji – 2253 zł (brutto), czyli 13,65 zł (brutto) za godz.;
lekarz z I st. specjalizacji – 2553 zł (brutto), czyli 15,47 zł (brutto) za godz.;
lekarz z II st. specjalizacji do 40. r.ż. – 2800 zł (brutto), czyli 16,97 zł (brutto) za godz.;
lekarz z I st. specjalizacji po 40. r.ż. – 2787 zł (brutto), czyli 16,89 zł (brutto) za godz.;
lekarz na stanowisku kierownika/ordynatora – 3458 zł (brutto), czyli 20,95 zł (brutto) za godz.
Ostatnie dwa tygodnie spędziłam w domu. To mój rekord wolnego na chorowanie. A i wcześniej przy pierwszym i drugim rzucie jednak brałam wolne.
Tak właściwie to mi się już wszystko miesza. Od połowy stycznia mam chaos, a nie wspomnienia. 😉  

Aż policzyłam, żeby sobie ułożyć to wszystko - problemy z zatkanymi uszami zaczęły się 9 stycznia. Czyli z tym tygodniem to 40 dni roboczych. Z tego dokładnie połowę - 20 dni - chodziłam do pracy, 20 dni siedziałam i teraz będę siedzieć w domu (często pracując zdalnie, ale jednak w domu)
A do 9 stycznia byłam na planowanym urlopie od Bożego Narodzenia - normalnie pracownik roku... :/
No to niestety wpadam tutaj z "aktualizacją".

Zdążyłam skończyć Bactrim. Zdążyłam się poczuć lepiej. Słaba, ale jednak nie-chora. Została mi tylko chrypa.  W ten poniedziałek wróciłam do pracy... pod koniec dnia pracy ledwo mówiłam. We wtorek dołączył się masakryczny kaszel i... prosto z pracy wylądowałam u lekarza. Laryngolog stwierdziła, że gardło i krtań czyste, że to oskrzela i płuca. Więc lek. ogólny, a od niego do pneumonologa. Pneumonolog przepisał kolejny(!) antybiotyk, dał skierowanie na rtg i spirometrię.
Spiro wyszła świetnie - lata śpiewania robią swoje. 😉 Z rtg klatki - zapalenie oskrzeli. Ale poza kaszlem czułam się nieźle...

Właśnie obudziłam się z wyższą temperaturą, zawalonym nosem, znowu piekącym gardłem i kłującym za migdałkiem punktem... I bez sił. Do tego stopnia, że nie mam mocy wstać i zrobić sobie śniadanie... Zadzwoniłam po ratunek do Ojca, żeby psa zabrał na spacer.
Załamka. Totalna załamka 🙁 
Ascaia pulmonolog  😁
Ale pneumonolog boski  😉
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
10 marca 2017 09:05
Pneumonolog jest również prawidłowym określeniem. Podobnie jak ftyzjatra.
Korzystam od dawna z "usług" pulmonologów i szczerze mówiąc z takim określeniem lekarza tej specjalizacji nigdy się nie spotkałam.
Ale nie twierdze, że wszystko wiem. A teraz mam dodatkowo stresu przed wizytą u ortopedy...
Pneumonolog, pulmonolog, płucolog... naprawdę jest mi to obojętne...

http://sjp.pl/pneumolog
nawet w Scrabble dopuszczalne 😉
Oby dobry i pomógł Ci wrócić do zdrowia skutecznie, i w miarę szybko.
Obstawiam, że złapałam od rodziców wirusówkę grypopodobną. Na ten moment czuję się jak przeciągnięta przez wyżymaczkę.
9 tydzień chorowania... Jakiś obłęd w ciapki.
Jeśli zwierzaki dadzą szansę, to może bym tak po prostu przespała dzisiejszy dzień...
Mnie się ewidentnie uszkodzona noga na mózg rzuciła  😉
Skleroza i nieogar życiowy wersja hard  😵
Ascaia, no są pewne granice!!! 😲 rany wyzdrowiej już bo ile można się męczyć! Biedna...powinnaś z tydzień wyleżeć,  bez w ogóle żadnego wychodzenia z psem i innych atrakcji, pijąc rosół i herbatę 🙁 wiem łatwo mówić, sama szczeniaka znosilam kilka razy dziennie z 3. pietra w środku zimy mając szkarlatynę....

Trzymam kciuki za zdrowie na wiosnę! (i na 10 kolejnych lat, bo chyba właśnie wykorzystujesz limit)
No niestety to ten moment kiedy wychodzi na wierzch ciemna strona posiadania psa i bycia singlem. Dzisiaj pierwszy raz od... nie wiem jak długiego czasu nie byłam na porannym spacerze. Do tej pory cały czas jednak chodziłam. Przynajmniej rano i nocny sik przed snem. W południe czasem pomagał Tata.
Przecież na balkon nie wystawię. A Wer dodatkowo trzeba wybiegać - krótki spacer za dnia to jakieś 25min.
Ale chyba doszłam pod ścianę i najbliższe trzy dni muszę się zdać na pełną pomoc rodzicielską.


Ha, ha. Jakby nie patrzeć, wychodzi na to, że poza takimi tam typowymi sprawami jak jakaś tam miłość 😉 , to jednak warto mieć faceta.
Miałby kto z psem wyjść.
Ascaia, czasu się nie zawróci, ale sprawa na tyle ważna na przyszłość, żeby to jednak poruszyć. Gdy już dojdziesz do siebie (kciuki za zdrówko!) - nie zacznij jechać w siebie jak w łysą kobyłę, proszę! Bo wymogów organizmu nie da się przeskoczyć. Wyczerpany i w stresie przestaje się skutecznie bronić przed najróżniejszymi beze-beze. W sumie - w samoobronie.
Może dlatego uderzam w taki ton, że dziś nasłuchałam się w radio jak pięknie się obecnie rozwijają antybiotyko-odporne bakterie 🙁, przynajmniej w mazowieckim.
"Oczywiście, odpowiednie służby stają na wysokości zadania = zalecają instytucjom zdrowotnym jak zapobiegać zakażeniom".
ja tu przypadkiem, ale zdrówka Ascaia, a co do psa no to niekoniecznie samemu się nie da, po prostu dobrze naucyzć psa odpoczywania, znajomych bordery i inne 'pracusie' gdy czasi malo np podczas sesji potrafia kilka dni wychodzic tylko na sik, a reszta na kanapie w domu. Teraz tez juz widze ze niekoniecznie stała rutyna zawsze jest dobra bo poem jak cos trzeba zmienic to jest problem ale to taka dygresja na boku i juz nie marudzę🙂

halo, bardzo ironiczne jest to, że od w II połowie ubiegłego roku zmieniłam swoje podejście. Nie diamentralnie, bo dla mnie nadal obowiązek będzie obowiązkiem, a pasja zawodowa - pasją. Ale sporo zrobiłam w kwestii układów w pracy. I priorytetów w mojej głowie.
Trudno uniknąć zupełnie stresu i zaangażowania - np. kiedy robisz koncert na 30 chórów. 😉 To jest coś! Ale złapałam dystans, zaczęłam o siebie bardziej dbać. I końcówkę roku miałam bardzo udaną i byłam w świetnej kondycji psycho-fizycznej.
Śmiechem żartem może by powiedzieć, że raczej zaszkodziło mi zwolnienie tempa i za dużo wolnego. Bo taki miałam przełom roku i początek stycznia. Było urlopowo, powoli, leniwie i z przyjemnościami. I wtedy się zaczęło chorowanie.

Magdzior, dzięki za życzenia. Ale co do reszty wypowiedzi to nie widzę stycznych. 😉
Werna nie jest typem demolującym dom. Owszem, zaczepia w domu o zabawę, ale nie tak by to miało stać się problemem. Tu nie chodzi o nieumiejętność odpoczywania(?!) To chodzi o fizjologię - do kociej kuwety nie da rady. 😉
Skoro tak czy siak muszę się ubrać i wyjść na dwór to już wolę dać psu ruch. Bo ona domu nie zdemoluje, ale mi jej szkoda, bo znam jej potrzeby. A jak i tak już wyszłam... to co mi szkodzi rzucić piłkę. Z resztą - wolę dłuższe spacery niż takie "wyskakiwanie". Moim zdaniem to dużo bardziej niekorzystne dla organizmu takie szybkie zmiany. A tak, nawet jak były mrozy, warstwa na warstwie, ubrana tak, że nigdy mi zimna nie poczułam i do wąwozu. Po nocy to nawet lepiej się człowiek czuje jak się dotleni i nawilży śluzówki.
Najbardziej niekorzystny to ten nocny sik. Bo wtedy jest pokusa... a na 5minut to po co dodatkowa warstwa, a to po co czapka... Ale pilnowałam się i tego. Tylko 23 to już pora gdy organizm zwalnia, robi się "ciepły". Ale co zrobić? pies musi i już. I na to 10minutowe wyjście to nawet nie mam serca kogoś wołać do pomocy. Żeby jechał po to by na chwilę wyskoczyć z psem... głupio jakoś...

PS. A teraz czekamy aż mój ojciec skończy zajęcia. A mnie mimo wszystko korci by samej wyjść. Wiem, że wytrzyma jeszcze tę godzinę - suka leży, śpi. Ale mi jest źle jak myślę, że wróciła ze spaceru o 8.30 i to będzie w sumie 9 godzin w domu. I źle mi, że mój ojciec, pan mający już swoje lata przecież, który dopiero sam wyszedł z chorowania, zamiast po pracy jechać do domu, będzie "ganiał" po wąwozie z moim psem...
Ascaia, też możliwe, nawet bardzo możliwe. Ale może  "nie ma tego złego"? W końcu wyzdrowiejesz i będziesz odporniejsza.
Bo taki miałam przełom roku i początek stycznia. Było urlopowo, powoli, leniwie i z przyjemnościami. I wtedy się zaczęło chorowanie.


Ja się tak wetnę znikąd, ale po przeczytaniu tego zdania pomyślałam, że może organizm zadziałał w następujący sposób: Oho, zwalniamy tempo, mniej spięć, odpuszczamy, to teraz wreszcie mogę zachorować, bo wcześniej nijak się nie dało.

Ja tak miewam jak mi dziecko w sezonie grypowo-przeziębieniowym łapie infekcje. Miała ostatnio ospę, potem odporność leci na łeb na szyję, łapała wszystko jak leci itd. A ja? A ja zdrowa jak rydz, a kichała, kaszlała, zarazkami dzieliła solidnie. Nic mnie nie wzięło. Trzeba być zwartym i gotowym, a nie się "wygłupiać". Dziecko wyzdrowiało, wróciło do przedszkola na dłużej niż tydzień i sruuuuuu, mama się rozłożyła, czytaj "to teraz wreszcie mogę zachorować, bo wcześniej nijak się nie dało".

Możliwe u Ciebie?
No właśnie całkiem możliwe. Skłaniam się ku tej teorii. Zrobiłam 20 grudnia ten duży koncert, który był ogromnym sukcesem (ogólnie i konkretnie moim osobistym), ale też zżarł mnóstwo energii. Później święta, sylwester, robótki stolarskie w domu, więc jeszcze konkret plany. A pomiędzy 2 a 9 stycznia miałam taki prawdziwy luz. No i adrenalina spadła, organizm został "goły i wesoły" i sobie z tym nie poradził. 😉
Tak właśnie pomyślałam. Robił co mógł, stawał na wysokości zadania, leciał na adrenalinie i Twojej potrzebie wywiązania się z obowiązku, a potem się oflagował hasłem "to teraz ja będę najważniejszy i mną się pozajmuj dla odmiany". Oby już wkrótce zmienił zdanie 🙂
Ja tez chorobowo  🍴
Myslalam, ze wczoraj juz po mnie. Dzis troche lepiej, mimo sinusoidy goraczkowej, poczatkowego nieprzyjmowania wody i drakonskiego bolu glowy.

Jestem szalenie wdzieczna chlopcu memu,  bo gdyby nie on, to bym padla i nie wstala chyba 🙄
buyaka, i jak samopoczucie?

U mnie na szczęście zmiany. Przechorowałam tego grypopodobnego wirusa w weekend, we wtorek byłam na kontroli u płucologa i poszłam jeszcze do bardzo zachwalanej lekarz ogólnej - zrobiła mi powtórkę badań krwi i EKG z którego wynika, że serducho coś tam czuje to chorowanie.
Płucolog dał mi leki w kierunku astmatycznym...
Ale i bez tych leków czułam już poprawę. Mam wrażenie, że organizm się zbiera w sobie. Tak jak bronił się (gorączka) przed tą grypą.
Teraz za to dopadła mnie... śpiączka 😉 Mogłabym cały czas spać. Wczoraj padłam od 12 do 15, dzisiaj od razu po porannym spacerze z psem i śniadaniu. I to takie zasypianie "jak kamień", na które nie ma rady - po prostu odcina się zasilanie i tyle. Spacery z psem są trudne, bo męczę się niesamowicie, aż wstyd. A mój blok stoi na najwyższym punkcie w okolicy - zawsze jest po górkę 😉 I powroty to mam w tempie starowniki, nóżka za nóżką. Naprawdę wstyd. 😉

Ale mam nadzieję, że wracam do zdrowia i do kondycji. Dostałam szczepionkę podjęzykową, więc dodatkowo liczę, że to ostatnie chorowanie w tym roku.
cranberry   Fiśkowo-Klapouchowo
16 marca 2017 13:21
[quote author=galopada_ link=topic=44.msg2655054#msg2655054 date=1488313652]
SzalonaBibi, Ascaia, a będzie jeszcze gorzej z tymi kolejkami, bo kto z lekarzy ma trochę odwagi i rozumu to wyjeżdża z tego kraju 😉 No ale skoro mamy śmiesznie mały % PKB przeznaczany na ochrona zdrowia, to nie może być dobrze.

Jesteście ciekawi ile zarabia lekarz w Polsce?

Lekarz bez specjalizacji – 2253 zł (brutto), czyli 13,65 zł (brutto) za godz.;
lekarz z I st. specjalizacji – 2553 zł (brutto), czyli 15,47 zł (brutto) za godz.;
lekarz z II st. specjalizacji do 40. r.ż. – 2800 zł (brutto), czyli 16,97 zł (brutto) za godz.;
lekarz z I st. specjalizacji po 40. r.ż. – 2787 zł (brutto), czyli 16,89 zł (brutto) za godz.;
lekarz na stanowisku kierownika/ordynatora – 3458 zł (brutto), czyli 20,95 zł (brutto) za godz.
[/quote]

Wiesz co z całym szacunkiem, ale nie spotkałam na swojej drodze " biednego" lekarza. Przypadkowo trafiłam na oświadczenia majątkowe jednego z lokalnych ortopedów, który jest radnym . Dodam, ze nie jest to lekarz, do którego się chodzi prywatnie - są lepsi od niego. Tymczasem osiąga on pieniądze o jakich większości może sobie pomarzyć. Roczny dochód za prywatny gabinet 101 tys.,  orzecznik krus - 38 tys.,  etat szpital 49 tys., do tego rady - niecałe 20 tys.

inny lekarz tez radny - chirurg. Rioczny dochód z prywatnej praktyki - 304 tys., etat szpital - 34 tys.
madmaddie   Życie to jednak strata jest
16 marca 2017 20:31
cranberry, ale jakby chciał mieć jeden etat, to ze szpitala dostałby 4 tys brutto. stanowisko planktonowe w większym korpo to około 3 tys brutto. Czy widzisz o co chodzi? ja bym chciała, żeby w moim kraju leczyli mnie lekarze, którzy mają jeden etat i zarabiają na nim na dobre życie. Uważam, że to niesprawiedliwe, żeby lekarz w szpitalu zarabiał 4/5 tys brutto, bo to bardzo bardzo mało na taki zawód. Ja wiem, że można se naciepać etatów jak mrówków, ale to nie o to chodzi.
cranberry aha, czyli znasz dochody 2 lekarzy, więc średnie zarobki w naszym kraju, które przytoczyła galopada są w tym świetle mniej prawdziwe czy co?
Wielu lekarzy pracuje jednocześnie w wielu placówkach, żeby zrobić większe pieniądze, ale dla pacjentów to raczej nie jest nic dobrego... Każdy by chyba wolał trafić na wypoczętego specjaliste, który się nigdzie nie spieszy.
Galopada napisała o etacie w szpitalu, a nie o prywatnej praktyce...
Nie wiem jak to jest... bo z jednej strony te średnie, a z drugiej... no jednak lekarze to raczej nie biedują... To jak to jest?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się