Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"

Gillian   four letter word
30 czerwca 2016 12:09
Taa. Tylko samochód ucierpiał.
Gillian doskonale rozumiem, bo byłm w identycznej sytuacji 2 lata temu. Koszt naprawy samochodu przewyższał hen hen jego wartość + musiałam zapłacić za szkody (rozkwasiłam się koncertowo na podziemnym parkingu rozwalając bramę) + do dziś mam stresa/pół sekundy paniki za każdym razem kiedy naciskam pedał hamulca, że nie zadziała.

plus jest jeden: nawet na trupa do kasacji znajduja sie chętni: ja swojego grata kupiłam za 2500, pojeździłam 2 lata, jak sie rozbiłam szroty z łaską oferowały mi 100 zł + jeszcze bardziej łaskawy przyjazd zeby go zabrać. Wystawiłam go na OLX za 900 zł i sprzedałam w ciagu 15 min 0_0. Jeszcze na drugi dzień ludzie dzwonili podbijając cene do 1200 i błagając mnie o tego śrupa.

Wiec przynajmniej jest ten start na nowego  :kwiatek:
Dziewczyny trądzikowe - słyszałam ze często dolegliwości ustępują po wycięciu migdałów .. Zwłaszcza w dorosłym wieku. Poza tym czasami to nie trądzik ale jakaś inna choroba skory.
Na moją wściekle trądzikową cerę najbardziej pomogło całkowite (ale to całkowite!) wyeliminowanie z diety czekolady i wszelkich produktów ją zawierających, a także wysokotłuszczowych i mocno chemicznych produktów. Do tego do codziennego mycia twarzy Bioliq ze szczoteczką.
Minus - po trzech miesiącach bez czekolady tolerancja mojego organizmu na czekoladę stała się już nawet nie zerowa, ale ujemna. Dawniej mogłam zjeść chociaż mały kawałek bez szkody dla cery. Dziś - no way. Pryszcze mi wyskakują szybciej niż zdążę tę czekoladę pogryźć i przełknąć  😁
Kurczak   Huculskie (nie)szczęście
30 czerwca 2016 13:16
azzawa, strasznie mało Ci proponowali na szrocie. Normalnie są to stawki ok. 500 zł. Ale potwierdzam, że trupa też da się korzystnie sprzedać. Kilka dni temu sprzedałam takiego za 1000 zł, a przysięgam, że sama nie dałabym za niego 200. Nie dość, że trup prawdziwy, taki że nawet części malo można było z niego wyciągnąć, to jeszcze po wypadku, który doszczętnie pozbawił go i tak już marnej urody. I sprzedając go szczerze mówiliśmy co jest nie tak. Tyle tylko, że to w nas ktoś wjechał, więc wyszliśmy na plus.
Dodofon, nie mam migdałków, a jestem pryszczata 😉

Murat-Gazon, heh u mnie to samo... Zawsze po czekoladzie jest gorzej, ale ja kocham czekoladę na maxa, więc nie umiem całkowicie odstawić.
Gillian   four letter word
30 czerwca 2016 13:36
Nic mi nie da kasa na start, potrzebuję samochodu na codzień, robię dziennie 100km z lekkim okładem 🙁
Ożesz, to co ja robię nie tak, że mam problem sprzedać samochodowego nie-trupa? Może powinnam go doprowadzić do stanu "trup" - to będzie lepiej.... 🤔
Gillian, to jakieś autowe fatum. Mój wczoraj wysiadł w drodze po konia. Z przyczepą na haku. Koszt naprawy około 2tys. Załamka.
Fatum, moje umarło pierwszego dnia urlopu, dziś odzyskałam jutro do pracy... Taki urlop bez kasy i bez auta ech 🙁
maleństwo   I'll love you till the end of time...
30 czerwca 2016 18:45
Sankaritarina, my dwa auta uszkodzone sprzedaliśmy na pniu, ludzie niemal się bili, próbowali przekupić, dopłcić... Nie ogarniam. Piona dziewczyny, mamy oba auta u mechanika, w moim skończył się przegub, u męża macher skopał robotę i poprawia...
Kurczak   Huculskie (nie)szczęście
30 czerwca 2016 20:24
Sankaritarina, a żebyś wiedziała. Mój tata od kilku miesięcy próbuje sprzedać naprawdę fajny samochód. Wychuchany i zadbany. Za cenę nieco niższą, niż przeciętna tych samochodów.
to ja z innej strony medalu- czemu nie mogę znaleźć samochodu, w określonej cenie, z lekko określonymi wymaganiami? I czemu trafiają mi się okazje samych diesli skoro szukam benzyniaka?
Kurczak, co Twój tata sprzedaje?
Mrowak, To zawsze tak jest - jak się ma konkretne wymagania, to nagle nic nie ma 😁 ale da się.

Kurczak, No ja już też obniżyłam cenę. Dobrze, że OC mam jeszcze pół roku, to auto może jeszcze w garażu posiedzieć, no ale mnie by się ta kasa przydała (z resztą, komu by się kasa nie przydała).
Może ludziom się wydaje, że jak kupią "trupa", to go sami zreperują i będzie "hoho, kupiłem za 1200, wymieniłem tłumik za 300 i jeździ!".
Kurczak   Huculskie (nie)szczęście
01 lipca 2016 10:25
Mrowak, Dodge Caliber, diesel 😉 Takie jakieś cudo. W sumie fajne ale niezbyt popularne więc i sprzedać trudniej.
Sankaritarina, tata 3 miesiące próbował sprzedać sam. Po trzech wstawił do komisu i już miesiąc tam stoi.
Dokładnie tak jest z tymi trupami. Ludzie sami coś tam przy nich podłubią i jeszcze chwilę pojeżdżą. W przypadku naszego naprawdę nie było już w czym dłubać ale kupujący wygadali się, że szukają samochodu "na dzwon". Różni ludzie się trafiają...

Za to wczoraj odwiedziłam prawdziwe królestwo trupów o nazwie komis 😀 W życiu nie widziałam czegoś takiego. Autentycznie strach było cokolwiek dotknąć. Mąż podnosił maskę, w którymś samochodzie, a ja błagałam, żeby tego nie robił, bo bałam się, że cała odpadnie. Ale interes jakoś musi się kręcić, bo ludzie się tam kręcili, a właściciel jeździ nowym Lexusem, więc popyt jest.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
01 lipca 2016 10:42
Kurczak piękne jest to auto! Ale pewnie drogie, prawda?


A tak w temacie - mojemu facetowi wczoraj przecięto przewody hamulcowe. Zorientował się jak chciał hamować i nie zahamował. W Niemczech, na strzeżonym firmowym parkingu. Ile pecha w życiu może mieć jeden człowiek?  😵
Kurczak   Huculskie (nie)szczęście
01 lipca 2016 10:53
smarcik, to zależy czego się szuka, bo porównując z cenami trupów, to drogo bardzo ale tak ogólnie, to nie jest to chyba jakaś mega cena. Tata chce 13 tys. więc to taka średnia klasa, do Lexusa się nie umywa 😉
smarcik, o kurde 🤔 😲 nic się nikomu nie stało?

Ja też miałam trupa, ale się zrobiło i jeździł. Potem przestał. Ile się na niego nagadałam, przy okazji na siebie, że po co był mi w ogóle samochód itp. No i co? Jeździ teraz najlepiej na świecie 😁
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
01 lipca 2016 12:16
Na szczęście nie, chociaż on nadal dochodzi do siebie po wypadku motocyklowym z zeszłego miesiąca (facet w niego wjechał jak stał w korku, pęknięty kręgosłup, moto do kasacji). Najlepsze jest to, że to taka super chroniona firma, nawet telefony im zabrali, a okazało się, że przewody przeciął.. ochroniarz  😵
smarcik, ale...dlaczego ten ochroniarz to zrobił?
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
01 lipca 2016 12:42
Nie mam pojęcia, podobno w zeszłym tygodniu w Berlinie podpalono 30 samochodów na polskich rejestracjach. W tej sytuacji dobrze, że skończyło się na przeciętych przewodach.. Swoją drogą policja niemiecka uznała to za usiłowanie zabójstwa i taki zarzut dostanie ten gość - dobrze, że to nie wydarzyło się w Polsce.
Mogę się pożegnać z medycyną. I wsadzić sobie w tyłek tegoroczny wynik, oraz pracę włożoną w naukę. Jestem rozgoryczona. I wykończona sesją, praktykami, całym pieprzonym życiem.
I albo wóz albo przewóz. Albo się zajmę fizjoterapią, jakimś wolontariatem i kursami, albo będę wiecznie pisać maturę. I mogę po 5 latach być wciąż w tym samym miejscu, z niepoprawioną maturą i pustym CV. I zostanę bezrobotnym magistrem
Rzygać się chce.
Praca nie popłaca.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
05 lipca 2016 15:17
Naturalsi, a moze to po prostu nie to?
Że wszechświat/los/cokolwiek mi pokazuje że jedyna rzecz jaką chciałam robić jest dla mnie nieosiągalna?
Poprostu jestem za głupia.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
05 lipca 2016 16:06
Naturalsi, a pierdzielisz, że za głupia.
Naturalsi, może nie do końca na temat, ale jak przeczytałam fizjoterapia to przypomniał mi się kolega z liceum: strasznie chciał się dostać na psychologię i niezrażony porażkami startował ze 4 lata z rzędu. Po czym ofuczony na cały świat poszedł na odpierdziel na jakąś uczelnie lansu i bansu na chińską medycynę. Wszyscy znajomi darli z niego łacha, bo i gość był delikatnie mówiąc życiowym looserem: wiecznie przechlany/przećpany nierób i łamaga. Z chińskiej medycyny poszedł na fizjoterapię, dzięki fizjoterapii zainteresował się kulturystyką, rzucił używki, został trenerem kulturystyki + teraz jest jakimś fizioterapeutycznym guru, który dodatkowo otwiera czakry i przepycha karmę 😉. Generalnie od zera do człowieka sukcesu, który lekką ręką możne sobie teraz pozwolić na 2 miesięczny urlop podróżując po świecie 🙂 Teraz spora część znajomych dalej się z niego śmieje, tylko teraz już z zazdrości.

I broń boże nie twierdzę, że jesteś jakąś ofiarą czy co :kwiatek:, albo że masz się wgryźć i skończyć nie lubiany kierunek (ja tak zrobiłam i strasznie żałuje*), ale tak jak Strzyga pisze - to że jedno nie wychodzi, to nie znaczy, że coś innego nie wyjdzie Ci 100% lepiej 🙂 Czasami lepiej ustąpić niż wygrać pyrrusowym zwycięstwem: i tak ogrom ludzi pracuje w kompletnie innym zawodzie niż wyuczony.

* Mnie dopadł kryzys i wściekłość na zmarnowany studiami czas kiedy miałam jakieś 27-28 lat, moja matka strasznie naciskała żebym poszła na studia jeszcze raz i skończyła kierunek o jakim zawsze marzyłam (weterynaria). Perspektywa, że miałabym rzucić pracę i przez następne 6 lat być na garnuszku matki, po czym zacząć pracę jako stażysta/asystent z najniższą krajową na przesyconym rynku pracy... i to grubo po 30-tce skutecznie mnie odstraszyła 😉. Moja matka kompletnie nie mogła zrozumieć, tego że "nie chcę spełniać marzeń". Jakbym się miała teraz cofnąć w czasie (do 28), to na pewno też bym nie wybrała powrotu na studia, ale jakbym się miała cofnąć do 19, to na bank wybrałabym inne 🙂
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
05 lipca 2016 16:18
azzawa, a ja idę na kolejne studia. Płatne dodatkowo. I to sporo 😀 I odkładam sporo marzeń na potem. Ale czemu nie? Życie jest od tego, żeby próbować 😀
wiadomo co komu pasuje i jakie ma priorytety 🙂  ja całe życie byłam biedna, a zaparłam się, że będę miała konia, więc od liceum ciurałam kasę, a potem jak najszybciej poszłam do pracy. I spełniłam swoje marzenie  😎 . Idąc na weta (jakbym się dostała) nie miałabym dla niego czasu, więc nie poszłam (logika level master) ...wolałam wywalać całą wypłatę w futrzaka i jechać na serkach topionych niż odłożyć kupno do czasu poprawienia swojej sytuacji na rynku pracy - taka ze mnie hedonistka od siedmiu boleści -_-, a najgorsze, że nic się nie uczę na własnych błędach.

Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
05 lipca 2016 16:32
azzawa, a mnie z drugiej strony przeraża perspektywa robienia czegoś, czego nie lubię przez lata, bo koń albo bo podróż 😀 Ale właśnie o to chodzi, żeby wybrać, co jest dla człowiek ważne 😀
busch   Mad god's blessing.
05 lipca 2016 16:55
Że wszechświat/los/cokolwiek mi pokazuje że jedyna rzecz jaką chciałam robić jest dla mnie nieosiągalna?
Poprostu jestem za głupia.


Ja myślę, że to jest tak: przede wszystkim upewnij się, że zrobiłaś absolutnie wszystko, by dostać się na medycynę. Jest masa osób, które zbyt wielką wagę przykładają do wrodzonych zdolności/inteligencji, kiedy tak naprawdę ogromna część osiągnięć takich, jak dostanie się na medycynę, to ciężka praca, oczywiście też dobrze ukierunkowana, być może przez dobrego nauczyciela. Wg mnie w życiu niesamowicie ważne jest wypracowanie sobie "kultury pracy", czyli umiejętności zasuwania przez długi czas na cel daleko na horyzoncie. Jest to cholernie trudne, zwłaszcza gdy polega na ogromnej ilości samodyscypliny, bo musisz x miesięcy wcześniej zmuszać się do regularnego wkuwania. Wiele osób woli pracować dopiero pod presją nieuchronnie zbliżającego się terminu. Co kończy się tak, że nie umieją sobie poradzić, bo są takie cele, ktorych zwyczajnie nie uda się osiągnąć w taki sposób. Nadal myślę, że pokutuje taka chęć bycia "zdolnym, ale leniwym" i ogólnie ślizgania się w życiu na swojej inteligencji zamiast na ciężkiej pracy. Paradoksalnie to jest przyczyna rozkwitu prokrastynacji u takich osób, bo lepiej coś uwalić i mieć wymówkę, że "no cóż, po prostu się nie uczyłem dość mocno, to nie jest tak że nie jestem dość intelgentny/a", niż włożyć w coś 100% wysiłku i ryzykować, że po porażce może ucierpieć nasze ego.

Jeśli jesteś absolutnie pewna, że zrobiłaś wszystko, co byłaś w stanie, że po prostu nie mogłaś się przygotować lepiej, to może po prostu to nie jest Twoja droga życiowa  :kwiatek:. Wiem, jak cholernie ciężko jest coś takiego przyznać, bo sama poświęciłam kilkanaście lat jeździe konnej, w piątki, świątki i niedziele, jeździłam do stajni chora, itp. itd. Poświęciłam temu z ręką na sercu dużą część swojego życia i straciłam tym samym wiele innych okazji, bo każde z nas wie jak bardzo konie mogą pożreć czas. Włożyłam w to całe serducho, a na końcu się okazało, że zwyczajnie nie potrafię sprostać stawianym przede mną wymaganiom pomimo całego tego poświęcenia.
Rzuciłam to wszystko w cholerę i na początku bolało ogromnie, a najbardziej zraniona duma i ego w kawałkach  🤣... Ale teraz widzę, że bez koni żyje mi się dużo lepiej i teraz nie tylko nie tęsknię, ale wręcz zwyczajnie nie mam ochoty do tego wracać. A miałam kilka okazji przez te lata, które upłynęły odkąd ostatni raz posadziłam dupę na konia. Z żadnej nie skorzystałam bo zwyczajnie już mnie to w ogóle nie jara.
Wiem, że teraz mamy taką kulturę, że zewsząd wszyscy mowią "jesteś zwycięzcą!!!", ale... nie zawsze jest to prawda. Czasami walimy uporczywie głową w mur tylko z powodu problemów z postrzeganiem kosztów utopionym (sławetne angielskie sunken cost fallacy) i jesteśmy strasznie nieszczęśliwi, ale nie umiemy odpuścić. Mi to, że wreszcie odpuściłam, pozwoliło całkiem przerobić swoje życie i teraz jestem dużo szczęśliwsza - chociaż gdybym przeniosła się w czasie do busch jeszcze jeżdżącej konno, to pewnie by mnie obśmiała i stwierdziła, że ona jeździć nigdy nie przestanie, bo to jedyne, co chce w życiu robić  😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się