Sprawy sercowe...

Kwestia komunikacji, moim zdaniem. One - powinny spytać, czy przyjść z przyległościami. A Ty ewentualnie dodać zapraszając, że to babskie wyjście. Zwłaszcza jeśli przeczuwasz, że mogą to zrozumieć inaczej.
Teodora Ot co, dodam jeszcze od siebie że dla mnie też jest naturalne, że jak jestem zaproszona na jakieś wyjście to idę z mężem. Z wyjątkiem sytuacji gdzie jest jasno powiedziane że to babski wieczór/impreza koniarzy/inne zamknięte grono znajomych.
Nie rozumiem zasady "albo razem albo wcale", a znam dużo par które ją wyznają  👀 (no chyba że jako wymówka, ale wtedy trzeba być konsekwentnym)
Dobrze napisane - kwestia komunikacji. Są imprezy gdzie chodzimy razem, a są babskie spotkania oraz imprezy firmowe kiedy jestem sama 🙂 i jest to dla mnie naturalne, nie można przecież non-stop wisieć na sobie.

I nie ogarniam lasek, które wyznają zasadę "albo razem albo wcale"  🤔
Jujkasek napisałaś ze mój (nie) mąż zrobi jak się mu pozwoli bo twój robi, śmieszne ze tylko dlatego ze twój facet nie wymaga popychania do działania to mój napewno tez. Uwierz mi NIE ZROBILBY wielu rzeczy i sam o tym otwarcie mówi, tak jak tu padło: chciałby żyć lepiej ale nic z tym nie robi. Nie kupił by mieszkania, nie wziąłby psa ze schroniska, nie kupił auta, nie zmienił pracy i tak dalej. Serio to ze u Ciebie okazało się inaczej to super gratulacje, ale mój i twój facet to zupełnie różne osoby. Argument ze kto by chciał być z osobą która trzeba popychac do działania tez jest z de wzięty, ludzie maja sporo różnych stron a ambicja to tylko jedna z cech życiowych. Zbednie wychodzisz z założenia że mu nie pozwalam działać samodzielnie - pozwalam tylko nie w polach które dotyczą mnie życiowo i finansowo i w których jego decyzje i działania mogą mnie pogrążyć. Ale np bez problemu oddalabym mu do organizacji np wakacje, czy inne sprawy które są nie groźne.

Kolejna bzdura to argumentacja obowiązkami domowymi - nie mam przeświadczenia że zrobię to lepiej i dzielimy obowiązki równo.

Gdybym miała czekać aż mój facet sam coś zadecyduje czy zrobi to mieszkanie mielibyśmy po 40stce 😉 czy to egoizm ze chciałam wcześniej? No to chyba spoko egoizm bo on tez jest zadowolony. Serio, jak bardzo by ktoś nie wierzył to są faceci którzy lubią mieć managera i przy tym nadal są męscy mimo tej strasznie nie męskiej cechy 😉
escada, źle mnie odczytałaś, ale spoko. Skoro moja wypowiedź była dla Ciebie serią "kolejnych bzdur"  nie ma sensu gadać. Chodziło mi bardziej o Ciebie, że być może zapętlasz się i niepotrzebnie zdzierasz "kolejne warstwy skóry",ale skoro jak piszesz - obojgu Wam w tym dobrze, to relaks. Miłego wieczoru 🙂
a ja mam do Was pytanie poniekąd związane z tematem a poniekąd jednak nie (za co bardzo przepraszam, ale nie znalazłam bardziej odpowiedniego wątku).
otóż organizowałam jakiś czas temu urodziny, na które zaprosiłam koleżanki miesiąc przed datą. klasyczny układ- pizzeria, ja stawiam, a wy zamawiajcie co chcecie. zaznaczę, że zaprosiłam 6 osób, z czego 5 jest w związkach. z dwoma mam osobną grupę, ponieważ jesteśmy razem na roku i razem się trzymamy, jak gdzieś wychodzimy to idziemy niby w 5 (my 3+ich partnerzy), ale tak naprawdę kontakt codziennie mam tylko z nimi. i na tej oto prywatnej konwersacji jedna zapytała się drugiej, czy jej partner przyjdzie na moje urodziny, bo jej chłopak będzie się źle czuł będąc rodzynkiem. nie wiem czy to ja jestem nienormalna, ale coś we mnie zabuzowało, no bo zaraz, hej- to moje urodziny, zaprosiłam je, a nie ich z partnerami! nie przewidywałam żadnej męskiej obecności! ale przemilczałam, bo ok- nic nie mam do ich partnerów, jakoś przeżyję. jednak coś we mnie pękło, jak koleżanka, z którą przez 3 lata nie miałam kontaktu i starałam się go odnowić, wyskoczyła mi nagle że jej chłopak jest OBURZONY że nie dostał zaproszenia, ale mimo tego przyjdzie, mimo że widziałam go raz, jeden jedyny raz na jej urodzinach... wkurzyłam się i powiedziałam, że zaprosiłam je, a nie je+partnerzy, ponieważ to moje święto, moje urodziny, a nie wesele, a jeśli chciały przyjść z partnerami wystarczyło się spytać. ale one uznały, że to chyba logiczne, że jeśli zapraszam je, to ich partnerzy również są zaproszeni. natomiast pozostałe dwie, które również są w związkach, nawet nie pomyślały, żeby zabrać ze sobą swoich facetów, mimo że ich znam i lubię. oczywiście w związku z tymi trzema wyszło na to że ja jestem tą złą i im zazdroszczę że są w związkach i w ogóle foch i jeśli ich faceci nie są zaproszeni to nie ma sensu żeby one również szły.
stąd moje pytanie: serio, osoby w związkach, wpraszacie swoją drugą połowę wszędzie, gdzie to tylko możliwe? bo nie wiem czy to coś ze mną jest nie tak czy z nimi...


Ja nigdy nie chodzę z moim facetem tam, gdzie nie zostałam WYRAŹNIE zaproszona, najlepiej przez samą osobę organizującą spotkanie. Jak on idzie gdzieś oglądać mecz z kolegami, to się za nim nie ciągnę jak rzep przylepiony do psiego odwłoku  😉 bo lubię, jak on sobie spędzi miło czas w męskim gronie - popiją piwka, zjedzą parę soczystych zwierzaków z grilla i ponarzekają na baby  🤣  Tak samo jak ja idę na driny z koleżankami, na kawę, do stajni... Oprócz wspólnego życia każdy jest odrębną osobą i ma swoje własne sprawy, towarzystwo do których ma pełne prawo i według mnie jest bardzo niezdrowe takie ciągnięcie się jedno za drugim niczym bliźniaki syjamskie. Jedyna awantura, którą urządziłam mojemu mężczyźnie to wychodzenie na imprezy zaraz po pracy i nie informowanie mnie o tym(latem zamyka restaurację o 4 nad ranem), bo zwyczajnie martwię się czy mu się coś nie stało po drodze - przetrawił, zrozumiał i od tego czasu nie zdarzyło się ani razu, żeby mnie nie poinformował gdzie idzie, z kim i o której wróci.
Myślę, że posiadanie swojego własnego miniuniwersum jest bardzo ważne, żeby nie zacząć definiować siebie samej poprzez pryzmat związku. Stąd biorą się syndromy sztokholmskie i takie tam...
hmmm, ja mówię znajomym tak:
"1. Zapraszam Cię" lub 2. Zapraszam Was

Przy pierwszej opcji zdarzyło mi się zapytanie czy to spotkanie z partnerami czy solo, ale nigdy przenigdy nikt się nie wpraszał.

Czy to teraz taka moda na ciąganie ze sobą partnera? Nie ogarniam.
Ja jak mam wątpliwości to się dopytuje czy spotkanie z partnerami czy nie 😉. No ale nie wyobrażam sobie na urodziny przyjaciółki ciągać męża jak babskie spotkanie robimy...
Takie rzeczy trzeba po prostu jasno komunikować, bo każdy inaczej sobie to wyobraża. Jedna moja koleżanka np. nie chce ostawiać w piątkowy czy sobotni wieczór męża samego w domu, więc niechętnie się zgadza na babskie spotkania w takich terminach. W tygodniu czy w środku dnia spoko, ale w weekend wieczorem samej jej się nie wyciągnie.
Potrzebuję jakiejś rady od kogoś totalnie nie związanego z moją sytuacją, świeżego oka.

Od ponad półtora roku jestem w związku z facetem moich marzeń. Od samego początku myślimy o wspólnej przyszłości, nie wyobrażam sobie życia bez niego.
Na początku było słodko i cukierkowo, jak zawsze, później się pokomplikowało. Zawiodłam się na nim okropnie w wakacje, praktycznie całe przepłakałam, bo wyjechał, praktycznie wymuszałam na nim kontakt. Oboje w te wakacje popełniliśmy ogromne błędy. Cały czas żyłam tym, co będzie po nich jednak zły czas trwał nadal. Ciągłe kłótnie o bzdety, żal do siebie, brak zaufania. Pojawiło się coś, co totalnie wyniszczyło nasz związek do końca - zazdrość. Tutaj znów oboje popełniliśmy błedy, których nie do końca jesteśmy na wzajem świadomi. Uspokoiło się, przez moment było ok, ale niestety znów zaczęły się kłótnie. Zaczęłam od niego dostawać coraz mniej(chodzi oczywiście o sferę 'duchową'😉, więc zaczęłam prosić o coraz więcej. Jego wkurzało, że prosiłam o więcej, więc dawał mniej. Zamknęliśmy się w takim kole wspólnych żalów, rzeczy, które sobie nawzajem zrobiliśmy. Nie wiem jak z tego wyjść.
Widzimy się praktycznie codziennie, niestety w szkole, nie unikniemy tego, spędzamy ze sobą po pare godzin. Mieliśmy siebie dosyć, byliśmy przesyceniu, więc zrobiliśmy tygodniową przerwę. Mam wrażenie, że tylko ja coś z niej wyniosłam. Negatywne i pozytywne rzeczy. Przestałam o cokolwiek prosić, z natury jestem osobą, która zaciekle walczy o swoje. Zaczęłam odpuszczać w jego stronę, tak żeby było między nami ok.
W naszym związku sa oczywiście też dobre momenty - jestem wtedy najszczęśliwsza na świecie.
Podczas tych wszystkich kłótni, przepłakanych nocy wiele razy myślałam, żeby z tym skończyć. Nie potrafię, za bardzo go kocham, za bezpiecznie czuję się w jego ramionach. Jestem praktycznie pewna, że nie znajdę drugiej osoby, która będzie potrafiła kochać mnie w taki sposób jak on. Spytałam go czy też o tym myślał - tak. Ale on też nie potrafi ze mną zerwać, powiedzieć nie. Nie wiem czy potrafiłabym żyć bez niego, na pewno długo zajęłoby mi ułożenie wszystkiego. Niby moje życie, jeśli można nazwać tak w tak młodym wieku, jest ułożone pode mnie. Osiągam sukcesy jeśli chodzi o część zawodową, spełniam się jeśli chodzi o pasję.
Ale to dzięki niemu otworzyłam się na świat. Dzięki niemu stałam się pewną siebie kobietą, która świetnie czuje się wśród ludzi. Kiedyś nie potrafiłam odnaleźć się w większej grupie osób. To z nim zaczęłam się śmiać i cieszyć życiem, czerpać z niego jak najwięcej.
Oboje chcemy to jakoś ułożyć, wrócić chociaż odrobinę do tego luzu między nami, kiedy możemy powiedzieć sobie w 100% wszystko. Nie mamy już siły i pomysłów.
Dlatego przychodzę do Was. Co o tym wszystkim myślicie? Czy jest coś, co zrobiłybyście na moim miejscu?
Mieliśmy podobnie z P, ale po ponad 7 latach bycia razem. Pomogło JEDNO spotkanie na terapii 😉 Polecam, fajna rzecz
Jujkasek tak, bo dla mnie bzdurą jest twierdzenie ze NA PEWNO mój facet COŚ zrobi tylko dlatego że  TWOJ zrobił jak przestałas nim zarządzać. Faktycznie nie ma sensu gadać.
Jujkasek tak, bo dla mnie bzdurą jest twierdzenie ze NA PEWNO mój facet COŚ zrobi tylko dlatego że  TWOJ zrobił jak przestałas nim zarządzać. Faktycznie nie ma sensu gadać.

A możesz mi wskazać, gdzie tak napisałam?
Averis   Czarny charakter
17 kwietnia 2016 08:43
Plackowata,  stałaś się dzięki niemu pewną siebie kobietą, ale boisz się prosić go o więcej, żeby tylko było między Wami ok? Jesteś silna i pewna siebie, ale boisz się, że nikogo innego nie znajdziesz, kto Cię tak pokocha? Sama piszesz, że zwykle walczysz o swoje, a tu odpuszczasz i się naginasz. Coś mi się nie zgadza 🙁
Bylam kiedys ta polowa w zwiazku, ktora byla taka pasywna. Tzn tak mnie w zwiazku "zaprogramowal" moj byly maz. Pisalam juz kiedys o tym nawet.
Nie robilam nic, niczego nie potrafilam i nie chcialam zalatwic, odkladalam, w niczym nie bylam dobra i niewiele mnie interesowalo. W efekcie uwierzylam ze tak mam i ze musze miec nad soba kogos kto wszystko zalatwi, pokieruje tym i ogarnie, bo ja nie dam rady.
Malzenstwo sie na szczescie skonczylo, a ja wyladowalam w nowym zwiazku gdzie okazuje sie ze potrafie, chce i jestem w tym dobra. Ale mam faceta ktory mna nie kieruje i mnie nie ogranicza. Nie ocenia tez moich decyzji. Rozmawiamy o wszystkim, ale nigdy mi nie mowi ze cos jest beznadziejne i nawet jak cos skopie to nie daje mi odczuc ze jest zle. To daje duza motywacje i checi do dzialania.

Nie mowie ze kazdy by cos ze soba zrobil, lub chcial cos zmienic, gdyby zmnieniono osobe z ktora zyje, lub podejscie do niego. Wierze ze sa osoby ktore potrafia sie zmienic totalnie i takie , ktore tego nie zrobia, bo nie czuja potrzeby.

Wiec mysle ze dyskusja o tym czy ktos by sie zmienil lub nie, jest faktycznie bez sensu, bo to wszystko zalezy od sytuacji zyciowejm osob z ktorymi zyjemy i priorytetow.
wistra nie pomyślałam o tym. Może najpierw sama się do psychologa przejdę, a jeśli będzie trzeba to pójdziemy razem, dziękuję 🙂

Averis
Bo to jest tak, że ja nie miałabym problemu ze znalezieniem innego. Mimo, że urodą zbyt nie grzeszę to powodzenie wśród mężczyzn mogę chyba powiedzieć, że mam. Ale co mi po tym skoro chcę tego? Który cieszy się kiedy jestem uśmiechnięta i sprawia, że chcę się uśmiechać?
Najgorszym problemem są u nas te kłótnie, tak naprawdę to one są tylko o nas nawzajem. W innych sferach dogadujemy się perfekcyjnie. Mamy żal do siebie i przestaliśmy tak naprawdę rozmawiać o rzeczach innych niż my, szkoła, praca itd. Wczoraj się postawiłam, przez jakieś 2 godziny kłóciliśmy się przez telefon, na końcu rzuciłam słuchawką i stwierdziłam, że nie mam siły. Po 10 minutach zadzwonił, emocje opadły, zaczęliśmy z siebie znów żartować. Mamy do siebie ogromny dystans, więc słodkie żarty kiedyś były codziennością. Przez chwilę poczułam się jak pół roku temu.

Plackowata,  stałaś się dzięki niemu pewną siebie kobietą, ale boisz się prosić go o więcej, żeby tylko było między Wami ok?


Ja sama przesadzałam. Po tych wakacjach, które spędziliśmy prawie całe osobno chciałam go tylko dla siebie. Chciałam być zawsze na pierwszym miejscu, zawsze chciałam być przytulana, całowana w czółko. Jak tak sobie myślę to sama ze sobą bym oszalała w tamtym okresie  😂
Trochę mi przeszło, przez ten tydzień przerwy z dystansu spojrzałam na jego i swoje zachowanie. Ale teraz nie wiem do którego momentu mogę się posunąć żeby było ok. Powiedziałam mu wczoraj, że nie chcę go o nic prosić, ale chciałabym spotkać się z jakąś jego inicjatywą. Skończyło się na wspomnianej wyżej kłótni, mam tylko nadzieję, że ona coś dała.
Plackowata ciężko tak cokolwiek doradzić, nie mając zbyt dużego pojęcia o sytuacji.
Wszystko też zależy o co się kłócicie i czym konkretnie Cię zawiódł. Bo jeżeli straciłaś do niego zaufanie kompletnie, a jesteście ze sobą półtorej roku, to wydaje mi się, że to chyba za wcześnie na tak poważne kryzysy. Prawda jest taka, że im dłużej się ze sobą jest, tym jest trudniej 😉
Ja również dużo kłóciłam się z moim mężem na początku związku. Ale mieliśmy po 19 i 20 lat, on choleryk, ja mam wybuchowy charakter. I często leciały iskry. Trochę potrwało zanim doszliśmy do wniosku, że krzykiem nie załatwimy nic. I trochę nam zajęło zanim nauczyliśmy się kłócić 😉 Ale nigdy się na nim nie zawiodłam i ufam mu do dzisiaj.
Trochę też mam wrażenie, że próbujesz usprawiedliwiać wasze kłótnie, tym że to Ty masz taki charakter, przesadzasz i tak dalej. Ja bym nie bagatelizowała w taki sposób tego co czujesz. Z jakiegoś powodu towarzyszą nam takie a nie inne emocje.
Wiadomo, że nie zdrowe jest bycie kobietą-bluszczem, ale poczucie, że jest się dla partnera ważną, przytulanie i całowanie w czółko, nie jest dla mnie przesadą. Ludzie mają różne potrzeby, są tacy, którzy potrzebują więcej uwagi. Ja na przykład uwielbiam się przytulać i być przytulana, czułość jest dla mnie bardzo ważna i nie wytrzymała bym z mężczyzną, który by mi jej odmawiał.
desire   Druhu nieoceniony...
17 kwietnia 2016 21:50
Plackowata, jak można być przesyconym drugą osobą? Wyobrażasz sobie życie w przesyceniu? Przecież to o krok do wręcz znielubienia tej osoby. 😉 A to pare godzin dziennie, co z 24h na dobe? 😉 Gdy ja byłam przesycona to po prostu zachowywałam się tak w zasadzie jak ta mameja - zostawić nie, być też nie, ale mimo wszystko dobrze że jest w zasięgu, choć łapałam się na tym że chyba go w zasadzie nawet nie lubie.  brrrr.  Z małżem jestem dopiero dwa lata i wciąż nienasycona. 😁 😉
Tobie z tym DOBRZE. To nieprawda, że Twój mąż "nigdy sam by nie zrobił". Zrobiłby. Tylko musiałabyś mu pozwolić 🙂 Uwierz mi, cudownie mieć przy sobie PARTNERA i być PARTNERKĄ, nikomu nie wskakując na głowę 🙂


No jak dla mnie ciężko tu wyczytać coś innego.

KaNie mój facet przede mną tylko imprezowal i przesiewal kasę nikt nie wie gdzie i nie miał nic. Teraz ma.
escada, Ty to wyczytałas, wierzę. Ale ja serio nie pomyślałam o tym. Miałam na myśli to, że gdyby Ci tu nie pasowało, nie ciągnęłabyś takiego układu. I że często człowiek chętnie wchodzi w taki związek i wyzbywa się odpowiedzialności.
szamanka   Najwiecej nauczyl mnie moj arab...
19 kwietnia 2016 07:28
Plackowata tez mialam takie poczatki, rowniez popelnilam wielki blad, moj malz tez. Przez pierwsze 1,5 roku miotalismy sie jak ptaki w klatce - on chcial wciaz pic wieczorami z kolegami, tesciowa dawala mu pieniazki i tak mialo toczyc sie zycie. A ja chcialam wiecej - wlasnych pieniedzy, niezaleznosci od mamusi i kolegow. No ale samo sie jakos rozwiazac nie chcialo. Pamietam ze jechalismy obejrzec mojego konia, Armaniego i wlasnie wtedy , po powrocie do domu po raz pierwszy rozmawialismy zupelnie od serca - co mnie boli, co jego. Czas pokazal, ze niestety ale moj maz ma wybuchowy charakter, jest niecierpliwy, kloci sie o byle glupote. Ja na obecna chwile nie toleruje tego - mowie wprost, ze jesli mial zly dzien w pracy - niech idzie pobiegac, bo ja nie jestem workiem treningowym do wyzywania sie ( chodzi tu o emocjonalny worek - maz mnie nie bije 😀 ). No i wychodzi - zy biega czy rzuca kamieniami w rzeke - nie wiem, ale ja w koncu mam spokoj. Przychodzi z czysta glowa i mozemy spedzac razem popoludnie. Niestety, ale ostatnie wydarzenia, ktore tu opisywalam, daly mi wielkiego kopa i ku niezadowoleniu mojego meza - robie prawo jazdy, znalazlam prace, kazalam konia przepisac na siebie. Zeby nie mial zadnych argumentow do szantazowania mnie czy robienia awantury o byle co.  Wy jeszcze nie mieszkacie razem - a bez tego tak naprawde nie dowiesz sie jaki jest Twoj partner. Jesli teraz juz sie miotacie emocjonalnie w klatce ( bo zadne nie chce rozstania) to potem bedzie jeszcze gorzej. No chyba ze ulozycie wszystko od nowa - bez pretensji, rozpamietywania wakacji itd.
Jujkasek chodzi o cześć ze nie pozwalam itp. Mnie czasem owszem wkurza ze musze go motywować do działania ale wiem też, że mam dominujący charakter i nie dogadam się z facetem który również ma taki. Mój facet sam mówi ze jestem jego motorem do działania i choć czasem ma dość mojego tempa to widzi że wychodzi mu to na dobre. I to nie jest moja interpretacja tylko jego słowa. Nie uważam, żeby w naszym związku nie było partnerstwa, większość rzeczy robimy razem i w domu i w dodatkowej pracy, tyle że to ja ta prace organizuje logistycznie i czasowo. Tyle.
A ja dziś siedzę i zastanawiam się, jak by wyglądało dziś moje życie gdyby nie wydarzenia sprzed 8 lat. Smutno i głowa mnie boli. Jednak J miał zupełnie inny charakter, łatwiej przyjmował do wiadomości to co się do niego mówiło. Mój mąż ma bardzo trudny charakter i chyba trochę przypomina szamanko, Twojego męża. Drugi raz bym się nie związała z takim człowiekiem.
bera7, to bardzo przykre, co piszesz. Piszesz jakbyś już "przegrała życie"... 🙁 Dlaczego trwasz w takim związku? Ze względu na dziecko?
bera7,  :przytul: niestety na żywo było widać brak porozumienia.
Trochę taką ciągłą walkę między Wami, zamiast dążenia do wspólnych celów.
escado, tak naprawdę jeśli Tobie dobrze i Twojemu partnerowi, to wszystko w kwiatach i nikomu nic do tego. Ja bym się bała takich relacji, to po pierwsze, bo co będzie, jeśli kiedyś zaniemożesz? I zabraknie logikstyka? Ale Tobie odpowiada, Wam jest dobrze, więc gra.

bera7, wszystko da się pozmieniać. Jeśli tracisz wiarę w to, że TU jest Twoje miejsce, możesz zawalczyć o spokój i o siebie. Nikt nie da Ci szansy na "drugi raz". Ale masz tu i teraz 🙂
Dlaczego? Bo nie widzę szansy na lepsze życie. To nie jest tak, że człowiek ma same złe cechy. Ma też wiele zalet, ale życie z takim człowiekiem jest bardzo trudne. Trochę jak życie z niewybuchem - ciągle czekasz, aż wybuchnie. Z czasem człowieka to męczy coraz bardziej, zjada od środka. A na końcu jest obojętność. Wisi kalafiorem, czy ma dziś zły humor czy dobry. Starasz się nie wchodzić w drogę, omijać nawet wspólne posiłki. Do późna wyszukujesz sobie zajęcia, żeby do łóżka pójść kiedy on już śpi i masz pewność, że nie zaleje Cię kolejną falą pretensji.
Nie mam już sił na walki. 8 lat temu stoczyłam walkę o siebie, wyszło finalnie średnio.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
19 kwietnia 2016 09:49
bera7, hej! Tak nie można! Wiem jaki dramat Cie spotkał, ale kochana, masz jeszcze przed sobą życie!!! Nie strać go w taki sposób 🙁
maleństwo   I'll love you till the end of time...
19 kwietnia 2016 09:56
bera7. Nie pomogę z teraz, bo nie czuję się kompetentna. Napiszę Ci tylko tak - nie myśl o tym, co by było, gdyby... Tym sobie nie pomożesz. A jeszcze bardziej się pognębisz. Tobsię stało i nie odstanie, nie z Twojej winy, niestety to się czasem zdarza i nie zawsze tylko "komuś innemu". Ja się staram odganiać nawet cień takich myśli. Mnie jest pewnie łatwiej, bo mój obecny mąż jest wspaniały, ale też bywają chwile kiedy rozmyślam...
bera7, ale Ty masz siłę i masz dziecko. Wiesz jakie to jest paskudne, kiedy dziecko musi patrzeć na kłótnie rodziców, na to że nie ma między nimi czułości, wsparcia. Kiedy widzi, że każde z rodziców jest nieszczęśliwe?
Ja wiem i trudno mi z tym do tej pory.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się