Kupno konia

Oj to współczuję 🙁 A możesz mi przybliżyć te wszystkie koszta?
Nie jestem w stanie wymienić  sumy w przeciągu 7 lat utrzymywania trzeszczkowca.  Gotowego konia na N klase móglbym kupić spokojnie
efeemeryda   no fate but what we make.
10 lutego 2014 02:49
tashidelek
mój koń przez 13lat zanim nie został przeze mnie kupiony nigdy nie był leczony, a rok po zakupie przypałętała się kolka "niewiadomoskąd" i nagle trzeba było wyskoczyć z plus minus 3000zł, a nie była to nawet kolka operacyjna, ale sam transport i pobyt w klinice zrobiły swoje.
W zeszłe lato zdarzył się wypadek na padoku, poważna rana której nikt nie mógł przewidzieć, suma leczenia też około 1500zł no i wykluczenie z użytkowania na 3miesiące  😉
Rzecz jasna kupując konia też sądziłam, że nie chorują, bo znanym mi koniom nic nie było, ale badania zrobiłam, bo uwaga moja mama laik totalny sama wymyśliła weterynarza, bo inaczej nie chciała dać ani 1złotówki (a to ona mi kobyłę kupiła)  😉
Nie twierdzę, że chcąc mieć konia trzeba mieć wolne 10tys zawsze pod ręką, ale trzeba wiedzieć, że coś może się stać i liczyć się z tym, że nagle z tych paru tysięcy trzeba będzie wyskoczyć.
Są też ubezpieczenia, za około 600zł rocznie, można mieć ubezpieczenie na życie i na leczenie do 5tys złotych, z tymże przy każdorazowym leczeniu trzeba mieć wkład własny 500zł.
tashidelek, ja jestem skrajnym przykładem, ale napisze, zeby uzmysłowić potencjalne koszta. 4 miesiące po zakupie konia-pierwszego, ukochanego, wymarzonego (zdrowy, sprawny, z polecenia) kolka operacyjna - rachunek ponad 9tys. zł (prawie 2x więcej niz wartosć konia). Decydując się na zakup konia miałam odłożoną dychę 'na wszelki wypadek' i zakładałam, że starczy na ładnych kilka lat. Na szczęście koń wrócił do formy i 1,5 roku nic się nie dzieje, co dało mi czas na 'odnowienie' zapasu gotówki. Dodam jeszcze z własnego doświadczenia , ze jeśli to pierwszy koń ryzyko nagłych wydatków związanych z opłaceniem wetów rośnie (płacimy za własną niewiedzę/brak doświadczenia).
taschidelek, w skrócie: koń kupiony jako zdrowy (przebadany bardzo dokładnie, nigdy nie żałowałam na TUVy kasy), 3 lata później po serii różnych zdarzeń jest nierokujący. W efekcie mam konia młodego, którego będę utrzymywać jeszcze kawał czasu, a bardzo wątpliwe, że będę na nim jeździć.
Nie chcę nawet mówić ile wydałam na kliniki, jego leczenie, bo to są kwoty niebotyczne.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
10 lutego 2014 11:55
DiB, wow. Szacun za postawę, która jest tu nieczęsta. Najczęściej ludzie mają odłożoną kasę na konia i bieżące wydatki, a potem żebrzą na forum o kasę.
Strzyga, bo gdyby każdy przy zakupie konia miał odłożyć na start 10 tys na takie sytuacje, to połowa (jak nie więcej niż połowa) osób posiadająca je obecnie, by go nie kupiła.
Mówiąc, że większość niespełniająca tego "wymagania" żebrze później po forach, na siłę próbujesz tworzyć jakieś chore podziały (nie masz kilku tysiaków odłożonych na konia? Jesteś biedny, sprzedaj go). Ja osobiście poczułam się urażona twoją wypowiedzią.
I pomimo tego, że suma odłożona na moich rachunku nie jest kwotą sześciocyfrową, to wiem, ile jestem w stanie poświęcić i co zrobić, aby swojego konia utrzymać/ratować.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
10 lutego 2014 12:13
Milla, i bardzo dobrze, nie każdy musi konia mieć. Nie byłoby potem tyle "tragedii", pożywek dla złodziejskich fundacji i długów w klinikach.

No to się czuj urażona, ja tylko wyraziłam uznanie odpowiedzialną postawą dla DiB, nie moja wina, że odbierasz to osobiście.
Strzyga pierwszego konia kupiłam 17 lat temu... miałam wówczas stajnię, źrodło utrzymania oraz dwoje rodziców - w tym dobrze zarabiającą mamę... Dziś mam 2 konie (tamten już nie zyje), nie mam stajni, nie mam mamy i finansowego wsparcia rodziców, zarabiam średnio zatem dorabiam jak się tylko da... Wskutek kilkunastu złych decyzji i nietrafionych inwestycji dziś mam długi (wychodzę z nich ale powoli)... Nie mam odłożonych 20 000 zł na koncie. Mimo to mam konie. I nie uważam aby był to błąd...
Zdarzyło mi się , że trzeba było kilka tyś w konia zainwestować (uraz oka) i jakoś ogarnęłam bez pomocy forum, czy fundacji. Przy takim jak Twoje podejściu nawet bałabym się tu odezwać chyba  🙁
Z tym że ja mam 2 plany B: w razie gdyby coś szło nie tak mogę oddać konie do rodziny lub do zielonej_stajni na łąki - koszty wówczas jakies 80% w dół. Mam też już niezłą zdolność kredytową - w razie większego W (TFU TFU)
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
10 lutego 2014 12:38
_Gaga, mam takie podejście jakie mam, nie zamierzam za to przepraszać.
Sorry, ale uważam za głupich, ludzi, którzy nie myślą perspektywicznie, tylko wierzą, że jakoś to będzie. Że koń nie zachoruje, że kredyt na samochód, mieszkanie, pralkę i zmywarkę spłaci się bez problemu, bo przecież chwilowo praca jest.
A potem te wszystkie dramaty. I oczywiście powinno się uronić łezkę, pocieszać i swoje pieniążki oddawać, bo ktoś nie pomyślał... chyba mam prawo uważać tak, jak uważam? I mam prawo to wyrazić?
Ależ masz prawo do własnego zdania - za to się nie przeprasza...  😀

Z tym, że ja w takim razie jestem bardzo głupia... spłacam kilka kredytów , większość sprzętu RTV czy AGD kupowałam na kredyty (dawno spłacone) - co prawda aktualne zobowiązania są ubezpieczone a w jednym miejscu pracuję 10 lat - ale wydarzyć się może coś zawsze... Rozumiem, że wg Ciebie kredyty to generalnie kretynizm i powinno się żyć tylko "za gotówkę"? W takim przypadku z pewnością nie miałabym mieszkania, auta, sprzętu czy nowych ciepłochronnych okien etc... ale byłabym po strzygowemu mądra  😉 jakby policzyć koszt wynajmu mieszkania, czy też koszt ogrzewania przy starych, "dziurawych" oknach - w czasie "zbierania gotówki" - mogłoby się okazać, ze ów koszt jest sporo wyższy od kosztu kredytowania tych zakupów... Stąd - moim zdaniem - czasem warto policzyć co się bardziej opłaci  😉
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
10 lutego 2014 12:48
_Gaga, wiesz, jeśli cały sprzęt w domu masz za kredyty i raty... no to cóż, gratulacje, fantastycznie dla Ciebie =)
nie uważam,  że powinno się żyć tylko za gotówkę, ale kredytowanie wszystkiego i nadzieja, że wszystko będzie ok, jest dość zabawna, potem dość tragiczna. Jak pokazują setki tysięcy przykładów ze stanów zjednoczonych, rozbuchana konsumpcja, za raty i kredyty, nie prowadzi do niczego dobrego 😀 
Strzyga rozumiem twoje zdanie, ale taki cyniczny ton nie jest niezbędny. Jestem w takiej sytuacji że nie mam swojego konia, choć teoretycznie może byłoby mnie stać na utrzymanie i bieżące sprawy. Ale jedna kontuzja, wizyta w klinice, zestaw badań i finansowo leżę.

Tak czy inaczej , każdy ma swoje zdanie i ma prawo je wyrażać, ale nie ma obowiązku wyzywania innych od głupków.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
10 lutego 2014 12:56
Kogo wyzywam?
_Gaga, wiesz, jeśli cały sprzęt w domu masz za kredyty i raty... no to cóż, gratulacje, fantastycznie dla Ciebie =)


Nie napisałam, ze cały sprzęt tylko większość. Nie kupowałam też wszystkiego na raz - wymieniałam sprzęt po kolei przeliczając siły na zamiary. Po spłaceniu jednego kredytu , dokładnych obliczeniach na co mnie stać - myślałam dopiero o kolejnych zakupach... Nie uważam, aby takie postępowanie było lekkomyślne i przenigdy nie myślałam, że "jakoś to będzie"... Pracę mam stałą, od lat. Firma zatrudnia 2 500 ludzi i z dnia na dzień nie padnie, a i nie daję nikomu powodów do wyrzucana mnie... (TFU TFU).
Ciężko było też przewidzieć nagłą śmierć mamy i utratę rancho... ale jakoś sobie radzę i jestem dumna, że ogarniam finansowo i konie i siebie i mieszkanie. Daje korepetycję , lekcję jazdy, udzielam się sędziowsko, udzielam sieteż społecznie... Nie nazwałabym tego rozbujałym konsumpcjonizmem , tylko wyważonym zdroworozsądkowym podejściem... Choćby wymiana okien w całym domu - dużo okien - koszt jednorazowo spory. Kredyt wyniósł mniej niż oszczędności na ogrzewaniu, zatem mniej rozsądne byłoby płacenie sporo większych sum za ogrzanie mieszkania ze starymi oknami, niż zakup okien na raty...
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
10 lutego 2014 13:23
_Gaga, cudownie i gratuluję, tylko jednak wymiana okien w domu to trochę co innego niż koń, który co miesiąc generuje koszty, a nagle, bez żadnego uprzedzenia, może zacząć generować koszty 10 x większe.

Ale może dlatego, że ja też nie wyobrażam sobie, żeby miała mieć na przykład mieć dług w klinice. Osobiście czułabym się jak oszust. Przyjechałam, konia wstawiłam, ale płacić na razie nie zamierzam... a Ci w klinice niech sobie żyją za cukierki... albo niech ludzie z forum ich spłacą...
O oknach i sprzęcie pisałam a propos rozbujałego konsumpcjnizmu
Wiem, że to coś innego - z tym że koni nie sprzedam bez "noża na gardle". Jednego mam lat 13, drugiego 9 (konie w wieku 16 i 9 lat). Jak pisałam w razie W mam kilka planów B, nie pozostawiam nic przypadkowi. Uważam zatem że takie postępowanie nie jest głupie ani nierozsądne...
Jak pisałam - miałam już przypadek w którym trzeba było na konia wydać nagle kilkanaście tysięcy. Wydałam co miałam resztę uzupełniłam nieoprocentowaną pożyczką w pracy (mamy takie możliwości). Spłaciłam. Po krzyku. W razie W na dziś dzień w pracy mam zdolność kredytową w okolicach 25 000 zł (zalezy od stażu pracy i wkładów w kasie zapomogowo pożyczkowej). W banku również mam spore zdolności, nie wykorzystywaną lub spłacaną na bieżąco kartę kredytową i na prawdę spory - nie wykorzystywany lub spłacany na bieżąco debet. Za spłatę na bieżąco uważam np. opłaty wszystkich (sporych) rachunków dzień - dwa przed wypłatą - po czym pokrycie ewentualnego minusa (kilkaset zł max) - wypłatą właśnie.
Konie mam jak pisałam od 17 lat. Rodzina hoduje konie. Wiem dokładnie "z czym to się je". Wiem ile kosztują choroby ile kosztuje leczenie i rehabilitacja kontuzji... Właściciel pensjonatu, weterynarze i podkuwacz uważają mnie za osobę w pełni wypłacalną - nie ma zatem problemu np. z płatnością przelewem (gdy nie mam gotówki przy sobie bo różnie to bywa). Nigdy nie spóxniam się z opłacaniem zobowiązań. Wiem, że jeździectwo to bardzo drogie hobby. Nie jestem rozwydrzoną nastolatką na utrzymaniu rodziców, a dorosłą osobą której życie pokazało nieraz jak wygląda finansowe dno totalne (pisałam o nietrafionych inwestycjach, na których straciłam na prawdę bardzo dużo)... Nie uważam się jednak za osobę głupią (bo jako głupotę określasz kredytowanie zakupów). Ot coś mi tam po drodze nie wyszło - poniosłam koszty własnych błędów - to wszystko...
Z innej beczki: moja rodzina ma po kilkanaście - dziesiąt koni... nie mają odłożonych po 10 000 zł na sztukę - na czarną godzinę... Czyli też są nierozsądni?
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
10 lutego 2014 13:42
Widzisz, a ja co chwilę słyszę o takich historiach 😀
http://wyborcza.biz/finanse/1,105684,15427775,Pozyczyla_460_tys__zl__bank_chce_zabrac_jej_dom_i.html

Możesz być wyjątkiem, nie przeczę. Ale jak ktoś kupuje konia i nawet na wstępie nie ma zapasowej kasy, a potem przecież będzie im odciągało z konta na jego utrzymanie, to uważam, że to nie jest rozsądne.
Strzyga bardzo krzywdząco generalizujesz. Skąd wiesz, że jak ktoś kupuje konia bez odłożonych tysięcy na koncie, to jak coś się stanie rozłoży ręce albo będzie żebrał na forum, jak sama napisałaś? Jest dużo rozwiązań w sytuacjach podbramkowych, jak ktoś jest ogarnięty, to sobie poradzi. Więc może nie sugeruj, że zaraz wszyscy którzy tak robią muszą być nieodpowiedzialnymi głupkami... Można mieć swoje zdanie owszem, ale niekoniecznie trzeba je wyrażać obrażając innych przy tym.
Na wstępie miałam i kasę i stajnię i majątek
Dziś większości z tych rzeczy nie mam, a jakiś 90% zdarzeń po drodze nie udało się przewidzieć najlepszemu jasnowidzowi  😉
Co do przeytoczonej przez Ciebie historii - najważniejsze to mierzyć siły na zamiary - policzyć czy w najgorszym miesiącu (gdy koszty spore i wypłata bez premii) też da się radę cokolwiek spłacać bez jakiś koszmarnych wyrzeczeń i jeszcze żyć za coś... Poza tym moim zdaniem - kredyty - każde - nawet te na przeysłowiowe 100 zł - powinno się ubezpieczać od utraty pracy, wypadku i śmierci kredytobiorcy...
Historii o niespłacalnych kredytach również znam miliony. Swego czasu Provident jeździł po wsiach i sprzedawał kredyty na wszystko - niejednokrotnie ludziom , których nie było stać na bieżące rachunki co dopiero raty  🤔wirek:
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
10 lutego 2014 14:15
_Gaga, tylko widzisz, ona ani nie straciła pracy, ani nie miała wypadu, ani nie umarła. Ot wzięła kredyt na 140 metrowe mieszkanie ( a co, nie stać jej? stać, z kredytem ;D), pewnie jak frank stał po 2.18, dziś frank stoi po 3.41, a bywało i prawie 4 zł. I nagle ta kalkulacja jak to bywa w najgorszym miesiącu na nic jej się zdała.

Na wstępie miałaś, a jakbyś na wstępie nie miała i kasy i majątku? Tylko konie i wydatki? I skoro wtedy nie mogłabyś zabezpieczyć finansowo leczenia, to w momencie, gdy pojawia się koń, ma się jeszcze mniej kasy miesięcznie (bo nagle znika od 600-1800 zł co miesiąc), więc będzie jeszcze ciężej zabezpieczyć się finansowo.
Ja mieszkam teraz z narzeczonym w Czechach w wynajetym mieszkaniu za co placimy miesiecznie 2 tys. zl na miesiac. Najmniejsze mozliwe mieszkanko tyle tu kosztuje. Po slubie wezmiemy hipoteke na duzy teren i dom. Bedziemy placic co miesiac tyle samo. Wiec chyba oplaci sie placic za cos co bedzie nasze (miec troche miejsca, a nie cisnac sie jak sardynki i zostawic cos dzieciom 😉 ), niz wyrzucac kazdy miesiac pieniadze w bloto. 🙂 Dlatego nie mysle, ze kredyty sa bezsensu, ale trzeba wiedziec co sie bardziej oplaci. Nam w najgorszym przypadku zabiora dom (co sie na 99,99999999% nie stanie, bo dochody mamy dobre i i tak musimy gdzies mieszkac), ale przynajmniej mamy szanse miec swoj wlasny dom i miejsce na powiekszenie rodziny (i konie) 😉

Ale co sie tycze konia, to faktycznie chyba jeszcze poczekam i odloze jeszcze wieksza zapasowa sume. Nie chce potem meczyc Mamy. Ma swoje zycie i niech sie nim cieszy, a nie finansuje dorosla corke 🙂

(przepraszam za brak polskich znakow, ale mam tu tylko czeska klawiature)
Dziekuje wszystkim za przyblizenie mi kosztow leczenia konia. Sa to da mnie bardzo cenne informacje  :kwiatek:
Na wstępie miałaś, a jakbyś na wstępie nie miała i kasy i majątku? Tylko konie i wydatki? I skoro wtedy nie mogłabyś zabezpieczyć finansowo leczenia, to w momencie, gdy pojawia się koń, ma się jeszcze mniej kasy miesięcznie (bo nagle znika od 600-1800 zł co miesiąc), więc będzie jeszcze ciężej zabezpieczyć się finansowo.


Gdybym na wstępie nie miała kasy i majątku - nie miałabym koni - dla mnie to proste.
Dziś też nie jestem najbiedniejsza - bo stać mnie na 2 konie , duże mieszkanie itp... Pisałam jedynie w temacie kredytów, oraz odłożonej w razie W kasy na leczenie koni...

Co do opisanej w GW historii - przez kilka lat frank rósł - po 5 - 10 gr miesięcznie. Skoro tak się działo - rosła i rata kredytu - jeśli się nie śledzi kursów, to widać chociażby po racie, że coś jest nie halo... kredyt można przewalutować - w tym przypadku koszt przewalutowania w odpowiednim momencie byłby pewnie niższy, niż różnica kursowa. Zawsze oczywiście jest ryzyko, że waluta kredytu spadnie po przewalutowaniu - ale w przypadku franka jak się prześledzi historię kursu - cóż - trzeba być ślepym totalnie aby nie widzieć co się dzieje... Jeśli aktualny bank nie chciałby przewalutowania - kredyt można przenieść - to też jest wykonalne... Jednym słowem Strzyga - dla mnie to nadal przeliczanie sił na zamiary - jeśli widzę, że sił mi brak zmieniam zamiary (tu: sposób kredytowania) kombinuję co można naprawić, aby nadal ogarniać finanse, a nie siadam i płaczę czekając aż mnie zlicytują  😉
_Gaga, zlituj się. Jesteś dorosłą, wykształconą osobą. Leciało tak: "mierz siły na zamiary, nie zamiar według sił". I było to wezwanie ROMANTYCZNE! Wbrew rozumowi i kalkulacji. I nie chce być inaczej. Ty liczysz zamiar według sił - rozsądnie.
Pierwszy wynik z google:
Witam!
Od lat walczę z moją rodziną w sprawie interpretacji pewnego zwrotu zaczerpniętego z rodzimej klasyki. Chodzi o Mickiewiczowskie „Mierz siły na zamiary”. Większość Polaków, w tym moja rodzina używa go w sensie 'Nie porywaj się z motyką na słońce'. Moim zdaniem to znaczy coś dokładnie przeciwnego–zachęta do romantycznego porwania się z motyką na słońce. Pytanie zatem brzmi: jakie jest znaczenie tego zdania?

Oczywiście ma Pan rację: „Mierz siły na zamiary” to tyle, co dostosowuj siły do zamiarów, a więc: stawiaj sobie ambitne cele, a potem na pewno znajdziesz siłę na ich osiągnięcie! Sformułowaną w Pieśni filaretów alternatywą jest przecież „zamiar według sił”, co właśnie jest dopasowywaniem (tam potepianym) zamiarów, celów, do posiadanych sił i środków. A zatem może nie tyle z motyką na słońce, ale z ufnością we własne siły do szczytnych, ambitnych planów!
Pozdrawiam
— Jerzy Bralczyk, Uniwersytet Warszawski
Averis   Czarny charakter
11 lutego 2014 04:26
Nie trzeba mieć tysięcy na koncie, ale trzeba mieć na nie zdolność kredytową. To chyba wie nawet dziecko. Koń mi dwa lata temu się posypał i wylądował na operacji na Służewcu. Część wyłożyłam, bo miałam odłożone, na część wzięłam kredyt, spłaciłam i żyję. Pracę można stracić zawsze, ale idąc tym kluczem nie powinno się mieć także dzieci i innych zobowiązań, które generują koszty. Oczywiście, koń obowiązkowy nie jest, ale są rzeczy niezbędne do dorosłego życia i założenia rodziny. Niektórzy żyją bezpiecznie na garnuszku rodziców i do 50-tki, zarabiają na swoje zachcianki i dokładają się czasem do sałaty w lodówce - ich sprawa. W naszym kraju przy naszych zarobkach część rzeczy trzeba brać na kredyt i tyle. Należy tylko w momencie zaciągania pożyczki mieć środki, by ją spłacić, a pieprznąć może zawsze.
oj strzyga, strzyga żeby Ci się czasem nogą w przyszłości nie podwinęła...  🙄

_GaGa, nie rozumiem dlaczego się tłumaczysz ? No i żeby jeszcze było komu...  😉 Wiedzę masz ogromną, doświadczenie także, poradzisz sobie.  😅

Kupno konia to nie tylko kasa na konia, ale i pieniądze w razie "W". Weci są drodzy, a końskie szpitale ciągną kasę z konta jak sznurek z rolki
_Gaga, a ty nie masz przypadkiem koni u siebie pod domem?
Z tego co kojarzę to tak pisałaś.
Perlica, już od kilku miesięcy konie Gagi stoją w pensjonacie. O powodach pisała swojego czasu szerzej w wątku przydomowych stajni.
Uswiadomilam sobie, ze jeszcze strasznie malo wiem na temat chorob koni... Wiec pierwsza rzecz, ktora teraz zrobie to sie doedukuje 🙂

Znalazlam ciekawe wyklady na yt, ktore bardzo wszystkim polecam. Po ich zobaczeniu, mysle ze nie warto spolegac jedynie na weterynarzu czy na kims kto sie rzekomo zna na koniach. Wielu chorob (a co za tym idzie wydanych niebotycznych sum pieniedzy) mozna zapobiec lub reagujac odpowiednio - uratowac konia. Moze Wy o tym wiecie, ja nic o tym nie wiedzialam... Wlasciwie to wiem co zrobic jedynie w przypadku kolki w innych przypadkach myslalam, ze wystarczy wezwac weterynarza i ewentualnie poslac konia do kliniki. W kazdym razie mysle, ze nikt kto nie ma minimalnie takich informacji jak w tych filmach nie powinien kupowac konia. Ja osobiscie udam sie najpierw jeszcze na podobne kursy, zeby moc w razie W, udzielic rumakowi jak najszybszej i jaknajlepszej pomocy i zeby nie miec wyrzutow sumienia, ze to ja zrobilam cos nie tak z powodu swojej niewiedzy. I raczej w tym kierunku w najblizszym czasie bede inwestowac swoje pieniadze. Chce sie czuc pewnie, ze dam sobie rade - nie tylko finansowo.

Bardzo polecam:
"Kopyto jako zrodlo problemow"



Autor wykladow - Jakub Golab napisal 2 ksiazki, ktore prawdopodobnie zakupie.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się