własna przydomowa stajnia

justtid widoki extra , ogrodzenie też ale wiatru to masz chyba dość taka odkryta przestrzeń.
Dzisiaj przywiozłem sobie dwie przyczepy kamieni na nową stajnię chcę zrobić chociaż z frontu z kamieni.
A z odkurzaczem extra pomysł.
Pozdro.
justtid ogrodzenie piękne, u nas głównie to sam pastuch, albo leśna siatka, ale marzy mi się takie z drewna  💘 widoki też jak z bajki, ach te góry, może nie najwyższe, ale bardzo malownicze ... w takiej krainie nawet wiatry i chłody nie są straszne, super  :kwiatek:

Uwielbiam koniki polskie, przez kilka lat jeździłam na takiej myszatej beczułce, był fantastyczny, zero lęków, czy histerii w obcym terenie, zawsze można było na nim polegać, taki mały pracoholik i przytulas. Czasami troszkę uparty, ale za marchewkę zapominał, że o wszelkich oporach. Jaki jest ten twój atleta?

Odkurzacz też by się nam przydał, ale w naszej stajni nie ma instalacji elektrycznej, oświetlenie zasilają baterie słoneczne i wolę żeby tak zostało, bo jest bezpiecznie i ekologicznie. A puki co szczotkuję moje koniska ręcznie, ich kudły zostawiam na krzaku dla sikorek i trznadli, one zabierają to do swoich gniazd. W naturze nic się nie marnuje  😉 Najgorsze jest tylko to, że po takim szczotkowaniu cała jestem w sierści, przesiąknięta końskimi perfumami, ciuchy nadają się tylko do prania, nawet okulary muszę szorować w mydle ... oczywiście łazienka jest moja niemal przez cały wieczór. A i tak zawsze coś, gdzieś pachnie koniem  🤣
dzial ogloszen znajduje sie na gorze strony.
[img]/forum/Themes/multi_theme/images/warnwarn.gif[/img] ogloszenie w nieodpowiednim miejscu
a mnie dziś natchnęło i wlazłam na konia na oklep na padoku, niewyczysczonego. Możecie sobie wyobrazić moje spodnie, hyhy 🙂

I w temacie rozdzielania koni: zrobiłam dziś test. Zamknęłam wałaszka w boksie (góra i dół) z sianem i marchewami i pojechałam na krótki teren na kobyłce. Wałach chyba z początku się nie zorientował co się święci, ale potem droga w teren u nas tak zakręca że lekko wracamy sie w stronę stajni i mamy ją na widoku. Kobył wtedy rozdarł paszczę, co jak wałaszek usłyszał to się zaczęły kwiki i koncert życzeń. Darł się strasznie do nas z tej stajni. Zrobiłam małe kółko i wróciłam (w sumie ze 20 minut), ale stępa w powrotnej drodze to nie było.... Cud że mnie nie wywiozła na skróty do stajni przez pole..
No, ale konie żyją, ran nie ma, boks nie zniszczony, więc SUKCES.
Ja dziś też wsiadłam. Tyle, że na łąkę i młodą zabrałam ze sobą. Po 5 minutach młoda była mokra od szaleństw a ja dopiero rozstępowywałam Rewie. Chciałam zostawić ją w boksie, ale mam stajnie nieangielską i jakąś mam schizę, że młoda się wkurzy i będzie próbowała wyskoczyć i się podwiesi na nodze, albo, że wypchnie drzwi (drewniane). Podczas czyszczenia robiłam próby. Czyściłam na dworze, zabierałam Rewię na uwiązie i odchodziłam dalej, żeby nas Emi nie widziała. Był kwik i kopanie w drzwi! Będę musiała dłużej nad tym popracować. No niby mogę ją zabrać do lasu bo żadnego asfaltu nie przecinamy, ale teraz pola posiane i nie chcę, żeby sąsiedzi się wkurzali.
Aleks   Never underestimate the possibility for things to improve in ways you cannot yet imagine - Karen Rohlf
04 kwietnia 2012 08:14
Mnie póki co przestał dotyczyć problem zostawiania jednego konia samego kiedy na innym jadę w teren ponieważ jest trójka i zostają dwa. Nie było tak jednak zawsze. Ze dwa lata temu nie mieliśmy jeszcze Kaliny i musiałam kombinować. Bo o ile na jednym koniu ( starszym ) mogłam jechać bez większych problemów bo młodszy nie histeryzował za bardzo, to w sytuacji odwrotnej było gorzej. Starszy ( Dukat ) zanim go kupiliśmy nie był przyzwyczajany do rozłąki z innymi końmi, a wręcz był bardzo związany ze stadem i nie było możliwości bezpiecznej by został sam ani w stajni ani w 100% na pastwisku  🤔 . Pamiętam dobrze, czasy kiedy trzymając konie w pensjonacie, nie byłam w stanie wyjechać sama w teren na nim  🙄 . Dopiero u nas na podwórku to się zmieniło, nie miał wyjścia ...
Na Aleksie za dużo jeszcze wtedy nie jeździłam, zabierałam więc go na spacery tak byśmy byli w zasięgu wzroku Dukata. Jakoś powoli Dukat godził się z tym, że zostaje jednak nigdy nie miałam pewności czy nagle nie wystrzeli przez płot.
Teraz, kiedy zostaje z Kaliną nie ma żadnych problemów. Gorzej kiedy Aleks musi zostać z "siostrzyczką". On jest bardzo zazdrosnym i zaborczym koniem. Kiedy zabieram więc innego jemu ciężko się pogodzić z tym, że tym razem nie on idzie na spacer. Za to kiedy przyjdzie jego kolej, nie ma bardziej chętnego konia do terenowania 🙂.
Póki więc śmigam sama problem się od nas oddalił. Kiedy jednak znajdzie się ktoś do towarzystwa bez czwartego konia może znowu do nas wrócić 😉.
to się zmieniło, nie miał wyjścia ...

Czy to przypadkiem nie jest klucz do całej sprawy?

Wszyscy wiemy, że konie są zwierzętami stadnymi. I tak - nie można konia utrzymywać samego, bez towarzystwa. Ale tak poczytuję - i nie pojmuję  👀. Jeden koń - trzeba drugiego. I drugiego jeźdźca albo trzeciego konia? A gdy przyjdzie pojechać na dwóch, to do trzeciego trzeba wcześniej dokupić czwartego? Potem piątego? A co, jeśli jeden z dwóch, tfu, tfu - będzie musiał pojechać do kliniki? Ten drugi popełni sepuku?
Aleks   Never underestimate the possibility for things to improve in ways you cannot yet imagine - Karen Rohlf
04 kwietnia 2012 08:50
Halo -  nie uważasz chyba, że napisałam to zupełnie poważnie ... Emotikonka to widać zbyt mało by poprawnie odczytać intencje piszącego  🤔 .

Jasnym chyba jest, że każdy z nas w tym i ja przede wszystkim mamy na celu przyzwyczaić swoje konie do rozstań na czas którzy i dłuższy, w zależności od potrzeb. Wyjaśnię, bo może mało precyzyjnie się wyraziłam.

Mając poczatkowo dwa konie, w tym jednego, który wykupiony został ze stada, w którym się urodził, i w którym chował się przez 5 lat wraz ze swoją mamą i nic nie było robiony by koń ten się usamodzielnił było mi ciężko odseparować go od tej grupy.
Na szczęście jednak, przenieśliśmy się na swoje i zarówno ten bardzo związany ze stadem koń jak i młody dwulatek zupełnie z innej bajki zamieszkały razem. Koń, który wcześniej był bardzo związany z tamtym stadem bardzo szybko związał się z owym dwulatkiem. Trochę pracy i czasu zajęło mi by owego starszego konia przyzwyczaić do samotnych wyjazdów w teren, ale udało się. Młodszy koń, nie miał większych problemów by zostać samemu od początku i chwała mu za to.
Jeździłam więc na starszym, a z młodszym chodziłam na spacery i koniec końców i jeden i drugi się przyzwyczaił, choć wiem że Dukat nie był z tego powodu zadowolony.
Po trzech latach mniej więcej trafiła do nas PRZYPADKIEM Kalina.
Jeśli jadę teraz w teren na jednym z chłopaków, mam spokój w tyle głowy bo wiem, że zostały dwa, co nie zmienia faktu, że uczę i Kalinę spokojnych reakcji na zostawanie samej.
Za jakiś czas więc, jeśli przyjdzie potrzeba zabrać dwa konie lub zabrać tylko klacz myślę, że żaden z moich koni nie będzie miał z tym większego problemu.

Docelowo jednak ( w moim przypadku ) widzę na podwórku cztery własne konie i nie wynika to z tego, że nie mam z kim zostawić któregoś. Po prostu, chciałabym mieć dwie klacze, póki co mamy tylko jedną.

Mam nadzieję, że teraz wszystko jasne.
Aleks, ale akurat Ty piszesz bardzo sensownie  👍 Tzn. twoje podejście jest do naśladowania. Z twojej wypowiedzi wzięłam (ważny) cytat.
Mnie chodzi o słynną "zasadę fotelika samochodowego" - gdy dziecko zapniesz w foteliku i niema innej opcji, jest wszystko ok, wystarczy jeden miauk cioci/babci "jakie dziecko nieszczęśliwe" i mamy ryk.
Poraziła mnie bezradność ludzi w wielu poprzednich wpisach. "Jak się nie da, jak się da?" (gdy nie ma innej opcji). Twój wpis udowadnia, że się DA.
a mi się wydaje że kluczem do sukcesu jest ustalenie hierarchii tzn. człowiek jako koń alfa. Przez moje ręce przewinęło się już kilka własnych koni i jeszcze więcej koni które zajeżdżałam a normalnie żyły w stadzie najczęściej niemalże tabunowo. Wszystkie konie po zajeżdżeniu szły w samotne tereny bo to dla mnie podstawa i problem miałam raz a mowa tu o kilkunastu koniach. Problem trwał 15 min i się rozwiązał 😉 z tym że z każdym z tych koni duuużo pracowałam z ziemi nad dominacją, a na konia który przestaje mnie słuchać z siodła bo koledzy ważniejsi raczej z przyczyn zdroworozsądkowych nie wsiadam póki sprawy nie rozwiążę bo życie lubię 😉 Pracowaliście z końmi nad hierarchią wcześniej (jak ktoś pisał to nie wyłapałam, czytam z doskoku).
Aleks   Never underestimate the possibility for things to improve in ways you cannot yet imagine - Karen Rohlf
04 kwietnia 2012 09:35
Halo -  tak, patrząc po tym kątem "fotelika" ( bardzo mi się to spodobało ) masz rację. Dzięki  :kwiatek: .

Ja mam taki swój sposób, który przetestowałam na Dukacie. Dobrze jest zabrać ( mieć możliwość ) zabrania takiego opornego delikwenta ( pisząc to mam na myśli konia, który nie chce sam iść w teren ) w miejsce całkowicie mu obce. My wylądowaliśmy na trochę na hipodromie w Sopocie, tylko we dwoje 😉. Bardzo ugruntowało to moją pozycję.
Pomijam już fakt, o którym napisała kasia-pala mianowicie praca z ziemi.
Dużo pracuję z ziemi z moimi końmi, dodatkowo bardzo to lubię i mam też czas. Jeździć jednak także bardzo lubię i chyba najbardziej jednak samej 🙂 więc mam dodatkową motywację by uzyskać to do czego dążę z koniem 😉.
W chwili obecnej mam dwa konie. Jeżeli chodzi o rozłąkę z człowiekiem to wszystko jest super, moja siwa w mojej obecności nie robi żadnych rzeczy, których bym sobie nie życzyła, po prostu. Drugi koń jak zostaje sam (a niestety podobno była taka zawsze i nie możemy jej tego wyplenić), dostaje wariacji i jak przychodzę z powrotem to jest, aż spocona. Ona nie zajmie się sianem, biega tyle ile jestem na spacerze ze swoim koniem, kłusem czy też galopem, wzdłuż ogrodzenia. Jest to o tyle frustrujące, że na powrót nastawiam się na działanie, bo będę musiała wycierać, oglądać czy przypadkiem czegoś nie zrobiła (sobie np.)... W odwrotną stronę wszystko jest ok, moja zacznie chwilę wołać, później pokłusuje i idzie... jeść.
[quote author=Być. link=topic=19013.msg1360537#msg1360537 date=1333537395]
W chwili obecnej mam dwa konie. Jeżeli chodzi o rozłąkę z człowiekiem to wszystko jest super, moja siwa w mojej obecności nie robi żadnych rzeczy, których bym sobie nie życzyła, po prostu. Drugi koń jak zostaje sam (a niestety podobno była taka zawsze i nie możemy jej tego wyplenić), dostaje wariacji i jak przychodzę z powrotem to jest, aż spocona. Ona nie zajmie się sianem, biega tyle ile jestem na spacerze ze swoim koniem, kłusem czy też galopem, wzdłuż ogrodzenia. Jest to o tyle frustrujące, że na powrót nastawiam się na działanie, bo będę musiała wycierać, oglądać czy przypadkiem czegoś nie zrobiła (sobie np.)... W odwrotną stronę wszystko jest ok, moja zacznie chwilę wołać, później pokłusuje i idzie... jeść.
[/quote]

ja też miałam ten problem z gniadym.
Zabrałam mu kiedyś ,,małą,, do stajni bo akurat tak sie stało ,że wołałam głąba do sprowadzania a on poprostu odwrócił sie i poszedł w drugą stronę. Nie chciało mi sie stac i czekać wiec poszłam z mąła. Nie było mnie z 10 minut a był mokry jak szczur! Tak biegał wzdłuż ogrodzenia .
Do tego wpadł w taką histerię że o mało mnie nie stratował jak mu bramę otworzyłam i wziełam go na lonże -całe szczęście lonże bo na uwiązie to bym go chyba nie utrzymała.
Potem bałam sie go zostawiać i czekałam aż sie doczłapie do mnie przy sprowadzaniu.
Ale on taki histeryk był od początku .Zabrany od stada gdzie był od urodzenia - w wieku 4,5 roku.
Tu miał tylko Su
Dzis już to trochę lepiej wyglada -idzie jako pierwszy na padok i jako ostatni schodzi . Zostaje sam a i ostatnio poszedł ze mną do lasu i nie patrzył na to ze reszta już w stajni.. Czyli mogę zaliczyć to już jako sukces!
Ale początki! masakra.. Do tego on jest taki bojaźliwy i jak dam mu sie pobudzić to już mam problem z opanowaniem jego histerii.
Na szczęscie jak mi sie wyrwie i ucieknie to wraca bo boi sie sam oddalić albo biegnie na padok pod dom.
ale zazwyczaj przybiega i reaguje jak go wołam.
Mam nadzieję że uda mi sie to do końca przepracować z Nim - coraz bardziej odważny i ufny ale jeszcze sporo przed nami.
to i ja się dopiszę z moja dwójką, niestety jest to nasz odwieczny problem i pierdzielenie o byciu osobnikiem alfa, przepraszam, ale nie ma nic do rzeczy.
Wszystko zależy od charakteru i temperamentu konia, o ile jednemu to wisi czy zostanie sam, o tyle mój drugi koń przeżywa to bardzo mocno, na tyle mocno, że szkoda jest i moich i jego nerwów. Nie jest bynajmniej młodzieniaszkiem i z wiekiem wcale mu taka histeria nie przechodzi i bynajmniej się nie przyzwyczaił do takiej sytuacji. Nie twierdzę,  że chce popełnić przy tym sepuku, po prostu nie ma sposobu, żeby się wyciszył i uspokoił, gdy zostaje sam i tyle. Przeżyje to, ale zawsze się mocno denerwuje. Pewnie nie każdy koń jest taki, są takie które się przyzwyczają i przestają się emocjonować, ale niestety w niektórych przypadkach trzeba się pogodzić z faktem, że ten typ tak ma. Jakie jest rozwiązanie? Swego czasu miałam u siebie starsza klacz w adopcji, której był wszystko jedno czy zostaje sama w stajni, można było wtedy jeździć w tereny w 1 lub 2 konie. Teraz kiedy decyduję się zostawiać je pojedynczo, to staram się stopniowo go do tego przyzwyczajać, lepiej jest pojeździć kilka dni pod rząd, niż od czasu do czasu z doskoku zostawiać go samego. A żeby było ciekawiej ten sam koń nie denerwuje się, kiedy jest sam w terenie 🙂
Aleks   Never underestimate the possibility for things to improve in ways you cannot yet imagine - Karen Rohlf
04 kwietnia 2012 13:14
Ja pisałam o znaczeniu relacji w sytuacji - ja vs. mój niełatwy koń vs. teren 😉.
Poza tym wiadomo, jak " kota nie ma to myszy harcują " 😉.


Widzicie, ja z Rewią nie mam problemy, żeby jechać na niej w teren samej. Nawet wolę sama niż w grupie bo z innymi końmi idąc jej odbija ma ochotę brykać, jak jest prowadząca to rwie jak szalona. Sama w terenie jest spokojna, nie wyrywa nie bryka. Czasem odskoczy w bok gdy wystraszy się sarny czy dzika. Norma. Z młodą mam problem bo ona była zabrana w wieku 9 m-cy od matki (nie stała już z nią w boksie,ale na padoku były razem), do mojej stajni gdzie jest tylko Rewia. Później tak się porobiło, że musiałam ją sprzedać i 8 m-cy była na hotelu w stadzie. Teraz jest znowu w dwójce. Zostawić ją w boksie czy na padoku samą to histeria, ale zabrać ją samą z padoku czy z boksu iść gdzieś dalej mimo, że Rewia zarży to idzie i nie marudzi! Nie wyrywa się, nie zatrzymuje się, zarży, ale idzie spokojnie. Może błędem było to, że jeszcze przed sprzedażą ona często chodziła w teren luzem bo była mniejsza, oczywiście ładnie się pilnowała, no i stwierdziłam, że lepiej jak się tak obędzie z wyjazdami, będzie odważniejsza.
Ja owszem dojdę do tego że będę ją zostawiała, tyle, że potrzebuję troszkę czasu no i czasem muszę się gdzieś wyżalić 🙂
Miszka bycie osobnikiem alfa jest do rzeczy, gdy wyjeżdżasz sama w teren, a koń zaczyna świrować, bo chce znaleźć się z powrotem w stajni, gdzie jest jego stado. Napisała o tym kasia-pala i wg mnie ma dużo racji. Praca z ziemi nad ustaleniem hierarchii , potem pewne przewodnictwo z siodła i nie ma siły, gdy konisko będzie miało respekt i zaufanie do jeźdźca, to posłucha, człowiek będzie jego stadem i koniem alfa. Samotny wyjazd w teren na niepodporządkowanym koniu, może zakończyć się tragicznie  😲

Natomiast samotny koń w stajni, to już zupełnie inny problem, tutaj faktycznie można jedynie próbować stopniowego przyzwyczajania. U nas lepsze było organizowanie zajęcia pozostawionej klaczy przez drugą osobę, np. spacer na trawkę i kibicowanie towarzyszce. Nie chciałam, aby zamknięty koń panikował i obijał się w stajni. Na początku to było kłopotliwe, ale też wniosło pewną naukę. Teraz klacze nawet same się rozdzielają, np. jedna dżemie w stajni, a druga szuka trawy w terenie. Nie przeszkadza im to, że się nie widzą i że każda robi coś innego. Jednak na to potrzeba starań i full czasu, lat a nie miesięcy.
Aleks   Never underestimate the possibility for things to improve in ways you cannot yet imagine - Karen Rohlf
04 kwietnia 2012 13:55
agulaj - jasnym jest, że na wszystko trzeba czasu, czasem więcej czasem mniej 🙂. Ja też poświęciłam uważam znaczą jego ilość na to by osiągnąć co zamierzałam i miałam momenty zwątpienia, nie ukrywam.
Bywało, że do znudzenia powtarzałam w kółko to samo i dalej to samo. Raz koleżanka, absolutnie nie powiązana ze światem końskim postawiła mnie i moje konie pod ścianą. Umówiłyśmy się, że wyjadę po nią do pewnego miejsca by nie szukała nas ( naszego domu ) po całej okolicy. Jechała z Wrocławia do nas pierwszy raz. Ustaliłam wszystko, w którym momencie drogi da mi znać bym mogła dojechać, a jednocześnie nie być poza stajnią za długo ze względu na drugiego konia, który musiał zostać sam. Mój plan poległ w gruzach kiedy ja byłam już w umówionym miejscu, a ona stanęła w korku. Miałam wybór, wracać albo czekać bliżej nie określony czas.Oblał mnie zimny pot, nie miałam pewności co dzieje się na podwórku i nie miałam pewności czy koń, z którym byłam, wytrzyma. Podjęłam decyzję, że czekam i patrzę co się będzie działo. Mąż miał dzwonić gdyby drugi koń " zwariował " z tym, że dla niego to on już wariował 😉.
Podołaliśmy, wszyscy w trójkę, a nawet w czwórkę 😉. Dodam, że czekałam prawie 3 godziny. Dla konia, który był ze mną było to bardzo długo, dla tego który został długo. To był dla mnie i moich koni moment przełomowy. Czasem warto zachować zimną krew. Choć zdaję sobie sprawę, że jest to ciężkie biorąc pod uwagę to co konie potrafią wyczyniać.

Moim zdaniem więc, czas, czas, czas i praca.
Większość rzeczy/problemów dla się przepracować.

W tamtym momencie ( zanim pojawiła się Kalina ) starałam się jak najwięcej zabierać je osobno. Koniec końców pępowina została przecięta i problem się skończył.
Nie ukrywam jednak, że pojawienie się trzeciego konia znacznie ułatwiło mi pracę z delikwentem, którego akurat mam ze sobą w terenie 😉. Jak pisałam mam spokój w tyle głowy 😉.
Znaczy się, pozycja człowieka jako kogoś, kto prowadzi i trzeba się go słuchać jest pomocna w samotnych ternach, pod siodłem czy w ręku. Pamiętam moje pierwsze spacery z siwą, które były tragiczne. Koń absolutnie miał mnie w poważaniu i jak widział inne konie to nie daj się, postaw się - musiałam nogami się zaprzeć z całej siły, by czasem nie pozwolić jej zwiać. Wraz z pracą, budowaniem relacji i uczeniu konia, że to jest ok, a to już nie, sytuacja się zmieniła. Teraz inny koń może nam wyjechać z jakieś dróżki, ale nic się nie stanie. Koń spojrzy, może się zatrzymać, ale nie pójdzie na oślep galopem przed siebie do konia.

A znowuż z tym drugim koniem jest tak, że jak jest zima i ja idę z siwą na spacer to boję się tym bardziej, bo ona się spoci, zawieje ją i nieszczęście gotowe. A jest już 6 miesięcy i za chiny nic się nie zmieniło, a znowuż tak rzadko na spacery nie chodzę, by nie mogła się przyzwyczaić. Jedyne pocieszenie to to, że nie przeskakuje ogrodzenie i go nie taranuje.
ranczolodzierz zgadza się, mówimy o pozostawianiu konia samego w stajni, a nie o samotnych wyprawach  w teren. Z wypowiedzi kilku osób wynika też, że ten sam koń bez problemu może iść sam w teren, ale już pozostawiany sam w stajni się denerwuje. Tak więc są to dwie różne sytuacje. Ja poddałam tylko w wątpliwość taką tezę, że każdego konia da się do tego przyzwyczaić, bo według mnie nie. Są pojedyncze przypadki, dla których zawsze to będzie sytuacja stresogenna, chociaż raczej nie na granicy życia lub śmierci. Można nad tym w miarę zapanować, ale się tego nie zmieni. Na szczęście większość koni nie reaguje tak histerycznie, znam całe mnóstwo takich przypadków, więc na pewno nie ma co się poddawać i warto nad tym pracować.
powiedzcie mi -czy u Was też tak paskudnie na dworze?? Ja zimą nie miałam tyle obaw o konie co dzisiaj.. Zabrałam je o 11 do stajni bo były mokre i wiał zimny wiatr .Zacina śniegiem z deszczem a na drodze takie błoto że mi mała w drodze do stajni fikneła na dupsko- dobrze że i mi nóg nie podcieła bo byśmy obie były z tyłkami w błocie...
Normalnie jak sie nie zmieni to jutro będę miała poważny dylemat czy je wogóle wyprowadzać.. W stajni przynajmniej sucho i nie wieje..
A już było tak pięknie....
U nas było podobnie podczas weekendu. Też wyjątkowo ściągałam konie szybciej z wybiegów. Jednak o całkowitym niepuszczaniu nie ma mowy - przerobiłam temat przy różnych rodzajach niepogody - największe wyrzuty o przymusowy pobyt w stajni miały do mnie moje dziadki. A skoro one dają radę, to i młodzież sobie poradzi.
Jak to w przysłowiu "Kwiecień plecień..."
Na paskudna pogodę są derki p/deszczowe 😉 ale i tak obserwuje,kiedy konie ustawiają się przy bramce to maja dość wiatru i deszczu....
U mnie słoneczko. Coś rano kropiło, a potem cieplutko i słoneczko. Moje konie same dzisiaj się wybiegały 🙂 Nie wiem co im odbiło, ale mąż za płotem siał owies a tym palma strzeliła i galopy! I to nie takie, że się boją, raczej zabawa to była, a bryków przy tym! Aż mokre. No cóż same dbają o kondycję 😉
Aleks   Never underestimate the possibility for things to improve in ways you cannot yet imagine - Karen Rohlf
04 kwietnia 2012 17:16
Tutaj niestety także załamanie pogodowe, dziś pogoda iście listopadowo - zimowa ... śnieg z deszczem, zimny wiatr.
Na szczęście jutro ma być słonecznie, a na Południu deszcze i zima  😜 . Mama moja kochana dziś dzwoniła do mnie z pytaniem czy u mnie też tak pięknie jak u niej na Śląsku ( Zagłębiu dokładniej 😉 ) ... No więc, nieeee, ale równowaga musi być ... niech się nie cieszy 😉.

Poważniej, zrobiło by się już jakoś ... ciepło i sucho w miarę stabilnie... 
iwona9208   Konie to choroba, z której nie da się wyleczyć.
04 kwietnia 2012 17:25
Wolar już od pierwszego dnia po przyjeździe zostawał sam. Na początku trochę wariował,biegał,rżał ale z czasem zaczął uspakajać się.Teraz gdy biorę Astrę na jazdę odprowadza nas do bramy,kilka razy zarży na odchodne,czasami zrobi rundkę po padoku i bierze się za jedzenie siana.A jak już wracamy wołam do niego,on zarży,znowu robi rundkę i grzecznie czeka na koleżankę przy bramie.
Astra też nie ma problemu z zostawaniem.
Jak wolę zostawiać samego konia na padoku niż w boksie.Zamknięte w boksie denerwują się, zostając na padoku mogą sobie popatrzeć czy już kolega wraca,poobserwować otoczenie,są spokojniejsze  😉

A co do pogody jest baardzo jesienna-ponura i deszczowa  🙁.
U mnie wczoraj i dzisiaj piekne sloneczko 🙂 W wiosennej kurtce nie dawalo sie wytrzymac i cale dnie lazilam w cienkiej bluzce, a i tak bylo mi goraco 🙂 Za to zeby nie bylo mi za dobrze owady juz zaczely meczyc konie :/

Z moim dziadkiem zaczelam intensywna prace z ziemi, pracujemy na razie nad kondycja i plecami po zimie 😉 Wczoraj mnie naszlo i wsiadlam go postepowac na oklep, bosko bylo, ten kon robi wszystko na najdelikatniejsze sygnaly 🙂 Juz sie nie moge doczekac kiedy sie nadbuduje i bede mogla wsiadac regularnie 🙂
Wczoraj mialam w planach go odkurzyc 😉 bylam przekonana, ze jako kon po sluzbie w strazy miejskiej nawet nie zwroci na odkurzacz uwagi, ale sie zdziwilam 🤣
Po pol godzinie udalo mi sie go przekonac, ze odkurzacz jednak nie zjada koni 😀
Poza tym zaczelam zabierac go na samotne spacery, z czym on nie ma najmniejszych problemow, w przeciwienstwie do jednego z huckow, ktore zostaja 😉
I tutaj pragne obalic mit drugiego konia do towarzystwa - u mnie zostaja 3 konie i osiol, a i tak jest histeria, ze Granda zabieram 😉 za kazdym razem coraz mniejsza na szczescie i glownie u jednego hucka tylko, ale jednak. Wczoraj myslalam, ze juz sie przyzwyczail, bo wzielam Granda na 15 minut i nawet nie zauwazyl tak sie skupil na jedzeniu, ale dzisiaj znowu byl cyrk niestety. Olalam i po powrocie z Grandem jeszcze pol godziny siedzialam z nim poza padokiem, ale na widoku koni. Dopiero jak sie calkiem uspokoily i zajely soba zaprowadzilam do nich Granda.
uhu, ale się dyskusja wywiązała o tym rozdzielaniu.
Co do komentarzy typu "ustalanie hierarchii koń-człowiek" itp. chciałam dużymi literami powiedzieć, że ja nie mam problemu z koniem który w pojedynkę idzie w teren (żadnym) tylko z TYM KTÓRY ZOSTAJE. A zostaje sam, kwiczy jak zażynana świnia, lata bo boksie itp. Ostatnia próba (wykonałam ją 2 miesiące po przeprowadzce w nowe miejsce, i związanym z tym posiadaniem stada tylko 2 koni) pokazała, że wałaszek daje radę zostać sam. Darł się co prawda strasznie, ale nie zrobił sobie żadnej krzywdy, nic nie zniszczył, nawet się nie spocił. Kobył jest CAŁA MOKRA jak zostaje w boksie i przez górną część drzwi ma widok na ujezdzalnie po której jeżdzę na wałaszku. Dlatego boję się zostawić ją samą i zniknąć jej z oczu.
Aleks   Never underestimate the possibility for things to improve in ways you cannot yet imagine - Karen Rohlf
05 kwietnia 2012 10:09
esef -  ja bym próbowała w takiej sytuacji w taki sposób;

Wersja z zamkniętym koniem w boksie ( Moim zdaniem trudniejsza, ale także przeze mnie przepracowana. Prywatnie, starałabym się mimo wszystko mieć go na wybiegu, ale zakładając, że musi być zamknięty to; )

A) koń, którego chcemy zostawić w boksie, stoi w nim i ma otwartą górę, tak by mógł mnie i drugiego konia widzieć z boksu.

Początkowo z drugim koniem jestem w przestrzeni bezpośrednio sąsiadującej z boksem, ( ja mam tak usytuowany plac do jazdy ). Jeżdżę więc po części położonej bliżej konia w boksie ( koń w boksie wyje, niech wyje ) nie przejmuję się wyciem. Jeżdżę tak do znudzenia, próbuję się oddalić ( będąc wciąż na widoku ) i wrócić i znowu oddalić i wrócić ( koń w boksie wyje, zaczyna kopać w drzwi, oceniam kopanie czy przesadza czy jeszcze nie ). Odjeżdżam i wracam i tak do oporu ... raz dalej, raz bliżej i tak w końcu opanowuję tę "trudną" przestrzeń. Jeżdżę tak raczej w stępie, ewentualnie w kłusie. Nie wracam kłusem w kierunku stajni. Wracam tylko stępem, z zatrzymaniami nawet, tak by koń w boksie nauczył się, że trzeba czekać i nic się nie dzieje. To jest bardzo nudne, ale konieczne. Ile czasu potrzeba ? Tyle ile koń w boksie potrzebuje by się uspokoić. Nie oczekiwałabym cudów w ciągu jednego podejścia. Dukat potrzebował bardzo dużo czasu by się uspokoić, ale jak już doczekałam się tego momentu to potem poszło w zasadzie gładko. Choć początki były na prawdę trudne bo koń w boksie dostawał pierdolca.
Jeśli już mamy w miarę stabilnego konia w boksie kiedy my z drugim jesteśmy na placu, starałabym się próbować "znikać " na moment dosłownie. Początkowo, chować się za winklem na sekundy. Moja stajnia jest usytuowana tak, że koń będący w niej zamknięty jeszcze przez chwilę widzi mnie jak wyjeżdżam za winkiel. Może się jakby przygotować, na moje zniknięcie. Znikam więc na chwilę i wracam, i znowu do znudzenia ... stopniowo zniknięcia są co raz dłuższe, ale poczatkowo to są sekundy, minuty. Ja wyjeżdżałam za winkiel, zatrzymywałam tam konia i czekałam. Cały czas staram się ocenić co się dzieje w boksie.
Uważam, że jest to skuteczne choć nie zbyt bezpieczne. Z Dukatem było trudno i długo, ale się udało, nie lubię jednak zostawiać go samego w boksie i nie robię tego. Kalina poczatkowo próbowała wyjść z drzwiami, a że jest to klacz zimnokrwista to drzwi nie stanowiły by dla niej problemu.
Dlatego wolę jak koń jest na padoku/pastwisku.

B) Koń zostaje sam na padoku/pastwisku.
( Metoda moim zdaniem bezpieczniejsza dla sfrustrowanego konia. Może swoje frustracje wybiegać, to nic że się spoci. )

Wypuszczam więc konia na plac/padok w bezpośrednim sąsiedztwie ujeżdżalni. Koń oczywiście " wisi na bramie ", chce być jak najbliżej drugiego, a my znowu oddalamy się i przybliżamy. Wszystko w niskich chodach, staram się skupić na sobie konia którego mam ze sobą, a tamten niech biega. Nic się nie dzieje. Niech rozładuje nerwy.
Robię więc swoje, nie zwracam uwagi.
Kiedy widzę, że odpuszcza ( zajął się czymś, je, stoi spokojnie, lub łazi gdzieś ) odmierzam trochę dalej na moment, wracam. Nie wracam galopem czy kłusem, wracam stępem, zatrzymuję się, czekam niech i on czeka.
I jak wyżej, kiedy mam już w miarę spokojnego konia na padoku/łące próbuję odjechać dalej i zniknąć. Koń pewnie będzie biegać, wyć i patrzyć z podniesiona kitą. Nie szkodzi, przecież odjeżdżam i znikam tylko na moment. Robię to na prawdę do znudzenia, tyle ile czasu potrzebuje tamten koń.
Takiemu koniowi na padoku jest łatwiej bo dłużej może mieć nas w zasięgu wzroku kiedy odjeżdżamy i szybciej ma nas w zasięgu kiedy wracamy. Może jednak dłużej wyć, ale nic nie szkodzi, niech wyje.

Mój Aleks, z racji tego, że jest koniem dość zazdrosnym, kiedy biorę Dukata w teren, mimo że zostaje z Kaliną to bardzo dużo biega i wyje też bardzo dużo. Robię więc zanim pojadę na dobre kilka takich nawrotów co studzi jego emocje, a potem jak widzę, że już jest w miarę ok, to jadę i nie zwracam uwagi na wycie. Uspokoi się. Kiedy wracam zawsze jest mokry, widać że się spocił. Nic nie szkodzi, lepiej jak spoci się na wolnym powietrzu niż jak spoci się w boksie i gdzieś go przewieje bo górna część drzwi jest otwarta.

Nie panikowałabym po prostu 😉.
To wszystko jest do przepracowania tylko czasem długo trwa, a nam jak wiadomo brak cierpliwości nierzadko 😉.
Ja jak pisałam bardzo lubię jeździć w tereny sama i w sytuacji kiedy miałam dwa konie i jeden nie chciał zostać sam, a chciałam go zostawić nie było wyjścia. Musiał się nauczyć, tak samo jak musiał się nauczyć sam jechać w teren i sposób by to osiągnąć jest taki sam. Z tym, że nam już w terenie szybciej poszło bo na większej ilości rzeczy koń musiał się skupić i nie myślał tylko o tym by dostać się z powrotem do stajni.

EDIT: i jeszcze o koniach, które zostawione w parze i tak biegają i wyją.
Moim zdaniem, wystarczy, że jeden w parze, grupie biega ... i już jest prawdopodobieństwo, że reszta będzie poruszona.
U mnie wygląda to tak;
- zabieram Dukata - Aleks biega i wyje, Kalina biega i wyje - pobiegają, powyją, zmęczą się, przestaną.
- zabieram Aleksa - ani Dukat nie biega, ani Kalina nie biega i żadne nie wyje. Może czasem Rudy, ale to sporadycznie raz może dwa.

Wiem, że to nie wątek o tym, ale może się komuś to przyda. Za OFF TOP-a przepraszam  :kwiatek: .
delta   Truth begins in lies.
05 kwietnia 2012 11:59
Dlatego widoku warto mieć konia przy domu:



aż odechciało mi się pracować, poszłabym do niego i z nim poleżała😀
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się