Dzisiaj w nocy miałam swoją pierwszą współpracę z futerkiem i coś mi się wydaje, że w najbliższym czasie ostatnią.
W planach było obszyć kantar, co miał mi zająć godzinkę, a zajęło 3.
Wycinanie odpowiednich kształtów z futra, potem przycinanie go (mam merynosa z włosiem jakieś 12cm...), przyszywanie tego wszystkiego ręcznie (moja maszyna pewnie nie chciałaby szyć przez samo futro, a co dopiero przez futro, dwie warstwy nylonu i zamsz..., na koniec wyczesanie martwego włosia...
No po prostu robota nie dla mnie. Jak mi się znów zamarzy kantar z futrem, to chyba jednak wybiorę się do sklepu.
Jedyny atut tego ręcznego szycia jest taki, że jak futro "się zmarnuje" to można je odpruć bez szwanku dla kantara i będę jeszcze miała kantar podszywany w świetnym stanie.
Efektem mojej pracy jest nie tylko kantar, ale też pokłute palce 😎