[quote author=Dementek link=topic=95120.msg2687301#msg2687301 date=1496932699] Zawsze najwięcej się wie na tematy, z którymi nie miała się styczności w rzeczywistości.
Haha, w punkt! Proponuję popracować w szkole i przekonać się czy te 18h to rzeczywiście takie lajtowe jest. 😂 [/quote]
Ja nie napisałam, że lajtowe. Nikt nikomu tam iść nie kazał. Tzn uczniom, niestety, tak. Nie oczekuję cudów tylko wypełnienia swoich obowiązków. A należy do nich przeprowadzenie zajęć z uczniami do ostatniego dnia roku szkolnego a nie odpuszczanie sobie tydzień wcześniej.
SzalonaBibi Marna polityka szkoly i tyle. Co do "18 godzin tygodniowo". Moja mama (polonistka) od kwietnia zapieprza w niemalze caly tydzien z weekendami wlacznie i ogarnia szkolne rzeczy do poznych godzin nocnych. I tak do konca roku szkolnego. Juz pod koniec maja nie ogarniala,a im blizej konca tym gorzej. W normalnym trybie roku szkolnego wcale nie jest lepiej. Wiec prosze cie, jesli bedziesz miala okazje przyjrzec sie doglebnie pracy nauczyciela, to to zrob, bo nie wiesz co piszesz 🙄
Ja wiem jak wygląda praca nauczyciela, naprawdę. Co ich nie zwalnia z podstawowych obowiązków - j.w. Swoją drogą między nimi też są ogromne różnice. Twoja mama ma dodatkowych zajęć pewnie najwięcej. A taka np pani od wf-u nie mająca wychowawstwa, chyba jednak znacznie mniej.
Nie tylko nauczyciele "po godzinach" odwalają "papierologię" w domu. Tylko nauczyciel ma dydaktyki kilkanaście godzin przez 9 miesięcy w roku. A "przeciętny kowalski" po 40 h przez 11 miesięcy.
SzalonaBibi, i właśnie dlatego, że jest 10 miesięcy pracy a nie 12, przeciętny nauczyciel jeszcze pracuje za te psie pieniądze. Rozumiałabym jeszcze to wieczne wypominanie nauczycielom tych godzin i wakacji, gdyby zarabiali po 10 tys miesięcznie. Na serio zazdrości się tej pracy za 2200?? (po 11 latach pracy) Natomiast dziwi mnie podejście we wspomnianej przez Ciebie szkole, ja nigdy nie usłyszałam (jako uczeń, rodzic, pracownik) żeby dzieci lepiej do szkoły nie przychodziły. To bardzo słabe.
Przepraszam, ale pieprzenie, jak zwykle w takich tematach. 🙄
SzalonaBibi, śmiało, nikt Ci nie broni zostać nauczycielem! A przeciętny Kowalski tez polecam żeby sie zajął własnym losem jeśli mu 40h nie odpowiada.
Mnie mniej meczy i fizycznie i psychicznie praca w korpo niż praca jako nauczyciel - i śmiem twierdzić ze nie tylko mnie. Ale jasne, sprowadzmy dyskusje do wioskowych nauczycieli nie prowadzących zajec przed wakacjami i poprzez to polejmy trochę jadu na nauczycielski całokształt. 🙄
Mnie to juz dawno zylka przestala skakac w temacie nayczycieli.
Kurcze, niby taki latwy pieniadz, kokosy sie zarabia, 18 godzin w tygodniu, 2 miesiace wakacji a jakos nie znam nikogo z rodzin "nauczycielskich" w ktorych to dzieci poszly w slady rodzica. Zupelnie na odwrot jak z rodzin lekarskich, gdzie po drodze do milijonow stoja jeszcze wymagajace studia. Az dziw bierze, ze malo kto jest skory na obranie szkolnej sciezki kariery yslanej platkami roz 🤔wirek:
Oficjalnie nauczyciel ma miesiąc wakacji. Od sierpnia jest do dyspozycji dyrektora, a jak są egzaminy poprawkowe, to minimum 2 tygodnie załatwione.
Do końca gimnazjum uczyłam się w ,,wiejskiej" szkole. Najczęściej w ostatnim tygodniu chodziłam na zajęcia, ale głównie były jakieś spacery po okolicy i zajęcia tak o, na luzie. Bardziej się szło dla towarzystwa, bo do szkoły przyjeżdżały dzieciaki z miejscowości oddalonych nawet 20km- teraz widzi się te osoby tylko na fb.
Nie ogarniam roszczeniowości ludzi. Albo na skutek pracy w szpitalu mam inne spojrzenie na wszystko, niż inni pacjenci. Jestem sobie w obcym mieście, jako pacjent w szpitalu. I słyszę rozmowy. I nie wyrabiam. Ciągłe narzekanie! Ciągłe. " jedzenie niedobre, w tych szpitalach to zawsze to jedzenie niedobre. Kiedyś byłam w takim, że kuchnia sama gotowała i w ogóle się posiłki nie powtarzały! A tu... Okropne!", " no taaak... I znowu czekać, jak zwykle", " no...a moja doktor OBIECYWAŁA że to nie będzie rak. I co? I był!!!", " a jak ten facet źle krew pobiera! Boli! Kiedyś mi pobierali, to nic nie bolało. Widać, że facet nie ma dobrej ręki" I tak non stop! Wszystko źle, wszystko nie tak. Ale to głównie kobiety. Faceci spokojnie, bez narzekania. Baby okropne! Wieczne malkontenctwo. Czasami żałuję, że nie mogę być na sali z facetami. 😉
Ja w ogóle nie ogarniam braku szacunku do ludzi wykonujących inny zawód niż nasz - nauczyciel leń, urzędnik nierób, sędzia stronniczy, lekarz źle leczący, a pismaki to już w ogóle. I to jest nagminne.
A ja akurat nie ogarniam szpitalnego jedzenia. Pacjenci nie są więźniami, nie są za karę, a jedzenie jest takie, że na wymioty się czasem zbiera. Może przypadek, ale w porze obiadowej w szpitalach czasem chce się zatkać nos. Szkoda pacjentów. Śniadania też nie wyglądają zachęcająco. No nic nie wygląda. Jak ma to jeść ktoś kto jest chory i nie ma apetytu... Nie wszędzie tak jest i zależy od dnia ale czasami obrzydza zapach i wygląd jedzenia.
Szpital to nie hotel z allincluzive 😉 Akurat dwa tygodnie spędził ostatnio mój brat w szpitalu i moja mama woziła jedzenie. Wracała z nim z powrotem do domu, bo szpitalne jedzenie było dobre i było go dużo. 😉
No...właśnie dostałam obiad: 4 smaczne duże pyzy z tłuszczykiem. Do tego kiełbaska w kostkę podduszona z kapustą. Pyszne! Surówka niedobra. Zupa barszcz czerwony, smaczny. Ja pożarłam wszystko, koleżanka z pokoju nic nie zjadła, bo wszystko bleee. Jak widać wszystko zależy od osoby. Od szpitala. Ale nie zmienia to faktu, że narzekanie w narodzie kwitnie.
To nie ma nic do rzeczy, płacę niemałe składki na cholerny NFZ to chciałby człowiek chociaż w jakichś godziwych warunkach chorować, a nie ochłapy żryć 🙄 Może nie we wszystkich szpitalach tak jest, szczęśliwi ci co nie musieli wąchać niewiadomego pochodzenia szpitalnej padliny.
Ja myślę, że dużo też zależy od szpitala. Ze mnie żaden wybrzydzacz i kawioru nie oczekuje w szpitalu, ale jak przez cztery dni dostawałam tę samą szarą breję w różnych wersjach (warzywo do obiadu, zupa, sosik, ta sama zupa z dodatkiem kaszy), to się załamałam. A to był pokarm, który dostawały m.in. kobiety z zagrożoną ciążą. Myślę, że dla nikogo nie byłoby to apetyczne. Gdzieś miałam zdjęcia, ale weź to teraz znajdź 😁
Szpial to nie all inclusive, ale też zdaje się, że mamy tam wracać do zdrowia, a nie dorzucać problemy żołądkowe do kompletu.
to chyba zależy od miejsca, ja byłam w szpitalu mało razy (na szczęście), ale za każdym razem jedzenie było po prostu okropne, mimo że nie lubi wybrzydzać, to niestety rodzina musiała mi jedzenie podrzucać 🙄 nawet za bardzo się nie najadłam pierwszego dnia, gdzieś o trzeciej zostałam przyjęta (od samego rana nic nie jadłam) i musiałam poczekać aż ktoś będzie mógł mi coś przywieźć, to o piątej dostałam kolację i nie zdążyłam dokończyć, bo poszłam do toalety, a jedzenia już nie było 🙁
Oficjalnie nauczyciel ma miesiąc wakacji. Od sierpnia jest do dyspozycji dyrektora, a jak są egzaminy poprawkowe, to minimum 2 tygodnie załatwione.
Do końca gimnazjum uczyłam się w ,,wiejskiej" szkole. Najczęściej w ostatnim tygodniu chodziłam na zajęcia, ale głównie były jakieś spacery po okolicy i zajęcia tak o, na luzie. Bardziej się szło dla towarzystwa, bo do szkoły przyjeżdżały dzieciaki z miejscowości oddalonych nawet 20km- teraz widzi się te osoby tylko na fb.
Jak jest oficjalnie to ja dobrze wiem... Tylko dziwnym trafem nawet na radę pedagogiczną w sierpniu dotrzeć nie mogą. No i wakacje to ponad 2 miesiące plus wszelkie ferie... Tak wiem, w czasie wolnym od zajęć dydaktycznych mają zapewnić opiekę... U nas była "jak trzeba" - w godzinach 9-15 i bez przewozów.
SzalonaBibi, śmiało, nikt Ci nie broni zostać nauczycielem! A przeciętny Kowalski tez polecam żeby sie zajął własnym losem jeśli mu 40h nie odpowiada.
Mnie mniej meczy i fizycznie i psychicznie praca w korpo niż praca jako nauczyciel - i śmiem twierdzić ze nie tylko mnie. Ale jasne, sprowadzmy dyskusje do wioskowych nauczycieli nie prowadzących zajec przed wakacjami i poprzez to polejmy trochę jadu na nauczycielski całokształt. 🙄
Czy ja cokolwiek mówiłam ogólnie o nauczycielach? W kontekście urzędnika, któremu przeszkadza osoba ze sprawą i lekarza, co mu pacjent na SORze wadzi, wspomniałam, że są i nauczyciele, którzy sugerują, żeby uczniowie do szkoły nie przychodzili... I takich nie ogarniam. A chętnie uczyła bym w szkole, miałam nawet taki plan... Tylko jestem przyjezdna nie "swoja" i zawsze będę obca... A tu wszyscy spokrewnieni lub spowinowaceni a w szkole zatrudnieni tylko "wybrańcy". A z innych powodów na razie zamierzam tu mieszkać.
Ja w ogóle nie ogarniam braku szacunku do ludzi wykonujących inny zawód niż nasz - nauczyciel leń, urzędnik nierób, sędzia stronniczy, lekarz źle leczący, a pismaki to już w ogóle. I to jest nagminne.
Niestety, ale " w dzisiejszych czasach" "nauczyciel leń, urzędnik nierób, sędzia stronniczy, lekarz źle leczący, a pismaki to już w ogóle" to fakt. Swojego zawodu zresztą nie uważam za wyjątek, przeciwnie. Jestem dorosła już długo, i przykro to mówić, ale 20 lat temu osoby wykonujące swoją pracę z łaski, byle jak, olewający, beznadziejni, niepoważni, to było może 20 procent. A teraz na 20 procentach to można polegać. Mogę sypać jak z rękawa, co tydzień jedna, dwie sytuacje. Serio. Wczoraj pani w cukierni przy piekarni, starsza pani, bardzo doświadczona w tej firmie, sprzedała mi tort o innym smaku niż mówiła. Totalnie innym, a nie było widać środka. Niby nic, tort smaczny, ale dzieci chciały konkretny smak. I tak co dzień....budowlańcy, spece od PR, politycy, nauczyciele ( pani córki miała do rodziców wielkie pretensje, że dzieci mają za mało ocen. Wszystkie, nie że któreś nie chodzi czy coś....do dziś nie wiem, co mieliśmy jako rodzice zrobić, nie wytłumaczyła), do wyboru do koloru.
Problem w tym, że jeden negatywny przykład zawsze zapada w pamięć bardziej niż te dziesiątki razy kiedy sprzedawca w cukierni był miły, kompetentny, znał wszystkie składniki tortu i umiał doradzić. A niestety w naszym (i pewnie nie tylko w naszym) społeczeństwie jest tendencja, żeby rozciągać jeden przypadek na złą wolę lub niekompetencję całej grupy zawodowej.
A co do szpitalnego jedzenia, to prawda jest zawsze gdzieś pośrodku. Oczywiście (jak w każdej placówce gastronomicznej) trochę zależy od szefa kuchni. Ale znam kierowniczkę kuchni w szpitalu (wcześniej pracowała w dużym hotelu), która sama mówiła, że chętnie serwowałaby lepsze rzeczy ale: jest to gotowanie zbiorowe na dużą liczbę osób, które mają dostać posiłek o tej samej porze, wiele osób ma powyłączane z diety różne elementy (takie jak sól), bez których trudno osiągnąć "domowe" smaki, wszystkie zakupy składników muszą odbywać się w formie wyłonienia dostawcy w drodze konkursu więc nie można wybrać tego co przyjdzie, jeśli tylko nie jest nadające się do reklamacji. No i jest określony budżet, bo dyscyplina finansów publicznych obejmuje całą placówkę,kuchnię też, więc na frykasy z górnej półki liczyć nie można. Ale oczywiście stara się jak może (pacjenci w większości raczej nie narzekają).
Uadżit, diety? Serio? Sytuacja z Żelaznej w Warszawie, gdzie jedzenie jest naprawdę super. Obok mnie dziewczyna z nietolerancją laktozy, następnego dnia ma rodzic. Dostaje na śniadanie biały ser, nie dostaje natomiast kefiru (ten przy nietolerancji akurat można jeść). Chyba po to, żeby ja przed porodem w bólach przeczyscilo 🙄 Posmialysmy się i zjadła chleb z sałatą. Co jak co ale w żadnym szpitalu, w których byłam lub byli moi bliscy nie było mowy o diecie.
W szpitalach, w których ja leżałam były różne diety: lekkostrawne, dla trzustkowców, nerkowców, wrzodowe, wysokobiałkowe, cukrzyków, wrzodowców, wątrobowców, bezmleczne. Serio, do wyboru do koloru 😉 Nawet na stronach szpitali często są wypisane diety stosowane w danej placówce 😉
safiePowyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin 10 czerwca 2017 14:06
BASZNIA, jestem urzędnikiem i niestety, jak ktoś od progu mnie stawia w pozycji "niekompetentnego nieroba" czy przychodzi się wyżyć, to nie ma mowy, żebym wylazła ze skóry z uprzejmością i pomocą - udzielam tylko koniecznych informacji. Z kolei, jak ktoś jest miły i nawet źle trafił to się i obdzwoni inne wydziały, żeby tej osobie udzielić informacji, żeby nie musiała biegać po całym urzędzie, i podrukuje odpowiednie druki nawet z jakiś innych jednostek.
i dla niefacebookowców: "Ważne!!! Poświęccie sekundę, przeczytajcie i udostępnijcie. Sytuacja z dzisiaj, godzina 13😲0 przystanek tramwajowy Warszawa dworzec centralny. Przed samym wyjściem z tramwaju ktoś szturcha mnie w ramię, nigdy nie reaguję na takie rzeczy przez moja fobię społeczna i lęk przed ludźmi. Dodatkowo miałam słuchawki na uszach. Jak się później okazało był to kontroler biletów, który gdy tylko drzwi się otworzyły a ja zrobiłam krok do przodu ZŁAPAŁ MNIE OBYDWIEMA RĘKOMA I RZUCIŁ NA ZIEMIĘ PO CZYM ZACZAŁ MNA SZARPAĆ I WRZESZCZEĆ. Zanim zorientowałam się, że to kontroler zaczęłam panicznie krzyczeć "don't touch me, stop touching me" (nie mam pojęcia dlaczego po angielsku). Facet nie przestawał mną targać po tej ziemi, mam rany na ramionach (mam dosyc chudziutkie ręce). Ludzi było pełno jak to w południe w centrum. Zareagowała tylko jedna osoba (dziękuję!!!), reszta tylko nagrywała sytuację telefonami. Ludzie! Wyjdzcie z tego internetowego świata, otwórzcie oczy i REAGUJCIE. Wasze filmiki mi nie pomogły i nie pomogą ani trochę."
Gdyby ktoś trafił na filmik w internecie, na którym facet targa młodą dziewczyną po przystanku tramwajowym - to jestem nią ja i prosiłabym o podesłanie mi tego filmu, bo będę miała dowód na policji.
Dziewczyna która ze mną leży nie je niczego ze szpitalnej diety, bo wszystko ją brzydzi. Dowożą jej posiłki z domu. Ja zjadam prawie wszystko ( nie zjadłam ogórka kiszonego bo nie lubię) Ziemniaki na obiad były już letnie, ale jest kuchenka oddziałowa a tam mikrofalówka. Zupa mleczna na śniadanie też była chłodna i jakby jej czegoś brakowało w smaku. Ale no luuuudzie... to nie hotel. Żarcie to żarcie. Centrum Onkologii w W-wie to straszny "syf" optycznie patrząc. Ale mam porównanie, bo operowana byłam w prywatnym szpitalu Medicover. I żarcie wcale nie było lepsze. Ładniej podane, na ładniejszej tacy, ładniejszych talerzach. Ale tak samo chłodne, tak samo nie doprawione, takie same małe porcje. Tak samo na śniadanie chleb z serem, czy wędliną, czy dżemem. ( fotki "prywatnego" żarcia z Meicovera) Nie wiem...chyba za mało wymagająca jestem. W szpitalu to ja oczekuję, że mnie: zdiagnozują, wyleczą. W miarę sprawnie. Nie oczekuję, że personel będzie mi w tyłek wchodził, ani że dostanę żarcie jak w hotelu. Mam takie podejście jakie mam, dla personelu jestem bardzo miła i NIGDY PRZENIGDY nie miałam żadnych przykrości, nieprzyjemności itd itp. A wcale nie wiedzą w tych szpitalach, że jestem lekarzem. Nie rozgłaszam się z tym. Wydaje mi się, patrząc na "koleżanki" leżące ze mną, że baaaarzo wiele zależy od podejścia pacjenta do tego co szpital/personel może nam dać. One mają powody do narzekania ( patrz mój pierwszy post na ten temat), ja jakoś nie mam.
infantil, koszmar jakiś, bo pewnie gdybyś była solidnej postury facetem i w obronie przywaliła temu gnojkowi w nos, to policja od razu by się zainteresowała... 🙁 Współczuję sytuacji i powodzenia na policji :kwiatek:
Co do jedzenia w szpitalach, jak byłam w szpitalu w Toruniu na oddziałach dziecięcych (przenosili mnie, na 2 albo 3 byłam chyba w końcu), jedzenie było super. Ostatnio leżałam u nas na chirurgii i już nie było, ale nie marudziłam, bez przesady. Też dla mnie ważniejsze było, żeby mnie dobrze poskładali (czego jednak nie zrobili 🤣 ). Chociaż faktem jest, że jak kolację dają o 17 i są to 3 kromki chleba i jakiś plaster wędliny, to jednak bez swojego jedzenia ciężko wytrzymać do śniadania 😉
Naszło mnie, wybaczcie. Kolacja- 4 kromki chleba, 3 wędliny. Wędliny maławo. Ale... i tak wszyscy dokupują sobie wędliny czy nabiał w sklepikach na dole lub w ogóle w sklepie przed szpitalem. Jeśli kogoś nie stać, widzę, że w kuchence oddziałowej leżą całe porcje, niepotrzebne, których ktoś w ogóle nie wziął ( bo je swoje) W zamrażarce są pomrożone plasterki wędlin, kostki masła, leżą pojemniczki z dżemem. Myślę, że gdyby trafiło na kogoś biednego, nie umarłby z głodu. Chleb świeżutki, smaczny. Wędlina, moim zdaniem, bardzo smaczna. Zgodzę się, że dla głodomora porcje są maławe. Ale moim zdaniem, w smaku wszystko jest ok.