Jest dzierżawiony. MÓJ, ale stoi w tej stajni. I będzie stał... po prostu- nie mam możliwości go nigdzie indziej przenieść.
No, dobrze. Spytasz tego pana czy i ew. za ile chce sprzedać tego konia? Możesz pomóc mu wstawić tu ogłoszenie, zrobić zdjęcia. A w międzyczasie nogę przemyć, psiknąć lekarstwem.
Problem leży w tym, że - przynajmniej z tego, co zrozumiałam - Rogalasz nie ma możliwości choćby "przemyć, psiknąć lekarstwem". W końcu nie może się wtrącać.
Problem leży w tym, że - przynajmniej z tego, co zrozumiałam - Rogalasz nie ma możliwości choćby "przemyć, psiknąć lekarstwem". W końcu nie może się wtrącać.
Zaraz, zaraz, to Ty nie możesz, czy nie chcesz się wtrącać? Skoro nie chcesz się wtrącać, to czemu w ogóle zadałaś tutaj to pytanie? To już jest wtrącaniem się, tak ogółem - do zdezynfekowania rany i psiknięcia lekarstwem ukończenia weterynarii nie trzeba, zapewniam.
Rozumiesz, że koń cierpi, bo otaczają go ludzie, którym się w ogóle nie chce się nim dobrze zaopiekowac, w tym również i TY? Bo sorry, ale ja, jakbym zobaczyła taką sytuację, to nie puściłabym tego płazem, pogadałabym z właścicielem, nawet własnoręcznie zrobiłabym opatrunek
Dlaczego się wpakowałaś w taką sytuację? Co chcesz tym osiągnąc, przecież nic nie zmienisz. A co na to wszystko twoi rodzice?
Dlaczego wet ma psikać drugim? Zadzwoń do jakiegoś dobrego weterynarza, zapytaj, jaki "specyfik" poleca i nim psiknij, a z drugiego weterynarza zwyczajnie zrezygnuj. Eh, z takim podejściem to niczego nie zrobisz, nie pomożesz, choćbyś bardzo chciała.
ale ani jeden ani drugi nie są zbyt kompetentni - przyjeżdżają co 2,3 dni i "psikają czymś czerwonym". Rany przemywa się parę razy dziennie, nie co 3 dni...
Rogalosz wystarczy, że w aptece kupisz riwanol i strzykawką koniowi polejesz na ranę. To już odkazi, a zaszkodzić nie powinno. Swoją drogą jeśli piszesz, że to godzina drogi od Poznania, to dobrych wetów przecież w okolicach jest kilku, takich typowo końskich.
Jeżeli masz na to jakiś wpływ - nie radzę. Jeżeli rana wygląda faktycznie paskudnie i jest ona tak bardzo głęboka, to pobyt na pastwisku może tylko konia bardziej "uszkodzić".
Kurczę. Drugi dom- tak owszem. Ale ja nie mogę się wtrącać- bo nie chcę. to jest raczej robota dla weterynarza... a jeśli coś zrobię nie tak? to potem będzie na mnie.
No tak. Witaj w dorosłym życiu. Potem jest już tylko trudniej i takich wyborów dokonuje się mnóstwo. Zrobiłaś pierwszy krok. Teraz zdecyduj: zawracasz, edytujesz posty, znikasz czy kontynuujesz? Ta decyzja musi być twoja. Ja rozumiem, że się boisz, że cię od tego dzierżawionego/opisywanego tu jako twój odetną jak zaczniesz sprawiać kłopoty. Ale i tak odetną, kiedy ktoś z RV "życzliwie " doniesie im co tu piszesz. O ile pamiętam, zawsze się pojawiał życzliwy. I teraz trzeba wybrać: walczysz czy się cofasz? Czy szukasz kompromisu? Czy drogą do kompromisu jest obsmarowywanie tu weta, schroniska i dziadka? Znów ty sama oceń. Tak to działa u dorosłych. I nazywa się: odpowiedzialność i dokonywanie wyborów. 🙁
I tak nie radziłabym trzymać konia na pastwisku. No niestety, jest dokładnie tak, jak pisze Tania - albo podejmujesz ryzyko, walczysz o życie konia, jesteś odpowiedzialna za wszystkie konsekwencje Twojego wyboru, albo chowasz głowę w piasek.
Nikt nie chce kłopotów. Sama mam trzynaście lat i wiem, jak jest w tym wieku - również zajmuję się końmi, w miarę możliwości staram się pomagać właścicielowi, który "jakieś" pojęcie o koniach ma, no ale cóż, "jakieś". Z tym, że ja mam akurat w tym układzie dużo do powiedzenia, więc nie jest to tak trudny przypadek. Czasem trzeba walczyć. Trzeba podejmować decyzje. Niestety, nikt tego za Ciebie nie zrobi.
ale właściwie na jakiej podstawie można zarzucić coś temu człowiekowi? Weterynarzy jest wezwanych dwóch, konie podobno wyglądają bardzo dobrze, mają jedzonko, wypuszczane są na padoki.
Przepraszam, że jako koński laik sie odzywam ale w całej historii jedno mi nie gra. Widziałaś ranę od początku, czemu od razu nie przemywalas żeby się nie paprała. Właściciel by nawet nie wiedział i uznał, że samo sie zagoiło.
Zapytała, więc odpowiedziałam, według mnie tez nie powinna odpuszczać jedynie ze względu na fakt, że jakiś donosiciel może się przypałętać. Sam fakt, że wytrzymała w dyskusji więcej niż kilka minut, może świadczyć o tym, że jednak chce coś zrobić. Pytanie tylko, czy to "chcenie" jest wystarczająco silne, by dokonać wyboru.
akroksa - Dziewczyna sama stwierdziła, że nie chciała (nie chce?) się mieszać i według niej była to robota dla weterynarza.
Ja nie ufam ocenie sytuacji trzynastolatki. Tym bardziej, że troszkę tu od roku konfabulacji: koń jej a nie jej etc. Nie ufam tym bardziej jej diagnozie, która ma być lepszą niż diagnozy dwu lekarzy. Informacje są sprzeczne. Pomysłu brak. Są emocje właściwe do wieku. Dobrze, że są. Człowiek ma być wrażliwy. Ale i mądry, a na to trzeba czasu. Jednym więcej innym mniej. p.s I znów masz wybór i decyzję: -ban z forum czy ban ze stajni ? Czy szukanie trzeciego rozwiązania?