czytanie w wannie poznym wieczorem. i jak mam calkowicie wolny od jazd dzien, moge jechac do konia, nie spieszyc sie... niezbyt czesto mi sie zdarza taka chwilka, ale jak juz jest, to niezmiernie mnie cieszy 🙂
Ja zapomniałam o mojej sobotniej lub niedzielnej porannej chwili dla siebie - Młody budzi nas o 6-7 wstaję z nim, ale on po mniej więcej godzinie spowrotem zasypia a ja wtedy mam czas tylko dla siebie 🙂 Kafka, komputerek lub książka i ja, czasami z kotem na kolanach. Cały dom śpi i nikt mi wtedy nie przeszkadza 😀
Jakie macie sposoby na chwilkę dla siebie w pracy. Czy jest mozliwość aby mieć takową? Najbardziej interesuje mnie chwilka dla swojego kręgosłupa w przypadku pracy siedzącej. Jak sobie pomóc? Jak odpocząć?
CuLuLa, nie wiem, na ile możesz się "powiercić" w pracy... Może tak niby-jogowo? Wersje wymagające więcej swobody: i . I mniej: Coś sobie można powybierać w miarę warunków.
Myśl pierwsza o "chwili dla siebie" - chyba mocno zależy od etapu życia i od tego, z kim się mieszka. Z rodziną, samemu, z drugą połówką, z dziećmi... Pamiętam (długawe) chwile z książką w wannie w domu rodzinnym. Pamiętam swoje własne kawy poranne z gazetą lub książką. Teraz najbardziej dla mnie są chyba poranne "obrządki". Budzenie zaspanych kości, chlapanie zimną wodą itd.
A myśl druga - że może bardziej zależy, jak a nie co się robi. I że najbardziej czuję, że czas jest dla mnie, nie wtedy, kiedy chowam się w książkę, tylko kiedy bardziej jestem obecna w tym, co robię. Czy to pielenie, czy picie kawy, czy wklepywanie kremu. Co nie znaczy, że czytanie książki przestało należeć do zestawu przyjemności 🙂
TeliKoń to zwierzak. Animal. Rży i wierzga. Patrzy w dal. Konstanty Ildefons Gałczyński 22 września 2009 15:19
Również wykonuję pracę biurową i czasem mi plecy odpadają. Ale żeby iść do toalety, czy zrobić sobię kawę, muszę zejść na dół. Bywają dni, że biegam po schodach parenaście razy, co daje mi chwilę ruchu. W ciepłe dni jem śniadanko na dworze w słońcu. Nie odbieram wtedy żadnych telefonów, tylko kontempluję moją bułkę 😉
Moja chwilka dla siebie, to tak naprawdę moja praca. Codziennie 90 min praktyki jogi. Czasem to okropnie trudne wyłączyc zmysl nauczycielski, który analizuje tysiąc razy, jakby to, co robię w danej chwili wykorzystac na lekcjach, które prowadzę. Z jogą jest dokładnie tak samo, jak z końmi, kiedy staje się zawodem i włącza się rutyna, to często nie chce się cwiczyc, a trzeba.
Niemniej jednak zdecydowanie moja praktyka własna i uwielbiam wyjśc gdzies, gdzie nie ma hałasu i nie trzeba zagłuszac myśli muzyką.
Ja dziś miałam swoją chwilę dla siebie... Poszłam na halę po program, bo zapomniałam zabrać jak wracałam z jazdy i nikogo nie było na hali, cisza, spokój, hucuły rżały, usiadłam "tylko na minutkę, przeczytać program" i... zasnęłam na pół godziny 😵 spałabym pewnie dłużej, ale mnie obudzili : P
Dziś miałam całe 2h! 💃 Dyżur w sali wystaw Domu Kultury. Siedziałam sobie w ciszy i spokoju, w pięknym otoczeniu, przyszły 3 osoby zwiedzające. Nikt mi nie przeszkadzał, nic mnie nie pospieszało. Trochę czytałam, trochę myślałam... Żadnego "Mama! bo...", żadnego bałaganu, który trzeba będzie sprzątać, żadnego komputera 😀iabeł:
Ja mam niewiele takich chwilek, ale pewną w grafiku jest ta poranna. Godzina 4 rano, w laptopie uruchomione Radio Pin, kubek gorącej kawy i ja, sama na sam z budzącym się światem. Sporadycznie, bo dzień pracy chyba nigdy mi się nie kończy, Cin Cin Rosso,dobra książka, fotel po przejściach, kot na kolanach i pies przy nogach.
[quote author=karolina_ link=topic=9320.msg337919#msg337919 date=1253279723] na niektórych ludzi mam cierpliwość... 😉 tyczy się to głównie tych którzy mają cierpliwość do mnie 😉
czuję się wyróżniona. P.S. Do Ciebie nie potrzeba specjalnej cierpliwości, są gorsze przypadki 😉 [/quote]
powiedz to reszcie 👿 👿 👿
z drugiej strony - JAK ja mam być spokojna i łagodna, jak przeważnie mój dzień codziennie wygląda tak jak dzisiaj? 6:15 - budzi mnie telefon. Dzwoni automatyczna sekretarka TPSA, żeby podać mi wiadomości które wczoraj wieczorem nagrała dla mnie babcia. odkładam słuchawkę. Do 7:45 sekretarka dzwoni jeszcze 5 razy - co piętnaście minut. Za 6 razem odbieram telefon i odsłuchuję wiadomość. Kasuję ją i wracam do spania. Po 5 minutach dzwoni telefon który ignoruję, miałam wstać o 8:30 i taki mam zamiar. o 8:25 dzwoni babcia, żeby mnie obudzić, więc odbieram. 3 minuty po niej dzwoni sekretarka, by podać mi wiadomość od babci "Kasiu wstawaj". Nagrana na sekretarce na pewno mnie obudzi, widać jak skutecznie. od godziny 8:30 telefon dzwoni jeszcze 12 razy (liczę). odbieram z tego 2 połączenia, bo mam już serdecznie dość, a jest dopiero rano. Po 12 razie wyłączam dźwięk, więc nie wiem ile jeszcze razy dzwonił.
o 10😲0 zaczyna dzwonić komórka. Robię sobie śniadanie, gadając przez tą nieszczęsną komórkę. Wychodzę z psem, wracam się spakować. Wychodzę z domu i zaraz po dojechaniu autem na miejsce uświadamiam sobie, że nie zabrałam rzeczy, które miałam zabrać. Zbieram za to ochrzan. Zawożę dziadków na działkę a sama jadę załatwiać sprawy w mieście. Poranne telefony się mszczą - wtedy ja nie odbierałam, a teraz nikt nie odbiera ode mnie, przez co załatwienie czegokolwiek zajmuje mi 2 razy dłużej. O 13😲0 zdaję sobie sprawę, że jeśli miałabym się wyrobić do stajni to muszę zamówić odrzutowiec, więc stajnię na ten dzień sobie odpuszczam. w pewnym momencie dzień zwalnia tempo, bo robi mi się 20 minut okienka między spotkaniami. idę do empiku i w ramach relaksu kupuję sobie 2 książki, ktorych nie będe miała czasu przeczytać. Relaks mści się, bo na następne spotkanie się spóźniam. Przyjeżdżam po dziadków na działkę, dziadkowie naburmuszeni, powód nieznany. Pod blokiem okazuje się, że to ja jestem "jakaś dziwna". Aspołeczna, niepomocna, złośliwa, wredna i egoistyczna. Wchodzę na górę, gdzie odbywa się "magiel towarzyski", na koniec którego obrażają się wszyscy (każdy na każdego). także za to, że nie mam pojęcia, co będę robiła jutro, bo plan zmienia się jak w kalejdoskopie co 5 minut. wychodzę z płaczem, bo nie mam już na to wszystko siły. Pod blokiem uciekam z moim psem przed psem puszczonym luzem, którego właściciele sobie w kulki lecą i mają go gdzieś. Na szczęście psa - a moje nieszczęście - gaz pieprzowy został na stole w kuchni. wchodzę do domu i nawet nie mam siły zdjąć butów. trzeba by sprzątnąć, pozmywać, zacząć się pakować przed wyjazdem. Niestety - cały dzień nie miałam ani chwili ciszy, więc teraz siedzę sobie w ciszy, słucham przez okno jak dwupasmówką jadą samochody. Cisza.
Na pewno za chwilę zadzwoni telefon 👿
zainteresowanym dodam jeszcze tylko, że ja ciągle jestem na wakacjach 😤
-monitor, sluchawki na uszach i moj ukochany serial. -lezenie w lozku do poznej nocy i sluchanie muzyki. - dluuuugi spacer z psem
Staram sie kazda chwile spedzana samotnie jakos wykorzystywac 'dla siebie'. Chociazby jadac autobusem czy tramwajem, sluchawki na uszy albo spogladanie przez okno i odcinanie sie od swiata.
Staram sie każda chwile spędzana samotnie jakoś wykorzystywać 'dla siebie'. Chociażby jadać autobusem czy tramwajem, słuchawki na uszy albo spoglądanie przez okno i odcinanie sie od świata.
dokładnie. Słuchawki na uszy, i totalne odcinam się od świata. Jedna słuchawkę zakładam, gdy cos robie i musze słyszeć czy ktoś cos do mnie mówi. 2 gdy totalnie się odcinam od świata.
i bardzo bardzo rzadkie.. kiedy siadam na plaży wieczorem i patrze sobie w morze, i słucham szumu fal. Taka totalna cisza, strasznie mnie drażni, nie wiem czym to jest spowodowane, ale jak jest tak cicho, ze nic nie gra( radio,mp3) to :nunchaku:
Odkopuję. Taki ten świat się robi nieprzyjazny i dziwny, że "chwila dla siebie" mi się wydłuża coraz bardziej. W Krakowie zagrzebuję się w książki . Na wsi wymykam się do stajni i gadam z końmi. Jakoś tak coraz trudniej mi być w głównym nurcie. Nie znajduję miejsca dla siebie. To kwestia wieku?
Chyba nie wieku, też tak mam. Mogę stwierdzić, że ostatnio mam same "chwile dla siebie" -> rano po stajennym obrządku kawa, śniadanie, chwilka przed komputrem, w autobusie pełen chillout ze słuchawkami w uszach, który czasem przedłuża się do momentu wejścia na zajęcia [łażę w kółko z odtwarzaczem mp3. Kiedy go wyłączam, nagle świat wydaje mi się nudny, niemiły, cichy i niespecjalny]. Ale uwielbiam te chillouty w autobusach czy pociągach. Oooochhh, człowiek sobie jedzie, pozwala myślom płynąć, patrzy się przez okno i wsłuchuje w muzykę 😍 Po powrocie do domu, obrządku stajennym [tu w sumie jest spora "chwila dla siebie", bo codziennie poświęcam godzinę na czyszczenie, głaskanie i rozpieszczanie w ten sposób konia], nauce i innych obowiązkach -> książki 😍 albo wanna i długa kąpiel.